czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 10

Dziękujemy za komentarze *.*
OfeliaRose

PS. Przepraszamy za opóźnienie i nie najciekawszy wygląd tekstu

Rozdział 10
 



*dwa miesiące później *

Wszystko zaczęło się układać naprawdę dobrze. Mama z dnia na dzień przestała dzwonić, co przyjąłem z ulgą. Błażej spędzał ze mną mnóstwo czasu, a nasze uczucia stawały się tylko mocniejsze.
Konrad szczęśliwy, nadal spotykał się z Sewerynem. Mimo dwu tygodniowej przerwy, jaką zafundował im Błażej za ‘’seks, na który on nie pozwolił swojemu braciszkowi’’.
Oprócz radości z braku wiadomości od mamy cieszyłem się również z mojego maleństwa. Brzuch był już lekko zaokrąglony i gdy założyłem ciaśniejszą koszulkę był już widoczny. Cieszyłem się, z tego powodu. Mieliśmy również z Błażejem nowe zdjęcie USG naszego dzidziusia. Postanowiliśmy nawet zrobić album gdzie będziemy umieszczać zdjęcia naszego dziecka. Dwa już mieliśmy. Były to zdjęcia z USG. Wszystko układało się idealnie. Przynajmniej tak było aż do tego poranka.
                Rano obudziły mnie krzyki dobiegające z dołu. Poruszyłem dłonią po materacu by poszukać Błażeja, ale gdy go nie znalazłem uchyliłem niepewnie powieki. Byłem sam w pokoju. Powoli podniosłem się z posłania, a gdy nie poczułem mdłości wstałem z łóżka. Założyłem na siebie dresowe spodnie, a na opiętą na brzuchu koszulkę, w której zwykle spałem, narzuciłem sweter.
Ubrany i jako taki ogarnięty zszedłem na dół. To, co ujrzałem wbiło mnie w podłogę. Moja mama właśnie stała w drzwiach i krzyczała na Błażeja. Za nią stał mój wujek z przepraszającym uśmiechem na ustach.
- Co to znaczy, że mnie nie wpuścisz, młody człowieku?! Przetrzymujesz mojego syna w brew jego woli!
- Nikt tu nikogo nie przetrzymuje. - Powiedział Błażej. - I nie wpuszczę pani do środka dopóki nie przestanie pani krzyczeć. Mikołaj teraz śpi i musi odpocząć. Zresztą mój młodszy brat też jeszcze śpi i nie życzyłbym sobie by zostali obudzeni.
Słysząc podirytowany ton w jego głosie postanowiłem interweniować.
- Ja już nie śpię, a sądząc po przekleństwach dobiegających z sypialni czarnego on już też. - Powiedziałem schodząc i stając obok Błażeja.
- Mikołaj… - Mama wpatrywała się we mnie. - Boże! Jak ja się cieszę, że cię widzę.
Chciała do mnie podejść, ale jej nie pozwoliłem, chowając się trochę za moim chłopakiem. Widząc to spoważniała
- Coś ty sobie myślał znikając tak nagle?! Wiesz jak się martwiłam?! Jak Aleksander się martwił?!
Słysząc imię mojego ojczyma wzdrygnąłem się.
- Prosiłbym by przestała pani krzyczeć oraz byśmy weszli do środka. Nie chcę by Mikołaj się przeziębił. - Powiedział patrząc na mnie karcąco.
Dlaczego? Bo oczywiście zszedłem na dół bez kapci i miałem na stopach tylko skarpetki. Mama uspokoiła się, jako tako i weszła do środka, a za nią mój wujek. W tym samym momencie pojawił się Konrad.
- Rany, głośniej się nie dało?
- Przykro mi, ale nie. - Powiedziałem rozbawiony.
Wszyscy poszliśmy do kuchni, a ja wziąłem się od razu za robienie śniadania dla chłopaków i ciepłych napojów dla wszystkich.
- Robisz tu za gosposie? - Zapytała mama, a mnie aż coś wykręciło.
- Nie. Po prostu robię śniadanie dla mojej rodziny. - Powiedziałem dobitnie. - Jeśli nie zauważyłaś to zarówno ja jak i Konrad dopiero, co wstaliśmy. Jestem również pewny, że Błażej wstał ze względu na wasze przybycie. - Starałem się mówić spokojnie, ale naprawdę irytowało mnie jej zachowanie.
Z rozmachem zacząłem kroić ogórka i pomidora na kanapki. Przynamniej dopóki nie powstrzymały mnie dłonie Błażeja.
- Spokojnie skarbie.
Wyjął z mojej dłoni nóż, po czym ucałował moje dłonie i odsunął od deski.
- Zacznij szykować kromki, a ja pokroję. Nie chcę byś niepotrzebnie się pociął.
Odetchnąłem głęboko i wziąłem się za smarowanie chleba. Konrad natomiast zaczął szykować dla wszystkich picie.
Po chwili wszystko leżało już na stole. Naszykowałem również talerzyki dla mamy i wujka. Wyjąłem dla siebie jeszcze sałatkę owocową z lodówki i usiadłem przy stole.
- No, więc, o czym chcesz ze mną porozmawiać? - Zapytałem nie odrywając wzroku od swojej sałatki.
- O niczym, przyszłam po ciebie. - Powiedziała, a ja spojrzałem na nią z niedowierzeniem.
- Słucham? Nigdzie nie idę! Tu jest mój dom! Tu jest moja rodzina!
- Wcale, że nie! Nie gadaj głupot! Twoją rodziną jestem ja i Aleksander!
Aż mi się zrobiło nie dobrze.
- Oczywiście, że nie! - Powiedziałem wstając oburzony. - Ten zboczeniec nie jest moją rodziną!
Wujek stężał na te słowa. Nigdy nie lubił mojego ojczyma i zawsze przeczuwał, że coś jest nie tak.  Moją mamę jednak nie ruszyły moje słowa. Wpatrywała się w mój brzuch.
- O mój Boże! On zrobił ci dziecko! Pewno cię zgwałcił! Przecież ty nigdy nie chciałeś mieć tak szybko dzieci! Mikołaj, skarbie już nie musisz udawać. Poradzimy sobie. Wrócisz ze mną do domu, urodzisz, a potem oddamy dziecko do adopcji. Będziesz mógł zapomnieć… - Nie dałem jej dokończyć.
Siłą powstrzymałem się by jej nie spoliczkować. Jak mogła?!
- Nie waż się tak mówić! To jest moje dziecko! Moje i mojego narzeczonego.
Tak, Błażej oświadczył mi się jakiś tydzień temu.
- Nie dam go skrzywdzić! Nie pozwolę by twój mąż znów mnie bił i… i molestował…
Po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy, gdy zaczęły nawiedzać mnie obrazy z przeszłości. Poczułem, że jestem otaczany przez ramiona mojego kochanka.
- Koniec! Teraz ja mam coś do powiedzenia! - Odezwał się Błażej wyprowadzony z równowagi.
Nie zareagowałem. Postanowiłem pozwolić mu mówić. Ja w tym momencie potrzebowałem się uspokoić. Dla siebie i dla dziecka.


 



Widząc jak wiele nerwów kosztuje Mikołaja rozmowa z matką postanowiłem interweniować.
- Po pierwsze - zacząłem - nie życzę sobie by mówiła pani takie rzeczy w moim domu. Przyszła tu pani by nas oczerniać czy rozmawiać?
- Przyszłam po swojego syna!
- Pani syn jest dorosły! Sam może decydować o własnym życiu.
- Nie zgadzam się na to! - Krzyknęła uderzając ręką o stół.
- Proszę się uspokoić! Nie będę tolerował takiego zachowania w moim domu! Mikołaj wyraził się jasno, nie chce wracać do domu. On się tego boi, a pani go nie słucha!
- Zawsze go słucham!
- Tak? A to ciekawe. - Zaśmiałem się ironicznie. - To czy mogłaby mi pani powtórzyć, co przed chwilą mówił o swoim ojczymie?
                Nie odezwała się. Wpatrywała się we mnie z zszokowaną miną.
- No właśnie. Pani nie ma pojęci,a co się działo podczas pani nieobecności w Polsce.
- A co się miało dziać? Zostawiłam syna pod dobrą opieką i jestem przekonana, że nic złego mu się nie stało. No, przynajmniej do czas aż uciekł z domu i zamieszkał tu z wami. Wtedy zaczęły się problemy, a teraz jeszcze ta ciąża.
- Mówi pani, że był pod dobrą opieką, hm…? Pani chyba nie zna swojego męża i nie wie, jakie ma okropne… skłonności.
- Co masz na myśli? - Zapytała nie rozumiejąc.
- A to, że pod pani nieobecność Mikołaj był regularnie molestowany i bity przez pani męża.
- C-co…? Co ty wygadujesz?! Olek nigdy by czegoś takiego nie zrobił!
                Westchnąłem kręcąc głową z niedowierzeniem.
- Mikołaj, wstań na chwilę. - Poleciłem.
- D-dobrze. - Zająkał się.
                Chyba wiedział, o co chciałem go prosić. Stanął obok mnie i podciągnął do góry koszulkę. Naszym oczom ukazał się nie tylko lekko zaokrąglony brzuszek, ale także długa blizna przechodząca przez jego środek.
- O matko! Mikołaj, kto ci to zrobił? - Zapytała kobieta z przerażeniem obserwując bliznę.
- To nie wszystko. - Powiedziałem i odwróciłem Mikołaja tyłem do kobiety.
                Krótki krzyk, jaki wydała zanim zasłoniła sobie usta dłonią był dla mnie jasnym sygnałem, że w końcu coś do niej dotarło.
- Wiedziałem, że z tym kolesiem jest coś nie tak! - Odezwał się wujek mojego narzeczonego. - Dzwonię do Adama. - Oznajmił wyciągając z kieszeni telefon.
- Kim jest Adam? - Zapytałem Mikołaja, gdy usiadł na moich kolanach.
- Adam to mąż Pawła i jednocześnie najlepszy policjant, jakiego znam.
- Mikołaj. - Odezwała się kobieta. - J-ja przepraszam! Tak bardzo cię przepraszam synku! Byłam ślepo zapatrzona w Aleksandra, że zaniedbałam cię.
- Mamo…
- Kocham cię synku i wiesz, że zawsze chciałam twojego szczęścia.
- Więc pozwól mi tu zostać.
- Mikołaj, nie sądzę…
- Mamo!
- To nie jest dobre miejsce do wychowywania dzieci.
                Zdziwiłem się.
- Niby, dlaczego? - Zapytałem.
- Kto to widział by wychowywać dzieci wśród tych niebezpiecznych zwierząt?
- Niebezpiecznych zwierząt? Ma pani na myśli konie?
- A co innego? Poza tym tyle tu bakterii od tych brudnych zwierząt…
- Wypraszam sobie! Konie są bardzo czystymi zwierzętami, a tak na marginesie to ja i mój młodszy brat się tu wychowywaliśmy. Nic nam nie jest. Na nic nie chorujemy.
- Nie jestem do końca przekonana.
- Mamo, ja już wybrałem.
- Nie chcę synku byś się sparzył.
- O to może być pani spokojna. - Powiedziałem z uśmiechem i pocałowałem Mikołaja w policzek. - Nie wyobrażam sobie już życia bez Mikołaja.

*4 miesiące później*

- Błażej… - Usłyszałem szept jakby w oddali. - Błażej… - Lekkie potrząsanie za ramię.
- Mm…? - Zapytałem pół śpiąc.
- Błażej… Jestem głodny… - Szepnął blondyn.
Otworzyłem ciężko oczy i spojrzałem na chłopaka.
- Mówisz poważnie?
- Tak, mam ochotę na krakersy z Nutellą.
- Nie wytrzymasz do rana? - Zapytałem z nadzieją.
- Nie! Dzidziuś jest głodny!
- No dobrze, dobrze. Już idę.
                Powoli podniosłem się z łóżka i założyłem kapcie. Zaświeciłem jeszcze lampkę nocną, żeby się nie zabić po drodze.
                Od kiedy Mikołaj był w bardziej zaawansowanym stadium ciąży, zaczął miewać ciągotki. W środku nocy.
- Proszę, kochanie. – Powiedziałem, gdy wróciłem i podałem mu talerz z krakersami wyłożonymi Nutellą.
- Dziękuję. - Cmoknął mnie w policzek.
                Uśmiechnąłem się sennie, a następnie padłem z powrotem na łóżko obok narzeczonego.
- Jak myślisz, to chłopczyk czy dziewczynka? - Zapytał kiedy byłem na pograniczu snu.
- Oczywiście, że chłopczyk! - Powiedziałem pewnie.
                Mikołaj zaśmiał się.
- Też tak sądzę. Będziesz mógł nauczyć go jeździć konno.
- Jestem pewny, że zostanie mistrzem olimpijskim. - Mruknąłem. - Dobra, kotku… Jak już zjadłeś to idziemy spać, bo rano nie wstaniemy.
                Zgasiłem światło i przytuliłem Mikołaja mocno do siebie. Jedną z dłoni trzymałem na jego brzuchu. Uśmiechnąłem się wyczuwając nikły ruch dziecka. Już za niedługo będę mógł wziąć swojego syna w ramiona i powitać go w rodzinie.               
 


           
Rano obudziłem się w nie najlepszym humorze, do tego z bólem głowy. Podirytowany zszedłem na dół. W kuchni siedzieli Błażej, Konrad i Seweryn. Jedli spokojnie śniadanie. Nie spodobało mi się to. Dlaczego? Bo mnie na śniadanie nie obudzili! Oburzony nie odzywając się do nikogo sięgnąłem do lodówki po jajka, które dzień wcześniej ugotowałem i zacząłem robić sobie kanapki. Byłem zły. Potwornie zły, a pulsujący ból głowy wcale nie pomagał. Rozkojarzony nawet nie zauważyłem, kiedy przeciąłem sobie palec.
- O cholera…
Krew trysnęła obficie, a mnie zrobiło się nie dobrze.
- Błażej!
Nie musiałem dwa razy powtarzać. Brunet już był przy mnie i spokojnie prowadził do krzesła, a Konrad w tym czasie leciał do łazienki po apteczkę i moje leki.
- Mikołaj, odwróć wzrok w drugą stronę, bo robisz się zielony. – Powiedział.
Po chwili, gdy czarny przyniósł apteczkę było już po wszystkim.
- Co ci strzeliło do głowy?! Prosiłem cię byś nie kroił sam tylko mnie prosił.
- Ja przepraszam… Po prostu głowa mnie bardzo boli… Do tego siedzicie sobie tutaj, a mnie nie zawołaliście… No i było mi przykro… - Zrobiłem minę zbitego szczeniaka, która od razu podziałała na Błażeja.
- No dobra, już się nie gniewam, ale następnym razem powiedz, w czym problem.
Kiwnąłem głową i dałem mu całusa w policzek. Brunet uśmiechnął się tylko i dokończył przyrządzanie kanapek za mnie. Jak zwykle, mimo moich humorów, był przy mnie, a no cóż… Ostatnio nie raz dawałem mu w kość. A to płacząc, że nie mamy chipsów w domu. A to krzycząc, że chyba chce mnie zdradzić z klaczami w stajni, unikając mnie i nie chcąc uprawiać ze mną seksu. A to naśmiewając się cały dzień z jego porannej fryzury. Tak, Błażej przez ostatnie miesiące nie jedno przecierpiał. Zresztą nie tylko ze mną. Po tym jak mama pozbyła się mojego ojczyma z domu zaczęła często nas odwiedzać chcąc sprawdzić jak się ma jej kochany synek. Tym samym doprowadzając nie raz mojego narzeczonego to istnej nerwicy.
                Patrząc tak na niego zrozumiałem jak wiele wytrzymuje i wiele daje z siebie. Podniosłem się z miejsca i objąłem go od tyłu na tyle na ile mogłem z stercząca ‘piłeczką’ z przodu i powiedziałem.
- Kocham cię.
Jego odpowiedź była natychmiastowa. Objął moje dłonie, pocałował i powiedział.
- Ja ciebie też.
 



- Jesteś gotowy? - Zapytałem Konrada, gdy wyprowadziliśmy nasze konie ze stajni.
- Nie jestem pewny czy na pewno chcę to zrobić…
                Był środek lata i razem ze swoim chłopakiem wybieraliśmy się na konną przejażdżkę po pobliskich lasach. Fant miał być taki, że mieliśmy jechać na oklep, co mój kochanek komentował kręceniem nosa.
- Nie marudź, będzie fajnie. Jedziemy do lasu, a nie na zawody! Siodło nie jest ci potrzebne.
- Tak, ale dawno nie jeździłem na oklep. Co jeśli spadnę i sobie coś zrobię?
- Obiecuję, że od razu cię uratuję, kochanie. - Zamruczałem słodko, a Konrad wystawił mi język. - A teraz wskakuj na swojego rumaka.
- Musisz mi pomóc, nie jestem na tyle wysoki by samemu wdrapać się na Pioruna.
- Okay, zegnij nogę. - Poleciłem i chwyciłem za jego kolano. - No to hop! - Podrzuciłem go do góry.
                Już po chwili chłopak siedział na grzbiecie kasztana. Ja również wsiadłem na swojego konia.
- Gotowy? - Zapytałem.
- Nie do końca, ale chyba nie mam wyjścia…
- A no nie masz. Dobra, rozgrzejmy konie. Chciałbym dzisiaj trochę pogalopować po lesie. Brakuje mi tego.
- Tylko błagam, bez szaleństw.
- Na to nie licz, kochanie. - Uśmiechnąłem się i ruszyłem stępem w stronę leśnej ścieżki.
                Przez paręnaście minut jechaliśmy w ciszy rozkoszując się naturalnymi dźwiękami lasu. O tej porze roku las tętnił życiem. Wszędzie słychać było śpiew ptaków, delikatny wiaterek poruszał liśćmi drzew tworząc różnorodne symfonie dźwięków.
- Tu zaraz jest fajna ścieżka do galopu, co ty na to? - Zapytałem spoglądając w stronę Konrada.
- No okay, możemy spróbować.
                Zaczęliśmy powoli. Najpierw przeszliśmy do kłusa, a potem do spokojnego galopu. Kiedy zauważyłem, że Konrad czuje się coraz pewniej bez siodła pod… bułeczkami, przyspieszyłem tępo. Czarny nie chciał być gorszy, więc również przyspieszył. Nasza przejażdżka zmieniała się w mini wyścig. Obaj śmialiśmy się nie zwalniając tępa. Nagle ścieżka się skończyła, a my wjechaliśmy na wielki otwarty teren. Była to łąka nad jeziorem. Piękna, ogromna, zielona łąka! Taki teren to raj dla jeźdźców i koni.
                Przegalopowaliśmy nad brzegiem jeziora i zatrzymaliśmy się dopiero przy małym zagajniczku nad jeziorem.
- I co? Nie było tak źle. - Powiedziałem siadając pod jednym z drzew.
                Konie puściliśmy luzem, wiedząc, że i tak nie uciekną.
- No nie… Było całkiem fajnie. - Odparł siadając na moich udach.
- Całkiem?
- Tak… A może być jeszcze lepiej. - Powiedział przybliżając swoją twarz do mojej i muskając moje wargi swoimi.
- Mm… Czy ty mi składasz propozycję? Niegrzeczną propozycję?
                Położyłem dłonie na jego pośladkach i ścisnąłem lekko.
- Dokładnie tak. - Chwycił w zęby moją dolną wargę.
- Ej, ej, ej! To nie jest gryzak. - Zaśmiałem się.
- Jak dla mnie to mógłby być.
- Zamarzył ci się sex na łonie natury, co? - Zamruczałem w jego usta.
- Mam dziwne fantazje. - Stwierdził wpijając się w moje usta. - Przestań już gadać i przeleć mnie!
                Zaśmiałem się tylko i wziąłem w posiadanie jego usta.  Co, jak co, ale to ja dominuje w tym związku.
 



                 Całą drogę jechałem zamyślony. Potrzebowałem trochę odetchnąć i spędzić czas tylko z Sewerynem. Mimo, że w domu był spokój i rodzinna atmosfera to dostawałem już kręćka. Z każdym dniem zaczynałem podziwiać mojego brata coraz bardziej. Im w bardziej zaawansowanej ciąży był Mikołaj tym był bardziej humorzasty. Szczególnie, gdy przybył mu ciężarny, dość sporych rozmiarów, brzuszek.
Jak by tego było mało Błażej po dwu tygodniowym szlabanie wcale nie odpuścił sobie kontroli. Pilnował mnie na każdym kroku. Nie pozwalał jeździć do Seweryna, a jeśli on zostawał u nas kazał zostawiać otwarte drzwi od sypialni. Innymi słowy - zero swobody! Zero seksu! Dlatego, gdy dojechaliśmy nad jezioro wziąłem się do roboty.
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź Seweryna. Chwilę później już byłem całowany przez mojego chłopaka.
- To mam rozumieć, że ten pocałunek to zgoda? – Zapytałem podekscytowany.
Blondyn uśmiechnął się tylko drapieżnie i znów mnie pocałował.
- Z miłą chęcią. Z tobą skarbie zawsze i wszędzie.
Zadowolony pocałowałem go w usta pozwalając by znów dominował w pocałunku. Jego ręce powoli błądziły po moich plecach. Przyjemny dreszcz przeszedł po moich kręgosłupie.
Oderwał się od moich ust i zaczął powoli błądzić swoimi wargami po mojej szyi. Odchyliłem głowę bardziej do tyłu i zamruczałem z rozkoszy.
- Och… Brakowało mi tej bliskości. – Powiedziałem delikatnie się o niego ocierając.
- Nie tylko tobie piękny. – Powiedział powolnymi ruchami pieszcząc mój brzuch.
Zmarszczyłem brwi.
- Uwielbiam, gdy mnie tak dotykasz, ale jest problem. Jak się nie ruszymy to mój brat zacznie wydzwaniać nie dając nam spokoju i będziemy wracać z namiotami w spodniach.
Ściągnąłem trampki, a potem powoli zacząłem zsuwać spodnie z bioder specjalnie dziś miałem na tyłku tą ‘specjalną’ bieliznę. Seweryn wciągnął szybko powietrze i przysunął twarz do moich pośladków przesuwając delikatnie nosem po koronkowym materiale by po chwili ugryźć mnie w jeden z pośladków.
- Ach! Co robisz krwiopijco?! – Krzyknąłem zaskoczony chcąc uciec biodrami w bok, ale mężczyzna nie pozwolił mi trzymając mnie mocno za biodra i znów gryząc.
- Zachwycam sie pięknym okazem krągłego tyłeczka.
Jęknąłem, gdy znów mnie ugryzł, ale sprawiło mi to w jakiś sposób przyjemność.
- Seweryn szybciej! Bo inaczej zwariuję…
Blondyn wyjął ze swojej bluzy mały lubrykant i prezerwatywę, po czym zdjął ją z siebie i położył na ziemi. Następnie szybko zdjął ze mnie moją bluzę i uśmiechnął się, gdy stałem przed nim kompletnie nagi. Moja bielizna zdążyła już dawno zniknąć, a ja nie miałem nawet pojęcia, kiedy.
- No skarbie, posłanie już zrobione. A teraz kładź się na nim i wypnij do mnie swój seksowny tyłeczek…
Posłusznie ułożyłem się na bluzach wypinając w jego stronę, za co zostałem nagrodzony lekkim pocałunkiem w pośladek, a potem… klapsem.
Podskoczyłem zaskoczony. Seweryn tylko się uśmiechnął otwierając saszetę z lubrykantem i powoli zaczynając go rozprowadzać pomiędzy moimi pośladkami. Zadrżałem czując zimno.
- Seweryn… proszę szybciej. – Poprosiłem cicho obniżając się troczę by móc otrzeć się o materiał leżący pode mną, ale blondyn szybko mi to uniemożliwił przytrzymując mnie, po czym znów wymierzając mi lekkiego klapsa.
Jęknąłem i poruszyłem się niespokojnie. Chciałem go poczuć już w sobie!
- Spokojnie, mamy czas. Nie tylko ty masz ochotę, na co nie, co skarbie. – Wyszczerzył się do mnie. – Poprosiłem Mikołaja by trochę zajął Błażeja. A że Miko również uważa, że twój brat przesadza z tą kontrolą jestem pewny, że się nim zajął. – Powiedział nachylając się by ugryźć mnie w, już i tak zaczerwieniony, pośladek.
- Och! Seweryn, kurwa ja tu zaraz zwariuje i spuszczę się na twoją bluzę, bez twojej pomocy! Zrób coś wreszcie! – Powiedziałem niezadowolony.
Na te słowa już zareagował i od razu wsadził we mnie dwa nasmarowane lubrykantem palce.
- Ach…!
- Kazałeś się spieszyć… - Powiedział wyszczerzając się do mnie diabolicznie, a ja już wiedziałem, że długowłosy się nakręcił jak cholera i seks bynajmniej nie będzie powolny.
- Och, tak… spiesz sie! – Powiedziałem czując jak podniecenie z każdą chwilą spala mnie na popiół.
Od dawna nie mieliśmy czasu dla siebie. Jeśli udało nam się jakoś ukryć przed moim bratem to były to tylko krótkie chwile pocałunków i drobnych pieszczot. Błażej naprawdę postawił sobie za punkt honoru dopilnowanie by Seweryn znów się do mnie nie dobrał, więc teraz brałem pełnymi garściami to, co dawał mi mój chłopak. A on przestał się hamować!
Rozciągał mnie już trzema palcami nie przestający przy tym mnie kąsać. Zachłysnąłem się powietrzem, gdy trafił w to miejsce.
- Ach! Już! Cholera, Seweryn przestań się bawić i włóż go…!
Nie musiałem mu tego dwa razy powtarzać. Jednym szybkim ruchem wszedł we mnie po same jądra od razu zaczynając się poruszać. Zamruczałem z rozkoszy. Uwielbiałem ten jego brak zahamowań.
- Mm… Uwielbiam cię. Co ja mówię! Kocham. – Powiedział pochylając się nade mną i tworząc mokrą ścieżkę pocałunków od mojego karku, przez kręgosłup, do samej linii pośladków, co chwilę mnie gryząc.
To tylko mnie bardziej nakręcało.
- Och, a ja ciebie… Jeszcze!
Jego ruchy stały się jeszcze szybsze, ostrzejsze. Gdy poczułem jak się przysysa do mojego ramienia otrzeźwiałem na chwilę.
- Tylko nie malinki! Jak Błażej je zobaczy to znów będzie dwu tygodniowy szlaban.
On jednak nie zwracał na moje słowa uwagi robiąc mi kolejne malinki. Robił malinki, całował, gryzł posuwając mnie ostro. Równocześnie jedną dłonią nieznośnie powoli pieszcząc mój penis.
Czułem się przepełniony i ogłuszony przyjemnością.
- Czego chcesz skarbie? – Zapytał zaciskając dłoń na moim członku i ostro we mnie wchodząc.
- Ach! Chcę dojść! Seweryn proszę!
Uśmiechnął się tylko liżąc mój kark i mocno uderzając w moją prostatę. Zamknąłem oczy i doszedłem z głośnym krzykiem na ustach. Opadłem ciężko na bluzę mojego chłopaka, a on z przyjemnością wykonał jeszcze kilka spazmatycznych ruchów i również doszedł gryząc moje ramie.
Zachichotałem słabo.
- Czy ja wyglądam na gryzak?
- Tak! Mój kochany i prywatny gryzak. – Powiedział lekko liżąc ugryzienie na ramieniu, po czym wstając powoli ze mnie i wysuwając się z mojego wnętrza.
 Zawiązał prezerwatywę i rzucił pod drzewo.
- Genialny pomysł, najlepiej niech znajdzie to mój brat. – Powiedziałem ze śmiechem.
- No lepiej tu niż nagle z mojej lub twojej kieszeni miałaby wylecieć. – Powiedział, a ja parsknąłem śmiechem.
Podniosłem się powoli, przysunąłem do niego i pocałowałem u usta.
- Kocham cię.
- A ja ciebie, śliczny.
Uśmiechnąłem się.
- No dobra, czas się zbierać, bo zaraz…
Jak na zwołanie rozdzwonił się mój telefon, a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu. Rozbawiony odebrałem i powiedziałem tylko ze śmiechem.
- Za pół godziny będziemy.
Seweryn również się śmiał zbierając moje ubrania. Po jakiś dziesięciu minutach byliśmy gotowi do drogi. Ostatni pocałunek i ruszyliśmy, czym prędzej w drogę powrotną by nie wkurzyć jeszcze bardziej mojego nadopiekuńczego brata.

 




                Stałem przy kuchenny oknie i głośno zgrzytając zębami obserwowałem jak Seweryn bezczelnie obmacuje mojego brata, pomagając mu wsiąść na konia. Nie dość, że bez pozwolenia odebrał cnotę Konradowi to jeszcze na moich oczach go obmacuje! W sumie… to on nawet nie wie, że ich widzę, ale to niczego nie zmienia!
- Błażej, przestań już. – Usłyszałem za sobą głos mojego narzeczonego. – Zaraz zetrzesz sobie całe zęby.
- Aż tak bardzo to słychać?
                Pokiwał głową siadając przy stole z głośnym sapnięciem.
- Jesteś zmęczony. – Bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
- Okropnie. Nikuś daje mi ostatnio popalić. – Powiedział głaszcząc się po brzuchu.
- Mały urwis. – Mruknąłem.
                Podczas jednej z naszych nocnych pogawędek, podczas których ja latałem do kuchni po przekąski dla Mikołaja, wymyśliliśmy imię dla naszego synka – Nikodem.
- Jest mi coraz ciężej ustać długo na nogach. Dobrze, że mamy wannę, a nie prysznic. Błażej! – Podniósł głos, gdy znowu wychyliłem się by spojrzeć za okno.
- No przepraszam, przepraszam, ale nie mogę przywyknąć do myśli, że mój młodszy brat ma partnera i obaj są aktywni seksualnie.
- Są jeszcze młodzi, muszą się wyszaleć.
- Ty też jesteś młody, a już spodziewasz się dziecka. Zaliczyliśmy wpadkę, ale ja jestem wystarczająco dorosły by o tych sprawach myśleć, ale ty… Ty również powinieneś się bawić, korzystać z życia, a nie zmieniać pieluchy.
- Myślisz, że żałuję? Sądzisz, że gdybym miał wybór pozbyłbym się naszego synka?
- Ja… Ja nie wiem, kochanie.
- Ale ja wiem. I uwierz mi, że nigdy nie skorzystałbym z opcji pozbycia się dziecka. Tak jak już wspomniałeś, jesteś dojrzałym facetem i zasługujesz na potomka, a ja ci go dam.
                Spojrzałem w jego oczy. Była w nich tylko i wyłącznie miłość.
- Jesteś wspaniały. – Powiedziałem podchodząc do niego i całując w czoło.
- Tak, wiem, wiem. A teraz idziemy zagrać w Scrabble!
- W Scrabble?
- Tak, mam ochotę zagrać z moim narzeczonym w Scrabble.
                Wolałem mu nie podpaść, szczególnie jak był w ciąży, więc potulnie zgodziłem się zagrać z nim w tą grę.



- Jesteśmy! – Usłyszałem krzyk Konrada z przedpokoju.
- Jesteśmy w salonie! – Odkrzyknął Mikołaj.
                Po chwili do pomieszczenia weszli Seweryn z Konradem.
- Oo…! Gracie w Scrabble! Możemy się przyłączyć? – Zapytał mój brat siadając obok Mikołaja.
                Zlustrowałem go uważnym spojrzeniem doszukując się jakiś dowodów na to czy doszło do jakiegoś zbliżenia. Nie dopatrzywszy się niczego wróciłem do gry.
                Seweryn zajął miejsce na fotelu obok kanapy.
- To może ja ukroję nam ciasta i zrobię herbaty? – Zaproponował Mikołaj.
                Momentalnie się ożywiłem.
- O nie, nie, nie! Ty nic nie będziesz kroił. Ja pójdę pokroić ciasto, a Seweryn mi pomoże. – Posłałem mu spojrzenie nie znoszące sprzeciwu.
                Chłopak zerknął na mnie nie pewnie, ale wstał z miejsca. Przeszliśmy do kuchni. Wyciągnąłem z lodówki jabłecznik upieczony dzień wcześniej przez Mikołaja i postawiłem na stole. Seweryn w tym czasie postawił czajnik na gazie.
- Powiedz - zacząłem obracając w dłoni nóż - dobrze ci z moim bratem?
                Słyszałem jak blondyn głośno przełyka ślinę, nie spuszczając wzroku z mojej dłoni.
- T-tak.
- Jesteś dla niego dobry?
- Nie skarżył się.
- Wiesz… Chyba nie muszę ci mówić, co się stanie jak skrzywdzisz Konrada? – Zapytałem odwracając się w jego stronę.
- N-nie…
- I jeszcze jedno. Nie chcę słyszeć o żadnych dzieciach przed dwudziestym piątym rokiem życia, oczywiście chodzi mi o Konrada. Zrozumiano?
                Seweryn pokiwał gorliwie głową roztrzepując swoje włosy.
- Dobrze! – Z rozmachem wbiłem nóż w ciasto, a młodszy podskoczył lekko przestraszony.
                Teraz byłem trochę spokojniejszy o mojego małego braciszka, ale nie zamierzałem im do końca odpuszczać. Będę miał ich nadal na oku.

 




                Patrzyłem niepewnie w stronę kuchni gdzie właśnie zniknął mój chłopak i brat. Zerknąłem niepewnie na Mikołaja.
- Myślisz, że go wykastruje? - Zapytałem półżartem, półserio.
- Może i nie wykastruje, ale na pewno postraszy by nie dobierał się do ciebie i nie zrobił za wcześnie dziecka jego braciszkowi. Bo on jest za młody. – Powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
- Ja jestem za młody? – Zapytałem zerkając wymownie na jego brzuch.
Mikołaj zachichotał.
- Ja jestem jego narzeczonym, a ty jesteś biednym braciszkiem, którego musi pilnować jak smok Fiony.
Parsknąłem śmiechem.
- A w ogóle to dobrze się nim zająłem? Od tego telefonu już nie mogłem go odwieść. Stwierdził, że stanowczo za długo was nie ma.
Pokręciłem głową.
- Tak świetnie.
Mikołaj zachichotał i wskazał na moje ramie. Spadła z niego bluza i wyraźnie było widać ugryzienie na nim.
- Cholera!
Czym prędzej ją podciągnąłem. Spojrzałem na Mikołaja. Uśmiechał się promiennie głaszcząc swój brzuch. Zmarszczyłem brwi. Ja, na co dzień mogłem szaleć, od niedawna zacząłem chodzić na zajęcia z fotografii, jeździłem konno, a on spodziewał się dziecka. Za niedługo miał się też pobrać z moim bratem.
- To cię nie męczy, Mikołaj? Znaczy świetnie, że tu jesteś, dużo wniosłeś do domu. Czułem się tu źle, bo dom zrobił się chłodny po śmierci rodziców, ale… Wiesz masz osiemnaście lat i…
Nie pozwolił mi dokończyć.
- Daj spokój, Konrad. Czuje się cudownie. Bardzo długo dom kojarzył mi się z bólem i wieloma nieprzyjemnymi rzeczami. Tu jestem szczęśliwy. Mam Błażeja, ciebie, Seweryna, a niedługo i mojego synka. Nie przejmuje się wiekiem. No może z początku, nim Błażej się dowiedział nie było różowo. Bałem się, że zostanę z tym sam. Ale teraz wiedząc, że mam was i moją mamę, którą odzyskałem, cieszę się. Nigdy nie byłem jakoś specjalnie rozrywkowy. Zawsze wolałem ten domowy ciepły kont i mżyłem o rodzinie. Teraz ją mam.
Aż się uśmiechnąłem szerzej i uściskałem go mocno.
- Rany jesteś mądrzejszy ode mnie. Chyba ci zazdroszczę. – Powiedziałem ze śmiechem.
- Konrad, co mi dusisz Mikołaja?
Błażej wszedł do pokoju niosąc talerz z ciastem w jednej ręce, a w drugiej talerzyki. Seweryn szedł za nim, wyglądał dość blado. Spojrzałem podejrzliwie na brata.
- Ja Mikołaja nie dusiłem tylko przytulałem, a ty lepiej powiedz, co zrobiłeś Sewerynowi?
Mój brat uśmiechnął się tylko lekko i poczochrał mi włosy.
- Upewniłem się tylko, co do twojej przyszłości.
Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się. No i to się właśnie nazywa rodzinna atmosfera.

7 komentarzy:

  1. Super, ale toksyczni rodzice i niedorobione matki won:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie mamuśki. Nowy kochanek/partner/mąż to dzieci idą do kąta, a potem zdziwienie, że coś się stało. Przecież partner taki idealny, a dziecko głupie i wymyśla.


    Niestety. Allan ma bardzo trudną przeszłość, ale przynajmniej cos się wyjaśniło :)
    Zapraszam w niedzielę :D Jak zwykle :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chcę nowy rozdział i to już :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Super :)
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    P.S Ile rozdziałów zostało do końca?

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział bardzo fajny ;)
    Cieszę się, że między chłopakami się tak dobrze układa. No i dobrze, że przy konfrontacji Mikołaja z matką był Błażej i pokazał tej kobiecie jaką rzeczywiście "kochającą" matka była. I kobieta powinna być wdzięczna, że jej syn po tym wszystkim chce z nią utrzymywać kontakt...
    I szkoda mi Seweryna i Konrada... cóż... tak to jest mieć nadopiekuńczego brata ;) Ale myślę, że po tej rozmowie na końcu Błażej da trochę gołąbkom więcej luzu ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    świetny Błażej bardzo pilnuje swojego małego braciszka, matka Mikołaja w końcu zrozumiała, ale długo jej to zajęło, w ogóle nie słuchała tego co mówi jej syn…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)