czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 2 "Kotek czy nie?"

Rozdział 2


*2 tygodnie później*

- April, gdzieś się cholero schował?!
Zachichotałem. Nick i Danny od jakiegoś czasu szukali mnie po całym domu. A gdzie ja się schowałem? Ha! W biurze Nicka. On nigdy nie pozwala mi tu wchodzić. Uważa, że bym tu tylko narozrabiał. Nie do końca wiedziałem, co to znaczy. Ale! Byłem pewny, że nie ma racji.
                Rozejrzałem się zainteresowany po pokoju. Do tej pory tutaj nie byłem, więc wszystko było dla mnie nowe. Stał tu duży stół… Znaczy się biurko. Na nim stał komo… kumpu… komputer! Tak, komputer. Poza tym było tu krzesło, telewizor i ogromne sterty papierów. Ale nie to mnie zainteresowało. Pod biurkiem było mnóstwo sznurków!
Miauknąłem szczęśliwy.
- April?
Przyczaiłem się i zamilkłem bojąc się, że Nick mnie znajdzie. Gdy usłyszałem, że poszedł dalej podszedłem do tych sznurków i lekko trąciłem je łapką. „Ale fajnie się ruszają!” Podskoczyłem i rzuciłem się na nie, szybko się w nich zaplątując. Nie przeszkadzało mi to jednak. Lubię kabelki.
- Danny znalazłeś go?
Nick najwyraźniej bardzo chciał mnie znaleźć. Byłem już nawet głodny, ale postanowiłem poczekać aż mnie znajdzie. I koniec!
- N-nie… Przykro m-mi.
- Nie martw się pewnie zaraz się znajdzie. Mały łobuz... Mam nadzieję, że tym razem niczego nie podrapie ani nie pogryzie.
Ups. No tak ostatnio bardzo swędziały mnie ząbki. Więc próbowałem je podrapać. Nie moja przecież wina, że swędzi. A mówiąc o tym… Znów spojrzałem na sznurki. Takie długie i fajne do zabawy! Jakoś się z nich wyplątałem i zacząłem je trącać łapką. Przypominały mi lie… lia… liany! Tak, takie jak w bajce, którą oglądałem razem z Danny’m.
Chcąc pokazać, że też jestem tygrysem rzuciłem się na nie. Skoczyłem jak wielki tygrys, a potem ugryzłem jeden ze sznurków. „Mniam!” Sznurek był taki… gumiasty? Hm… To chyba dobre określenie. Zadowolony zacząłem gryźć zawzięcie by urwać kawałek sznurka, ale nagle… „Ała! Boli!” Nie wiedziałem, co to było, ale bardzo zabolało. Miauknąłem płaczliwie. „Nick, boli!”
- April? – Mężczyzna zajrzał do pokoju. – April, jesteś tu?
Wyjrzałem niepewnie zza biurka.
- Chodź tu mały.
Zamiauczałem ponownie. „Boli!” Nick podszedł do mnie. Leżałem obok rozgryzionego sznurka miaucząc z bólu.
- O matko!






                Gdy ujrzałem leżącego wśród pogryzionych kabli Aprila serce podskoczyło mi do gardła. Rudy miauczał okropnie z bólu.
- Już, już. Spokojnie. – Powiedziałem kucając obok niego.
                Ostrożnie wyplątałem go z kabli i wziąłem na ręce. Kotek nie przestawał miauczeć.
- N-Nick? – Usłyszałem cichy głos Danny’ego. – C-co się stało?
- Aprila kopnął prąd. – Powiedziałem podnosząc się i kierując w stronę drzwi.
- O-o jejku! – Przyłożył dłonie do ust. – N-nic mu nie jest?
- Nie mam pojęcia… - Mruknąłem nie spuszczając wzroku z Aprila. – Mama nadal nie wróciła?
- N-nie.
- No trudno, pojedziesz ze mną.
- G-gdzie?
- Do weterynarza. Idź ubierz buty i zaczekaj na mnie przy drzwiach. – Poleciłem samemu kierując się do swojego pokoju.
                Z szafki przy łóżku wyciągnąłem teczkę ze wszystkimi dokumentami Aprila. Sam nie miałem czasu jej jeszcze przejrzeć, ale być może weterynarz zażyczy sobie jakiegoś dokumentu.
 




- Pan Nickolas Wood proszony do gabinetu doktora. – Powiadomiła pielęgniarka wychylając się zza drzwi gabinetu.
- Chodź Danny. – Mruknąłem podnosząc się z krzesła w poczekalni.
                Gdy weszliśmy do środka doktor powitał nas przyjaznym uśmiechem.
- Witam. – Przywitałem się.
- Ach! Dzień dobry. Proszę podejść. Synek może usiąść sobie na krześle, a pana z kotkiem zapraszam do stołu. – Wskazał na metalowy stół na środku pomieszczenia.
- Tak oczywiście tylko… Danny jest moim bratem. – Uśmiechnąłem się lekko zawstydzony.
- O, w takim razie proszę mi wybaczyć. – Posłał mi przepraszający uśmiech. – Proszę pokazać mi tego malucha. – Wskazał na Aprila. – I prosiłbym o jakieś dokumenty. Muszę wiedzieć czy był wcześniej badany.
                Bez słowa podałem mu teczkę. Doktor założywszy okulary przyjrzał się wszystkim papierom.
- Czyli mały ma dwa i pół miesiąca, nie był wcześniej badany czyli mam rozumieć, że będziemy wyrabiać książeczkę zdrowia?
- Tak, oczywiście.
- A przyczyna wizyty to porażenie prądem?
- Tak.
- Mhm… Zrobimy przy okazji podstawowe badania. Siostro? – Zwrócił się do pielęgniarki.
- Tak, doktorze?
- Proszę pobrać naszemu pacjentowi krew do badań i sprawdzić czy jest zakolczykowany.
- Zakolczykowany…? – Zapytałem nie rozumiejąc.
- Czemu to pana dziwi? Kotołaki są kolczykowane zaraz po urodzeniu.
- Kotołaki…? Czy pan chce mi powiedzieć, że April jest kotołakiem?
- Nie wiedział pan? – Tym razem zdziwił się weterynarz.
- No, nie. Dostałem go dwa tygodnie temu na urodziny. Myślałem, że to zwykły kot.
- No to niezłych ma pan przyjaciół.
- W sumie mogłem się domyślić. – Mruknąłem do siebie.
- Co pan teraz zamierza? – Spytał lekarz zakładając gumowe rękawiczki.
- Nie rozumiem, o co panu chodzi?
- Większość ludzi, gdy dowiaduje się, że ich pupile są zwierzołakami decyduje się je oddać.
- Nie zamierzam tego zrobić. April jest częścią naszej rodziny i pragnę by tak zostało. – Zerknąłem ukradkiem na Danny’ego.
- To dobrze, bo widzi pan one nie za dobrze znoszą zmiany. Jak się do kogoś przyzwyczają to potem trudno jest im zapomnieć. Ale dość tych smętów! Zbadajmy naszego pacjenta.
                Doktor wyciągnął z szafki termometr i podszedł do stołu, na którym siedział rudzielec.
- Proszę go przytrzymać. – Polecił lekarz. – Małe tego nie lubią. – Mruknął podnosząc ogon Aprila do góry.
                Gdy dotarł odo mnie, o co chodzi kot już miauczał żałośnie wiercąc się w moich dłoniach. Doktor mierzył mu temperaturę.
- To zajmie chwilę. Siostro? I jak tam?
- Wszystko w porządku. Kotek został zakolczykowany w szpitalu zaraz po narodzinach. Pobiorę jeszcze krew do badań.
- Dobrze.
                Weterynarz powoli wysunął termometr z ciała rudzielca i spojrzał na niego.
- Temperatura w porządku. Po porażeniu prądem raczej nie powinno mu nic być. No, chyba, że było to jakieś duże natężenie.
- Pogryzł kabel od komputera.
- W takim razie nic mu nie będzie. – Powiedział z uśmiechem. – Mówi pan, że pogryzł kabel. To by znaczyło, że wyżynają mu się ząbki.
                Chwycił łepek Aprila i wsunął mu do pyszczka palec. Kot z niezadowolonym pomrukiem otworzył pyszczek.
- Tak, śliczne, białe kiełki się przebijają. Radziłbym się przygotować i kupić mu jakiś gryzak.
- Czy mogę? – Zapytała pielęgniarka podchodząc do nas ze sprzętem do pobierania krwi w ręce.
- Tak, tak proszę. – Lekarz odsunął się.
                Odruchowo zakryłem Aprilowi oczy dłonią. Robiłem tak Danny’emu, kiedy chodził na zastrzyki i szczepienia.
- Spokojnie. – Uśmiechnęła się pielęgniarka.
- Nie jestem pewien jak zareaguje. – Mruknąłem obserwując jak kobieta przykłada igłę do łapki kotka.
                Na szczęście oprócz głośnego miauknięcia pełnego bólu nic złego się nie wydarzyło.
- I po strachu.
                Pielęgniarka przyłożyła kawałek gazika do krwawiącego miejsca i owinęła ją kawałkiem bandażu.
- To wszystko. Teraz wypiszemy mu książeczkę. – Oznajmił lekarz zasiadając za biurkiem.
- Danny? – Zwróciłem się do brata. – Weźmiesz Aprila?
                Chłopiec pokiwał głową i podszedł po kotka. Mały od razu wtulił się w mojego brata spoglądając na mnie. Nie wiem, czemu, ale uśmiechnąłem się w jego stronę. Przez chwilę wydawało mi się, że rudy odpowiedział na uśmiech, ale szybko odrzuciłem tą opcję. Przecież koty się nie uśmiechają.
                Podałem weterynarzowi wszystkie potrzebne informację i wypytałem się o parę istotnych rzeczy dotyczących kotołaków.
- Za jakieś półtora miesiąca powinien przybrać ludzką postać. Proszę się przygotować na dziecko w domu. – Uśmiechnął się.
- Jedno już mam. – Odwzajemniłem uśmiech jednocześnie czochrając włosy brata.
- Proszę udać się jeszcze do apteki i zapytać o jakiś środek, który załagodzi swędzenie dziąseł. – Powiedział głaszcząc kotka po łepku.
- Oczywiście. Bardzo panu dziękujemy. Do widzenia.
- D-do widzenia. – Szepnął Danny.
                Po wyjściu z kliniki pojechaliśmy do najbliższego centrum handlowego, które było przeznaczone tylko dla zwierzołaków.
- N-Nick?
- Słucham?
- P-pójdziemy potem n-na lody? – Zapytał chłopiec z nadzieją w głosie.
- Oczywiście, a teraz chodź. Wybierzemy jakieś zabawki dla Aprila by więcej nie bawił się kablami. – Powiedziałem wymownie patrząc na rudzielca.
                On również na mnie spojrzał, ale jego mina wyrażała czystą niewinność.

                       

Gdy weszliśmy do tego dużego sklepu byłem naprawdę podekscytowany. Wszędzie było mnóstwo kolorowych rzeczy! Ubrania, jedzenie, zabawki….
Miauknąłem radośnie. Nick przeszedł ze mną przez kilka alejek by stanąć przy takiej gdzie były rzeczy dla mnie, czyli kociaków bądź psiaków. A pro po psiaków… Na przeciwko nas szła rodzina piesków.
Jeden z panów był wysoki, obok niego szedł niższy, w ramionach trzymał szczeniaka.
- Cześć! – Zamiauczałem radośnie.
- Hej! Też jesteś z tatą na zakupach?
Spojrzałem na pieska zaskoczony.
- To nie mój tata tylko opiekun! On mnie zado… zdo… zaadoptował! – Powiedziałem dumny z siebie, że wymówiłem to słowo.
- Tak? A jest tak fajny jak mój tatuś? – Zapytał.
Machnąłem zły ogonem.
- Skąd mogę wiedzieć?! Nie znam twojego tatusia, ale wiem, że Nick jest najlepszy! – Powiedziałem pewnie ocierając się o mojego pana.
- Aha, to fajnie. Papa! – Powiedział odchodząc z rodzicami.
Rozejrzałem się zainteresowany po pułkach. Nagle dostrzegłem na jednej z nich piłeczkę. „Ale śliczna!”
Wbiłem lekko pazurka w ramie mężczyzny i zamiauczałem.
- O, co chodzi, April?
Zacząłem się wyrywać by móc mu ją pokazać. Była przeźroczysta, a w jej środku była… woda! I takie świecąco – błyszczące coś (brokat), kolorowe małe motylki i serduszka. „Chcę ją!”
Nick spojrzał w jej stronę i wziął w dłonie.
- Podoba ci się, rudzielcu?
Zamiauczałem głośno. „Tak!” Blondyn schował ją do koszka.
- Ł-ładną piłeczkę sobie w-wybrałeś April.
Uśmiechnąłem się do Danny’ego. „Dziękuję!” Nick kupił jeszcze kilka zabawek do gryzienia, takie dziwne coś w tubce (maść) i troszkę jedzenia do chrupania.
Zamiauczałem głośno, a Danny uśmiechnął się. Gdy zdaniem blondyna kupiliśmy wszystko, poszliśmy na lody. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale też chciałem na nie iść.
                Zakupy odnieśliśmy do auta i poszliśmy do reste… restauracji! Tam zarówno Danny jak i Nick zamówili sobie te całe lody. Czekałem zniecierpliwiony chcąc się dowiedzieć, co to jest.
Gdy pani ubrana w fartuszek przyniosła lody od razu wiedziałem, że je chcę. Wyglądały pysznie! Było ich dużo, w ładnej miseczce i miały na wierzchu takie kolorowe maluśkie patyczki i kuleczki (posypkę). Zamiauczałem. „Też chcę!”
- April, jesteś jeszcze za mały. Za jakiś czas, gdy będziesz już podobny do Danny’ego obiecuję, że dostaniesz swoją porcję lodów, a na razie musisz poczekać. – Powiedział Nick z uśmiechem, ale nie przejąłem się tym.
Wskoczyłem szybko na stół i umoczyłem pyszczek w lodach. „Ale dobre!”
- April! Ty łobuzie! Same z tobą kłopoty. – Powiedział śmiejąc się i ściągając mnie ze stołu.
Zamiauczałem, a gdy blondyn podniósł mnie do góry dałem mu buziaka.
- No dobra, dobra. Już nic nie mówię, jesteś najgrzeczniejszym kotkiem na świecie.
Zamiauczałem. „No oczywiście! Ty też jesteś najlepszy i tego pieska tatusiowi daleko do ciebie! O!”






- Wróciliśmy! – Oznajmiłem wchodząc do domu.
                Jak na zawołanie w przedpokoju pojawiła się mama.
- Gdzie byliście?
                Najwyraźniej nie była zbyt zadowolona naszym nagłym wyjściem.
- U weterynarza, w sklepie i na lodach. – Wytłumaczyłem stawiając Aprila na podłodze. – Danny popilnujesz go? Możecie pobawić się w ogrodzie nowymi zabawkami.
- T-tak!
                Chłopiec wziął do ręki reklamówkę z zakupami i wołając Aprila, który za nim pobiegł, wybiegł na ogród za domem.
- Mogłeś, chociaż napisać wiadomość. – Odezwała się mama.
- Przeprasza, ale to była sytuacja awaryjna. Nie miałem do tego głowy, a potem jakoś mi wyleciało.
- Co się stało?
- April pogryzł kable w moim biurze i poraził go prąd, ale na szczęście nic mu nie jest. A! I mam nowinę.
- A jakąż to?
- April to kotołak. – Oznajmiłem podchodząc do okna tarasowego i przyglądając się kotu.
- Kotołak…? Czyś ty zwariował?! – Zapytała z oburzeniem.
- Ale o co ci chodzi? – Zdziwiłem się jej nagłym wybuchem.
- Mam nadzieję, że go oddasz.
                Spojrzałem na matkę. Myślałem, że się przesłyszałem.
- Słucham? Nie zamierzam go oddawać.
- To, co zamierzasz z nim zrobić?
- Jak to, co? Zatrzymam go. Danny bardzo go polubił.
- No i co z tego?! Nie zamierzam znosić kolejnego bachora w domu! – Krzyknęła.
                Nagle usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła i szybkie kroki. Odwróciłem się, ale zdążyłem jedynie dostrzec znikającą sylwetkę mojego brata.
- Nie! Zbił moją szklaną statuetkę!
                Spojrzałem zszokowany na matkę.
- Tylko tym się przejęłaś?
- A, tak. Mógłbyś iść zobaczyć, co z nim? – Zapytała klękając na podłodze by pozbierać odłamki szkła.
                Nie mogłem w to uwierzyć.
- Co z ciebie za matka? I ty się dziwisz, że Danny ma problemy?
- Ale o co ci się rozchodzi?
- Twoje słowa zraniły go.
                Nie czekając na jej reakcję ruszyłem do pokoju brata. Zapukałem lekko do drzwi.
- Danny? – Cisza. – Danny, otwórz drzwi, proszę.
- J-jesteś sam?
Usłyszałem drżący głos.
- Tak.
                Brat przekręcił zamek w drzwiach. Wszedłem powoli do środka. Danny siedział na łóżku i ocierał rękawem policzki z łez.
- Danny…
                Podszedłem do łóżka i usiadłem obok brata biorąc go w ramiona.
- Nie płacz. – Mruknąłem głaszcząc go po głowie.
- N-Nick, dlaczego m-mama mnie nie k-kocha? – Wychlipał.
- Nie mów tak. Mama cię kocha, ale nie potrafi tego okazać. Nie rozumie, że potrzebujesz więcej uwagi i troski niż ja czy Rachel.
- T-to dlaczego p-powiedziała, że ma m-mnie dość?
- Na pewno nie chciała tego powiedzieć.
                Chciałbym by moje słowa były prawdą, ale za dobrze znałem swoją matkę. Nie miałem też wyjścia, musiałem skłamać. Przecież nie powiem małemu chłopcu, że był ‘’wpadką’’ i jego mama go nie kocha.
- Danny, pamiętaj, że zawsze jestem z tobą i możesz na mnie liczyć. – Powiedziałem kołysząc go delikatnie w ramionach.
                Przez kłótnię z matką zupełnie zapomniałem o Aprilu, który został w ogródku.



Danny powiedział, że idzie na chwilę do domu, więc postanowiłem, że pobawię się sam. Piłka, którą sobie wybrałem była naprawdę śliczna. Kolorowa, błyszcząca i do tego bardzo ładnie pachniała.
Szturchnąłem ją lekko łapką, a ta poturlała się po trawie. Przyczaiłem się i jak na dużego ‘’tygrysa’’ przystało, rzuciłem się na nią. „Mam cię!” Miauknąłem głośno zadowolony. 
Danny jednak długo nie wracał, więc podszedłem niepewnie do domu by sprawdzić czy chłopiec już do mnie wraca. W drzwiach stała mama Nicka. Miauknąłem do niej. „Pobawi się pani ze mną?”
Kobieta uśmiechnęła się do mnie, ale jakoś tak... dziwnie. Sam nie wiem. Podeszła do mnie i wzięła na ręce. Postawiła mnie koło mojej ślicznej piłeczki. „Czyli pobawi się pani ze mną?” 
Szturchnąłem piłeczkę w stronę pani.
- Chcesz się bawić, mały?
Zamruczałem z chęcią.
- W porządku. – Powiedziała i rzuciła piłeczkę. – No, idź ją znajdź.
Byłem troszkę zaskoczony, bo przecież nie jestem pieskiem, ale chciałem zadowolić mamę Nicka by nie była na mnie zła, więc ruszyłem szukać mojej piłeczki. Musiałem przejść spory kawałem by w końcu stanąć w miejscu gdzie, wydawało mi się, że wylądowała piłeczka. Zerknąłem niepewnie na panią. Mimo, że to małe drzewko (krzak) ładnie wyglądało i pachniało to nie byłem pewny czy mogę między nie wejść.
- No idź i ją wyjmij, rudzielcu!
Wzdrygnąłem się. Mówiła bardzo nieprzyjemnym głosem. Ona na mnie krzyknęła! Wystraszyłem się, więc wszedłem ostrożnie w to drzewko z kwiatkami.
W środku między listkami i kwiatkami było dość ciemno i nieprzyjemnie. Do tego bardzo słodko pachniało. Kichnąłem i poczułem jak coś wbija mi się w łapkę. „Boli!” Chciałem, czym prędzej uciec, ale za mną nie wiadomo skąd pojawiły się gałązki z kolcami. Nie widziałem ich wcześniej! Zamiauczałem głośno przestraszony i spróbowałem się wyplątać. Niestety nie byłem w stanie. Po chwili ostre kolce gałązek zaczęły się we mnie wbijać. „To boli! Niech mi pani pomoże!” Zamiauczałem głośno, ale kobieta tylko się zaśmiała. „Czemu się śmiejesz? To mnie boli!”
- Dobrze ci tak, futrzaku! Może Nick za późno cię znajdzie i będę mieć spokój.
Po chwili już jej nie słyszałem. Zostałem sam. Zrobiło mi się zimno i smutno. „Nie znajdzie mnie? Ja nie chcę być sam!” Zacząłem płakać. „Boję się!”





                Nie pamiętam ile czasu spędziłem z Danny’m. Siedzieliśmy w ciszy, młody chyba zasnął, a ja nie miałem serca zostawiać go samego. Jednak nagle…
- April! – Poderwałem się z krzykiem.
                Brat obudził się gwałtownie i rozejrzał zdezorientowany na boki.
- C-co się stało? – Zapytał cicho przecierając piąstkami oczy.
- Chodź Danny, zapomnieliśmy o Aprilu.
                Czym prędzej przeszliśmy do salonu i stanęliśmy przy drzwiach tarasowych. Wyjrzałem na zewnątrz, ale nie zauważyłem nic oprócz paru zabawek leżących na kupce obok tarasu. Przeszedłem przez próg i rozejrzałem się. Lampy ogrodowe oświetlały podwórko na tyle bym mógł dostrzec wszystko od domu aż do ogrodzenia.
- April! – Zawołałem, ale odpowiedziała mi cisza.
                Zszedłem na trawę i podszedłem bardziej na środek podwórka.
- April! – Spróbowałem jeszcze raz.
                W pobliskich krzewach róż usłyszałem jakiś szelest, a następnie słabe miauknięcie.
- April! – Krzyknąłem podbiegając do krzewów.
                Uklęknąłem na trawie i ostrożnie rozgarnąłem liście i kwiaty róż. Moim oczom ukazał się okropny widok. Moja kicia leżała zaplątana w gałęzie z ostrymi kolcami, które powbijały się w kruche ciałko Aprila. W około zranionych miejsc futro rudzielca zabarwiło się na czerwono. Mój wzrok powędrował również na piłkę leżącą tuż przed nosem malucha.
- I to wszystko dla głupiej piłeczki? – Zapytałem z niedowierzeniem.
                Mały zamiauczał żałośnie.
- Już, już. Cichutko, zaraz cię stąd wyciągnę. Danny! – Zawołałem brata.
                Chciał podejść, ale zatrzymałem go. Nie chciałem by zobaczył Aprila w takim stanie.
 - Przynieś proszę nożyce ogrodowe. – Poprosiłem.
                Gdy Danny odszedł ponownie spojrzałem na kotka. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Wydawało mi się, że płacze, ale… Czy to możliwe?
- Spokojnie. – Powiedziałem uspokajająco i delikatnie pogłaskałem go po główce. – Zaraz przestanie boleć, obiecuję.
- N-Nick!
                Odwróciłem się do tyłu by odebrać nożyczki od brat i od razu odesłałem go do domu by przygotował apteczkę i zaniósł ją do mojej łazienki.
- Leż teraz spokojnie. – Mruknąłem przecinając pierwszą gałązkę.
                April miauczał z bólu, gdy razem z gałązkami wyciągałem z jego ciała kolce.
- Już jesteś wolny.
                Odłożyłem nożyce i delikatnie podniosłem wątłe ciało kociaka z zimnej ziemi. Zabrałem również jego piłeczkę. Udałem się z nim do domu.
- Danny? – Zawołałem, gdy byłem już w swojej sypialni.
                Brat wyszedł z łazienki patrząc zaniepokojony na kotka w moich ramionach i krew na moich palcach.
- C-co się stało?
- April trochę się pokaleczył. Musisz mi pomóc go opatrzyć, dobrze?
- T-tak!

 





- Wygląda jak mały bałwanek, prawda? – Zapytałem, gdy położyliśmy z Danny’m Aprila na jego poduszce w kojcu.
                Chłopiec pokiwał głową i pogłaskał ostrożnie kotka.
- M-ma na sobie t-tyle bandaży, że m-mógłby być m-mumią! – Zaśmiał się.
                Ja również się uśmiechnąłem. Westchnąłem i wyciągnąłem z kieszeni bluzy mają piłeczkę.
- I to wszystko przez piłeczkę. Warto było, rudzielcu?
                Położyłem zabawkę koło kotka jednak ten fuknął na nią i spróbował się obrócić, ale przez dużą ilość bandaży nie dał rady. Jedynie przeturlał się na plecy.
- Co się dzieje, mały? – Zapytałem trochę zaniepokojony i podniosłem kotka.
                 Nie wiem, czemu, ale wydawało mi się, że widzę w jego oczach smutek.
- Czemu jesteś smutny?
                Przybliżyłem twarz do jego pyszczka i potarłem swój nos o jego malutki. Gdy się odsunąłem April kichnął, ale wydawał się być weselszy.
- No! Nie pozwolę by mój kotek był smutny, prawda?
                April zamiauczał w odpowiedzi liżąc mój nos. Wziąłem to za pozytywną odpowiedź.




                Robiło się już ciemno. Byłem sam i tak bardzo się bałem. Zamknąłem oczy czując, że jestem już śpiący. I do tego głodny! Nie wiem ile tam leżałem, ale gdy Nick mnie znalazł wszystko potoczyło się szybko.
Niedługo później leżałem już z Nickiem i Dannym w sypialni mojego pana. Oglądaliśmy bajki. Byłem zadowolony, że jestem już wolny i najedzony. Nick nakarmił mnie, a teraz drapał za uchem. Zamruczałem. „O tak za uszkiem…” Byłem już spokojniejszy, ale ciągle, jakoś tak w środku, było mi ciężko. Mama Nicka mnie nie lubi. No i chciała się mnie pozbyć. Było mi przykro, ale wiedziałem, że nie mogę z tym nic zrobić. Jestem tylko małym kotkiem.
 




Siedzieliśmy w kawiarni. Ja, Nick, Gabriel i Mickey. Rozglądałem się zaciekawiony wokół nie zwracając zbytnio uwagi, o czym rozmawiają dorośli.
- Ale serio, chłopaki? Kotołak? Mogliście mi, chociaż powiedzieć. Nie mam z tym problemu, przecież wiecie.
Zamiauczałem. „Ale twoja mama ma! Cokolwiek znaczy kotołak.”
- Nick, nie chciałem ci mówić. Wolałem by to była niespodzianka. – Powiedział Mickey ze śmiechem.
- Cudownie, ale ja nic nie wiem o kotołakach.
Mickey westchnął.
- Po pierwsze, mimo że April wygląda jak kociak to ma umysł normalnego dziecka. Myśli i czuje jak każdy człowiek. Płacze, śmieje się jak dziecko. Nie wiem, co ci powiedział weterynarz, ale za jakieś półtorej miesiąca będzie wyglądał jak normalne, mniej więcej cztero letnie, ludzkie dziecko. Będzie się rozwijał dość szybko. Po zaledwie dwóch latach będzie już w pełni rozwiniętym kotołakiem. Musisz być gotowy. Gdy będzie miał około roku będzie przypominać szesnasto/siedemnasto latka. Kolejny rok i będzie w pełni rozwiniętym kotołakiem. Po osiemnastu miesiącach będzie miał swój pierwszy okres płodny. Zawsze występuje w naszym rozwoju. Psołaki mają dwa tygodnie, co drugi miesiąc. Natomiast kotołaki są bardziej... kłopotliwe, jeśli mogę tak to ująć. U nich występuje on przez tydzień, co miesiąc. Będziesz go musiał wtedy pilnować by nie spotkał się z innym kotołakiem.
Nie wiedziałem, o czym mowa, ale Nick miał bardzo śmieszną minę. Zaśmiałem się rozbawiony. Mickey pogłaskał mnie po głowie.
- No to nieźle mnie zaskoczyłeś.
- Pff… To tylko informacje w pigułce, Nick. Uwierz mi, najważniejsze już wiesz.
- Ta… I tak będę musiał poczytać o tym wszystkim. Przynajmniej wiem, czemu wydawało mi się, że mały się śmieje bądź płacze. – Uśmiechnął się do mnie, więc odpowiedziałem mu tym samym i miauknąłem. - No i teraz mam pewność, że naprawdę ogląda bajki.
- Och, z pewnością ogląda. Ja sam uwielbiałem to robić. – Powiedział Mickey.
Po chwili do stolika przyszła pani z tacą i dała im wszystkim po kawie i lodach. „Znów lody, ja też chcę spróbować! Czemu ja nie mogę?!” Spojrzałem na Nicka oburzony, na co białowłosy wybuchnął śmiechem.
- Och, April chce lody. Ma minę jakby się obraził.
- No cóż… Ostatnio byłem z Danny’m na lodach, dzisiaj z wami. Coś mi się wydaje, że też by chciał spróbować.
Mickey uśmiechnął się, wziął czystą łyżeczkę i nabrał na nią trochę białych lodów. Odczekał chwilę, a gdy lody zrobiły się p-płynne przysunął łyżeczkę w moją stronę.
- Jesteś pewny, że...?
- Daj spokój, ma już prawie cztery miesiące! Niedługo będzie człowiekiem, nic mu nie będzie, spokojnie. Nie mam zamiaru otruć twojego kociaka.
Nick pokiwał głową. Doszedłem do wniosku, że mogę spróbować. „Mniam!” Z chęcią wylizałem łyżeczkę. Dostałem jeszcze kilka porcji. Byłem bardzo zadowolony, że mogłem zjeść lody tak jak oni. I wcale się już nie przejmowałem, że nie wiem, o czym mówią ani tym, co działo się wczoraj. Teraz czułem się taki duży jak oni!
                        Nie wiem ile czasu spędziliśmy w kawiarni, ale w pewnym momencie zasnąłem na kolanach Nicka. Gdy się obudziłem blondyn niósł mnie po schodach do swojej sypialni. Rozejrzałem się zaskoczony. „Już wróciliśmy?” Zamiauczałem patrząc na Nicka nadal śpiący.
- Co jest mały? Nie śpisz już? To, co? Dać ci mleczko?
Od razu się ożywiłem. „Tak!” Nick zachichotał, zostawił w pokoju swoją bluzę i zabrał mnie na dół. W kuchni siedziała mama Nicka i jakiś pan. Przytuliłem się mocniej do mojego blondyna.
- Cześć mamo. Cześć tato.
- O! Nick, dawno cię nie widziałem. – Przywitał się starszy mężczyzna. – O, a co tam trzymasz?
Pan spojrzał na mnie, a ja schowałem się bardziej.
- To jest April. Dostałem go od Mickey’a i Gabriela na urodziny.
- Dodaj do tego, że to kotołak! – Powiedziała mama Nicka wyraźnie oburzona.
- To prawda, ale nie widzę w tym nic złego.
- Nie gadaj głupot! Przecież to coś nie jest zwierzakiem! Nie jest nawet człowiekiem! Do tego będzie cię ograniczać! Będziesz się musiał nim zajmować dopóki nie dorośnie. Poza tym te… rzeczy są ponoć bardzo zaborcze! Jak ty chcesz sobie znaleźć kogoś mając tą kupkę futra pod opieką?
Skuliłem się. „O nie, znów krzyczy! Znów jest na mnie zła! Ale co ja takiego zrobiłem? Przecież byłem grzeczny!” Nick spojrzał na mnie zaskoczony, po czym odezwał się.
- To prawda, nie jest zwierzęciem ani człowiekiem. Jest kotołakiem przez, co jest wyjątkowy.
Nie wiedziałem do końca, o czym mowa, ale zrobiło mi się miło.
- Nie będzie mnie ograniczać! Wiem to! Nie przeszkadza mi opieka nad nim! Jest moim kochanym kociakiem i nie oddam go! On nie jest rzeczą! Poza tym, jak jakiś chłopak nie zaakceptuję Aprila to nie będę z nim. Wiem, że taki maluch jak April zobowiązuje, ale nie miałbym serca go oddać, więc nie oczekuj tego ode mnie.
Zamiauczałem przestraszony na słowa o oddaniu.
- Nie martw się, rudzielcu. Nie oddam cię.
Zamruczałem zadowolony. Nick postawił mnie na blacie w kuchni i wziął się za przygotowanie mi mleczka. Gdy czekałem na swój posiłek zauważyłem jak pan z lekką siwizną uśmiecha się do mnie delikatnie.
Nick wziął dla siebie jeszcze jakiś ju… ja… jogurt i poszliśmy na górę. Położyliśmy się na łóżku, Nick włączył mi bajki i zaczął mnie karmić mlekiem. Zamruczałem zadowolony. Najedzony ułożyłem się wygodnie na brzuchu blondyna i zacząłem oglądać „Pingwiny z Madagaskaru”. To taka śmieszna bajka. Nie mogłem przestać się śmiać. W pewnym momencie sturlałem się z brzucha Nicka, na co mężczyzna wybuchnął śmiechem.
- Co robisz April? Aż tak cię bawi ta bajka?
Zamiauczałem znów układając się wygodnie. Gdy zrobiłem się już śpiący Nick wyszczotkował mnie przed snem. Czułem się naprawdę dobrze, więc zacząłem zasypiać. Blondyn chciał mnie położyć na mojej poduszce, ale zaprotestowałem. Zamiauczałem. „Nie! Ja chcę spać w twoim łóżku. Ty masz takie duże łóżko. Ciepłe i wygodne! No i… Nie mam koszmarów, gdy śpię z tobą!” Naprawdę nie chciałem spać sam.
- No, co jest April? Nie chcesz spać? – Zapytał mnie zdziwiony.
„Chcę! Ale nie chcę spać sam! Bo się boję!” Podszedłem do jego łóżka i znów zamiauczałem. Podskoczyłem parę razy, ale byłem jeszcze zbyt mały by wskoczyć na łóżko. Nick przyglądał mi się chwilę, po czym podniósł mnie do góry i położył na swojej poduszce.
- Zadowolony? – Zapytał kładąc się obok.
Zamiauczałem zadowolony. Mężczyzna pogłaskał mnie jeszcze po łepku i po chwili zasnął. A ja? Ziewnąłem i też zasnąłem.




                Gdy się obudziłem poczułem, że coś łaskocze mnie po nosie. Kichnąłem i wstałem niepewnie. Ze zdziwieniem zauważyłem, że mam dłuższy ogon i w ogóle jestem dłuższy… Nie… większy! Tak, większy. Zamiauczałem głośno. „Nick, wstań i spójrz na mnie!” Nick odwrócił się tyłem do mnie z głośnym jękiem.
- April, daj mi jeszcze chwilę… - Powiedział niezadowolony.
„Nie, wstawaj!” Rzuciłem się na niego chcąc go obudzić. Mężczyzna zaskoczony podniósł się do siadu. „No, co?”
- April! Ty urosłeś!
Nick podniósł mnie i zaczął oglądać z każdej strony.
- Masz gęstsze futerko i jesteś większy! Masz też dłuższy ogon! Nie spodziewałem się, że tak nagle urośniesz. – Powiedział i cmoknął mnie w łepek. – Musimy jechać dziś na zakupy. Pewnie przyda ci się inne jedzenie niż mleko. – Powiedział podnosząc mnie do góry.
Zeszliśmy na dół. Nick postawił mnie na ziemi. Spojrzałem na niego niepewnie.
- No, co jest rudzielcu? Przecież nikt cię nie zje. Pokaż, jaki z ciebie już duży kociak. Sprawdź, co teraz potrafisz i się nie bój. – Powiedział z uśmiechem, a ja już pewniej przeszedłem obok niego i wszedłem do kuchni.
Usłyszałem jeszcze za sobą cichy chichot. Rodzice mojego pana spojrzeli na mnie zaskoczeni. Czułem satysfakcje, że nie jestem już tak mały i nieporadny. Z dumnie uniesionym ogonkiem podszedłem do mebli, na których Nick szykuje mi mleko. Przez chwilę przymierzałem się aż w końcu wskoczyłem na meble. Tak, wskoczyłem! Zamiauczałem dumny z siebie.
- No, no April, brawo!
Uśmiechnąłem się. Mężczyzna wziął się za robienie mleczka dla mnie. Po chwili przede mną została położona miseczka. Spojrzałem zaskoczony na Nicka.
- Co? Taki duży kiciuś umie wskoczyć na meble, a nie chce wypić mleka ze spodeczka?
Podszedłem do miseczki i spróbowałem. Po chwili już piłem mleko mrucząc przy tym z przyjemności, gdy Nick głaskał mnie po grzbiecie.
- Rany, nie spodziewałem się, że tak szybko urośniesz. Ale to dobrze. Będziesz mógł się nauczyć trochę samodzielności.
Nie do końca wiedziałem, o co chodzi, ale raczej się z nim zgadzałem.


15 komentarzy:

  1. 1. Nie wiedziałm że po pobraniu leje sie krew strumieniami i trzeba owijac łape kota bandażami.
    2. Pilka z woda? Przecież kot swoimi pazurami lub zębami moze to przebić a w zabawkach nie ma raczej prawdziwej wody tylko jakaś domieszka ze wszystkim.
    Już czuję, że to będzie mega chore i dziwne opowiadanie
    A i czym rodzi kot? Odbytem czy może cesarką? Bo w końcu jak będzie w ciąży to będzie miał forme człowieka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Nie wiem jaki masz problem z tym że miał owiniętą łapkę.
      2. Skoro zabawka została kupiona w specjalnym sklepie dla zwierzołaków to znaczy że te zabawki są specjalnie zrobione.
      To nie jest mega chore i dziwne opowiadanie tylko opowiadanie które nie ma nic wspólnego z realem.
      Co do porodów, to nic nie zmieniamy tak jak w poprzednim opowiadaniu cesarskie cięcia.
      To chyba tyle ode mnie. Mogę tylko poradzić byś drogi Anonimie nie oceniał opowiadania po dwóch rozdziałach.
      OfeliaRose

      Usuń
    2. 1. to ze zwierze ma futro, pobieranie krwi nie wymaga bandazy i kot sam moze regenerowac ta lape, choc nie ma czego
      2. w specjalnym sklepie stworzonym przez was.

      Usuń
    3. Nie, nie znalazłam żadnej takiej zabawki.

      Usuń
    4. O łaaa. Szanowny Anonim taki upierdliwy XD
      Powiem tak: 1.co do bandażowania łapki, to raczej była troska, moim zdaniem to było urocze :3
      2. Miałam kota, który bawił się takimi piłeczkami. Są one po prostu wykonane ze specjalnej gumy czy czymś podobnym (z drugiej strony nie rozumiem, po co się w to zagłębiać, skoro to opowiadanie fikcyjne...? ;_;).

      Mnie bardzo się podoba pomysł na opowiadanie, jak i sama historia ładna, ciekawa i - co najważniejsze - ORYGINALNA. ;)
      Nie przejmujcie się, drogie autorki, takimi komentarzami, ponieważ piszą je sami zazdrośnicy i po prostu zwykłe SNOBY. (Motto ode mnie: "Po co czytasz komentarze sfrustrowanych miernot? Niech się durnie trują jadem - oszczędź sobie złego.")

      Tak więc czekam na dalsze losy naszych bohaterów (znów nie mogę poczekać się czwartku :D ), już mi się bardzo podoba <3
      Pozdrawiam, Oli :3

      Usuń
    5. No właśnie Anonimie nie oceniaj opka zanim go nie przeczytasz w całości, albo jeżeli ci coś nie pasi to nie musisz czytać. Poza tym wg mnie to opko jest ciekawe.
      1. Mam psa i jej jak pobierali krew to zabandażowali łapę.

      Usuń
    6. Grzecznie odpowiadajcie, klucz do sukcesu ;)
      Tak sie sklada, ze nie ma czego zazdroscic. Tego, ze pisza? Przeciez duzo osob pisze opowiadania.
      Miernot. Bardzo niegrzeczne slowo. Jak bedziesz sie czuc kiedy ja Ciebie tak obraze ,,miernoto"? Milo? Watpie.
      Wiekszym jadem to wlasnie Ty plujesz. Bez obrazy.
      Moze czepliwa, ale w sumie ma racje. Czytalem w zyciu gorsze komentarze, ten nie jest taki chamski. Z lapka sie zgadzam - to troche podkoloryzowane.
      Pileczke moze nie z woda, ale gumow
      la widzialem ostatnio w galerii w Warszawie, wiec mysle, ze ludzie tworza wiele atrakcji dla zwierzakow.
      Czy oryginalna historia - internet jest wielki jak powiadasz - czyli takich historii jest duzo, ale kazda inaczej pisana ;)
      Przejmowac warto sie kazdym komentarzem, bo w kazdym jest czastka prawdy.
      Sam rozdzial smieszny, lekki i fajnie sie czytalo, tylko troche za duzo wykrzyknikow ;)

      Usuń
    7. A i skonczcie z pisaniem ,,jesli sie nie podoba to nie czytaj" - to jedno z najbardziej irytujacych slow jakie moze pasc w polu do komentowania i nie wnosi nic, a bardziej zacheca do klotni :)

      Usuń
  2. Nie wiem po co jakiś trol się tutaj pulta, ja mam trzy koty i nie mam jakiś obiekcji do tekstu czy zabawek. Dzieci mają lepszy nacisk szczęk niż kociaki i mają zabawki z zamrażaczem gdy wyżynają się im ząbki. Mnie się podoba a jak komuś nie to nie musi czytać. Internet jest wielki. Jak ktoś jest taki dokładny polecam portale weterynaryjne tam się wszystko zgadza.

    OdpowiedzUsuń
  3. jak dla mnie rozdział jak zawsze świetny i mam nadzieje że nie przejmujecie się czepialskimi . April jak zawsze rozkoooooooooooszny , a tę matke to mam ochotę ukatrupic . Nie moge sie doczekac jak kotek zmieni sie w czlowieka , a jak juz bd dorosly to juz wogóle bajka ! życzę wam weny i tak samo fantastycznych pomysłow !
    /Hans

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo podoba mi się to opowiadanie szczególnie ze lubię czytać o zmiennokształtnych czekam na kolejne rozdziały i życzę weny pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super ;)
    Fajnie, że Nick nie odrzucił Aprila gdy dowiedział się, że ten jest kotołakiem. Choć wydaje mi się, że chyba nie wie tak do końca co go czeka gdy maluch tak w pełni dorośnie ;)
    A matka Nicka to niech spada, widać, że uczuć rodzicielskich to nie ma ona chyba wcale, aż mi szkoda Danny`ego. Mam nadzieję, że w przyszłości Nick nie będzie zbyt wierzył matce bo widać ,że jest zdolna do wszystkiego aby osiągnąć swój cel...

    Pozdrawiam

    PS. Jak dla nie to bardzo fajnie, że zdecydowałyście się zrezygnować z tych wstawek angielskich ;) Bo naprawdę dużo lepiej się mi czytało ten rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Śmieszą mnie komentarze w których próbujecie fikcję literacką dostosować do warunków realu. To jest ich opowiadanie i jeśli uznają ze piłeczka z wodą jest bezpieczna to mają do tego prawo. Tak wymyśliły. Nienawidzę czepiania się dla czepiania. Jak się komuś nie podoba nie musi czytać. Co za brak szacunku wobec autorek

    OdpowiedzUsuń
  7. PS. To opowiadanie calkowicie nie w moim stylu a jednak czytam. I zgadzam się z przedmówcą, świetna decyzja by zrezygnować z wstawek angielskich

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    co do tej kobiety to nie mam miłych słów, jeszcze Danny cierpi, ciekawe czy wyjdzie sprawa, że to ona chciała się pozbyć Aprila, zastanawia mnie skąd ten lekarz wiedział od razu, że to kotołak, no chyba, że była informacja w dokumentach, do których nie zajrzał, och już troszkę podrósł....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)