czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 1 "Zaopiekuj się mną!"


Rozdział 1



Leżałem zwinięty w kłębek. Było mi zimno i brakowało mi ciepła mamusi. Ostatni raz widziałem ją… dawno. Byłem tu zupełnie sam. Nie mogłem biegać. Łapki bolały mnie od leżenia i byłem głodny.
Miauknąłem płaczliwie. „Chcę do mamusi!”
Nagle usłyszałem czyjś podekscytowany głos. Otworzyłem oczy i spojrzałem zaciekawiony w tamtą stronę.
- To naprawdę będzie świetny prezent dla Nicka. Mówię ci! Jestem pewny, że to mały kotołak. Co prawda nie wiem, jak się tu znalazł, ale to nie ważne. Schronisko nie jest odpowiednim miejscem dla takiego malucha. Powinien być jeszcze przy matce, a jak nie to, chociaż przy profesjonalnym opiekunie. – Mówił szczupły chłopak żywo gestykulując. – Ważne, że zarówno Nick jak i ten maluch dadzą sobie nawzajem wsparcie. Jestem tego pewny! Mały będzie miał dobrą opiekę, a Nick przyjaciela.
Spojrzałem na twarz pana trochę podobnego do mnie, ale pachnącego inaczej. Miał długie białe włosy i brązowe oczy. Z pomiędzy włosów wystawały mu dwa białe uszka z czarnymi końcówkami. Obok niego stał drugi, wysoki pan o krótkich brązowych włosach.
 - W porządku. Czyli zabieramy tego małego, ale jesteś pewny, że możemy go dać Nickowi bez uprzedzenia go, że to kotołak?
- Wiesz, jaki jest Nick. Zapewne odwiedzi z tym maluchem weterynarza, więc prędzej czy później się dowie.
Nie wiedziałem, o co chodzi, ale miałem nadzieję, że dostanę, tam gdzie mnie zabierają, coś do jedzenia. Znów zamiauczałem i potarłem łepkiem się o ścianę
- Zobacz! Już się cieszy, że stąd wyjdzie. – Powiedział pan z uszami uśmiechając się.
Po chwili koło nich pojawił się ten pan, co zwykle daje mi jeść.
- Ech… Źle panowie wybierają. Przecież ten kociak to chudzina. Nie pożyje długo. – Powiedział podając mnie temu miłemu panu. – Odkąd tu jest nie chce jeść. Cały czas leży i śpi.
- Nie chce jeść, bo jest jeszcze za mały na przyjmowanie pokarmu stałego. Powinien być karmiony mlekiem matki albo specjalną mieszanką. Pokarm dla starszych kotów może mu zaszkodzić. – Pouczył białowłosy.
- N-nie wiedziałem. – Odparł mężczyzna drapiąc się po karku. – A! Jeszcze jedno. Proszę chwilę zaczekać. – Powiedział i przeszedł na chwilę do swojego biura.
                Gdy wrócił trzymał w ręku jakąś teczkę.
- Tu są wszystkie dokument związane z adopcją i jeszcze papiery ze szpitala, w którym się urodził.
- Skąd pan je ma? – Zdziwił się brunet.
- Ten kotek został podrzucony do schroniska w koszyku, znajdowała się w nim również ta teczka.
- Kiedy to było? – Odezwał się miły pan z uszami.
- Jakiś tydzień, dwa temu. Z aktu urodzenia wynika, że ma dwa miesiące.
- Okay… Dobrze, w takim razie bardzo panu dziękujemy. Do widzenia.
                Obaj panowie pożegnali się z moim dawnym opiekunem i wyszli z budynku.
- Nie martw się mały w domu cię nakarmimy i wykąpiemy, a już jutro będziesz miał nowy domek. Jestem pewny, że Nick cię pokocha i zajmie się tobą jak należy. – Powiedział białowłosy i wsiadł ze mną do… auta! Tak auta.
Ułożył mnie na swoich kolanach i zaczął delikatnie głaskać moje futerko. Było mi tak przyjemnie, że zasnąłem.


 



Gdy się obudziłem nie byłem już na kolanach tego pieska tylko leżałem na puchowej poduszce. Podniosłem się na drżących łapkach i rozejrzałem zdezorientowany.
- O, obudziłeś się.
W drzwiach stanął ten drugi, wyższy pan.
- Spokojnie, zaraz przyjdzie Mickey z mleczkiem dla ciebie.
Miauknąłem szczęśliwy. „Mleczko!” Po chwili pojawił się pan Mickey z butelką ciepłego mleka.
- Cześć maluchu. – Posłał mi miły uśmiech. – Jestem pewny, że jesteś bardzo głodny. Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Co prawda nie jest to mleko od mamy, ale ma podobny skład.
Podniósł mnie z poduszki i ułożył na swoich kolanach, na plecach. Po chwili przed moim pyszczkiem pojawił się dzióbek butelki. Czym prędzej chwyciłem go i zacząłem ssać. Było naprawdę dobre!
Nim się obejrzałem butelka była pusta. Miauknąłem żałośnie. „Jeszcze!”
- Przepraszam maluchu, ale nie mogę dać ci więcej. Jeszcze się przejesz i będzie cię boleć brzuszek. – Powiedział i położył mnie delikatnie na poduszce.
Mimo tego, co powiedział ten miły pan chciałem ruszyć w jego stronę by poprosić o więcej, ale nie byłem w stanie. Czułem się taki pełny! Zamiast ustać na nogach za każdym razem, gdy wstawałem przewracałem się na bok.
- Ha, ha, ha! Widzisz mały? Twój brzuszek zrobił się okrągły, teraz wyglądasz jak ruda piłeczka.
Mickey wziął mnie na ręce i zaczął głaskać po brzuszku. Zacząłem mruczeć z przyjemności. „Jak miło, ale dlaczego mamusia tak nie robi tylko ten pan?” Miauknąłem rozpaczliwie.
- Coś nie tak? No już, nie martw się kotku. Jesteś mały i masz jeszcze czas by przeżyć wspaniałe chwilę. A teraz chodź. Trzeba cię wykąpać. Nick nie może zobaczyć takiego umorusanego kotka. – Powiedział i wstał ze mną z kanapy. 
Na końcu korytarza znajdowała się ła… ła… łazienka! Mickey nalał wody do tej mniejszej miski (umywalki), po czym wsadził mnie do niej. „Brr… Woda!” Chciałem, czym prędzej wyskoczyć, ale pies nie pozwolił mi na to.
- Spokojnie, przecież nic ci nie zrobię. – Uśmiechnął się tak miło, ciepło.
„Dlaczego nie jesteś moją mamusią?”
- No i już! Skończone. Chodź wysuszymy twoje futerko i pójdziesz spać.
Gdy wróciliśmy do pokoju ten drugi pan wciąż tam siedział.
- To, co? Kicia idzie spać i my też możemy iść się położyć?
Mickey pokręcił głową.
- Musisz trochę poczekać. Chcę przez chwilę pobyć z nim w mojej drugiej formie.
Białowłosy położył mnie na poduszce, a sam ukląkł obok. Zamknął oczy i uniósł lekko głowę w górę. Nie wiem, co się stało, ale po chwili stał koło mnie duży pies. Miał szpiczaste uszy i białe puchate futerko.
- To, co maluchu idziemy spać? Jutro już będziesz w nowym domku. Nick to mój i Gabriela – wskazał łbem na drugiego pana – przyjaciel.
- Aha. Ale da mi mleczko? I… I przytuli mnie? Jak mamusia? Dlaczego ty nie jesteś moją mamusią? Gdzie jest moja mamusia?! – Zapytałem.
Było mi smutno.
- Och, kociaku nie umiem powiedzieć ci gdzie ona jest, ale jestem pewny, że będziesz przytulany, kochany i dostaniesz mleczko, i co tylko będziesz chciał. Nick będzie cię okropnie rozpieszczał. – Powiedział, po czym położył się obok i przysunął mnie do siebie.
Jego futerko było takie cieplutkie, że od razu zasnąłem.





Stałem przy jednej z oszklonych ścian mojego gabinetu i obserwowałem tętniący życiem ogród za domem. Był słoneczny kwietniowy dzień, a dokładniej to dzień moich urodzin. Nie przejmowałem się tym zbytnio. Nigdy nie byłem zbyt rozrywkowym mężczyzną, więc urodziny świętowałem raczej w gronie rodziny i najbliższego przyjaciela. Od czterech lat, także z jego partnerem.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, a następnie do gabinetu weszła moja mama.
- Witaj, mamo. – Uśmiechnąłem się do kobiety. – Co cię sprowadza?
- Cześć, syneczku. – Podeszła do mnie i ucałowała w policzek. – Dzwonił twój znajomy… Gabriel?
- Ach, Gabriel. – Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Tak, pytał, o której mają się pojawić?
- Co mu powiedziałaś? – Zapytałem siadając za biurkiem.
- By byli u nas o czwartej.
- Dobrze, dziękuje. – Uśmiechnąłem się.
- Nie ma problemu. Ale… Naprawdę nie chcesz zaprosić nikogo więcej? Jakiejś dziewczyny czy chłopca?
                Pokręciłem z uśmiechem głową.
- Nie, mamo.
- Osobiście uważam, że już najwyższy czas byś się z kimś związał.
- Mamo, nie martw się tak. Jak będę gotowy to sobie kogoś znajdę i obiecuję ci, że będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. – Posłałem jej uspokajający uśmiech. – A teraz przepraszam cię, ale obiecałem tacie, że skończę tą dokumentacje zanim przyjdą goście.
- Dobrze, dobrze. A! Jeszcze jedno, wychodzimy razem z ojcem i zabieramy twoje rodzeństwo, więc będziecie mieli cały dom dla siebie.
- Okay, dziękuję.
- Do zobaczenia wieczorem. – Ucałowała mój policzek. – Tylko nie roznieście domu.
- Mamo, przecież mnie znasz. Do zobaczenia.

 





                Niedługo po wyjściu rodziny pojawił się Gabriel z wielką urodzinową torbą.
- Cześć Nick! – Przywitał się uściskiem dłoni.
- Hwj… Gdzie jest Mickey? – Zapytałem zdziwiony.
- Zaraz przyjdzie. Wprowadza ostatnie… poprawki na twoim prezencie.
- Czyli to co trzymasz w dłoni to nie jest prezent?
- Ależ owszem, że jest, ale to tylko jego część, a raczej dodatek. Mickey zaraz przyniesie główną atrakcję wieczoru.
- Mam się bać? – Zapytałem ze śmiechem.
- To zależy. Powinieneś się raczej cieszyć.
- Okay… Poczekamy na niego w domu czy…?
- Tak, wejdźmy. Nie jestem pewien ile mu to zajmie. Wiesz, jaki on jest.
                Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się prosto do salonu.
- Usiądź. – Zaproponowałem uprzejmie. – Masz ochotę na coś do picia?
- Alkohol w menu?
- A prowadzisz?
- Aj… To cole z lodem, proszę.
                Uśmiechnąłem się i skierowałem do dużej kuchni.
- Co będzie pił Mickey? – Zapytałem wychylając się zza winkla.
- Nalej mu wody.
- Okay.
                Przygotowałem napoje i przeniosłem je na tacy do salonu. Przyniosłem także coś do przegryzienia.
                Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć. – Powiedziałem i ruszyłem do przed pokoju.
                Przed frontowymi drzwiami stał uśmiechnięty od ucha do ucha Mickey. Jego uszy stały na baczność, a ogon radośnie kołysał się na boki. W rękach trzymał nieduży wiklinowy koszyk, przykryty białym materiałem.
- Sto lat, sto lat solenizancie! – Wykrzyknął radośnie.
- Dzięki, Mickey. – Uśmiechnąłem się i poczochrałem go między uszami. – Wejdź.
                Chętnie skorzystał z mojego zaproszenia niemal wbiegając do domu. Od razu skierował do salonu gdzie obecnie przebywał jego chłopak.
                Gdy wszedłem do pokoju obaj stali już na nogach i czekali na mnie. Gabriel z lekkim uśmiechem, a Mickey trzęsąc się z podekscytowania.
- No dobrze, dobrze. Pokażcie co dla mnie macie. – Uśmiechnąłem się.
                Młodszy pisnął na to oświadczenie i podleciał do mnie z koszykiem. Brunet natomiast podszedł do mnie spokojnym krokiem i postawił torbę obok mnie na podłodze.
- Jestem ciekaw, co wykombinowaliście w tym roku. – Rzuciłem niby od niechcenia.
- Nie gadaj tylko zobacz, co jest w koszyku! – Pisnął Mickey.
- Już, już.
                Delikatnie ściągnąłem z koszyka biały materiał. Moim oczom ukazała się mała, ruda kuleczka z uszami.
- To… To jest… - Nie mogłem się wysłowić.
- Kot! Malutki kotek! – Wykrzyknął Mickey.
- Nie wierzę… - Przeczesałem włosy palcami. – Po was naprawdę można się spodziewać wszystkiego.
- N-nie podoba ci się? – Zapytał białowłosy nagle przybierając smutny wyraz twarzy.
                Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Nie, nie, nie! – Zaoponowałem szybko. – Podoba mi się. Jest uroczy.
                Po moich słowach chłopak na nowo się rozchmurzył.
- Skąd go wzięliście? – Zapytałem siadając z koszykiem na kanapie.
- Ze schroniska. – Odpowiedział Gabriel. – Mickey uparł się by dać ci go w prezencie.
- Domyśliłem się. – Mruknąłem i pogłaskałem jednym palcem główkę kotka.
                Miał takie delikatne futerko.
- Jak ma na imię? – Zapytałem.
- Nie ma jeszcze imienia. Musisz mu je dopiero nadać. – Powiedział Mickey.
- No to może… - Spojrzałem jeszcze raz na kotka.
                Właśnie się obudził. Spoglądał na mnie wielkimi, zielonymi ślepkami.
- April. – Powiedziałem nie spuszczając wzroku z kociaka.
                W odpowiedzi na moje stwierdzenie maluch zamiauczał.
- Chyba mu się spodobało. – Zaśmiał się białowłosy.
- Mamy kwiecień, więc wyszło, że będzie nazywał się, April. – Wytłumaczyłem.
                Kotek znów zamiauczał i podniósł się chwiejnie na łapkach.
- Ile on ma? – Zapytałem drapiąc go za uszkiem.
- Dwa miesiące. – Powiedział Mickey. – Gabriel podaj tą torbę. – Wskazał na urodzinową reklamówkę. – Tu masz wszystkie potrzebne rzeczy. April jest jeszcze mały, więc pije tylko mleko o specjalnym składzie, kupiliśmy ci opakowanie, żebyś wiedział, jakie. Masz tu też kojec dla niego i butelkę do karmienia. Z czasem jak będzie rósł będziesz musiał mu kupić miseczkę. Nie kupiliśmy zabawek, ale to chyb nie problem?
- Nie, skądże. – Powiedziałem biorąc kotka na ręce.
                Mały znowu zamiauczał wpatrując się we mnie.
- Prawdopodobnie jest głodny. Karmiłem go dwie godziny temu.
- A właśnie jak często mam go karmić?
- Cztery razy dziennie? Chyba, że się upomni. Dobra, idę zrobić mu mleko.
                Chłopak zniknął za ścianą.
- No to teraz będziesz miał przynajmniej towarzystwo. – Uśmiechnął się Gabriel.
- I dodatkowy obowiązek. – Mruknąłem.
- Oj tam, dasz sobie radę.
- Miejmy nadzieję…



Patrzyłem z zainteresowaniem na blondwłosego pana trzymającego mnie w koszyku. Uśmiechał się miło, tak samo jak pan Mickey.
Zamiauczałem. „Weź mnie na ręce” Patrzył na mnie przez chwilę, po czym ostrożnie mnie podniósł i przytulił. „Och, jaki on ciepły!” Zamruczałem. Gdyby dał mi jeszcze mleczko…
- Mam już mleko dla Aprila. Nick nakarmisz go?
Do pokoju wszedł pan Mickey, trzymał w dłoni moją butelkę. Zamiauczałem głośno, na co pan Nick uśmiechnął się i pokiwał głową. Piesek podał mu moje jedzonko, które już po chwili było przede mną. „Mniam!”
- O matko! Jaki on głodny! – Powiedział zaskoczony Nick.
- Tak, widzisz w schronisku był nieodpowiednio karmiony, nikt nie zainteresował się tym by dowiedzieć się jak go odpowiednio karmić. Mały ledwie dziubał żarcie z puszki, bo nie ma jeszcze ząbków.
Zamiauczałem żałośnie, gdy moja butelka została opróżniona.
- Oho, pamiętaj by nie dać się nabrać na to smutne miauczenie i nie dawać mu więcej niż pół butelki, bo się przeje i będzie go bolał brzuszek. Zresztą zobacz, jaki już ma okrągły.
Pan spojrzał na mnie i uśmiechnął się ślicznie, a ja zamiauczałem szczęśliwy. Zostałem pogłaskany po brzuszku. Zamruczałem.
- Hm… Chyba mu się tu spodoba. Prawda April?
Zamiauczałem i spojrzałem na pana Mickey’a. Uśmiechnął się do mnie i… puścił mi oczko? Nie wiedziałem jednak, o co chodzi.
                Gdy dorośli zajęli się sobą ja przytuliłem się do mojego pana i zasnąłem. Obudziłem się jakiś czas później. Było ciemno. Nigdzie nie widziałem ani pana Mickey’a, ani pana Gabriela. Zamiauczałem cicho. Zostałem za to delikatnie pogłaskany po głowie. Pan Nick szedł gdzieś ze mną i moim łóżeczkiem.
- Obudziłeś się kiciu? Przepraszam, ale chcę cię przenieść do mojego pokoju. Zaraz będziesz mógł znów zasnąć.
W pokoju, do którego weszliśmy pan Nick zapalił światło. Położył moje łóżeczko obok swojego naprawdę dużego. Pocałował mnie między uszkami i położył na mojej puchatej poduszce.
- Śpij dobrze. – Powiedział i wyszedł do pomieszczenia obok.
Spojrzałem jeszcze za nim i tak jak powiedział zasnąłem.

 


„Znów siedziałem w tym małym pudełeczku, w tym domu skąd zabrał mnie pan Mickey. Patrzyła się na mnie jakaś pani. Wydawało mi się, że to moja mamusia. Zamiauczałem głośno szczęśliwy. „Mamusiu! Przyszłaś po mnie! Zabierz mnie stąd szybko! Tutaj nie ma jedzonka i jest tak zimno!”
Mamusia popatrzyła na mnie jednak tak dziwnie i po chwili sobie poszła. Zacząłem płakać. „Mamusiu! Mamusiu, proszę cię, zabierz mnie ze sobą!”

Otworzyłem oczy. Światło w pokoju było już zgaszone, a pan Nick spał spokojnie w swoim łóżku. Zamiauczałem żałośnie i powoli, niepewnie wyszedłem z łóżeczka. Podszedłem do łóżka pana Nicka i zamiauczałem znów. „Panie Nick! Weź mnie do swojego łóżka! Miałem zły sen! Słyszysz!? Jest mi zimno!”
Pan Nick powoli podniósł się do pozycji siedzącej.
- April…? – Ziewnął i spojrzał na mnie. – Och, Chodź tu mały. Dlaczego nie śpisz? – Zapytał zabierając mnie do swojego łóżka.
Ułożył mnie na swojej poduszce i pogłaskał. Zamruczałem.
- Lepiej?
Zamiauczałem w odpowiedzi. Czując ciepło pana Nicka zasnąłem bez problemu.



Jechaliśmy do domu. Siedziałem na siedzeniu pasażera obserwując obraz ciemnych ulic miasta.
- Hm… Wiem, że to był mój pomysł, ale tak teraz myślę… Myślisz, że Nick sobie poradzi? April naprawdę potrzebuje dużo ciepła i opieki. Wczoraj płakał za mamą i…
Gabriel przerwał mi.
- Mickey, jestem pewny, że Nick zajmie się nim odpowiednio. Przecież jak cię dostałem od rodziców również nie wiedziałem, że przynieśli mi psołaka, a mimo to wydaje mi się, że dobrze się tobą zająłem.
Uśmiechnąłem się szeroko.
- No tak. Masz rację.
Odetchnąłem głęboko. Mój kochanek miał rację. Przecież on też mnie dostał, gdy byłem szczeniakiem. Co prawda byłem większy i wychowywałem się przy mojej matce, ale jednak miał przy mnie sporo roboty. Choć z perspektywy czasu nie byłem pewny czy nie miał więcej roboty, gdy byłem w okresie dojrzewania. To, jaki stałem się zaborczy wobec niego, jak raz, gdy przyprowadził do domu dziewczynę, a ja udając psa chciałem ją pogryźć, jak się na niego rzuciłem oznajmiając mu, że go kocham i że chcę tylko niego. Tak, było… kolorowo.
- Hej, Mickey? Już jesteśmy, nie śnij na jawie.
Rozejrzałem się zaskoczony i zachichotałem.
- Ups? Myślałem o tym, jakie to mieliśmy przygody, gdy zaczął się mój okres dojrzewania.
Gabriel wybuchnął śmiechem.
- Nie przypominaj mi. Myślałem, że Lucy dostanie zawału, gdy zacząłeś na nią warczeć i szczekać, a ona myśląc, że jesteś prawdziwym psem schowała się w toalecie.
Z uśmiechem cmoknąłem go w usta.
- I dobrze. Co moje to nie jej. Hm… Myślisz, że oni też tak skończą? Znaczy się, wiesz mówi się, że żaden z nas nie trafia do danej osoby przez przypadek. Że niby przeznaczenie.
- Nie wiem, ale powiem ci, że i tak będzie śmiesznie. Niech się April tylko poczuje pewniej w jego towarzystwie, a na pewno da mu w kość. Nie tylko, jako kociak, ale również, jako dziecko, a potem dojrzewający chłopak. No, a teraz koniec rozmów o nich. Czas na nas. Wczoraj poświęciłeś mi stanowczo za mało czasu. – Powiedział całując mnie mocno w usta.




            Obudziło mnie ciche miauczenie. Ziewnąłem przeciągając się i powoli otworzyłem oczy. Na mojej klatce piersiowej siedział April. Upominał się o jedzenie.
- Cześć kotku. – Powiedziałem lekko zachrypniętym głosem i pogłaskałem malucha. – Jesteś głodny?
                Zamiauczał w odpowiedzi i klepnął delikatnie mój nos swoją łapką. Zaśmiałem się na ten gest.
- Już, już. Zrobię ci mleka. – Powiedziałem podnosząc się do pozycji siedzącej.
                April miauknął przestraszony, gdy zsunął się na moje kolana.
- Przepraszam, mały. – Uśmiechnąłem się do niego przepraszająco.
                Wziąłem go na ręce i poszedłem do kuchni. W pomieszczeniu siedziała cała moja rodzinka. No, prawie cała. Brakowało mojego ojca.
- Witam ferajnę. – Przywitałem się.
- Cześć syn… -  Mama otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia zauważając kota na moich rękach. – Co to jest?
- Jak to, co? Kotek. – Uśmiechnąłem się podnosząc Aprila do góry.
- O matko! – Zapiszczała moja młodsza siostra. – Jaki on słodki!
                Podbiegła do mnie by przyjrzeć się z bliska kociakowi.
- Dostałeś go od Gabriela i Mickey’a?
- Tak. – Przytaknąłem podając jej rudzielca. – Popilnuj go, a ja przygrzeję mleko dla niego.
                Obszedłem dookoła blat, przy którym siedział najmłodszy członek rodziny – mój brat.
- Cześć Danny. – Potarmosiłem jego włosy.
- H-hej. – Uśmiechnął się uroczo.
- Nie chcesz pogłaskać kotka? – Zapytałem jednocześnie wsypując do butelki mleko w proszku.
- C-chcę.
- To, czemu nie podejdziesz do siostry?
- B-boję się, że m-mnie nie polubi. – Przyznał cicho.
- April? Jestem pewien, że cię pokocha. – Mrugnąłem do chłopca. – Śmiało.
                Danny nie zastanawiał się już dłużej tylko pobiegł do Rachel, która bawiła się z kotem w salonie.
- Nie spodziewałam się, że dostaniesz taki prezent. – Mruknęła moja mama.
- Ja też nie. – Uśmiechnąłem się na wspomnienie wczorajszego wieczoru. – Chłopaki naprawdę mnie zaskoczyli, ale… cieszę się. Może dzięki temu Danny otworzy się bardziej na świat.
- Myślisz?
                Pokiwałem głową zalewając wodą proszek i dokładnie mieszając.
- Zwierzęta mają na niego dobry wpływ. Pamiętasz jak zachowywał się podczas wizyty w zoo?
- Tak, był wtedy taki radosny. – Przyznała kobieta.
                Sprawdziłem jeszcze czy mleko nie jest za gorące i miałem zamiar wyjść z kuchni, lecz mama zatrzymała mnie.
- Ty również powinieneś spędzać z nim więcej czasu. Jesteś dla niego autorytetem i starszym bratem.
                Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Obiecuję. – Powiedziałem i opuściłem kuchnię.
                Gdy tylko przekroczyłem próg salonu dotarł do mnie śmiech Rachel i ciche pomiaukiwanie Aprila.
- Młoda, nie torturuj mi kota. – Zażartowałem siadając na fotelu.
- Nie torturuje go! – Fuknęła. – Miałczy, bo się cieszy.
- Ciekawe, od kiedy koty miałczą, kiedy się cieszą?
- Oj cicho już! – Mruknęła zła.
                Zaśmiałem się.
- Dobra… Daj mi go, trzeba dać mu jeść. Na pewno jest głodny.
                Rachel podała mi kociaka, a ten zauważając butelkę zaczął się okropnie wiercić i fukać na mnie zły, że nie chcę mu dać.
- Spokojnie złośniku. – Mruknąłem przytrzymując go na pleckach. – Już ci daję papu.
                Przytknąłem końcówkę butelki do jego pyszczka. Od razu ją chwycił i zaczął łapczywie ssać. Podczas jedzenia chwycił wszystkimi czterema łapkami butelkę.
- O mamo! Teraz jest jeszcze bardziej uroczy! Muszę mu zrobić zdjęcie!
                Siostra szybko wyciągnęła telefon z kieszeni i zaczęła fotografować Aprila. Ja w tym czasie spojrzałem na Danny’ego. Usiadł na kanapie i z lekkim uśmiechem obserwował kota.
- Danny, podejdź do nas. – Poprosiłem.
                Chłopczyk zawahał się, ale podszedł do mnie. Bez ostrzeżenia posadziłem go sobie na wolnym kolanie. Teraz miał znacznie lepszy widok na kociaka.
- Chcesz mieć zdjęcie z kotkiem? – Zapytałem młodego.
                Pokiwał lekko głową.
- Rachel, zrób nam zdjęcie. Danny, uśmiechnij się ładnie. – Poleciłem.
- Ptaszek leci! – Uprzedziła siostra i zrobiła zdjęcie. – Wyglądacie we trójkę uroczo.
- Weź mój telefon i prześlij mi tą fotkę. – Powiedziałem.
- Spoko.
- Wywołamy to zdjęcie i pokażemy mamie, co? – Zwróciłem się do brata.
- T-tak… A będę m-mógł powiesić je s-sobie w pokoju? – Zapytał.
- Oczywiście. Nawet sam ci pomogę je zamocować, dobrze?
                Chłopiec pokiwał głową i uśmiechnął się.
- Gotowe. – Oznajmiła Rachel podając mi telefon.
- Zobacz. – Pokazałem zdjęcie bratu. – Teraz April będzie cały czas z tobą w pokoju.
                Danny uśmiechnął się na widok zdjęcia.
- No dobra… - Mruknąłem, gdy zauważyłem, że kot kończy pić mleko. – Danny idź się przebierz. – Poleciłem.
                Chłopiec zeskoczył z mojego kolana i pobiegł do pokoju.
- Nie powinieneś mu obiecywać takich rzeczy. – Mruknęłam Rachel, gdy usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi od pokoju Danny’ego.
- Hm…?
- Matka nigdy się nie zgodzi na wywiercenie dziury na obrazek.
- Uwierz, że mojemu urokowi ulegnie.
- Ulegnę, czemu? – Zapytała mama wchodząc do salonu z kubkiem w ręce.
- Aa… Niczemu. Tak sobie gadamy. – Powiedziałem uśmiechając się.
                W tym samym momencie poczułem jak April zaczął się wiercić i fuczeć. Pewnie mleko mu się skończyło.
- Spokój, głodomorze. – Zaśmiałem się odkładając butelkę na stolik obok.
                Rudy zamiauczał gniewnie. Znaczy się… Chyba myślał, że tak zabrzmiał. Dla mnie było to kolejne słodkie miauknięcie.
- I tak dostałeś ponad połowę butelki, więc się tak nie denerwuj. – Powiedziałem z uśmiechem i postawiłem go na dywanie.
                W pierwszym momencie zachwiał się, ale udało mu się utrzymać równowagę.
- Jaki okrągły się zrobił. – Zaśmiała się Rachel.
                Nagle mnie olśniło.
- Dlaczego Rachel nie jest w szkole? – Zapytałem patrząc na mamę.
- Mam dzisiaj na dziewiątą, głupku, a jest dopiero ósma. – Powiedziała siostra.
- Naprawdę? – Zerknąłem na zegarek.
                Rzeczywiście była dopiero ósma.
- Tak wcześnie wstałem? – Zapytałem sam siebie.
- Jak widać synku. – Mruknęła mama i włączyła telewizor.
                April podskoczył wystraszony, gdy zobaczył nagle włączający się obraz i tysiące dźwięków naraz. Szybko schował się za moją nogą.
- Nie bój się maluchu. – Mruknąłem głaszcząc go po łepku.
- A-April się czegoś b-boi? – Usłyszeliśmy pytanie Danny’ego.
                Spojrzałem w jego stronę. Miał na sobie zieloną bluzkę z krótkim rękawem i krótkie niebieskie spodenki. Stopy miał bose.
- Wystraszył się telewizora, nigdy go jeszcze nie widział. – Wytłumaczyłem.
                Danny podszedł do nas i usiadł na dywanie obok Aprila.
- N-nie bój się, mały. – Szepnął wyciągając w jego stronę rączkę.
                Rudy popatrzył na mojego brata i po chwili podszedł do niego chwiejnie. Danny pogłaskał go po grzbiecie, za co został nagrodzony mruczeniem.
- Widzisz? Mówiłem, że cię polubi. – Uśmiechnąłem się do brata.
                Odwzajemnił uśmiech biorąc kotka na kolana. Nie przestawał go głaskać. April ułożył się wygodnie i cicho pomrukując zamknął oczy.
- C-czy on zasnął?
- Chyba tak. Zaniosę go do kojca. – Powiedziałem podnosząc się z fotela.
- M-mogę iść z tobą?
- Oczywiście, tylko trzymaj go mocno, żeby nie upadł. – Ostrzegłem.
                Przenieśliśmy kotka do mojego pokoju i ułożyliśmy delikatnie na poduszce w kojcu.
- Zostawmy go, niech się prześpi. – Szepnąłem i wyprowadziłem brata z pokoju.
Przymknąłem drzwi, nie zamykając ich do końca.
- A ty Danny idziesz dziś do szkoły? – Zapytałem.
                Mój brat był w drugiej klasie szkoły podstawowej.
- M-mama powiedziała, że jedziemy dziś d-do lekarza.
- Ach tak?
- A-ale ja bym wolał zostać w d-domu.
- Nie wątpię, ale jak trzeba to trzeba. Na pewno szybko wszystko załatwicie, a gdy wrócisz April będzie już wypoczęty i na pewno się z tobą pobawi. – Uśmiechnąłem się do niego.
                Danny pokiwał gorliwie głową i pobiegł do mamy błagając ją by już jechali.
- Dobrze, dobrze. Pojedziemy, ale musisz ubrać skarpetki i buty, kochanie. – Poleciła mama.
                Chłopak jak z procy wyleciał z salonu szukać skarpetek.
- Rachel podwieźć cię do szkoły? – Zapytała.
- Jeśli możesz, ale musimy się pospieszyć.
- Nick…?
- Tak, tak wiem. Już idę mu pomóc. – Mruknąłem i skierowałem się do pokoju mojego brata.
                Tak było zawsze. Matka wolała, bym to ja pomagał Danny’emu. Osobiście sądziłem, że mały potrzebuje również ojca, którego nigdy nie ma w domu. Starałem się mu go zastąpić, ale niestety nie we wszystkim można być najlepszym.

11 komentarzy:

  1. Już wiem, że polubię to opowiadanie w całości!
    Baardzo mi się podoba i czekam na następną część.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie to jest kawaiiiii.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Dużo weny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo! Cudo! Cudo! Tak bym opisała ten boski tekst jednym ( lub trzema) słowem ! Od tygodnia nie mogłam sie doczekać tego rozdziału , który jest totalnie w moim stylu.
    Gratuluję niesamowitego pomysłu ! <3
    Życzę weny !
    /Hans

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że to było strasznie słodkie, też chcę takiego kociaka, mam trzy i dwa psy i żaden nie jest taaaaki słodki. Będę lubić to opowiadanie bardzo:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sorki dziewczyny, ale męczę się musząc rozszyfrowywać angielski, a czytanie to ma być dla mnie relaks, przeczytałam poprzednie opowiadanie i choć męczyły mnie kolory, nie zawsze przez to było dla mnie jasne kto kiedy mówi (beznadziejny pomysł) to podobało mi się, przy tym opowiadaniu jednak spasuje, powodzenia w pisaniu, mam nadzieje ze dane mi będzie przeczytac jeszcze coś lepszego w waszym wykonaniu, pozdro

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakie słodkie! Boziu! Cud , miód i orzeszki!
    Czekam z niecierpliwością. Dużo weny życzę. Pozdrawia WMM.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo fajny.
    Jednak, niestety, muszę się przyznać, że strasznie ciężko mi się go czytało przez te wstawki z języka angielskiego i szczerze mówiąc dość często gubiłam wątek... (może to jest spowodowane tym, że preferuję inny język obcy a ten mi średnio "leży" ;/ )
    Także będę czekać na następne wasze opowiadanie a już teraz życzę wam mnóstwo weny zarówno dla tej historii jak i dla przyszłych, które mam nadzieję się pojawią ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż z Kuro postanowiłyśmy, że angielskie wstawki zostaną usunięte tak więc mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu mimo wszystko zajrzysz tutaj! :)
      Pozdrawiam OffeliaRose

      Usuń
  8. Opowiadanie bardzo fajne, ale niestety jestem inna od większości i nie znoszę angielskiego... tak więc większość zdań musiałam wkleić pierw w google tłumacz... Przyznam, że to trochę utrudnia czytanie, ale ciekawie się zapowiada, więc trochę się pomęczę (byłam zdziwiona, że kilka zdań zrozumiałam). Pomysł na opowiadanie świetny i mam nadzieję, że rozwinie się to w ciekawy sposób, a sądząc po wcześniejszych opowiadaniach stać was na wiele :p ( wszystkie przeczytane :p).

    OdpowiedzUsuń
  9. Podobało mi się, tym bardziej że Nick ma fajnych przyjaciół. Jednakże mnie również nie pasują te wstawki. Nie chodzi o to, że nie umiem angielskiego, ale źle sie to czyta. Nawet jeśli miejsce akcji jest za granicą to większa część tekstu jest po polsku. Nie każdy zna angielski i nawet jeśli zdania są proste, to nie każdy musi umieć je przeczytać. Szczerze mówiąc zrezygnowałabym z tego pomysłu, ale tomoje zdanie.
    Fajnie, że próbujecie pisać coś takiego, mimo wszystko ;) Ale jest to utrudnienie.

    Ofelio, Sam swoje przeszedł i zachowuje się tak, a nie inaczej. Nie dziwię się, że zachowanie Sama cię dobija. Mam nadzieję, że jednak nie płakałaś czytając poprzedni rozdział.
    Pozdrawiam
    LM

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    och wspaniałe, Nick odpowiednio zajmie się korkiem, jaki on słodki, jak tak miałczy żałośni, że nie ma mleczka… ciekawe jak Nick zareaguje, kiedy dowie się, że to kotołak… mam nadzieję, że dobrze…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)