Spotted Love
One Shot No.1
Tristan
– Nie
wierzę. Dziś macie trzecią rocznicę! Ale to szybko minęło. – Usłyszałem w
słuchawce, przechadzając się alejką po markecie.
Robiłem
zakupy na dzisiejszą kolację moją i Nikodema. Dokładnie dziś mijają trzy lata
od kiedy wzięliśmy ślub.
– Tak,
mi też czasem ciężko w to uwierzyć. To już osiem lat odkąd z nim jestem i
prawie dziewięć jak mieszkam w Polsce.
– Ale
to zleciało. Szykujesz coś?
– Ugotuję
zupę cebulową, ulubione spaghetti Nikodema i przywiozę sernik z malinami od
Mikołaja. Może i nauczyłem się całkiem dobrze gotować i piec, ale sernik to mi
taki w życiu nie wyjdzie – powiedziałem ze śmiechem.
– No
tak. Tata jest w tym najlepszy. Ale zdążysz ze wszystkim?
– Tak,
spokojnie zdążę – powiedziałem i westchnąłem ciężko.
– O
nie. Nie podoba mi się to westchnięcie. Co jest? – Maciek od razu wyczuł moje
chwilowe przybicie.
Powinienem
się tego spodziewać w końcu się przyjaźnimy.
– Chciałem
z nim porozmawiać o adopcji. Minęły trzy lata od naszego ślubu i wydaje mi się,
że to czas najwyższy by o tym pomyśleć. No i chciałem z nim porozmawiać o
terapii. Wiesz jakiej.
– Tak,
wiem. Ale dobrze wiemy, że Nikodem nie umie o tym rozmawiać. Zachowuje się tak jakby terapia miała zabrać mu męskość –
powiedział Maciek, prychając.
– Maciek,
zrozum, że Niko się obawia, bo terapia nie zawsze się sprawdza i gdyby w jego
przypadku się nie udało mógłby się załamać.
– To
lepiej pozbawić swojego męża możliwość posiadania dzieci – powiedział
zrzędliwie chłopak. Od jakiegoś czasu miał fazę na zostanie wujkiem. Zresztą,
wszyscy w jego rodzinie czekali aż zaadoptujemy jakiegoś maluszka albo Nikodem
zdecyduje się na terapię.
– Maciek,
odpuść. Nie pieklij się tak. Porozmawiam z nim sobie na spokojnie. Poza tym,
zachowujesz się tak jakby chodziło o ciebie.
– Po
prostu widzę jak ci przykro. Jak z miesiąca na miesiąc coraz bardziej tego
chcesz. Rodziny. Jak patrzysz na dzieci. Zasługujesz na to. Zresztą mój głupi
braciszek też, ale musi wyjąć najpierw swój pusty łeb z tyłka – powiedział z
przekąsem. Zachichotałem tylko.
– No dobra, mądralo, muszę
kończyć. Wszystko musi być idealnie, w końcu dziś nie jest zwykły dzień. Odezwę
się jutro – powiedziałem nim się rozłączyłem.
Po
skończeniu zakupów zajechałem do stadniny by odebrać sernik.
– Naprawdę
ci dziękuję, Mikołaj.
– Och,
daj spokój, Tristan. Wiesz, że to dla mnie żaden problem, dziecko. Mam nadzieję,
że będzie wam smakować. Udanego wieczoru – powiedział, ściskając mnie lekko,
gdy wychodziłem. Nie zabawiłem tam długo. Właściwie wcale, bo zależało mi na
czasie.
W domu,
na najwyższych obrotach, wziąłem się za szykowanie kolacji. Zajęło mi to
troszkę czasu, tak samo jak naszykowanie jadalni, ale było warto, bo wszystko
było idealnie. Poszedłem wziąć prysznic i naszykować się przed powrotem Nikodema.
Punktualnie
o dziewiętnastej trzydzieści drzwi do mieszkania się otworzyły i pojawił się w
nich mój mąż.
– Tristan,
jesteś?!
– W
jadalni! – Gdy tylko to powiedziałem w progu pojawił się Nikodem z wielkim
bukietem róż, wpatrując się z zaskoczeniem w zastawiony stół z kolacją. –
W końcu dziś nasza rocznica, prawda? –
powiedziałem z czułym uśmiechem, podchodząc do niego.
– Tak. – Puścił mi oczko i podał kwiaty.
– Wszystkiego
najlepszego, Niko. Oby było więcej takich rocznic.
– I
nawzajem, skarbie.
Usiedliśmy
do stołu. Zapaliłem świeczki i podałem kolację. Mężczyzna nalał nam wina do
kieliszków.
– Za
nas i naszą wieczną miłość. – Wzniósł toast.
– Jesteś romantykiem, skarbie. – Posłałem mu nad stołem uśmiech i upiłem trochę
wina.
– Dla
ciebie zawsze.
Zaraz
po kolacji podałem nam sernik. Czułem się coraz bardziej nerwowy, co niestety
zauważył mój mąż.
– Wszystko
w porządku?
– Tak,
ale… Musimy porozmawiać.
–
O czym? – zapytał, patrząc mi w oczy i uspokajająco pocierając kostki mojej
dłoni.
– Chciałem
porozmawiać o naszej rodzinie. A raczej jej powiększeniu. – Mężczyzna od razu
się spiął.
– Ale
nie ma o czym mówić. Wiesz, że mimo iż bym chciał to nie mogę dać ci szansy na
urodzenie dziecka – powiedział, prostując się.
–
I tu się myślisz. Możemy zostać rodzicami dla jakiegoś maluszka, który czeka w
domu dziecka. Poza tym, masz szansę by stworzyć ze mną dziecko. Wystarczy, że
pomyślisz o terapii. – Gdy tylko to dokończyłem Nikodem zerwał się z miejsca.
–
Nie rozumiesz! Terapia na pewno nie zadziała! Po tylu latach… A adopcja? Myślisz,
że to dobry pomysł?!
–
A, co? Lepiej nas pozbawiać jakiekolwiek szansy?! – Nie wytrzymałem i
wybuchnąłem. Miałem już dość tych powtarzających się sprzeczek gdzie zgadzałem
się z Nikodemem. Nie mówiłem tego, co myślę i czuje. – Ja pragnę by to mieszkanie przestało być puste! Chcę
wreszcie słyszeć tupot małych stóp! Czy ja proszę o tak wiele?!
– Tak,
bo ja ci nie mogę tego dać!
– Możesz,
tylko nie chcesz! Moglibyśmy się starać o adopcję. Mógłbyś spróbować terapii,
ale ty nie chcesz! A to mnie już dobija, bo ja chcę zostać rodzicem! Czy to aż
tak dziwne?!
–
Nie, nie jest. Dziwne jest to, że tak późno uświadomiłeś sobie, że nie jestem
dla ciebie odpowiednim facetem. Nie mogę dać ci wszystkiego. Po co się ze mną
wiązałeś skoro teraz się męczysz i żałujesz?
– Co?
Ja nic takiego nie powiedziałem! Jesteś moim mężem i możesz dać mi wszystko,
wiem to. Po prostu trochę się boisz, ale to nie powód by się tak zachowywać. A
chcesz wiedzieć, po co się z tobą wiązałem?! Bo cię kocham, durniu! Nie męczę
się i nie żałuję. Żal mam tylko o to, że nie chcesz dać nam szansy jako
rodzicom.
–
Bo my takiej nie mamy! Przemyśl to, co ci powiedziałem i zrozum, że marnujesz
czas dla mnie – powiedział i ruszył, a ja z ciężko bolącym sercem położyłem się
na kanapę, nie mając już siły na nic oprócz łez.
Nikodem
Trzasnąłem
zdenerwowany drzwiami od sypialni. Zaświeciłem światło i usiadłem ciężko na
łóżku. Oparłem łokcie na kolanach i pokręciłem głową. Nie tak miało być! To
nasza rocznica, do cholery! Musiała się skończyć kłótnią? Westchnąłem ciężko i
przeczesałem włosy dłonią. Dlaczego Tristan
podjął ten wrażliwy dla mnie temat akurat dzisiaj? A może zareagowałem zbyt
impulsywnie? Zmarszczyłem brwi. Zastanowiłem się nad tym dłużej.
–
Cholera! – zakląłem. – Przesadziłem.
Wstałem
gwałtownie z łóżka, przez co osunęła się z niego narzuta. Już miałem ją na nowo
zaścielić, gdy zauważyłem czarny dziennik na poduszce Tristana. Zdziwiony
sięgnąłem po niego. Otworzyłem go na
zaznaczonej stronie i spojrzałem na zapisane kartki. Było tam parę adresów,
linków do stron internetowych i numerów telefonów. Wszystkie do domów dziecka
niedaleko naszego miasta. Na drugiej stronie było parę nazw klinik i nazwisk
lekarzy, a pod spodem parę przypadkowych, lub też nie, imion chłopięcych. Podrapałem
się po karku i odłożyłem dziennik. Tristanowi naprawę zależało na dziecku,
jednocześnie myślał również o mnie. Nie robił nic za moimi plecami. Ograniczał
się tylko do notatek.
– A ja
głupi na niego naskoczyłem – zbeształem się.
Wyszedłem
z sypialni i powoli skierowałem się na dół. W całym mieszkaniu panowała
uciążliwa cisza. Tristan leżał na kanapie w salonie odwrócony plecami do mnie.
Co chwilę pociągał nosem. Poczułem się okropnie ze świadomością, że
doprowadziłem swojego męża do łez. Podszedłem do kanapy i usiadłem za plecami
męża. Dotknąłem jego ramienia i westchnąłem cicho. Bez słowa położyłem się za
jego plecami i przytuliłem go do siebie. Leżeliśmy w ciszy przez dłuższą
chwilę.
–
Przepraszam – szepnąłem. – Przepraszam, że tak gwałtownie zareagowałem.
– To
nie twoja wina. Nie potrzebnie na ciebie naciskałem, ale… Myślałem, że ty
również chciałbyś tchnąć trochę życia do tego pustego mieszkania. – Ponownie po
jego policzkach poleciały łzy.
– Nie
płacz – powiedziałem, odwracając jego twarz w swoją stronę. – Dopiero teraz
widzę ile to dla ciebie znaczy.
– Nie
chcę byś się zgadzał tylko ze względu na mnie. Dziecko musi mieć dwoje
rodziców. Nie chcę by czuło się niechciane. – Podniósł się do siadu. – Ja chcę
tej adopcji i jestem gotów pokochać to dziecko, a ty? – Spojrzał na mnie
poważnie. – Jeśli uważasz, że nie będziesz w stanie go pokochać to nasza
rozmowa nie ma sensu – powiedział, wstając z kanapy i zabierał się za
sprzątanie ze stołu po naszej kolacji.
–
Tristan. – Zatrzymałem go. – Nie denerwuj się.
– Nie
denerwuje się.
Uśmiechnąłem
się lekko i pociągnąłem go na swoje kolana.
–
Denerwujesz. – Rudy westchnął ciężko i kiwnął głową. – A teraz mnie posłuchaj.
Zgadzam się nie tylko ze względu na ciebie. Biorę pod uwagę również swoje
potrzeby i uczucia.
–
Naprawdę?
– Tak.
I chociaż nie mogę teraz powiedzieć, że pokocham to dziecko jak własne to na
pewno go nie odrzucę. Będę się starał je pokochać. Obiecuję. – Na koniec
pocałowałem go w policzek.
– Czyli
doszliśmy do porozumienia w sprawie adopcji, a co z terapią? – zapytał,
spoglądając na mnie smutnym spojrzeniem.
– Wiem
czego chcesz. – Westchnąłem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że adopcja
nie zastąpi mu ciąży. – Nie wiem. Nie wiem, Tristan. Naprawdę nie mam pojęcia
co mam o tym myśleć i co zadecydować.
– Nie
musisz się decydować na terapię od razu. Proszę cię tylko byś to przemyślał.
Przecież jak się nie uda to się nic nie stanie. – Chwycił moją twarz w dłonie.
– Pamiętaj, że zawsze będziesz moim mężczyzną. – Uściskałem jedną z jego dłoni
i uśmiechnąłem się lekko.
– Chodź
do mnie – powiedziałem i przygarnąłem go do pocałunku. Powoli smakowaliśmy
swoje usta. Były to zaledwie delikatne muśnięcia.
–
Zdajesz sobie sprawę z tego, że dziecko oznacza koniec szybkich numerków w różnych
częściach mieszkania? – zapytałem, uśmiechając się. Tristan zaśmiał się i trzepnął
mnie delikatnie w głowę.
–
Jestem gotowy się poświęcić.
–
Jakiego mam wytrwałego męża. – Zaśmiałem się.
–
Musimy ustalić termin kiedy pojedziemy do domu dziecka zorientować się co i
jak.
–
Właśnie… Myślałeś już w jakim wieku ma być dziecko?
–
Wydaje mi się, że dziecko w wieku przedszkolnym. Nie chcę adoptować niemowlaka
ze względu na…
– Na
wynik terapii – dokończyłem za niego.
– Tak.
– Pogłaskał mnie po włosach. – Wierzę, że nam się uda.
–
Dobrze, że przynajmniej jedno z nas w to wierzy – mruknąłem.
– Mój
głuptas – powiedział i pocałował mnie mocno.
Tristan
Od
tygodnia jeździliśmy do różnych domów dziecka. Pierwsze dwa od razu odpadły. Na
samym wstępie, gdy chcieliśmy złożyć papiery musieliśmy się nasłuchać o tym, że
dziecko to nie zabawka. Że może za szybko się decydujemy. Czy jesteśmy pewni,
że się nie rozwiedziemy, bo jesteśmy krótko małżeństwem. To spowodowało, że w
końcu zrezygnowaliśmy z nich i na mojej liście zostały juz tylko trzy domy
dziecka do odwiedzenia. W kolejnych dwóch złożyliśmy papiery, ale usłyszeliśmy,
że nie mamy, co liczyć na szybkie rozpatrzenie, bo jest mnóstwo par przed nami.
I tak został nam ostatni dom dziecka do odwiedzenia.
– Czuję,
że się uda – powiedziałem, wyglądając za okno samochodu pełen nadziei.
– Tris,
skarbie, nie napalaj się tak. Może się okazać, że niestety, ale będzie jak w
poprzednich dwóch.
– Nie.
Nie będzie, zobaczysz. Poza tym moja mama od początku mówiła byśmy tu przyjechali.
Jej koleżanka jest tu wolontariuszką i ponoć jest tu wszystko o wiele szybciej
załatwiane niż gdzie indziej – powiedziałem, czując coraz większą nadzieję, gdy
w końcu zatrzymaliśmy się pod budynkiem.
– W
porządku, ale Tristan… – mężczyzna
zamilkł, więc odwróciłem głowę w jego stronę by dostać delikatny pocałunek na
ustach. – Jeśli nie pójdzie tak jak masz
nadzieję, że będzie… Obiecaj mi, że się nie załamiesz i nie będziesz znów
siedział pół dnia w sypialni jak ostatnio, dobrze? – zapytał, przytrzymując mój
podbródek. Pokiwałem głową, uśmiechając się, choć oboje wiedzieliśmy, że to nie
takie proste. Że za bardzo mi zależy bym nie przejmował się i nie musiał tego
przeboleć w samotności przez chwilę. – W
takim razie chodźmy. – Wysiedliśmy z auta,
a mój mąż od razu złapał moją dłoń w swoją. Weszliśmy do budynku.
Był
on inny od poprzednich. Wydawał się bardziej ciepły i żywszy. Na ścianach
wisiały rysunki, a na biurku w recepcji stało kilka zdjęć. Jedne starsze,
drugie już troszkę nowsze. Wszystkie z wychowankami domu dziecka. Ogromnymi grupami.
– Dzień
dobry. Państwo przyszli odwiedzić któregoś z podopiecznych czy zarejestrować
się?
– Chcieliśmy
się zarejestrować – powiedziałem z coraz szerszym uśmiechem.
– Fantastycznie!
Młode małżeństwa są zawsze u nas mile widziane. Zaprowadzę was do pani Eweliny.
Ona wypełni z wami papiery i porozmawia o podopiecznych, którzy powinni
odpowiadać do waszej aplikacji – powiedziała i z uśmiechem zaprowadziła nas do
biura. Tam przywitała się z nami przemiła kobieta w średnim wieku. Po wypełnieniu
podstawowych papierów przeszliśmy do rozmowy.
– No
dobrze, w takim razie, dlaczego zdecydowaliście się na adopcję? – Znów to pytanie. Wiedziałem, że Nikodem go nie lubi,
więc chciałem od razu coś powiedzieć, ale mężczyzna mnie wyprzedził.
– Jestem bezpłodny. Chcę się poddać leczeniu, ale nie chcę o tym myśleć
jak o jedynej alternatywie.
– W
porządku, a jeśli terapia się powiedzie i będziecie się spodziewać dziecka? – zapytała,
spoglądając na nas uważnie.
– Nie
mamy zamiaru odrzucić dziecka, które adoptujemy, choćbyśmy mieli mieć w przyszłości
trójkę biologicznych dzieci – powiedział mój mąż, na co uśmiechnąłem się
szeroko. Mój Niko…
– Miło
mi to słyszeć – powiedziała i spojrzała w nasze papiery. Nagle jej oczy się
zaświeciły i spojrzenie skierowała na mnie.
– Mówi
pan po francusku? Naprawdę?
– Tak…
– powiedziałem niepewnie.
– To
cudownie! Zaznaczyliście, że chcecie dziecko w wieku przedszkolnym i chyba mamy
idealnego kandydata. Zwykle trzeba troszkę poczekać by zobaczyć dziecko, ale ja
właśnie wysyłam wasze papiery i troszkę to przyspieszymy – powiedziała,
podnosząc się z miejsca. – Chodźcie za mną. – Gdy wyszliśmy z gabinetu kobieta odezwała się ponownie. – Widzicie, jakieś dwa miesiące temu był dość spory
wypadek na drodze. Sześć samochodów brało w nim udział. Mało kto przeżył. Wśród
tych osób znalazł się mały, pięcioletni Aurelian. Jego matka była Polką i z
tego, co nam wiadomo chciała po raz pierwszy od przeprowadzki do Francji odwiedzić
rodzinne miasto ze swoją nową rodziną. Chłopiec mówi po Polsku, ale rzadko,
przytłoczony całą sytuacją. Więc najczęściej w sytuacji, gdy się stresuje mówi
po francusku.
– A
jego krewni? – zapytałem niepewnie.
– Ojciec
był sierotą, a rodzina matki nie utrzymywała z nią kontaktu po tym jak wzięła
ślub – powiedziała kobieta. Stanęliśmy przed dużymi drzwiami, które, jak się
okazało, prowadziły na salę zabaw gdzie dzieci spędzały dzień. Pani Ewelina
poprowadziła nas do oddalonego kąta sali gdzie przy stoliku siedział mały
chłopiec.
Jego
włoski były jasno-brązowe. Oczka miał
zielone, a buźkę miał obsypaną drobnymi piegami.
– Dzień
dobry, Aurelianku.
– Dzień
dobry. – Chłopiec spojrzał na mnie zaskoczony,
gdy odezwałem się do niego po francusku.
– Mam
na imię Tristan, a to mój mąż, Nikodem. Wiesz, przyszliśmy dziś odwiedzić cię.
Czy to jest dla ciebie w porządku?
– Tak
jak inne dzieci odwiedzają dorośli? A potem zabierają je do domu?!
– Tak
– powiedziałem niepewnie.
– No
to jest bardzo w porządku! Nie lubię tego miejsca, wiesz? Tu nie mam własnego
pokoiku. No i nie ma mnie kto przytulać przed spaniem, a ja zawsze się potem
boję. Kiedyś robiła to mama, ale teraz jest u aniołków z tatusiem. A poza tym
nie mogę mieć tu pieska, a mieliśmy z tatusiem w tajemnicy przed mamą kupić.
Wolałbym kucyka. Mój tatuś jeździł na konikach, ale piesek też jest fajny –
powiedział uradowany chłopiec, a ja poczułem, że się wzruszam.
– On
jest idealny – szepnąłem do Nikodema, czując jak w oczach zbierają się łzy. –
Wiesz, mamy w domu pieska. Co prawda jest już dość stary, ale można się z nim
bawić. Poza tym ja i Nikodem też jeździmy konno i jestem pewien, że jeżeli się
wszystko uda, i będziemy mogli cię zabrać to będziesz mógł pojeździć na kucyku.
– Naprawdę?!
Jesteś najlepszy! – wykrzyknął mały, przytulając mnie. Był taki ufny, żywy,
kochający i rozumny. Po prostu idealny, a oczka i piegi w połączeniu z
brązowymi włoskami powodowało, że wyglądał jakby był naszym dzieckiem. Czując
jego małe rączki wokół mojej szyi, wiedziałem, że zrobię wszystko by móc go
zabrać, a sądząc po wzroku Nikodema, on też
Nikodem
Przez następne osiem miesięcy regularnie
odwiedzaliśmy Aurelianka i chodziliśmy na szkolenia przedadopcyjne. Ja wciąż nie
podjąłem się leczenia choć już parę razy byłem w drodze do kliniki. W ostatniej
chwili jednak zawracałem, zwyczajnie tchórząc. Tristan starał się mnie nie
poganiać, ale ja widziałem, że jest coraz bardziej zniecierpliwiony. Nie tylko
moją postawą, ale także oczekiwaniem na Aurelianka.
–
Tristan, skarbie, nie stresuj się już tak – powiedziałem, obserwując męża jak
kręcił się po nowo wyremontowanym pokoju dla chłopca. – Wszystko jest
perfekcyjnie. – Rudy chodził po pokoju, co chwilę przekładając jakiegoś pluszaka
czy poprawiając zieloną narzutę na łóżku.
Gdy
mieliśmy pewność, że uda nam się adopcja Aureliana, Tristan postanowił zrobić
remont w wolnej sypialni na piętrze i dostosować ją do wymogów dziecka. Sam
zrobił projekt pokoju i wybrał meble. Po remoncie pokój wyglądał olśniewająco.
Samo pomieszczenie było trochę mniejsze od naszej sypialni. Naprzeciwko drzwi,
pod oknem, stało biurko, a obok niego białe, dziecięce łóżko z mnóstwem
poduszek i pluszaków. Na lewo od drzwi na całej ścianie rozciągały się różnej
wielkości półki i szafa na ubrania. Na białych panelach leżał zielony dywan, a
u stóp łóżka stała kolorowa pufa.
– A jak
mu się nie spodoba pokój? – zapytał Tristan, pakując do szafy parę ubrań, które
kupiliśmy dla chłopca, przeczuwając, że nie będzie ich miał dużo.
– Na
pewno mu się spodoba – zapewniłem, podchodząc do niego.
– Nie
mogę uwierzyć, że to już jutro – powiedział, spoglądając w stronę okna.Na
zewnątrz panowała dość ostra zima.
– Długo
to trwało, ale od jutro wszystko pójdzie z górki. – Pocałowałem go w ucho,
przytulając od tyłu.
– Mam
nadzieję. Wiesz, że czkają nas jeszcze przez jakiś czas kontrole.
– Wiem.
–
Nikodem, co z twoim leczeniem? – zapytał nagle. Odchrząknąłem ciężko i
odsunąłem się od niego. Tristan odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w
oczy. – Nie chcę cię poganiać, ale ja też nie mogę wiecznie czekać. Starzeję
się tak samo jak i ty, a w pewnym wieku zajście w ciążę jest już niemożliwe, a
nawet niebezpieczne.
– Wiem,
kochanie, ale jak widzisz ożeniłeś się z pieprzonym tchórzem – powiedziałem,
odchodząc od niego kawałek.
– Nie
mów tak, Nikodem. Po prostu potrzebujesz wsparcia, a ja chyba wiem nawet kogo. –
Spojrzałem na niego zaskoczony.
– Co
masz na myśli?
–
Potrzebujesz męskiej rady i to bynajmniej nie mojej.
– Kogo
masz na myśli? – zapytałem trochę zaniepokojony.
–
Zobaczysz. Umówiłem ci wizytę w klinice na dzisiaj wieczorem. Osoba, z którą
pojedziesz będzie tu o wpół do szóstej.
–
Tristan, co ty znowu wymyśliłeś?
–
Wszystko dla twojego i mojego dobra, a teraz chodź. Pomożesz mi przygotować
obiad – powiedział i pociągnął mnie za ramię.
*
O
siedemnastej trzydzieści rozległ się dzwonek do drzwi. Tristan od razu poderwał
się z kanapy by otworzyć. Jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałem z
przedpokoju głos mojego ojca.
–
Cześć, synu – przywitał się, wchodząc do salonu. – Gotowy? – Zaraz za nim szedł
mój piętnasto letni brat. Podniosłem się z kanapy i przywitałem z nimi.
–
Gotowy? – zapytałem głupio.
– Na
wizytę w klinice – dopowiedział mój mąż. – Twój ojciec pojedzie z tobą. Będzie
dla ciebie wsparciem, a Filip zostanie tu ze mną – powiedział, podchodząc do
młodego i obejmując go ramieniem. – Posiedzimy i pogadamy, prawda, młody? –
zwrócił się do szatyna. – Może dowiem się czy nie kręci się już przy nim jakiś chłopak
czy dziewczyna. – Uśmiechnął się, a Filip oblał się rumieńcem.
–
Zbieraj się, Nikodem, bo się spóźnisz na wizytę. – Westchnąłem, kapitulując i
udałem się do przedpokoju, ubierając ciepło.
– Kto
prowadzi? – zapytałem, wyciągając z kieszeni kluczyki.
– Ty
prowadź – powiedział ojciec, odwracając się jeszcze na chwilę w stronę Filipa i
Tristana. – Wracasz dzisiaj ze mną do domu? – zapytał szatyna. Chłopak nie
odpowiedział. Pokręcił jedynie przecząco głową i spojrzał pytająco na Tristana.
– Może
zostać – powiedział mój mąż. – Jutro rano go odwieziemy.
– No
dobrze. Tristan, mogę cię prosić na chwilę? – poprosił mój ojciec.
– Już
idę. Filip, idź do salonu. Zaraz do ciebie przyjdę. – Rudy podszedł do nas i
stanął naprzeciwko mężczyzny. Błażej spojrzał jeszcze na Filipa, ale gdy ten
zniknął w salonie przeniósł wzrok na Tristana.
–
Proszę, zmuszaj go do mówienia – poprosił.
– Dalej
nic się nie zmieniło? – zapytałem zmartwiony.
– Nie
ale nie zawracajcie sobie tym głowy. Macie swoje zmartwienia. Tylko, Tristan,
staraj się by Filip cały czas musiał mówić. Pytaj go o cokolwiek, dobrze?
– Nie
martw się, tato. Damy sobie radę. – Uśmiechnął się. – Mi zawsze coś powie.
Zaraz go o wszystko wypytam, a wy już zmykajcie, bo Niko się na wizytę spóźni.
Tato, pilnuj go.
– O to
się nie martw. Już ja wszystkiego dopilnuję. – Zaśmiał się.
*
Gdy ruszyliśmy w drogę ojciec nie
chcą siedzieć w ciszy zapytał jak tam sprawy dotyczące adopcji.
– Jutro
jedziemy po Aurelianka – powiedziałem, nie spuszczając wzroku z drogi.
– Z
opowieści Tristan to naprawdę uroczy chłopiec. Mam nadzieję, że szybko go
poznam.
–
Znając mojego męża to pewnie tak. – Uśmiechnąłem się. Gdy dojeżdżaliśmy do
kliniki zacząłem pękać. Błażej musiał to zauważyć, bo westchnął jedynie i
odezwał się spokojnym głosem.
– Nie
martw się, synu. Będzie dobrze.
–
Miejmy nadzieję – powiedziałem, wysiadając z auta.
*
Wracając
do domu miałem znacznie lepszy humor. Wysadziłem ojca pod naszym blokiem, a ten
przesiadł się do swojego samochodu i pojechał do domu. Byłem mu wdzięczny za
to, że dotrzymał mi towarzystwa podczas wizyty w klinice. Gdy wszedłem do domu
po mieszkaniu roznosiły się delikatne dźwięki muzyki klasycznej. Przeszedłem do
kuchni gdzie zastałem swojego męża i brata zajadających się ciastem.
–
Widzę, że dobrze się bawicie – powiedziałem, podchodząc do Tristana i całując
go w policzek. – Upiekliście ciasto?
– Nie
my, a raczej twój uzdolniony brat. Opłacało się pomagać tacie przy wypiekach
jak się było małym, co? – zwrócił się do Filipa.
– Tak –
odezwał się młody cicho. Uśmiechnąłem się trochę smutno.
– My tu
gadu, gadu, ale ty lepiej powiedz mi jak w klinice? – zapytał Tristan,
spoglądając na mnie z wyczekiwaniem.
–
Lekarz powiedział, że mamy bardzo duże szanse, a terapię mogę zacząć od
przyszłego miesiąca.
Rudy
przytulił mnie mocno i szepnął.
–
Bardzo się cieszę.
*
Późnym
wieczorem, gdy leżeliśmy już w łóżku przytuleni do siebie Tristan poruszył
temat mojego brata.
– Żal
mi Filipa – powiedział cicho. – Że też jego musiało coś takiego spotkać.
– Taa. –
Nie lubiłem poruszać tego tematu. Mój brat był dla mnie bardzo ważny, a wieść,
że spotkało go coś tak okropnego tak bardzo wyprowadziła mnie z równowagi, że
prawie wylądowałem w areszcie.
Wszystko
zaczęło się, gdy młody poszedł do gimnazjum. Pech chciał, że jego nauczyciel od
historii okazał się być gejem. Filip wpadł mu w oko, ale gdy powiedział nie,
nauczyciel wpadł w istny szał. Molestował mojego brata i gnębił przed całą
klasą. Sprawa wyszła na jaw, gdy jeden z kolegów Filipa, któregoś razu zobaczył
całe zajście. Młody po wszystkim zamknął się w sobie. Prawie w ogóle nie mówił.
Teraz też miał z tym problemy. Gdybyśmy go nie zmuszali do mówienia, nie
odzywałby się.
– Teraz
musimy mu pomóc przez to przejść. Musi czuć, że ma w nas wsparcie. Tak samo
Aurelianek.
– Masz
rację, kochanie.
Tristan
Gdy
rano się obudziłem od razu poczułem jak na moje usta wpływa uśmiech. To już
dziś! Tak, by nie obudzić Nikodema, wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni
przygotować śniadanie. Zacząłem smażyć naleśniki, gdy do kuchni wkroczył
zaspany Filip.
– Dzień
dobry. Masz ochotę na naleśniki?
– Czemu
nie – mruknął cicho chłopak, nie patrząc w moją stronę, a na stół.
– Dobrze,
zaraz będą gotowe. Chciałem cię zapytać czy nie chciałbyś pojechać z nami po
Aureliana? Mikołaj namawiał nas byśmy przyjechali z nim dziś na obiad. Wiesz,
przy okazji mógłby zobaczyć konie, więc moglibyśmy pojechać najpierw do domu
dziecka, a potem do was, co ty na to? – zapytałem, zerkając na chłopaka i
wrzucając kolejny puszysty placek na talerz. Nie były to tradycyjne, polskie
naleśniki, ale wiedziałem, że zarówno Niko jak i Filip je lubią.
– W
porządku, jeśli wam tak pasuje – powiedział cicho, wciąż nie podnosząc wzroku.
Westchnąłem tylko cicho i postawiłem przed nim naleśniki. Talerz miał ozdobiony
roztopioną czekoladą. Na stół postawiłem sałatkę owocową z wczorajszej kolacji,
syrop czekoladowy, słoik dżemu borówkowego, bitą śmietanę, brzoskwinie z puszki
oraz polewę toffi i miód. – Dziękuję. – Cicho mruknął, wybierając sobie
dodatki do naleśników, a ja wziąłem się za smażenie kolejnych.
– Mm… Co tak ładnie pachnie? – Usłyszałem
przy swoim uchu, gdy poczułem czyjeś ramiona wokół mojej tali.
– Nasze śniadanie, które muszę
skończyć szykować. Siadaj do stołu, skarbie, zaraz skończę – powiedziałem,
całując go w policzek.
– Dobrze, dobrze. Jestem grzeczny
– powiedział z uśmiechem, siadając do stołu. – Hej, braciszku. – Wyszczerzył
się do Filipa, podbierając brzoskwinię z miseczki.
– Ej, to do naleśników, a nie od
tak – powiedziałem ze śmiechem. Gdy wysmażyłem już odpowiednią ilość naleśników,
postawiłem je na stole razem z małymi talerzami i sztućcami dla mnie i dla
Nikodema.
– Dziękuję, skarbie – powiedział
mężczyzna, uśmiechając się do mnie.
– Proszę bardzo. Musimy się
spieszyć, bo wychowawczyni Aureliana powiedziała mu, że będziemy koło dwunastej
po niego – powiedziałem, zerkając na nich znad swojego talerza. Dostałem zgodne
kiwnięcia głowami.
Po dwudziestu minutach byliśmy
już po śniadaniu. Wyszykowaliśmy się dość sprawnie by móc wyjść troszkę
szybciej z domu. Zależało mi na tym, bo planowałem jeszcze pojechać po mały
prezent dla małego.
– To masz już pomysł, co mu
kupisz? – zapytał Nikodem, nie odwracając wzroku od jezdni.
– Tak, chcę mu kupić ładnego
misia z kokardką. Takiego jak ostatnio widzieliśmy na wystawie, pamiętasz?
Spodobałby mu się. Jestem pewny, że się ucieszy. Będzie miał, co przytulać w
nocy.
– To dobry pomysł. D-dzieci lubią
pluszaki. – Usłyszałem cichy głos Filipa. Chłopak zająkał się lekko, ale to nie
było ważne. Najbardziej ucieszył mnie fakt, że odezwał się sam z siebie. Gdy
zerknąłem na Nikodema wiedziałem, że myśli tak samo.
Gdy zaparkował pod sklepem wyciągnąłem
z niego młodego, chcąc go jak zwykle trochę zagadać, a przy okazji poprosić by
pomógł wybrać mi pluszaka.
– Jak myślisz, który mu się
spodoba? – zapytałem, gdy staliśmy przed półką pełną pluszaków.
– Nie wiem. Nie znam go.
– No wiem, ale jakbyś był znów w
jego wieku… – Zacząłem, uśmiechając się do niego. Wiedziałem, że wspomnienia z
dzieciństwa go uspokajają i troszkę rozweselają. – …to, którego byś wybrał? – Gdy
tylko skończyłem mówić, od razu sięgnął po jasno-brązowego, puszystego
niedźwiadka z czerwoną, dużą kokardą.
– Tego – powiedział z lekko
świecącymi oczami. Uśmiechnąłem się i sięgnąłem po takiego samego.
– No to chodźmy do kasy.
– Ale, po co ci dwa?
– Bo jeden jest dla ciebie, młody
– powiedziałem, czochrając go po głowie, na co uśmiechnął się lekko.
Gdy wsiedliśmy do samochodu z naszymi
zakupami pokazaliśmy Niko nasze zdobycze. Widząc pluszaka Filipa nawet nie
pisnął słówkiem, uśmiechając się tylko do niego. Droga do sierocińca nie
zajęła nam dużo czasu i byliśmy na miejscu przed określonym czasem, ale byłem z
tego zadowolony. Wolałem być wcześniej niż za późno.
– Dzień dobry – powiedziałem z
szerokim uśmiechem do recepcjonistki.
– Och, dzień dobry. To już dziś,
prawda?
– Tak! – Nie patrząc na nic,
zostawiłem za sobą chłopaków by z misiem w ręce wejść na salę, w której już
czekał Aurelian z plecaczkiem i niewielką walizką przy boku.
– Aurelian?
– Tristan! – Chłopiec zerwał się
z miejsca i wskoczył mi w ramiona, przytulając mocno. – To już dziś! Idę z tobą
i Nikodemem do domu!
– Tak. Idziesz z nami do domu,
skarbie – powiedziałem, uśmiechając się i mocniej przytulając mojego synka.
Nikodem
Gdy
Razem z Filipem weszliśmy do sali, rudy kucał, przytulając Aureliana.
Uśmiechnąłem rozczulony tym widokiem. Podszedłem do nich i poczochrałem małemu
włosy.
–
Cześć, brzdącu – przywitałem się z szerokim uśmiechem.Chłopczyk spojrzał na
mnie i również się uśmiechnął.
–
Cześć, Niko! A kto to? – zapytał, spoglądając w stronę mojego brata.
– To
Filip. Mój brat. Przyjechał z nimi cię odebrać. Filip też jeździ na koniach,
wiesz?
–
Naprawdę?! – Podekscytował się.
– Tak,
naprawdę. Idź się z nim przywitać. On bardzo lubi dzieci – powiedziałem,
pchając lekko chłopczyka w stronę Filipa. Mój brat zdziwił się, gdy zauważył,
że Aurelianek idzie w jego stronę. Chłopczyk w ogóle się nie zraził jego miną.
Podszedł do starszego chłopaka i wyciągnął w jego stronę swoją drobną dłoń.
Filip uścisnął ją z lekkim wahaniem. Gdy chłopiec zaczął opowiadać jak bardzo
chciałby pojeździć na kucyku mój brat uśmiechnął się ciepło w stronę chłopca i
zaczął mu coś odpowiadać.
– Chyba
znaleźliśmy idealną niańkę dla Aureliana i terapeutę dla Filipa. – Zaśmiał się
Tristan, chwytając mnie za dłoń.
– Tato
będzie zadowolony z takiego obrotu spraw. Gdyby to teraz nie wyszło, pewnie
zapisałby Filipa na terapię, a wiesz, że on nie przepada za obcymi.
– Już
nie będzie musiał iść na żadną terapię, a teraz chodź. Weźmiemy rzeczy
Aurelianka – powiedział mój mąż, biorąc plecak chłopca. Sam wziąłem jego torbę.
Pożegnaliśmy się z pracownikami domu dziecka i wyszliśmy na parking. Tristan
pomógł małemu wsiąść do auta i zapiął go pasem na siedzonku dla dzieci.
–
Proszę – powiedział, wręczając chłopcu brązowego misia. – To dla ciebie.
–
Dziękuję! – Ucieszył się chłopiec, od razu przytulając pluszaka.
– W
domu czeka na ciebie więcej niespodzianek.
– Tak?!
– krzyknął ucieszony chłopiec.
– Tak.
– Zaśmiał się Tristan. – Ale najpierw pojedziemy do dziadka na obiadek. Potem
będziesz mógł pooglądać koniki, a jak ładnie poprosisz to dziadek pozwoli ci
pojeździć.
– Naprawdę?
To jedźmy już!
– Już,
już – powiedział Tristan, zatrzaskując tylnie drzwi. Usiadł obok mnie i
odwrócił się do tyłu z szerokim uśmiechem.
– Filip
ci poopowiada o tym jakie ma koniki u siebie w domu, prawda? – zapytał mojego
brata, a ten, nie mając wyboru musiał przytaknąć.
*
Gdy
dojechaliśmy na miejsce zauważyłem, że mój tato i ojciec wyszli przed dom nas
przywitać. Wyłączyłem silnik i odwróciłem się do tyłu.
–
Dojechaliśmy – oświadczyłem, spoglądając na Aurelianka, jednak ten był zajęty
obserwowaniem koni biegających po zaśnieżonym pastwisku. Tristan zaśmiał się i
wysiadł z samochodu. Pomógł młodemu wysiąść.
– Patrz ile koników! – powiedział
podekscytowany chłopiec, wskazując palcem w stronę stada.
–
Wiedzę, ale do nich pójdziemy później. Teraz pójdziemy przywitać się z
dziadkami – powiedział, chwytając chłopczyka za rękę. Młody nie mógł oderwać
wzroku od koni, przez co prawie się przewrócił. Na szczęście Tristan go
przytrzymał.
– Patrz
pod nóżki, bo się wywrócisz, rybko.
Razem z
Filipem szliśmy za nimi. Uśmiechałem się jak szczerbaty do sera, ale nic nie
mogłem na to poradzić. Byłem szczęśliwy.
–
Witajcie, kochani! – przywitał nas mój tato. – A więc to jest Aurelianek. –
Uśmiechnął się, pochylając w stronę dziecka. – Uroczy z ciebie chłopiec –
powiedział, szczypiąc go delikatnie w policzek.
– Nie
wstydź się – powiedział Tristan, obejmując chłopca. – Przywitaj się.
– Dzień
dobry – powiedział cichutko. – Czy wy jesteście moimi dziadkami?
– Tak,
słoneczko – odpowiedział mój ojciec.
– Aha…
To… Będę mógł pojeździć na koniku? – zapytał, spoglądając na moich rodziców. Mój
tato zaśmiał się.
– Tak,
będziesz mógł, ale po obiadku, dobrze?
– A co
będzie na obiad?
–
Kurczak z frytkami.
–
Mniam! – krzyknął chłopiec i uśmiechnął się szeroko.
– On
jest rozbrajający – stwierdził Mikołaj i podał chłopcu dłoń, prowadząc go do
domu.
–
Oficjalnie stwierdzam, że Aurelianek wkupił się w rodzinę – powiedział Tristan,
chwytając mnie pod ramię
– Masz
rację – przytaknąłem.
–
Będziemy szczęśliwą rodziną, a jak jeszcze uda nam się spłodzić rodzeństwo dla
młodego to będzie już szczyt szczęścia.
Uśmiechnąłem
się i pocałowałem męża głęboko w usta. W tym pocałunku dało się wyczuć nasze
szczęście.
Tristan
– Usz
szjadłem! – powiedział Aurelian z pełną buźką, spoglądając na mnie. Jego oczy
błyszczały w podekscytowaniu. Dobrze wiedziałem, dlaczego, w końcu po zjedzonym
obiedzie miał zobaczyć stajnie z końmi. Gdy przełknął, co miał w ustach,
powycierałem mu buzię.
– Widzę.
Zjadłeś bardzo ładnie, więc pójdziesz zobaczyć koniki, ale jak wszyscy skończą
jeść. Dobrze?
– Tak.
– A
może zanim wszyscy pójdziemy, zjemy jeszcze deser, co ty na to, Aurelianku? – zapytał
Mikołaj, uśmiechając się do chłopca. Nie trudno było zauważyć, że polubił
małego.
– A
co będzie na deser?
– Tarta
z owocami. – Gdy mały to usłyszał stropił się i zerknął na mnie, odzywając się
cicho po francusku. To znaczyło, że czuje się niepewnie, albo jest zawstydzony.
– A-a tato? Co to jest ta tarta?
– To
jest takie ciasto, na którym będą owoce polane galaretką – odpowiedziałem mu w
tym samym języku by nie czuł się źle. Pokiwał głową i już po polsku, choć wciąż
troszkę niepewny, odezwał się do Mikołaja.
– To
ja poczekam i możemy pójść po deserze.
–
Dobrze to słyszeć, bo chcemy ci z dziadkiem pokazać niespodziankę jaką mamy dla
ciebie –powiedział Błażej konspiracyjnie, zerkając na uśmiechniętego Mikołaja.
– No
wiecie, co? To ja chciałem mu kupić pierwszego. – Oburzył się Nikodem.
– Dziadki
cię ubiegły – powiedział Mikołaj chichocząc. – O mój Boże, jak to brzmi. Czuję
się młodo, a jestem już dziadkiem.
– Zawsze
możecie sobie zrobić dziecko. To ponoć odmładza – powiedziałem, parskając
śmiechem na ich miny.
– Nie
czuję się aż tak młody. Poza tym, nie wiem czy nieprzespane noce i sińce pod
oczami odmładzają. Z całej trójki to Nikodem był najspokojniejszy i przesypiał
całe noce.
– Naprawdę?
Całe noce? Nie powiedziałbym – powiedziałem, uśmiechając się do coraz bardziej
czerwonego Nikodema.
– Nie
przejmuj się, ma to po ojcu. Fakt, że dziecko będzie za ścianą tego nie zmieni –
powiedział Miko, parskając śmiechem.
– Mikołaj!
– Tristan.
– Nikodem i Błażej zgodnie wykrzyknęli, czerwieniąc się lekko.
– Ale
oni poczerwienieli – powiedział Aurelian, przykładając rączki do ust, gdy się
śmiał przez, co wyglądał jeszcze bardziej uroczo.
– My?
No coś ty, przywidziało ci się. – Zaczął Nikodem, łaskocząc go, chcąc
najwyraźniej odwrócić jego uwagę od ich skrępowania. Chłopiec wił się, śmiejąc
się głośno.
– Niko,
zostaw go, bo go rozboli brzuszek.
– Nie
rozboli, dziadziu – powiedział od razu chłopczyk do Mikołaja. Najwyraźniej
zabawa mu się spodobała.
Mikołaj
postawił ciasto na stole. Każdy wziął po małym talerzyku oraz po kawałku tarty.
Podałem ją również Aureliankowi, który niepewnie sięgnął po widelczyk, ale już
po jednym gryzie wykrzyknął z pełną buźką.
– Dziadku
to jeszt pszepyszne! Mm!
– To
się cieszę. Zapakuję ci troszkę do domu. Będziesz sobie mógł zjeść, może dziś
wieczorem albo jutro po kolacji.
– Daj
więcej, tato. Jutro do nas Maciek z Kubą przychodzą. Będzie, co dać tym
wielbicielom słodyczy.
– Nie
ma sprawy. Mam jeszcze cztery blaszki. – To było niesamowite. Ile Mikołaj
potrafił upiec przez cały dzień.
Po
deserze każdy ubrał się ciepło i poszliśmy do stajni. Aurelian nie wiedział
gdzie patrzeć, gdy doszliśmy na miejsce. Rozglądał się dużymi oczami po stajni.
– Najpierw
pokarzemy ci nasze konie, dziadków, a także braci Nikodema, jego kuzynów i
wujków, dobrze?
– Tak.
A to on ma braci nie brata? I gdzie są jego wujkowie i kuzyni? Nie mogę ich poznać?
– Zachichotałem. Mały był rozbrajający z tą swoją ciekawością.
– Tak,
mam jeszcze brata, Maćka, który przyjedzie do nas do domu jutro ze swoim
chłopakiem. Natomiast moi wujkowie, Konrad i Seweryn oraz ich synowie Kacper i
Dominik są na krótkim wyjeździe i wrócą w poniedziałek, i na pewno z chęcią cię
poznają.
– Aha.
To fajnie! No to mogę zobaczyć już te koniki?
Po
pokazaniu mu rodzinnych koni przyszedł czas na kucyki. Błażej z uśmiechem na
ustach poprowadził chłopca do boksu na końcu, który do tej pory był pusty. I
wtedy zrozumiałem, oni kupili mu kucyka! W boksie stał czarny tarant. Był to
kucyk Szetlandzki idealny do wzrostu naszego synka.
– O,
jaki ładny! A dlaczego nie ma na tabliczce jego imienia? A to chłopiec czy
dziewczynka?
– Chłopiec.
A jego imię się tu pojawi jak je już wymyślisz – powiedział Mikołaj, stając
obok nas za małym. Chłopiec przyglądał się konikowi przez chwilę, po czym z
uśmiechem się odezwał.
– Nazwę
go… Orzeszek! Może być? – Zachichotałem.
– Oczywiście,
że tak, kochanie.
– To
fajnie, a czemu mogłem mu wymyślić imię?
– Jaki
on dociekliwy. Będzie z niego mądrala w przyszłości. Wyrośnie na kogoś wielkiego
– powiedział do nas Mikołaj.
– Bo
kupiliśmy go z dziadkiem Mikołajem dla ciebie, pączuszku – powiedział
najstarszy mężczyzna, otwierając drzwi do boksu i wchodząc z małym do środka. Posłał
nam uśmiech. Tak, zdecydowanie się wkupił w rodzinę.
*
Był
środek nocy, gdy poczułem na policzku delikatny dotyk. Uchyliłem oczy by
zobaczyć zapłakanego Aurelianka z misiem pod paszką przyglądającego mi się.
Chłopiec w tym momencie nie wyglądał na tak szczęśliwego jak przez cały dzień.
– Co
się stało, rybko?
– B-bo
miałem zły sen – powiedział płaczliwie. Jego dolna warga drżała, a oczy szkliły
się coraz mocniej. Usiadłem na łóżku by wciągnąć malca na górę i ułożyć między
mną, a Nikodemem, który się właśnie obudził.
– Co
się stało mojemu chłopcu?
– Bo
miałem zły sen. Było w nim tak jak mówił ten duży chłopiec, Tomek, w domu
dziecka. Znudziłem się wam i-i mnie oddaliście, bo nie jestem waszym bie-bia-biologicznym
dzieckiem. – Wciągnąłem głośno powietrze, słysząc to. Ten ból w jego oczkach
powodował, że i mi się chciało płakać. Przytuliłem go mocno do siebie, a
Nikodem przytulił naszą dwójkę.
– Robaczku,
tak się nigdy nie stanie. Kochamy cię. Poznaliśmy cię już jakiś czas temu i
zdążyliśmy pokochać jak naszego rodzonego synka. Nie ważne, że nie jesteś
naszym biologicznym synkiem. Miałeś kiedyś rodziców i zamierzamy zadbać byś o
nich pamiętał, ale teraz masz nowych. Naszą dwójkę i cię bardzo kochamy, i
nigdy nie zostawimy – powiedziałem, całując jego czoło, gdy mój mąż zaczął nas
układać z powrotem do snu.
– Naprawdę?
– Oczywiście
maluchu - odezwał się cicho Niko, składając całusa w jego poplątanych od snu
włoskach.
– To
dobrze bo was… – Ziewnął szeroko,
rozkosznie marszcząc przy tym nosem i się wtulając bardziej w nas. – …też kocham, tatusiowie. Dobranoc – powiedział, a już w
następnym momencie spał. Zostawiając nas szczęśliwych ze łzami w oczach i
uśmiechami pełnymi miłości do niego.
Nikodem
Dwa miesiące później.
– Tato, tato! Kupimy czekoladę Oreo?! –
zapytał Aurelianek, podbiegając do mnie z tabliczkę czekolady w ręce.
–
Kupimy, ale zjesz ją dopiero po ładnie zjedzonym obiadku. I nie chcę widzieć na
talerzu żadnych zostawionych warzywek, zgoda? – zapytałem, wkładając łakoć do
wózka.
–
Zgoda! – krzyknął chłopiec, klaskając w dłonie. – To może wezmę jeszcze jedną
dla tatusia?
–
Myślę, że podzielicie się jedną tabliczką. – Uśmiechnąłem się i poczochrałem
chłopca po włosach. – Chodź, idziemy do kasy, bo tatuś czeka na nas w domku –
powiedziałem i skierowałem się w stronę kas. Chłopiec szedł obok mnie,
podskakując i nucąc pod nosem melodię jakieś piosenki dla dzieci. Uśmiechnąłem
się pod nosem. Aurelianek rósł jak na drożdżach. Podczas wizytacji z domu
dziecka, pani nie miała żadnych zastrzeżeń, co bardzo cieszyło mojego męża.
Po
wyjściu ze sklepu zapakowałem zakupy do bagażnika samochodu, po czym pomogłem Aureliankowi
się zapiąć w siedzonku.
–
Pojedziemy jeszcze do dziadka po babeczki – powiedziałem, wyjeżdżając z
parkingu przed sklepem.
– A
pójdziemy do Orzeszka?
– Nie
dzisiaj, rybko. – Uśmiechnąłem się przepraszająco do chłopca w lusterku.
– Aha…
– powiedział przygaszony.
– Ale
myślę, że jak poprosisz dziadków to jestem pewien, że pozwolą ci przyjechać na
cały weekend.
– Ale…
Spać?
– Tak. –
Chłopcu zrzedła mina. Zmartwiłem się.
– Co
się stało, rybko? – zapytałem.
– Bo ja
nie wiem czy chcę spać u dziadków… – mruknął, bawiąc się palcami.
–
Czemu, rybko?
– Wolę
spać u siebie w domku. Z wami. – Uśmiechnąłem się rozczulony jego słowami.
– W
takim razie pojedziemy wszyscy razem, a na noc wrócimy do domu, dobrze?
– Tak!
– Ucieszył się chłopiec i uśmiechnął się szeroko. – A wiesz jaka dzisiaj bajka
będzie w telewizji, wieczorem?
– No
jaka?
–
„Mulan”!
– Twoja
ulubiona.
– Tak!
Tatuś powiedział, że oglądnie ze mną. Ty też?
–
Oczywiście, że tak.
*
Po
powrocie do domu mały od razu pobiegł do kuchni, w której urzędował Tristan,
gotując obiad.
–
Cześć, rybko – powiedział mój mąż, podnosząc małego z ziemi i całując w
policzek. – Zrobiliście zakupy z tatą?
– Tak!
Kupiliśmy czekoladę!
Rudy
zaśmiał się.
– Mam
nadzieję, że nie samą czekoladę – powiedział, spoglądając na mnie.
– Hej,
kochanie. – Z uśmiechem pocałowałem męża w usta. – Kupiliśmy wszystko, o co
prosiłeś.
–
Aureli, idź umyj rączki przed obiadem – powiedział stawiając chłopca na ziemi. Młody
od razu pobiegł do łazienki na parterze. Razem z Tristanem odprowadziliśmy go
wzrokiem. Gdy zniknął za ścianą, Tristan spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
Objął mnie za szyję i pocałował.
– Mam
dla ciebie nowinę – powiedział, odrywając się od moich ust.
–
Słucham.
Tristan
nachylił się do mojego ucha i wyszeptał.
–
Jestem w ciąży.
Tristan
Gdy tylko te słowa opuściły moje
usta Nikodem zamarł. Odsunąłem się niepewnie od niego i spojrzałem mu prosto w
oczy.
– N-Niko? Powiesz coś? – Przygryzłem
niepewnie wargę, obawiając się, że mąż nie cieszy się. Dopiero co
zaadoptowaliśmy Aureliana i może to dla niego za wcześnie.
– Naprawdę? – Kiwnąłem głową i już
w następnym momencie byłem w jego ramionach. Mężczyzna podniósł mnie i okręcił
wokół własnej osi. – To cudownie!
– Cieszysz się? – zapytałem z uśmiechem
na ustach.
– Oczywiście! Będziemy mieli małą
dzidzie. Kiedy się dowiedziałeś ? – zapytał, wciąż obejmując mnie w tali,
ciasno przy sobie.
– Jakieś półtora tygodnia temu
zacząłem się troszkę gorzej czuć no i myślałem, że to zatrucie, ale maja
koleżanka z pracy zażartowała sobie, że może w ciąży jestem i to tak jakby
pasowało, więc kupiłem test. No i wyszedł pozytywny, więc byłem trzy dni temu u
lekarza. On to potwierdził, a dziś, gdy byliście na zakupach byłem na badaniach
kontrolnych by sprawdzić jak się ma dzidziuś.
– Rozumiem, ale wszystko jest
dobrze?
– Tak, jak najbardziej. Dlatego
zdecydowałem się ci dziś powiedzieć.
– Mój Boże! Nie mogę w to
uwierzyć, to cudownie. Trzeba wszystkim powiedzieć!
– Zwolnij troszkę, skarbie. Mamy
czas. Na razie powinniśmy się nacieszyć tym faktem we dwoje, a potem
przekazać wieści naszemu synkowi – powiedziałem, chcąc ostudzić nieco zapał
Nikodema i przypomnieć, kto na razie jest najważniejszy.
– Hej, spokojnie, nie musisz mi
przypominać o naszym pieguskowatym chłopcu. Wiesz, że go kocham i nic tego nie
zmieni. Ale masz rację, trochę czasu tylko dla nas, potem powiemy Aureliankowi,
a potem dopiero rodzicom.
– Myślałem by powiedzieć im o tym,
gdy będziemy wszyscy razem w stadninie, podczas moich urodzin.
– To bardzo dobry pomysł. Mamy
półtorej tygodnia na nacieszeniem się naszym fasolkiem oraz by porozmawiać z
małym – powiedział z uśmiechem, całując moje usta.
Dwa tygodnie później
– Myślisz ze to dobry pomysł by z
nim dziś porozmawiać? – zapytałem niepewnie mojego męża.
– Oczywiście, że tak. Tak
naprawdę nie ma dobrego czasu, bo każdy jest odpowiedni, skarbie. Będzie dobrze,
zobaczysz – powiedział i jak na zawołanie usłyszeliśmy ciche kroki. Gdy
spojrzeliśmy w stronę drzwi do salonu zobaczyliśmy naszego synka. Chłopiec stał
zaspany z misiem w łapce, przecierając oczka.
– Jak twoja poobiednia drzemka,
robaczku? – zapytałem, rozkładając ramiona. Mały od razu w nie wskoczył,
przytulając się.
– Okay, tatusiu.
– To świetnie, skarbie. Chcemy z
tobą o czymś porozmawiać, skarbie. Za niedługo w domku pojawi się jeszcze jeden
mały chłopiec. Twój tatuś jest w ciąży z twoim nowym, młodszym braciszkiem. – Aureli
od razu się spiął i odsunął lekko ode mnie.
– Ojej… To… się cieszę.
– Na pewno? Wiesz, że możesz nam
powiedzieć o wszystkim, skarbie – powiedziałem, całując jego czoło
– Wiem, tatusiu i ładnie dziękuję,
ale ja naprawdę się… cieszę – powiedział, uśmiechając się do nas, ale gdy
spojrzałem w jego oczy wiedziałem, że jest coś nie tak.
Jakie to słodkie :)
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że nie tak ale trudno pewnie sie poukłada mam nadzieje:-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że kiedyś pojawi się one-shot z tym jak Filip poznaje kogoś kto go pokocha i dzięki niemu wróci do normalności
OdpowiedzUsuńCudowne :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w życiu Niko i Tristiana się układa :) Aureli jest cudowny, mam nadzieję, że nic głupiego nie przyjdzie mu do głowy.
Mam nadzieję, że Filip znajdzie wielką miłość- może jakiś one-shot?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Kiedy ciąg dalszy?
OdpowiedzUsuńWincyj!
OdpowiedzUsuńKiedy ciąg dalszy się pojawi?
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Aureli od razu w kupił się w łaski, to taki slodki maluch, och Tristian jest w ciąży, mały teraz myśli, że zostanie oddany, bo będą mieli teraz własnego dzidziusia, niech z nim po rozmawiają i wyjaśnią wszystko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia