Przepraszam za brak akapitów w niektórych miejscach, ale Blogger je pożarł. Na Word-Press oczywiście możecie przeczytać w lepszej jakości.
Pozdrawiam, Kuro.
*Dziękujemy za komentarze *
OfeliaRose
Rozdział 9
Siedziałem w łazience i patrzyłem jak
zaczarowany na trzy testy ciążowe. Wszystkie były pozytywne. Nie docierało to
do mnie kompletnie. To zwyczajnie było niemożliwe! Kto po pierwszym razie
zachodzi w ciążę?!
Wziąłem głęboki oddech i
wyszedłem powoli z łazienki. Ruszyłem prosto do kuchni. Sięgnąłem po telefon
domowy i wykręciłem numer do lekarza. Po krótkiej rozmowie usiadłem na krzesło
i odetchnąłem głęboko. Byłem umówiony na popołudniu, ale wcale się nie
cieszyłem. Wolałbym by nie była to prawda. To trochę za wcześnie na dziecko,
poza tym sprawa z moja mamą nie została jeszcze wyjaśniona. Co miałem zrobić?
- Witam. – Przywitał się
starszy mężczyzna, po pięćdziesiątce. – Dzwonił pan prosząc o jak najszybszą możliwość
spotkania. Więc? W czym problem?
Usiadłem naprzeciwko
biurka, za którym siedział doktor w okularach i czarną czupryną przyprószoną
siwizną. Patrzył na mnie z przyjaznym uśmiechem, ale w tamtym momencie czułem
się w tym gabinecie, jak w klatce. Nawet jego uśmiech wydawał mi się fałszywy.
- Oczywiście trzeba
przeprowadzić jeszcze odpowiednie badania. – Powiedział i zaczął coś szybko
zapisywać. – Proszę. To skierowanie na badanie USG. Proszę podejść do recepcji,
tam zostanie pan skierowany dalej.
Wyszedłem z pomieszczenia i z niedowierzeniem
spojrzałem na zamknięte drzwi. To tyle? Pozytywny test, gratulacje i USG?
Liczyłem, że może zaprzeczy, ale nie.
Nie widząc innego wyjścia
poszedłem do recepcji. Stamtąd zostałem odesłany na drugie piętro, na dział
ginekologiczno – położniczy.
Godzinę później było już
po wszystkim. W dłoniach trzymałem teczkę z papierami oraz zdjęcie z USG. Byłem
tym przytłoczony, patrzyłem na swoje małe dziecko, ale jakoś nie docierało do
mnie to, że jestem w ciąży.
W domu byłem dopiero koło
godziny osiemnastej. Emisja z zawodów jeździeckich już dawno się rozpoczęła.
Nie miałem jednak do tego głowy. Usiadłem ciężko na fotelu i popatrzyłem na
swoje dziecko, którego do tej pory się nie spodziewałem. Mimo, że bardzo się
bałem to czułem w środku ciepło. Bo to dziecko było moje. Małe, kochane i moje.
Po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy. Łzy radości, lęku, żalu, szczęścia
i... sam nie wiedziałem, czego jeszcze.
Były to pierwsze słowa, jakie
usłyszałem w słuchawce.
- H-hej… - Głos miałem zachrypnięty. – N-nie, nie… Nie
spałem jeszcze.
- C-co…? Nie, nie… Nic mi nie jest. Nie martw się. Lepiej
opowiadaj jak tam zawody? Widziałem fragment w telewizji, ale chyba mi się
przysnęło, bo nie wiem czy wygraliście czy nie. – Skłamałem.
Miałem nadzieję, że to, choć na
chwilę odwróci jego uwagę. Błażej z niemałą ekscytacją zaczął opowiadać o
przebiegu zawodów.
- Będę musiał napisać do Konrada sms’a z gratulacjami.
- Ta… Chłopaki bardzo się
cieszą... Kochanie…? Na pewno nic się nie stało? Naprawdę brzmisz jakbyś był
chory lub przed chwilą płakał.
- Błażej… Po prostu jestem zmęczony. Zobaczysz, że jak się
wyśpię to mi przejdzie.
- W takim razie, dlaczego
wydaje mi się, że kłamiesz? Kotku to, że cię nie widzę nie znaczy, że nie wiem,
że kłamiesz.
Wiedziałem, że to głupie w końcu
martwi się o mnie, ale nie panowałem nad sobą.
- Niech ci będzie, ale obiecuję ci, że jak tylko wrócę to
sobie pogadamy.
Nie chciałem mu niczego mówić.
W nocy z piątku na sobotę
nie mogłem zasnąć, więc następnego dnia obudził mnie, dopiero o dwunastej,
dźwięk telefonu.
-
Mikołaj? Nareszcie odebrałeś. Chciałam cię poinformować, że właśnie
przygotowywujemy się do wylotu i w tą niedzielę będziemy w domu.
-
Mikołaj, skarbie, co ty wygadujesz? Martwię się o ciebie. Muszę cię zobaczyć. W
niedzielę będę. – Powiedział i rozłączył się.
Gdy nadszedł dzień powrotu chłopaków, już wiedziałem,
co zrobię. Nie mogłem tu dłużej zostać. Nie ze względu na Błażeja, Konrada czy
mnie samego, ale ze względu na dziecko. Nie chciałem by coś mu się stało, a
konfrontacja z mamą oraz spotkanie z ojczymem zbliżało się wielkimi krokami.
Wczorajsza rozmowa z mamą, zresztą ostatnio nie jedyna, przechyliła szalę.
Z samego rana wziąłem się
za pakowanie. Chciałem się zebrać jeszcze przed południem. Co prawda Błażej z
Konradem mieli wrócić po jedenastej wieczorem, ale wolałem by mnie tu nie było
już dużo wcześniej.
Gdy o wpół do jedenastej byłem już spakowany siadłem
przy biurku z postanowieniem, że napiszę, choć kilka słów wyjaśnień. Nie było
to proste. Łzy ciekły strumykami, a ja nie mogłem nad nimi zapanować. W końcu
udało mi się skończyć list.
Po rozejrzeniu się
jeszcze po domu wziąłem walizkę i zacząłem z nią schodzić na dół. W kuchni
sprawdziłem jeszcze czy wszystko wyłączyłem. Będąc pewnym, że jestem gotowy,
poszedłem do przedpokoju się ubrać. Trapery, kurtka, szalik, czapka,
rękawiczki. Wszystko na miejscu.
Wziąłem walizkę i
rozejrzałem się po raz ostatni dookoła. Złapałem za klamkę od drzwi
wejściowych, które w tym samy m momencie zaczęły się otwierać. Zamarłem, gdy
zobaczyłem Błażeja i Konrada. Sytuacja była dość dziwna, szczególnie, że miałem
obok siebie walizkę i wyglądałem jakbym się gdzieś wyjeżdżał.
Spojrzałem niepewnie na
Błażeja. Chciałem się uśmiechnąć i jakoś wybrnąć z tej sytuacji, ale widząc
jego minę wiedziałem, że tym razem mi się nie upiecze.
Patrzyłem na Mikołaja i walizkę stojącą obok jego
nogi z coraz większą złością. Gdyby to było możliwe z moich uszu pewnie
dymiłaby teraz para.
Blondyn podszedł do mojego brata i szepnął mu coś na
ucho. Konrad potaknął i rzuciwszy mi lekko przestraszone spojrzenie wycofał się
z domu.
- Nie wolno ci na niego
krzyczeć. – Powiedział Mikołaj. – Wiem, że jesteś zły, ale to nie sposób by
rozładowywać emocje.
- Wyprowadzasz mnie w
pole. – Warknąłem. – Lepiej powiedz, dokąd się wybierałeś? Już ci się u nas nie
podoba? A może wracasz do domu?
- To, dokąd się
wybierasz? Hm…? – Skrzyżowałem ręce na piersi. – Taki szczęśliwy byłeś! Nawet
miłość mi wyznałeś! A teraz, co? Uciekasz bez słowa! Nie liczysz się w ogóle z
moimi uczuciami! Oszukałeś mnie! – Wykrzyknąłem.
- Nie chciałem cię
martwić! – Rozpłakał się. – Nie chciałem byś się dowiedział! To zniszczyłoby
twoje życie! Nie chcę tego, rozumiesz?! Chcę byś był szczęśliwy!
Po chwili, gdy jednak dotarło do niego, co powiedział
otworzył szeroko oczy i zakrył szybko usta dłońmi.
- Normalnie. – Powiedział
spuszczając wzrok. – J-ja naprawdę nie chciałem odchodzić, ale kiedy
dowiedziałem się, że jestem w ciąży wszystko się skomplikowało. Chciałem
wyjechać, bo bałem się twojej reakcji… Z resztą nie tylko twojej. Jeśli moja
mama znalazłaby sposób na ściągnięcie mnie z powrotem do domu to byłby koniec.
Błażej… Ja nie mogłem inaczej.
- Mikołaj… - Przytuliłem
go do siebie. – Ty głuptasie. Skąd ci to przyszło do głowy? Doskonale wiesz, że
nigdy nie pozwoliłbym cie zabrać.
- Nie musisz się bać, że
cię zabierze. Jesteś już pełnoletni i masz prawo decydować o swoim życiu. – Powiedziałem
nie wypuszczając go z objęć. – A co do dziecka to… Zdaję sobie sprawę z tego,
że jesteś jeszcze młody, nie to, co ja. – Zażartowałem chcąc mu poprawić humor.
- Dzięki. Wracając do
tematu… Wiem, że nie planowałeś tak wcześnie mieć dzieci, ale stało się. Nic na
to nie poradzimy. Musimy się z tym zmierzyć.
- Miałem iść na studia,
Błażej. Jak ja będę wyglądał z wielkim ciążowym brzuchem na sesjach? Co sobie
inni pomyślą?
- Mimo wszystko uważam,
że zachowaliśmy się niedojrzale. Dziecko powinno się urodzić w momencie, kiedy
obaj byśmy byli na nie zdecydowani. Nie powinno być wpadką.
- Ej, spokojnie. To
zrozumiałe, że o tym pomyślałeś. Starałeś się wybrać najlepsze wyjście, ale
teraz jest już dobrze. Mamy siebie nawzajem, więc damy sobie, ze wszystkim
radę, tak? – Zapytałem unosząc jego głowę.
Ściągnęliśmy z siebie odzienie wierzchnie i buty.
Wziąłem w dłoń walizkę z ubraniami Mikołaja i skierowałem się w stronę schodów.
Postawiłem walizkę na podłodze w sypialni i wziąłem
się za rozpakowywanie. Podawałem ciuchy Mikołajowi, a on układał je z powrotem
w szafie.
Rozłożyłem kartkę. Moim oczom ukazał się wydruk z
badania USG. Otworzyłem szeroko oczy dokładnie oglądając fotografię.
Nie mogłem znaleźć odpowiednich słów by wyrazić swoją
radość, więc jedyne, co zrobiłem to wtulenie twarzy w brzuch Mikołaja.
Patrzyłem na Błażeja
niepewnie. Z jednej strony cieszyłem się i czułem się wolny, ale z drugiej
strony to nadal było trudne.
- Oczywiście. Jesteście
moimi największymi skarbami. Kocham ciebie i nasze jeszcze nienarodzone
maleństwo.
- Teraz będzie lepiej.
Skoro już wszystko wiem to zajmę się wami. Zostaniesz tu ze mną, a gdy urodzi
się nasze dziecko pójdziesz do szkoły, jakiej tyko będziesz chciał. Będziemy
żyli długo i szczęśliwie jak w bajce. A pomyśl jak się Konrad ucieszy! - Powiedział
delikatnie przesuwając dłonią po moim brzuchu.
Słysząc jego słowa poczułem się tak
szczęśliwy, że nie mogłem się nie uśmiechnąć.
- Cieszę się, że tak
mówisz. B-bo te moje plany z odejściem i… oddaniem maleństwa wcale mi się nie
podobały. - Wyznałem szczerze.
- Wiedziałem skarbie.
Jesteś zbyt dobrą osobą by myśleć o takich rzeczach poważnie. No i wiem, że
mnie kochasz. Dziecko też.
Pokiwałem głową. Tak, już
je kocham, dlatego właśnie myśl, że musiałbym je oddać tak bardzo mnie bolała.
Błażej, patrząc mi w
oczy, uśmiechnął się i pocałował delikatnie w usta. Miękko, czule... Z
miłością… Idealnie.
Szedłem niezadowolony z powrotem do stajni. Nie
mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziałem Błażeja tak
zdenerwowanego. Z jednej strony rozumiałem go, ale z drugiej… Nie powinien na
mnie krzyczeć. Zresztą na Mikołaja też.
Wszedłem do stajni.
Seweryn nadal tam był i oporządzał konie po podróży. Podszedłem do niego na
palcach i pocałowałem w policzek.
- W domu sytuacja
nerwowa… Weszliśmy do domu, a Mikołaj wyraźnie miał zamiar wyjść, a raczej
uciec od nas. Miał walizkę, był ubrany… Błażej jest wściekły… Podniósł na mnie
głos…
- Nie przejmuj się. Na
pewno się dogadają i jestem pewny, że Błażej nie chciał na ciebie krzyczeć.
Teraz zabiorę cię do siebie, a gdy rano tu wrócimy na pewno zobaczymy ich
szczęśliwych jak zawsze.
Kiwnąłem głową na zgodę.
Wyszliśmy ze stajni i skierowaliśmy się na parking. Szedłem obok Seweryna
zamyślony.
Gdy wsiedliśmy do środka
rzuciłem swój plecak na tylnie siedzenie i pogrążyłem się w myślach. Co prawda
nie planowałem iść do Seweryna, ale nawet dobrze się złożyło.
W momencie, gdy udało mi się namówić Błażeja bym na
wyjeździe miał pokój wspólnie z Sewerynem myślałem, że pęknę ze szczęścia.
Byłem pewny, że wreszcie się zbliżymy do siebie na tej konkretnej płaszczyźnie,
ale nie. Oprócz standardowych pocałunków i przytulania, nic nie zaszło. Mimo,
że naprawdę chciałem to Seweryn za każdym razem się zatrzymywał.
Postanowiłem, więc go
uwieść. Cóż… Na różne sposoby. Najpierw paradowałem w samym ręczniku zaraz po
kąpieli, chodziłem bez koszulki w czasie, gdy mieliśmy chwile wolne. W nocy
spałem tylko w koszulce i bokserkach i... nic! Doszedłem, więc do wniosku, że
muszę się zabrać za to inaczej.
Dwa dni przed powrotem do
domu Błażej zabrał nas do jednej z galerii handlowych. Na miejscu odłączyłem
się od zespołu i odwiedziłem kilka sklepów.
Kupiłem lubrykant,
prezerwatywy, balsam o ładnym zapachu i… czerwone, koronkowe, kuse majtki. Ten
zakup był najtrudniejszy. By wejść do sklepu z damską bielizną robiłem podchody
cztery razy. Zwyczajnie paraliżował mnie strach. Ale w końcu wszedłem. W środku
dopiero zaczęło się piekło. Podeszły do mnie dwie ekspedientki i to był koniec.
Początkowo myślały, że chce coś wybrać dla swojej dziewczyny, ale gdy zauważyły,
jaki jestem zawstydzony, i że rozmiary podaje idealne dla siebie, skończyło się
na tym, że nie chciały mnie wypuścić ze sklepu.
W końcu jakoś udało mi
się wydostać ze sklepu z parą najbardziej skąpych i zawstydzających majtek na
świecie.Wszystkie moje zakupy spakowałem do plecaka,
który leżał na tylnim siedzeniu samochodu.
U Seweryna w domu, tak jak zwykle, pooglądaliśmy
filmy, pograliśmy na konsoli i zjedliśmy kolację. Ale wieczorem nadszedł czas
na wcielenie mojego planu w życie.
Poszedłem wziąć prysznic,
a potem zacząłem przygotowania. Szeroka koszulka do spania i mój nowy nabytek. Nasmarowałem
się dodatkowo balsamem.
Tak wyszykowany wyszedłem
z łazienki. Seweryn siedział w pokoju odwrócony do mnie tyłem. Uśmiechnąłem się
i powiedziałem cicho.
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przede mną stał
prawie nagi Konrad. Miał na sobie koszulkę sięgającą mu prawie do połowy uda.
Nie byłem w stanie określić czy ma coś pod spodem czy nie. Jego skóra była
delikatnie zaróżowiona po prysznicu. Wyglądał uroczo.
Podniosłem się z łóżka i powoli podszedłem do niego.
Uniosłem dłoń i przeczesałem palcami jego wilgotne włosy. Nachyliłem się do
jego twarzy i szepnąłem.
Zassałem się mocno na jego dolnej wardze. Czarny
jęknął. Wpiłem się w jego warg, zapraszając jego język do romantycznego tańca.
Moje dłonie przeniosły się na jego biodra, przyciągając go bliżej siebie.
Jednak nie wytrzymałem zbyt długo. Koniecznie musiałem sprawdzić, co ma, bądź
nie ma, pod spodem. Przesunąłem jedną z rąk w górę, na jego plecy, odkrywając
przy tym jego zgrabne pośladki okryte jedynie koronkowym materiałem majtek.
Jednym zgrabnym ruchem podniosłem go do góry. Chłopak
oplótł moje biodra nogami, a ręce zarzucił mi na szyję.
- Teraz już nie masz
wyboru. - Powiedziałem przenosząc go na łóżko. - Ostrzegam, że nie będę
delikatny.
Położyłem go na pościeli jednocześnie znów wpijając
się w jego usta. Moje dłonie wślizgnęły się pod jego koszulkę, delektując się
uczuciem gładkiej i delikatnie skóry młodego kochanka. Gdy potrąciłem palcami
jeden z jego sutków, chłopak westchnął głośno i oderwał się od moich ust.
Uniósł się na chwilę, by ściągnąć z siebie koszulkę. Teraz jedynym jego
odzieniem były skąpe majteczki, które nadal miał na sobie.
Nie czekając na żadną odpowiedź, ‘ukąsiłem’ go w
miejscu łączenia z ramieniem. Konrad jęknął zaskoczony.
Pocałowałem go mocno, chcą w ten sposób go uciszyć.
Moja dłoń zjechała na jego chudy - moim zdaniem za chudy - brzuch i poczęła go
delikatnie głaskać. Z każdym ruchem schodziła coraz niżej, w stronę koronkowych
majtek. Oderwałem się od jego wiśniowych warg, by zjechać z pocałunkami na jego
klatkę piersiową. Moje palce w tym czasie znalazły sobie wygodne miejsce na
wybrzuszeniu w majtkach Konrada. Delikatnie muskały koronkę, łaskocząc
wrażliwego członka czarnego. Jego biodra drżały pod wpływem mojego dotyku.
Podobały mi się jego reakcję.
Chwyciłem za koronkowy materiał i jednym stanowczym
ruchem zsunąłem go z jego bioder. Cud, że się nie rozerwały.
Nie pewnie zabrał dłonie. Moim oczom ukazał się
dumnie stojący członek mojego kochanka. Wsunąłem dłoń między jego uda i
zmusiłem go by je rozszerzył. Gdy to uczynił, miałem doskonały widok na każdą
część jego ciała.
- Konrad… - Pochyliłem
się nad nim - Zapamiętaj to, co ci teraz powiem. Jesteś piękny i nie wolno ci
myśleć inaczej, rozumiesz?
Szybko się rozebrałem i wróciłem z powrotem na
posłanie. Zacząłem obsypywać jego klatkę piersiową pocałunkami, co jakiś czas
biorąc do ust i ssąc jego sutki. Chłopak wił się i jęczał przy tym. Wsunąłem
dłoń między nasze ciała i chwyciłem razem nasze członki. Konrad sapnął
otwierając oczy i spoglądając w dół.
Gdy podał mi dłoń skierowałem ją w stronę naszych
penisów. Chwycił je trochę niepewnie i delikatnie poruszył ręką w górę i w dół.
- W moim plecaku jest
lubrykant i prezerwatywy. - Powiedział odwracając wzrok by na mnie nie patrzeć.
Konrad wykonał moje polecenie, przekręcając się na
brzuch. Uklęknąłem za nim, głaszcząc go po pośladku. Otworzyłem tubkę z
lubrykantem i wylałem trochę na palce. Przejechałem nimi między pośladkami
czarnego, na co spiął się lekko.
Chłopak fuknął coś pod nosem, ale nie zwróciłem na to
większej uwagi. Rozsmarowałem żel wokół jego wejścia i delikatnie wsunąłem w
niego opuszek palca. Gdy nie zauważyłem złych reakcji, kontynuowałem. Wsunąłem
w niego cały palec i poruszyłem nim parę razy, by dać mu się przyzwyczaić do
nowego uczucia. Po chwili dołożyłem drugi palec. I tu również nie było żadnych
większych problemów. Przy trzecim jednak, spiął się mocno.
Konrad jednak nie zareagował. Nadal mocno spinał
mięśnie nie pozwalając mi włożyć do końca trzeciego palca.
Westchnął ciężko i pochyliłem się nad nim, zaczynając
całować go po karku. Wolną rękę wsunąłem pod niego i złapałem w dłoń jego
penisa. Czarny jęknął ciężko. Po paru płynnych ruchach po jego członku,
nareszcie poczułem jak się rozluźnia. Skorzystałem z okazji i wsunąłem do końca
palce. Nie zaprzestając stymulacji jego penisa, zaczął ruszać palcami. Starałem
się znaleźć jego wrażliwy punkt.
- To kochanie nazywa się
prostata. Obiecuję ci, że dzisiejszego wieczora jeszcze nie raz poczujesz tę
przyjemność.
Jak powiedziałem tak zrobiłem. Wznowiłem ruchy palców
w jego wnętrzu, raz po raz zahaczając o jego prostatę.
Uśmiechnąłem się pozwalając mu się obrócić do mnie
przodem. Tym razem nie pytałem się już o zgodę. Po prostu zacząłem się w niego
wsuwać. Obserwowałem jego twarz i malujące się na niej emocje.
Nie zdążył zapytać. Wsunąłem się w niego jednym
płynnym ruchem i zamarłem. Zdawałem sobie sprawę z tego, ze to musiało okropnie
boleć, ale wolałem tą alternatywę niż powolne zadawanie mu bólu.
Nic nie powiedział. Czułem jedynie jego zaciskające
się zęby na moim ramieniu. Trwaliśmy w tej pozycji przez dłuższą chwilę aż w
końcu poczułem, że zwalnia moje ramię z uścisku swoich zębów.
Odetchnąłem głęboko i powoli wycofałem biodra w tył.
Pchnąłem delikatnie w przód w akompaniamęcie głośnego jęku Konrada.
Jako odpowiedź wystarczyła mi gama wysokich dźwięków
wydawanych przez Konrada. Przestałem się kontrolować. Zwiększyłem tępo i
wgryzłem się w skórę swojego kochanka. Zostawiałem na jego ciele liczne ślady
ugryzień, które na pewno zostaną widoczne przez parę najbliższych dni.
Chłopak doszedł na swój brzuch i klatkę piersiową.
Jego wnętrze zaczęło się mocno zaciskać wokół mojego penisa. Odrzuciłem głowę w
tył z nadmiaru przyjemności. Pchnąłem jeszcze trzy razy. Uderzenia były tak
mocne, że Konrad został przesunięty po łóżku. Doszedłem w prezerwatywę i nie
wysuwając się jeszcze z wnętrza chłopaka, położyłem się na nim delikatnie.
Byłem zmęczony, ale też i bardzo szczęśliwy. Pocałowałem czarnego w nos.
Wysunąłem się powoli z jego ciała i ściągnąłem
prezerwatywę. Zawiązałem ją na supeł i rzuciłem koło łóżka. Następnie położyłem
się obok Konrada i przykryłem nas kołdrą. Chłopak już na wpół spał, więc tylko
pocałowałem go w czoło i zgasiłem światło.
Przekręciłem
się na drugi bok i ujrzałem wpatrujące się we mnie oczy Seweryna. Uśmiechnąłem
się szeroko.
- Czemu? Bo cię
kocham. Ale koniec z tymi czułymi słówkami! Chcę jechać do domu i dowiedzieć
się czy Mikołaj dalej z nami mieszka, a Błażej tryska radością, czy muszę
wracać do starej rzeczywistości.
Seweryn nie protestował. Już
czterdzieści minut później byliśmy u mnie w domu. Weszliśmy niepewnie do
środka. Spodziewałem się zobaczyć wszystko, ale nie to. Błażej właśnie schodził
po schodach niosąc uśmiechniętego Mikołaja na rękach.
- Ee… To mam
rozumieć, że jesteście już pogodzeni i Mikołaj nigdzie się nie wybiera? - Zapytałem
niepewnie Błażeja przechodzącego obok mnie.
- Oczywiście,
że się nigdzie nie wybiera. Siadajcie, dzisiaj ja robię śniadanie. - Powiedział
biorąc się za robienie kanapek.
Blondyn
ze złośliwym uśmieszkiem wskazał na szyję. Od razu do mnie dotarło, co chce
powiedzieć. Czym prędzej zapiąłem bluzę i spojrzałem oskarżycielsko na
Seweryna.
Gdy
po chwili na stole pojawiły się kanapki, a Błażej usiadł koło Mikołaja, zapadła
chwila ciszy. W końcu jednak przerwał ją mój brat.
Totalnie
mnie zamurowało. Mój zawsze ułożony, doskonały brat zaliczył wpadkę? Bo w
bajeczkę, że to było planowane w życiu bym nie uwierzył.
- No nie! Mój
zawsze idealny brat zaliczył wpadkę! - Powiedziałem ze śmiechem. - Super
gratuluję! - Przytuliłem mocno Mikołaja. - Będę wujkiem! Ale wiesz Mikołaj, żeby
chcieć uciekać? Nieładnie. - Powiedziałem, po czym rzuciłem się na Błażeja. -
Zajebiście braciszku!
Seweryn
również im pogratulował. Reszta śniadania minęła w
spokoju przynajmniej dopóki Błażej nie wpadł na pomysł pojeżdżenia na koniach.
- Co...? Co to
ma być?! - Wskazał na moją szyję. - Mam twojemu chłopakowi urwać jaja teraz czy
za chwilę?!
- Niby, czemu?
Przecież my się zabezpieczaliśmy. Nie musisz mnie upominać. - Uśmiechnąłem się
złośliwie, ale widząc jak czerwienieje ze złości zrozumiałem, że mam przesrane.
Błażej
od razu tam poleciał. Spojrzałem na Mikołaja. Uśmiechał się do mnie
konspiracyjnie wskazując oczami na drzwi.
W
jego oczach jak na zawołanie pojawiły się łzy. Widząc, że dzięki blondynowi mój
brat będzie zajęty, czmychnąłem, czym prędzej wraz z moim chłopakiem na
zewnątrz. Seweryn wziął mnie na ręce i pocałował w usta.
Świetny rozdział, oby tak dalej oraz dużo weny
OdpowiedzUsuńAkira
JENY A SIĘ UŚMIAŁAM!!
OdpowiedzUsuńNawet przy scenie ucieczki i seksu XDD
Wielbię to opowiadanie! <3
I w ogóle to zapraszam do siebie XDDD
No w końcu! Cały dzień zaglądałam czy nowy rozdział się pojawił :D Duużo weny! I znowu muszę czekać cały tydzień :<
OdpowiedzUsuńSuper, a mamusie i tatusie won.
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Błażej zdążył złapać Mikołaja i mamy cudowny happy end :)
Konrad i Seweryn są nadzwyczajni :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
P.S Ile rozdziałów zostało do końca opowiadania?
Dwa plus prolog
UsuńRozdział super ;)
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że Błażej zdążył wrócić do domu zanim mikołaj odszedł... teraz mogą planować wspólna przyszłość razem ze swoim dzieckiem ;) Mam tylko nadzieję, że matka Mikołaja nie będzie się za bardzo wtrącać, bo jakby nie patrzeć zostawiła chłopaka praktycznie samego w kraju pod wątpliwą opieka swojego męża.
No i fajnie, że Seweryn i Konrad zrobili następny krok w swoim związku. teraz tylko muszą przekonać Błażeja żeby im trochę odpuścił ;) Bo jak nie, to Konrad będzie pod czujną obserwacją brata ;)
Pozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńcudowny, Mikołaj chciał odejść, ale Ci przyjechali wcześniej i bardzo dobrze, Błażej bardzo się ucieszył na tą nowinę, haha Seweryn ma przechlapane...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia