czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 6 "Historia małego bernardyna."

Rozdział 6

Pzypominamy, że od dzisiaj rozdziały będą pojawiać się o północy. 
Dziękuję,  Kuro.


- Chester, od jutra zamieszkasz w nowym domu. Nie długo będziesz już chłopcem i nie możesz  dłużej z nami mieszkać. Bardzo cię kochamy skarbie, ale potrzebujesz właściciela, który da ci wszystko, czego będziesz potrzebować.
Spojrzałem na mojego tatusia i zapiszczałem „Nie będę już z wami mieszkać? Dlaczego? Tatusiu ja chcę mieszkać z wami!”




- Ale jesteś śliczny. Od teraz będziesz mieszkać ze mną. Będzie fajnie, zobaczysz. Kupimy ci zabawki, a gdy staniesz się chłopcem nowe łóżeczko, ubranka…



- Chester! Jak mogłeś zwymiotować na łóżko?! Ty głupi szczeniaku!
Mój pan stał nade mną zły. Była noc, a ja bardzo źle się czułem. Bolał mnie brzuszek i nie zdążyłem wyjść z łóżka i… zwymiotowałem na kołderkę. Ubrudziłem również moją piżamkę. Nadal było mi niedobrze, gdy czułem zapach wymiocin. Nie rozumiałem, dlaczego pan krzyczy. Przecież nie zrobiłem tego specjalnie. Chciało mi się płakać.
Spuściłem uszy i podkuliłem ogonek.
- Co tak stoisz?! Wracaj do łóżka! Porozmawiamy rano!
Wzdrygnąłem się i niepewnie powiedziałem.
- A-ale moja p-piżamka i kołdra są brudne…
- Powiedziałem do łóżka!




- Przykro mi Chester, ale musisz tu zostać. Jestem pewna, że będziesz szczęśliwszy w
nowym domu. – Powiedziała pani będąca jedną z opiekunek w domu dla porzuconych zwierzaków i pogłaskała mnie pogłowie pozwalając po chwili zostać samemu.





- Chester to jest pan Beniamin. Będzie twoim nowym opiekunem.
Spojrzałem na mężczyznę niepewnie.
- Dzień dobry…
- Dzień dobry, Chester. Cieszę się, że od dziś będziesz mieszkać razem ze mną.




Stałem w pokoju koło mojego łóżka. Właśnie wyszedłem z łazienki po kąpieli, ale mój opiekun nie pomagał mi się ubrać. Zamiast tego oglądał mnie uważnie robiąc, co jakiś czas zdjęcia. Robiło mi się zimno. Czułem się skrępowany i bałem się, mimo że nie wiedziałem, czego.
- Jesteś śliczny. Idealny. – Powiedział uśmiechając się inaczej niż zwykle. – Ale jesteś jeszcze troszkę za mały. – Powiedział nie odwracając wzroku od mojej pupy. – No, ale cóż. Dwa, trzy miesiące  i wreszcie będziesz idealnych rozmiarów.





                Byłem właśnie w bawialni, w galerii. Lubiłem tu przychodzić jeszcze z moim pierwszym opiekunem. Teraz byłem tu stałym bywalcem, gdy mój pan nie mógł mnie pilnować.
Inne dzieci bawiły się wesoło, ale ja nie miałem ochoty. Wkurzała mnie ta ich radość i to jak się bawią razem. Nie ważne czy pies czy kot. Skrzywiłem się, po czym spojrzałem na opiekunkę.
- Proszę pani, dlaczego jestem jeszcze za mały? Dlaczego mam za małą pupę? – Zapytałem pewnego razu.
- Co? Chester, o co ci chodzi?
- Bo pan Beniamin zawsze po kąpieli mnie ogląda i twierdzi, że jestem jeszcze za mały. Ale
jeszcze trochę i będę idealny.
Pani opiekunka spojrzała na mnie z takim dziwnym wyrazem twarzy.
-O Boże…




- Proszę pani, czy zrobiłem coś złego? – Zapytałem cicho znów rozpakowując się w moim pokoju, w domu dla porzuconych zwierzaków.
- Oczywiście, że nie, Chester. To pan Beniamin chciał zrobić coś złego. A my po prostu nie chcemy by stała ci się krzywda. Nie martw się w końcu znajdziesz dom.






- Chester to jest…
- Tak wiem. To mój nowy opiekun, prawda?
- Tak. Mam na imię Thomas. Miło mi cię poznać.




                Nowy dom. Znów wiedziałem, że coś jest nie tak. Mieszkałem z panem Thomasem od trzech tygodni. Z początku było naprawdę miło. Mój nowy opiekun uczył mnie nowych rzeczy. Pozwalał mi z nim siedzieć i patrzeć jak gotuje. Ale teraz nie było już tak fajnie.
- Chester, wstawaj!  Za godzinę muszę wyjść. Masz mi zrobić śniadanie. A i dziś nauczę cię prasować.
Czym prędzej wstałem by nie denerwować niepotrzebnie mojego pana.
Tak jak chciał zrobiłem mu omlet i kawę. Poparzyłem sobie palce, ale nie mogłem narzekać, bo mój pan by się zezłościł. Wiedziałem, że powinienem o tym wszystkim powiedzieć pani opiekunce, ale… nie chciałem znów stracić domu.





- Ty głupi kundlu! Spaliłeś moją koszulę! Powinienem teraz zrobić ci taki sam ślad jak ty na moim ubraniu! Jesteś głupi! Nie potrafisz się niczego nauczyć! Nie dziwię się, że poprzedni właściciele cię zostawili! Ja też to zrobię!





                Znów „mój” pokój. Opiekunowie, dzieci i ja… Głupi i do tego niechciany przez nikogo. A przecież tatuś mówił, że będzie dobrze! Że znajdę dom! Co jest ze mną nie tak? Nienawidzę wszystkich! Nienawidzę tego, że jestem sam!
Po moich policzkach pociekły łzy.




- Chester? Obudź się szczeniaku.
Otworzyłem oczy. Na moim łóżku siedział Will. Przeczesywał delikatnie moje włosy patrząc na mnie z troską.
- Co ci się śniło?
- Nic… - Nie chciałem mu mówić.
Nie chciałem by cokolwiek wiedział. I tak byłem tutaj tylko na chwilę. A potem powrót to domu dla porzuconych.
- Chester, kiedy zrozumiesz, że decydując się na wzięcie cię do siebie przemyślałem to poważnie i nie zamierzam cię oddać? Nawet, jeśli zdarzy ci się zrobić coś złego. Uwierz mi, proszę.
Nic nie odpowiedziałem starając się zignorować ból brzucha. Zawsze tak było. Gdy się bałem albo miałem zły sen.
- Mimo, że mi nie wierzysz to naprawdę chcę byś zaczął mi ufać. - Powiedział głaszcząc mnie po głowie. – Zostać tu z tobą dopóki nie zaśniesz czy…?
- Mógłbyś zostać? – Zapytałem cicho.
Brunet uśmiechnął się tylko i usiadł na brzegu łóżka na wpół się kładąc. Ułożyłem się z powrotem na poduszkach starając się nie myśleć o moim śnie.
                


Rano obudził mnie zapach smażonych gofrów i ciepłego karmelu. Oblizałem się wciąż jednak nie otwierając oczu. Wiedziałem, że mój opiekun za chwilę tu przyjdzie by mnie obudzić. Może miałem osiem miesięcy, ale lubiłem być budzony głaskaniem po głowie albo łaskotkami. No i po chwili doczekałem się cichych kroków, a potem poczułem jak Will przeczesuje moje włosy.
- Chester, pora wstawać. – Wynurzyłem się powoli spod kołdry.
Napotkałem zaskoczone spojrzenie Willa.
- Coś nie tak?
- Chester jesteś większy! – Powiedział uśmiechając się do mnie ciepło.
Zerwałem się z łóżka i podbiegłem do lustra stojącego obok szafy. „Faktycznie. Jestem większy! I mam dłuższe włosy!” Przyglądałem się sobie dopóki Will nie staną za mną.
- No dobra, koniec tego przeglądania się. Jesteś śliczny, ale teraz czas na śniadanko. Jak chcesz tak dalej rosnąć to musisz jeść. – Powiedział prowadząc mnie do kuchni.
Dostałem kubek kakao, gofry z karmelem i do tego mandarynki.
- Smacznego.
- Dziękuję. A pan… Znaczy, a ty nie jesz?
Will ciągle mnie upominał bym mówił do niego po imieniu. Ciągle mówił, że jesteśmy teraz rodziną i nie powinienem do niego mówić per pan. Nadal uważałem, że to strata czasu. No, ale.
Zjadłem śniadanie, po czym poszedłem do szkoły. Uczyłem się już od 2 miesięcy. Zacząłem będąc w domu dla porzuconych zwierzaków. Dzieciaki śmiały się ze mnie, ale szczerze nie ruszało mnie to.
Lekcje minęły szybko. Will odebrał mnie i ze względu na to, że miał jeszcze pracę zaprowadził mnie do bawialni w galerii.
- Posłuchaj Chester. Jadę teraz na spotkanie. Będę miał dla ciebie niespodziankę, gdy przyjadę po z powrotem, więc pobaw się z dziećmi i bądź grzeczny. – Powiedział całując mnie w czoło.
Chciałem się odsunąć, ale Will już się do tego przyzwyczaił i nie zważał na moje protesty. Opiekunka przyjęła mnie z uśmiechem, jak zwykle. Rozejrzałem się tylko, a potem usiadłem na krześle i zacząłem czytać książkę. Przynajmniej próbowałem, ale śmiechy i głośna rozmowa reszty dzieciaków nie pozwalała mi na to.
Poczekałem aż nasza opiekunka wyjdzie z sali i ruszyłem w stronę grupy dzieciaków. Wszystkie mnie znały. Gdy tylko mnie zobaczyły zaczęły chować się po kątach. A raczej prawie wszystkie. Jeden rudowłosy kociak rozglądał się, po czym odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Nie podobało mi sie to
-A ty głupi kocie, co robisz?
- J-ja chciałem się przywitać.
- Ty jeszcze nic nie wiesz? Nie lubię głupich kotów! Widzisz, oni to wszyscy wiedzą. – Wskazałem na pochowane dzieci. – A ty głupku pożałujesz.
- Nie mów tak do mnie! – Oburzył się i popatrzył na mnie „groźnie”.
- Bo, co siusiu majtku? Nie podskakuj, bo oberwiesz.
Chciałem złapać go za ta rudą, sztywną kitę, ale ktoś uderzył mnie w głowę klockiem.
- Kto to zrobił?!
- Nie jestem siusiu majtkiem! – Krzyknął rudy i zaczął uciekać.
„No, co za bezczelny futrzak.” Ruszyłem za nim, ale nie zdążyłem go złapać, bo wskoczył na parapet.
- Złaź z tego parapetu, rudy futrzaku!
- Nie! – Powiedział wystawiając mi język i siadając pewniej na parapecie.
- Nie? T sam cię zdejmę, a potem obedrę z tego rudego futra.
Chciałem spróbować go złapać. Początkowo szło mi to opornie, ale w końcu udało mi się zmienić w psa i złapałem futrzaka. Wydawało mi się to o wiele prostsze w tej postaci. Maluch miauknął, gdy kłapnąłem zębami blisko niego.
- Zostaw mnie!
Warknąłem zły. Złapałem zębami jego ogon i pociągnąłem go w dół.
- April!
Cała banda dzieciaków widząc to ruszyła rudemu z pomocą, ale nie zwróciłem na to uwagi.
- Meow!
- Co tu się dzie…? O Boże! Chester! Co ty zrobiłeś! Twój pan na pewno będzie niezadowolony! Zostaw tego biednego kociaka w spokoju.
Zapiszczałem cicho przestraszony konsekwencji. Rudzielec zapłakał cicho.
- Spokojnie, już dzwonie po twojego opiekuna. I twojego też Chester!





                Jakieś czterdzieści minut później w gabinecie pielęgniarki oprócz opiekuna rudzielca zjawił się również Will.
- Dzień dobry. – Przywitał się z panią opiekunką zerkając na mnie.
- Ach, witam.
- Przepraszam za spóźnienie, ale utknąłem w korku.
- Nic nie szkodzi. Chester? Podejdź do nas. – Poleciła.
Bez słowa zeskoczyłem z krzesła. I tak wiedziałem, że to są ostatnie chwile, gdy widzę Willa i przychodzę tutaj. Przynajmniej dopóki nie trafię do nowego opiekuna.
- Co znowu narozrabiał? – Zapytał patrząc na mnie z… żalem?
- Pogryzł jednego z naszych podopiecznych.
Wciągnął głośno powietrze i odetchnął ciężko, po czym odezwał się.
- Chester, wytłumaczysz mi, dlaczego pogryzłeś tego kotka? – Wskazał na rudzielca
- Nie wiem… - Mruknąłem.
Co mam mu powiedzieć? Że był miły, a ja już nikogo nie lubię?
- Chester, wiem, że ci ciężko, ale nie możesz się wyżywać na innych. – Pogłaskał mnie po głowie, a mnie coś ścisnęło w środku
- On… On był inny. – Powiedziałem cicho czując, że chyba powinienem zrobić, choć tyle. – Nie uciekł przede mną tylko… Powiedział, że chce się ze mną przywitać.
- I to był powód?
- Nie… Nie wiem…
                Westchnął tylko i powiedział.
- Przeproś chłopca.
Podszedłem posłusznie do kozetki, na której siedział kot, ale on przysunął się bliżej swojego właściciela bojąc się mnie.
- Przepraszam. – Powiedziałem zerkając na niego
Kot popatrzył na mnie niepewnie.
- Wybaczam. – Odpowiedział i objął mnie delikatnie wokół szyi.
Zesztywniałem zaskoczony.
- Cóż za uroczy widok. – Odezwała się pielęgniarka.
Wszyscy zaśmiali się na to stwierdzenie, a ja uścisnąłem lekko… Aprila?
Tak, Aprila.
- Kto się czubi, ten się lubi, prawda? Jestem Will. – Przedstawił się mój pan właścicielowi Aprila.
- Nick. I tak, to prawda.
- Przepraszam za Chestera.
- Spokojnie, nic się nie stało. Po za tym wytłumaczono mi całą sytuację, więc nie chowam urazy, April zresztą też.
- Tak, jest bardzo pociesznym dzieckiem.
- Mam nadzieję, że zawsze taki będzie.
                Wszyscy nas obserwowali, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Pozwalałem rudzielcowi bawić się moimi uszami.
- Chester, chodź. Idziemy do domu. – Powiedział Willi podchodząc do mnie.
- Zobaczymy się jeszcze? – Zapytał April.
- Na pewno się jeszcze zobaczycie. – Powiedział jego właściciel podnosząc go do góry.
Ja natomiast ruszyłem za Willem. Bałem się tego, co będzie w domu. Czy usłyszę już dziś, że mnie oddaje czy jeszcze poczeka? Czy zmieni się wobec mnie i będzie jak moi poprzedni właściciele?




