Rozdział 3
Od mojego pojawienia się w stadninie minęły trzy tygodnie. Zdążyłem się
już zaprzyjaźnić z Konradem no i choć trochę pomóc mu naprawić jego relacje z
Błażejem. Proste i spokojne rozmowy z niebiesko włosym potrafiły zdziałać cuda.
Szczere rozmowy braci też miały w to duży wkład.
Konrad zaczął wyprowadzać swojego konia, może jeszcze nie wsiadał na
niego, ale byłem pewny, że to tylko kwestia czasu. Ciężej było jeśli chodzi o
moje relacje z Błażejem. Mężczyzna trzymał między nami duży dystans. Nie
wiedziałem czym jest to spowodowane. Ciągle miałem nieprzyjemne wrażenie, że to
przeze mnie i moje wyznanie. W końcu taki mężczyzna jak on mógł się brzydzić
kogoś takiego jak ja.
Westchnąłem ciężko kończąc sprzątać mieszkanie. Ustaliliśmy, że dopóki
nie zrobi się cieplej będę pracował w domu i pomagał im w codziennych
obowiązkach.
- Co tak wzdychasz?
- Co tak wzdychasz?
Podskoczyłem przestraszony. Za mną stał wyszczerzony Konrad z… czarnymi
włosami. Otworzyłem szeroko oczy.
- Co? Źle
wyglądam? – zapytał dotykając swoich włosów.
- Nie! Świetnie, serio. Co do wzdychania to… Czy ja jestem odpychający? – zapytałem cicho.
- A czyli chodzi o mojego brata… - powiedział z zawadiackim uśmiechem.
- Wcale nie... Znaczy… - rozejrzałem się niepewnie.
- Spokojnie. Jest w stajni. Oporządza Ducha. Stwierdził, że go wykończyłem.
- To znaczy że wreszcie wsiadłeś na konia?
- Nie! Świetnie, serio. Co do wzdychania to… Czy ja jestem odpychający? – zapytałem cicho.
- A czyli chodzi o mojego brata… - powiedział z zawadiackim uśmiechem.
- Wcale nie... Znaczy… - rozejrzałem się niepewnie.
- Spokojnie. Jest w stajni. Oporządza Ducha. Stwierdził, że go wykończyłem.
- To znaczy że wreszcie wsiadłeś na konia?
Kiwnięcie głową potwierdziło moje podejrzenia.
- Och, to
cudownie! I jak było?
- Nie zmieniaj tematu tylko mów czemu mnie pytasz o takie rzeczy.
- B-bo Błażej… On jest taki chłodny i… trzyma mnie na dystans, a… wcześniej tak nie było, więc…
- Więc pomyślałeś, że to przez to co mu powiedziałeś. W pewnym sensie masz racje, ale nie dlatego, że jesteś odrażający. – powiedział obejmując mnie. – Tu chodzi o różnice wieku. Błażej nie chce cię skrzywdzić. Nie chce byś kojarzył go ze swoim ojczymem… W końcu jest sporo starszy od ciebie.
- Nigdy w życiu bym tak o nim nie pomyślał! – powiedziałem pewnie.
- Nie zmieniaj tematu tylko mów czemu mnie pytasz o takie rzeczy.
- B-bo Błażej… On jest taki chłodny i… trzyma mnie na dystans, a… wcześniej tak nie było, więc…
- Więc pomyślałeś, że to przez to co mu powiedziałeś. W pewnym sensie masz racje, ale nie dlatego, że jesteś odrażający. – powiedział obejmując mnie. – Tu chodzi o różnice wieku. Błażej nie chce cię skrzywdzić. Nie chce byś kojarzył go ze swoim ojczymem… W końcu jest sporo starszy od ciebie.
- Nigdy w życiu bym tak o nim nie pomyślał! – powiedziałem pewnie.
Zrobiło mi się smutno. ,,Czyli on nigdy nie spojrzy na mnie w ten
sposób bo… to dla mojego dobra.”
- Dobra j-ja
już skończyłem… obiad ugotowany, więc… idę się położyć.
Nim Konrad zdążył coś powiedzieć poszedłem na górę. W pokoju położyłem
się chcąc przemyśleć wszystko, ale szybko zmorzył mnie sen.
,,Znów to samo. Ból, widok
mojego ojczyma… Próbowałem się wyrwać ze swych wspomnień, a gdy otwierałem oczy
widziałem Błażeja. Patrzył na mnie z obrzydzeniem.
- Nie chcę cię w moim domu. Jesteś obrzydliwy, brudny…
- Nie! Błażej proszę! Nie patrz tak na mnie… J-ja nie jestem brudny. P-proszę nie wyrzucaj mnie… daj mi szansę... J-ja cię lubię i…
- Nie chcę cię w moim domu. Jesteś obrzydliwy, brudny…
- Nie! Błażej proszę! Nie patrz tak na mnie… J-ja nie jestem brudny. P-proszę nie wyrzucaj mnie… daj mi szansę... J-ja cię lubię i…
Nie wiedziałem co
powiedzieć.
- Nie oceniaj mnie i nie odrzucaj! Błagam!”
Nagle poczułem czyjąś dłoń na policzku. Otworzyłem oczy i…
- Błażej…?
- Błażej…?
Jego wzrok był łagodny i ciepły. Wiedziałem jednak, że musimy
porozmawiać.
- Spisałeś się
dzisiaj. – powiedziałem opierając się o drzwiczki boksu Pioruna.
Dzisiaj Konrad pierwszy raz od ponad
roku wsiadł na konia. Podejrzewam, że trening ze mną po tak długiej przerwie
nie był dla niego prosty. Widać było, że pewne rzeczy musi sobie poprzypominać,
ale na szczęście nie stracił gracji w jeździe. Tylko te jego włosy…
- Dzięki. – odpowiedział
odpinając popręg. – Chociaż mogłeś mi trochę odpuścić… - mruknął.
- Jakbym ci
teraz pofolgował to byś potem cały czas się obijał.
- Będę miał
zakwasy…
- Nie będziesz
miał jeśli po powrocie do domu porządnie się rozciągniesz.
- Myślisz…? –
zapytał stękając przy ściąganiu siodła.
- Ja to wiem.
- Jakże by
inaczej. – mruknął przewracając oczami. – A teraz odsuń się.
Jak prosił, tak zrobiłem. Przewiesił
siodło przez drzwiczki i wrócił do konia by ściągnąć mu uzdę.
- Dlaczego
przefarbowałeś włosy? – zapytałem w pewnym momencie.
- Czemu
pytasz?
- Bo ich kolor
nie pasuje do maści Pioruna.
- Szczerze?
Chciałem ci zrobić na złość. – powiedział z lekkim przekąsem.
- To ci się
udało, młody. – poczochrałem go po włosach.
- Weźmiesz
siodło? Ja jestem wykończony! – jęknął.
Pokiwałem tylko głową i zabrałem
sprzęt. Zanieśliśmy wszystko do szatni i zamieniliśmy na szczotki. Mimo, że
dzisiaj jeszcze nie jeździłem, miałem zamiar wyczyścić Ducha.
- Ja już
skończyłem i idę do domu. – oznajmił Konrad podchodząc do mojego boksu. – Chyba
zmyję tą farbę…
- Skąd ta
nagła zmiana zdania? – zapytałem rozczesując grzywę mojego ogiera.
- Rudy i niebieski
rzeczywiście gryzą się ze sobą… - mruknął bawiąc się jednym z dłuższych pasem
włosów. – A ty długo tu jeszcze będziesz siedział?
- Nie wiem…
Przyjdę na obiad. Ciekawe co tym razem nam wyczarował Mikołaj? – uśmiechnąłem
się wypowiadając jego imię.
- Okay, to ja
idę.
- Zaczekaj!
- Co?
- Nie chcesz
wypuścić Pioruna? Zagajnik za domem jest wolny.
- Dobry
pomysł, ale to po obiedzie. Uzbroję się wtedy w aparat. – uśmiechnął się i
machając mi skierował się w stronę wyjścia.
Spędziłem jeszcze trochę czasu w
stajni zanim zdecydowałem się wrócić do domu. Od progu powitał mnie smakowity
zapach obiadu. Rozebrałem się i przeszedłem do kuchni, w której zastałem
Konrada jedzącego swoją porcję posiłku. Uśmiechnąłem się na widok czarnej
czupryny.
- Brakowało mi
tych ciemnych kudłów. – zaśmiałem się.
Brat posłał mi tylko ostrzegawcze
spojrzenie.
- Musimy
porozmawiać. – rzekł.
- O co chodzi?
– zapytałem nalewając sobie zupy.
- O Mikołaja.
- Coś się
stało? – zaniepokoiłem się.
- Nie… Znaczy…
W pewnym sensie.
- Więc?
- Podobasz mu
się.
Zakrztusiłem się zupą. Popatrzyłem
na Konrada zdziwiony.
- Ja? –
zapytałem niedowierzając.
- No właśnie.
Ty? Taki sztywniak? Też jestem zaskoczony, ale widocznie jakoś udało ci się
podbić jego serce.
- Przestań, to
niemożliwe…
- A jednak! I
sądzę, że powinniście porozmawiać.
- Dlaczego?
Westchnął najwyraźniej zmęczony tą
całą rozmową.
- Wykopałeś między nim, a sobą wielką fosę,
której nie może przeskoczyć bez twojej pomocy.
- Cóż za
pomysłowa przenośnia. – powiedziałem z przekąsem.
- Też tak
myślę, braciszku. – uśmiechnął się cwaniacko. – Ale wracając do tematu… Mikołaj
myśli, że brzydzisz się go po tym co robił mu ojczym.
- Co za
bzdura! – oburzyłem się.
- No właśnie!
Dlatego musisz z nim porozmawiać. On… naprawdę cię lubi, Błażej. Nie zmarnuj
tego i nie skrzywdź go.
- Nie chcę go
skrzywdzić. – mruknąłem pod nosem.
- Wiem,
braciszku. – uśmiechnął się. – To ty jak zjesz idziesz pogadać z Mikim, a ja
lecę po aparat i zabieram Pioruna na sesję chociaż wiesz… Duch wyglądałby
ładniej na śniegu. – zasugerował.
- Znasz moją
odpowiedź.
- Tak, tak.
„Nikt nie ma prawa wyprowadzać i jeździć na moim koniu, chyba, że wyrażę
zgodę.” – zacytował moje słowa.
- Spadaj już.
- Ta, ta…
Wyszedł zostawiając mnie samego z
myślami. Dokończyłem jeść i zebrałem się na odwagę by pójść porozmawiać z
Mikołajem. Chłopak przeniósł się już z powrotem do pokoju gościnnego, więc tam
skierowałem swe kroki. Zapukałem do drzwi, ale odpowiedziała mi cisza. Wszedłem
po cichu do środka.
- Mikołaj?
Chłopak spał. Podszedłem do jego
łóżka siadając na jego brzegu. Spojrzałem na niego. Krzywił się co chwilę.
Pewnie śniło mu się coś nieprzyjemnego. Wyciągnąłem w jego stronę dłoń
delikatnie dotykając jego policzka. W tej chwili otworzył oczy.
- Błażej…? –
zapytał sennie.
Uśmiechnąłem się do niego ciepło.
- Dlaczego to
robisz? – zapytał nagle.
- Robię, co? –
nie rozumiałem.
- D-dlaczego
mnie dotykasz? Czyż n-nie jestem obrzydliwy? B-brudny, zbrukany…
Przerwałem mu przytulając go do
siebie.
- Kto ci
nagadał takich głupot? Nigdy nawet nie pomyślałem tak o tobie.
- N-nie? T-to
dlaczego n-nie chcesz spędzać ze m-mną czasu?
Westchnąłem głęboko.
- Nie chcę byś
widział we mnie swojego ojczyma. Jestem dużo starszy od ciebie. –
wytłumaczyłem.
- Mój ojczym
ma ponad pięćdziesiąt lat! Jak mógłbym cię do niego porównywać?
- To trudne…
- Nie, to nie
jest trudne. Błażej, j-ja… lubię cię.
- Też cię
lubię, młody.
- Nie
rozumiesz… J-ja cię bardzo lubię, to znaczy… Podobasz mi się, Błażej.
Tego się obawiałem.
- Mikołaj to
nie…
- Nie mów mi,
że to nie jest proste! – odsunął się ode mnie. – Wiem co czuję i wiem, że mi
się podobasz. Wiem, że chcesz mnie chronić, ale proszę nie rób tego odsuwając
się ode mnie. Nie zniosę tego. – jego oczy zaiskrzyły się niebezpiecznie.
- Nie zrobię
tego, obiecuję. – powiedziałem głaskając go po policzku. – I – nachyliłem. się
nad jego uchem – też mi się podobasz. – na koniec pocałowałem go w policzek.
Odsunąłem się od niego by dostrzec
jego zarumienioną buzię.
- Idę wypuścić
konie na pastwisko. Stań w oknie i obserwuj. Gwarantuję niezapomniane widoki. –
mrugnąłem do niego i opuściłem pokój.
Gdy byłem przed domem, spojrzałem w
górę i pomachałem Mikołajowi stojącemu w oknie. Odmachał uśmiechając się
uroczo. Wszedłem do stajni i otworzyłem bramę wychodzącą na łąkę. Przeszedłem
wzdłuż boksów otwierając wszystkie po kolei. Nie wypuszczałem tylko ogierów.
Nie było ich jednak dużo, więc większość koni wygalopowała na łąkę. Miałem
nadzieję, że Mikołajowi podobał się widok pędzących koni. Mnie zawsze zapierał
dech w piersiach.
Patrzyłem zachwycony jak konie pędem ruszyły na polanę. Śnieg pod ich
kopytami unosił się gwałtownie by następnie zawirować w powietrzu i opaść z
powrotem na ziemie. Widok niesamowity. Po chwili dostrzegłem wychodzącego ze
stajni Błażeja. Otworzyłem okno i z uśmiechem krzyknąłem.
- To było niesamowite!
- To było niesamowite!
- Mówiłem! –
odkrzyknął. – A teraz uciekaj z okna bo znów się przeziębisz!
Zachichotałem tylko i zamknąłem okno. Wyszedłem z pokoju i zszedłem na
dół. Ubrałem kurtkę, którą również pożyczył mi Konrad, i buty. Wyszedłem na
dwór i po cichu podszedłem do Błażeja. Bez ostrzeżenia rzuciłem w niego
śnieżką.
- Co jest?! – krzyknął zaskoczony odwracając się w moją stronę.
- Co jest?! – krzyknął zaskoczony odwracając się w moją stronę.
Uśmiechnąłem się zawadiacko.
- Mikołaj, już
nie żyjesz. – powiedział i rzucił się w moja stronę.
Zaskoczony ledwo co przed nim umknąłem. I tak się zaczęła nasza wojna
na śnieżki oraz niestrudzona gonitwa. Obrywałem śnieżkami nie raz i nie dwa,
ale nie byłem mu dłużny.
W pewnym momencie szykując kolejną śnieżkę nie zauważyłem, że Błażej
podbiegł do mnie. To przesądziło moją przegraną. Mężczyzna przewrócił mnie na
ziemię i nie patrząc na nic zaczął nacierać śniegiem.
- Aa…! Nie,
litości…! – krzyczałem śmiejąc się jednocześnie. – Proszę… B-Błażej… Miej
litość...
- Nie ma litości dla jeńców! – powiedział wsadzając mi śnieg za kołnierz.
- Aa...! – pisnąłem jak panienka i przytuliłem się do niego. – Błagam o litość! – powiedziałem błagalnie.
- Nie ma litości dla jeńców! – powiedział wsadzając mi śnieg za kołnierz.
- Aa...! – pisnąłem jak panienka i przytuliłem się do niego. – Błagam o litość! – powiedziałem błagalnie.
Mężczyzna z uśmiechem cmoknął mnie w policzek i podniósł się razem ze
mną na rękach z ziemi. Ruszył w stronę domu.
- Starczy ci
już tej zabawy na śniegu.
W domu postawił mnie, zdjął ze mnie kurtkę i rękawiczki. Potem posadził
mnie na krześle i z ciepłym uśmiechem zdjął mi z nóg kompletnie przemoczone
buty.
- Pojedziemy w
tym tygodniu kupić ci kurtkę i buty. – powiedział przeczesując delikatnie moje
włosy. – Idź się przebierz, a ja idę zagonić konie z powrotem do stajni.
Kiwnąłem głową z uśmiechem po czym zbierając się na odwagę przytuliłem
go lekko. Brunet oddał uścisk.
- No dobra ja
idę… Przygotujesz gorącą czekoladę? – zapytał z uśmiechem.
- Pewnie, a do
tego ciasto, które dzisiaj upiekłem.
- A, to tym bardziej się spieszę. – powiedział i wyszedł.
- A, to tym bardziej się spieszę. – powiedział i wyszedł.
A ja? Ja nie mogłem być bardziej szczęśliwym.
- Piorun!
Współpracuj! – powiedziałem już odrobinę zdenerwowany.
Od dwudziestu minut próbowałem
zrobić mu zdjęcie, ale on cały czas się kręcił i wszystkie wychodziły zamazane.
- Kurczę… W
kogo ty się wdałeś? – warczałem pod nosem.
- Pewnie w
właściciela. – usłyszałem za sobą czyjś śmiech.
Odwróciłem się spoglądając na
nieznajomego.
- Kim jesteś?
– zapytałem obserwując obcego faceta.
Chciałem zrobić krok w tył, ale
poślizgnąłem się na śniegu i wylądowałem tyłkiem na zimnej, twardej ziemi.
- Ał… -
skrzywiłem się.
Znowu usłyszałem śmiech.
- Z czego się
śmiejesz?! – warknąłem w stronę mężczyzny.
- Z ciebie,
malutki. – powiedział.
Nie spodobał mi się ton jego głosu.
Gość był w podeszłym wiek i coraz bardziej zaczęła mi się ta sytuacja nie
podobać. Jeszcze te jego teksty.
Facet zaczął do mnie podchodzić,
więc czym prędzej pozbierałem się z ziemi i zacząłem się wycofywać.
- Nie podchodź
do mnie! – krzyknąłem.
- A to
dlaczego, malutki?
- Po co tu
przyszedłeś? – zapytałem spanikowany.
Poczułem za moimi plecami drzewo.
Spojrzałem na zbliżającego się do mnie faceta. Byłem przerażony. Obserwowałem
jego twarz. To jak oblizał usta, a następnie przejechał językiem po swoich
zębach. Nagle jego twarz zaczęła się zmieniać. Oczy stały się dzikie, zęby
wydłużył się. Jego twarz zaczęła się zamieniać w wilczy pysk. Zaczął warczeć, z
jego pyska leciała ślina. W pewnej chwili rzucił się na mnie. Zacząłem krzyczeć
zamykając oczy i…
- Konrad!
Konrad!?
Słyszałem czyjś głos, ale nie potrafiłem
go rozpoznać.
- Konrad,
proszę, otwórz oczy.
Starałem się spełnić tą prośbę, ale
nie było to takie proste. W końcu udało mi się podnieść ciężkie powieki.
- Błażej…? –
zapytałem nie mogąc rozpoznać twarzy.
Wszystko było zamazane, głowa
pulsowała tępym bólem.
- Boże,
Konrad… - przytulił mnie mocno.
Stęknąłem cicho.
- Tak się
bałem. – szepnął.
- Co się
stało? – zapytałem. – Nic nie pamiętam. – dotknąłem ręką głowy.
Pod palcami wyczułem kawałek waty i
bandaż. Syknąłem z bólu gdy dotknąłem tego miejsca.
- Poślizgnąłeś
na lodzie, gdy robiłeś zdjęcia Piorunowi i uderzyłeś się w głowę. – wyjaśnił
mój brat. – Miałeś niewielką ranę więc Mikołaj ci ją opatrzył.
- Skąd to
wiesz? Przecież nie było cię tam.
-Seweryn mi
powiedział. To on cię tu przyniósł.
- Seweryn? Kto
to jest?
Nie kojarzyłem żadnego chłopaka o
tym imieniu.
- Lider naszej
kadry. Możesz go nie kojarzyć bo długo nie jeździłeś.
- No tak… A co
się stało z Tomkiem?
- Wyjechał za
granicę.
- Aha…
- Za jakiś
czas przedstawię cię kadrze. Mam nadzieję, że zrobisz na nich dobre wrażenie bo
to zawodowcy.
- Chcesz żebym
dołączył do reprezentacji stadniny? – zapytałem zaskoczony. – Ale ja nigdy nie…
- Nie martw
się, poradzisz sobie.
- A jeśli nie
będą mnie chcieli w zespole? – zapytałem z obawą.
- Wtedy dalej będziesz
miał indywidualne treningi ze mną. – uśmiechnął się.
- A… Gdzie
jest teraz Seweryn? Muszę mu podziękować.
Chciałem wstać lecz zbyt szybko
poderwałem się do góry i zakręciło mi się w głowie.
- Spokojnie.
Jeszcze będziesz mieć na to czas. Na razie odpocznij. – powiedział podnosząc
się z łóżka. – Powiem Mikołajowi, że się obudziłeś.
Nie musiałem długo czekać na reakcję
Mikołaja. Po chwili wpadł do pokoju rzucając się na moje łóżko.
- Konrad!
Przestraszyłeś mnie! – powiedział przytulając się do mojego boku.
- Przecież nic
mi się nie stało. – mruknąłem.
- Na szczęścia
Seweryn właśnie przyjechał na trening i znalazł cię. – nie słuchał mnie.
- Ma teraz
trening? – zapytałem.
- Cała kadra
ma. Przed chwilą Błażej do nich poszedł więc pewnie już zaczęli. – potwierdził.
Zastanowiłem się przez chwilę. Nawet
jeśli bym się wymknął teraz z domu i poszedł na halę by mu podziękować to i tak
nie wiedziałbym, który to chłopak. Nigdy go przecież nie widziałem.
- Coś nie tak?
–zapytał Mikołaj widząc moją zmartwioną minę.
- Nie.
Pomógłbyś mi wstać?
- Gdzie chcesz
iść?
- Po Pioruna.
Został na wybiegu, muszę go odprowadzić do stajni. – spróbowałem się podnieść.
- Leż. –
rozkazał. – Seweryn się tym zajął. Piorun jest już w ciepłym boksie.
- Seweryn?
Pokiwał głową.
- Piorun dał
mu się poprowadzić?
- A czemu
miałby nie dać? – zdziwił się.
- Mój ogier
miewa humorki i rzadko daje się obcym osobą wyprowadzać gdziekolwiek.
- Zupełnie jak
właściciel. – mruknął.
- Głupek! –
klepnąłem go w ramię. – Jestem po prostu…
- Dziki. –
dokończył za mnie za co spiorunowałem go spojrzeniem.
- Idź już. –
zepchnąłem go z łóżka
- Ał…! –
jęknął rozmasowując sobie tyłek. – No wiesz? Przyjaciela?
- Przepraszam,
ale jestem zmęczony i obolały więc naprawdę już idź.
- Okay.
Dobranoc. – pomachał mi wychodząc.
Gdy zamknęły się za nim drzwi
odwróciłem się na bok, przodem do okna. Na zewnątrz było już ciemno, ale nie
było późno skoro kadra miała trening. Widziałem stąd dach stajni, biały od
śniegu. Wiedziałem, że jutro będę musiał iść podziękować Sewerynowi. Jak ja
nienawidzę okazywać swoich uczuć.
Westchnąłem i zakopałem się pod kołdrę. Co z tego, ze było wcześnie?
Lubiłem spać, więc nie miałem problemu z tym by przespać resztę dnia i całą
noc.
Następnego dnia popołudniu, równo o
czwartej, stawiłem się przed pokojem dla kadry. Opatrunek na głowie schowałem
pod futrzaną czapką pilotką. Stałem pod drzwiami czekając aż pojawią się
członkowie zespołu. Przeszło obok mnie dwóch chłopaków, którzy popatrzyli na
mnie dziwnym wzrokiem. Jakby coś ze mną było nie tak, ale nie zwróciłem na to
większej uwagi. Trzeci z kolei miał w uszach słuchawki i zupełnie mnie
zignorował. Obserwowałem ich wszystkich, ale nie wiedziałem, który z nich to
Seweryn.
W końcu, gdy przyszedł czwarty członek zespołu zaczepiłem go.
- Przepraszam.
– poklepałem go w ramię.
- Hm…? –
mruknął.
- Szukam
Seweryna… Znasz go może? – zapytałem spoglądając mu w oczy.
- To ja.
- Och… No
więc… - zaciąłem się.
- Nie chcę cię
pospieszać, mały, ale zaraz mamy trening, więc powiedz mi wreszcie o co chodzi.
- Nie jestem
mały! – oburzyłem się.
- Ale jesteś
dość niski. Więc?
Westchnąłem uspokajając się.
- Chciałem ci
podziękować za wczorajszą pomoc. – powiedziałem nie patrząc mu w oczy.
- Nie ma
sprawy. Następnym razem uważaj bo może mnie nie być w pobliżu. – uśmiechnął się
czarująco. – A teraz wybacz, ale muszę już iść. Fajna czapka. – naciągnął mi ją
na oczy.
- Ej!
Zaśmiał się tylko otwierając drzwi
do pomieszczenia obok.
- Czego chciał
od ciebie ten emosiek? – usłyszałem jeszcze zanim drzwi za nim się zamknęły.
Już wiedziałem, że raczej nie będą
zadowoleni z tego, że będę się ubiegał o przyjęcie do drużyny.
- Bardzo
dobrze. – pochwaliłem chłopaków z kadry.
Odbywał się właśnie trening zespołu
przed zimowymi zawodami, które mają się odbyć w lutym.
- Dobra
chłopaki, zróbcie miejsce. – poleciłem. – Seweryn, zaczniesz? – zapytałem
patrząc na chłopaka.
- Jasne. –
odrzekł i wyjechał szeregu.
- Zacznij
spokojnie. Nie pchaj jej za bardzo do przodu, niech idzie spokojnym rytmem. –
powiedziałem mając na myśli jego klacz, Hiszpankę.
Chłopak zagalopował i zaczął
naprowadzać konia na przeszkodę.
- Właśnie tak.
– mówiłem obserwując jego przejazd. – Przyhamuj ją! – podniosłem trochę głos
widząc, że zbyt szybko najeżdża na potrójny szereg.
Zareagował jednak za późno.
Rozpędzona Hiszpanka wpadła na przeszkodę strącając dwa drążki. Jednak następne
dwie przeszkody przeskoczyła już bez strąceń.
- Cholera… -
dało się słyszeć Seweryna.
- Nie
przeklinaj tylko skup się! – krzyknąłem.
Resztę parkuru przejechał bez
błędów.
- Podjedź. –
polecił gdy już stępował. – Powinieneś bardziej pracować ciałem, nie tylko
ciągnąć ją za wodzę.
- Okay. –
pokiwał głową.
- Dobra. Kto
następny? Bartek?
- A może
Maciek? – zasugerował.
- Nie marudź
tylko jedź.
Obserwowałem kolejne przejazdy co
jakiś czas wydając polecenia i rady.
- Dobra
chłopaki myślę, że na dziś wystarczy. Widzimy się jutro. Odprowadźcie konie do
stajni i możecie iść do domu.
- Ale jestem
zmęczony! – jęknąłem padając na kanapę w salonie.
Moja głowa wylądowała na kolanach
Mikołaja.
- Jak się
spisali chłopcy?
- Bardzo
dobrze. Idzie im coraz lepiej. Zresztą Konradowi też. Jeśli się spręży to
pojedzie z nimi na zawody.
Poczułem jego rękę we włosach i
mruknąłem zamykając oczy z przyjemności.
- N-nauczysz
m-mnie? – zapytał cicho.
- Hm…? Ale
czego? – zapytałem nie do końca rozumiejąc.
- J-jeździć
konno…
- Chciałbyś?
- T-tak…
- Nie ma
problemu.
- N-naprawdę?
– ucieszył się.
- Naprawdę. –
powiedziałem podnosząc się delikatnie do góry i pocałowałem w policzek.
Miał taką ciepłą skórę. Moje usta
niebezpiecznie zbliżały się do jego ust.
- Przepraszam.
– usłyszeliśmy głos Konrada.
Odsunąłem się od blondyna
spoglądając na brata.
- Czy
moglibyście zaczekać aż pójdę spać? – zapytał.
- Żebyś mógł
sobie robić dobrze słuchając jęków Mikołaja? – zaśmiałem się.
- Zabiję cię…
- syknął.
- J-jakich
jęków? – zapytał Mikołaj.
- Spokojnie,
tylko żartowałem. – uspokoiłem go.
- Mniejsza o
to. Chciałem zapytać co będzie na kolację, ale widzę, że obejdę się ze smakiem.
– spojrzał na nas znacząco.
- Nie, nie! –
zerwał się Mikołaj. – Zaraz coś przygotuję. – pognał do kuchni.
- A tobie Bozia
rączek nie dała? – zapytałem z przekąsem ponownie opadając na kanapę.
- Nie marudź.
– machnął ręką lekceważąco. – Będziesz miał jeszcze czas się nim nacieszyć.
Westchnąłem zamykając oczy. Od razu
ujrzałem radosnego Mikołaja. Nie mogłem się nie uśmiechnąć na ten widok.
Czym prędzej wziąłem się za robienie zapiekanek. Postawiłem wodę na
herbatę i włączyłem radio. Od razu szybciej zaczęły mi mijać przygotowania
posiłku.
- Gotowe! –
krzyknąłem równocześnie wyjmując jedzenie z piecyka.
Porozkładałem parujące zapiekanki na talerze i położyłem na stole.
- Pachnie
świetnie, ale nie powinieneś tak latać bo ‘książę’ liczy na kolacje. –
powiedział mężczyzna uśmiechając się złośliwie do Konrada, który bardzo
dojrzale pokazał mu język.
- Wcale nie
latam bo ‘książę’ chce. Ty również jesteś głodny. – uśmiechnąłem się. – No i
sam z chęcią coś zjem.
To trochę Błażeja uspokoiło. Usiadłem obok niego, a on pocałował mnie w
policzek.
- I co
narzekasz na mnie? Przecież to dzięki mnie masz się do kogo przytulać.
Brunet spiorunował go tylko wzrokiem biorąc się za jedzenie. Po kolacji
‘książę’ zgodził się umyć gary, więc ja mogłem spokojnie iść się umyć.
Poszedłem do łazienki, napuściłem całą wannę wody z pianą i wszedłem do niej.
Aż westchnąłem z przyjemności. Ciepło... Miło…
Przez następne pół godziny siedziałem w wannie niczym król na tronie.
Woda przyjemnie grzała moje ciało. Gdy zaczęła się jednak ochładzać chciałem
wstać i wyjść, ale okazało się że zapomniałem ręcznika.
- Cholera! –
przekląłem wściekle zastanawiając się co zrobić.
- Coś się
stało? – usłyszałem zza drzwi głos Błażeja.
Moja łazienka nie była połączona z pokojem. Przechodziło się obok niej
korytarzem na piętrze.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Em… N-no bo z-zapomniałem ręcznika… - zacząłem, ale mężczyzna nie pozwolił mi dokończyć.
- Em… N-no bo z-zapomniałem ręcznika… - zacząłem, ale mężczyzna nie pozwolił mi dokończyć.
- Spokojnie
zaraz ci przyniosę.
Zapukałem do drzwi łazienki.
- Mikołaj?
Mogę wejść? – zapytałem przez drzwi.
- T-tak!
Powoli nacisnąłem klamkę. Drzwi
ustąpiły otwierając się. Wszedłem do łazienki prawie od razu zauważając
Mikołaja. Siedział w wannie cały w pianie. Zaśmiałem się na ten widok.
- Cześć,
bałwanku. – powiedziałem uśmiechając się do niego.
- Bałwanku? –
zdziwił się.
- Jesteś cały
w pianie.
Automatycznie przyłożył ręce do
twarzy. Nie zauważył, że one także były całe z piany.
- Głuptas. –
powiedziałem podchodząc do niego.
Blondyn siedział z mocno
zaciśniętymi oczami by piania nie wdarła
się do jego oczu.
- Zetrzyj to,
zetrzyj! – krzyczał.
Zaśmiałem się.
- Spokojnie.
Już cię wytrę. – powiedziałem podchodząc do niego z ręcznikiem.
Przetarłem jego buzię z piany.
- Dziękuję. –
powiedział otwierając oczy.
- Nie ma
sprawy. – uśmiechnąłem się. – Ręcznik zostawiam na półce.
Wyszedłem z pomieszczenia kierując
się do swojej sypialni.
- Błażej? –
usłyszałem głos Konrada.
- Hm…? –
odwróciłem się w jego stronę. – Co jest?
- Ee… Ile lat
ma Seweryn? – zapytał nie patrząc mi w oczy.
- Seweryn? –
zdziwiłem się.
Pokiwał głową twierdząco.
- Dwadzieścia
trzy? Tak, dwadzieścia trzy.
- Aha… Dzięki,
dobranoc. – powiedział i czym prędzej zniknął w pokoju.
Wzruszyłem tylko ramionami i
wszedłem do swojej sypialni. Byłem strasznie zmęczony, więc gdy tylko
przyłożyłem policzek do poduszki, odpłynąłem.
nic dodać nic ująć, trochę facet w podeszłym wieku mi się nie spodobał, ale czekam o zgrozo aż tydzień co będzie dalej:-)
OdpowiedzUsuńOo Czyżby Konrad i Seweryn?? Coś tam sobie.. :D (miło by było)
OdpowiedzUsuńRozdział słodki, taki miły :))
Hmm, ciekawe co się popsuje.
Wenyy i czekam do następnego ;))
Czas na moj komentarz. No wiec najpierw uwagi -
OdpowiedzUsuńCzuje, ze akcja jest za szybko. Niby dobrze, ale 3 tygodnie i juz sie w sobie zakochali?
Mikolaj mimo swojego wieku - 18 - zachowuje sie jak male dziecko. 10 letnie. Podoba mi sie to, ze jest chory. Rzadko w opowiadaniach jest to stosowane, tak samo jak prezerwatywy czy nawilzenie.
Ile oni maja lat? Konrad i Blazej?
Czytam o tych wystajacych klach i slinie i sie zastanawiam wtf? Sf opowiadanie? Nie znioslbym tego. Oczywiscie calosc pewnie znowu zostanie zburzona przez te meskie ciaze, ktore sa najglupsza rzecza pod sloncem i tylko dodaja sztucznosci, ale chyba wszyscy znaja moje zdanie na ten temat.
Uwielbiam juz Konrada i mam nadzieje, ze to nie bedzie taka ciotka. Typowy ukes, tylko normalny chlopak. Podobaja mi sie ich klotnie, kocham dramy
Pozdrawiam
Damiann
Ps. Cholernie duzo literowek robicie.
Po pierwsze to nie gdzie ty widzisz literówki. Tekst jest czteroktornie sprawdzany.
UsuńPo drugie jest napisane na górze po prawej że opowiadania mogą być mpreg, więc nie życzę sobie takich komentarzy.
Wiek wszyskich bohaterów jest napisany w oposach postaci jakbyś nie zauważył.
Na przyszłość swoje opinie na temat męskich ciąż zostawiaj dla siebie. Inaczej komentarze będą usuwane.
Z poważaniem, Kuro.
Widze, ze Ofelia Twoja kolezanka nie potrafi przyjmowac krytyki. No wiec moja droga - moja opinia - komentarze - blogi. Chyba cos tu nie gra. Chcesz miec tylko slodkie komentarze? Nie przejdzie. Przykro mi. Zycie.
UsuńCo do literowek. Bardzo Cie prosze, zebys nastepnym razem mnie nie obrazala. Bo slepy nie jestem i bledy widze.
Ostatnia prosba. Grzeczniej troche. Pisalem z szacunkiem? Tak. Prosze Cie o to samo. To nie duzo, a mozesz zyskac sympatie wielu osob.
Damiann
Słodziutki rozdział, taki spokojny, który pozwala uspokoić emocje po poprzednim rozdziale. Chłopcy wyznali sobie, że się lubią i to bardzo, piękne to :) Bardzo dobrze, że nie krążą w okół siebie tylko byli zdolni wyznać, że jednak coś do siebie czują :)
OdpowiedzUsuńPojawił się nowy bohater, czyżby przyszły chłopak Konrada? Jakie to romantyczne, przyniósł go do domu jak jakąś księżniczkę :) Konrad znowu zaczął jeździć i kto to sprawił? Nasz kochany Mikołaj, po prostu złoty, uzdolniony chłopak, który rozpieszcza Błażeja i Konrada :) Coś tak myślę, że Mikołaj będzie pojętnym uczniem :) A bym zapomniała, rozwalił mnie ten tekst, gdy Konrad mówił o jękach a Mikołaj nie wiedział o co chodzi, boskie :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Rozdział bardzo fajny ;)
OdpowiedzUsuńW sumie to podoba mi się, że chłopcy zaczynają coś czuć do siebie.
Bardzo dobrze, że Mikołaj nie zamyka się w sobie i jest otwarty na innych ludzi.
No i ciekawi mnie jakim typem będzie postać Seweryna ;)
Pozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńoch tak Mikołaj i Błażej razem, i to w zasadzie z mała pomocą Konrada, Błażej bał się tak zbliżyć do Mikołaja aby nie przypominać mu jego ojczyma, czyżby Konradowi spodobał się Seweryn...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia