czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 9


Przepraszam za brak akapitów w niektórych miejscach, ale Blogger je pożarł. Na Word-Press oczywiście możecie przeczytać w lepszej jakości.
Pozdrawiam, Kuro.

*Dziękujemy za komentarze *
OfeliaRose 

Rozdział 9


Siedziałem w łazience i patrzyłem jak zaczarowany na trzy testy ciążowe. Wszystkie były pozytywne. Nie docierało to do mnie kompletnie. To zwyczajnie było niemożliwe! Kto po pierwszym razie zachodzi w ciążę?!
Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem powoli z łazienki. Ruszyłem prosto do kuchni. Sięgnąłem po telefon domowy i wykręciłem numer do lekarza. Po krótkiej rozmowie usiadłem na krzesło i odetchnąłem głęboko. Byłem umówiony na popołudniu, ale wcale się nie cieszyłem. Wolałbym by nie była to prawda. To trochę za wcześnie na dziecko, poza tym sprawa z moja mamą nie została jeszcze wyjaśniona. Co miałem zrobić?
 


Gdy wszedłem do gabinetu czułem, że mam nogi jak z waty.
- Witam. – Przywitał się starszy mężczyzna, po pięćdziesiątce. – Dzwonił pan prosząc o jak najszybszą możliwość spotkania. Więc? W czym problem?
Usiadłem naprzeciwko biurka, za którym siedział doktor w okularach i czarną czupryną przyprószoną siwizną. Patrzył na mnie z przyjaznym uśmiechem, ale w tamtym momencie czułem się w tym gabinecie, jak w klatce. Nawet jego uśmiech wydawał mi się fałszywy.
- No cóż... Zrobiłem dzisiaj trzy testy ciążowe i... wyszły pozytywne. – Wytłumaczyłem.
- No to gratulacje!
- D-dziękuję…
- Oczywiście trzeba przeprowadzić jeszcze odpowiednie badania. – Powiedział i zaczął coś szybko zapisywać. – Proszę. To skierowanie na badanie USG. Proszę podejść do recepcji, tam zostanie pan skierowany dalej.
                Wyszedłem z pomieszczenia i z niedowierzeniem spojrzałem na zamknięte drzwi. To tyle? Pozytywny test, gratulacje i USG? Liczyłem, że może zaprzeczy, ale nie.
Nie widząc innego wyjścia poszedłem do recepcji. Stamtąd zostałem odesłany na drugie piętro, na dział ginekologiczno – położniczy.
Godzinę później było już po wszystkim. W dłoniach trzymałem teczkę z papierami oraz zdjęcie z USG. Byłem tym przytłoczony, patrzyłem na swoje małe dziecko, ale jakoś nie docierało do mnie to, że jestem w ciąży.
W domu byłem dopiero koło godziny osiemnastej. Emisja z zawodów jeździeckich już dawno się rozpoczęła. Nie miałem jednak do tego głowy. Usiadłem ciężko na fotelu i popatrzyłem na swoje dziecko, którego do tej pory się nie spodziewałem. Mimo, że bardzo się bałem to czułem w środku ciepło. Bo to dziecko było moje. Małe, kochane i moje. Po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy. Łzy radości, lęku, żalu, szczęścia i... sam nie wiedziałem, czego jeszcze.
Gdy późnym wieczorem zadzwonił Błażej byłem podenerwowany.
- Cześć, kochanie. Obudziłem cię?
Były to pierwsze słowa, jakie usłyszałem w słuchawce.
- H-hej… - Głos miałem zachrypnięty. – N-nie, nie… Nie spałem jeszcze.
- Dlaczego masz taki dziwny głos, skarbie? Przeziębiłeś się?
- C-co…? Nie, nie… Nic mi nie jest. Nie martw się. Lepiej opowiadaj jak tam zawody? Widziałem fragment w telewizji, ale chyba mi się przysnęło, bo nie wiem czy wygraliście czy nie. – Skłamałem.
Miałem nadzieję, że to, choć na chwilę odwróci jego uwagę. Błażej z niemałą ekscytacją zaczął opowiadać o przebiegu zawodów.
- Będę musiał napisać do Konrada sms’a z gratulacjami.
- Ta… Chłopaki bardzo się cieszą... Kochanie…? Na pewno nic się nie stało? Naprawdę brzmisz jakbyś był chory lub przed chwilą płakał.
- Błażej… Po prostu jestem zmęczony. Zobaczysz, że jak się wyśpię to mi przejdzie.
- W takim razie, dlaczego wydaje mi się, że kłamiesz? Kotku to, że cię nie widzę nie znaczy, że nie wiem, że kłamiesz.
- Błażej, no! Nic się nie dzieje! Nie kłamię! – Zdenerwowałem się.
Wiedziałem, że to głupie w końcu martwi się o mnie, ale nie panowałem nad sobą.
- Niech ci będzie, ale obiecuję ci, że jak tylko wrócę to sobie pogadamy.
- Pójdę się położyć, jestem zmęczony. – Powiedziałem wymijająco.
Nie chciałem mu niczego mówić.
- Okay, dobranoc, kochanie.
- Dobranoc. – Powiedziałem i rozłączyłem się.
Nie mogłem z nim dłużej rozmawiać. Zwyczajnie nie mogłem.

 


W nocy z piątku na sobotę nie mogłem zasnąć, więc następnego dnia obudził mnie, dopiero o dwunastej, dźwięk telefonu.
- Halo?
- Mikołaj? Nareszcie odebrałeś. Chciałam cię poinformować, że właśnie przygotowywujemy się do wylotu i w tą niedzielę będziemy w domu.
- Słucham?! O czym ty mówisz? Ja, n-nie chcę byś tu przyjeżdżał!
Czułem jak wzbiera we mnie panika.
- Mikołaj, skarbie, co ty wygadujesz? Martwię się o ciebie. Muszę cię zobaczyć. W niedzielę będę. – Powiedział i rozłączył się.
 Wiedziałem, że mam mało czasu by zdecydować, co dalej.
 



                Gdy nadszedł dzień powrotu chłopaków, już wiedziałem, co zrobię. Nie mogłem tu dłużej zostać. Nie ze względu na Błażeja, Konrada czy mnie samego, ale ze względu na dziecko. Nie chciałem by coś mu się stało, a konfrontacja z mamą oraz spotkanie z ojczymem zbliżało się wielkimi krokami. Wczorajsza rozmowa z mamą, zresztą ostatnio nie jedyna, przechyliła szalę.
Z samego rana wziąłem się za pakowanie. Chciałem się zebrać jeszcze przed południem. Co prawda Błażej z Konradem mieli wrócić po jedenastej wieczorem, ale wolałem by mnie tu nie było już dużo wcześniej.
                Gdy o wpół do jedenastej byłem już spakowany siadłem przy biurku z postanowieniem, że napiszę, choć kilka słów wyjaśnień. Nie było to proste. Łzy ciekły strumykami, a ja nie mogłem nad nimi zapanować. W końcu udało mi się skończyć list.
Po rozejrzeniu się jeszcze po domu wziąłem walizkę i zacząłem z nią schodzić na dół. W kuchni sprawdziłem jeszcze czy wszystko wyłączyłem. Będąc pewnym, że jestem gotowy, poszedłem do przedpokoju się ubrać. Trapery, kurtka, szalik, czapka, rękawiczki. Wszystko na miejscu.
Wziąłem walizkę i rozejrzałem się po raz ostatni dookoła. Złapałem za klamkę od drzwi wejściowych, które w tym samy m momencie zaczęły się otwierać. Zamarłem, gdy zobaczyłem Błażeja i Konrada. Sytuacja była dość dziwna, szczególnie, że miałem obok siebie walizkę i wyglądałem jakbym się gdzieś wyjeżdżał.
Spojrzałem niepewnie na Błażeja. Chciałem się uśmiechnąć i jakoś wybrnąć z tej sytuacji, ale widząc jego minę wiedziałem, że tym razem mi się nie upiecze.
 

               


                Patrzyłem na Mikołaja i walizkę stojącą obok jego nogi z coraz większą złością. Gdyby to było możliwe z moich uszu pewnie dymiłaby teraz para.
- B-Błażej! T-to nie tak j-jak myślisz! – Zaczął.
- A jak? – Zapytałem ostrym tonem.
- Błażej, uspokój się. – Wtrącił się Konrad.
- Cicho! – Krzyknąłem.
- Błażej! Nie krzycz na niego!
                Blondyn podszedł do mojego brata i szepnął mu coś na ucho. Konrad potaknął i rzuciwszy mi lekko przestraszone spojrzenie wycofał się z domu.
- Nie wolno ci na niego krzyczeć. – Powiedział Mikołaj. – Wiem, że jesteś zły, ale to nie sposób by rozładowywać emocje.
- Wyprowadzasz mnie w pole. – Warknąłem. – Lepiej powiedz, dokąd się wybierałeś? Już ci się u nas nie podoba? A może wracasz do domu?
- Nie! Nie zamierzam wrócić do domu.
- To, dokąd się wybierasz? Hm…? – Skrzyżowałem ręce na piersi. – Taki szczęśliwy byłeś! Nawet miłość mi wyznałeś! A teraz, co? Uciekasz bez słowa! Nie liczysz się w ogóle z moimi uczuciami! Oszukałeś mnie! – Wykrzyknąłem.
- Nie! To nie prawda! Błażej… - Głos mu się załamał. – Ja naprawdę cię kocham.
- Tak? To, dlaczego uciekasz! Dlaczego nic mi nie mówisz?! Masz gdzieś to, że się martwię?
- Nie chciałem cię martwić! – Rozpłakał się. – Nie chciałem byś się dowiedział! To zniszczyłoby twoje życie! Nie chcę tego, rozumiesz?! Chcę byś był szczęśliwy!
- Co niby miałoby je zniszczyć? – Zapytałem zbity z tropu.
- Dziecko! – Wykrzyknął.
                Po chwili, gdy jednak dotarło do niego, co powiedział otworzył szeroko oczy i zakrył szybko usta dłońmi.
Dla mnie ta wiadomość była jak kubeł zimne wody wylany na głowę. Dziecko…?
- S-słucham? – Zapytałem myśląc, że się przesłyszałem. – Mikołaj, o czy ty mówisz?
                Chłopak powoli oderwał ręce od twarzy i spojrzał na mnie mokrymi od łez oczami.
- Mówię o naszym dziecku… - Szepnął cicho.
- Jesteś w ciąży? – Zapytałem zszokowany. – Ale jak to?
- Normalnie. – Powiedział spuszczając wzrok. – J-ja naprawdę nie chciałem odchodzić, ale kiedy dowiedziałem się, że jestem w ciąży wszystko się skomplikowało. Chciałem wyjechać, bo bałem się twojej reakcji… Z resztą nie tylko twojej. Jeśli moja mama znalazłaby sposób na ściągnięcie mnie z powrotem do domu to byłby koniec. Błażej… Ja nie mogłem inaczej.
- Mikołaj… - Przytuliłem go do siebie. – Ty głuptasie. Skąd ci to przyszło do głowy? Doskonale wiesz, że nigdy nie pozwoliłbym cie zabrać.
- Moja mama… ona dzwoniła do mnie i chciała, bym wrócił do domu.
- Nie musisz się bać, że cię zabierze. Jesteś już pełnoletni i masz prawo decydować o swoim życiu. – Powiedziałem nie wypuszczając go z objęć. – A co do dziecka to… Zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś jeszcze młody, nie to, co ja. – Zażartowałem chcąc mu poprawić humor.
                Chłopak zaśmiał się krótko.
- Nie jesteś taki stary. – Mruknął.
- Dzięki. Wracając do tematu… Wiem, że nie planowałeś tak wcześnie mieć dzieci, ale stało się. Nic na to nie poradzimy. Musimy się z tym zmierzyć.
- Miałem iść na studia, Błażej. Jak ja będę wyglądał z wielkim ciążowym brzuchem na sesjach? Co sobie inni pomyślą?
- Masz dwa wyjścia. Albo przełożyć studia na następny rok albo zmierzyć się z rzeczywistością.
- Mimo wszystko uważam, że zachowaliśmy się niedojrzale. Dziecko powinno się urodzić w momencie, kiedy obaj byśmy byli na nie zdecydowani. Nie powinno być wpadką.
- Kto powiedział, że go nie chcę?
                Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Naprawdę? Naprawdę je chcesz?
- Oczywiście. Jest owocem naszej miłości. A co ty myślałeś?
- J-ja… - Zagryzł wargę. – Chciałem oddać je do adopcji. – Wyznał cicho.
                Wciągnąłem głośno powietrze.
- Przepraszam, nie powinienem o tym w ogóle pomyśleć!
- Ej, spokojnie. To zrozumiałe, że o tym pomyślałeś. Starałeś się wybrać najlepsze wyjście, ale teraz jest już dobrze. Mamy siebie nawzajem, więc damy sobie, ze wszystkim radę, tak? – Zapytałem unosząc jego głowę.
- Chciałem by było szczęśliwe… - Szepnął płaczliwie. Po jego policzku zaczęły spływać łzy.
- I będzie. Z nami. – Zapewniłem i pocałowałem go w czoło. – Rozbierzmy się.
                Ściągnęliśmy z siebie odzienie wierzchnie i buty. Wziąłem w dłoń walizkę z ubraniami Mikołaja i skierowałem się w stronę schodów.
- Przepraszam… - Usłyszałem za sobą. – Za wszystko.
- Kotku, to ja powinienem cie przeprosić. Niepotrzebnie na ciebie krzyczałem.
- Gdybym nic przed tobą nie ukrywał nie musiałbyś.
- Cicho już, słońce ty moje.
                Postawiłem walizkę na podłodze w sypialni i wziąłem się za rozpakowywanie. Podawałem ciuchy Mikołajowi, a on układał je z powrotem w szafie.
- Obiecaj mi coś. – Poprosiłem, gdy skończyliśmy.
- Co takiego?
- Że już nigdy nic przed mną nie ukryjesz.
- Obiecuję.
                Uśmiechnąłem się przytulając go.
- Co powiedziałeś Konradowi? – Zapytałem po chwili.
- By poszedł do Seweryna na noc. Nie chciałem, żeby słuchał naszej kłótni i się zraził do ciebie.
- Nie powinienem był na niego krzyczeć. – Mruknąłem czując wyrzuty sumienia.
- Na pewno nic mu nie jest. Po prostu… Wiem jak to jest.
- Nie mówmy o tym. – Poprosiłem siadając na łóżku.
                Byłem zmęczony.
- Pokażę ci coś. – Powiedział blondyn i zaczął przeszukiwać swoje kieszenie.
                W końcu z jednej z nich wyciągnął jakiś papier.
- Proszę. – Podał mi go.
- Co to?
- Zobaczysz. – Odpowiedział z tajemniczym uśmiechem.
                Rozłożyłem kartkę. Moim oczom ukazał się wydruk z badania USG. Otworzyłem szeroko oczy dokładnie oglądając fotografię.
- To nasze dziecko, Błażej.
                Podniosłem wzrok na Mikołaja. Uśmiechał się delikatnie.
- To drugi miesiąc. – Dodał.
                Nie mogłem znaleźć odpowiednich słów by wyrazić swoją radość, więc jedyne, co zrobiłem to wtulenie twarzy w brzuch Mikołaja.
Po moim policzku popłynęła samotna łza szczęścia.




Patrzyłem na Błażeja niepewnie. Z jednej strony cieszyłem się i czułem się wolny, ale z drugiej strony to nadal było trudne.
- C-czyli, że się cieszysz? I-i kochasz nas?
Błażej podniósł głowę do góry i uśmiechnął się.
- Oczywiście. Jesteście moimi największymi skarbami. Kocham ciebie i nasze jeszcze nienarodzone maleństwo.
- Cieszę się. - Powiedziałem, a po moich policzkach pociekły łzy.
- Och, skarbie. Nie płacz. - Powiedział ciągnąc mnie na swoje kolana.
Siedząc na nich czułem się o wiele lepiej. Bezpieczniej.
- Teraz będzie lepiej. Skoro już wszystko wiem to zajmę się wami. Zostaniesz tu ze mną, a gdy urodzi się nasze dziecko pójdziesz do szkoły, jakiej tyko będziesz chciał. Będziemy żyli długo i szczęśliwie jak w bajce. A pomyśl jak się Konrad ucieszy! - Powiedział delikatnie przesuwając dłonią po moim brzuchu.               
Słysząc jego słowa poczułem się tak szczęśliwy, że nie mogłem się nie uśmiechnąć.
- Cieszę się, że tak mówisz. B-bo te moje plany z odejściem i… oddaniem maleństwa wcale mi się nie podobały. - Wyznałem szczerze.
- Wiedziałem skarbie. Jesteś zbyt dobrą osobą by myśleć o takich rzeczach poważnie. No i wiem, że mnie kochasz. Dziecko też.
Pokiwałem głową. Tak, już je kocham, dlatego właśnie myśl, że musiałbym je oddać tak bardzo mnie bolała.
Błażej, patrząc mi w oczy, uśmiechnął się i pocałował delikatnie w usta. Miękko, czule... Z miłością… Idealnie.
,, Tak... Tego by mi brakowało… Jego miłości, ciepła i bezpieczeństwa.”



 


                Szedłem niezadowolony z powrotem do stajni. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziałem Błażeja tak zdenerwowanego. Z jednej strony rozumiałem go, ale z drugiej… Nie powinien na mnie krzyczeć. Zresztą na Mikołaja też.
Wszedłem do stajni. Seweryn nadal tam był i oporządzał konie po podróży. Podszedłem do niego na palcach i pocałowałem w policzek.
- Konrad! A ty, co tu robisz? Nie witasz się z Mikołajem?
Pokręciłem głową.
- W domu sytuacja nerwowa… Weszliśmy do domu, a Mikołaj wyraźnie miał zamiar wyjść, a raczej uciec od nas. Miał walizkę, był ubrany… Błażej jest wściekły… Podniósł na mnie głos…
Seweryn przytulił mnie.
- Nie przejmuj się. Na pewno się dogadają i jestem pewny, że Błażej nie chciał na ciebie krzyczeć. Teraz zabiorę cię do siebie, a gdy rano tu wrócimy na pewno zobaczymy ich szczęśliwych jak zawsze.
Kiwnąłem głową na zgodę. Wyszliśmy ze stajni i skierowaliśmy się na parking. Szedłem obok Seweryna zamyślony.
Gdy wsiedliśmy do środka rzuciłem swój plecak na tylnie siedzenie i pogrążyłem się w myślach. Co prawda nie planowałem iść do Seweryna, ale nawet dobrze się złożyło.
                W momencie, gdy udało mi się namówić Błażeja bym na wyjeździe miał pokój wspólnie z Sewerynem myślałem, że pęknę ze szczęścia. Byłem pewny, że wreszcie się zbliżymy do siebie na tej konkretnej płaszczyźnie, ale nie. Oprócz standardowych pocałunków i przytulania, nic nie zaszło. Mimo, że naprawdę chciałem to Seweryn za każdym razem się zatrzymywał.
Postanowiłem, więc go uwieść. Cóż… Na różne sposoby. Najpierw paradowałem w samym ręczniku zaraz po kąpieli, chodziłem bez koszulki w czasie, gdy mieliśmy chwile wolne. W nocy spałem tylko w koszulce i bokserkach i... nic! Doszedłem, więc do wniosku, że muszę się zabrać za to inaczej.
Dwa dni przed powrotem do domu Błażej zabrał nas do jednej z galerii handlowych. Na miejscu odłączyłem się od zespołu i odwiedziłem kilka sklepów.
Kupiłem lubrykant, prezerwatywy, balsam o ładnym zapachu i… czerwone, koronkowe, kuse majtki. Ten zakup był najtrudniejszy. By wejść do sklepu z damską bielizną robiłem podchody cztery razy. Zwyczajnie paraliżował mnie strach. Ale w końcu wszedłem. W środku dopiero zaczęło się piekło. Podeszły do mnie dwie ekspedientki i to był koniec. Początkowo myślały, że chce coś wybrać dla swojej dziewczyny, ale gdy zauważyły, jaki jestem zawstydzony, i że rozmiary podaje idealne dla siebie, skończyło się na tym, że nie chciały mnie wypuścić ze sklepu.
W końcu jakoś udało mi się wydostać ze sklepu z parą najbardziej skąpych i zawstydzających majtek na świecie.Wszystkie moje zakupy spakowałem do plecaka, który leżał na tylnim siedzeniu samochodu.
                U Seweryna w domu, tak jak zwykle, pooglądaliśmy filmy, pograliśmy na konsoli i zjedliśmy kolację. Ale wieczorem nadszedł czas na wcielenie mojego planu w życie.
Poszedłem wziąć prysznic, a potem zacząłem przygotowania. Szeroka koszulka do spania i mój nowy nabytek. Nasmarowałem się dodatkowo balsamem.
Tak wyszykowany wyszedłem z łazienki. Seweryn siedział w pokoju odwrócony do mnie tyłem. Uśmiechnąłem się i powiedziałem cicho.
- Masz wolną łazienkę…
Chłopak odwrócił się w moją stronę, a gdy tylko mnie zobaczył otworzył szeroko oczy.



 


                Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przede mną stał prawie nagi Konrad. Miał na sobie koszulkę sięgającą mu prawie do połowy uda. Nie byłem w stanie określić czy ma coś pod spodem czy nie. Jego skóra była delikatnie zaróżowiona po prysznicu. Wyglądał uroczo.
                Przełknąłem ciężko ślinę nie mogąc oderwać od niego wzroku.
- Konrad… - Szepnąłem słabo.
                Podniosłem się z łóżka i powoli podszedłem do niego. Uniosłem dłoń i przeczesałem palcami jego wilgotne włosy. Nachyliłem się do jego twarzy i szepnąłem.
- Jesteś piękny. - Mówiąc, specjalnie zahaczyłem wargami o jego.
- Proszę… Pocałuj mnie. - Poprosił cicho.
- Jak sobie życzysz.
                Zassałem się mocno na jego dolnej wardze. Czarny jęknął. Wpiłem się w jego warg, zapraszając jego język do romantycznego tańca. Moje dłonie przeniosły się na jego biodra, przyciągając go bliżej siebie. Jednak nie wytrzymałem zbyt długo. Koniecznie musiałem sprawdzić, co ma, bądź nie ma, pod spodem. Przesunąłem jedną z rąk w górę, na jego plecy, odkrywając przy tym jego zgrabne pośladki okryte jedynie koronkowym materiałem majtek.
                Przygryzłem delikatnie jego wargę, przerywając na chwilę pocałunek.
- Postarałeś się, skarbie. - Mruknąłem wsuwając palce pod materiał bielizny.
                Ścisnąłem lekko jego pośladki.
- Mm… - Mruknął cicho.
- Przyznaj się, planowałeś to? - Zapytałem nie zaprzestając maltretowanie jego bułeczek.
- Nie sądziłem, że to będzie dziś.
- Czyli jednak.
                Jednym zgrabnym ruchem podniosłem go do góry. Chłopak oplótł moje biodra nogami, a ręce zarzucił mi na szyję.
- Teraz już nie masz wyboru. - Powiedziałem przenosząc go na łóżko. - Ostrzegam, że nie będę delikatny.
- Jestem na to gotowy.
                Położyłem go na pościeli jednocześnie znów wpijając się w jego usta. Moje dłonie wślizgnęły się pod jego koszulkę, delektując się uczuciem gładkiej i delikatnie skóry młodego kochanka. Gdy potrąciłem palcami jeden z jego sutków, chłopak westchnął głośno i oderwał się od moich ust. Uniósł się na chwilę, by ściągnąć z siebie koszulkę. Teraz jedynym jego odzieniem były skąpe majteczki, które nadal miał na sobie.
- Wyglądasz seksownie. - Powiedziałem nachylając się do jego szyi.
                Nie czekając na żadną odpowiedź, ‘ukąsiłem’ go w miejscu łączenia z ramieniem. Konrad jęknął zaskoczony.
- Seweryn!
- Nie mówiłem, że lubię gryźć? - Zapytałem udając niewiniątko.
- Nie! - Odpowiedział oburzony, chociaż i tak wiedziałem, że mu się podobało.
- To teraz już wiesz. - Uśmiechnąłem się pokazując zęby.
                Przyssałem się do miejsca na szyi gdzie przed chwilą go ugryzłem i zrobiłem mu pokaźną malinkę.
- Zabiję… - Wydyszał patrząc na mnie. - Jak Błażej to zobaczy, nie pozwoli mi się z tobą spotykać!
- Od czego są okna, kochanie?
                Pocałowałem go mocno, chcą w ten sposób go uciszyć. Moja dłoń zjechała na jego chudy - moim zdaniem za chudy - brzuch i poczęła go delikatnie głaskać. Z każdym ruchem schodziła coraz niżej, w stronę koronkowych majtek. Oderwałem się od jego wiśniowych warg, by zjechać z pocałunkami na jego klatkę piersiową. Moje palce w tym czasie znalazły sobie wygodne miejsce na wybrzuszeniu w majtkach Konrada. Delikatnie muskały koronkę, łaskocząc wrażliwego członka czarnego. Jego biodra drżały pod wpływem mojego dotyku. Podobały mi się jego reakcję.
- Kiedy kupiłeś te majteczki? - Zapytałem bawiąc się jednym z jego sutków.
- W-w Niemczech… K-kiedy byliśmy w galerii… Ach…!
- Hm…? Nie przypominam sobie.
- B-bo poszedłem do tego sklepu sam…
- Spryciula…
                Chwyciłem za koronkowy materiał i jednym stanowczym ruchem zsunąłem go z jego bioder. Cud, że się nie rozerwały.
                Konrad odruchowo złączył nogi i zasłonił się dłońmi w strategicznym miejscu.
- Aj. Nie ładnie, skarbie. - Pstryknąłem go w dłonie.
                Nie pewnie zabrał dłonie. Moim oczom ukazał się dumnie stojący członek mojego kochanka. Wsunąłem dłoń między jego uda i zmusiłem go by je rozszerzył. Gdy to uczynił, miałem doskonały widok na każdą część jego ciała.
- Konrad… - Pochyliłem się nad nim - Zapamiętaj to, co ci teraz powiem. Jesteś piękny i nie wolno ci myśleć inaczej, rozumiesz?
                Pokiwał głową, po czym przyciągnął mnie do pocałunku.
- To nie fair. - Mruknął.
- Co?
- Ja jestem cały nagi, a ty nadal ubrany.
- No tak, wybacz. - Uśmiechnąłem się przepraszająco i podniosłem z łóżka.
                Szybko się rozebrałem i wróciłem z powrotem na posłanie. Zacząłem obsypywać jego klatkę piersiową pocałunkami, co jakiś czas biorąc do ust i ssąc jego sutki. Chłopak wił się i jęczał przy tym. Wsunąłem dłoń między nasze ciała i chwyciłem razem nasze członki. Konrad sapnął otwierając oczy i spoglądając w dół.
- Jest… Jest dość duży. - Powiedział czerwieniąc się na twarzy.
                Zaśmiałem się tylko i cmoknąłem go w czoło.
- Daj rękę. - Poleciłem.
                Gdy podał mi dłoń skierowałem ją w stronę naszych penisów. Chwycił je trochę niepewnie i delikatnie poruszył ręką w górę i w dół.
                Westchnąłem zadowolony i przyssałem się do jego szyi.
- Seweryn…
- Hm…?
- W moim plecaku jest lubrykant i prezerwatywy. - Powiedział odwracając wzrok by na mnie nie patrzeć.
- Widzę, że o wszystkim pomyślałeś.
                Podniosłem się by wyciągnąć rzeczy z plecaka.
- Odwróć się na brzuch i podłuż sobie pod biodra poduszkę. - Poleciłem klękając na posłaniu.
                Konrad wykonał moje polecenie, przekręcając się na brzuch. Uklęknąłem za nim, głaszcząc go po pośladku. Otworzyłem tubkę z lubrykantem i wylałem trochę na palce. Przejechałem nimi między pośladkami czarnego, na co spiął się lekko.
- Spokojnie… - Szepnąłem.
- To nie to. - Pokręcił głową. - Zimne!
- Ach, przepraszam, królewiczu.
                Chłopak fuknął coś pod nosem, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Rozsmarowałem żel wokół jego wejścia i delikatnie wsunąłem w niego opuszek palca. Gdy nie zauważyłem złych reakcji, kontynuowałem. Wsunąłem w niego cały palec i poruszyłem nim parę razy, by dać mu się przyzwyczaić do nowego uczucia. Po chwili dołożyłem drugi palec. I tu również nie było żadnych większych problemów. Przy trzecim jednak, spiął się mocno.
- Skarbie… Spokojnie. - Wolną ręką zacząłem głaskać go po plecach.
                Konrad jednak nie zareagował. Nadal mocno spinał mięśnie nie pozwalając mi włożyć do końca trzeciego palca.
                Westchnął ciężko i pochyliłem się nad nim, zaczynając całować go po karku. Wolną rękę wsunąłem pod niego i złapałem w dłoń jego penisa. Czarny jęknął ciężko. Po paru płynnych ruchach po jego członku, nareszcie poczułem jak się rozluźnia. Skorzystałem z okazji i wsunąłem do końca palce. Nie zaprzestając stymulacji jego penisa, zaczął ruszać palcami. Starałem się znaleźć jego wrażliwy punkt.
- Aa…! - Usłyszałem krzyk.
                Uśmiechnąłem się do siebie.
- Znalazłem… - Szepnąłem.
- Co… To… Było…? - Wydyszał.
- To kochanie nazywa się prostata. Obiecuję ci, że dzisiejszego wieczora jeszcze nie raz poczujesz tę przyjemność.
                Jak powiedziałem tak zrobiłem. Wznowiłem ruchy palców w jego wnętrzu, raz po raz zahaczając o jego prostatę.
- Seweryn! Proszę! - Wyjęczał.
- O co mnie prosisz, skarbie?
- Jestem gotowy… Wejdź we mnie!
- Jak sobie życzysz.
                Wysunąłem z niego palce i nałożyłem prezerwatywę na swojego, już bolącego, członka.
- Gotowy? - Zapytałem przystawiając główkę penisa do jego wejścia.
- Nie, czekaj! - Wykrzyknął nagle.
- Co się stało?
- Chcę cię widzieć.
                Uśmiechnąłem się pozwalając mu się obrócić do mnie przodem. Tym razem nie pytałem się już o zgodę. Po prostu zacząłem się w niego wsuwać. Obserwowałem jego twarz i malujące się na niej emocje.
- Wybacz mi to, co teraz zrobię. - Szepnąłem przytulając go mocno do siebie.
- Co…? Aa…!
                Nie zdążył zapytać. Wsunąłem się w niego jednym płynnym ruchem i zamarłem. Zdawałem sobie sprawę z tego, ze to musiało okropnie boleć, ale wolałem tą alternatywę niż powolne zadawanie mu bólu.
- Przepraszam….
                Nic nie powiedział. Czułem jedynie jego zaciskające się zęby na moim ramieniu. Trwaliśmy w tej pozycji przez dłuższą chwilę aż w końcu poczułem, że zwalnia moje ramię z uścisku swoich zębów.
- Wszystko dobrze, skarbie? - Zapytałem cicho.
- T-tak… Chyba możesz się poruszyć…
                Odetchnąłem głęboko i powoli wycofałem biodra w tył. Pchnąłem delikatnie w przód w akompaniamęcie głośnego jęku Konrada.
- To tu, prawda? - Zapytałem bardziej sam siebie.
                Jako odpowiedź wystarczyła mi gama wysokich dźwięków wydawanych przez Konrada. Przestałem się kontrolować. Zwiększyłem tępo i wgryzłem się w skórę swojego kochanka. Zostawiałem na jego ciele liczne ślady ugryzień, które na pewno zostaną widoczne przez parę najbliższych dni.
- Seweryn! - Krzyknął Konrad. - Ja już nie mogę!
- Nie powstrzymuj się.
- Aa…!
                Chłopak doszedł na swój brzuch i klatkę piersiową. Jego wnętrze zaczęło się mocno zaciskać wokół mojego penisa. Odrzuciłem głowę w tył z nadmiaru przyjemności. Pchnąłem jeszcze trzy razy. Uderzenia były tak mocne, że Konrad został przesunięty po łóżku. Doszedłem w prezerwatywę i nie wysuwając się jeszcze z wnętrza chłopaka, położyłem się na nim delikatnie. Byłem zmęczony, ale też i bardzo szczęśliwy. Pocałowałem czarnego w nos.
- Kocham cię. - Powiedziałem przykładając swoje czoło do jego.
- Ja ciebie też. - Odrzekł cmokając moje usta. - Czy mógłbyś…?
- A, tak.
                Wysunąłem się powoli z jego ciała i ściągnąłem prezerwatywę. Zawiązałem ją na supeł i rzuciłem koło łóżka. Następnie położyłem się obok Konrada i przykryłem nas kołdrą. Chłopak już na wpół spał, więc tylko pocałowałem go w czoło i zgasiłem światło.
- Dobranoc. - Szepnąłem.
- Mm… - Mruknął tylko w odpowiedzi.
                Uśmiechnąłem się wtulając twarz w jego włosy. Konrad był najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
 

               

Gdy obudziłem się rano czułem się przyjemnie zmęczony. Było mi ciepło, błogo...  Po prostu dobrze.
Przekręciłem się na drugi bok i ujrzałem wpatrujące się we mnie oczy Seweryna. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Hej emosiu. Czemuż to mnie zaszczycasz tak szerokim uśmiechem?
- Czemu? Bo cię kocham. Ale koniec z tymi czułymi słówkami! Chcę jechać do domu i dowiedzieć się czy Mikołaj dalej z nami mieszka, a Błażej tryska radością, czy muszę wracać do starej rzeczywistości.
                Seweryn nie protestował. Już czterdzieści minut później byliśmy u mnie w domu. Weszliśmy niepewnie do środka. Spodziewałem się zobaczyć wszystko, ale nie to. Błażej właśnie schodził po schodach niosąc uśmiechniętego Mikołaja na rękach.
- Ee… To mam rozumieć, że jesteście już pogodzeni i Mikołaj nigdzie się nie wybiera? - Zapytałem niepewnie Błażeja przechodzącego obok mnie.
W kuchni posadził Mikołaja na krześle, pocałował w policzek i dopiero się do mnie odezwał.
- Oczywiście, że się nigdzie nie wybiera. Siadajcie, dzisiaj ja robię śniadanie. - Powiedział biorąc się za robienie kanapek.
Spojrzałem na Mikołaja. Przyglądał mi się z uśmiechem.
-Co? - Zapytałem zaskoczony.
Blondyn ze złośliwym uśmieszkiem wskazał na szyję. Od razu do mnie dotarło, co chce powiedzieć. Czym prędzej zapiąłem bluzę i spojrzałem oskarżycielsko na Seweryna.
- Ukatrupię cię. - Powiedziałem bezgłośnie, na co mój chłopak tylko zachichotał.
Gdy po chwili na stole pojawiły się kanapki, a Błażej usiadł koło Mikołaja, zapadła chwila ciszy. W końcu jednak przerwał ją mój brat.
- No, mamy wam coś do powiedzenia. - Zaczął Błażej.
Spojrzałem na niego zaskoczony, po czym powiedziałem pół żartem.
- Bierzecie ślub.
- To pewnie za jakiś czas też, ale na razie… Będziemy mieli dziecko.
Totalnie mnie zamurowało. Mój zawsze ułożony, doskonały brat zaliczył wpadkę? Bo w bajeczkę, że to było planowane w życiu bym nie uwierzył.
Zacząłem się śmiać.
- No nie! Mój zawsze idealny brat zaliczył wpadkę! - Powiedziałem ze śmiechem. - Super gratuluję! - Przytuliłem mocno Mikołaja. - Będę wujkiem! Ale wiesz Mikołaj, żeby chcieć uciekać? Nieładnie. - Powiedziałem, po czym rzuciłem się na Błażeja. - Zajebiście braciszku!
- Konrad wyrażaj się. - Kiwnąłem głową.
Seweryn również im pogratulował. Reszta śniadania minęła w spokoju przynajmniej dopóki Błażej nie wpadł na pomysł pojeżdżenia na koniach.
- No co chłopaki? Kilka kółeczek po wybiegu dobrze wam zrobi.
Aż się wzdrygnąłem. Mój tyłeczek!
- Błażej odpuściłbyś nam dzisiaj… - Mój chłopak próbował mnie wybawić z opresji.
- Nie marudźcie. Konrad…
Mój brat podszedł do mnie chcąc mi coś powiedzieć, ale nagle zamarł.
- Co? - Zapytałem zaskoczony.
- Co...? Co to ma być?! - Wskazał na moją szyję. - Mam twojemu chłopakowi urwać jaja teraz czy za chwilę?!
Spojrzałem na Seweryna, który zaczął powoli cofać się w stronę drzwi by w razie, czego móc prysnąć.
- Niby, czemu? Przecież my się zabezpieczaliśmy. Nie musisz mnie upominać. - Uśmiechnąłem się złośliwie, ale widząc jak czerwienieje ze złości zrozumiałem, że mam przesrane.
- Czy ty…?! - Nie zdążył dokończyć bo nagle z kuchni doszedł do nas dźwięk tłuczonego szkła.
Błażej od razu tam poleciał. Spojrzałem na Mikołaja. Uśmiechał się do mnie konspiracyjnie wskazując oczami na drzwi.
- Błażej, przepraszam! Wyślizgnął mi się, a to był twój ulubiony kubek…
W jego oczach jak na zawołanie pojawiły się łzy. Widząc, że dzięki blondynowi mój brat będzie zajęty, czmychnąłem, czym prędzej wraz z moim chłopakiem na zewnątrz. Seweryn wziął mnie na ręce i pocałował w usta.
- Uciekamy póki mamy możliwość, bo inaczej będziemy się musieli się pożegnać z moimi klejnotami.
Zachichotałem tylko. Tak… Tak jest dobrze.

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, oby tak dalej oraz dużo weny
    Akira

    OdpowiedzUsuń
  2. JENY A SIĘ UŚMIAŁAM!!
    Nawet przy scenie ucieczki i seksu XDD
    Wielbię to opowiadanie! <3
    I w ogóle to zapraszam do siebie XDDD

    OdpowiedzUsuń
  3. No w końcu! Cały dzień zaglądałam czy nowy rozdział się pojawił :D Duużo weny! I znowu muszę czekać cały tydzień :<

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, a mamusie i tatusie won.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super :)
    Cieszę się, że Błażej zdążył złapać Mikołaja i mamy cudowny happy end :)
    Konrad i Seweryn są nadzwyczajni :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    P.S Ile rozdziałów zostało do końca opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział super ;)
    Całe szczęście, że Błażej zdążył wrócić do domu zanim mikołaj odszedł... teraz mogą planować wspólna przyszłość razem ze swoim dzieckiem ;) Mam tylko nadzieję, że matka Mikołaja nie będzie się za bardzo wtrącać, bo jakby nie patrzeć zostawiła chłopaka praktycznie samego w kraju pod wątpliwą opieka swojego męża.
    No i fajnie, że Seweryn i Konrad zrobili następny krok w swoim związku. teraz tylko muszą przekonać Błażeja żeby im trochę odpuścił ;) Bo jak nie, to Konrad będzie pod czujną obserwacją brata ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    cudowny, Mikołaj chciał odejść, ale Ci przyjechali wcześniej i bardzo dobrze, Błażej bardzo się ucieszył na tą nowinę, haha Seweryn ma przechlapane...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)