Droga minęła nam szybko i w milczeniu. Gdy weszliśmy do domu Will od razu zawołał mnie do salonu.
- Chester, masz mi coś do powiedzenia?
- Nic…
- Jak to nic? Boże, Chester jak ja mam z tobą rozmawiać? Co mam zrobić byś wreszcie zrozumiał, że tym razem znalazłeś dom? Byś wreszcie zaczął się zadomawiać, byś mi uwierzył, zaufał i spróbował się otworzyć? Tak dużo oczekuję? – Will był naprawdę zły.
Nie na sytuację, a na mnie.
- Ja nie chcę zmieniać, co chwilę domu! Dlaczego nie mogłem zostać z rodzicami? Dlaczego zostałem oddany do kogoś obcego? Dlaczego nikt mnie nie chcę? Ty pewnie też nie będziesz mnie chciał! Mam dość bycia wyrzucanym! Jak życie u opiekunów ma tak wyglądać to ja już wolę zostać w domu dla porzuconych. Tam mam stałe miejsce. Pokój się nie zmienia i opiekunowie też!
Było mi tak jakoś przykro. Nie wiedziałem, dlaczego. Do tej pory jakoś nie przejmowałem się ich słowami ani tym, co ja czułem czy mówiłem. Z początku to bolało. Gdy byłem u pierwszego właściciela, a on mnie porzucił. Przy kolejnym bolało mniej, a będąc u ostatniego nie czułem nic. A dziś znów zabolało. A szczególnie to, że w końcu może zrezygnować i chcieć mnie oddać.
- Naprawdę chcesz wrócić do domu dla porzuconych zwierzaków, Chester? Posłuchaj, nie chcę tego robić, ale chcę byś był szczęśliwy, więc jeśli bardzo chcesz mogę załatwić ci byś mógł tam zostać i poczekać aż dorośniesz, ale tylko, jeśli wolisz to od zostania ze mną. Naprawdę nie chcę cię zmuszać do mieszkania ze mną.
Gdy to usłyszałem zachciało mi się płakać. No, bo gdybym znów zaczął mieszkać w domu dla porzuconych zwierzaków nie budziłbym się więcej rano skuszony zapachem ciepłego śniadania. Nie byłbym głaskany po głowie, nie dostawałbym słodyczy ani całusów w czoło, tam by mnie nikt nie przytulił, a opiekunowie nie mieliby czasu by ze mną porozmawiać.
Nagle się przestraszyłem. Nawet nie zauważyłem, kiedy po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy. Pociągnąłem nosem i przetarłem oczy.
- Ja nie wiem! Nie wiem, nie wiem, nie wiem! Nie chcę być znów oddawany! A z drugiej strony lepiej by było gdybym wrócił tam teraz niż później. Nie lubię tego uczucia, gdy się do czegoś przyzwyczajam, a po chwili muszę to oddać. Dzieci w szkole śmieją się ze mnie, bo jak zacząłem się uczyć w szkole to nie miałem opiekuna tylko mieszkałem w domu dla zwierzaków. W dodatku byłem oddawany tam przez opiekunów. Dzieci dokuczają mi, że nikt mnie nie chcę i ja już nie chcę dłużej tego słuchać! – Zacząłem płakać.
Duże łzy ciekły po moich policzkach, a ja nie mogłem ich powstrzymać. Nagle poczułem, że Will mnie przytula.
- Nie płacz, psiaku. Już jest dobrze. Tak ciężko było powiedzieć, co cię trapi? O problemach w szkole? Chester, ja ci zawsze pomogę, ale tylko, jeśli mi powiesz. Dlatego jeśli jest ci smutno, coś cię martwi, powiedz mi. Jestem twoim opiekunem i pomocą.
Pociągnąłem nosem i przytuliłem się do niego mocniej.
- Wiesz, że nikt mnie nie przytulał odkąd byłem szczeniakiem? No, oprócz Aprila, który mnie dziś przytulił.
Will pogłaskał mnie po włosach.
- To ja cię będę przytulać od teraz codziennie byś mógł nadrobić te stracone przytulasy, okey?
Kiwnąłem głową.
- No, mój mały psiak. A teraz usiądź, bo mam coś dla ciebie.
- Dobrze. – Pociągnąłem nosem. – Ale najpierw muszę iść siusiu.
- Znowu? Chester, ostatni bardzo często chodzisz do toalety. I coś mi schudłeś trochę. – Powiedział. – Najpierw niespodzianka, a potem zadzwonię do przychodzi i umówię cię na wizytę u lekarza, dobrze?
Kiwnąłem głową. Skorzystałem z toalety, po czym usiadłem na kanapie. Will wyszedł na chwilę. Wrócił z małą kolorową torebką na prezenty.
- Proszę.
Wziąłem niepewnie prezent i zajrzałem do środka. Na kolorowej bibułce leżało niewielkie pudełeczko. Moje oczy otworzyły się szeroko. Powoli wyjąłem pudełeczko i otworzyłem je. Na poduszeczce leżał wisiorek w kształcie księżyca. Na jego środku był krwistoczerwony kamień.
- Ojej, to dla mnie? Naprawdę?! – Ucieszyłem się.
Will uśmiechnął się do mnie, po czym podszedł do mnie, wyjął wisiorek i powiesił mi na szyi.
- Oczywiście, że dla ciebie. Chciałem ci go kupić jak tylko cię odebrałem z domu dla zwierzaków, ale widząc, że ciężko ci mnie zaakceptować stwierdziłem, że i tak nie będziesz chciał go przyjąć, więc postanowiłem poczekać.
Rzuciłem się w jego stronę i przytuliłem mocno.
- Dziękuję! Bardzo ci dziękuję! Jesteś kochany! – Dałem mu całusa w policzek, po czym jednak szybko się odsunąłem.
Nigdy nie robiłem czegoś takiego i byłem zdziwiony, że się odważyłem. Will jednak uśmiechnął się tylko.
- Cieszę się, że ci się podoba i jesteś zadowolony. A teraz siądź i pooglądaj bajki. Ja muszę iść zadzwonić do twojego lekarza.







                Następnego dnia popołudniu siedziałem w poczekalni u lekarza obok Willa. Siedziałem prosto z szerokim uśmiechem. Miałem na sobie czerwony sweterek, na którym ułożyłem mój wisiorek by był dobrze widoczny. Czułem się taki… Taki dumny i szczęśliwy, że go dostałem.
Zamachałem wesoło nóżkami. Nagle poczułem, że znów muszę siusiu.
- Will?
- Coś nie tak skarbie?
- Bo mi się chce siusiu.
- Znowu?
Kiwnąłem głową.
- W porządku, chodź zaprowadzę cię.
Złapałem go za rękę. Will przeszedł ze mną przez korytarz aż w końcu doszliśmy do toalet. Szybko zrobiłem siusiu i po chwili wróciłem do Willa.
- Lepiej? – Zapytał głaskając mnie po głowie.
- Tak.
- To chodź zaraz będzie nasza kolej.
Faktycznie niedługo później byliśmy już w gabinecie doktora.
- Witaj, Chester! – Mężczyzna pogłaskał mnie od razu po głowie, a ja zamachałem wesoło ogonem.
- Dzień dobry, panie doktorze. Niech pan popatrzy! – Podekscytowany pokazałem mu swój wisiorek.
- Och, no piękny. Więc to jest twój nowy właściciel. – Lekarz spojrzał na Willa.
- Tak, jestem nowym opiekunem Chestra. William Fridman.
- Miło mi. Cieszę się, że ten szczeniak wreszcie znalazł dom. No, ale przejdźmy do rzeczy. W czym problem?
- Chester bardzo często chodzi do toalety. Do tego gwałtownie stracił na wadze i martwi mnie to. – Powiedział sadzając mnie na swoich kolanach.
- To niepokojące. A zauważył pan, kiedy najczęściej chodzi?
- Wydaje mi się, że po posiłku.
- No cóż trzeba zrobić badania krwi i moczu. Zlecę by to były testy przyspieszone, więc teraz pobiorę próbki i jeśli zgodzi się pan poczekać godzinę to jeszcze dziś będę mógł powiedzieć panu, co dolega małemu.
Will od razu się zgodził.
Pobieranie krwi wcale nie było miłe. Potem musiałem jeszcze iść zrobić siusiu do kubeczka. Gdy pan doktor dostał próbki poszliśmy z Willem na drobną przekąskę. Brunet zabrał mnie do kawiarni gdzie kupił mi kanapkę i herbatę.
                Po tej krótkiej przerwie wróciliśmy do przychodni, a lekarz prawie od razu zawołał nas do gabinetu. Znów usiadłem na kolanach Willa opierając się o niego i zamykając oczy. Czułem się trochę zmęczony.
- Cóż, panie Fridman. Mam dobrą i złą wiadomość. Zła jest taka, że Chester ma cukrzyce. Przez, co jest trochę odwodniony i stracił na wadze. Dobra wiadomość jest taka, że nie jest to choroba, której nie da się leczyć. Przepiszę dla małego zastrzyki z insuliną, leki na odwodnienie no i witaminy. Zlecę jeszcze kilka dodatkowych badań, oczywiście, jeśli pan zechce.
- Co znaczy, jeśli zechcę? Oczywiści, że chcę.
- Przepraszam. Po prostu do tej pory było… No cóż, różnie, jeśli chodzi o leczenie Chestera. Pierwszy właściciel nie chciał za nic płacić. Gdy Chester był mały i nabawił się zatrucia pokarmowego powiedział, że za nic nie zapłaci. Drugi kazał go badać na HIV i AIDS czy aby nie jest chory.
Nie wiedziałem, o czym mowa, ale czułem jak Will się spina i mocniej mnie przytula.
- A trzeci…
- Nie chcę nawet tego słyszeć. – Przerwał Will głaskając mnie po głowie. – Oczywiście, że zgadzam się na badania i na pewno wykupię leki. Chcę by mój psiak był zdrowy.
Ziewnąłem i ułożyłem się wygodniej w jego ramionach.
- Dziękuję Will, kocham cię. Jesteś najlepszym opiekunem.
- Cieszę się, że tak myślisz. Też cię kocham, maluchu. A teraz śpij. Zaniosę cię do samochodu, więc nie masz się, o co martwić.





- Chester?! Chester gdzie się schowałeś?! – Zawołałem za chłopcem.
                Zabrałem młodego do Aqua Parku. Chester był zachwycony, ale humor mu się trochę popsuł, gdy usłyszał, że muszę zrobić mu jeszcze zastrzyk przed wejściem na basen. Uciekł mi i schował się gdzieś na terenie szatni.
                Już po raz dziesiąty przemierzałem szatnię w poszukiwaniu tego urwisa, ale nigdzie go nie było. Nagle, gdy przechodziłem obok przebieralni, usłyszałem kichnięcie, a zaraz po nim następne.
                - Chester? – Podszedłem do drzwi przebieralni i zapukałem. – Chester, otwórz drzwi.
                Chwila ciszy.
                - Nie!
                - Dlaczego?
                - Bo ty chcesz mi zrobić zastrzyk!
                - Tylko, dlatego, że chcę byś był zdrowy. – Wyjaśniłem. – Proszę, otwórz drzwi.
                - Ale będzie boleć.
                - A czy poprzednie razy bolały?
                Cisza. Zero odpowiedzi.
                - No widzisz. Bądź grzecznym pieskiem i otwórz drzwi.
                - Ale po tych zastrzykach zostają mi takie nieładne siniaki na brzuchu, a przecież idziemy na basen. Będą się ze mnie śmiać!
                - Nie pozwolę na to.
                Po chwili usłyszałem jak młody przekręca zamek w drzwiach przebieralni i powoli otwiera drzwi. Spoglądał na mnie trochę lękliwie.
                - Chodź do mnie. – Powiedziałem uchylając ramiona w zapraszającym geście.
                Chester od razu skorzystał z mojej oferty i przytulił się do mnie mocno. Podniosłem go z ziemi i zabrałem pod naszą szafkę.
                - Szybko cię nakłuje i pójdziemy popływać, zgoda? – Zapytałem sadzając go na ławce.
                Pokiwał głową. Uśmiechnąłem się i trąciłem palcem jego nosek by go rozweselić. Wyjąłem z torby potrzebne rzeczy. Przetarłem kawałek skóry na jego brzuchu wacikiem nasączonym spirytusem.
                - Gotowy? – Zapytałem przygotowując igłę.
                Chłopiec pokiwał głową i zacisnął mocno powieki.
                - Nie wstrzymuj powietrza. – Upomniałem go
                Zaraz po moich słowach Chester wziął głęboki wdech. W tym momencie wbiłem igłę w przygotowane miejsce. Chłopiec pisnął krótko.
                - Już, już. – Mruknąłem wstrzykując insulinę. – I po krzyku. – Powiedziałem przecierając miejsce po nakłuciu. – Nie bolało, prawda?
                - Nie. – Przyznał cicho.
                - No widzisz? A tak się bałeś. – Poczochrałem go po włosach. – Proszę podałem mu klapki i ręcznik.
                Schowałem rzeczy po zastrzyku i również zabrałem swój ręcznik i klapki.
                - Chodź, pójdziemy się opłukać pod prysznic. – Podałem mu rękę.
                Chester chwycił ją ochoczo i zeskoczył z ławki. Poszliśmy pod prysznice, gdzie opłukaliśmy się, a następnie weszliśmy na basen. Było tam głośno. Wszędzie było słychać chlupotanie wody i piski zachwyconych dzieciaków.
                Spojrzałem na Chestera. Rozglądał się dookoła z szeroko otwartą buzią.
                - Will! Spójrz! – Wskazał w stronę kompleksu zjeżdżalni. – Pójdziemy tam?
                Uśmiechnąłem się.
                - Przykro mi, słoneczko, ale my pójdziemy na tamte. – Wskazałem na mniejsze zjeżdżalnie po drugiej stronie pływalni.
                Pies spojrzał w tamtą stronę i zrobił nadąsana minę.
                - Ale tamte zjeżdżalnie są dla dzieci!
                - No jakby nie patrzeć ty wciąż jesteś dzieckiem. Ale obiecuję ci, że tamte zjeżdżalnie są równie fajne jak te duże.
                - Naprawdę?
                - Tak, ale zanim tam pójdziemy wejdziemy do basenu.
                - Którego?
                - Tamtego. – Wskazałem na płytki basen gdzie bawiły się dzieci.
                Były tam różne atrakcje dla dzieci. Na środku basenu stał statek piracki z fontannami i armatkami wodnymi. Był tam również grzyb wodny, w którym chowały się dzieciaki.
                - No dobra. – Mruknął Chester próbując ukryć zachwyt. – Ale potem pójdziemy do głębszego, prawda?
                - Jeśli tylko będziesz chciał. Chodź, odłożymy ręczniki na leżak i pójdziesz się pobawić.





                W drodze powrotnej Chester zasnął twardym snem przy cichym akompaniamencie dźwięków radia. Mały był wykończony po zabawach w Aqua Parku. Zresztą… Trudno się dziwić. Spędziliśmy tam cały dzień. Nawet lunch zjedliśmy na miejscu.
                Poprawiłem chłopcu rogala pod głową i przykręciłem klimatyzację by nie zmarzł. Zostało nam jeszcze piętnaście minut drogi. Był wczesny wieczór. Słońce posyłało ostatnie, pomarańczowo-czerwone smugi na drogę przed nami.
                Zmrużyłem oczy, po czym włożyłem na nos okulary. W radiu puścili jedną z ulubionych piosenek Chestera. Uśmiechnąłem się pod nosem i przykręciłem głośność. Zauważyłem przy drodze znak McDonalda. Pomyślałem, że mogę zrobić Chesterowi jeszcze jedną przyjemność tego dnia. Rzadko jadamy w takich restauracjach, ale od czasu do czasu można sobie pozwolić.
                - Chester. – Zwróciłem się w stronę chłopca. – Chester. – Powtórzyłem potrząsając jego ramieniem.
                - Mm… - Mruknął chłopczyk, po czym przeciągnął się na foteliku. – Jesteśmy już w domu?
                - Nie, jeszcze nie, ale pomyślałem, że może zgłodniałeś. – Powiedziałem zjeżdżając z autostrady.
                Chester wyjrzał za okno. Dopiero po chwili zorientował się gdzie jedziemy.
                - Naprawdę?! – Ucieszył się. – Ale naprawdę?
                - Tak. – Zaśmiałem się parkując samochód. – Sam również trochę zgłodniałem. – Wyszczerzyłem się.
                Weszliśmy do środka.
                - Usiądź, a ja pójdę coś zamówić.
                - Skąd wiesz, co?
                - Zestaw dla dzieci.
                - Ale z nuggetami, a nie z hamburgerem! – Zastrzegł.
                - Dobrze, dobrze. – Zaśmiałem się. – Do tego lody? Z karmelem i orzechami?
                Pokiwał ochoczo głową.
                - Dobrze. Poczekaj tu na mnie. Zaraz wracam. – Poleciłem i udałem się w stronę, stosunkowo krótkiej, kolejki przy kasie.




                - Najedzony? – Zapytałem po skończonym posiłku.
                - Tak, dziękuję Will. – Powiedział Chester kończąc swoją porcje frytek.
                - Cieszę się. Lody weźmiemy do samochodu. – Powiedziałem zbierając wszystkie papierki na jedną tacę.
                Wyrzuciłem śmieci do kosza, po czym zabrałem swój kubek z lodami i chwyciłem Chestera za rękę. Gdy wyszliśmy przed restaurację zmierzchało. Słońca nie było już widać. Pozostała jedynie blada łuna światła przez nie pozostawiona.
                - Wracajmy do domu. – Rzuciłem kierując się w stronę auta. – Jestem pewny, że dzisiaj będziesz spał jak suseł.
                - Jak, co?
                - Suseł. To takie zwierzątko.
                - Aha. Ale dobre te lody! – Zachwycił się wpychając sobie do ust plastikową łyżeczkę.
                - Tylko pamiętaj, że jadamy tak od czasu do czasu. – Zastrzegłem.
                - Wiem, wiem.
                Gdy wróciliśmy do domu Chester był ledwo żywy. Nie miałem dużego wyboru, więc położyłem go od razu do łóżka. Sam położyłem się niewiele potem. Również byłem zmęczony dzisiejszym dniem, ale nagrodą było dla mnie zadowolenie Chestera.




5 komentarzy:

  1. Juz lubie Chestera. O wiele bardziej niz Aprila. Wydaje sie byc mniejsza ciamajda i nie jest taki kobiecy jak on.
    ,,Czemu mam za mala pupe?" - to zdanie bylo cudowne. Male dzieci sa takie bezbronne i slodkie, dobrze, ze go zabrali, bo jeszcze to opowiadanie byloby w kategorii ,,pan - niewolnik".
    Jesli moge wiedziec, skad czerpiecie informacje o leczeniu cukrzycy? Zeby nie bylo nie mam zadnych ,,ale" co do tego :p

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo fajny rozdział i w ogóle całe opowiadanie ;) już się nie mogę doczekać następnego;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super.
    Super, że Chester w końcu odnalazł tego właściwego opiekuna. Strasznie było mi go żal, bo taki mały i bezbronny a tyle już musiał przejść. Przynajmniej teraz będzie miał prawdziwe dzieciństwo ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Już nie mogę się doczekać aż April i Chester urosną :D Chester zdecydowanie bardziej mi się podoba

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    no Chester nie miał łatwo w życiu, ale Will się bardzo stara, pokazując, ze teraz już ma ten prawdziwy dom.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)