Rano, gdy wstałem, postanowiłem szczerze porozmawiać z Błażejem.
Zeszedłem na dół. W
kuchni, tak jak przypuszczałem, znalazłem mężczyznę.
- D-dzień dobry. – przywitałem się niepewnie.
- Dzień dobry. Jak ci się spało? – zapytał z przyjaznym uśmiechem.
- W porządku, dziękuję. Jestem bardzo wdzięczny za pomoc. Gdyby nie ty pewnie bym tam zamarzł. Ja zaraz się przebiorę i będę szedł. Nie chcę nadużywać twojej… waszej – poprawiłem się, gdy niebiesko włosy wszedł do kuchni – gościnności.
- Gdzie niby chcesz iść? Przecież nikt cię nie wygania. Siadaj do stołu, a o twoim, przewiduję dłuższym, pobycie tutaj porozmawiamy jak zjesz. – powiedział stanowczym tonem.
- D-dzień dobry. – przywitałem się niepewnie.
- Dzień dobry. Jak ci się spało? – zapytał z przyjaznym uśmiechem.
- W porządku, dziękuję. Jestem bardzo wdzięczny za pomoc. Gdyby nie ty pewnie bym tam zamarzł. Ja zaraz się przebiorę i będę szedł. Nie chcę nadużywać twojej… waszej – poprawiłem się, gdy niebiesko włosy wszedł do kuchni – gościnności.
- Gdzie niby chcesz iść? Przecież nikt cię nie wygania. Siadaj do stołu, a o twoim, przewiduję dłuższym, pobycie tutaj porozmawiamy jak zjesz. – powiedział stanowczym tonem.
Nie miałem wyboru, ale na razie cieszyłem się z ciepłego śniadania.
Siedzieliśmy przy stole jedząc śniadanie. Pierwszy dzień świąt zaczął
się spokojnie, zobaczymy jak się skończy. Resztę wczorajszego wigilijnego
wieczoru spędziliśmy skromnie, we trójkę. Mikołaj na początku nie chciał
zasiąść z nami do stołu, ale udało nam się go jakoś namówić. Konrad pożyczył mu
ubrania. Byli mniej więcej tej samej budowy. No może Konrad był szczuplejszy od
Mikołaja. Siniaka pod jego okiem posmarowaliśmy maścią, a rozciętą wargę
zakleiliśmy plastrem. Na noc zrobiłem mu jeszcze okład na zwichniętą kostkę.
Obserwowałem go przy stole. Konrad
też. Chłopak zjadał wszystko z talerza nie pozostawiając ani kawałka okruszka.
- Mikołaj?
- T-tak?
- Kiedy
ostatnio jadłeś jakiś porządny posiłek? – nie spuszczałem z niego uważnego
spojrzenia.
- W-wczoraj… -
odparł niepewnie.
- A nie licząc
wczorajszej kolacji? – dopytałem.
- Em… Cztery
dni temu? Tak… chyba tak.
- W takim
razie nie powinieneś zjeść na raz zbyt dużo. Możesz się rozchorować. –
powiedziałem wracając do swojego śniadania.
- Och… To
m-może ja…
- Nie, nie.
Dokończ śniadanie. Nie powinno ci zaszkodzić.
Nie chciałem mu zabierać jedzenia
sprzed nosa. Widziałem, że jest głody. Wczoraj na kolacji mało zjadł, ale to
dlatego, że czuł się niezręcznie.
- Dziękuję. –
powiedział po skończonym posiłku. – To… J-ja będę się już zbierał… - wstał od
stołu.
- Siadaj młody
człowieku. Nie skończyliśmy jeszcze. – powiedziałem tonem nieznoszącym
sprzeciwu.
- Nie musisz
być taki oschły. – wtrącił się Konrad. – Straszysz go.
Puściłem jego uwagę mimo uszu.
- Ile masz
lat? – zwróciłem się do Mikołaja.
-
O-osiemnaście.
- Czyli jesteś
pełnoletni. W takim razie nie ma żadnych przeciwwskazań byś nie mógł tutaj
zostać.
- Ale… a-ale
jak to?
- Normalnie.
Jesteś pełnoletni czyli masz prawo mieszkać gdziekolwiek chcesz.
- A-ale ja
n-nie mogę tu z-zostać!
- Dlaczego? – zapytał
Konrad.
Chłopak spojrzał na niego zdezorientowany.
- J-jak to
dlaczego? Już i t-tak dużo d-dla mnie zrobiliście. Nie m-mogę wam dodatkowo
siedzieć n-na głowie.
- Czemu nie?
Mamy duży dom, miejsce się znajdzie. – powiedziałem.
- N-nawet
jeśli, to n-nie mam jak dokładać się d-do wydatków.
- Przydałaby
się dodatkowa para rąk do pomocy w stajni. – mruknął od niechcenia Konrad.
- No właśnie.
– potwierdziłem.
Przez dłuższą chwilę Mikołaj się nie
odzywał. Siedział zastanawiając się nad naszą propozycją przy okazji bawiąc się
plastrem na wardze.
- N-naprawdę?
Naprawdę m-mogę tu zostać? – zapytał niedowierzając.
- Tak,
naprawdę. – powiedzieliśmy równo z Konradem.
Brat przybliżył się do niego kładąc
mu dłoń na ramieniu.
- Nie musisz
się niczym martwić, ani niczego bać. Tu jesteś bezpieczny. – uśmiechnął się, a
jego oczy zamieniły się w dwie kreski.
Lubiłem to w moim braci, gdy się
uśmiechał. Pojawiały mu się także dołeczki w policzkach. Mikołaj odwzajemnił
jego uśmiech, po chwili posyłając go także mnie. Uniosłem lekko kąciki ust i
mrugnąłem do niego na pokrzepienie.
- Myślę, że
zajmiesz ten pokój, w którym dzisiaj spałeś. Konrad czy mógłbyś podzielić się z
nim swoją garderobą? Masz dużo ubrań, a dziś i jutro sklepy są zamknięte.
- Nie ma
sprawy. Chodź, wybierzesz sobie coś. – pociągnął go w stronę schodów.
W pokoju Konrada przejrzałem razem z nim całą jego garderobę. Wybrałem
sobie dwa duże swetry oraz trzy proste dobrze dopasowane koszulki na
ramiączkach. Spojrzałem na jego spodnie. Obcisłe rurki w szkocką kratę. To nie
był mój styl.
- Em…, a n-nie masz m-może dżinsów? – zapytałem zawstydzony.
- Tak, mam dwie pary, których do tej pory nie ubrałem. – powiedział wyciągając spodnie z szafy. – Nie są w moim stylu, ale tobie będą pasować. – podał mi je.
- Em…, a n-nie masz m-może dżinsów? – zapytałem zawstydzony.
- Tak, mam dwie pary, których do tej pory nie ubrałem. – powiedział wyciągając spodnie z szafy. – Nie są w moim stylu, ale tobie będą pasować. – podał mi je.
Szybko przebrałem się w czarną koszulkę, duży beżowo-brązowy sweter i
jasne dżinsy. Uśmiechnąłem się do niego zadowolony.
- I jak? –
zapytałem obracając się wokół własnej osi.
- Zajebiście.
– powiedział poprawiając mi sweter. – Teraz możesz zarywać do mojego brata. –
powiedział z zawadiackim uśmiechem.
- A idź ty! – rzuciłem w niego poduszką rozbawiony.
- A idź ty! – rzuciłem w niego poduszką rozbawiony.
Odgarnąłem włosy z oczu i aż westchnąłem z frustracji.
- A masz może
jakieś wsuwki? – zapytałem odgarniając włosy z oczu, znów.
-Hm… poczekaj. – powiedział i zaczął grzebać w jakiejś szufladzie.
-Hm… poczekaj. – powiedział i zaczął grzebać w jakiejś szufladzie.
Po chwili podał mi kilka białych wsuwek do włosów. Zadowolony spiąłem niesforne
kłaczki.
- Dzięki.
- Dzięki.
Wyszedłem z pokoju i zszedłem z powrotem na dół. Błażej siedział w
kuchni i robił coś na laptopie. Usiadłem naprzeciwko niego.
- Jeszcze raz
chciałem podziękować za pomoc. – powiedziałem zerkając na niego niepewnie.
Mężczyzna popatrzył na mnie z zaskoczeniem.
- Bardzo
ładnie wyglądasz, gdy masz spięte włosy.
Zarumieniłem się lekko.
- Dziękuję. –
szepnąłem spuszczając wzrok.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, przynajmniej dopóki nie zacząłem
kaszleć. Nie mogłem złapać oddechu. ,,Cholera, pewnie znów się przeziębiłem.” –
pomyślałem oddychając ciężko. Nagle poczułem czyjąś dłoń na moim czole.
- Chyba masz gorączkę. – mruknął Błażej. – Nieźle się wczoraj załatwiłeś. – podszedł do szafki szukając w niej czegoś. – Idź na górę i połóż się. Przyniosę ci za chwilę termometr i leki. – powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Chyba masz gorączkę. – mruknął Błażej. – Nieźle się wczoraj załatwiłeś. – podszedł do szafki szukając w niej czegoś. – Idź na górę i połóż się. Przyniosę ci za chwilę termometr i leki. – powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- N-nie, jest
w porządku tylko m-mam dość słabą o-odporność więc ten k-kaszel to raczej
z-zwykle przeziębienie. – powiedziałem cicho.
- Ta, tak
sobie gadaj. Teraz to przeziębienie, a potem to co? Zapalenie płuc. Uciekaj na
górę i nie próbuj protestować. – powiedział prowadząc mnie w stronę schodów.
Eh… znów nic nie miałem do powiedzenia.
- I jak? –
zapytałem wchodząc do pokoju.
Na szafce nocnej, obok leków,
postawiłem kubek z ciepłą herbatą.
- Trzydzieści
dziewięć i jeden. – odczytał temperaturę.
- Niedobrze. –
odebrałem od niego termometr. – Zażyj ten antybiotyk. Konrad go brał jak miał
grypę, powinien pomóc. – podałem mu listek tabletek.
Wycisnął dwie na dłoń, włożył do ust
i popił herbatą. W tym samym czasie do pokoju wszedł Konrad.
- Co się
dzieje? – zapytał widząc lekarstwa i termometr.
- Mikołaj się
rozłożył. – mruknąłem.
- No co ty
gadasz? – usiadł obok blondyna na łóżku. – Jak się czujesz? – zapytał.
- Bywało
l-lepiej. – wychrypiał chłopak.
- Przyniosę
laptopa i oglądniemy jakiś film. Co ty na to?
- B-bardzo
chętnie.
- Nie wiem co
robisz…, - mruknąłem, gdy Konrad zniknął za drzwiami – ale przy tobie mój brat
zachowuje się jak potulny baranek.
- N-nie jest
t-taki na co dzień? – zapytał zdziwiony.
Pokręciłem głową.
- To diabeł
wcielony, ale myślę, że jest jakiś powód jego zachowania. Z tym, że… nie wiem
jaki. – powiedziałem wychodząc z pokoju.
Miałem nadzieję, że Mikołaj będzie tym, który dowie się co gryzie
mojego brata.
Gdy Konrad wrócił z laptopem do
pokoju usiadł obok mnie na łóżku i włączył film. Wyglądał na osobę skrytą, ale
spokojną. Inni rzeczywiście mogli myśleć, że jest typem, małego, niegrzecznego
chłopca. W końcu miał niebieskie włosy, co było oznaką buntu, i ubierał się jak
emo, ale nie był diabłem. No może jakbym się z nim spotkał w nocy na korytarzu
to bym się wystraszył, ale nie nazwałbym go diabłem. Nigdy bym nie pomyślał, że
może zachowywać jak jakieś dziecko zła. Jednak to nie na nim skupiałem
wszystkie swoje myśli, a na Błażeju. Mężczyzna zrobił na mnie naprawdę duże
wrażenie. Spodobał mi się, ale nie chciałem o tym myśleć, w końcu zaoferował mi
pomoc, a moje uczucia mogłyby być tylko komplikacją. Skupiłem się na filmie by
przestać myśleć o głupotach.
Po jakimś czasie zostaliśmy zawołani na obiad. Znaczy Konrad został bo
ja dostałem posiłek do łóżka.
- Mikołaj, gdzie jest twoja mama? Nie chciałbyś się z nią skontaktować i powiedzieć gdzie teraz przebywasz? – zapytał spokojnie Błażej.
- Nie jestem p-pewny czy to d-dobry pomysł… O-ona mnie kocha i ja w-wiem o tym, ale zbyt mocno wierzy m-mojemu ojczymowi. Będzie chciała mnie przekonać d-do powrotu do domu, a j-ja nie chcę tam wracać. Rozumiem, że jestem problemem, więc spróbuję j-jak najszybciej znaleźć pracę i wyprowadzić się. – skończyłem, ale gdy zobaczyłem, że Błażej chce coś powiedzieć od razu dodałem. – Z-za wszystko oczywiście o-oddam wam pieniądze. Nie m-musisz się martwić…
- Mikołaj, gdzie jest twoja mama? Nie chciałbyś się z nią skontaktować i powiedzieć gdzie teraz przebywasz? – zapytał spokojnie Błażej.
- Nie jestem p-pewny czy to d-dobry pomysł… O-ona mnie kocha i ja w-wiem o tym, ale zbyt mocno wierzy m-mojemu ojczymowi. Będzie chciała mnie przekonać d-do powrotu do domu, a j-ja nie chcę tam wracać. Rozumiem, że jestem problemem, więc spróbuję j-jak najszybciej znaleźć pracę i wyprowadzić się. – skończyłem, ale gdy zobaczyłem, że Błażej chce coś powiedzieć od razu dodałem. – Z-za wszystko oczywiście o-oddam wam pieniądze. Nie m-musisz się martwić…
Siedziałem słuchając wywodu
chłopaka. Czy on naprawdę nie rozumiał, że może z nami zamieszkać? Gdy skończył
uśmiechnąłem się i pokręciłem głową.
- Mikołaj… Czy
ty naprawdę nie rozumiesz, że możesz tu zostać? Tak bardzo ci się u nas nie
podoba?
- Nie! Znaczy
tak! Znaczy… - pogubił się.
- Możesz tu
zostać, będzie nam miło. Prawda? – zwróciłem się do Konrada, który właśnie
wszedł do pokoju.
- Hm…? O co
chodzi? – zapytał siadając po drugiej stronie łóżka.
- Mikołaj chce
nas zostawić.
- Co?
Dlaczego?! – zawył zrozpaczony Konrad.
- Nie mogę wam
siedzieć na głowie. – powiedział nie patrząc na nas.
Konrad przybliżył się do niego i
mocno przytulił. „Jak się zarazi nie będę go woził do szpitala. Najwyżej
pojedzie wierzchem.” – pomyślałem i zaśmiałem się w duchu.
Przez chwilę trwali w tej pozycji, pewnie mój brat szeptał mu coś na
ucho.
- No to teraz
już na pewno się nie wyprowadzi. – rzekł uradowany Konrad.
Spojrzałem na Mikołaja i jego zarumienioną ze wstydu twarz, następnie
spojrzałem na mojego brata. „Co mu powiedziałeś?” – zastanawiałem się.
- To ja was
zostawiam chłopaki. Idę trochę pojeździć. – powiedziałem wstając. – Mikołaj
powinien się przespać. W końcu dobry wypoczynek to najlepsze lekarstwo. Za
godzinę ma wziąć drugą dawkę leków. Jak mnie dalej nie będzie to, Konrad,
podasz mu je.
- Tak jest
panie sztywny! – zasalutował i zaczął się śmiać.
Mikołaj również się zaśmiał.
Westchnąłem ciężko kierując się w stronę drzwi.
- Z roku na
rok młodzież jest coraz bardziej zboczona. – mruknąłem do siebie.
Poszedłem się przebrać, a następnie do stajni.
- Witaj,
mistrzu. Mam coś dla ciebie. – podałem ogierowi marchew na otwartej dłoni. –
Poćwiczymy dziś skoki. Co ty na to?
Koń parsknął w odpowiedzi. Poszedłem
do siodlarni po swój prywatny sprzęt i
szczotki do czyszczenia. Wróciłem do swojego wierzchowca i dokładnie go
wyczyściłem. Ściągnąłem mu kantar i założyłem uzdę z wytokiem. Następnie
założyłem na niego czaprak, gąbkę i siodło. Przez popręg przeciągnąłem wytok i
zapiąłem po drugiej stronie konia. Byliśmy gotowi do treningu.
Wyprowadziłem Ducha z boksu i skierowałem się w stronę krytej
ujeżdżalni.
Hala wyłożona była piaskiem. Na
środku stały poustawiane przeszkody, zewnętrzna część – przeznaczona do
dłuższych galopów – była wolna. Nad jednym z dłuższych boków były trybuny, na
który zasiadali kibice podczas zawodów.
Wsiadłem na konia, dociągnąłem
popręg i już po chwili stępowałem wokół hali. Rozgrzałem się serią ćwiczeń
rozciągających i przeszedłem do kłusa. Na początku skakaliśmy z Duchem
przeszkody z najazdem z kłusa, a później przeszliśmy do zaliczania parkuru w
galopie.
Na koniec, kiedy już rozstępowywałem
ogiera, poklepałem go szyi i położyłem się plecami na jego zadzie. Byłem
zmęczony, ale to było miłe zmęczenie. Uwielbiałem to uczucie. To moja ucieczka
od rzeczywistości.
Skończyło się na tym, że to Konrad zasnął. Nie widziałem w tym nic
złego. Wyglądał na zmęczonego.
Wziąłem leki, tak jak kazał mi Błażej, i wyszedłem z pokoju. W kuchni
znalazłem brudne naczynia, więc wziąłem się za ich mycie. Potem wziąłem się za
robienie kolacji. Sprawdziłem czy mam wszystkie składniki, włączyłem radio i z
muzyką w tle zacząłem szykować ciasto na naleśniki.
Gdy wszystko było już gotowe uchyliłem okno i zacząłem smażyć.
Podśpiewując cicho szybko uwinąłem się ze smażeniem. Po nie całych czterdziestu
minutach naleśniki były gotowe, więc zacząłem je smarować dżemem i zawijać.
Wszystko robiłem jednak automatycznie ciągle myśląc o słowach Konrada.
,,Wiem, że mój brat zrobił na
tobie piorunujące wrażenie, i że ci się podoba. Nie masz się czym przejmować.
Może i wygląda na dość poważnego i chłodnego, ale jest dość ciepłą osobą i
jestem pewny, że takim uroczym chłopakiem jak ty z chęcią się zainteresuje.
Kurczę, a jakie ładne dzieci by wam wyszły...”
Nadal nie mogłem uwierzyć, że powiedział coś takiego. Zamyśliłem się
tak, że nie zauważyłem, że ktoś wszedł do kuchni.
- A ty
przepraszam, co niby robisz? – odwróciłem się zaskoczony i zobaczyłem Błażej,
który właśnie zamykał okno. – Gdzie Konrad i dlaczego nie leżysz w łóżku? –
patrzył na mnie jak na nieposłusznego chłopca.
- K-Konrad
śpi, a ja p-pomyślałem, że odwdzięczę się j-jakoś i zrobię kolację... -
spojrzałem na swoje stopy i to był błąd, bo byłem boso.
- Mikołaj,
gdzie masz kapcie?! Chcesz się jeszcze bardziej rozchorować?! – zapytał mrużąc
groźnie oczy.
Przestraszyłem się trochę.
- Mi... mi
nic...
Nie zdążyłem skończyć bo Błażej wziął mnie na ręce. Otworzyłem szeroko
oczy ze zdziwienia.
-
Wystarczająco się na boso nałaziłeś. – mruknął na usprawiedliwienie swojego
zachowania.
Zaniósł mnie do pokoju, a widząc Konrada śpiącego w moim łóżku warknął.
- Konrad won z
wyra Mikołaja! To on miał spać, a nie ty!
Konrad podniósł się zaspany, a gdy zauważył groźną minę swojego brata
od razu wyskoczył z łóżka mówiąc tylko.
-Och…! Jak
pannę młodą go przyniosłeś.
Błażej prychnął tylko po czym z przyjaznym uśmiechem położył mnie na
łóżku i przykrył.
- Odpoczywaj.
– powiedział prostując się.
- A-a
naleśniki?
- Zrobiłeś
naleśniki?! – ucieszył się Konrad i wyleciał jak torpeda z pokoju.
- Na pewno są
pyszne. – powiedział Błażej uśmiechając się. – Zaraz ci przyniosę. – powiedział
i wyszedł.
- Jak trening?
– zapytał Konrad gdy tylko wszedłem do kuchni.
- Dobrze.
Chłopak prychnął tylko.
- Aleś ty
wylewny…
- Zajmij się
lepiej swoimi naleśnikami.
- Ta, ta… -
powiedział wracając do jedzenia.
Przez chwilę panowała cisza. W tym
czasie nałożyłem naleśniki na dwa osobne talerze.
- Nie
przypilnowałeś Mikołaja. – powiedziałem nie odwracając się jednak.
- No i co? Nic
się przecież nie stało. – wzruszył ramionami.
- A to, że
paradował boso po płytkach w kuchni kiedy ty sobie smacznie spałeś? Miałeś go
tylko przypilnować i co?
- Możesz
przestać?! – podniósł głos. – Tobie się nigdy nie zdarzyło nie dopilnować
czegoś?!
- Nie. –
powiedziałem twardo.
- Ach! No tak!
Przecież jesteś idealny! Nie to co ja!
- Konrad! –
krzyknąłem.
- No co?! Nie
o to ci chodziło? By wyprowadzić mnie z równowagi?
- Nie,
chciałem ci tylko uświadomić, że nie możesz wszystkiego lekceważyć. Pomyśl co
by się mogło stać gdybyś miał dzieci? Też byś machnął na to ręką? – pochyliłem
się do niego nad stołem.
- To co
innego…
- Nie, to
dokładnie to samo. Mikołaj jest chory i trzeba się nim zająć. Wyszedłem tylko
na niecałe dwie godziny, a on już paradował na bosaka przy otwartym oknie.
Zamilkłem na moment. Jednak Konrad
nie kwapił się by coś powiedzieć albo chociaż przeprosić.
- Konrad, nie
chcę się z tobą kłócić, ale zrozum jak będziesz miał własne dzieci…
- A ty masz? –
podniósł na mnie wzrok.
- Mam ciebie.
I na razie nie planuję mieć więcej.
- Nie?
Spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Coś ty taki
ciekawy? Czy ja o czymś nie wiem?
- Co…? O czym
niby miałbyś nie wiedzieć?
- No nie wiem,
ty mi powiedz. Ktoś śmiał tknąć mojego małego braciszka?
- C-co…? –
zająkał się przestraszony.
Zaśmiał się widząc jego minę.
- Spokojnie,
nie będę robił ci z tego powodu awantury. Oczywiście nie zmienia to faktu, że
nie podoba mi się to, że uprawiasz już sex, nie mając stałego partnera, ale…
- Nie
uprawiam. – szepnął przerywając mi.
Spojrzałem na niego. Był cały
czerwony, co rzadko się zdarzało w jego przypadku. Siedział ze spuszczoną głową
dziubiąc widelcem w naleśniku. Westchnąłem kręcąc głową z uśmiechem.
- Uwierz mi,
że tylko na tym zyskasz, a nie stracisz. – poczochrałem go po włosach i
wyszedłem z kuchni z talerzem, już lekko ostygniętych, naleśników.
Poszedłem na górę, do pokoju
Mikołaja.
- Mam
nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać to iż trochę wystygły. – powiedziałem
podając mu talerz.
- N-nie, jest
okay. – powiedział zabierając się za jedzenie.
Obserwowałem go przez dłuższą
chwilę. Przyglądałem się mu z fascynacją. Jego policzki nadymały się lekko gdy
jadł, jak u chomika. Wyglądał dość… uroczo.
- Trzeba
posmarować tego siniaka. – powiedziałem dotykając go delikatnie.
Gdy tylko dotknąłem bolące miejsce
chłopak zmrużył jedno oko i stęknął cicho.
- Przyniosę
maść. – powiedziałem i opuściłem pokój.
Gdy wyszedłem z pomieszczenia
odetchnąłem parę razy głęboko uspokajając dziwnie szybko bijące serce.
Moje serce waliło jak oszalałe. Spróbowałem się uspokoić i wziąć za
jedzenie. Naleśniki wyszły całkiem nieźle, więc zanim Błażej przyszedł zjadłem
je. Chciałem się napić, ale szklanka wypadła mi z ręki i się stłukła. Od razu
rzuciłem się by posprzątać, ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić szkło wbiło mi
się głęboko w dłoń. Pobladłem z przerażenia. W spodniach miałem specjalny sprej
dezynfekujący, który przyspieszał krzepnięcie krwi, ale nie mogłem ich nigdzie
znaleźć.
Nie musiałem długo czekać by zakręciło mi się w głowie. Usiadłem
chwiejnie na łóżku by się położyć. Zrobiło mi się niedobrze, a przed oczami
miałem mroczki. Spróbowałem zahamować krwawienie przyciskając ranę do
prześcieradła, ale to nic nie dało.
- B-Błażej! –
krzyknąłem spanikowany.
- Chwileczkę
nie mogę znaleźć maści! – odkrzyknął gdzieś z dołu.
Nie miałem tej chwili, zemdlałem.
Przeszukiwałem szafki w poszukiwaniu
maści na stłuczenia, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć.
- B-Błażej! –
usłyszałem krzyk Mikołaja.
Myślałem, że po prostu się
niecierpliwi więc odkrzyknąłem żeby chwilę zaczekał.
- Konrad! –
zawołałem brata.
- No?
- Idź zobacz
co z Mikołajem. – poleciłem.
Chłopak pokiwał głową i ruszył po
schodach na górę.
- Cholera! –
przekląłem pod nosem. – Gdzie ta maść?
- Błażej! –
usłyszałem przerażony krzyk Konrada.
- Co się
stało? – zapytałem wychodząc przed schody.
- Mikołaj! On
się wykrwawia!
- Co?!
Nie zwlekając ani chwili dłużej
pobiegłem na górę. Minąłem roztrzęsionego Konrada i wpadłem do pokoju. Mikołaj
leżał nieprzytomny na łóżku, a z jego dłoni sączyła się krew. Musiałem zachować
trzeźwość umysłu.
- Konrad, po
apteczkę, już! – powiedziałem dosadnie.
Podszedłem do chłopaka chwytając za
skaleczoną dłoń. Krew nie lała się strumieniami, ale rana była paskudna. Myślę,
że blondyn zemdlał ze strachu. Poklepałem go po policzku.
- Mikołaj,
Mikołaj.
- Hm… -
mruknął.
- Mikołaj,
obudź się.
- Błażej… -
szepnął niewyraźnie. – Spodnie…
- Spodnie? –
zdziwiłem się.
- Lekarstwa…
- W spodniach
masz lekarstwa? Ale jakie lekarstwa? – zastanawiałem się na głos.
Po chwili do pokoju wszedł Konrad z
apteczką w ręce. Odebrałem ją od chłopaka i poleciłem mu by poszukał leków, o
których mówił Mikołaj.
- Mam! –
powiedział podając mi woreczek z lekarstwami.
- To leki na
hemofilie. – powiedziałem ze zdziwieniem.
- Hemofilie?
- Szybko!
Trzeba mu opatrzyć tą ranę.
Oczyściłem ranę i popryskałem
lekarstwem w spreju wyciągniętym z woreczka. Przyłożyłem grubą warstwę waty i
zawinąłem bandażem jednorazowym.
- Mów do
niego. – poleciłem Konradowi gdy zauważyłem, że Mikołaj odzyskuje pełną
świadomość.
Chłopak otworzył oczy i popatrzył
się po nas zdezorientowany.
- Już wszystko
dobrze. – mówił Konrad.
Popatrzył na swoją dłoń.
- To się nie
zagoi! Trzeba po… - przerwał zauważając butelkę w spreju, którą trzymałem w
ręce.
- Dlaczego nam
nie powiedziałeś, że jesteś chory? – zapytałem spokojnie. – To się mogło źle
skończyć.
- L-ludzie
różnie reagują n-na tą chorobę… N-nie chcą mieć styczności z o-osobami chorymi.
- Ale nam
mogłeś powiedzieć. – wtrącił się Konrad.
-
P-przepraszam…
- Dobra… -
zastanowiłem się chwilę.
Łóżko było ubrudzone krwią, więc
chory Mikołaj nie mógł tu spać.
- Konrad weź
tą pościel do prania, a ty… - zwróciłem się do Mikołaja - …idziesz ze mną. –
powiedziałem podnoszą chłopaka.
Przeniosłem go do swojej sypialni
gdyż aktualnie nie mieliśmy żadnej innej wolnej i czystej. Położyłem go na
łóżku samemu siadając obok.
- T-to twój
pokój? – zapytał rozglądając się wokoło.
- Tak, to moja
sypialnia. Na razie tu zostaniesz.
- A ty? –
zapytał spoglądając na mnie.
- Prześpię się
na kanapie albo z Konradem, ale wątpię czy mnie do pokoju w ogóle wpuści.
Mikołaj zaśmiał się wracając do
oglądania mojego pokoju.
- To Konrad? –
zapytał wskazując na zdjęcie stojące na szafce nocnej.
Fotografia przedstawiała mnie i
Konrada. Brat siedział na koniu i trzymał ręku pucharek.
- Tak, to on.
– potwierdziłem.
- Prawie go
nie poznałem z normalnymi włosami. Ile miał wtedy lat?
- Zdaje się,
że piętnaście. To były zawody juniorów. Konrad wygrał.
- Wyglądacie
na szczęśliwych. Czemu teraz tak nie jest?
- Konrad
bardzo przeżył śmierć rodziców. Przez rok musiałem z nim chodzić do psychologa,
a teraz… Choćbym nie wiem jak go błagał nie powie mi co go gryzie, ale jest
światełko w tunelu.
- Jakie? –
zapytał zaciekawiony.
- Ja?
- Tak, ty.
Jesteś tu jeden dzień, a Konrad już jest weselszy. Wiesz… On jest typem
introwertyka. Siedzi w domu, nigdzie nie wychodzi…
- Nie jeździ?
Pokręciłem głową.
- Przestał po
śmierci rodziców, ale nie mógł sobie odmówić fotografowania swojego konia.
Czasem wydaje mi się, że Piorun to jego jedyny znajomy.
- Piorun?
- Jego ogier.
Na pewno jak wyzdrowiejesz to ci go pokaże.
Wstałem przeciągając się.
- Dobra młody,
idę się umyć bo jeszcze nie zdążyłem tego zrobić po treningu. Na pewno
śmierdzę.
Mikołaj zaśmiał się. Miał śliczny
śmiech. Taki dźwięczny
- Nie, nie
bardzo.
- Idź spać. –
uśmiechnąłem się do niego wychodząc. – Dobranoc.
- Dobranoc.
No i pięknie, cieszę się że mogłam przeczytać ten rozdział, ale cały czas mam niedosyt pomimo że był długi to ciągle mi mało, do zobaczenia za tydzień:-)
OdpowiedzUsuńhmm, teraz się już następnego nie mogę doczekać :(
OdpowiedzUsuńzwiązek, kolejny świetny związek <3
wennyyyy ;)
Świetnie się zapowiada nie mogę się doczekać dalszych części. Życzę Ci powodzenia, komentarzy które będą wyrażać jedynie słowa aprobaty oraz dużo, dużo weny do pisania następnych rozdziałowa. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńCieszę się ,że rozdział ci się spodobał. Mam nadzieję że kolejne również ci przypadną do gustu *.*
UsuńPozdrawiam OfeliaRose
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńZacznę może od tego, że przepraszam, że nie napisałam pod Prologiem, lecz stwierdziłam, że po samym prologu nie ma czego komentować. Obiecałam więc sobie, że napiszę pod następnym postem :)
OdpowiedzUsuńPostacie ciekawe, osobowości fascynujące, historia wciągająca, a sam rozdział czarujący :) Bardzo przyjemnie się czytało, czekam na następny :3
Pozdrawiam,
Oli <33
Aaaa!! Moja kochana , BYŁA ale nadal ULUBIONA beta do mnie zajrzała <3
OdpowiedzUsuńi skomentowała, i się spodobało (chyba~~chyba na pewno >.< )
Dziękuje Oli *.*
OfeliaRose
Witam ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie znalazłam ten blog i po przeczytaniu prologu i pierwszego rozdziału mogę spokojnie stwierdzić, że historia zapowiada się bardzo fajnie i ciekawie.
Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału...
Pozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńpojawienie się Mikołaja u nich, jest dobrą rzeczą, Błażej mięknie, a Konrad staje się weselszy, a sam Mikołaj poznaje co to troska...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Mmm...Nie lubię pisać komentarzy, dlatego napiszę krótko: JESZCZE !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Bleyla