Rozdział 1
Leżałem
zwinięty w kłębek. Było mi zimno i brakowało mi ciepła mamusi. Ostatni raz
widziałem ją… dawno. Byłem tu zupełnie sam. Nie mogłem biegać. Łapki bolały
mnie od leżenia i byłem głodny.
Miauknąłem
płaczliwie. „Chcę do mamusi!”
Nagle usłyszałem
czyjś podekscytowany głos. Otworzyłem oczy i spojrzałem zaciekawiony w tamtą
stronę.
- To naprawdę będzie świetny
prezent dla Nicka. Mówię ci! Jestem pewny, że to mały kotołak. Co prawda nie
wiem, jak się tu znalazł, ale to nie ważne. Schronisko nie jest odpowiednim
miejscem dla takiego malucha. Powinien być jeszcze przy matce, a jak nie to,
chociaż przy profesjonalnym opiekunie. – Mówił szczupły chłopak żywo
gestykulując. – Ważne, że zarówno Nick jak i ten maluch dadzą sobie nawzajem wsparcie.
Jestem tego pewny! Mały będzie miał dobrą opiekę, a Nick przyjaciela.
Spojrzałem
na twarz pana trochę podobnego do mnie, ale pachnącego inaczej. Miał długie
białe włosy i brązowe oczy. Z pomiędzy włosów wystawały mu dwa białe uszka z
czarnymi końcówkami. Obok niego stał drugi, wysoki pan o krótkich brązowych
włosach.
- W porządku. Czyli zabieramy tego małego, ale
jesteś pewny, że możemy go dać Nickowi bez uprzedzenia go, że to kotołak?
- Wiesz, jaki jest Nick. Zapewne
odwiedzi z tym maluchem weterynarza, więc prędzej czy później się dowie.
Nie
wiedziałem, o co chodzi, ale miałem nadzieję, że dostanę, tam gdzie mnie
zabierają, coś do jedzenia. Znów zamiauczałem i potarłem łepkiem się o ścianę
- Zobacz! Już się cieszy, że stąd wyjdzie. – Powiedział pan z uszami uśmiechając się.
Po chwili
koło nich pojawił się ten pan, co zwykle daje mi jeść.
- Ech… Źle panowie wybierają. Przecież
ten kociak to chudzina. Nie pożyje długo. – Powiedział podając mnie temu
miłemu panu. – Odkąd tu jest nie chce jeść. Cały czas leży i śpi.
- Nie chce jeść, bo jest jeszcze
za mały na przyjmowanie pokarmu stałego. Powinien być karmiony mlekiem matki
albo specjalną mieszanką. Pokarm dla starszych kotów może mu zaszkodzić. –
Pouczył białowłosy.
- N-nie wiedziałem. – Odparł
mężczyzna drapiąc się po karku. – A! Jeszcze jedno. Proszę chwilę zaczekać. – Powiedział
i przeszedł na chwilę do swojego biura.
Gdy
wrócił trzymał w ręku jakąś teczkę.
- Tu są wszystkie dokument
związane z adopcją i jeszcze papiery ze szpitala, w którym się urodził.
- Skąd pan je ma? – Zdziwił się brunet.
- Ten kotek został podrzucony do
schroniska w koszyku, znajdowała się w nim również ta teczka.
- Kiedy to było? – Odezwał się miły
pan z uszami.
- Jakiś tydzień, dwa temu. Z aktu
urodzenia wynika, że ma dwa miesiące.
- Okay… Dobrze, w takim razie bardzo
panu dziękujemy. Do widzenia.
Obaj
panowie pożegnali się z moim dawnym opiekunem i wyszli z budynku.
- Nie martw się mały w domu cię
nakarmimy i wykąpiemy, a już jutro będziesz miał nowy domek. Jestem pewny, że
Nick cię pokocha i zajmie się tobą jak należy. – Powiedział białowłosy i wsiadł
ze mną do… auta! Tak auta.
Ułożył mnie
na swoich kolanach i zaczął delikatnie głaskać moje futerko. Było mi tak
przyjemnie, że zasnąłem.
Gdy się
obudziłem nie byłem już na kolanach tego pieska tylko leżałem na puchowej
poduszce. Podniosłem się na drżących łapkach i rozejrzałem zdezorientowany.
- O, obudziłeś się.
W drzwiach
stanął ten drugi, wyższy pan.
- Spokojnie, zaraz przyjdzie
Mickey z mleczkiem dla ciebie.
Miauknąłem
szczęśliwy. „Mleczko!” Po chwili pojawił się pan Mickey z butelką ciepłego
mleka.
- Cześć maluchu. – Posłał mi miły
uśmiech. – Jestem pewny, że jesteś bardzo głodny. Mam nadzieję, że będzie ci
smakować. Co prawda nie jest to mleko od mamy, ale ma podobny skład.
Podniósł
mnie z poduszki i ułożył na swoich kolanach, na plecach. Po chwili przed moim
pyszczkiem pojawił się dzióbek butelki. Czym prędzej chwyciłem go i zacząłem
ssać. Było naprawdę dobre!
Nim się
obejrzałem butelka była pusta. Miauknąłem żałośnie. „Jeszcze!”
- Przepraszam maluchu, ale nie mogę dać ci więcej. Jeszcze się przejesz i będzie cię boleć
brzuszek. – Powiedział i położył mnie delikatnie na poduszce.
Mimo tego,
co powiedział ten miły pan chciałem ruszyć w jego stronę by poprosić o więcej,
ale nie byłem w stanie. Czułem się taki pełny! Zamiast ustać na nogach za
każdym razem, gdy wstawałem przewracałem się na bok.
- Ha, ha, ha! Widzisz mały? Twój
brzuszek zrobił się okrągły, teraz wyglądasz jak ruda piłeczka.
Mickey wziął
mnie na ręce i zaczął głaskać po brzuszku. Zacząłem mruczeć z przyjemności. „Jak
miło, ale dlaczego mamusia tak nie robi tylko ten pan?” Miauknąłem rozpaczliwie.
- Coś nie tak? No już, nie martw
się kotku. Jesteś mały i masz jeszcze czas by przeżyć wspaniałe chwilę. A teraz
chodź. Trzeba cię wykąpać. Nick nie może zobaczyć takiego umorusanego kotka. – Powiedział
i wstał ze mną z kanapy.
Na końcu
korytarza znajdowała się ła… ła… łazienka! Mickey nalał wody do tej mniejszej
miski (umywalki), po czym wsadził mnie do niej. „Brr… Woda!” Chciałem, czym
prędzej wyskoczyć, ale pies nie pozwolił mi na to.
- Spokojnie, przecież nic ci nie
zrobię. – Uśmiechnął się tak miło, ciepło.
„Dlaczego
nie jesteś moją mamusią?”
- No i już! Skończone. Chodź
wysuszymy twoje futerko i pójdziesz spać.
Gdy
wróciliśmy do pokoju ten drugi pan wciąż tam siedział.
- To, co? Kicia idzie spać i my
też możemy iść się położyć?
Mickey
pokręcił głową.
- Musisz trochę poczekać. Chcę
przez chwilę pobyć z nim w mojej drugiej formie.
Białowłosy
położył mnie na poduszce, a sam ukląkł obok. Zamknął oczy i uniósł lekko głowę
w górę. Nie wiem, co się stało, ale po chwili stał koło mnie duży pies. Miał
szpiczaste uszy i białe puchate futerko.
- To, co maluchu idziemy spać?
Jutro już będziesz w nowym domku. Nick to mój i Gabriela – wskazał łbem na drugiego
pana – przyjaciel.
- Aha. Ale da mi mleczko? I… I przytuli mnie? Jak mamusia? Dlaczego ty nie jesteś moją mamusią? Gdzie jest moja mamusia?! – Zapytałem.
Było mi smutno.
- Och, kociaku nie umiem powiedzieć
ci gdzie ona jest, ale jestem pewny, że będziesz przytulany, kochany i
dostaniesz mleczko, i co tylko będziesz chciał. Nick będzie cię okropnie
rozpieszczał. – Powiedział, po czym położył się obok i przysunął mnie do siebie.
Jego futerko
było takie cieplutkie, że od razu zasnąłem.
Stałem przy
jednej z oszklonych ścian mojego gabinetu i obserwowałem tętniący życiem ogród
za domem. Był słoneczny kwietniowy dzień, a dokładniej to dzień moich urodzin.
Nie przejmowałem się tym zbytnio. Nigdy nie byłem zbyt rozrywkowym mężczyzną,
więc urodziny świętowałem raczej w gronie rodziny i najbliższego przyjaciela.
Od czterech lat, także z jego partnerem.
Nagle
usłyszałem pukanie do drzwi, a następnie do gabinetu weszła moja mama.
- Witaj, mamo. – Uśmiechnąłem się
do kobiety. – Co cię sprowadza?
- Cześć, syneczku. – Podeszła do
mnie i ucałowała w policzek. – Dzwonił twój znajomy… Gabriel?
- Ach, Gabriel. – Uśmiechnąłem
się pod nosem.
- Tak, pytał, o której mają się
pojawić?
- Co mu powiedziałaś? – Zapytałem
siadając za biurkiem.
- By byli u nas o czwartej.
- Dobrze, dziękuje. – Uśmiechnąłem
się.
- Nie ma problemu. Ale… Naprawdę nie
chcesz zaprosić nikogo więcej? Jakiejś dziewczyny czy chłopca?
Pokręciłem
z uśmiechem głową.
- Nie, mamo.
- Osobiście uważam, że już
najwyższy czas byś się z kimś związał.
- Mamo, nie martw się tak. Jak
będę gotowy to sobie kogoś znajdę i obiecuję ci, że będziesz pierwszą osobą,
która się o tym dowie. – Posłałem jej uspokajający uśmiech. – A teraz
przepraszam cię, ale obiecałem tacie, że skończę tą dokumentacje zanim przyjdą
goście.
- Dobrze, dobrze. A! Jeszcze
jedno, wychodzimy razem z ojcem i zabieramy twoje rodzeństwo, więc będziecie
mieli cały dom dla siebie.
- Okay, dziękuję.
- Do zobaczenia wieczorem. – Ucałowała
mój policzek. – Tylko nie roznieście domu.
- Mamo, przecież mnie znasz. Do
zobaczenia.
Niedługo
po wyjściu rodziny pojawił się Gabriel z wielką urodzinową torbą.
- Cześć Nick! – Przywitał się
uściskiem dłoni.
- Hwj… Gdzie jest Mickey? – Zapytałem
zdziwiony.
- Zaraz przyjdzie. Wprowadza
ostatnie… poprawki na twoim prezencie.
- Czyli to co trzymasz w dłoni to
nie jest prezent?
- Ależ owszem, że jest, ale to
tylko jego część, a raczej dodatek. Mickey zaraz przyniesie główną atrakcję
wieczoru.
- Mam się bać? – Zapytałem ze
śmiechem.
- To zależy. Powinieneś się
raczej cieszyć.
- Okay… Poczekamy na niego w domu
czy…?
- Tak, wejdźmy. Nie jestem pewien
ile mu to zajmie. Wiesz, jaki on jest.
Weszliśmy
do środka i skierowaliśmy się prosto do salonu.
- Usiądź. – Zaproponowałem
uprzejmie. – Masz ochotę na coś do picia?
- Alkohol w menu?
- A prowadzisz?
- Aj… To cole z lodem, proszę.
Uśmiechnąłem
się i skierowałem do dużej kuchni.
- Co będzie pił Mickey? – Zapytałem
wychylając się zza winkla.
- Nalej mu wody.
- Okay.
Przygotowałem
napoje i przeniosłem je na tacy do salonu. Przyniosłem także coś do
przegryzienia.
Nagle
usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć. – Powiedziałem
i ruszyłem do przed pokoju.
Przed
frontowymi drzwiami stał uśmiechnięty od ucha do ucha Mickey. Jego uszy stały
na baczność, a ogon radośnie kołysał się na boki. W rękach trzymał nieduży
wiklinowy koszyk, przykryty białym materiałem.
- Sto lat, sto lat solenizancie!
– Wykrzyknął radośnie.
- Dzięki, Mickey. – Uśmiechnąłem
się i poczochrałem go między uszami. – Wejdź.
Chętnie
skorzystał z mojego zaproszenia niemal wbiegając do domu. Od razu skierował do
salonu gdzie obecnie przebywał jego chłopak.
Gdy
wszedłem do pokoju obaj stali już na nogach i czekali na mnie. Gabriel z lekkim
uśmiechem, a Mickey trzęsąc się z podekscytowania.
- No dobrze, dobrze. Pokażcie co dla mnie macie. – Uśmiechnąłem się.
Młodszy pisnął na to oświadczenie i podleciał
do mnie z koszykiem. Brunet natomiast podszedł do mnie spokojnym krokiem i
postawił torbę obok mnie na podłodze.
- Jestem ciekaw, co wykombinowaliście
w tym roku. – Rzuciłem niby od niechcenia.
- Nie gadaj tylko zobacz, co jest
w koszyku! – Pisnął Mickey.
- Już, już.
Delikatnie
ściągnąłem z koszyka biały materiał. Moim oczom ukazała się mała, ruda kuleczka
z uszami.
- To… To jest… - Nie mogłem się
wysłowić.
- Kot! Malutki kotek! – Wykrzyknął
Mickey.
- Nie wierzę… - Przeczesałem
włosy palcami. – Po was naprawdę można się spodziewać wszystkiego.
- N-nie podoba ci się? – Zapytał
białowłosy nagle przybierając smutny wyraz twarzy.
Wyglądał
jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Nie, nie, nie! – Zaoponowałem szybko.
– Podoba mi się. Jest uroczy.
Po
moich słowach chłopak na nowo się rozchmurzył.
- Skąd go wzięliście? – Zapytałem
siadając z koszykiem na kanapie.
- Ze schroniska. – Odpowiedział
Gabriel. – Mickey uparł się by dać ci go w prezencie.
- Domyśliłem się. – Mruknąłem i
pogłaskałem jednym palcem główkę kotka.
Miał
takie delikatne futerko.
- Jak ma na imię? – Zapytałem.
- Nie ma jeszcze imienia. Musisz mu je
dopiero nadać. – Powiedział Mickey.
- No to może… - Spojrzałem
jeszcze raz na kotka.
Właśnie
się obudził. Spoglądał na mnie wielkimi, zielonymi ślepkami.
- April. – Powiedziałem nie
spuszczając wzroku z kociaka.
W
odpowiedzi na moje stwierdzenie maluch zamiauczał.
- Chyba mu się spodobało. –
Zaśmiał się białowłosy.
- Mamy kwiecień, więc wyszło, że
będzie nazywał się, April. – Wytłumaczyłem.
Kotek
znów zamiauczał i podniósł się chwiejnie na łapkach.
- Ile on ma? – Zapytałem
drapiąc go za uszkiem.
- Dwa miesiące. – Powiedział Mickey.
– Gabriel podaj tą torbę. – Wskazał na urodzinową reklamówkę. – Tu masz
wszystkie potrzebne rzeczy. April jest jeszcze mały, więc pije tylko mleko o
specjalnym składzie, kupiliśmy ci opakowanie, żebyś wiedział, jakie. Masz tu
też kojec dla niego i butelkę do karmienia. Z czasem jak będzie rósł będziesz
musiał mu kupić miseczkę. Nie kupiliśmy zabawek, ale to chyb nie problem?
- Nie, skądże. – Powiedziałem
biorąc kotka na ręce.
Mały
znowu zamiauczał wpatrując się we mnie.
- Prawdopodobnie jest głodny. Karmiłem go dwie godziny temu.
- A właśnie jak często mam go
karmić?
- Cztery razy dziennie? Chyba, że się
upomni. Dobra, idę zrobić mu mleko.
Chłopak
zniknął za ścianą.
- No to teraz będziesz miał
przynajmniej towarzystwo. – Uśmiechnął się Gabriel.
- I dodatkowy obowiązek. – Mruknąłem.
- Oj tam, dasz sobie radę.
- Miejmy nadzieję…
Patrzyłem z
zainteresowaniem na blondwłosego pana trzymającego mnie w koszyku. Uśmiechał
się miło, tak samo jak pan Mickey.
Zamiauczałem.
„Weź mnie na ręce” Patrzył na mnie przez chwilę, po czym ostrożnie mnie podniósł
i przytulił. „Och, jaki on ciepły!” Zamruczałem. Gdyby dał mi jeszcze mleczko…
- Mam już mleko dla Aprila. Nick
nakarmisz go?
Do pokoju
wszedł pan Mickey, trzymał w dłoni moją butelkę. Zamiauczałem głośno, na co pan
Nick uśmiechnął się i pokiwał głową. Piesek podał mu moje jedzonko, które już
po chwili było przede mną. „Mniam!”
- O matko! Jaki on głodny! – Powiedział
zaskoczony Nick.
- Tak, widzisz w schronisku był
nieodpowiednio karmiony, nikt nie zainteresował się tym by dowiedzieć się jak
go odpowiednio karmić. Mały ledwie dziubał żarcie z puszki, bo nie ma jeszcze
ząbków.
Zamiauczałem
żałośnie, gdy moja butelka została opróżniona.
- Oho, pamiętaj by nie dać się
nabrać na to smutne miauczenie i nie dawać mu więcej niż pół butelki, bo się
przeje i będzie go bolał brzuszek. Zresztą zobacz, jaki już ma okrągły.
Pan spojrzał
na mnie i uśmiechnął się ślicznie, a ja zamiauczałem szczęśliwy. Zostałem
pogłaskany po brzuszku. Zamruczałem.
- Hm… Chyba mu się tu spodoba.
Prawda April?
Zamiauczałem
i spojrzałem na pana Mickey’a. Uśmiechnął się do mnie i… puścił mi oczko? Nie
wiedziałem jednak, o co chodzi.
Gdy
dorośli zajęli się sobą ja przytuliłem się do mojego pana i zasnąłem. Obudziłem
się jakiś czas później. Było ciemno. Nigdzie nie widziałem ani pana Mickey’a,
ani pana Gabriela. Zamiauczałem cicho. Zostałem za to delikatnie pogłaskany po
głowie. Pan Nick szedł gdzieś ze mną i moim łóżeczkiem.
- Obudziłeś się kiciu?
Przepraszam, ale chcę cię przenieść do mojego pokoju. Zaraz będziesz mógł znów
zasnąć.
W pokoju, do
którego weszliśmy pan Nick zapalił światło. Położył moje łóżeczko obok swojego
naprawdę dużego. Pocałował mnie między uszkami i położył na mojej puchatej
poduszce.
- Śpij dobrze. – Powiedział i
wyszedł do pomieszczenia obok.
Spojrzałem
jeszcze za nim i tak jak powiedział zasnąłem.
„Znów siedziałem w tym małym
pudełeczku, w tym domu skąd zabrał mnie pan Mickey. Patrzyła się na mnie jakaś
pani. Wydawało mi się, że to moja mamusia. Zamiauczałem głośno szczęśliwy. „Mamusiu!
Przyszłaś po mnie! Zabierz mnie stąd szybko! Tutaj nie ma jedzonka i jest tak zimno!”
Mamusia popatrzyła na mnie jednak
tak dziwnie i po chwili sobie poszła. Zacząłem płakać. „Mamusiu! Mamusiu,
proszę cię, zabierz mnie ze sobą!”
Otworzyłem
oczy. Światło w pokoju było już zgaszone, a pan Nick spał spokojnie w swoim
łóżku. Zamiauczałem żałośnie i powoli, niepewnie wyszedłem z łóżeczka. Podszedłem
do łóżka pana Nicka i zamiauczałem znów. „Panie Nick! Weź mnie do swojego łóżka!
Miałem zły sen! Słyszysz!? Jest mi zimno!”
Pan Nick
powoli podniósł się do pozycji siedzącej.
- April…? – Ziewnął i spojrzał na
mnie. – Och, Chodź tu mały. Dlaczego nie śpisz? – Zapytał zabierając mnie
do swojego łóżka.
Ułożył mnie
na swojej poduszce i pogłaskał. Zamruczałem.
- Lepiej?
Zamiauczałem
w odpowiedzi. Czując ciepło pana Nicka zasnąłem bez problemu.
Jechaliśmy
do domu. Siedziałem na siedzeniu pasażera obserwując obraz ciemnych ulic miasta.
- Hm… Wiem, że to był mój pomysł,
ale tak teraz myślę… Myślisz, że Nick sobie poradzi? April naprawdę potrzebuje
dużo ciepła i opieki. Wczoraj płakał za mamą i…
Gabriel przerwał
mi.
- Mickey, jestem pewny, że Nick zajmie się nim odpowiednio. Przecież jak cię dostałem od rodziców również
nie wiedziałem, że przynieśli mi psołaka, a mimo to wydaje mi się, że dobrze
się tobą zająłem.
Uśmiechnąłem
się szeroko.
- No tak. Masz rację.
Odetchnąłem
głęboko. Mój kochanek miał rację. Przecież on też mnie dostał, gdy byłem
szczeniakiem. Co prawda byłem większy i wychowywałem się przy mojej matce, ale
jednak miał przy mnie sporo roboty. Choć z perspektywy czasu nie byłem pewny
czy nie miał więcej roboty, gdy byłem w okresie dojrzewania. To, jaki stałem
się zaborczy wobec niego, jak raz, gdy przyprowadził do domu dziewczynę, a ja
udając psa chciałem ją pogryźć, jak się na niego rzuciłem oznajmiając mu, że go
kocham i że chcę tylko niego. Tak, było… kolorowo.
- Hej, Mickey? Już jesteśmy, nie
śnij na jawie.
Rozejrzałem
się zaskoczony i zachichotałem.
- Ups? Myślałem o tym, jakie to
mieliśmy przygody, gdy zaczął się mój okres dojrzewania.
Gabriel
wybuchnął śmiechem.
- Nie przypominaj mi. Myślałem,
że Lucy dostanie zawału, gdy zacząłeś na nią warczeć i szczekać, a ona myśląc,
że jesteś prawdziwym psem schowała się w toalecie.
Z uśmiechem
cmoknąłem go w usta.
- I dobrze. Co moje to nie jej.
Hm… Myślisz, że oni też tak skończą? Znaczy się, wiesz mówi się, że żaden z nas
nie trafia do danej osoby przez przypadek. Że niby przeznaczenie.
- Nie wiem, ale powiem ci, że i
tak będzie śmiesznie. Niech się April tylko poczuje pewniej w jego towarzystwie,
a na pewno da mu w kość. Nie tylko, jako kociak, ale również, jako dziecko, a
potem dojrzewający chłopak. No, a teraz koniec rozmów o nich. Czas na nas.
Wczoraj poświęciłeś mi stanowczo za mało czasu. – Powiedział całując mnie mocno
w usta.
Obudziło mnie ciche miauczenie. Ziewnąłem
przeciągając się i powoli otworzyłem oczy. Na mojej klatce piersiowej siedział
April. Upominał się o jedzenie.
- Cześć kotku. – Powiedziałem lekko
zachrypniętym głosem i pogłaskałem malucha. – Jesteś głodny?
Zamiauczał
w odpowiedzi i klepnął delikatnie mój nos swoją łapką. Zaśmiałem się na ten
gest.
- Już, już. Zrobię ci mleka. – Powiedziałem
podnosząc się do pozycji siedzącej.
April
miauknął przestraszony, gdy zsunął się na moje kolana.
- Przepraszam, mały. – Uśmiechnąłem
się do niego przepraszająco.
Wziąłem
go na ręce i poszedłem do kuchni. W pomieszczeniu siedziała cała moja rodzinka.
No, prawie cała. Brakowało mojego ojca.
- Witam ferajnę. – Przywitałem
się.
- Cześć syn… - Mama otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia
zauważając kota na moich rękach. – Co to jest?
- Jak to, co? Kotek. – Uśmiechnąłem
się podnosząc Aprila do góry.
- O matko! – Zapiszczała moja
młodsza siostra. – Jaki on słodki!
Podbiegła
do mnie by przyjrzeć się z bliska kociakowi.
- Dostałeś go od Gabriela i Mickey’a?
- Tak. – Przytaknąłem podając jej
rudzielca. – Popilnuj go, a ja przygrzeję mleko dla niego.
Obszedłem
dookoła blat, przy którym siedział najmłodszy członek rodziny – mój brat.
- Cześć Danny. – Potarmosiłem
jego włosy.
- H-hej. – Uśmiechnął się
uroczo.
- Nie chcesz pogłaskać kotka? – Zapytałem
jednocześnie wsypując do butelki mleko w proszku.
- C-chcę.
- To, czemu nie podejdziesz do
siostry?
- B-boję się, że m-mnie nie
polubi. – Przyznał cicho.
- April? Jestem pewien, że cię
pokocha. – Mrugnąłem do chłopca. – Śmiało.
Danny
nie zastanawiał się już dłużej tylko pobiegł do Rachel, która bawiła się z
kotem w salonie.
- Nie spodziewałam się, że
dostaniesz taki prezent. – Mruknęła moja mama.
- Ja też nie. – Uśmiechnąłem się
na wspomnienie wczorajszego wieczoru. – Chłopaki naprawdę mnie zaskoczyli, ale…
cieszę się. Może dzięki temu Danny otworzy się bardziej na świat.
- Myślisz?
Pokiwałem
głową zalewając wodą proszek i dokładnie mieszając.
- Zwierzęta mają na niego dobry
wpływ. Pamiętasz jak zachowywał się podczas wizyty w zoo?
- Tak, był wtedy taki radosny. –
Przyznała kobieta.
Sprawdziłem
jeszcze czy mleko nie jest za gorące i miałem zamiar wyjść z kuchni, lecz mama
zatrzymała mnie.
- Ty również powinieneś spędzać z
nim więcej czasu. Jesteś dla niego autorytetem i starszym bratem.
Uśmiechnąłem
się delikatnie.
- Obiecuję. – Powiedziałem i
opuściłem kuchnię.
Gdy
tylko przekroczyłem próg salonu dotarł do mnie śmiech Rachel i ciche
pomiaukiwanie Aprila.
- Młoda, nie torturuj mi kota. –
Zażartowałem siadając na fotelu.
- Nie torturuje go! – Fuknęła. –
Miałczy, bo się cieszy.
- Ciekawe, od kiedy koty miałczą,
kiedy się cieszą?
- Oj cicho już! – Mruknęła zła.
Zaśmiałem
się.
- Dobra… Daj mi go, trzeba dać mu
jeść. Na pewno jest głodny.
Rachel
podała mi kociaka, a ten zauważając butelkę zaczął się okropnie wiercić i fukać
na mnie zły, że nie chcę mu dać.
- Spokojnie złośniku. – Mruknąłem
przytrzymując go na pleckach. – Już ci daję papu.
Przytknąłem
końcówkę butelki do jego pyszczka. Od razu ją chwycił i zaczął łapczywie ssać.
Podczas jedzenia chwycił wszystkimi czterema łapkami butelkę.
- O mamo! Teraz jest jeszcze
bardziej uroczy! Muszę mu zrobić zdjęcie!
Siostra
szybko wyciągnęła telefon z kieszeni i zaczęła fotografować Aprila. Ja w tym
czasie spojrzałem na Danny’ego. Usiadł na kanapie i z lekkim uśmiechem
obserwował kota.
- Danny, podejdź do nas. – Poprosiłem.
Chłopczyk
zawahał się, ale podszedł do mnie. Bez ostrzeżenia posadziłem go sobie na
wolnym kolanie. Teraz miał znacznie lepszy widok na kociaka.
- Chcesz mieć zdjęcie z kotkiem?
– Zapytałem młodego.
Pokiwał
lekko głową.
- Rachel, zrób nam zdjęcie. Danny,
uśmiechnij się ładnie. – Poleciłem.
- Ptaszek leci! – Uprzedziła
siostra i zrobiła zdjęcie. – Wyglądacie we trójkę uroczo.
- Weź mój telefon i prześlij mi
tą fotkę. – Powiedziałem.
- Spoko.
- Wywołamy to zdjęcie i pokażemy
mamie, co? – Zwróciłem się do brata.
- T-tak… A będę m-mógł powiesić
je s-sobie w pokoju? – Zapytał.
- Oczywiście. Nawet sam ci pomogę
je zamocować, dobrze?
Chłopiec
pokiwał głową i uśmiechnął się.
- Gotowe. – Oznajmiła Rachel
podając mi telefon.
- Zobacz. – Pokazałem zdjęcie
bratu. – Teraz April będzie cały czas z tobą w pokoju.
Danny
uśmiechnął się na widok zdjęcia.
- No dobra… - Mruknąłem, gdy
zauważyłem, że kot kończy pić mleko. – Danny idź się przebierz. – Poleciłem.
Chłopiec
zeskoczył z mojego kolana i pobiegł do pokoju.
- Nie powinieneś mu obiecywać
takich rzeczy. – Mruknęłam Rachel, gdy usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi od pokoju
Danny’ego.
- Hm…?
- Matka nigdy się nie zgodzi na
wywiercenie dziury na obrazek.
- Uwierz, że mojemu urokowi
ulegnie.
- Ulegnę, czemu? – Zapytała mama
wchodząc do salonu z kubkiem w ręce.
- Aa… Niczemu. Tak sobie gadamy.
– Powiedziałem uśmiechając się.
W
tym samym momencie poczułem jak April zaczął się wiercić i fuczeć. Pewnie mleko
mu się skończyło.
- Spokój, głodomorze. – Zaśmiałem
się odkładając butelkę na stolik obok.
Rudy
zamiauczał gniewnie. Znaczy się… Chyba myślał, że tak zabrzmiał. Dla mnie było
to kolejne słodkie miauknięcie.
- I tak dostałeś ponad połowę
butelki, więc się tak nie denerwuj. – Powiedziałem z uśmiechem i postawiłem go
na dywanie.
W
pierwszym momencie zachwiał się, ale udało mu się utrzymać równowagę.
- Jaki okrągły się zrobił. – Zaśmiała
się Rachel.
Nagle
mnie olśniło.
- Dlaczego Rachel nie jest w
szkole? – Zapytałem patrząc na mamę.
- Mam dzisiaj na dziewiątą, głupku,
a jest dopiero ósma. – Powiedziała siostra.
- Naprawdę? – Zerknąłem na
zegarek.
Rzeczywiście
była dopiero ósma.
- Tak wcześnie wstałem? – Zapytałem
sam siebie.
- Jak widać synku. – Mruknęła
mama i włączyła telewizor.
April
podskoczył wystraszony, gdy zobaczył nagle włączający się obraz i tysiące
dźwięków naraz. Szybko schował się za moją nogą.
- Nie bój się maluchu. – Mruknąłem głaszcząc go po łepku.
- Nie bój się maluchu. – Mruknąłem głaszcząc go po łepku.
- A-April się czegoś b-boi? – Usłyszeliśmy
pytanie Danny’ego.
Spojrzałem
w jego stronę. Miał na sobie zieloną bluzkę z krótkim rękawem i krótkie
niebieskie spodenki. Stopy miał bose.
- Wystraszył się telewizora, nigdy
go jeszcze nie widział. – Wytłumaczyłem.
Danny
podszedł do nas i usiadł na dywanie obok Aprila.
- N-nie bój się, mały. – Szepnął
wyciągając w jego stronę rączkę.
Rudy
popatrzył na mojego brata i po chwili podszedł do niego chwiejnie. Danny pogłaskał
go po grzbiecie, za co został nagrodzony mruczeniem.
- Widzisz? Mówiłem, że cię
polubi. – Uśmiechnąłem się do brata.
Odwzajemnił
uśmiech biorąc kotka na kolana. Nie przestawał go głaskać. April ułożył się
wygodnie i cicho pomrukując zamknął oczy.
- C-czy on zasnął?
- Chyba tak. Zaniosę go do kojca.
– Powiedziałem podnosząc się z fotela.
- M-mogę iść z tobą?
- Oczywiście, tylko trzymaj go
mocno, żeby nie upadł. – Ostrzegłem.
Przenieśliśmy
kotka do mojego pokoju i ułożyliśmy delikatnie na poduszce w kojcu.
- Zostawmy go, niech się prześpi.
– Szepnąłem i wyprowadziłem brata z pokoju.
Przymknąłem
drzwi, nie zamykając ich do końca.
- A ty Danny idziesz dziś do
szkoły? – Zapytałem.
Mój
brat był w drugiej klasie szkoły podstawowej.
- M-mama powiedziała, że jedziemy
dziś d-do lekarza.
- Ach tak?
- A-ale ja bym wolał zostać w
d-domu.
- Nie wątpię, ale jak trzeba to
trzeba. Na pewno szybko wszystko załatwicie, a gdy wrócisz April będzie już
wypoczęty i na pewno się z tobą pobawi. – Uśmiechnąłem się do niego.
Danny
pokiwał gorliwie głową i pobiegł do mamy błagając ją by już jechali.
- Dobrze, dobrze. Pojedziemy, ale
musisz ubrać skarpetki i buty, kochanie. – Poleciła mama.
Chłopak
jak z procy wyleciał z salonu szukać skarpetek.
- Rachel podwieźć cię do szkoły?
– Zapytała.
- Jeśli możesz, ale musimy się
pospieszyć.
- Nick…?
- Tak, tak wiem. Już idę mu pomóc.
– Mruknąłem i skierowałem się do pokoju mojego brata.
Tak
było zawsze. Matka wolała, bym to ja pomagał Danny’emu. Osobiście sądziłem, że
mały potrzebuje również ojca, którego nigdy nie ma w domu. Starałem się mu go
zastąpić, ale niestety nie we wszystkim można być najlepszym.
Już wiem, że polubię to opowiadanie w całości!
OdpowiedzUsuńBaardzo mi się podoba i czekam na następną część.
Jakie to jest kawaiiiii.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Dużo weny
Pozdrawiam
Cudo! Cudo! Cudo! Tak bym opisała ten boski tekst jednym ( lub trzema) słowem ! Od tygodnia nie mogłam sie doczekać tego rozdziału , który jest totalnie w moim stylu.
OdpowiedzUsuńGratuluję niesamowitego pomysłu ! <3
Życzę weny !
/Hans
Myślę, że to było strasznie słodkie, też chcę takiego kociaka, mam trzy i dwa psy i żaden nie jest taaaaki słodki. Będę lubić to opowiadanie bardzo:-)
OdpowiedzUsuńSorki dziewczyny, ale męczę się musząc rozszyfrowywać angielski, a czytanie to ma być dla mnie relaks, przeczytałam poprzednie opowiadanie i choć męczyły mnie kolory, nie zawsze przez to było dla mnie jasne kto kiedy mówi (beznadziejny pomysł) to podobało mi się, przy tym opowiadaniu jednak spasuje, powodzenia w pisaniu, mam nadzieje ze dane mi będzie przeczytac jeszcze coś lepszego w waszym wykonaniu, pozdro
OdpowiedzUsuńJakie słodkie! Boziu! Cud , miód i orzeszki!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością. Dużo weny życzę. Pozdrawia WMM.
Rozdział bardzo fajny.
OdpowiedzUsuńJednak, niestety, muszę się przyznać, że strasznie ciężko mi się go czytało przez te wstawki z języka angielskiego i szczerze mówiąc dość często gubiłam wątek... (może to jest spowodowane tym, że preferuję inny język obcy a ten mi średnio "leży" ;/ )
Także będę czekać na następne wasze opowiadanie a już teraz życzę wam mnóstwo weny zarówno dla tej historii jak i dla przyszłych, które mam nadzieję się pojawią ;)
Pozdrawiam
No cóż z Kuro postanowiłyśmy, że angielskie wstawki zostaną usunięte tak więc mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu mimo wszystko zajrzysz tutaj! :)
UsuńPozdrawiam OffeliaRose
Opowiadanie bardzo fajne, ale niestety jestem inna od większości i nie znoszę angielskiego... tak więc większość zdań musiałam wkleić pierw w google tłumacz... Przyznam, że to trochę utrudnia czytanie, ale ciekawie się zapowiada, więc trochę się pomęczę (byłam zdziwiona, że kilka zdań zrozumiałam). Pomysł na opowiadanie świetny i mam nadzieję, że rozwinie się to w ciekawy sposób, a sądząc po wcześniejszych opowiadaniach stać was na wiele :p ( wszystkie przeczytane :p).
OdpowiedzUsuńPodobało mi się, tym bardziej że Nick ma fajnych przyjaciół. Jednakże mnie również nie pasują te wstawki. Nie chodzi o to, że nie umiem angielskiego, ale źle sie to czyta. Nawet jeśli miejsce akcji jest za granicą to większa część tekstu jest po polsku. Nie każdy zna angielski i nawet jeśli zdania są proste, to nie każdy musi umieć je przeczytać. Szczerze mówiąc zrezygnowałabym z tego pomysłu, ale tomoje zdanie.
OdpowiedzUsuńFajnie, że próbujecie pisać coś takiego, mimo wszystko ;) Ale jest to utrudnienie.
Ofelio, Sam swoje przeszedł i zachowuje się tak, a nie inaczej. Nie dziwię się, że zachowanie Sama cię dobija. Mam nadzieję, że jednak nie płakałaś czytając poprzedni rozdział.
Pozdrawiam
LM
Hej,
OdpowiedzUsuńoch wspaniałe, Nick odpowiednio zajmie się korkiem, jaki on słodki, jak tak miałczy żałośni, że nie ma mleczka… ciekawe jak Nick zareaguje, kiedy dowie się, że to kotołak… mam nadzieję, że dobrze…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia