czwartek, 12 lutego 2015

Prolog

Witam wszystkich!
Oto prolog nowego opowiadania. Jest to nasz debiut razem z Ofelią, więc liczymy na wasze wsparcie i dużo, dużo komentarzy.
Mam nadzieję, że spodoba wam się wstęp do nowej historii i będziecie trwać z nami do końca opowiadania.
Pozdrawiam wszystkich!
Kuro





Prolog



Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Był wieczór wigilijny, a ja znowu pokłóciłem się z bratem. Wolałem wyjść niż dalej się z nim kłócić. Nie chciałem tego. W ogóle nie chciałem się z nim sprzeczać jednak cokolwiek bym nie powiedział, cokolwiek bym nie zrobił zawsze kończyło się kłótnią.
Nabrałem w płuca zimnego powietrza rozglądając się wokół. Razem z bratem po śmierci rodziców odziedziczyliśmy stadninę koni i dom.
Całe gospodarstwo było dość sporę. Dom stał naprzeciwko pastwiska, dzięki czemu mieliśmy ładny widok przed okna. Stajnia stojąca obok miała trzy wejścia. Frontowe, z przodu budynku, i dwa po bokach. Jedno z boczny otwierało się prosto na łąkę, a przez drugie wchodziło się na krytą ujeżdżalnię, która była połączona ze stajnią. Za domem był jeszcze jeden, mały, wybieg. Wyglądał bardziej jak zagajnik. Było w nim pełno drzew i krzewów. Obok, przy ścianie lasu, był maneż, którego używaliśmy w gdy warunki pogodowe nam sprzyjały do prowadzenia zajęć na świeżym powietrzu.
Dzisiejszego wieczoru wszystko było pokryte gruba warstwą śniegu, który wciąż prószył. Odwróciłem się zerkając na dom. Był ładnie udekorowany, co było zasługą Konrada. Zerknąłem w górę, na okno od pokoju brata. Światło było zgaszone jednak doskonale widziałem sylwetkę Konrada trzymającego aparat. Zawsze tak robił. Po każdej kłótni, czy gdy miał jakieś problemy, zamykał się w pokoju i robił zdjęcia. Czemu dokładnie, nie wiem. Wiem natomiast, że ma ogromny talent w fotografowaniu. Wykorzystuję jego zdjęcia robiąc plakaty ogłaszające jakieś zwody, konkursy czy zabawy na stajni.
Odwróciłem się kierując swój wzrok w kierunku stajni. Ona także była przyozdobiona kolorowymi światełkami. Tam skierowałem swoje kroki. Wszedłem po cichu do środka zapalając światło. Gdy tylko całe pomieszczenie zostało oświetlone moim oczom ukazały się dwa rzędy boksów. Jeden obok wejścia i jeden, długi na całą szerokość stajni, naprzeciwko.
Po prawej stronie od wejścia znajdowała się siodlarnia połączona z pomieszczeniem dla kadry. W środku stajnia była wyłożona ciemnym drewnem. Podłoga natomiast wyłożona była czarną kostką brukową. Nad boksami znajdował się skład siana, słomy i owsa.
Podszedłem do najbliższego boksu. Stał w nim Różyczka. Kucyk, na którym zazwyczaj zaczynały swoją naukę małe dzieci. Słynęła ze swojej cierpliwości i opanowania. Była idealna dla małych brzdąców.
- Witaj, mała. – poczochrałem klacz między uszami.
Uśmiechnąłem się. Obecność koni od dziecka mnie uspokajała. Przeszedłem dalej zaglądając po kolei do boksów. Zatrzymałem się przy jednym z moich najlepszych koni.
- Cześć, mistrzu.
Zawsze tak go nazywałem. Duch, bo tak ma na imię, to mój najlepszy ogier. Kary z białymi skarpetkami i gwiazdką na czole.
Pogłaskałem go po pysku. Miał założony biały kantar ze srebrną tabliczką z imieniem. Nagle usłyszałem dziwny dźwięk. Popatrzyłem na konia myśląc, że to on, ale dźwięk powtórzył się. Wyglądało na to, że ktoś oprócz mnie jest w stajni. Odgłos przypominał kichnięcie i ewidentnie dobiegał zza mojego konia. Nie mogłem jednak niczego dojrzeć ponieważ zasłaniał mi Duch. Chwyciłem zawieszony obok boksu uwiąz. Przypiąłem go do kantara i wyprowadziłem konia z boksu.
Przywiązałem go obok, a sam wszedłem do środka. W rogu boksu, zakopany w sianie, siedział jakiś chłopak. Podszedłem powoli do niego.
- Ej, mały. Żyjesz? – zapytałem ściągając z niego siano.
Dzieciak trząsł się z zimna. Nie mogłem dostrzec jego twarzy ponieważ zasłaniał ją kaptur i czapka.
- Mały? – chciałem go dotknąć, ale skulił się wydając z siebie wysoki dźwięk. – Spokojnie, nic ci nie zrobię.
Nie ustąpiłem. Położyłem mu dłoń na ramieniu powoli odwracając przodem do mnie. Ujrzałem pełne przerażenia oczy. Pod jednym z nich widniał wielki siniak. Jego warga po jednej stronie była spuchnięta i rozcięta. Nadal sączyła się z niej krew.
- P-proszę mnie n-nie wyrzucać! – powiedział słabym, zachrypniętym głosem.
- Spokojnie, od początku. Jak masz na imię? – zapytałem pomagając mu wstać.
- M-Mikołaj. – szepnął.
- Dobrze. Ja jestem Błażej. – uśmiechnąłem się delikatnie by dodać mu otuchy. – Jak się tu znalazłeś?
Nie odpowiedział.
- Mikołaj?
- Ja… Nie chcę o tym mówić.
- Dobrze. Chodź, zabiorę cię do domu. Tu mógłbyś się rozchorować.
Wyprowadziłem go z boksu. Zauważyłem, że lekko kuleje na lewą nogę.
- Poczekaj chwilę.
Wprowadziłem z powrotem Ducha do boksu.
- Dobranoc, mistrzu. – pożegnałem się z ogierem. – Chodzimy. – zwróciłem się do Mikołaja.
- A-ale ja n-nie jestem p-pewien czy p-powinienem. – wyjąkał. – P-powinienem już iść.
- Okay, odprowadzę cię. – rzekłem.
- Nie!
- Dlaczego? Po za tym jest już późno i ciemno. Nie powinieneś wracać sam. No chyba, że przyznasz się, że uciekłeś z domu? – spojrzałem mu prosto w oczy.
- Skąd pan wie? – wystraszył się.
Wzruszyłem ramionami.
- Strzelałem. Więc? Dlaczego to zrobiłeś?
- T-to nie do k-końca tak, że u-uciekłem. – spuścił wzrok.
- To jak?
- Mój ojczym… o-on mnie w-wyrzucił z domu.
- Wyrzucił cię? A mama? Co z twoją mamą? – zapytałem zszokowany.
- Wyjechała z-za granicę.
Wpatrywałem się w niego nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszałem.
- Kto cię pobił?
- On…
- Twój ojczym?
Pokiwał głową. Westchnąłem przeczesując dłonią włosy. Ciężka sytuacja.
- Chodź. – mruknąłem.
- C-co?
- Chodź. Do domu, zimno tu.
Puściłem go przodem do wyjścia.
- Powiedz mi jeszcze jak znalazłeś się tutaj? – zapytałem gdy znaleźliśmy się na zewnątrz.
- M-może mnie p-pan nie pamiętać, a-ale przychodziłem tu j-już wcześniej… Jestem na j-jednym z plakatów…
- To ty jesteś tym chłopakiem ze zdjęcia? – zdziwiłem się. – I darujmy sobie już tego pana. Mów mi Błażej.
Zupełnie nie przypomina tego uśmiechniętego chłopca z plakatu promującego dożynki w stadninie.
- T-tak, to j-ja…
- Mam nadzieję, że autor zdjęcia zapytał cię o zgodę ukazania twojego wizerunku na plakacie?
- T-tak, proszę się n-nie martwić.
- To dobrze, a teraz chodźmy bo jesteś przemarznięty i jeszcze się rozchorujesz.
Jedno wiedziałem na pewno – musiałem pomóc temu chłopcu.





- Ty beznadziejny gówniarzu! Wypierdalaj z mojego domu!
Mój ojczym wymierzył mi siarczysty policzek. Jeszcze więcej bólu. Zagryzłem wargę starając się nie płakać, gdy jednak kolejny cios padł na moją twarz a ja przegryzłem swoją wargę nie pohamowałem jęku. Uciekając przed nim wbiegłem do swojego pokoju. W pośpiechu włożyłem do kieszeni leki, ubrałem kurtkę i czapkę. Gdy zasznurowałem buty mój ojczym znów wpadł do pokoju. Złapał mnie za ramię i dosłownie wywalił za drzwi.
Z nieba sypał śnieg. A ja? Chodziłem po ulicach starając się znaleźć miejsce gdzie mógł bym się schować. Przechodząc obok jednego ze słupów zauważyłem stary plakat. Jeszcze z lata. Plakat, na którym byłem ja. Uśmiechnąłem się. „Może tam będzie dobrze…” – pomyślałem.
Przez następne półtorej godziny zmarznięty i przemoczony szedłem do miejsca, w którym miałem nadzieję się schować.
Stadnina wyglądała tak ja zwykle. Piękna i przyjazna. Wyglądało na to, że nawet ona przyjęła w swe progi Dziadka Mroza. Lampki migotały, wesoło oświetlając wszystko wokół.
Ruszyłem w stronę stajni. Wszedłem do niej cicho starając się nie spłoszyć zwierząt.
Gdy zauważyłem pięknego, dumnego konia od razu pomyślałem, że za nim się schowam. Powoli podszedłem do niego, gdy jednak koń nie zareagował na mnie negatywnie, ani się nie przestraszył od razu schowałem się za nim. Położyłem się w sianie i spróbowałem zasnąć…
Obudziłem się słysząc czyjś głos.
- Witaj, mała.
Słyszałem odgłos szurania podeszw butów o podłoże. Kroki niebezpiecznie zbliżały się w moją stronę. Nagle strasznie zakręciło mnie w nosie. Nie wytrzymałem i zacząłem kichać. ,,Cholera! Jeśli mnie zauważy?!“ – pomyślałem przestraszony. Zauważył. Po chwili kary koń został wyprowadzony z boksu, a zamiast niego pojawił się wysoki szatyn o brązowych oczach.
- Ej, mały. Żyjesz? – zapytał podchodząc do mnie i ściągając ze mnie prowizoryczne okrycie.
Nie odpowiedziałem trzęsąc się z zimna i przemęczenia.
- Mały? – wyciągnął w moja stronę dłoń.
Zatrząsnąłem się spanikowany i spróbowałem odsunąć mimo bólu w nodze.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię.
Chwycił mnie delikatnie za ramię i odwrócił przodem do siebie. Jego oczy rozszerzyły się szeroko gdy zobaczył moją twarz.
- P-proszę mnie n-nie wyrzucać! – powiedziałem słabo.
Mój głos był cichy i zachrypnięty.
- Spokojnie, od początku. Jak masz na imię? – zapytał pomagając mi wstać.
- M-Mikołaj. – wyszeptałem nadal wystraszony całą sytuacją.
- Dobrze. Ja jestem Błażej. – powiedział posyłając mi uspokajający uśmiech. – Jak się tu znalazłeś?
Nie odpowiedziałem. Nie chciałem…
- Mikołaj?
- Ja… Nie chcę o tym mówić.
- Dobrze. Chodź, zabiorę cię do domu. Tu mógłbyś się rozchorować.
Wyprowadził mnie z boksu. Nie było to łatwe gdyż lewa noga wciąż mnie bolała.
- Poczekaj chwilę.
Wprowadził konia z powrotem do boksu i wrócił do mnie.
- Chodzimy. – powiedział cicho.
- A-ale ja n-nie jestem p-pewien czy p-powinienem. – wyjąkałem.
Nie chciałem się wpraszać komuś do domu
- P-powinienem już iść.
- Okay, odprowadzę cię. – rzekł spokojnie.
- Nie! - krzyknąłem spanikowany.
- Dlaczego? Po za tym jest już późno i ciemno. Nie powinieneś wracać sam. No chyba, że przyznasz się, że uciekłeś z domu? – jego spojrzenie było stanowcze, ale przyjazne.
- Skąd pan wie? – zapytałem wystraszony.
- Strzelałem. Więc? Dlaczego to zrobiłeś?
- T-to nie do k-końca tak, że u-uciekłem. – powiedziałem spuszczając wzrok.
,,Ale wstyd” – pomyślałem czerwieniąc się.
- To jak?
- Mój ojczym… o-on mnie w-wyrzucił z domu.
- Wyrzucił cię? A mama? Co z twoją mamą? – widziałem szok w jego oczach.
- Wyjechała z-za granicę.
Patrzył na mnie przez chwilę zszokowany.
- Kto cię pobił?
- On…
- Twój ojczym?
Kiwnąłem głowa. Widziałem, że mężczyzna nie wie co o tym myśleć.
- Chodź.
- C-co?
- Chodź. Do domu, zimno tu.
Puścił mnie przodem.
- Powiedz mi jeszcze jak znalazłeś się tutaj?
- M-może mnie p-pan nie pamiętać, a-ale przychodziłem tu j-już wcześniej… Jestem na j-jednym z plakatów.
- To ty jesteś tym chłopakiem ze zdjęcia? – spojrzał na mnie zdziwiony. – I darujmy sobie już tego pana. Mów mi Błażej.
Nic nie powiedziałem idąc obok niego ze spuszczona głową.
- T-tak, to j-ja…
- Mam nadzieję, że autor zdjęcia zapytał cię o zgodę ukazania twojego wizerunku na plakacie?
- T-tak, proszę się n-nie martwić.
- To dobrze, a teraz chodźmy bo jesteś przemarznięty i jeszcze się rozchorujesz.
W domu dał mi ciepły posiłek i pozwolił się umyć. Dostałem świeże ciuchy, które przyniósł mi niebiesko włosy chłopak i mogłem zasnąć w ciepłym łóżku.

10 komentarzy:

  1. Ale miło się czyta dziewczyny :3
    Już lubię Konrada , robi zdjęcia podać mi się
    Widać że Kuro zna się na koniach i chwała ci bo lepiej się czyta opowiadanie gdzie ktoś wie o czym pisze.
    Prolog mnie zachęcił do czytania wiec czekam na next

    Pozdrawiam Ash~ ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. No fajny prolog prawdę powiedziawszy zgadzam się z powyższą opinią. Mam nadzieję że weny wam nie braknie i szybko będziemy mogli przeczytać następne odcinki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz być spokojna moja droga opowiadanie mamy już prawie zakończone i będziemy pisać następne.
      Następny odcinek oczywiście na tydzień o 16:00
      Do poczytania!
      Kuro

      Usuń
  3. Fajny prolog i czekam na następny :)
    Ubóstwiam Błażeja, taki dobry i pomocny, ideał :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny początek, mam nadzieję tylko że dalej nie będą się powtarzały kwestie gdy to samo obie strony będą opowiadać, powodzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. W ten sposób chciałyśmy przedstawić tylko początek historii. W kolejnych rozdziałach kwestie nie będą się już powtarzać.
      OfeliaRose

      Usuń
  5. Super go taka osłoda na początek dnia (przynajmnjej dla mnie) ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. fajnie się zapowiada i czekam na następne rozdziały Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. fajnie się zapowiada i czekam na następne rozdziały Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    wspaniale to się zapowiada opowiadanie, Mikołaj ma okrutnego ojczyma i co z nim się teraz stanie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)