niedziela, 19 czerwca 2016

Spotted Love: One Shot No. 2

Witam wszystkich!
Dzisiejszy post jest ostatnim postem tematycznym na tym blogu. Jest niejako pożegnaniem.
Mam nadzieję, że długość tego One Shota odpłaci wam długi okres oczekiwania.
Zapraszam do czytania.
Może jeszcze kiedyś coś ode mnie przeczytacie.
#freak


Spotted Love

One Shot No. 2

Tristan
Trzy dni temu obwieściliśmy wszystkim dobrą nowinę. Cała rodzina oczywiście się ucieszyła. Jednak to w obecnej chwili nie było ważne. Ważne było to, co się działo z Aureliankiem. Chłopiec po tym jak się dowiedział, że jestem w ciąży zaczął się dziwnie zachowywać. Z początku wydawało się to nie istotne. Małe foszki, nic więcej. Bo to, że mniej się odzywał mogło być spowodowane gorszym humorem. Ale odkąd powiedzieliśmy wszystkim zaczął się od nas odsuwać. Już nie chciał przytulańców na dzień dobry i dobranoc. A dziś rano przywitał się z nami po francusku i jak do tej pory nie powiedział już nic po polsku.
- Naprawdę zaczynam się już martwić. Niby to tylko pięć dni, ale o pięć dni za dużo, Nikodem. Gdy nie chciał przytulasów potrafiłem to zrozumieć. Gorszy dzień, może myślał o rodzicach czy coś. Ale dziś? 
– Wiem, Tristan. Też mnie to niepokoi. Poczekamy do wieczora. Nie chcę z niego nic wyciągać siłą. Ale jak nic się nie zmieni to siądziemy z nim i porozmawiamy, dobrze? – zapytał Nikodem, obejmując mnie ramieniem. Aurelian zaraz po śniadaniu i oporządzeniu się poszedł do swojego pokoju. 
– Tak. W porządku.
Dzień minął nam naprawdę szybko. Ale co się dziwić? Aurelian nie wychodził praktycznie w ogóle z pokoju. A jeśli już, to robił to tylko po to by dostać coś do jedzenia albo by skorzystać z toalety.
– I co teraz, Niko? 
– Zaraz będzie jego pora na kąpiel, więc ja to zrobię. A potem ty dołączysz u niego w sypialni do nas z jego kolacją i na spokojnie porozmawiamy z nim. – Tak jak Niko obiecał wziął małego do łazienki, a ja wziąłem się za jego kolację. Przygotowałem dla niego owsiankę z syropem malinowym i poszedłem do jego pokoju. Gdy moi chłopcy wyszli z łazienki Aurelianek wciąż miał w oczkach łzy, a Nikodem mocno go przytulał.
– Co się stało? – zapytałem, przytulając małego, gdy znalazł się obok mnie.
– Nasz synek wreszcie powiedział, co go trapi. – Słysząc to od razu spojrzałem na chłopca. Wpatrywał się we mnie niepewnie, a z jego oczu zaczęły znów wypływać łzy.
– Bardzo mnie to cieszy. Ale czy ja też mogę wiedzieć? – Aurelian kiwnął główką i stulając się bardziej we mnie odezwał cicho.
– Nie chcę byście mnie oddali jak się dzidzia urodzi, tatusiu.

Nikodem

                – Skarbie, skąd ci coś takiego przyszło do głowy? – zapytał Tristan, tuląc do siebie chłopca.
                Usiadłem obok nich na łóżku syna i pogłaskałem małego po włosach.
                – Nie oddamy cię, rybko. Kochamy cię. – Pocałował chłopca w czoło. Po prostu będziesz miał małego braciszka.
                Chłopiec kiwnął głową i pociągnął noskiem.
                – Nigdy cię nie oddamy – powiedziałem, uśmiechając się do chłopca. – Nie płacz już.
                – Mój dzielny chłopiec – szepnął Tristan, przytulając chłopca i uśmiechając się do mnie. – Połóż się już do łóżeczka. Tatuś utuli cię do snu, dobrze? – Położył chłopca i przykrył kołdrą. – Zostawić ci światełko?
                Aurelian kiwnął głową i przytulił do siebie misia.
                – Śpij, kochanie i nie martw się już o nic. Kocham cię – powiedział Tristan, całując chłopca w czoło i robiąc mi miejsce.
                Również ucałowałem syna i potwierdziłem swoją miłość do niego.
                – Dobranoc – szepnąłem, wychodząc z pokoju.
                Zostawiłem lekko uchylone drzwi by chłopiec się nie bał. Wiedział już, że zawsze może przyjść do nas w nocy i nie zostanie za to okrzyczany. Pozostawiłem jeszcze oświecone światło w korytarzu na piętrze, po czym zszedłem na dół, gdzie wcześniej skierował się Tristan. Zastałem go w kuchni. Podszedłem do niego, objąłem i pocałowałem w policzek. Rudy westchnął cicho.
                – Nie sądziłem, że tak źle zareaguje na wieść o dziecku – mruknął, mieszając łyżeczką w kubku z zieloną herbatą.
                – Nie martw się. Najważniejsze, że wyjaśniliśmy mu wszystko.
                Tristan kiwnął głową i napił się herbaty.
                – Chodź się położyć. Ty teraz też musisz odpoczywać.


Osiem miesięcy później.

                – Tatusiu! – Aurelianek z płaczem wszedł do naszej sypialni w środku w nocy.
                To była już kolejna noc z rzędu, gdy mały nas budził. Tristan bez zająknięcia podniósł się do siadu. Lekką trudność sprawiał mu duży brzuch ciążowy, ale jeśli chodziło o naszego synka nie mógł nie zareagować na jego płacz.
                – Co się stało, rybko? – zapytał, biorąc chłopca na kolana.
                – Boli – mruknął chłopiec, dotykając swojego wilgotnego od łez policzka.
                – Znowu? Moje biedactwo. – Przytulił chłopca do siebie i pocałował w czubek głowy.
                – Ząb? – zapytałem, również się podnosząc.
                Tristan kiwnął głową.
                – Przyniesiesz ten syrop przeciwbólowy? – zapytał, kołysząc w ramionach chłopca.
                – Już idę – powiedziałem, wstając z łóżka.
                – Cii, nie płacz, rybko. Tatuś zaraz przyniesie syropek i przestanie boleć, a rano pójdziemy do dentysty.
                Chłopiec nic nie odpowiedział. Pociągnął jedynie nosem i mocniej przytulił się do Tristana. Poszedłem do łazienki, w której Tristan trzymał wszystkie leki. Odszukałem syrop dla Aureliana i wróciłem do sypialni. Mój mąż zaświecił lampkę nocną i wziął ode mnie lek. Wymierzył odpowiednią dawkę i podał ją chłopcu.
                – Moje dzielne maleństwo – szepnął, ponownie przytulając małego.
                Zgasił światło i położył chłopca obok siebie . Sam również wróciłem do łóżka i położyłem się po drugiej stronie syna. Tristan powoli obrócił się na bok, przytrzymując dłoń na swoim brzuchu, po czym uśmiechnął się do mnie uspokajająco i pogłaskał chłopca po włosach. Obawiałem się, że te nieprzespane noce mogą odbić się na jeszcze nienarodzonym dziecku lub na Tristanie.
                – Za dużo myślisz – szepnął, uśmiechając się delikatnie.
                – Martwię się o swojego męża i dziecko. Te ostatnie zarwane noce…
                – Nic nam nie będzie – przerwał mi. – A zdrowie Aurelinaka też jest ważne.
                – Może wezmę wolne i sam pójdę z nim do dentysty?
                – Nie, Nikodem. Idź normalnie do pracy. Dam sobie radę.
                – Dobrze, ale jakby się coś działo, dzwoń do mnie.
                – Oczywiście, a teraz chodźmy spać.

*

                Rano Aurelian ponownie obudził się z płaczem. Zająłem się synem, widząc, że Tristan jest bardzo zmęczony po minionej nocy.
                – Nie płacz już – powiedziałem, pomagając synowi się ubrać. – Tatuś zabierze cię do dentysty, a tam naprawią ząbek i nie będzie już boleć, ale musisz być bardzo odważny.
                – Dobrze, tato – wyjąkał, pociągając nosem.
                – I bądź grzeczny, bo tatuś nie może się denerwować, dobrze?
                – Dobrze.
                – No, grzeczny chłopiec. – Poczochrałem go po włosach. – W nagrodę pojedziemy pojeździć na konikach.
                – Dziękuję, tatku.
                – To biegnij teraz na dół. Tatuś pewnie na ciebie już czeka.
                Młody poszedł pierwszy. Podążyłem zaraz za nim. Tristan był już gotowy do wyjścia. Siedział na wysokim krześle w kuchni i czekał aż Aurelianek ubierze buty. Głaskał się po ciążowym brzuchu z delikatnym uśmiechem. Podszedłem do niego i pocałowałem.
                – Proszę, uważaj na siebie – powiedział, kładąc dłoń na jego brzuchu. – Wiesz, że za trzy tygodnie masz termin porodu.
                – Wiem, kochanie. Przestań się tak zamartwiać. – Pogłaskał mnie po policzku.
                Ze względu na to, że Tristan poszedł na urlop macierzyński, z jego dawnego gabinetu zrobiliśmy sypialnię dla niemowlaka, a jego rzeczy przenieśliśmy do pokoju gościnnego na parterze. Pokój dla dziecka sąsiadował z naszą sypialnią, więc był to dla nas idealny układ. Oczywiście zamontowałem w pokoiku kamerę do elektronicznej niani by Tristan nie musiał co po chwilę chodzić do małego sprawdzać czy wszystko z nim dobrze.
                – Tato, jestem gotowy – zakomunikował Aurelianek, stając przed nami.
                – W takim razie możemy iść. – Tristan podał chłopcu dłoń, którą on z chęcią chwycił. – Powiedz tacie pa, pa.
                – Pa, pa. – Pomachał mi, a je odmachałem z szerokim uśmiechem.


Tristan

Gdy Nikodem wyszedł my posiedzieliśmy jeszcze troszkę w domu by końcu wyruszyć w drogę do dentysty. Miałem nadzieję, że pomoże on mojemu synkowi. Aurelian wyglądał na naprawdę wyczerpanego, co mi się nie podobało.
– Jak wrócimy od dentysty to sobie zrobimy drzemkę. Ty i ja, co ty na to, skarbie?
– Ty, ja i dzidzia, tatusiu. Zapomniałeś? Braciszek będzie spał z nami. – Uśmiechnąłem się szeroko, słysząc to. Mały, odkąd zrozumiał, że nasze uczucia do niego się nie zmienią, zaczął wręcz uwielbiać dziecko. Bardzo często chodził z nami na badania by posłuchać „wróbelka”, jak to zawsze określa, gdy mówił o dziecku.
Pół godziny po wyjściu Nikodema wyszliśmy z domu. Do dentysty nie mieliśmy daleko, więc zdecydowaliśmy się przejść ten kawałek spacerem. Pogoda dopisywała, więc Aurelianek mimo bólu zęba uśmiechał się szeroko. Nie wiedziałem, co może mu dolegać, ale miałem nadzieję, że jeszcze dziś zażegnamy problem. 
– Tatusiu, a czy będzie bardzo boleć u dentysty? 
– Będzie dobrze, skarbie. Będę przy tobie, nie masz się czego obawiać – powiedziałem, całując go w czoło i ściskając mocniej jego dłoń.
W przychodni zgłosiliśmy się na recepcji, a potem usiedliśmy na krzesełkach obok gabinetu. Aurelianek przygryzał nerwowo wargę. Pogłaskałem go po głowie dla uspokojenia, a po chwili musiałem zrobić to samo ze swoim brzuchem. Najwyraźniej wróbelek wyczuł nastrój brata, bo zaczął się wiercić nerwowo. 
– Mogę dotknąć?
– Jeśli chcesz, skarbie, to oczywiście, że tak. – Aurelian od razu położył swoją małą rączkę na moim brzuchu. Na jego usta wkradł się uśmiech.
– Rusza się! Ale niespokojny. Tatusiu, czujesz się okay?
– Jesteś kochany. Tak, rybko, czuję się dobrze – odpowiedziałem z uśmiechem. 
– Aurelian Michajłow? – Drzwi do gabinetu się otworzyły, a w nich pojawiła się miła pielęgniarka.
– To ten dzielny chłopiec – powiedziałem, wskazując na małego. Kobieta się uśmiechnęła i szerzej otworzyła drzwi. W środku przywitaliśmy się z panem dentystą. Po krótkiej rozmowie posadził Aureliana na krzesło. Przez chwilę zagadywał go, chcąc uspokoić by w końcu przystąpić do badania. Wystarczyła chwila by obwieścił wynik.
– Mleczak się rusza. Ale jest mocno zakorzeniony dlatego najlepiej i najprościej będzie go wyrwać, i nie czekać aż sam będzie chciał wyjść.
– Wyrwać? – zapytałem niepewnie. Nie bałem się dentystów, ale myśl o wyrywaniu zęba zwyczajnie mnie przerażała. Jako dziecko bardzo źle znosiłem wyrywanie zębów, więc taki wewnętrzny strach siedział gdzieś we mnie.
– Tak. Raz, dwa i będzie po krzyku. Nic nie poczujesz, bąblu – zwrócił się do mojego syna z uśmiechem. Aurelian pokiwał niepewnie głową. Zabieg nie trwał długo, ale ja szczere spanikowałem. Czułem, że oblewają mnie zimne poty, gdy patrzyłem jak dentysta się uwija z małym. Czułem, że wszystko podchodzi mi do góry. Po niedługim czasie było już po wszystkim, ale ja wciąż czułem się słabo, a maluszek kotłował się tylko mocniej.
– Tatusiu, spójrz nie mam zęba – wyseplenił mały, uśmiechając się do mnie, przez co zobaczyłem krew i musiałem usiąść. 
– Wszystko z panem w porządku?
– Sam nie wiem – powiedziałem i nagle zgiąłem się w pół, czując nieprzyjemny skurcz. – O mój Boże. Nie jestem pewny czy nie rodzę – sapnąłem, gdy poczułem kolejny skurcz. – Och, definitywnie się zaczęło – powiedziałem, opierając się o siedzenie. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i zadzwoniłem do Mikołaja. Wiedziałem, że Niko nie będzie mógł do nas szybko dotrzeć, natomiast Mikołaj obiecał, że nas odbierze i zabierze do stadniny.
– Tristan, skarbie, jesteście już po wizycie? Właśnie podjeżdżamy z Błażejem pod przychodnię. Odebraliśmy już Filipa, więc możemy jechać prosto do stadniny.
– Zmiana planów… Uch… Och, mój… Potrzebuję się dostać do szpitala i to w miarę szybko, bo ten berbeć najwyraźniej ma dość siedzenia na swojej okrągłej pupce grzecznie i… Kurwa! Nie wierzę, że to powiedziałem… Uch… I chce wydostać się na świat.
– O, Boże! Błażej już po ciebie idzie, spokojnie. Zawieziemy cię do szpitala – powiedział Mikołaj lekko spanikowany.
– A co z Au…
– Nie martw się, zajmiemy się moim ukochanym wnusiem.
Pół godziny później siedziałem już na sali gdzie lekarz doglądał mnie, czekając na rozwój sytuacji.
– Nikodema dalej nie ma? – zapytałem lekko zmartwiony. Mikołaj zadzwonił do niego zaraz po tym jak się rozłączył ze mną. Aurelianka pilnował Filip, natomiast rodzice mojego męża siedzieli ze mną.
– Też mnie to niepokoi, ale na pewno zaraz tu będzie. – I jak na zawołanie rozdzwonił się telefon Mikołaja.
– Halo? Tak… O, mój… Tak, rozumiem, dziękuję. Do widzenia.
– Co się stało?
– Nikodem… Zjawi się na pewno w szpitalu, ale na sali zabiegowej jak już…

Nikodem

                – Panie doktorze, proszę mi pozwolić wyjść. – Po raz setny poprosiłem lekarza o pozwolenie. – Mój mąż rodzi piętro wyżej – tłumaczyłem.
                – Proszę pana, jest pan po wypadku, ma pan złamane dwa żebra i nos, który trzeba nastawić. – Doktorek nie dawał za wygraną.
                – Czy to naprawdę nie może poczekać?
                Lekarz się zawahał, więc mówiłem dalej.
                – Właśnie mam zostać ojcem, panie doktorze. Nie mogę zostawić swojego męża samego. Obiecałem mu, że będę przy nim w tym ważnym dla nas dniu.
                Lekarz westchnął ciężko.
                – Zgoda, ale zaraz po porodzie wraca pan tu. Musimy nastawić panu złamany nos – powiedział, odpinając mi kroplówkę.
                – Dziękuję, doktorze! – powiedziałem, wstając z łóżka.
                Szybko wybiegłem na korytarz i skierowałem się w stronę schodów. Gdy wszedłem na oddział położniczy na korytarzy zauważyłem moich rodziców, Filipa i swojego syna. Podszedłem do nich szybko. Aurelianek, gdy tylko mnie zobaczył podbiegł do mnie i przytulił się do moich nóg.
                – Tato, co się stało? – zapytał, wskazując na mój nos.
                – To nic, rybko. Tatuś miał mały wypadek, ale już jest dobrze – powiedziałem, uśmiechając się do małego, chcąc go uspokoić.
                – Nikodem. – Mikołaj podszedł do mnie.
                – Tato, co z Tristanem? – zapytałem.
                – Spokojnie, jest pod dobrą opieką, ale powinieneś iść do niego – powiedział, chwytając Aurelianka za rączkę i odciągając ode mnie. – Idź do dziadka, rybeńko – powiedział do chłopca.
                Mały kiwnął główką i poszedł do mojego ojca. Błażej posadził go na swoich kolanach i zaczął mu coś opowiadać.
                – Nie urodził jeszcze?
                – Nie, lekarze jeszcze czekają. Nie chcą niczego przyspieszać. Idź już. – Tato popchnął mnie w stronę sali, w której leżał mój mąż.
                Nabrałem w płuca powietrza i wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi. W pomieszczeniu znajdowała się pielęgniarka i Tristan.
                – Przepraszam, jest pan z rodziny? – zapytała kobieta, podchodząc do mnie.
                – W porządku – odezwał się Tristan. – To mój mąż. – Uśmiechnął się słabo.
                Pielęgniarka odsunęła się. Od razu podszedłem do łóżka i chwyciłem męża za rękę. Uśmiechnąłem się lekko i położyłem jedną dłoń na jego włosach.
                – Cześć, skarbie – szepnąłem. – Jak się trzymasz?
                – Jakoś. – Odetchnął głęboko. – Nie wiem, na co czekają lekarze. Chciałbym by to się już skończyło – powiedział kładąc dłoń na swoim brzuchu.
                – Proszę o jeszcze chwilę cierpliwości – odezwała się pielęgniarka. – Czekamy aż skurcze staną się częstsze. W pana przypadku wszystko przebiega dosyć wolno, więc musimy czekać.
                Tristan westchnął ciężko.
                – Spokojnie, kochanie, jestem przy tobie. – Przetarłem mu spocone czoło.
                – Dzięki, skarbie. Powiedz, co się stało? Mikołaj powiedział, że miałeś wypadek.
                – Tak, jakiś baran wyjechał z podporządkowanej i dobił do mnie, ale nie przejmuj się tym teraz.
                – Zwariowany dzień. – Westchnął ciężko, po czym skrzywił się z bólu i jęknął głośno. –  Mały chyba chce już wyjść.
                – Zawołam lekarza – powiedziała pielęgniarka, po czym wyszła z pokoju.
                Tristan zaczął szybciej oddychać. Co chwilę krzywił się z bólu i mocno ściskał moją dłoń. Po paru minutach do sali weszła lekarka z dwoma pielęgniarkami.
                – Jak tam, Tristan? Gotowy? – zapytała kobieta, podchodząc do łóżka.
                – Nie tylko ja – stęknął.
                – To dobrze. Myślę, że nie ma potrzeby przenoszenia cię do innej sali. Pielęgniarki przygotują cię – powiedziała i odsunęła się, robiąc miejsce pielęgniarką.
                Ja również musiałem się odsunąć. Gdy wszystko było gotowe ponownie chwyciłem męża za rękę.
                – Zaczynam się bać – szepnął, spoglądając na mnie.
                – Jestem z tobą. – Ścisnąłem jego dłoń, chcąc dodać mu otuchy.
                Jedna z pielęgniarek zasłoniła dolne partie Tristana zielonym materiałem.
                – Dobrze, Tristan, ugnij nogi w kolanach – poleciła lekarka. – Skurcze są już wystarczająco częste. Gdy poczujesz parcie zacznij przeć, ale staraj się robić to powoli.

*

                Przez następne dwie godziny trwał poród. Wszyscy byliśmy zmęczeni. Szczególnie Tristan, który męczył się okropnie. Co chwilę przecierałem mu czoło małym ręcznikiem, który dostałem od jednej z pielęgniarek. Dlatego, gdy usłyszeliśmy płacz dziecka odetchnęliśmy głęboko. Pochyliłem się i pocałowałem męża w czoło.
                – Brawo, skarbie – szepnąłem, uśmiechając się.
                Tristan, mimo że zmęczony, również się uśmiechnął. Spojrzałem w stronę pielęgniarki, która obmywała niemowlę.
                – Świetnie się spisałeś, Tristan – odezwała się lekarka, ściągając sylikonowe rękawiczki. – Zaraz będziesz mógł odpocząć i wziąć swojego synka na ręce. – Uśmiechnęła się.
                – Dziękuję, pani doktor.
                Po paru minutach Tristan trzymał w ramionach naszego małego rodzynka, na którego czekaliśmy bardzo długo.
                – Cześć, bąblu – szepnął, dotykając palcem policzka chłopca. – Długo kazałeś na siebie czekać.
                Zaśmiałem się i również pogłaskałem chłopca. Był najcudowniejszą istotą jaką kiedykolwiek widziałem. Oczywiście zaraz obok Tristana i Aurelianka.
                Po chwili do sali wszedł Mikołaj z resztą rodziny. Mój rodziciel od razu podszedł do Tristana by zobaczyć najmłodszego członka naszej rodziny.
                – Co za słodka twarzyczka. – Zachwycił się.
                Spojrzałem na swojego starszego syna i wyciągnąłem w jego stronę dłoń.
                – Chodź zobaczyć braciszka, rybko.
                Chłopiec niepewnie podszedł do mnie. Wziąłem go na kolana i pokazałem mu młodszego brata.
                – Rety, ale pomarszczony – powiedział, a wszyscy się zaśmialiśmy.
                – Wybraliście imię? – zapytał Filip, podchodząc do łóżka.
                Spojrzałem na Tristana z pytaniem w oczach, ale ten tylko uśmiechnął się i ponownie spojrzał na niemowlę.
                – Myślę, że najodpowiedniejszym imieniem będzie Błażej – powiedział, a ja wstrzymałem oddech.
                Zupełnie się tego nie spodziewałem, ale po dłuższym namyśle…
                – Tak, to dobry wybór – powiedziałem i spojrzałem na ojca, który uśmiechnął się do mnie.
              Mimo swojego wieku wciąż wyglądał dość młodo. Zdradzały go jedynie zmarszczki wokół oczu, które pojawiały się, gdy się uśmiechał.
                – Witaj w rodzinie, Błażej – powiedział mój ojciec, pochylając się w stronę dziecka.
https://ssl.gstatic.com/ui/v1/icons/mail/images/cleardot.gif

Tristan

2 miesiące później

– Kto jest robaczkiem tatusia? – zapytałem z uśmiechem, pochylając sie nad dwu miesięcznym Błażejem. Maluch był wierną kopią Nikodema chociaż miałem nadzieję, że jak podrośnie pokaże mu się parę uroczych piegów na nosku.
– Tatusiu! Błażejek to nie twój robaczek tylko mój! Mój robaczek siętojajański. – Słysząc jak słodko się przejęzyczył nie mogłem nie zachichotać.
– No dobrze, jest twoim robaczkiem świętojańskim.
– I tylko moim, a jak dziadkowie przyjdą na moje urodziny to nawet nie będę mógł spojrzeć na Błażejka, bo nikomu nie pozwolą. A to niesprawiedliwe, tatusiu.
– Skarbie oni w końcu się nacieszą i przestaną aż tak poświęcać mu czas. Ale żebym mógł się upewnić, skarbie, jesteś zły, bo nie dają ci popatrzeć na Błażejka, a nie dlatego, że nie bawią się tyle z tobą?
– Tak, tatusiu – powiedział maluch, marszcząc przy tym nosek. Pokręciłem tylko głową.
– No dobrze, skarbie. Skoro tak mówisz to się cieszę, a możesz mi teraz podać pieluszkę bym naszemu robaczkowi wytarł buźkę? – Aurelianek od razu zerwał się z miejsca by mi pomóc. Niko na każdym kroku podkreślał, że jest teraz starszym bratem, więc chciał się z tego wywiązać. Spisywał się na szóstkę.
Po jakiejś godzinie, gdy Błażej zasnął, zaniosłem go do jego pokoiku, włączyłem elektryczną nianie i zszedłem na dół by razem z Aurelianem wziąć się za pieczenie ciasteczek. Szybko mu się spodobało pieczenie, gdy spędzał czas w stadninie i często prosił też w domu by upiec jakieś ciasteczka, więc starałem się znaleźć na to czas. Tak jak choćby teraz.
– To jakie robimy ciasteczka?
– Czekoladowe! A czy na moje urodziny będziemy mogli też jakieś upiec?
– Oczywiście skarbie. Jakie tylko będziesz chciał i ile tylko będziesz chciał – powiedziałem, całując go w czubek głowy. Przygotowaliśmy ciasto, wycięliśmy kształty i wsadziliśmy do piekarnika, a gdy mieliśmy iść się razem oporządzić usłyszałem płacz.
– Aurelianku, pójdziesz sam umyć rączki?
– Poradzę sobie, nie martw się.
Gdy wszedłem do sypialni okazało się, że Błażejek leżał niespokojnie, wiercąc się.
– No i co, bąbelku się stało, że… – Nagły, głośny huk przestraszył mnie, a płacz jaki po chwili był możliwy do usłyszenia jeszcze bardziej. Zszedłem czym prędzej na dół. W łazience na podłodze kucał Aurlian, a w jego rączce był kawałek szkła.
– Co się stało, skarbie?
– Ja nie wiem. Samo spadło. Nie chciałem, naprawdę! – wykrzyknął wyraźnie zdenerwowany.
– Hej, skarbie, nie jestem zły. Spokojnie usiądź na toalecie, zaniosę Błażejka do…
– A może ja pomogę? – W drzwiach pojawił się Nikodem. – Co się właściwie stało? 
– Błażejek płakał, więc nasz dzielny chłopiec poszedł sam się umyć, ale niechcący strącił twoje perfumy.
– Przepraszam, tato! Ja nie chciałem! – Mały wykrzyknął ze łzami w oczkach. Wciąż, mimo tak długiego czasu, nie raz bał się, że jak coś zepsuje to zostanie oddany.
– Nic się nie dzieje brzdącu. Lepiej mi pokaż swoją łapkę. – Nikodem podszedł do niego by obejrzeć jego rączkę natomiast ja wróciłem do sypialni Błażeja by móc go przebrać. 
– Popatrz, co się porobiło. Biedny Aurelianek ma kuku. – Maluszek zagulgał tylko, robiąc bąbelka ze śliny. 
– Tatusiu, już nie mam rany. Nie strasz mojego robaczka! – wykrzyknął Aurelianek, wpadając do pokoju. Nikodm, wchodząc za nim uśmiechnął się do mnie. 
– To cudownie. Czy był grzeczny, tato? – zapytałem Nikodema ze śmiechem.
– Bardzo. I za to zasłużył sobie na te ciasteczka, co upiekliście.
– Tak! Ładnie proszę. I dla taty też, bo mi ładnie opatrzył rączkę – powiedział z podekscytowaniem w głosie.
– No dobrze, dobrze. Idziemy do kuchni i dam wam ciasteczka moi wy dzielni i zdolni chłopcy.
W kuchni moi chłopcy zajęli się najmłodszym członkiem rodziny, a ja mogłem przyszykować dla nas ciasteczka do zjedzenia. Gdy znalazły się wreszcie na talerzu usiedliśmy wszyscy przy stole. Aurelian porwał od razu kilka do łapki, pałaszując je z chęcią.
– Powoli, bo się zadławisz, skarbie – powiedział Niko równocześnie, robiąc to samo, co mały. Pokręciłem tylko głową, odbierając od niego Błażejka, który rozglądał się w około zainteresowany otoczeniem. Radował mnie widok całej mojej rodziny przy jednym stole.


Nikodem

                – Nikodem, załóż Aurelianowi muchę! – zawołał Tristan z piętra. – Ja muszę jeszcze ubrać Błażejka.
                – Dobrze! – odkrzyknąłem i udałem się do salonu, gdzie nasz syn oglądał telewizję przed wyjściem na obiad do moich rodziców. Chłopiec trzymał w dłoniach czerwoną muszkę. Tristan postarał się by młody wyglądał jak prawdziwy paniczyk z dobrego domu. Miał na sobie białą koszulę z krótkim rękawkiem, zapiętą pod szyję. Na nią nałożony był czarny sweter bez rękawów. Identyczny jak te, które noszono w dawnych zagranicznych szkołach dla chłopców jako mundurki. Aureli miał na sobie również czarne spodenki przed kolano i wysokie, białe skarpetki. Kwintesencję stanowiła jego fryzura. Mąż dzień wcześniej zabrał młodego do fryzjera gdzie fryzjerka wyrównała mu włoski. Krótko mówiąc, Aurelian wyglądał uroczo. – Chodź, synku, założymy tą muchę – powiedziałem, odbierając wspomnianą rzecz od chłopca. – Odwróć się w moją stronę – poleciłem i sprawnie zawiązałem mu na szyi ozdobę. – No, wyglądasz pięknie. Dziadek będzie zachwycony.
                – Mogę oglądać dalej?
                – Chyba czas się zacząć zbierać, co? – Wziąłem do ręki pilota i wyłączyłem telewizor. – Jak wrócimy to po kąpieli jeszcze sobie coś obejrzysz, zgoda?
                – No dobra – powiedział i wstał z kanapy.
                – Idź ubrać te buty, które tata dla ciebie naszykował – poleciłem, a sam udałem się na piętro zobaczyć jak radzi sobie mój mąż.
                – Błażejku, daj tatusiowi nóżkę. – Usłyszałem z sypialni dziecka. Uśmiechnąłem się pod nosem i wszedłem do środka. Tristan starał się ubrać naszemu synkowi białą skarpetkę imitującą bucik. – Bądź grzecznym bobaskiem.
                – Czyżby mój synuś był niegrzeczny? – zapytałem, podchodząc do przewijaka, na którym leżało dziecko.
                – Ciekawe po kim to ma? – Tristan spojrzał na mnie znacząco, w końcu zakładając małemu skarpetkę. – No, gotowy do wyjścia.
                – Świetnie. W takim razie możemy się już zbierać – powiedziałem, wkładając małego do nosidełka.
                – Idź z nim już na dół. Ja spakuję jeszcze parę rzeczy do torby i zaraz zejdę.
                – Dobrze. – Zszedłem na dół. Postawiłem nosidełko na podłodze w przedpokoju koło małej ławeczki, na której czekał Aureli. – Co tam, synuś? – zapytałem chłopca, uśmiechając się do niego.
                – Głodny jestem.
                – Już jedziemy. Dziadek na pewno przyszykował coś pysznego. – Podczas gdy ja mówiłem do przedpokoju wszedł Tristan.
                – Coś nie tak? – zapytał, marszcząc brwi.
                – Aureli jest głodny.
                – Oj, synku, tatuś tylko ubierze buty i jedziemy na obiad.
                – A będę mógł po obiedzie iść do Orzeszka? – zapytał, spoglądając na Tristana.
                – Nie w tych ciuchach, kochanie. Dzisiaj idziemy na rodzinny obiad. Do Orzeszka pójdziesz innym razem.
                – Aha. – Chłopiec trochę przygasł.
                – Spokojnie, rybko. Zabiorę cię w tygodniu po szkole do stadniny – powiedziałem, chcąc poprawić młodemu humor.
                – Dobrze – mruknął.

*

                – Witajcie, kochani! – Od progu powitał nas mój tato i oczywiście piękne zapachy.
                – Cześć tato – przywitaliśmy się.
                – I moje kochane wnuki. Jaki przystojniak do nas przyjechał – skomplementował Aurelianka. – Pokaż się no, kochanie. – Lekko speszony chłopiec podszedł do dziadka. – Elegancik. Spójrz Błażej. – Ojciec uśmiechnął się do chłopca i pogłaskał go po głowie.
                – Pewnie tata cię tak wystroił, co? – Zaśmiał się.
                – Tak.
                – A gdzie mój drugi wnuczek?
                – Błażejek zasnął w drodze – powiedziałem, stawiając nosidełko z dzieckiem na stole w kuchni. Tato pochylił się nad dzieckiem, uśmiechając się.
                – Wiedzę, że mamy dwóch przystojniaczków – powiedział, prostując się. – Powiedz, Tristan, mały przesypia noce czy musisz do niego wstawać?
                – Niestety muszę do niego wstawać co najmniej dwa razy w ciągu nocy. Nikodem oczywiście też do niego wstaje.
                – No ja myślę. Nie chcę się wstydzić za swojego syna – odezwał się ojciec żartobliwie, klepiąc mnie po plecach.
                – Nie, nie. Spokojnie. Nikodem spisuje się na medal. Nie muszę, jak co poniektórzy rodzice, siedzieć w domu i opiekować się na okrągło dzieckiem. Mogę wyjść na spacer, spotkać się ze znajomymi, rodzicami, bo wiem, że dzieci są pod dobrą opieką – powiedział Tristan, kładąc dłoń na moim ramieniu i uśmiechając się do mnie czule. Odwzajemniłem uśmiechem, po czym pocałowałem go delikatnie w usta.
                – Przyjemnie się na was patrzy, ale myślę, że już czas usiąść do stołu. Błażej, zawołaj Filipa – poprosił Mikołaj, biorąc się za przenoszenie talerzy.
                – Pomogę ci, tato – zaoferowałem, odbierając od niego naczynia.
                – Maciek z Kubą nie przyjadą? – zapytał Tristan, biorąc na ręce Błażeja, który właśnie się obudził i zaczynał kwilić.
                – Powiedzieli, że się spóźnią i że przyjadą tylko na kawę. Ponoć mają jakąś ważną sprawę do załatwienia.
                 – Aha. Pójdę nakarmić małego. Rzucisz okiem na Aurelianka?
                – Tak, tak. Nasz młody gentelman zaraz pomożemy mi zanieść sztućce na stół, prawda? – zwrócił się do chłopca.
                – Tak, dziadku.
                – Proszę, jaki grzeczny chłopiec – pochwalił Mikołaj i podał młodemu widelce. – Zanieś je do jadalni i połóż po jednym obok każdego talerza. – Aureli kiwnął głową i poszedł do jadalni.
                Po chwili w kuchni pojawili się Filip z ojcem i… jakimś nieznanym mi chłopakiem.
                – Dzień dobry – przywitał się nieznajomy i kiwnął w naszą stronę głową z szerokim uśmiechem.
                – Ach! Zupełnie zapomniałem wam wspomnieć, że na obiedzie będziemy mieli gościa – powiedział tato, podchodząc do Filipa i jego znajomego. – Filip, przedstawisz swojego kolegę czy ja mam to zrobić?
                – Ja to zrobię – szepnął brunet. – Więc… To jest Dominik, mój… Mój chłopak. – Gdy Filip skończył mówić wspomniany Dominik chwycił go za rękę i uśmiechnął się do niego.
                Byłem bardzo zdziwiony. Szczególnie, że przez ostatnie tygodnie niczego nie podejrzewałem. Potem przyszły czarniejsze myśli. Czy ten cały Dominik jest odpowiedni dla mojego małego braciszka?
                – No to nas zaskoczyłeś, młody – odezwał się Tristan, podchodząc do nastolatków. – Cieszę się, skarbie, że masz kogoś dla siebie – powiedział, głaszcząc młodszego po włosach. – A ciebie miło poznać. – Podał Dominikowi rękę.
                – Mi również miło, proszę pana. A to zdaje się jest mały Błażej, prawda? – zapytał chłopak.
                – Tak.
                – Filip dużo o nim mówi. – Tristan zaśmiał się.
                – No dobrze skoro wszyscy się już znają to zapraszam do stołu – powiedział Mikołaj, prowadząc do jadalni.


*

                Po obiedzie Filip i Dominik zaczęli zabawiać Aurelianka. Cieszyłem się, że mój brat zaczął się już normalnie zachowywać. Nie było idealnie, ale lepiej niż wcześniej. Zapewne jego zmianę spowodowało pojawienie się Dominika. Na szczęście chłopak okazał się być przyzwoitym młodym człowiekiem, więc przestałem się martwić o młodego.
                Gdy tato podał nam ciasto usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Ojciec poszedł otworzyć, a już po chwili w salonie pojawili się Maciek z Kubą. Obaj uśmiechnięci od ucha do ucha.
                – Cześć rodzinko!
                – Witajcie dzieci! Co tak długo? – zapytał Mikołaj, podchodząc do młodych i witając się z nimi.
                – Wybacz, tato, ale byliśmy u lekarza – wyjaśnił Maciek.
                – Coś się stało? – zapytał zmartwiony rodziciel.
                – Można tak powiedzieć – powiedział Maciek, spoglądając na Kubę. Mężczyzna uśmiechnął się jedynie i kiwną niemo głową. – Musimy wam o czymś powiedzieć. – Zapadła chwila ciszy. Wszyscy czekaliśmy na to, co powie mój młodszy brat. – Jestem w ciąży.
               
Tristan
– Będę wujkiem! – wykrzyknąłem, rzucając się na Maćka. Wszyscy w dalszym szoku wpatrywali się tylko w młodych. No, przynajmniej dopóki Aurelian się nie odezwał.
– Tak! Dziadkowie przestaną mi podkradać mojego robaczka siętojajańskiego! – powiedział, podskakując do góry, co rozbawiło wszystkich i rozluźniło atmosferę.
– Nie licz na to, brzdącu. Nadal będziemy ci go podkradać. Tak samo jak ciebie rodzicom – powiedział ze śmiechem Mikołaj, podchodząc do Maćka. – Nawet nie wiesz jak się cieszę. Kolejne maleństwo w rodzinie się pojawi. Który miesiąc?
– Drugi – powiedział Maciek lekko zawstydzony. Miał czerwone policzki i niepewny wzrok. Co chwilę zerkał na Błażeja i Nikodema jakby szukał ich aprobaty. Obaj mężczyźni stali jeszcze moment z boku aż w końcu Błażej podszedł do swojego syna i mocno go uściskał.
– Gratulacje. Nie spodziewałem się usłyszeć coś takiego tak szybko, ale bardzo się cieszę – powiedział, przytulając go mocno i całując w czubek głowy. Ten widok był tak wzruszający, że poczułem łzy kłujące mnie w oczy.
– Dziękuję, tato.
– A ty, Kuba, masz się nimi opiekować. Znam cie tyle czasu, że ufam iż się nie zawiodę i dobrze się zajmiesz moim synem i wnuczkiem.
– Oczywiście, że zadbam o mojego… narzeczonego.
– Narzeczonego?! – Maciek wyszczerzył się jeszcze szerzej, wyciągając w naszą stronę dłoń, na której spoczywała piękna, prosta, złota obrączka pleciona jakby z liśćmi laurowych.
– No to teraz moja kolej na gratulacje – powiedział Nikodem, nie mogąc powstrzymać dłużej uśmiechu. Podszedł do Maćka i przytulając go podniósł lekko do góry.
– Niko, postaw mnie.
– No nie wierzę. Mój mały braciszek jest w ciąży i do tego się zaręczył! Gratulacje, mały. Cieszę się, że jesteś szczęśliwy.
– Dzięki duży bracie.
Wszyscy byliśmy zachwyceni nowymi informacjami. Zasiedliśmy przy przepysznym cieście. Chłopaki opowiedzieli nam jak wyglądały zaręczyny oraz od kiedy domyślali się, że Maciek jest w ciąży. Ten obiad był wyjątkowo zaskakujący.



W domu byliśmy później niż zwykle. Obiad się przedłużył, bo nikt nie chciał się rozstawać. Myśl, że za niedługo Maciek i Kuba będą mieli dziecko była tak zaskakująca, a zarazem niesamowita.
– Pamiętam jak tu przyleciałem i Maciek miał dopiero piętnaście lat. I to jego obrażanie się, bo on idzie do swojego chłopaka, bo jest dorosły. – Nikodem zaśmiał się cicho, kładąc się obok mnie.
– Cóż też to pamiętam. I te moje sprzeczki z nim. I jak nas przyłapywał zawsze na zabawach.
– A jak dosypał ci viagry do picia? – Parsknąłem śmiechem, za co Niko klepnął mnie w tyłek. 
– To nie było śmieszne tylko okropnie żenujące
– I bolesne, co?
– Może, ale miałem świetną pielęgniareczkę. – Całus w policzek, a ja uśmiechnąłem się czule.
– Rany, ale to minęło. Minął już ponad rok jak Aurelianek jest z nami.To będą już drugie urodziny, które dla niego robimy.
– Cieszę się, że zaakceptował Błażejka i tak go kocha.
– Ja też, naprawdę – powiedziałem, zerkając przelotnie na kołyskę, która wciąż stała u nas w sypialni. Nikodem od tygodnia namawiał mnie byśmy ją wreszcie wynieśli, ale ja się jeszcze nie zdecydowałem. Uśmiechnąłem się i spojrzałem na męża. – Kocham cię, Niko.
Ja ciebie też, piegusku.

Nikodem
                – Sto lat, sto lat! – Śpiewaliśmy, podczas gdy Aureli zdmuchiwał świeczki na torcie upieczonym przez mojego tatę. Nadszedł wyczekiwany przez młodego dzień, jego urodziny. Tristan naprawdę się postarał by nasz syn miał wspaniałe przyjęcie. Zaprosił prawie całą moją rodzinę i swoich rodziców. Każdy oczywiście przyniósł prezent dla Aureliana, więc mały był w siódmym niebie.
                – Mogę już otworzyć prezenty? – zapytał, gdy zdmuchnął wszystkie świeczki. Zaśmialiśmy się, a Tristan kiwnął głową. Chłopiec ucieszył się i podszedł do sterty prezentów stojących na ziemi obok ławy. Wziął do ręki pierwszy prezent, opakowany w czerwony, błyszczący papier. – Ten jest od wujka Maćka – powiedział, po czym rozpakował pakunek. Maciek kupił mu jakiś zestaw torów i ciuchcię na baterie. Reszta prezentów była podobna, z wyjątkiem prezentu od moich rodziców.
                – Kupiliście mu tablet? – zapytał Tristan, niedowierzając.
                – Nasz wnuczek zasługuje na najlepsze – powiedział dumny z siebie Mikołaj. – Poza tym, przyda mu się do szkoły.
                – Chyba pora na ostatni prezent – powiedziałem, wstając z kanapy. Tristan obrzucił mnie pytającym spojrzeniem. Na rękach trzymał Błażejka, który podsypiał w ramionach swojego tatusia.
                – Jaki? – zapytał chłopiec, spoglądając na mnie iskrzącymi z podekscytowania oczami.
                – Musisz chwilkę poczekać. Zaraz go przyniosę – powiedział i udałem się na piętro do naszej sypialni. Przed przyjazdem gości zostawiłem tutaj swój prezent niespodziankę dla Aurelianka. Uśmiechnąłem się na widok śpiącego, białego szczeniaka w wiklinowym koszyku. Piesek zakopał się w niebieskim kocu. Było mu widać tylko łepek. Gdy pies usłyszał, że ktoś wszedł do pokoju podniósł głowę i zamerdał ukrytym pod kocem ogonem. – Cześć, mały. Pora byś poznał swojego nowego pana – powiedziałem, podnosząc koszyk. Zszedłem do salonu. Syn, gdy zobaczył psa krzyknął zachwycony i od razu do mnie podbiegł.
                – On jest dla mnie? – zapytał, głaskając psa.
                – Tak, synku. Jest twój. – Postawiłem koszyk na ziemi.
                – A jak on ma na imię? I jaka to rasa? – dopytywał, klękając na panelach przed szczeniakiem.
                – To dalmatyńczyk i nie ma jeszcze imienia. Musisz mu je nadać – powiedziałem, kucając obok syna i wyciągając z koszyka szczekania, który od razu podszedł do Aurelianka, wesoło merdając ogonem.
                – A czy dalmatyńczyki nie powinny być w ciapki?
              – Masz rację, powinny, ale nasz szczeniaczek jest jeszcze mały i dopiero za jakiś czas pokażą mu się pierwsze ciapki.
                – Aha.
                – No, to jakie mu nadasz imię? – zapytałem z uśmiechem, głaskając syna po włosach.
                – Może… Beta?
                – Bardzo ładnie. – Uśmiechnąłem się, po czym wyprostowałem się. – Pobaw się z nim. – Sam usiadłem z powrotem obok swojego męża i dziecka. Tristan miał dziwną minę, ale nie chciałem przy gościach pytać o co chodzi. Objąłem go tylko ramieniem i pocałowałem w skroń.
                Przez resztę wieczoru Aureli bawił się z Betą, a ja z Tristanem rozmawialiśmy z resztą gości o naszych dzieciach i tym podobnych sprawach. Jako ostatni wyszli moi rodzice. Zamknąłem za nimi drzwi i przekręciłem zamek. Przeciągając się wszedłem do kuchni. Tristan pakował brudne naczynia do zmywarki. Jakieś pół godziny wcześniej położył Błażejka spać. Podszedłem do męża i przytuliłem go od tyłu.
                – Zostaw to – mruknąłem mu na ucho. – Jutro posprzątamy. Teraz mam ochotę na coś innego. – Wsunąłem mu rękę pod bluzkę.
                – Zostaw – powiedział twardo Tristan i odsunął się ode mnie. – Idę położyć Aureliana spać. – Wyszedł, nie patrząc na mnie.
                Nie wiedziałem co się stało, ale wiedziałem, że będziemy musieli poważnie porozmawiać. Westchnąłem i spojrzałem na brudne naczynia w zlewie. Koniec końców powkładałem je wszystkie do zmywarki i załączyłem maszynę na noc. Pogasiłem na parterze światła i udałem się na górę. Tristan właśnie wychodził z pokoju Aureliana. Rzucił mi rozgniewane spojrzenie, po czym wyminął mnie i udał się do naszej sypialni. Podążyłem za nim, chcąc wyjaśnić jego niecodzienne zachowanie. Zamknąłem za sobą drzwi by Aureli nas nie słyszał. I tak musieliśmy być cicho bo kołyska z małym Błażejkiem stała u nas w sypialni.
                – Co się dzieje, kochanie? – zapytałem.
                – Co ci strzeliło do głowy?! – Odwrócił się gwałtownie w moją stronę. – Kupiłeś małemu psa bez mojej wiedzy?
                – Czy to coś złego? Niedawno zdechł nasz stary pies, więc pomyślałem, że młody się ucieszy.
                – Nie ustaliłeś tego ze mną! Masz gdzieś moje zdanie na ten temat?
                – Skarbie, to nie prawda. Myślałem, że nie będziesz miał nic przeciwko. Lubisz zwierzęta.
                – Tak, ale skąd mam wiedzieć czy Błażejek nie jest na coś uczulony? Może na sierść psa? Poza tym, Aureli jest za mały by móc zaopiekować się kilkumiesięcznym szczeniakiem. Dorosły pies to jeszcze rozumiem, ale szczeniak?
                – Bardzo mu brakowało starego Burka, więc chciałem mu zrobić przyjemność.
                – A pomyślałeś jakie to może mieć konsekwencje? Mamy małe dziecko w domu! Ty pracujesz, Aureli chodzi do szkoły, a ja jestem ciągle zajęty Błażejem. Kto się będzie opiekował psem?
                – Cholera! Wiesz, że chciałem dobrze! – Puściły mi nerwy i podniosłem głos. – Widziałem jak bardzo mały był przywiązany do Burka i chciałem mu dać nowego psa.
                – Trzeba było pomyśleć o innych! – Tristan również podniósł głos, a zaraz potem po sypialni rozniósł się płacz Błażeja. Tristan jęknął z irytacją i podszedł do kołyski. Wziął dziecko na ręce i zaczął uspokajać. Odwrócił się do mnie tyłem, całując dziecko w główkę. – Lepiej będzie jak prześpisz się dzisiaj w salonie – powiedział, nie patrząc na mnie.
                Poruszyłem bezradnie rękoma i pokręciłem głową. Nie chciałem się dłużej kłócić, więc wziąłem tylko poduszkę i wyszedłem z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Jakież wielkie było moje zdziwienie, gdy na korytarzy zauważyłem Aureliana. Chłopiec stał boso z misiem w ręku i patrzył się na mnie smutnym wzrokiem. Nie trudno było się domyślić, że wszystko słyszał. Westchnąłem i kucnąłem przed synem.
                – Czemu nie śpisz, brzdącu – zapytał, starając się brzmieć naturalnie.
                – Kłóciliście się z powodu Bety? – zapytał smutno. – Nie będę mógł go zatrzymać?
                – Nie martw się o to teraz, skarbie – powiedziałem, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. – Chodź, położę cię do łóżka. – Po utuleniu małego do snu zszedłem na dół. Rzuciłem poduszkę na kanapę, po czym sam na nią padłem, wzdychając ciężko. Przyłożyłem przedramię do czoło i zamknąłem oczy. Czemu to musiało się tak skończyć?


Tristan
Słysząc pytanie Aurelianka poczułem ukłucie w środku. Nie mogłem teraz powiedzieć małemu, że oddajemy psiaka. Miałem świadomość, że to złamie jego małe serduszko. Westchnąłem ciężko i wciąż kołysząc Błażeja w ramionach usiadłem na łóżku. Spojrzałem na drugą stronę łóżka, ale ta była pusta. Jakby na to nie spojrzeć to ja wygoniłem Nikodema z sypialni. Westchnąłem ciężko. Błażejek poruszył się znów niespokojnie
– Tatuś to jutro naprawi.
       

Rano wstałem dużo wcześniej niż zwykle by przygotować śniadanie dla wszystkich. Błażejek wciąż spał, więc włączyłem elektryczną nianię i po cichu wyszedłem z sypialni. Na korytarzu leżał kojec Bety. Piesek, słysząc czyjeś kroki podniósł się lekko, a widząc, że ktoś nie śpi od razu wstał z kojca. 
– Chodź, rozrabiako. Dam ci jeść, bo zanim tych dwóch dżentelmenów wstanie ty zdążysz zjeść czyjeś buty – powiedziałem cicho, idąc do kuchni. Psiak jakby świetnie mnie rozumiejąc wszedł za mną do pomieszczenia. Do miski nasypałem mu karmy oraz nalałem świeżą wodę. Beta z chęcią z tego skorzystał. 
– No i co ja z tobą będę miał? To samo co z moimi kochanymi mężczyznami? – Psiak zaszczekał tylko śmiesznie i wrócił do jedzenia. Naleśniki, kanapki, kawa dla Niko i sok pomarańczowy dla Aurelianka, jajecznica, mleko i płatki, świeże rogaliki i parówki. Do wyboru do koloru, co kto chciał. 
Gdy układałem wszystko na stole usłyszałem płacz po drugiej stronie elektrycznej niani. Odłożyłem szybko talerze na stół i poszedłem na górę. Błażejek kręcił się na pleckach, kopiąc nóżkami zdenerwowany.
– Co się stało, robaczku? Głodny jesteś? Pójdziemy na dół i dostaniesz swoje śniadanko, kochanie.
W kuchni czekała mnie niespodzianka. Talerze były rozłożone i stół został do końca przygotowany przez Nikodema i Aurelianka.
– Zrobiłeś śniadanie?
– Tak – powiedziałem niepewnie, zerkając na męża. Widziałem jak się podpiera ręką o krzesło. Podczas jednego z treningów z kadrą miał niewielki wypadek. Plecy mu do tej pory dokuczały, a ja… wygoniłem go na kanapę. Odetchnąłem głęboko. – Zrobiłem śniadanie żeby przeprosić. I mam na myśli wszystkich. Mojego małego Aurelianka też – powiedziałem, uśmiechając się do chłopca. – Zachowałem się nie w porządku. Nie powinienem się czepiać o obecność Bety, więc psiak z nami na zostaje.
– Tak! Dziękuję, tatusiu! – Aurelianek uściskał mnie i potem rzucił się na Betę. Zerknąłem na Nikodema. Uśmiechnął się do mnie i podszedł bliżej by pocałować mnie w skroń.
– Kocham cię.
A ja ciebie, skarbie.


7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział i naprawdę szkoda że ostatni.... Mam nadzieje że kiedyś wrócisz do pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za dokończenie opowiadania, nie rzucasz słów na wiatr. Kocham szczęśliwe zakończenia :)
    Mam nadzieję, że jeszcze do nas wrócisz z nowym opowiadaniem lub onee-shotem :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pojawi się kiedyś coś jeszcze?;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniałe zakończenie tej historii. Filipek odżył, a Maciek i Kuba zostaną rodzicami...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    kochana, tęsknię i to bardzo, liczę że jednak powrócisz do tego opowiadania...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    opowiadania są świetne, szkoda że nie jest skończone, ale mam nadzieję że powrócisz tutaj...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)