Rozdział 6
Pzypominamy, że od dzisiaj rozdziały będą pojawiać się o północy.
Dziękuję, Kuro.
- Chester, od jutra zamieszkasz w
nowym domu. Nie długo będziesz już chłopcem i nie możesz dłużej z nami
mieszkać. Bardzo cię kochamy skarbie, ale potrzebujesz właściciela, który da ci
wszystko, czego będziesz potrzebować.
Spojrzałem na mojego tatusia i
zapiszczałem „Nie będę już z wami mieszkać? Dlaczego? Tatusiu ja chcę mieszkać
z wami!”
- Ale jesteś śliczny. Od teraz
będziesz mieszkać ze mną. Będzie fajnie, zobaczysz. Kupimy ci zabawki, a gdy
staniesz się chłopcem nowe łóżeczko, ubranka…
- Chester! Jak mogłeś zwymiotować
na łóżko?! Ty głupi szczeniaku!
Mój pan stał nade mną zły. Była
noc, a ja bardzo źle się czułem. Bolał mnie brzuszek i nie zdążyłem wyjść z
łóżka i… zwymiotowałem na kołderkę. Ubrudziłem również moją piżamkę. Nadal było
mi niedobrze, gdy czułem zapach wymiocin. Nie rozumiałem, dlaczego pan krzyczy.
Przecież nie zrobiłem tego specjalnie. Chciało mi się płakać.
Spuściłem uszy i podkuliłem
ogonek.
- Co tak stoisz?! Wracaj do
łóżka! Porozmawiamy rano!
Wzdrygnąłem się i niepewnie
powiedziałem.
- A-ale moja p-piżamka i kołdra są brudne…
- Powiedziałem do łóżka!
- A-ale moja p-piżamka i kołdra są brudne…
- Powiedziałem do łóżka!
- Przykro mi Chester, ale musisz
tu zostać. Jestem pewna, że będziesz szczęśliwszy w
nowym domu. – Powiedziała pani będąca jedną z
opiekunek w domu dla porzuconych zwierzaków i pogłaskała mnie pogłowie
pozwalając po chwili zostać samemu.
- Chester to jest pan Beniamin.
Będzie twoim nowym opiekunem.
Spojrzałem na mężczyznę
niepewnie.
- Dzień dobry…
- Dzień dobry, Chester. Cieszę się, że od dziś będziesz mieszkać razem ze mną.
- Dzień dobry…
- Dzień dobry, Chester. Cieszę się, że od dziś będziesz mieszkać razem ze mną.
Stałem w pokoju koło mojego
łóżka. Właśnie wyszedłem z łazienki po kąpieli, ale mój opiekun nie pomagał mi
się ubrać. Zamiast tego oglądał mnie uważnie robiąc, co jakiś czas zdjęcia.
Robiło mi się zimno. Czułem się skrępowany i bałem się, mimo że nie wiedziałem,
czego.
- Jesteś śliczny. Idealny. – Powiedział
uśmiechając się inaczej niż zwykle. – Ale jesteś jeszcze troszkę za mały. –
Powiedział nie odwracając wzroku od mojej pupy. – No, ale cóż. Dwa, trzy miesiące
i wreszcie będziesz idealnych rozmiarów.
Byłem właśnie w bawialni, w galerii. Lubiłem tu przychodzić jeszcze z moim pierwszym opiekunem. Teraz byłem tu stałym bywalcem, gdy mój pan nie mógł mnie pilnować.
Inne dzieci bawiły się wesoło,
ale ja nie miałem ochoty. Wkurzała mnie ta ich radość i to jak się bawią razem.
Nie ważne czy pies czy kot. Skrzywiłem się, po czym spojrzałem na opiekunkę.
- Proszę pani, dlaczego jestem
jeszcze za mały? Dlaczego mam za małą pupę? – Zapytałem pewnego razu.
- Co? Chester, o co ci chodzi?
- Bo pan Beniamin zawsze po kąpieli mnie ogląda i twierdzi, że jestem jeszcze za mały. Ale
- Bo pan Beniamin zawsze po kąpieli mnie ogląda i twierdzi, że jestem jeszcze za mały. Ale
jeszcze trochę i będę idealny.
Pani opiekunka spojrzała na mnie
z takim dziwnym wyrazem twarzy.
-O Boże…
-O Boże…
- Proszę pani, czy zrobiłem coś
złego? – Zapytałem cicho znów rozpakowując się w moim pokoju, w domu dla
porzuconych zwierzaków.
- Oczywiście, że nie, Chester. To
pan Beniamin chciał zrobić coś złego. A my po prostu nie chcemy by stała ci się
krzywda. Nie martw się w końcu znajdziesz dom.
- Chester to jest…
- Tak wiem. To mój nowy opiekun,
prawda?
- Tak. Mam na imię Thomas. Miło
mi cię poznać.
Nowy dom. Znów
wiedziałem, że coś jest nie tak. Mieszkałem z panem Thomasem od trzech tygodni.
Z początku było naprawdę miło. Mój nowy opiekun uczył mnie nowych rzeczy.
Pozwalał mi z nim siedzieć i patrzeć jak gotuje. Ale teraz nie było już tak
fajnie.
- Chester, wstawaj! Za
godzinę muszę wyjść. Masz mi zrobić śniadanie. A i dziś nauczę cię prasować.
Czym prędzej wstałem by nie
denerwować niepotrzebnie mojego pana.
Tak jak chciał zrobiłem mu omlet
i kawę. Poparzyłem sobie palce, ale nie mogłem narzekać, bo mój pan by się
zezłościł. Wiedziałem, że powinienem o tym wszystkim powiedzieć pani opiekunce,
ale… nie chciałem znów stracić domu.
- Ty głupi kundlu! Spaliłeś moją
koszulę! Powinienem teraz zrobić ci taki sam ślad jak ty na moim ubraniu!
Jesteś głupi! Nie potrafisz się niczego nauczyć! Nie dziwię się, że poprzedni
właściciele cię zostawili! Ja też to zrobię!
Znów „mój” pokój. Opiekunowie, dzieci i ja… Głupi i do tego niechciany przez nikogo. A przecież tatuś mówił, że będzie dobrze! Że znajdę dom! Co jest ze mną nie tak? Nienawidzę wszystkich! Nienawidzę tego, że jestem sam!
Po moich policzkach pociekły łzy.
- Chester?
Obudź się szczeniaku.
Otworzyłem
oczy. Na moim łóżku siedział Will. Przeczesywał delikatnie moje włosy patrząc
na mnie z troską.
- Co ci się śniło?
- Nic… - Nie
chciałem mu mówić.
Nie chciałem
by cokolwiek wiedział. I tak byłem tutaj tylko na chwilę. A potem powrót to
domu dla porzuconych.
- Chester, kiedy
zrozumiesz, że decydując się na wzięcie cię do siebie przemyślałem to poważnie
i nie zamierzam cię oddać? Nawet, jeśli zdarzy ci się zrobić coś złego. Uwierz
mi, proszę.
Nic nie
odpowiedziałem starając się zignorować ból brzucha. Zawsze tak było. Gdy się
bałem albo miałem zły sen.
- Mimo, że
mi nie wierzysz to naprawdę chcę byś zaczął mi ufać. - Powiedział głaszcząc
mnie po głowie. – Zostać tu z tobą dopóki nie zaśniesz czy…?
- Mógłbyś
zostać? – Zapytałem cicho.
Brunet
uśmiechnął się tylko i usiadł na brzegu łóżka na wpół się kładąc. Ułożyłem się
z powrotem na poduszkach starając się nie myśleć o moim śnie.
Rano obudził
mnie zapach smażonych gofrów i ciepłego karmelu. Oblizałem się wciąż jednak nie
otwierając oczu. Wiedziałem, że mój opiekun za chwilę tu przyjdzie by mnie
obudzić. Może miałem osiem miesięcy, ale lubiłem być budzony głaskaniem po
głowie albo łaskotkami. No i po chwili doczekałem się cichych kroków, a potem
poczułem jak Will przeczesuje moje włosy.
- Chester, pora
wstawać. – Wynurzyłem się powoli spod kołdry.
Napotkałem
zaskoczone spojrzenie Willa.
- Coś nie
tak?
- Chester
jesteś większy! – Powiedział uśmiechając się do mnie ciepło.
Zerwałem się
z łóżka i podbiegłem do lustra stojącego obok szafy. „Faktycznie. Jestem
większy! I mam dłuższe włosy!” Przyglądałem się sobie dopóki Will nie staną za
mną.
- No dobra,
koniec tego przeglądania się. Jesteś śliczny, ale teraz czas na śniadanko. Jak
chcesz tak dalej rosnąć to musisz jeść. – Powiedział prowadząc mnie do kuchni.
Dostałem
kubek kakao, gofry z karmelem i do tego mandarynki.
- Smacznego.
- Dziękuję.
A pan… Znaczy, a ty nie jesz?
Will ciągle
mnie upominał bym mówił do niego po imieniu. Ciągle mówił, że jesteśmy teraz
rodziną i nie powinienem do niego mówić per pan. Nadal uważałem, że to strata
czasu. No, ale.
Zjadłem
śniadanie, po czym poszedłem do szkoły. Uczyłem się już od 2 miesięcy. Zacząłem
będąc w domu dla porzuconych zwierzaków. Dzieciaki śmiały się ze mnie, ale szczerze
nie ruszało mnie to.
Lekcje
minęły szybko. Will odebrał mnie i ze względu na to, że miał jeszcze pracę
zaprowadził mnie do bawialni w galerii.
- Posłuchaj
Chester. Jadę teraz na spotkanie. Będę miał dla ciebie niespodziankę, gdy
przyjadę po z powrotem, więc pobaw się z dziećmi i bądź grzeczny. – Powiedział
całując mnie w czoło.
Chciałem się
odsunąć, ale Will już się do tego przyzwyczaił i nie zważał na moje protesty.
Opiekunka przyjęła mnie z uśmiechem, jak zwykle. Rozejrzałem się tylko, a potem
usiadłem na krześle i zacząłem czytać książkę. Przynajmniej próbowałem, ale
śmiechy i głośna rozmowa reszty dzieciaków nie pozwalała mi na to.
Poczekałem
aż nasza opiekunka wyjdzie z sali i ruszyłem w stronę grupy dzieciaków.
Wszystkie mnie znały. Gdy tylko mnie zobaczyły zaczęły chować się po kątach. A
raczej prawie wszystkie. Jeden rudowłosy kociak rozglądał się, po czym odwrócił
się w moją stronę i uśmiechnął. Nie podobało mi sie to
-A ty głupi kocie, co robisz?
- J-ja chciałem się przywitać.
- Ty jeszcze nic nie wiesz? Nie lubię głupich kotów! Widzisz,
oni to wszyscy wiedzą. – Wskazałem na pochowane dzieci. – A ty głupku
pożałujesz.
- Nie mów tak do mnie! – Oburzył się i popatrzył na mnie
„groźnie”.
- Bo, co siusiu majtku? Nie podskakuj, bo oberwiesz.
Chciałem złapać go za ta rudą, sztywną kitę, ale ktoś uderzył
mnie w głowę klockiem.
- Kto to zrobił?!
- Nie jestem siusiu majtkiem! – Krzyknął rudy i zaczął
uciekać.
„No, co za bezczelny futrzak.” Ruszyłem za nim, ale nie
zdążyłem go złapać, bo wskoczył na parapet.
- Złaź z tego parapetu, rudy futrzaku!
- Nie! – Powiedział wystawiając mi język i siadając pewniej
na parapecie.
- Nie? T sam cię zdejmę, a potem obedrę z tego rudego futra.
Chciałem spróbować go złapać. Początkowo szło mi to opornie,
ale w końcu udało mi się zmienić w psa i złapałem futrzaka. Wydawało mi się to
o wiele prostsze w tej postaci. Maluch miauknął, gdy kłapnąłem zębami blisko
niego.
- Zostaw mnie!
Warknąłem zły. Złapałem zębami jego ogon i pociągnąłem go w
dół.
- April!
Cała banda dzieciaków widząc to ruszyła rudemu z pomocą, ale
nie zwróciłem na to uwagi.
- Meow!
- Co tu się dzie…? O Boże! Chester! Co ty zrobiłeś! Twój pan
na pewno będzie niezadowolony! Zostaw tego biednego kociaka w spokoju.
Zapiszczałem cicho przestraszony konsekwencji. Rudzielec
zapłakał cicho.
- Spokojnie, już dzwonie po twojego opiekuna. I twojego też
Chester!
Jakieś czterdzieści minut później w gabinecie
pielęgniarki oprócz opiekuna rudzielca zjawił się również Will.
- Dzień dobry. – Przywitał się z panią opiekunką zerkając na
mnie.
- Ach, witam.
- Przepraszam za spóźnienie, ale utknąłem w korku.
- Nic nie szkodzi. Chester? Podejdź do nas. – Poleciła.
Bez słowa zeskoczyłem z krzesła. I tak wiedziałem, że to są
ostatnie chwile, gdy widzę Willa i przychodzę tutaj. Przynajmniej dopóki nie
trafię do nowego opiekuna.
- Co znowu narozrabiał? – Zapytał patrząc na mnie z… żalem?
- Pogryzł jednego z naszych podopiecznych.
Wciągnął głośno powietrze i odetchnął ciężko, po czym odezwał
się.
- Chester, wytłumaczysz mi, dlaczego pogryzłeś tego kotka? –
Wskazał na rudzielca
- Nie wiem… - Mruknąłem.
Co mam mu powiedzieć? Że był miły, a ja już nikogo nie lubię?
- Chester, wiem, że ci ciężko, ale nie możesz się wyżywać na
innych. – Pogłaskał mnie po głowie, a mnie coś ścisnęło w środku
- On… On był inny. – Powiedziałem cicho czując, że chyba
powinienem zrobić, choć tyle. – Nie uciekł przede mną tylko… Powiedział, że
chce się ze mną przywitać.
- I to był powód?
- Nie… Nie wiem…
Westchnął
tylko i powiedział.
- Przeproś chłopca.
Podszedłem posłusznie do kozetki, na której siedział kot, ale
on przysunął się bliżej swojego właściciela bojąc się mnie.
- Przepraszam. – Powiedziałem zerkając na niego
Kot popatrzył na mnie niepewnie.
- Wybaczam. – Odpowiedział i objął mnie delikatnie wokół szyi.
Zesztywniałem zaskoczony.
- Cóż za uroczy widok. – Odezwała się pielęgniarka.
Wszyscy zaśmiali się na to stwierdzenie, a ja uścisnąłem
lekko… Aprila?
Tak, Aprila.
- Kto się czubi, ten się lubi, prawda? Jestem Will. – Przedstawił
się mój pan właścicielowi Aprila.
- Nick. I tak, to prawda.
- Przepraszam za Chestera.
- Spokojnie, nic się nie stało. Po za tym wytłumaczono mi
całą sytuację, więc nie chowam urazy, April zresztą też.
- Tak, jest bardzo pociesznym dzieckiem.
- Mam nadzieję, że zawsze taki będzie.
Wszyscy nas
obserwowali, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Pozwalałem rudzielcowi bawić się moimi uszami.
- Chester, chodź. Idziemy do domu. – Powiedział Willi
podchodząc do mnie.
- Zobaczymy się jeszcze? – Zapytał April.
- Na pewno się jeszcze zobaczycie. – Powiedział jego właściciel
podnosząc go do góry.
Ja natomiast ruszyłem za Willem. Bałem się tego, co będzie w
domu. Czy usłyszę już dziś, że mnie oddaje czy jeszcze poczeka? Czy zmieni się
wobec mnie i będzie jak moi poprzedni właściciele?
Droga minęła nam szybko i w milczeniu. Gdy weszliśmy do domu
Will od razu zawołał mnie do salonu.
- Chester, masz mi coś do powiedzenia?
- Nic…
- Jak to nic? Boże, Chester jak ja mam z tobą rozmawiać? Co
mam zrobić byś wreszcie zrozumiał, że tym razem znalazłeś dom? Byś wreszcie
zaczął się zadomawiać, byś mi uwierzył, zaufał i spróbował się otworzyć? Tak
dużo oczekuję? – Will był naprawdę zły.
Nie na sytuację, a na mnie.
- Ja nie chcę zmieniać, co chwilę domu! Dlaczego nie mogłem
zostać z rodzicami? Dlaczego zostałem oddany do kogoś obcego? Dlaczego nikt
mnie nie chcę? Ty pewnie też nie będziesz mnie chciał! Mam dość bycia
wyrzucanym! Jak życie u opiekunów ma tak wyglądać to ja już wolę zostać w domu
dla porzuconych. Tam mam stałe miejsce. Pokój się nie zmienia i opiekunowie
też!
Było mi tak jakoś przykro. Nie wiedziałem, dlaczego. Do tej
pory jakoś nie przejmowałem się ich słowami ani tym, co ja czułem czy mówiłem.
Z początku to bolało. Gdy byłem u pierwszego właściciela, a on mnie porzucił.
Przy kolejnym bolało mniej, a będąc u ostatniego nie czułem nic. A dziś znów
zabolało. A szczególnie to, że w końcu może zrezygnować i chcieć mnie oddać.
- Naprawdę chcesz wrócić do domu dla porzuconych zwierzaków,
Chester? Posłuchaj, nie chcę tego robić, ale chcę byś był szczęśliwy, więc
jeśli bardzo chcesz mogę załatwić ci byś mógł tam zostać i poczekać aż dorośniesz,
ale tylko, jeśli wolisz to od zostania ze mną. Naprawdę nie chcę cię zmuszać do
mieszkania ze mną.
Gdy to usłyszałem zachciało mi się płakać. No, bo gdybym znów
zaczął mieszkać w domu dla porzuconych zwierzaków nie budziłbym się więcej rano
skuszony zapachem ciepłego śniadania. Nie byłbym głaskany po głowie, nie
dostawałbym słodyczy ani całusów w czoło, tam by mnie nikt nie przytulił, a
opiekunowie nie mieliby czasu by ze mną porozmawiać.
Nagle się przestraszyłem. Nawet nie zauważyłem, kiedy po moich
policzkach zaczęły cieknąć łzy. Pociągnąłem nosem i przetarłem oczy.
- Ja nie wiem! Nie wiem, nie wiem, nie wiem! Nie chcę być
znów oddawany! A z drugiej strony lepiej by było gdybym wrócił tam teraz niż
później. Nie lubię tego uczucia, gdy się do czegoś przyzwyczajam, a po chwili
muszę to oddać. Dzieci w szkole śmieją się ze mnie, bo jak zacząłem się uczyć w
szkole to nie miałem opiekuna tylko mieszkałem w domu dla zwierzaków. W dodatku
byłem oddawany tam przez opiekunów. Dzieci dokuczają mi, że nikt mnie nie chcę
i ja już nie chcę dłużej tego słuchać! – Zacząłem płakać.
Duże łzy ciekły po moich policzkach, a ja nie mogłem ich
powstrzymać. Nagle poczułem, że Will mnie przytula.
- Nie płacz, psiaku. Już jest dobrze. Tak ciężko było
powiedzieć, co cię trapi? O problemach w szkole? Chester, ja ci zawsze pomogę,
ale tylko, jeśli mi powiesz. Dlatego jeśli jest ci smutno, coś cię martwi,
powiedz mi. Jestem twoim opiekunem i pomocą.
Pociągnąłem nosem i przytuliłem się do niego mocniej.
- Wiesz, że nikt mnie nie przytulał odkąd byłem szczeniakiem?
No, oprócz Aprila, który mnie dziś przytulił.
Will pogłaskał mnie po włosach.
- To ja cię będę przytulać od teraz codziennie byś mógł
nadrobić te stracone przytulasy, okey?
Kiwnąłem głową.
- No, mój mały psiak. A teraz usiądź, bo mam coś dla ciebie.
- Dobrze. – Pociągnąłem nosem. – Ale najpierw muszę iść
siusiu.
- Znowu? Chester, ostatni bardzo często chodzisz do toalety.
I coś mi schudłeś trochę. – Powiedział. – Najpierw niespodzianka, a potem
zadzwonię do przychodzi i umówię cię na wizytę u lekarza, dobrze?
Kiwnąłem głową. Skorzystałem z toalety, po czym usiadłem na
kanapie. Will wyszedł na chwilę. Wrócił z małą kolorową torebką na prezenty.
- Proszę.
Wziąłem niepewnie prezent i zajrzałem do środka. Na kolorowej
bibułce leżało niewielkie pudełeczko. Moje oczy otworzyły się szeroko. Powoli
wyjąłem pudełeczko i otworzyłem je. Na poduszeczce leżał wisiorek w kształcie
księżyca. Na jego środku był krwistoczerwony kamień.
- Ojej, to dla mnie? Naprawdę?! – Ucieszyłem się.
Will uśmiechnął się do mnie, po czym podszedł do mnie, wyjął
wisiorek i powiesił mi na szyi.
- Oczywiście, że dla ciebie. Chciałem ci go kupić jak tylko
cię odebrałem z domu dla zwierzaków, ale widząc, że ciężko ci mnie zaakceptować
stwierdziłem, że i tak nie będziesz chciał go przyjąć, więc postanowiłem
poczekać.
Rzuciłem się w jego stronę i przytuliłem mocno.
- Dziękuję! Bardzo ci dziękuję! Jesteś kochany! – Dałem mu
całusa w policzek, po czym jednak szybko się odsunąłem.
Nigdy nie robiłem czegoś takiego i byłem zdziwiony, że się
odważyłem. Will jednak uśmiechnął się tylko.
- Cieszę się, że ci się podoba i jesteś zadowolony. A teraz
siądź i pooglądaj bajki. Ja muszę iść zadzwonić do twojego lekarza.
Następnego
dnia popołudniu siedziałem w poczekalni u lekarza obok Willa. Siedziałem prosto
z szerokim uśmiechem. Miałem na sobie czerwony sweterek, na którym ułożyłem mój
wisiorek by był dobrze widoczny. Czułem się taki… Taki dumny i szczęśliwy,
że go dostałem.
Zamachałem wesoło nóżkami. Nagle poczułem, że znów muszę siusiu.
- Will?
- Coś nie tak skarbie?
- Bo mi się chce siusiu.
- Znowu?
Kiwnąłem głową.
- W porządku, chodź zaprowadzę cię.
Złapałem go za rękę. Will przeszedł ze mną przez korytarz aż
w końcu doszliśmy do toalet. Szybko zrobiłem siusiu i po chwili wróciłem do
Willa.
- Lepiej? – Zapytał głaskając mnie po głowie.
- Tak.
- To chodź zaraz będzie nasza kolej.
Faktycznie niedługo później byliśmy już w gabinecie doktora.
- Witaj, Chester! – Mężczyzna pogłaskał mnie od razu po
głowie, a ja zamachałem wesoło ogonem.
- Dzień dobry, panie doktorze. Niech pan popatrzy! – Podekscytowany
pokazałem mu swój wisiorek.
- Och, no piękny. Więc to jest twój nowy właściciel. – Lekarz
spojrzał na Willa.
- Tak, jestem nowym opiekunem Chestra. William Fridman.
- Miło mi. Cieszę się, że ten szczeniak wreszcie znalazł dom.
No, ale przejdźmy do rzeczy. W czym problem?
- Chester bardzo często chodzi do toalety. Do tego gwałtownie
stracił na wadze i martwi mnie to. – Powiedział sadzając mnie na swoich
kolanach.
- To niepokojące. A zauważył pan, kiedy najczęściej chodzi?
- Wydaje mi się, że po posiłku.
- No cóż trzeba zrobić badania krwi i moczu. Zlecę by to były
testy przyspieszone, więc teraz pobiorę próbki i jeśli zgodzi się pan poczekać
godzinę to jeszcze dziś będę mógł powiedzieć panu, co dolega małemu.
Will od razu się zgodził.
Pobieranie krwi wcale nie było miłe. Potem musiałem jeszcze
iść zrobić siusiu do kubeczka. Gdy pan doktor dostał próbki poszliśmy z Willem
na drobną przekąskę. Brunet zabrał mnie do kawiarni gdzie kupił mi kanapkę i
herbatę.
Po tej krótkiej przerwie wróciliśmy do przychodni, a lekarz prawie od razu zawołał nas do gabinetu. Znów usiadłem na kolanach Willa opierając się o niego i zamykając oczy. Czułem się trochę zmęczony.
Po tej krótkiej przerwie wróciliśmy do przychodni, a lekarz prawie od razu zawołał nas do gabinetu. Znów usiadłem na kolanach Willa opierając się o niego i zamykając oczy. Czułem się trochę zmęczony.
- Cóż, panie Fridman. Mam dobrą i złą wiadomość. Zła jest
taka, że Chester ma cukrzyce. Przez, co jest trochę odwodniony i stracił na
wadze. Dobra wiadomość jest taka, że nie jest to choroba, której nie da się
leczyć. Przepiszę dla małego zastrzyki z insuliną, leki na odwodnienie no i witaminy.
Zlecę jeszcze kilka dodatkowych badań, oczywiście, jeśli pan zechce.
- Co znaczy, jeśli zechcę? Oczywiści, że chcę.
- Przepraszam. Po prostu do tej pory było… No cóż, różnie,
jeśli chodzi o leczenie Chestera. Pierwszy właściciel nie chciał za nic płacić.
Gdy Chester był mały i nabawił się zatrucia pokarmowego powiedział, że za nic
nie zapłaci. Drugi kazał go badać na HIV i AIDS czy aby nie jest chory.
Nie wiedziałem, o czym mowa, ale czułem jak Will się spina i
mocniej mnie przytula.
- A trzeci…
- Nie chcę nawet tego słyszeć. – Przerwał Will głaskając mnie
po głowie. – Oczywiście, że zgadzam się na badania i na pewno wykupię leki. Chcę
by mój psiak był zdrowy.
Ziewnąłem i ułożyłem się wygodniej w jego ramionach.
- Dziękuję Will, kocham cię. Jesteś najlepszym opiekunem.
- Cieszę się, że tak myślisz. Też cię kocham, maluchu. A
teraz śpij. Zaniosę cię do samochodu, więc nie masz się, o co martwić.
- Chester?!
Chester gdzie się schowałeś?! – Zawołałem za chłopcem.
Zabrałem młodego do Aqua Parku.
Chester był zachwycony, ale humor mu się trochę popsuł, gdy usłyszał, że muszę
zrobić mu jeszcze zastrzyk przed wejściem na basen. Uciekł mi i schował się
gdzieś na terenie szatni.
Już po raz dziesiąty
przemierzałem szatnię w poszukiwaniu tego urwisa, ale nigdzie go nie było.
Nagle, gdy przechodziłem obok przebieralni, usłyszałem kichnięcie, a zaraz po
nim następne.
- Chester? – Podszedłem do drzwi
przebieralni i zapukałem. – Chester, otwórz drzwi.
Chwila ciszy.
- Nie!
- Dlaczego?
- Bo ty chcesz mi zrobić
zastrzyk!
- Tylko, dlatego, że chcę byś
był zdrowy. – Wyjaśniłem. – Proszę, otwórz drzwi.
- Ale będzie boleć.
- A czy poprzednie razy bolały?
Cisza. Zero odpowiedzi.
- No widzisz. Bądź grzecznym
pieskiem i otwórz drzwi.
- Ale po tych zastrzykach
zostają mi takie nieładne siniaki na brzuchu, a przecież idziemy na basen. Będą
się ze mnie śmiać!
- Nie pozwolę na to.
Po chwili usłyszałem jak młody
przekręca zamek w drzwiach przebieralni i powoli otwiera drzwi. Spoglądał na
mnie trochę lękliwie.
- Chodź do mnie. – Powiedziałem
uchylając ramiona w zapraszającym geście.
Chester od razu skorzystał z
mojej oferty i przytulił się do mnie mocno. Podniosłem go z ziemi i zabrałem
pod naszą szafkę.
- Szybko cię nakłuje i pójdziemy
popływać, zgoda? – Zapytałem sadzając go na ławce.
Pokiwał głową. Uśmiechnąłem się
i trąciłem palcem jego nosek by go rozweselić. Wyjąłem z torby potrzebne
rzeczy. Przetarłem kawałek skóry na jego brzuchu wacikiem nasączonym
spirytusem.
- Gotowy? – Zapytałem przygotowując
igłę.
Chłopiec pokiwał głową i
zacisnął mocno powieki.
- Nie wstrzymuj powietrza. –
Upomniałem go
Zaraz po moich słowach Chester
wziął głęboki wdech. W tym momencie wbiłem igłę w przygotowane miejsce.
Chłopiec pisnął krótko.
- Już, już. – Mruknąłem
wstrzykując insulinę. – I po krzyku. – Powiedziałem przecierając miejsce po
nakłuciu. – Nie bolało, prawda?
- Nie. – Przyznał cicho.
- No widzisz? A tak się bałeś. –
Poczochrałem go po włosach. – Proszę podałem mu klapki i ręcznik.
Schowałem rzeczy po zastrzyku i
również zabrałem swój ręcznik i klapki.
- Chodź, pójdziemy się opłukać
pod prysznic. – Podałem mu rękę.
Chester chwycił ją ochoczo i
zeskoczył z ławki. Poszliśmy pod prysznice, gdzie opłukaliśmy się, a następnie
weszliśmy na basen. Było tam głośno. Wszędzie było słychać chlupotanie wody i
piski zachwyconych dzieciaków.
Spojrzałem na Chestera.
Rozglądał się dookoła z szeroko otwartą buzią.
- Will! Spójrz! – Wskazał w
stronę kompleksu zjeżdżalni. – Pójdziemy tam?
Uśmiechnąłem się.
- Przykro mi, słoneczko, ale my
pójdziemy na tamte. – Wskazałem na mniejsze zjeżdżalnie po drugiej stronie
pływalni.
Pies spojrzał w tamtą stronę i
zrobił nadąsana minę.
- Ale tamte zjeżdżalnie są dla
dzieci!
- No jakby nie patrzeć ty wciąż
jesteś dzieckiem. Ale obiecuję ci, że tamte zjeżdżalnie są równie fajne jak te
duże.
- Naprawdę?
- Tak, ale zanim tam pójdziemy
wejdziemy do basenu.
- Którego?
- Tamtego. – Wskazałem na płytki
basen gdzie bawiły się dzieci.
Były tam różne atrakcje dla
dzieci. Na środku basenu stał statek piracki z fontannami i armatkami wodnymi.
Był tam również grzyb wodny, w którym chowały się dzieciaki.
- No dobra. – Mruknął Chester
próbując ukryć zachwyt. – Ale potem pójdziemy do głębszego, prawda?
- Jeśli tylko będziesz chciał.
Chodź, odłożymy ręczniki na leżak i pójdziesz się pobawić.
W drodze powrotnej Chester
zasnął twardym snem przy cichym akompaniamencie dźwięków radia. Mały był
wykończony po zabawach w Aqua Parku. Zresztą… Trudno się dziwić. Spędziliśmy
tam cały dzień. Nawet lunch zjedliśmy na miejscu.
Poprawiłem chłopcu rogala pod głową
i przykręciłem klimatyzację by nie zmarzł. Zostało nam jeszcze piętnaście minut
drogi. Był wczesny wieczór. Słońce posyłało ostatnie, pomarańczowo-czerwone
smugi na drogę przed nami.
Zmrużyłem oczy, po czym włożyłem
na nos okulary. W radiu puścili jedną z ulubionych piosenek Chestera.
Uśmiechnąłem się pod nosem i przykręciłem głośność. Zauważyłem przy drodze znak
McDonalda. Pomyślałem, że mogę zrobić Chesterowi jeszcze jedną przyjemność tego
dnia. Rzadko jadamy w takich restauracjach, ale od czasu do czasu można sobie
pozwolić.
- Chester. – Zwróciłem się w
stronę chłopca. – Chester. – Powtórzyłem potrząsając jego ramieniem.
- Mm… - Mruknął chłopczyk, po
czym przeciągnął się na foteliku. – Jesteśmy już w domu?
- Nie, jeszcze nie, ale
pomyślałem, że może zgłodniałeś. – Powiedziałem zjeżdżając z autostrady.
Chester wyjrzał za okno. Dopiero
po chwili zorientował się gdzie jedziemy.
- Naprawdę?! – Ucieszył się. –
Ale naprawdę?
- Tak. – Zaśmiałem się parkując
samochód. – Sam również trochę zgłodniałem. – Wyszczerzyłem się.
Weszliśmy do środka.
- Usiądź, a ja pójdę coś
zamówić.
- Skąd wiesz, co?
- Zestaw dla dzieci.
- Ale z nuggetami, a nie z
hamburgerem! – Zastrzegł.
- Dobrze, dobrze. – Zaśmiałem
się. – Do tego lody? Z karmelem i orzechami?
Pokiwał ochoczo głową.
- Dobrze. Poczekaj tu na mnie.
Zaraz wracam. – Poleciłem i udałem się w stronę, stosunkowo krótkiej, kolejki
przy kasie.
- Najedzony? – Zapytałem po
skończonym posiłku.
- Tak, dziękuję Will. –
Powiedział Chester kończąc swoją porcje frytek.
- Cieszę się. Lody weźmiemy do
samochodu. – Powiedziałem zbierając wszystkie papierki na jedną tacę.
Wyrzuciłem śmieci do kosza, po
czym zabrałem swój kubek z lodami i chwyciłem Chestera za rękę. Gdy wyszliśmy
przed restaurację zmierzchało. Słońca nie było już widać. Pozostała jedynie
blada łuna światła przez nie pozostawiona.
- Wracajmy do domu. – Rzuciłem
kierując się w stronę auta. – Jestem pewny, że dzisiaj będziesz spał jak suseł.
- Jak, co?
- Suseł. To takie zwierzątko.
- Aha. Ale dobre te lody! –
Zachwycił się wpychając sobie do ust plastikową łyżeczkę.
- Tylko pamiętaj, że jadamy tak
od czasu do czasu. – Zastrzegłem.
- Wiem, wiem.
Gdy wróciliśmy do domu Chester
był ledwo żywy. Nie miałem dużego wyboru, więc położyłem go od razu do łóżka.
Sam położyłem się niewiele potem. Również byłem zmęczony dzisiejszym dniem, ale
nagrodą było dla mnie zadowolenie Chestera.
Juz lubie Chestera. O wiele bardziej niz Aprila. Wydaje sie byc mniejsza ciamajda i nie jest taki kobiecy jak on.
OdpowiedzUsuń,,Czemu mam za mala pupe?" - to zdanie bylo cudowne. Male dzieci sa takie bezbronne i slodkie, dobrze, ze go zabrali, bo jeszcze to opowiadanie byloby w kategorii ,,pan - niewolnik".
Jesli moge wiedziec, skad czerpiecie informacje o leczeniu cukrzycy? Zeby nie bylo nie mam zadnych ,,ale" co do tego :p
bardzo fajny rozdział i w ogóle całe opowiadanie ;) już się nie mogę doczekać następnego;p
OdpowiedzUsuńRozdział super.
OdpowiedzUsuńSuper, że Chester w końcu odnalazł tego właściwego opiekuna. Strasznie było mi go żal, bo taki mały i bezbronny a tyle już musiał przejść. Przynajmniej teraz będzie miał prawdziwe dzieciństwo ;)
Pozdrawiam
Już nie mogę się doczekać aż April i Chester urosną :D Chester zdecydowanie bardziej mi się podoba
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńno Chester nie miał łatwo w życiu, ale Will się bardzo stara, pokazując, ze teraz już ma ten prawdziwy dom.....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia