Rozdział 2
*2 tygodnie później*
- April, gdzieś się cholero
schował?!
Zachichotałem.
Nick i Danny od jakiegoś czasu szukali mnie po całym domu. A gdzie ja się
schowałem? Ha! W biurze Nicka. On nigdy nie pozwala mi tu wchodzić. Uważa, że
bym tu tylko narozrabiał. Nie do końca wiedziałem, co to znaczy. Ale! Byłem
pewny, że nie ma racji.
Rozejrzałem się zainteresowany po pokoju. Do tej pory tutaj nie byłem, więc wszystko było dla mnie nowe. Stał tu duży stół… Znaczy się biurko. Na nim stał komo… kumpu… komputer! Tak, komputer. Poza tym było tu krzesło, telewizor i ogromne sterty papierów. Ale nie to mnie zainteresowało. Pod biurkiem było mnóstwo sznurków!
Rozejrzałem się zainteresowany po pokoju. Do tej pory tutaj nie byłem, więc wszystko było dla mnie nowe. Stał tu duży stół… Znaczy się biurko. Na nim stał komo… kumpu… komputer! Tak, komputer. Poza tym było tu krzesło, telewizor i ogromne sterty papierów. Ale nie to mnie zainteresowało. Pod biurkiem było mnóstwo sznurków!
Miauknąłem
szczęśliwy.
- April?
Przyczaiłem
się i zamilkłem bojąc się, że Nick mnie znajdzie. Gdy usłyszałem, że poszedł
dalej podszedłem do tych sznurków i lekko trąciłem je łapką. „Ale fajnie się
ruszają!” Podskoczyłem i rzuciłem się na nie, szybko się w nich zaplątując. Nie
przeszkadzało mi to jednak. Lubię kabelki.
- Danny znalazłeś go?
Nick najwyraźniej
bardzo chciał mnie znaleźć. Byłem już nawet głodny, ale postanowiłem poczekać
aż mnie znajdzie. I koniec!
- N-nie… Przykro m-mi.
- Nie martw się pewnie zaraz się
znajdzie. Mały łobuz... Mam nadzieję, że tym razem niczego nie podrapie ani nie
pogryzie.
Ups. No tak
ostatnio bardzo swędziały mnie ząbki. Więc próbowałem je podrapać. Nie moja
przecież wina, że swędzi. A mówiąc o tym… Znów spojrzałem na sznurki. Takie
długie i fajne do zabawy! Jakoś się z nich wyplątałem i zacząłem je trącać
łapką. Przypominały mi lie… lia… liany! Tak, takie jak w bajce, którą oglądałem
razem z Danny’m.
Chcąc
pokazać, że też jestem tygrysem rzuciłem się na nie. Skoczyłem jak wielki
tygrys, a potem ugryzłem jeden ze sznurków. „Mniam!” Sznurek był taki… gumiasty?
Hm… To chyba dobre określenie. Zadowolony zacząłem gryźć zawzięcie by urwać
kawałek sznurka, ale nagle… „Ała! Boli!” Nie wiedziałem, co to było, ale bardzo
zabolało. Miauknąłem płaczliwie. „Nick, boli!”
- April? – Mężczyzna zajrzał do
pokoju. – April, jesteś tu?
Wyjrzałem
niepewnie zza biurka.
- Chodź tu mały.
Zamiauczałem
ponownie. „Boli!” Nick podszedł do mnie. Leżałem obok rozgryzionego sznurka
miaucząc z bólu.
- O matko!
Gdy
ujrzałem leżącego wśród pogryzionych kabli Aprila serce podskoczyło mi do
gardła. Rudy miauczał okropnie z bólu.
- Już, już. Spokojnie. – Powiedziałem
kucając obok niego.
Ostrożnie
wyplątałem go z kabli i wziąłem na ręce. Kotek nie przestawał miauczeć.
- N-Nick? – Usłyszałem cichy głos
Danny’ego. – C-co się stało?
- Aprila kopnął prąd. – Powiedziałem
podnosząc się i kierując w stronę drzwi.
- O-o jejku! – Przyłożył dłonie
do ust. – N-nic mu nie jest?
- Nie mam pojęcia… - Mruknąłem
nie spuszczając wzroku z Aprila. – Mama nadal nie wróciła?
- N-nie.
- No trudno, pojedziesz ze mną.
- G-gdzie?
- Do weterynarza. Idź ubierz
buty i zaczekaj na mnie przy drzwiach. – Poleciłem samemu kierując się do
swojego pokoju.
Z
szafki przy łóżku wyciągnąłem teczkę ze wszystkimi dokumentami Aprila. Sam nie
miałem czasu jej jeszcze przejrzeć, ale być może weterynarz zażyczy sobie
jakiegoś dokumentu.
- Pan Nickolas Wood proszony do
gabinetu doktora. – Powiadomiła pielęgniarka wychylając się zza drzwi gabinetu.
- Chodź Danny. – Mruknąłem
podnosząc się z krzesła w poczekalni.
Gdy
weszliśmy do środka doktor powitał nas przyjaznym uśmiechem.
- Witam. – Przywitałem się.
- Ach! Dzień dobry. Proszę
podejść. Synek może usiąść sobie na krześle, a pana z kotkiem zapraszam do
stołu. – Wskazał na metalowy stół na środku pomieszczenia.
- Tak oczywiście tylko… Danny
jest moim bratem. – Uśmiechnąłem się lekko zawstydzony.
- O, w takim razie proszę mi
wybaczyć. – Posłał mi przepraszający uśmiech. – Proszę pokazać mi tego malucha.
– Wskazał na Aprila. – I prosiłbym o jakieś dokumenty. Muszę wiedzieć czy był
wcześniej badany.
Bez
słowa podałem mu teczkę. Doktor założywszy okulary przyjrzał się wszystkim
papierom.
- Czyli mały ma dwa i pół
miesiąca, nie był wcześniej badany czyli mam rozumieć, że będziemy wyrabiać
książeczkę zdrowia?
- Tak, oczywiście.
- A przyczyna wizyty to porażenie
prądem?
- Tak.
- Mhm… Zrobimy przy okazji podstawowe
badania. Siostro? – Zwrócił się do pielęgniarki.
- Tak, doktorze?
- Proszę pobrać naszemu
pacjentowi krew do badań i sprawdzić czy jest zakolczykowany.
- Zakolczykowany…? – Zapytałem
nie rozumiejąc.
- Czemu to pana dziwi? Kotołaki
są kolczykowane zaraz po urodzeniu.
- Kotołaki…? Czy pan chce mi
powiedzieć, że April jest kotołakiem?
- Nie wiedział pan? – Tym razem
zdziwił się weterynarz.
- No, nie. Dostałem go dwa
tygodnie temu na urodziny. Myślałem, że to zwykły kot.
- No to niezłych ma pan
przyjaciół.
- W sumie mogłem się domyślić. –
Mruknąłem do siebie.
- Co pan teraz zamierza? – Spytał
lekarz zakładając gumowe rękawiczki.
- Nie rozumiem, o co panu chodzi?
- Większość ludzi, gdy dowiaduje
się, że ich pupile są zwierzołakami decyduje się je oddać.
- Nie zamierzam tego zrobić.
April jest częścią naszej rodziny i pragnę by tak zostało. – Zerknąłem
ukradkiem na Danny’ego.
- To dobrze, bo widzi pan one nie
za dobrze znoszą zmiany. Jak się do kogoś przyzwyczają to potem trudno jest im
zapomnieć. Ale dość tych smętów! Zbadajmy naszego pacjenta.
Doktor
wyciągnął z szafki termometr i podszedł do stołu, na którym siedział rudzielec.
- Proszę go przytrzymać. – Polecił
lekarz. – Małe tego nie lubią. – Mruknął podnosząc ogon Aprila do góry.
Gdy
dotarł odo mnie, o co chodzi kot już miauczał żałośnie wiercąc się w moich
dłoniach. Doktor mierzył mu temperaturę.
- To zajmie chwilę. Siostro? I
jak tam?
- Wszystko w porządku. Kotek
został zakolczykowany w szpitalu zaraz po narodzinach. Pobiorę jeszcze krew do
badań.
- Dobrze.
Weterynarz
powoli wysunął termometr z ciała rudzielca i spojrzał na niego.
- Temperatura w porządku. Po
porażeniu prądem raczej nie powinno mu nic być. No, chyba, że było to jakieś
duże natężenie.
- Pogryzł kabel od komputera.
- W takim razie nic mu nie
będzie. – Powiedział z uśmiechem. – Mówi pan, że pogryzł kabel. To by znaczyło,
że wyżynają mu się ząbki.
Chwycił
łepek Aprila i wsunął mu do pyszczka palec. Kot z niezadowolonym pomrukiem
otworzył pyszczek.
- Tak, śliczne, białe kiełki się
przebijają. Radziłbym się przygotować i kupić mu jakiś gryzak.
- Czy mogę? – Zapytała
pielęgniarka podchodząc do nas ze sprzętem do pobierania krwi w ręce.
- Tak, tak proszę. – Lekarz
odsunął się.
Odruchowo
zakryłem Aprilowi oczy dłonią. Robiłem tak Danny’emu, kiedy chodził na
zastrzyki i szczepienia.
- Spokojnie. – Uśmiechnęła się
pielęgniarka.
- Nie jestem pewien jak
zareaguje. – Mruknąłem obserwując jak kobieta przykłada igłę do łapki kotka.
Na
szczęście oprócz głośnego miauknięcia pełnego bólu nic złego się nie wydarzyło.
- I po strachu.
Pielęgniarka
przyłożyła kawałek gazika do krwawiącego miejsca i owinęła ją kawałkiem
bandażu.
- To wszystko. Teraz wypiszemy mu
książeczkę. – Oznajmił lekarz zasiadając za biurkiem.
- Danny? – Zwróciłem się do
brata. – Weźmiesz Aprila?
Chłopiec
pokiwał głową i podszedł po kotka. Mały od razu wtulił się w mojego brata
spoglądając na mnie. Nie wiem, czemu, ale uśmiechnąłem się w jego stronę. Przez
chwilę wydawało mi się, że rudy odpowiedział na uśmiech, ale szybko odrzuciłem
tą opcję. Przecież koty się nie uśmiechają.
Podałem
weterynarzowi wszystkie potrzebne informację i wypytałem się o parę istotnych
rzeczy dotyczących kotołaków.
- Za jakieś półtora miesiąca
powinien przybrać ludzką postać. Proszę się przygotować na dziecko w domu. – Uśmiechnął
się.
- Jedno już mam. – Odwzajemniłem
uśmiech jednocześnie czochrając włosy brata.
- Proszę udać się jeszcze do
apteki i zapytać o jakiś środek, który załagodzi swędzenie dziąseł. – Powiedział
głaszcząc kotka po łepku.
- Oczywiście. Bardzo panu
dziękujemy. Do widzenia.
- D-do widzenia. – Szepnął Danny.
Po
wyjściu z kliniki pojechaliśmy do najbliższego centrum handlowego, które było
przeznaczone tylko dla zwierzołaków.
- N-Nick?
- Słucham?
- P-pójdziemy potem n-na lody? –
Zapytał chłopiec z nadzieją w głosie.
- Oczywiście, a teraz chodź.
Wybierzemy jakieś zabawki dla Aprila by więcej nie bawił się kablami. – Powiedziałem
wymownie patrząc na rudzielca.
On
również na mnie spojrzał, ale jego mina wyrażała czystą niewinność.
Gdy
weszliśmy do tego dużego sklepu byłem naprawdę podekscytowany. Wszędzie było
mnóstwo kolorowych rzeczy! Ubrania, jedzenie, zabawki….
Miauknąłem
radośnie. Nick przeszedł
ze mną przez kilka alejek by stanąć przy takiej gdzie były rzeczy dla mnie, czyli
kociaków bądź psiaków. A pro po psiaków… Na przeciwko nas szła rodzina piesków.
Jeden z
panów był wysoki, obok niego szedł niższy, w ramionach trzymał szczeniaka.
- Cześć! – Zamiauczałem radośnie.
- Hej! Też jesteś z tatą na zakupach?
Spojrzałem
na pieska zaskoczony.
- To nie mój tata tylko opiekun! On mnie
zado… zdo… zaadoptował! – Powiedziałem
dumny z siebie, że wymówiłem to słowo.
- Tak? A jest tak fajny jak mój tatuś? – Zapytał.
Machnąłem zły
ogonem.
- Skąd mogę wiedzieć?! Nie znam twojego
tatusia, ale wiem, że Nick jest najlepszy! – Powiedziałem pewnie ocierając się o mojego pana.
- Aha, to fajnie. Papa! – Powiedział odchodząc z rodzicami.
Rozejrzałem
się zainteresowany po pułkach. Nagle dostrzegłem na jednej z nich piłeczkę. „Ale
śliczna!”
Wbiłem lekko
pazurka w ramie mężczyzny i zamiauczałem.
- O, co chodzi, April?
Zacząłem się
wyrywać by móc mu ją pokazać. Była przeźroczysta, a w jej środku była… woda! I
takie świecąco – błyszczące coś (brokat), kolorowe małe motylki i serduszka. „Chcę
ją!”
Nick
spojrzał w jej stronę i wziął w dłonie.
- Podoba ci się, rudzielcu?
Zamiauczałem
głośno. „Tak!” Blondyn schował ją do koszka.
- Ł-ładną piłeczkę sobie w-wybrałeś
April.
Uśmiechnąłem
się do Danny’ego. „Dziękuję!” Nick kupił jeszcze kilka zabawek do gryzienia,
takie dziwne coś w tubce (maść) i troszkę jedzenia do chrupania.
Zamiauczałem
głośno, a Danny uśmiechnął się. Gdy zdaniem blondyna kupiliśmy wszystko, poszliśmy
na lody. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale też chciałem na nie iść.
Zakupy
odnieśliśmy do auta i poszliśmy do reste… restauracji! Tam zarówno Danny jak i
Nick zamówili sobie te całe lody. Czekałem zniecierpliwiony chcąc się dowiedzieć,
co to jest.
Gdy pani
ubrana w fartuszek przyniosła lody od razu wiedziałem, że je chcę. Wyglądały
pysznie! Było ich dużo, w ładnej miseczce i miały na wierzchu takie kolorowe
maluśkie patyczki i kuleczki (posypkę). Zamiauczałem. „Też chcę!”
- April, jesteś jeszcze za mały. Za jakiś czas, gdy będziesz już podobny do Danny’ego obiecuję, że dostaniesz swoją porcję lodów, a na razie musisz poczekać. – Powiedział Nick z uśmiechem, ale nie przejąłem się tym.
- April, jesteś jeszcze za mały. Za jakiś czas, gdy będziesz już podobny do Danny’ego obiecuję, że dostaniesz swoją porcję lodów, a na razie musisz poczekać. – Powiedział Nick z uśmiechem, ale nie przejąłem się tym.
Wskoczyłem
szybko na stół i umoczyłem pyszczek w lodach. „Ale dobre!”
- April! Ty łobuzie! Same z tobą
kłopoty. – Powiedział śmiejąc się i ściągając mnie ze stołu.
Zamiauczałem,
a gdy blondyn podniósł mnie do góry dałem mu buziaka.
- No dobra, dobra. Już nic nie
mówię, jesteś najgrzeczniejszym kotkiem na świecie.
Zamiauczałem.
„No oczywiście! Ty też jesteś najlepszy i tego pieska tatusiowi daleko do
ciebie! O!”
- Wróciliśmy! – Oznajmiłem
wchodząc do domu.
Jak
na zawołanie w przedpokoju pojawiła się mama.
- Gdzie byliście?
Najwyraźniej
nie była zbyt zadowolona naszym nagłym wyjściem.
- U weterynarza, w sklepie i na lodach.
– Wytłumaczyłem stawiając Aprila na podłodze. – Danny popilnujesz go? Możecie
pobawić się w ogrodzie nowymi zabawkami.
- T-tak!
Chłopiec
wziął do ręki reklamówkę z zakupami i wołając Aprila, który za nim pobiegł,
wybiegł na ogród za domem.
- Mogłeś, chociaż napisać
wiadomość. – Odezwała się mama.
- Przeprasza, ale to była
sytuacja awaryjna. Nie miałem do tego głowy, a potem jakoś mi wyleciało.
- Co się stało?
- April pogryzł kable w moim
biurze i poraził go prąd, ale na szczęście nic mu nie jest. A! I mam nowinę.
- A jakąż to?
- April to kotołak. – Oznajmiłem
podchodząc do okna tarasowego i przyglądając się kotu.
- Kotołak…? Czyś ty zwariował?! –
Zapytała z oburzeniem.
- Ale o co ci chodzi? – Zdziwiłem
się jej nagłym wybuchem.
- Mam nadzieję, że go oddasz.
Spojrzałem
na matkę. Myślałem, że się przesłyszałem.
- Słucham? Nie zamierzam go
oddawać.
- To, co zamierzasz z nim zrobić?
- Jak to, co? Zatrzymam go. Danny
bardzo go polubił.
- No i co z tego?! Nie zamierzam
znosić kolejnego bachora w domu! – Krzyknęła.
Nagle
usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła i szybkie kroki. Odwróciłem się, ale
zdążyłem jedynie dostrzec znikającą sylwetkę mojego brata.
- Nie! Zbił moją szklaną
statuetkę!
Spojrzałem
zszokowany na matkę.
- Tylko tym się przejęłaś?
- A, tak. Mógłbyś iść zobaczyć,
co z nim? – Zapytała klękając na podłodze by pozbierać odłamki szkła.
Nie
mogłem w to uwierzyć.
- Co z ciebie za matka? I ty się
dziwisz, że Danny ma problemy?
- Ale o co ci się rozchodzi?
- Twoje słowa zraniły go.
Nie
czekając na jej reakcję ruszyłem do pokoju brata. Zapukałem lekko do drzwi.
- Danny? – Cisza. – Danny, otwórz
drzwi, proszę.
- J-jesteś sam?
Usłyszałem
drżący głos.
- Tak.
Brat
przekręcił zamek w drzwiach. Wszedłem powoli do środka. Danny siedział na łóżku
i ocierał rękawem policzki z łez.
- Danny…
Podszedłem
do łóżka i usiadłem obok brata biorąc go w ramiona.
- Nie płacz. – Mruknąłem
głaszcząc go po głowie.
- N-Nick, dlaczego m-mama mnie
nie k-kocha? – Wychlipał.
- Nie mów tak. Mama cię kocha,
ale nie potrafi tego okazać. Nie rozumie, że potrzebujesz więcej uwagi i troski
niż ja czy Rachel.
- T-to dlaczego p-powiedziała, że
ma m-mnie dość?
- Na pewno nie chciała tego
powiedzieć.
Chciałbym
by moje słowa były prawdą, ale za dobrze znałem swoją matkę. Nie miałem też wyjścia,
musiałem skłamać. Przecież nie powiem małemu chłopcu, że był ‘’wpadką’’ i jego
mama go nie kocha.
- Danny, pamiętaj, że zawsze
jestem z tobą i możesz na mnie liczyć. – Powiedziałem kołysząc go delikatnie w
ramionach.
Przez
kłótnię z matką zupełnie zapomniałem o Aprilu, który został w ogródku.
Danny powiedział, że idzie na chwilę do domu, więc postanowiłem, że
pobawię się sam. Piłka, którą sobie wybrałem była naprawdę śliczna. Kolorowa,
błyszcząca i do tego bardzo ładnie pachniała.
Szturchnąłem ją lekko łapką, a ta poturlała się po trawie. Przyczaiłem
się i jak na dużego ‘’tygrysa’’ przystało, rzuciłem się na nią. „Mam cię!” Miauknąłem
głośno zadowolony.
Danny
jednak długo nie wracał, więc podszedłem niepewnie do domu by sprawdzić czy
chłopiec już do mnie wraca. W drzwiach stała mama Nicka.
Miauknąłem do niej. „Pobawi się pani ze mną?”
Kobieta uśmiechnęła się do mnie, ale jakoś tak... dziwnie. Sam nie wiem.
Podeszła do mnie i wzięła na ręce. Postawiła mnie koło mojej ślicznej piłeczki.
„Czyli pobawi się pani ze mną?”
Szturchnąłem piłeczkę w stronę pani.
- Chcesz się bawić, mały?
Zamruczałem
z chęcią.
- W porządku. – Powiedziała i
rzuciła piłeczkę. – No, idź ją znajdź.
Byłem
troszkę zaskoczony, bo przecież nie jestem pieskiem, ale chciałem zadowolić
mamę Nicka by nie była na mnie zła, więc ruszyłem szukać mojej piłeczki.
Musiałem przejść spory kawałem by w końcu stanąć w miejscu gdzie, wydawało
mi się, że wylądowała piłeczka. Zerknąłem niepewnie na panią. Mimo, że to małe
drzewko (krzak) ładnie wyglądało i pachniało to nie byłem pewny czy mogę między
nie wejść.
- No idź i ją wyjmij, rudzielcu!
- No idź i ją wyjmij, rudzielcu!
Wzdrygnąłem
się. Mówiła bardzo nieprzyjemnym głosem. Ona na mnie krzyknęła! Wystraszyłem
się, więc wszedłem ostrożnie w to drzewko z kwiatkami.
W środku między
listkami i kwiatkami było dość ciemno i nieprzyjemnie. Do tego bardzo słodko
pachniało. Kichnąłem i poczułem jak coś wbija mi się w łapkę. „Boli!” Chciałem,
czym prędzej uciec, ale za mną nie wiadomo skąd pojawiły się gałązki z kolcami.
Nie widziałem ich wcześniej! Zamiauczałem głośno przestraszony i spróbowałem
się wyplątać. Niestety nie byłem w stanie. Po chwili ostre kolce gałązek
zaczęły się we mnie wbijać. „To boli! Niech mi pani pomoże!” Zamiauczałem
głośno, ale kobieta tylko się zaśmiała. „Czemu się śmiejesz? To mnie boli!”
- Dobrze ci tak, futrzaku! Może
Nick za późno cię znajdzie i będę mieć spokój.
Po chwili
już jej nie słyszałem. Zostałem sam. Zrobiło mi się zimno i smutno. „Nie
znajdzie mnie? Ja nie chcę być sam!” Zacząłem płakać. „Boję się!”
Nie
pamiętam ile czasu spędziłem z Danny’m. Siedzieliśmy w ciszy, młody chyba
zasnął, a ja nie miałem serca zostawiać go samego. Jednak nagle…
- April! – Poderwałem się z
krzykiem.
Brat
obudził się gwałtownie i rozejrzał zdezorientowany na boki.
- C-co się stało? – Zapytał cicho
przecierając piąstkami oczy.
- Chodź Danny, zapomnieliśmy o
Aprilu.
Czym
prędzej przeszliśmy do salonu i stanęliśmy przy drzwiach tarasowych. Wyjrzałem
na zewnątrz, ale nie zauważyłem nic oprócz paru zabawek leżących na kupce obok
tarasu. Przeszedłem przez próg i rozejrzałem się. Lampy ogrodowe oświetlały
podwórko na tyle bym mógł dostrzec wszystko od domu aż do ogrodzenia.
- April! – Zawołałem, ale
odpowiedziała mi cisza.
Zszedłem
na trawę i podszedłem bardziej na środek podwórka.
- April! – Spróbowałem jeszcze
raz.
W
pobliskich krzewach róż usłyszałem jakiś szelest, a następnie słabe
miauknięcie.
- April! – Krzyknąłem podbiegając
do krzewów.
Uklęknąłem
na trawie i ostrożnie rozgarnąłem liście i kwiaty róż. Moim oczom ukazał się
okropny widok. Moja kicia leżała zaplątana w gałęzie z ostrymi kolcami, które
powbijały się w kruche ciałko Aprila. W około zranionych miejsc futro rudzielca
zabarwiło się na czerwono. Mój wzrok powędrował również na piłkę leżącą tuż
przed nosem malucha.
- I to wszystko dla głupiej
piłeczki? – Zapytałem z niedowierzeniem.
Mały
zamiauczał żałośnie.
- Już, już. Cichutko, zaraz cię
stąd wyciągnę. Danny! – Zawołałem brata.
Chciał
podejść, ale zatrzymałem go. Nie chciałem by zobaczył Aprila w takim stanie.
- Przynieś proszę nożyce ogrodowe. – Poprosiłem.
Gdy
Danny odszedł ponownie spojrzałem na kotka. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem.
Wydawało mi się, że płacze, ale… Czy to możliwe?
- Spokojnie. – Powiedziałem
uspokajająco i delikatnie pogłaskałem go po główce. – Zaraz przestanie boleć,
obiecuję.
- N-Nick!
Odwróciłem
się do tyłu by odebrać nożyczki od brat i od razu odesłałem go do domu by
przygotował apteczkę i zaniósł ją do mojej łazienki.
- Leż teraz spokojnie. – Mruknąłem
przecinając pierwszą gałązkę.
April
miauczał z bólu, gdy razem z gałązkami wyciągałem z jego ciała kolce.
- Już jesteś wolny.
Odłożyłem
nożyce i delikatnie podniosłem wątłe ciało kociaka z zimnej ziemi. Zabrałem
również jego piłeczkę. Udałem się z nim do domu.
- Danny? – Zawołałem, gdy byłem
już w swojej sypialni.
Brat
wyszedł z łazienki patrząc zaniepokojony na kotka w moich ramionach i krew na
moich palcach.
- C-co się stało?
- April trochę się pokaleczył.
Musisz mi pomóc go opatrzyć, dobrze?
- T-tak!
- Wygląda jak mały bałwanek,
prawda? – Zapytałem, gdy położyliśmy z Danny’m Aprila na jego poduszce w kojcu.
Chłopiec
pokiwał głową i pogłaskał ostrożnie kotka.
- M-ma na sobie t-tyle bandaży,
że m-mógłby być m-mumią! – Zaśmiał się.
Ja
również się uśmiechnąłem. Westchnąłem i wyciągnąłem z kieszeni bluzy mają
piłeczkę.
- I to wszystko przez piłeczkę.
Warto było, rudzielcu?
Położyłem
zabawkę koło kotka jednak ten fuknął na nią i spróbował się obrócić, ale przez
dużą ilość bandaży nie dał rady. Jedynie przeturlał się na plecy.
- Co się dzieje, mały? – Zapytałem
trochę zaniepokojony i podniosłem kotka.
Nie wiem, czemu, ale wydawało mi się, że widzę
w jego oczach smutek.
- Czemu jesteś smutny?
Przybliżyłem
twarz do jego pyszczka i potarłem swój nos o jego malutki. Gdy się odsunąłem
April kichnął, ale wydawał się być weselszy.
- No! Nie pozwolę by mój kotek
był smutny, prawda?
April
zamiauczał w odpowiedzi liżąc mój nos. Wziąłem to za pozytywną odpowiedź.
Robiło się już ciemno. Byłem sam
i tak bardzo się bałem. Zamknąłem oczy czując, że jestem już śpiący. I do tego
głodny! Nie wiem ile tam leżałem, ale gdy Nick mnie znalazł wszystko potoczyło
się szybko.
Niedługo później leżałem już z Nickiem i Dannym w sypialni mojego pana.
Oglądaliśmy bajki. Byłem zadowolony, że jestem już wolny i najedzony. Nick
nakarmił mnie, a teraz drapał za uchem. Zamruczałem. „O tak za uszkiem…” Byłem
już spokojniejszy, ale ciągle, jakoś tak w środku, było mi ciężko. Mama Nicka
mnie nie lubi. No i chciała się mnie pozbyć. Było mi przykro, ale wiedziałem,
że nie mogę z tym nic zrobić. Jestem tylko małym kotkiem.
Siedzieliśmy w kawiarni. Ja, Nick, Gabriel i Mickey. Rozglądałem się
zaciekawiony wokół nie zwracając zbytnio uwagi, o czym rozmawiają dorośli.
- Ale serio,
chłopaki? Kotołak? Mogliście mi, chociaż powiedzieć. Nie mam z tym problemu,
przecież wiecie.
Zamiauczałem. „Ale twoja mama ma! Cokolwiek znaczy kotołak.”
- Nick, nie
chciałem ci mówić. Wolałem by to była niespodzianka. – Powiedział Mickey ze
śmiechem.
- Cudownie, ale
ja nic nie wiem o kotołakach.
Mickey westchnął.
- Po pierwsze,
mimo że April wygląda jak kociak to ma umysł normalnego dziecka. Myśli i czuje
jak każdy człowiek. Płacze, śmieje się jak dziecko. Nie wiem, co ci powiedział
weterynarz, ale za jakieś półtorej miesiąca będzie wyglądał jak normalne, mniej
więcej cztero letnie, ludzkie dziecko. Będzie się rozwijał dość szybko. Po
zaledwie dwóch latach będzie już w pełni rozwiniętym kotołakiem. Musisz być
gotowy. Gdy będzie miał około roku będzie przypominać szesnasto/siedemnasto
latka. Kolejny rok i będzie w pełni rozwiniętym kotołakiem. Po osiemnastu
miesiącach będzie miał swój pierwszy okres płodny. Zawsze występuje w naszym rozwoju.
Psołaki mają dwa tygodnie, co drugi miesiąc. Natomiast kotołaki są bardziej...
kłopotliwe, jeśli mogę tak to ująć. U nich występuje on przez tydzień, co
miesiąc. Będziesz go musiał wtedy pilnować by nie spotkał się z innym
kotołakiem.
Nie wiedziałem, o czym mowa, ale Nick miał bardzo śmieszną minę. Zaśmiałem
się rozbawiony. Mickey pogłaskał mnie po głowie.
- No to nieźle
mnie zaskoczyłeś.
- Pff… To tylko
informacje w pigułce, Nick. Uwierz mi, najważniejsze już wiesz.
- Ta… I tak będę
musiał poczytać o tym wszystkim. Przynajmniej wiem, czemu wydawało mi się, że
mały się śmieje bądź płacze. – Uśmiechnął się do mnie, więc odpowiedziałem mu
tym samym i miauknąłem. - No i teraz mam pewność, że naprawdę ogląda bajki.
- Och, z
pewnością ogląda. Ja sam uwielbiałem to robić. – Powiedział Mickey.
Po chwili do stolika przyszła pani z tacą i dała im wszystkim po kawie i
lodach. „Znów lody, ja też chcę spróbować! Czemu ja nie mogę?!” Spojrzałem na
Nicka oburzony, na co białowłosy wybuchnął śmiechem.
- Och, April
chce lody. Ma minę jakby się obraził.
- No cóż… Ostatnio
byłem z Danny’m na lodach, dzisiaj z wami. Coś mi się wydaje, że też by chciał
spróbować.
Mickey uśmiechnął się, wziął czystą łyżeczkę i nabrał na nią trochę
białych lodów. Odczekał chwilę, a gdy lody zrobiły się p-płynne przysunął
łyżeczkę w moją stronę.
- Jesteś pewny,
że...?
- Daj spokój, ma
już prawie cztery miesiące! Niedługo będzie człowiekiem, nic mu nie będzie,
spokojnie. Nie mam zamiaru otruć twojego kociaka.
Nick pokiwał głową. Doszedłem do wniosku, że mogę spróbować. „Mniam!” Z
chęcią wylizałem łyżeczkę. Dostałem jeszcze kilka porcji. Byłem bardzo
zadowolony, że mogłem zjeść lody tak jak oni. I wcale się już nie przejmowałem,
że nie wiem, o czym mówią ani tym, co działo się wczoraj. Teraz czułem się taki
duży jak oni!
Nie wiem ile czasu spędziliśmy w kawiarni,
ale w pewnym momencie zasnąłem na kolanach Nicka. Gdy się obudziłem blondyn niósł
mnie po schodach do swojej sypialni. Rozejrzałem się zaskoczony. „Już
wróciliśmy?” Zamiauczałem patrząc na Nicka nadal śpiący.
- Co jest mały? Nie śpisz już? To,
co? Dać ci mleczko?
Od razu się ożywiłem. „Tak!” Nick zachichotał, zostawił w pokoju swoją bluzę i zabrał mnie
na dół. W kuchni siedziała mama Nicka i jakiś pan. Przytuliłem się mocniej do
mojego blondyna.
- Cześć mamo. Cześć tato.
- O! Nick, dawno cię nie
widziałem. – Przywitał się starszy mężczyzna. – O, a co tam trzymasz?
Pan spojrzał
na mnie, a ja schowałem się bardziej.
- To jest April. Dostałem go od
Mickey’a i Gabriela na urodziny.
- Dodaj do tego, że to kotołak! –
Powiedziała mama Nicka wyraźnie oburzona.
- To prawda, ale nie widzę w tym
nic złego.
- Nie gadaj głupot! Przecież to
coś nie jest zwierzakiem! Nie jest nawet człowiekiem! Do tego będzie cię
ograniczać! Będziesz się musiał nim zajmować dopóki nie dorośnie. Poza tym te…
rzeczy są ponoć bardzo zaborcze! Jak ty chcesz sobie znaleźć kogoś mając tą
kupkę futra pod opieką?
Skuliłem
się. „O nie, znów krzyczy! Znów jest na mnie zła! Ale co ja takiego zrobiłem?
Przecież byłem grzeczny!” Nick spojrzał na mnie zaskoczony, po czym odezwał
się.
- To prawda, nie jest zwierzęciem
ani człowiekiem. Jest kotołakiem przez, co jest wyjątkowy.
Nie
wiedziałem do końca, o czym mowa, ale zrobiło mi się miło.
- Nie będzie mnie ograniczać!
Wiem to! Nie przeszkadza mi opieka nad nim! Jest moim kochanym kociakiem i nie
oddam go! On nie jest rzeczą! Poza tym, jak jakiś chłopak nie zaakceptuję
Aprila to nie będę z nim. Wiem, że taki maluch jak April zobowiązuje, ale nie
miałbym serca go oddać, więc nie oczekuj tego ode mnie.
Zamiauczałem
przestraszony na słowa o oddaniu.
- Nie martw się, rudzielcu. Nie
oddam cię.
Zamruczałem
zadowolony. Nick postawił mnie na blacie w kuchni i wziął się za przygotowanie
mi mleczka. Gdy czekałem na swój posiłek zauważyłem jak pan z lekką siwizną
uśmiecha się do mnie delikatnie.
Nick wziął
dla siebie jeszcze jakiś ju… ja… jogurt i poszliśmy na górę. Położyliśmy się na
łóżku, Nick włączył mi bajki i zaczął mnie karmić mlekiem. Zamruczałem
zadowolony. Najedzony ułożyłem się wygodnie na brzuchu blondyna i zacząłem
oglądać „Pingwiny z Madagaskaru”. To taka śmieszna bajka. Nie mogłem przestać
się śmiać. W pewnym momencie sturlałem się z brzucha Nicka, na co mężczyzna
wybuchnął śmiechem.
- Co robisz April? Aż tak cię
bawi ta bajka?
Zamiauczałem
znów układając się wygodnie. Gdy zrobiłem się już śpiący Nick wyszczotkował
mnie przed snem. Czułem się naprawdę dobrze, więc zacząłem zasypiać. Blondyn
chciał mnie położyć na mojej poduszce, ale zaprotestowałem. Zamiauczałem. „Nie!
Ja chcę spać w twoim łóżku. Ty masz takie duże łóżko. Ciepłe i wygodne! No i…
Nie mam koszmarów, gdy śpię z tobą!” Naprawdę nie chciałem spać sam.
- No, co jest April? Nie chcesz
spać? – Zapytał mnie zdziwiony.
„Chcę! Ale
nie chcę spać sam! Bo się boję!” Podszedłem do jego łóżka i znów zamiauczałem.
Podskoczyłem parę razy, ale byłem jeszcze zbyt mały by wskoczyć na łóżko. Nick
przyglądał mi się chwilę, po czym podniósł mnie do góry i położył na swojej
poduszce.
- Zadowolony? – Zapytał kładąc
się obok.
Zamiauczałem
zadowolony. Mężczyzna pogłaskał mnie jeszcze po łepku i po chwili zasnął. A ja?
Ziewnąłem i też zasnąłem.
Gdy
się obudziłem poczułem, że coś łaskocze mnie po nosie. Kichnąłem i wstałem
niepewnie. Ze zdziwieniem zauważyłem, że mam dłuższy ogon i w ogóle jestem
dłuższy… Nie… większy! Tak, większy. Zamiauczałem głośno. „Nick, wstań i spójrz
na mnie!” Nick odwrócił się tyłem do mnie z głośnym jękiem.
- April, daj mi jeszcze chwilę… -
Powiedział niezadowolony.
„Nie, wstawaj!”
Rzuciłem się na niego chcąc go obudzić. Mężczyzna zaskoczony podniósł się do
siadu. „No, co?”
- April! Ty urosłeś!
Nick podniósł
mnie i zaczął oglądać z każdej strony.
- Masz gęstsze futerko i jesteś większy!
Masz też dłuższy ogon! Nie spodziewałem się, że tak nagle urośniesz. – Powiedział
i cmoknął mnie w łepek. – Musimy jechać dziś na zakupy. Pewnie przyda ci się
inne jedzenie niż mleko. – Powiedział podnosząc mnie do góry.
Zeszliśmy na
dół. Nick postawił mnie na ziemi. Spojrzałem na niego niepewnie.
- No, co jest rudzielcu? Przecież
nikt cię nie zje. Pokaż, jaki z ciebie już duży kociak. Sprawdź, co teraz
potrafisz i się nie bój. – Powiedział z uśmiechem, a ja już pewniej przeszedłem
obok niego i wszedłem do kuchni.
Usłyszałem
jeszcze za sobą cichy chichot. Rodzice mojego pana spojrzeli na mnie zaskoczeni.
Czułem satysfakcje, że nie jestem już tak mały i nieporadny. Z dumnie uniesionym
ogonkiem podszedłem do mebli, na których Nick szykuje mi mleko. Przez chwilę
przymierzałem się aż w końcu wskoczyłem na meble. Tak, wskoczyłem! Zamiauczałem
dumny z siebie.
- No, no April, brawo!
Uśmiechnąłem
się. Mężczyzna wziął się za robienie mleczka dla mnie. Po chwili przede mną została
położona miseczka. Spojrzałem zaskoczony na Nicka.
- Co? Taki duży kiciuś umie
wskoczyć na meble, a nie chce wypić mleka ze spodeczka?
Podszedłem
do miseczki i spróbowałem. Po chwili już piłem mleko mrucząc przy tym z
przyjemności, gdy Nick głaskał mnie po grzbiecie.
- Rany, nie spodziewałem się, że
tak szybko urośniesz. Ale to dobrze. Będziesz mógł się nauczyć trochę
samodzielności.
Nie do końca
wiedziałem, o co chodzi, ale raczej się z nim zgadzałem.
1. Nie wiedziałm że po pobraniu leje sie krew strumieniami i trzeba owijac łape kota bandażami.
OdpowiedzUsuń2. Pilka z woda? Przecież kot swoimi pazurami lub zębami moze to przebić a w zabawkach nie ma raczej prawdziwej wody tylko jakaś domieszka ze wszystkim.
Już czuję, że to będzie mega chore i dziwne opowiadanie
A i czym rodzi kot? Odbytem czy może cesarką? Bo w końcu jak będzie w ciąży to będzie miał forme człowieka
1. Nie wiem jaki masz problem z tym że miał owiniętą łapkę.
Usuń2. Skoro zabawka została kupiona w specjalnym sklepie dla zwierzołaków to znaczy że te zabawki są specjalnie zrobione.
To nie jest mega chore i dziwne opowiadanie tylko opowiadanie które nie ma nic wspólnego z realem.
Co do porodów, to nic nie zmieniamy tak jak w poprzednim opowiadaniu cesarskie cięcia.
To chyba tyle ode mnie. Mogę tylko poradzić byś drogi Anonimie nie oceniał opowiadania po dwóch rozdziałach.
OfeliaRose
1. to ze zwierze ma futro, pobieranie krwi nie wymaga bandazy i kot sam moze regenerowac ta lape, choc nie ma czego
Usuń2. w specjalnym sklepie stworzonym przez was.
Nie, nie znalazłam żadnej takiej zabawki.
UsuńO łaaa. Szanowny Anonim taki upierdliwy XD
UsuńPowiem tak: 1.co do bandażowania łapki, to raczej była troska, moim zdaniem to było urocze :3
2. Miałam kota, który bawił się takimi piłeczkami. Są one po prostu wykonane ze specjalnej gumy czy czymś podobnym (z drugiej strony nie rozumiem, po co się w to zagłębiać, skoro to opowiadanie fikcyjne...? ;_;).
Mnie bardzo się podoba pomysł na opowiadanie, jak i sama historia ładna, ciekawa i - co najważniejsze - ORYGINALNA. ;)
Nie przejmujcie się, drogie autorki, takimi komentarzami, ponieważ piszą je sami zazdrośnicy i po prostu zwykłe SNOBY. (Motto ode mnie: "Po co czytasz komentarze sfrustrowanych miernot? Niech się durnie trują jadem - oszczędź sobie złego.")
Tak więc czekam na dalsze losy naszych bohaterów (znów nie mogę poczekać się czwartku :D ), już mi się bardzo podoba <3
Pozdrawiam, Oli :3
No właśnie Anonimie nie oceniaj opka zanim go nie przeczytasz w całości, albo jeżeli ci coś nie pasi to nie musisz czytać. Poza tym wg mnie to opko jest ciekawe.
Usuń1. Mam psa i jej jak pobierali krew to zabandażowali łapę.
Grzecznie odpowiadajcie, klucz do sukcesu ;)
UsuńTak sie sklada, ze nie ma czego zazdroscic. Tego, ze pisza? Przeciez duzo osob pisze opowiadania.
Miernot. Bardzo niegrzeczne slowo. Jak bedziesz sie czuc kiedy ja Ciebie tak obraze ,,miernoto"? Milo? Watpie.
Wiekszym jadem to wlasnie Ty plujesz. Bez obrazy.
Moze czepliwa, ale w sumie ma racje. Czytalem w zyciu gorsze komentarze, ten nie jest taki chamski. Z lapka sie zgadzam - to troche podkoloryzowane.
Pileczke moze nie z woda, ale gumow
la widzialem ostatnio w galerii w Warszawie, wiec mysle, ze ludzie tworza wiele atrakcji dla zwierzakow.
Czy oryginalna historia - internet jest wielki jak powiadasz - czyli takich historii jest duzo, ale kazda inaczej pisana ;)
Przejmowac warto sie kazdym komentarzem, bo w kazdym jest czastka prawdy.
Sam rozdzial smieszny, lekki i fajnie sie czytalo, tylko troche za duzo wykrzyknikow ;)
A i skonczcie z pisaniem ,,jesli sie nie podoba to nie czytaj" - to jedno z najbardziej irytujacych slow jakie moze pasc w polu do komentowania i nie wnosi nic, a bardziej zacheca do klotni :)
UsuńNie wiem po co jakiś trol się tutaj pulta, ja mam trzy koty i nie mam jakiś obiekcji do tekstu czy zabawek. Dzieci mają lepszy nacisk szczęk niż kociaki i mają zabawki z zamrażaczem gdy wyżynają się im ząbki. Mnie się podoba a jak komuś nie to nie musi czytać. Internet jest wielki. Jak ktoś jest taki dokładny polecam portale weterynaryjne tam się wszystko zgadza.
OdpowiedzUsuńjak dla mnie rozdział jak zawsze świetny i mam nadzieje że nie przejmujecie się czepialskimi . April jak zawsze rozkoooooooooooszny , a tę matke to mam ochotę ukatrupic . Nie moge sie doczekac jak kotek zmieni sie w czlowieka , a jak juz bd dorosly to juz wogóle bajka ! życzę wam weny i tak samo fantastycznych pomysłow !
OdpowiedzUsuń/Hans
bardzo podoba mi się to opowiadanie szczególnie ze lubię czytać o zmiennokształtnych czekam na kolejne rozdziały i życzę weny pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRozdział super ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Nick nie odrzucił Aprila gdy dowiedział się, że ten jest kotołakiem. Choć wydaje mi się, że chyba nie wie tak do końca co go czeka gdy maluch tak w pełni dorośnie ;)
A matka Nicka to niech spada, widać, że uczuć rodzicielskich to nie ma ona chyba wcale, aż mi szkoda Danny`ego. Mam nadzieję, że w przyszłości Nick nie będzie zbyt wierzył matce bo widać ,że jest zdolna do wszystkiego aby osiągnąć swój cel...
Pozdrawiam
PS. Jak dla nie to bardzo fajnie, że zdecydowałyście się zrezygnować z tych wstawek angielskich ;) Bo naprawdę dużo lepiej się mi czytało ten rozdział.
Śmieszą mnie komentarze w których próbujecie fikcję literacką dostosować do warunków realu. To jest ich opowiadanie i jeśli uznają ze piłeczka z wodą jest bezpieczna to mają do tego prawo. Tak wymyśliły. Nienawidzę czepiania się dla czepiania. Jak się komuś nie podoba nie musi czytać. Co za brak szacunku wobec autorek
OdpowiedzUsuńPS. To opowiadanie calkowicie nie w moim stylu a jednak czytam. I zgadzam się z przedmówcą, świetna decyzja by zrezygnować z wstawek angielskich
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńco do tej kobiety to nie mam miłych słów, jeszcze Danny cierpi, ciekawe czy wyjdzie sprawa, że to ona chciała się pozbyć Aprila, zastanawia mnie skąd ten lekarz wiedział od razu, że to kotołak, no chyba, że była informacja w dokumentach, do których nie zajrzał, och już troszkę podrósł....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia