Rozdział 2
Rano, gdy tylko się obudziłem, wstałem, ubrałem te nieszczęsne kapcie,
które dostałem od Konrada i poszedłem do kuchni by przygotować śniadanie. Byłem
wdzięczny Błażejowi za oddanie mi sypialni, więc stwierdziłem, że w ramach
podziękowania zrobię mu śniadanie. Zacząłem robić kanapki i herbatę. Miałem
właśnie zamiar pokroić ogórka, gdy usłyszałem za sobą głos.
- Odłóż ten nóż bo zrobisz sobie krzywdę. – powiedział zaspany Błażej.
- Odłóż ten nóż bo zrobisz sobie krzywdę. – powiedział zaspany Błażej.
Uśmiechnąłem się do niego. Miał rozczochrane włosy i jeszcze trochę
nieprzytomne spojrzenie. Wyglądał uroczo.
Usiadł przy stole ziewając przeciągle.
- N-nie martw się,
u-umiem poruszać się w kuchni. – powiedziałem spokojnie krojąc ogórka.
Gotowe kanapki postawiłem na stole, przed Błażejem. Herbatę i cukier
postawiłem obok.
- P-proszę,
zrobiłem je d-dla ciebie. Chciałem ci p-podziękować za odstąpienie mi sypialni
i p-pomoc… - powiedziałem cicho.
Błażej uśmiechnął się do mnie tak ładnie, że się zarumieniłem.
- Co? - zapytał zaskoczony.
- Nie, nic. Idę się położyć… - cmoknąłem go w policzek i zarumieniony wybiegłem z kuchni.
- Co? - zapytał zaskoczony.
- Nie, nic. Idę się położyć… - cmoknąłem go w policzek i zarumieniony wybiegłem z kuchni.
Na schodach minąłem się z Konradem.
- Co mu się stało? – usłyszałem z kuchni głos niebiesko włosego.
- Co mu się stało? – usłyszałem z kuchni głos niebiesko włosego.
- Nic, bierz
się lepiej za robienie sobie śniadania.
- Ale przecież
na stole…
- To są
kanapki zrobione dla mnie. – usłyszałem twardą odpowiedź Błażeja.
Uśmiechnąłem się na to i wszedłem do pokoju. Położyłem się na łóżku i
zamknąłem oczy. Zaczynałem właśnie zasypiać, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. W
progu stał Konrad.
- Przyniosłem ci śniadanie. Mój brat je zrobił. - powiedział z uśmiechem podając mi miseczkę twarogu i chleb.
- Przyniosłem ci śniadanie. Mój brat je zrobił. - powiedział z uśmiechem podając mi miseczkę twarogu i chleb.
- W porządku,
to miłe, ale… dlaczego sam nie przyszedł? – zapytałem nabierając odrobinę
twarogu na łyżeczkę.
- Wiesz… On
pewnych gestów nie robi otwarcie. Taki już jest, a co? Wolałbyś żeby to on tu
przyszedł zamiast mnie, co? – zaśmiał się. – Nie no, on ci się serio podoba. Taki
sztywniak. – powiedział rozbawiony.
- Nie mów tak.
Może ma trochę twarde zasady, ale to twój brat i kocha cię. Właśnie… Czemu tak
właściwie się nie dogadujecie…? – zapytałem cicho.
- Hm… Od
śmierci rodziców stał się bardziej… zaborczy. Wprowadził wiele nowych zasad
mówiąc, że to dla mojego dobra. Myśli, że jest dobrze, ale nie pomyślał o tym,
że ja mogę się źle czuć. Kiedyś ci wyjaśnię jak to wszystko było.
Patrzyłem na niego przez chwilę.
- Dlaczego
przestałeś jeździć?
- Już ci
powiedział, co? – spojrzał na fotografię przy łóżku. – Wiesz, byłem bardzo
dobry i mój brat wyciskał ze mnie ostatnie poty na treningach. Wtedy mi to nie
przeszkadzało, ale po śmierci rodziców… Przeciwstawiłem się mu. To też jest
jeden z powodów naszych ciągłych kłótni. Błażej nie może pogodzić się z tym, że
marnuję swój ‘talent’. – wykonał charakterystyczny cudzysłów w powietrzu. – Ale
nie czas teraz na użalanie się. Jedz.
Po posiłku spędziłem jeszcze trochę czasu z Konradem, ale on postanowił
w końcu odwiedzić swojego konia. Będąc samemu w pokoju zacząłem się rozglądać.
Pokój był stylowy, ale prosty, w dość jasnych kolorach. Mnóstwo zdjęć
rodzinnych potwierdzało słowa niebiesko włosego z wczoraj. Błażej nie jest
bezuczuciowy.
Pościel była
ciemna, w odcieniach krwistej czerwieni.
Gdy tyko się położyłem od razu poczułem zapach Błażeja. Z przyjemnością
zanurzyłem nos w poduszce by czuć go intensywniej. W końcu zasnąłem.
- Gdzie się
wybierasz, młodzieńcze? – zapytałem gdy zauważyłem ubierającego się Konrada.
- Wychodzę. –
odparł.
- Widzę.
Bardziej interesuje mnie gdzie idziesz?
- Nie twój
interes.
- Grzeczniej,
proszę.
Spojrzał na mnie gniewnie.
- Wychodzę.
Nie twoja sprawa gdzie i z kim! Co? Nagle się o mnie martwiasz? – prychnął.
- Konrad, ja
zawsze się martwię. – powiedziałem łagodnie.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
Mógł mi nie wierzyć, ale prawda była taka, że naprawdę się o niego martwiłem.
- Idę do
stajni. – mruknął.
- Nie można
było tak od razu?
Nie odpowiedział.
- Ubierz się
ciepło. W stajni jest dość chłodno.
- No…
- Jeśli chcesz
pojeździć to radzę się pospieszyć. Za godzinę kadra ma trening i…
- Nie mam
zamiaru jeździć! – krzyknął.
- Spokojnie.
To była tylko sugestia.
- W dupie mam
twoje sugestie!
Wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Westchnąłem zrezygnowany. „Co robię nie tak?” – zastanawiałem się. Przeczesałem
ręką włosy i udałem się do salonu. Wyjrzałem jeszcze przez okno by ujrzeć
zamykające się drzwi stajni i znikającą za nimi sylwetkę Konrada. Nadal nie mogłem
pogodzić się z faktem, że przestał jeździć. Wygrywał prawie każde zawody w
ujeżdżeniu! Sam go trenowałem. Pamiętam nasze treningi jakby to było wczoraj.
Każdy z nas wychodził z nich zmęczony, ale… szczęśliwy. Oczywiście czasem
zdarzały się także porażki. Nieraz pojawiły się w jego oczach łzy, ale bardzo
rzadko.
Pamiętam jego pierwsze poważne zawody, pierwsze wygrane zawody.
Czekaliśmy na ogłoszenie wyników w napięciu. Konrad mocno zaciskał kciuki, aż
knykcie mu pobielały. Wreszcie usłyszeliśmy z głośników nazwisko zwycięscy.
Wygrał. To była jego pierwsza wygrana. Popłakał się ze szczęścia i rzucił się
mi na szyję. Rodzice, a zwłaszcza mama, gorąco mu gratulowali. Wtedy właśnie
tato zrobił nam to zdjęcie, które stoi obok mojego łóżka. Ja, roześmiany Konrad
i Piorun. Jedno z najcieplejszych wspomnień.
Podejrzewałem, że jego obecne zachowanie jest też po części moją winą,
ale po śmierci rodziców nie został mi nikt oprócz niego. Robiłem wszystko by go
nie stracić, a jednak wciąż się od siebie oddalamy.
Westchnąłem odchodzą w
końcu od okna i poszedłem na górę po ciuchy na przebranie. Wszedłem cicho do
swojego pokoju. Mikołaj spał wtulony w moją poduszkę. Był to iście uroczy
widok. Włosy rozsypały mu się na poduszce, a dłonie zaciskały na jej
brzegach. Wyglądał jak aniołek… „Co?! O
czym ty myślisz stary zboczeńcu!” Potrząsnąłem głową by odgonić natrętne myśli.
Wyjąłem z szafy czyste ubrania i skierowałem się do łazienki, która
była połączona z pokojem. Mogłem iść do tej na dole, ale tu miałem wszystkie
swoje rzeczy. Przymknąłem drzwi i rozebrałem się wchodząc pod prysznic.
Obudziłem się słysząc szum wody. Usiadłem na łóżku i spojrzałem w
stronę, z której dochodził dźwięk. Drzwi od
łazienki były delikatni uchylone. Podniosłem się niepewnie i podszedłem
do nich. W środku zobaczyłem Błażej biorącego
prysznic. Otworzyłem szeroko oczy, a na moje policzki wlał się rumieniec. „O
mój Boże! Jaki on przystojny… i umięśniony…, i o rany!”. Poczułem jak moje spodnie robią się ciaśniejsze. Ciężko było mi w
to uwierzyć. Od czasu gdy mój ojczym odkrył, że podobają mi się mężczyźni
straszył mnie, że odda mnie swoim znajomym na ‘przeruchanie’ bym nie pomyślał nigdy więcej o czymś takim.
Od tamtego czasu nie miałem erekcji.
Spłoszony czym prędzej odszedłem od drzwi, ale problem pozostał. Wskoczyłem
do łóżka i spróbowałem go zignorować. Nie było to jednak takie proste. Erekcja
nieprzyjemnie wbijała się w spodnie i ocierała o łóżko. W oczach poczułem łzy.
Zamknąłem je i spróbowałem się opanować. „Boże, co ja mam zrobić?” –
zastanawiałem się gorączkowo. Nigdy nawet nie próbowałem robić sobie dobrze, a
po tamtym zdarzeniu zwyczajnie się bałem. Jestem beznadziejny i odpychający. Do
tego chory i… i mam te blizny na pośladkach. W ogóle co ja sobie wyobrażam
patrząc na Błażeja. Powinienem się uspokoić by nie narobić mu problemów.
Zamyślony nawet nie zauważyłem, że mężczyzna wyszedł już z łazienki.
- Mikołaj, coś
się stało? – zapytał zmartwiony widokiem moich załzawionych oczu.
Nie umiałem mu odpowiedzieć.
- Chodź,
pójdziesz wziąć prysznic, a ja tu przewietrzę. Potem dostaniesz leki i może
jakieś owoce? – powiedział z przyjaznym uśmiechem.
Zdjął ze mnie kołdrę i chciał mi pomóc wstać, ale… mój wyraźnie
widoczny problem go zatrzymał.
Stałem oniemiały wpatrując się w Mikołaja, a właściwie utkwiwszy wzrok
między jego nogami. Szybko jednak zreflektowałem się i odwróciłem wzrok.
- J-ja… -
zaczął zasłaniając się rękami.
- Spokojnie. –
powiedziałem podchodząc do niego. – To naturalne.
Chciałem go poczochrać po włosach,
jednak odsunął się na drugą stronę łóżka trzęsąc się ze strachu.
- Mikołaj, co
się dzieje? – zapytałem zaniepokojony jego zachowaniem.
- N-nic… -
chlipnął.
Siedział w kącie łóżka, przy
ścianie, i obserwował uważnie każdy mój ruch. To nie było normalne zachowanie,
ale dlaczego tak nagle? Czyżby zwykła erekcja mogła doprowadzić chłopaka do
takiego stanu?
Gdy wszedłem na łóżko chłopak podskoczył gwałtownie i jęknął łapiąc się
za krocze.
- Ach…! –
skrzywił się opierając głowę na kolanie.
- Mikołaj… -
wyciągnąłem w jego stronę dłoń.
- Nie! Zostaw mnie!
– krzyknął zalewając się łzami.
Chciałem coś powiedzieć, ale ubiegł
mnie Konrad, który właśnie wszedł do pokoju.
- Co tu się
dzieje? – dostrzegając Mikołaja i stan w jakim się znajduje krzyknął. – Coś ty
mu zrobił?! Odsuń się zboczeńcu! – krzyknął.
- Ja…
Nie zdążyłem dokończyć bo podbiegł
do łóżka i zepchnął mnie z niego. Wylądowałem plecami na podłodze, a Konrad na
mnie okładając mój tors pięściami. Nie miał wiele siły, więc szybko go
unieruchomiłem.
- Puszczaj! –
krzyknął szarpiąc się.
- Jak się
uspokoisz.
- Jak mam się
uspokoić po tym co zrobiłeś Mikołajowi!? – nie poddawał się.
- Co niby mu
zrobiłem?
Popatrzył na mnie zaskoczony.
- No… Nie
wiem, ale coś na pewno!
- Nic mi nie
zrobił. – usłyszeliśmy cichy głos Mikołaja.
- Jak to?
Przecież widziałem! – nie odpuszczał.
- Chyba w
swojej wyobraźni. – prychnąłem.
Posłał mi ostre spojrzenie.
- Możesz mnie
już puścić.
- Jak sobie
życzysz.
Przerzuciłem go nad sobą do góry
nogami tak, że wylądował za mną na plecach.
- Ał…! –
jęknął przeciągle.
- To za to, że
zrzuciłeś mnie z łóżka. – powiedziałem wstając.
Odwróciłem się z powrotem do
Mikołaja. Już nie płakał. Obserwował nas z ledwo zauważalny uśmiechem.
- Już lepiej?
– zapytałem.
- Tak.
Chociaż… - spojrzał na swoje krocze – Nie do końca. – mruknął cicho rumieniąc
się.
- Ale z tym
sobie już chyba poradzisz sam, co?
- Z czym ma
sobie poradzić? – wtrącił się Konrad wstając z podłogi.
- Z niczym!
- Z erekcją. –
powiedziałem równocześnie z zaprzeczeniem Mikołaja.
- Zawsze
możesz mu pomóc, sztywniaku. – zaśmiał się Konrad dźgając mnie łokciem w bok.
Warknąłem tylko w odpowiedzi.
- Przepraszam,
ale… Co ja mam z tym zrobić? – zapytał zawstydzony.
Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni.
- No, nie. Nie
mów mi, że ty nigdy… - odchrząknął. – Nigdy się nie masturbowałeś? – zapytał
Konrad.
Mikołaj pokręcił głową.
- To… Mogę ci
pomóc, jeśli chcesz. – zaproponował mój brat.
Spojrzałem na niego.
- A ty się
masturbujesz? – uśmiechnąłem się łobuzersko.
Konrad spłonął rumieńcem.
- Nie
interesuj się!
- No proszę
mój braciszek robi sobie dobrze pod moim nosem. – zaśmiałem się.
- Idź już! –
krzyknął cały czerwony.
- Idę, idę. –
poczochrałem go po niebieskiej czuprynie. – Tylko nie za głośno mi tu.
- Won! –
wypchnął mnie za drzwi.
Usłyszałem dźwięk przekręcanego
klucza. Pokręciłem głową z uśmiechem i zszedłem na dół przygotować obiad.
Siedziałem zawstydzony na łóżku. Boże, dlaczego musiałem coś takiego
zrobić.
- Słuchaj – zaczął Konrad – Nie mam zamiaru cię macać czy coś. Wyjaśnię ci to w teorii, a potem zostawię cię samego. Pójdziesz do łazienki i… ulżysz sobie.
- Słuchaj – zaczął Konrad – Nie mam zamiaru cię macać czy coś. Wyjaśnię ci to w teorii, a potem zostawię cię samego. Pójdziesz do łazienki i… ulżysz sobie.
Pokiwałem głową na zgodę.
- A i jeszcze
jedno. Nie wiem dlaczego tak się wystraszyłeś i nie będę dociekał, ale mimo
wszystko powinieneś powiedzieć Błażejowi. Jeśli chodzi o… tego typu sprawy to
jest lepszy ode mnie. Znaczy się... No… Jest lepszym słuchaczem. Ale wracając
do tematu…
Przez kolejne dziesięć minut słuchałem dość krępującego wykładu
Konrada. Gdy wszystko mi wytłumaczył wyszedł, tak jak obiecał. Zostałem sam.
W łazience schowałem się w miejscu gdzie normalnie ukrywałem się przed
ojczymem, za drzwiami, w kącie. Byłem przerażony. Mimo, że erekcja pulsowała i
bolała to nie potrafiłem się dotknąć. On to robił… Po chwili zmagań z własnym umysłem
niepewnie dotknąłem swojego członka. Mimo iż sprawiało mi to przyjemność to
płakałem. Po mojej twarzy ciekły łzy, których nie potrafiłem pohamować.
Równocześnie jęczałem cicho czując przyjemność. „Boże... Jaki jestem
obrzydliwy...” Mimo, że tego nie
chciałem czułem, że zbliżam się do końca. Potarłem swojego członka jeszcze parę
razy i doszedłem. Od razu z obrzydzeniem zacząłem wycierać dłoń. Po moich
policzkach nadal ciekły łzy. Gdy moja ręka była czysta wybuchłem głośnym
płaczem. Trząsłem się na całym ciele, a do mojego głowy zaczęły wkradać się
niechciane wspomnienia.
,,Jak zwykle wieczorem
leżałem w łóżku próbując zasnąć. Mama wyjechała rano w delegację, a ja zostałem
z nim.
- Wstawaj gówniarzu! – stanął nade mną z pasem w dłoni.
- Wstawaj gówniarzu! – stanął nade mną z pasem w dłoni.
Nie zdążyłem nawet
zareagować, a już leżałem na brzuchu. Pierwsze uderzenie wylądowało na moich
pośladkach.
- Nie! Zostaw! – krzyknąłem spanikowany.
- Nie! Zostaw! – krzyknąłem spanikowany.
Wsadził mi palce do ust bym
był cicho.
- Zamknij się! – znów mi przywalił.
- Zamknij się! – znów mi przywalił.
Zsunął mi spodnie, odrzucił
pas i patrząc na moje pośladki zaczął dotykać swojego nabrzmiały członek. Mimo,
że mężczyźni mi się podobali to gdy patrzyłem na niego czułem się chory.
Widziałem, że jest mu dobrze bo zaczął mocniej wpychać palce w moje usta po
czym uderzył mnie po raz kolejny w pośladek.
- Teraz dostaniesz to co tak bardzo lubisz. –
syknął.
Wsadził mi trzy palce w
odbyt. Płakałem z bólu i obrzydzenia, a on nadal się masturbował. Uwielbiał gdy
płakałem z bólu, uwielbiam zadawać mi cierpienie.
Gdy był już bliski końca
odwrócił mnie na wznak i złapał za rękę. Zmusił mnie do chwycenia jego penisa.
Przytrzymywał moją dłoń swoją nie przestając pieścić swojego członka.
Spuścił się na moją dłoń.
Spoliczkował mnie, rzucił na ziemie i wyszedł.”
Teraz już nie płakałem, a wyłem przerażony. Nie zauważyłem nawet Błażej
wbiegającego do łazienki. Pochylił się nade mną zmartwiony.
- Mikołaj… - szepnął.
- Mikołaj… - szepnął.
Widziałem szok wypisany na jego twarzy. Szok i współczucie.
Nie wiem co się stało. Usłyszałem przeraźliwe krzyki Mikołaja, więc
czym prędzej pobiegłem na górę. Na korytarzu minąłem z Konradem.
- Co się
dzieje? – zapytał lekko wystraszony.
- Zostań w
pokoju. – poleciłem.
Wbiegłem do swojej sypialni rozglądając się we wszystkie strony. Krzyki
dochodził z łazienki. Gdy wszedłem do pomieszczenia również nigdzie nie mogłem
dostrzec Mikołaja. Schował się
za drzwiami.
- Mikołaj… -
szepnąłem.
Byłem w szoku. Wyglądał jakby
właśnie przeżył coś przerażającego. Nadal miał opuszczone spodnie, po
policzkach spływały mu łzy.
Wziąłem go w ramiona nie zwracając
uwagi na jego protesty.
- Spokojnie,
już dobrze. – szeptałem jednocześnie podciągając mu spodnie. – Co się stało?
Na początku myślałem, że może zrobił
sobie krzywdę podczas masturbacji, ale odrzuciłem to widząc, że nic mu nie
dolega. Problem leżał głębiej.
- Mikołaj…
Powiedz mi, o co chodzi?
- T-to… T-to
wszystko p-przez niego! J-ja nie mogę t-tego robić! J-jestem odrażający! –
mówił przez łzy.
- Ej, ej.
Spokój. Nie jesteś odrażający. Uspokój się. – powiedziałem wstając z nim na
rękach z ziemi.
Przeniosłem go do pokoju i
posadziłem na łóżku. Wyciągnąłem z szafki chusteczki i wytarłem mu policzki z
łez. Widziałem, że już trochę się uspokoił.
- Powiesz mi o
kim przed chwilą mówiłeś? – zapytałem siadając obok niego.
Przytuliłem go do siebie by poczuł
się bezpieczniej.
- O-o moim
o-ojczymie.
- Mikołaj
powiedz mi… Czy… Czy on cię dotykał? – zapytałem obawiając się najgorszego.
Słabe kiwnięcie głową potwierdziło
moje myśli.
- O-n dotykał
mnie t-tam… - szepnął słabo. – I z t-tyłu też… W-wkładał mi p-palce do…
- Ci…
Spokojnie, nie musisz kończyć. – zacząłem bujać go w ramionach. – A czy on cię
bił?
- T-tak. M-mam
blizny n-na pośladkach i-i nie tylko… O-on zawsze chciał b-bym płakał…
- Drań.
- D-dlatego ja
n-nie mogę t-tego… Nie p-potrafię…
- Ci… Nikt cię
do niczego nie zmusza.
Zapanowała cisza. Mikołaj siedział
wtulony w moją klatkę piersiową nie ruszając się, jakby bał się, że zniknę.
- Mogę? –
usłyszałem głos Konrada.
Obejrzałem się na drzwi i kiwnąłem
głową.
- Wszystko
słyszałem. – powiedział siadając za plecami Mikołaja.
Objął go ramionami od tyłu i położył
policzek na jego ramieniu.
- Tak mi
przykro… - szepnął.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale w
pewnej chwili zdaliśmy sobie sprawę, ze Mikołaj zasnął. Położyłem go delikatnie
pod kołdrą.
- Zostań z
nim. – powiedziałem.
- Czemu ty nie
zostaniesz? – zapytał kładąc się obok blondyna.
- Będzie
potrzebował przyjaciela, nie starego faceta, który prędzej przypomni mu
ojczyma.
- Błażej…
Nie powiedziałem nic więcej.
Wyszedłem. Potrzebowałem to wszystko przemyśleć, a jedyne miejsce nadające się
do tego znajdowało się w stajni, przy Duchu. Szybko ubrałem się i przeszedłem
do stajni.
Ogier leżał na sianie podskubując je.
- Mistrzu, mam
problem. Pomożesz mi? – zapytałem wchodzą c do boksu.
Usiadłem za jego łbem zaczynając
głaskać go po szyi. Po chwili Duch położył łeb na moich nogach i parsknął.
- Jesteś mało
pomocny, ale ważne, że jesteś. – mruknąłem opierając głowę o drewnianą ścianę.
Po krótkim czasie odpłynąłem.
Po krótkim czasie odpłynąłem.
Takiego ojczyma to na pal bym nabił !!!
OdpowiedzUsuńTak szkoda Mikołaja :((
A Błażej się zakochał, Błażej się zakochał :D
Wenyy, czekam na next ;)
Nie wiem czy powinnam komentować bo mogę tylko jakieś nędzne pochwały wypisywać. Nie mogę się doczekać dalszego ciągu ot co.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Mikołaj przyznał się chłopakom z czym i z kim ma problem. Przynajmniej będą wiedzieć jak mają z nim postepować i jakie są jego lęki.
Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ;)
Pozdrawiam
To było coś, po prostu wow. Nie myślałam, że Mikołaj miał aż takie problemy. Gdzie była wtedy jego matka, i co niby nie widziała jak jej syn cierpiał, co z niej za matka. A tego ojczyma to należy wykastrować, nie można nikogo krzywdzić, chociaż miał tyle przyzwoitości, żeby robić to palcami a nie penisem, ale i tak należy go wykastrować. Teraz Błażej musi pomóc Mikołajowi. Mikołaj podniecił się widzą jego ciało, więc tylko on może przegonić te koszmary.
OdpowiedzUsuńChyba zaczynam pomału rozumieć Kacpra, ale nie będę nic więcej pisać, żeby moje przewidywania się potwierdziły. Gdzie jest jakaś miłość Kacpra?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Spokojnie planujemy również miłość dla *Konrada ale to niedługo ~~ tak czy siak cieszę się że się podoba
UsuńPozdrawiam OfeliaRose
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest naprawdę wspaniały, aż mam ochotę zrobić coś temu człowiekowi tak bardzo skrzywdził Mikołaja, powinno się to zgłosić, Błażej i Konrad dali mu wsparcie jakie potrzebował..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia