czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 7 "Na każde zawołanie / Drobne sprzeczki"

Rozdział 7





- Mickey. – Powiedziałem z ostrzeżeniem w głosie, gdy zauważyłem, że białowłosy ma zamiar otworzyć następną paczkę żelek.
                April wsunął już ze dwie takie, a wcale nie były takie małe. Zastanawiałem się skąd Mickey bierze te wszystkie słodycze? Co po chwilę wyciągał coś słodkiego i podsuwał Aprilowi.
- Daj spokój, Nick. Skarżył się, że w domu zacząłeś mu dawać jakieś niedobre obiadki, więc chcę mu umilić pobyt u nas. – Powiedział i nie przejmując się moimi protestami otworzył paczkę żelowych słodkości.
- Daje mu zdrowe jedzenie, bo chcę by dobrze się rozwijał, a poza tym mam przypomnieć ci, co się stało po twoim ostatnim dokarmianiu go?
- Będziesz mi to ciągle wypominał? – Warknął. – Nie chciałem by tak wyszło.
- Ale się stało. – Mruknąłem.
- Ej! Chłopaki, dosyć! – Odezwał się Gabriel.
 - No to weź powiedz mu coś! – Pożalił się Mickey.
- Wiesz Mickey… - Mężczyzna podrapał się po głowie. – Myślę, że Nick ma rację.
- I ty przeciwko mnie?! – Oburzył się.
- Sam również uważam, że przesadzasz z tymi słodyczami. Chcesz by nasz Aprilek się roztył?
- No nie… - Przyznał.
- Więc odłóż te żelki.
                Chłopak westchnął i zabrał paczkę słodyczy od Aprila. Kotek popatrzył na niego skrzywdzonym wzrokiem.
- Ale dlaczego? – Zapytał mały wstając i próbując odebrać paczkę Mickey’emu.
- O nie, nie, nie. – Powiedziałem i wziąłem od niego Aprila.
                Posadziłem go sobie na kolanach. Chłopiec zakwilił.
- Ej, ale chyba nie będziesz mi tu płakał z powodu słodyczy? – Powiedziałem odwracając go w swoją stronę. – April?
                Rudy pociągnął nosem i pokręcił głową.
- No, grzeczny chłopiec. – Pocałowałem go w czubek głowy. – To tylko słodycze i nie trzeba przez to płakać.
                Mickey schował słodycze i usiadł obok swojego męża.
- April? Może chciałbyś oglądnąć jakąś bajkę? – Zaproponował.
- Tak.
- To chodź, wybierzemy coś.
                Podeszli do półki, na której poukładane były płyty.
- Nick? Jesteś pewien, że chcesz go zostawić na noc? – Zapytał Gabriel.
Westchnąłem ciężko.
- Niestety, ale muszę. Rachel wymyśliła sobie jakąś imprezę, a moja matka oczywiście się zgodziła. Obie mają gdzieś, że April jest mały i musi iść wcześnie spać.
- No, a ty gdzie przenocujesz?
- Ja sobie poradzę. Mam zatyczki do uszu. Gorzej byłoby z Aprilem i jego wrażliwym słuchem. Założę się, że nie mógłby zasnąć, a w środku nocy ze zmęczenia tylko by płakał, więc naprawdę jestem wam wdzięczy, że przenocujecie go dzisiaj.
- Nie ma sprawy. – Powiedział Gabriel uśmiechając się. – To będzie dla nas czysta przyjemność. Mickey już jest wniebowzięty! Boję się, że nie będzie ci go chciał jutro oddać.
                Zaśmiałem się na to stwierdzenie.
- Nick! – Krzyknął April i wskoczył mi na kolana. – Patrz!
                Chłopiec pokazał mi opakowanie bajki „Madagaskar”.
- Pingwiny! – Wskazał na obrazek.
- Tak, rzeczywiście. Chcesz to oglądnąć? – Zapytałem spoglądając na zegarek. – Kurczę, muszę już iść. – Mruknąłem.
- Już? – Zasmucił się April. – Nie oglądniesz ze mną bajki?
- Niestety nie, kochanie. Mickey? – Zwróciłem się do białowłosego. – Wykąpiesz go najpierw? Zanim włączycie tą bajkę?
- Tak, tak. – Pokiwał głową.
- I błagam cię, nie dawaj mu już więcej słodyczy, dobrze?
- Osobiście tego dopilnuje.  – Odezwał się Gabriel.
- Dziękuję. – Uśmiechnąłem się do niego. – W torbie macie butelkę i mleko w proszku, dajcie mu ją przed snem.
- Nick. – Przerwał mi Mickey. – Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Wiem, że się denerwujesz, bo pierwszy raz zostawiasz go gdzieś na noc, ale uwierz mi, że dobrze się nim zajmiemy. Po za tym Gabriel jest już wprawiony. – Zaśmiał się.
- Ha, ha, ha. – Zironizował Gabriel.
                Wstałem z miejsca podnosząc Aprila do góry. Przeszedłem do przedpokoju. Tam postawiłem kotka na podłodze. Gdy ubrałem buty ukucnąłem przed nim.
- Pożegnasz się ze mną?
                Rudzielec nic nie powiedział tylko przytulił mnie mocno i dał mi całusa w policzek.
- Przyjadę po ciebie rano. – Poczochrałem go między uszami. – Dobranoc kocurku.
                Pożegnałem się jeszcze z Mickey’em i Gabrielem, i wyszedłem z mieszkania. Gdy wyszedłem na dwór westchnąłem głośno. Musiałem przygotować się na odgłosy dudniącej muzyki przez całą noc.



Gdy za Nickiem zamknęły się drzwi zrobiło mi trochę przykro i poczułem, że trochę się boję. Nie chciałem jednak sprawić przykrości Mickey’owi, który bardzo się cieszył, że u niego nocuję.
- To, co? Wykąpiemy cię, a potem zjesz sobie mleczko oglądając „Madagaskar”, tak?
Nie chciałem iść jeszcze spać. Myśl, że będę zasypiać bez Nicka powodowała, że czułem się smutny.
- A nie możemy zrobić tak, że wykąpię się, obejrzę bajkę, a po niej dostanę mleczko? Jest wcześnie, więc nie muszę iść jeszcze spać.
Mickey zamyślił się na chwilę, po czym podniósł mnie do góry i uśmiechnął się.
- Dobrze, skoro chcesz to…
- Mickey, jesteś pewny, że sobie poradzisz? – Nagle pojawił się Gabriel, który do tej pory szykował moją butelkę, piżamkę i żel do kąpieli. – Mogę go wykąpać. Wcześniej poradziłem sobie ze szczeniakiem to z kotem raczej też dam sobie radę.
Białowłosy zachichotał.
- Daj spokój, poradzę sobie. Naszykowałeś wszystko? Tyle twojej pomocy mi wystarczy.
- No, ale przecież ty nigdy…
- Gabi, ja nie muszę się uczyć by wiedzieć jak się zajmować szczeniakiem, kociakiem czy dzieckiem. My, zwirzołaki, to wiemy instynktownie. Takie rzeczy są dla nas po prostu czymś naturalnym. Damy sobie radę, prawda rudzielcu?
Objąłem go rączkami wokół szyi.
- Tak! – Uśmiechnąłem się do niego i pozwoliłem się zanieść do łazienki.
Mickey pomógł mi się rozebrać, nalał wody do wanny i wsadził mnie do niej. Mycie poszło nam dość sprawnie. Przy sporej dawce śmiechu spowodowanej przez bitwę na pianę.
- No dobra, dobra. Czas wychodzić z wody.
Pozwoliłem się wyciągnąć z wody. Gdy byłem na rękach Mickey’a przeczesałem rączkami jego białe, długie włosy.
- Masz śliczne włoski. Też takie chcę! – Powiedziałem podnosząc do góry rączki, gdy Mickey zaczął mnie wycierać.
- Takie jak moje? No, co ty! Ty też masz bardzo ładne włoski. Są miękkie, puszyste i uroczo się kręcą. Nick ci je codziennie czesze, prawda?
Kiwnąłem głową.
- Widzisz? Mówiłem ci, że u niego będzie ci dobrze, kociaku. No dobrze, a teraz ubieramy piżamkę i idziemy oglądać pingwiny.
Białowłosy szybko naciągnął na mnie piżamkę, po czym podniósł mnie do góry i wyniósł z łazienki. Znów objąłem go za szyję i położyłem na jego ramieniu głowę. Wziąłem do rączki wisiorek, który miał na szyi i zacząłem go oglądać.
- Ładny.
- Dziękuję. Dostałem go od Gabriela, gdy poszedłem do szkoły.
Uśmiechnąłem się dalej przyglądając się wisiorowi i rozsiadłem się wygodniej na jego kolanach. Zająłem się oglądaniem bajki. Niedługo później dosiadł się do nas Gabriel. Było to trochę dziwne. Mógłbym pomyśleć, że teraz mam jakby rodzinę. Ale było jakoś inaczej. Lepiej mi było z Nickiem. Jednak nie mogłem powiedzieć, że siedzenie na kolanach Mickey’a i bycie głaskanym przez niego jest złe. Nie było jednak tak dobre jak przy moim opiekunie.
Po skończonej bajce Mickey zaniósł mnie do naszykowanego dla mnie pokoju a Gabriel poszedł szykować dla mnie mleczko.
- Włączę ci bajki. Mam z tobą zostać?
Pokiwałem głową. Gdy zostałem położony pod kołdrę dotarło do mnie, że coś jest nie tak. „Nie mam pampersa!” Zmartwiony spojrzałem niepewnie na Mickey’a.
- Tak, proszę. Wiesz… - Przysunąłem się do jego ucha. – Ja ubieram na noc pampersy.
- Och! W porządku, w takim razie zanim Gabi przyniesie twoją butelkę pójdziemy ubrać ci pampersa, dobrze?
Kiwnąłem głową i objąłem go wokół szyi, gdy podniósł mnie do góry.
- Ale jak coś to jestem już dużym kotkiem. – Zastrzegłem, na co Mickey parsknął śmiechem.
- No pewnie, że jesteś. Nie masz, co się przejmować. Gdy byłem mały też potrzebowałem pampersów. Miałem złe sny i zdarzało mi się zrobić siusiu do łóżka. Więc nie masz się, co przejmować.
W łazience Mickey założył mi pampersa, po czym zaniósł z powrotem do pokoju.
- Nie jest ci za ciężko? – Zapytałem.
- Co? Z taką chudzinką? No proszę cię. – Dostałem całuska od Mickey’a, a potem butelkę mleczka od Gabriela.
Biały włączył telewizor i położył się obok mnie. Gabriel uśmiechnął się do nas i wyszedł z pokoju.
Oglądałem bajkę i piłem sobie mleczko, przynajmniej dopóki nie zasnąłem. Śniło mi się, że znów byliśmy z Nickiem w oceanarium. Oglądałem rekiny. Były świetne!
- Nick, czy one nie są świetne? Uwielbiam je!
Nagle zrobiło się ciemno. Rozejrzałem się przestraszony i zobaczyłem jak taki straszny pan porywa rekiny i wszystkich ludzi. Przestraszony spojrzałem na Nicka, ale jego już też nie było.
- Nick! Gdzie jesteś, Nick!?
Zacząłem głośno płakać. „Mój Nick, najlepszy opiekun… Zabrali go!” Zacząłem jeszcze głośniej płakać, bo byłem kompletnie sam.
- April? April, kociaku zbudź się.
Otworzyłem oczy. W pokoju paliło się światło, a obok mnie siedział Mickey. Gabriel też stał koło mojego łóżka i patrzył na mnie z łagodnym uśmiechem. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie było Nicka. Rozpłakałem się.
- Hej, rudzielcu. Proszę, nie płacz. Co się stało?
- Gdzie jest Nick? – Zapytałem płacząc i pocierając oczka. Było mi tak bardzo smutno i bałem się, że Nickowi naprawdę coś się stało.
- Nick na pewno teraz śpi. Spokojnie April. Połóż się, prześpij, a jutro rano Nick cię zabierze do domu.
- Nie…! Ja chcę do Nicka! Ja chcę Nicka!
- Ale…
- Gabi, daj spokój. Pamiętasz jak ja nocowałem pierwszy raz u twoich rodziców, bo ty musiałeś iść na nockę do pracy? Płakałem tak długo dopóki nie przyjechałeś w nocy, zwalniając się z pracy. Dzwoń do Nicka niech przyjeżdża i zostanie u nas spać. Bo i tak nie uspokoimy małego.
Spojrzałem z nadzieją na Mickey’a.
- N-Nick przyjedzie? – Przytuliłem się do białowłosego próbując przestać płakać.
- Tak, na pewno za niedługo będzie.






                Dosłownie pięć minut po telefonie Gabriela już siedziałem w samochodzie i jechałem w kierunku centrum Sydney. Nagły atak paniki Aprila był dla mnie, jako takim wybawieniem. Rachel i jej koleżanki nie odpuszczały nawet mimo tego, że była już druga w nocy. Muzyka nadal leciała podkręcona na ful, a dziewczyny biegały po całym domu wrzeszcząc niemiłosiernie. Podejrzewam, że nawet bez tego nagłego alarmu wyszedłbym na spacer.
                Westchnąłem ciężko przecierając oczy dłonią. Byłem okropnie zmęczony, ale wiedziałem, że choćbym był na drugim końcu świata to i tak bym wrócił do mojego kotka.
                Zajechałem na parking przed blokiem Mickey’a i Gabriela. Zamknąłem samochód i skierowałem się do wejścia. Na szczęście chłopaki nie mieszkali wysoko, bo na drugim piętrze. Nie wiem czy dałbym radę wdrapać się, choćby piętro wyżej.
                Zapukałem parę razy do drzwi. Te po chwili otworzyły się. Moim oczom ukazał się Gabriel z nikłym uśmiechem na ustach, a do uszu dobiegł płacz Aprila.
- Co się stało? – Zapytałem wchodząc do środka.
- Miał zły sen. Obudził się z płaczem i zapewne nie przestanie dopóki cię nie zobaczy.
                Przeszliśmy do starego pokoju Mickey’a. Na łóżku siedział białowłosy, trzymając Aprila na kolanach.
- April. – Odezwałem się podchodząc do łóżka i siadając obok nich.
- Nick! – Wykrzyknął i rzucił mi się na szyję. – Tak się cieszę!
- Tak, ja też się cieszę, ale powiedz mi mały, dlaczego nie śpisz? Rano będziesz niewyspany i bardzo zmęczony.
- B-bo ja nie chcę spać bez ciebie!
- Dobrze już dobrze. – Pogłaskałem go po główce. – Ale teraz grzecznie położymy się spać, tak?
- T-tak, ale Nick…
- Słucham?
- B-bo ja… Mam mokro. – Szepnął chowając twarz w zgięciu mojej szyi.
- Spokojnie. Przebierzemy się i pójdziesz lulu.
                Udałem się z nim do łazienki, gdzie zmieniłem mu pampersa. W trakcie tych zabiegów mały zasnął zmęczony płaczem. Ułożyłem go z powrotem w łóżku, a następnie przeszedłem do salonu, gdzie siedzieli Gabriel z Mickey’m.
- Chłopaki, – zacząłem siadając na fotelu – nie wiem jak mam was przepraszać. Nie sądziłem, że nawet na jedną noc nie mogę go zostawić.
- Niczym się nie przejmuj. – Powiedział Gabriel. – Wiem jak to jest. I myślę, że Mickey też nie ma ci niczego za złe. W końcu musi się przyzwyczajać do takich akcji. – Dźgnął lekko psa w bok.
- Ha, ha, ha.
- Nie wnikam. – Powiedziałem wstając z miejsca. – Jeśli pozwolicie to pójdę do Aprila. Może być niespokojny.
- Jasne. Spróbuj się przespać.
- Tak, tak.
- My też pójdziemy się położyć. – Powiedział Gabriel, który naprawdę wyglądał na zmęczonego.
                Jakoś nie chciałem wiedzieć, dlaczego.
- Dobranoc. – Powiedziałem znikając za drzwiami pokoju.
                Rudzielec na szczęście spał spokojnie. Korzystając z tej okazji również się położyłem. Otuliłem jeszcze dokładniej kotka kołdrą, po czym sam zasnąłem by obudzić się dopiero późnym rankiem następnego dnia.




                Obudziły mnie donośne piski i śmiechy, Aprila. Podniosłem się z łóżka i westchnąłem ciężko. Byłem zmęczony. Nie wiedziałem, jakim sposobem dzieci mimo pobudek w nocy są pełne wigoru następnego dnia.
                Roześmianego Aprila znalazłem w kuchni razem z Gabrielem. Starszy mężczyzna robił śmieszne miny z użyciem jedzenia.
- Mama cię nie uczyła nie bawić się jedzeniem? – Zapytałem siadając obok młodego.
- Uczyła, ale nie pozwolił mi użyć swojego rekina.
- Nie, nie, nie! – Krzyknął April mocniej przytulając swoją maskotkę.
- Cały April. – Powiedziałem głaszcząc go po głowie. – Mickey śpi?
- Ta… Myślę, że jakbyśmy mieli szczeniaka to ja musiałbym się nim zajmować, bo książę białogłowy musi się wyspać. – Powiedział, na co zaśmiałem się.
- Myśleliście o tym?
- Rozmawialiśmy na ten temat parę razy, ale nie doszliśmy do niczego konkretnego. Mamy jeszcze dużo czasu.
- No tak, ale wiesz… Jego instynkt.
- Już ja wiem jak go opanować, nie martw się. – Mrugnął do mnie. – Zaparzę ci kawę. Z mlekiem?
- Tak, proszę. April już jadł?
- Tak, wsunął dwa naleśniki. Pochwal się kociaku.
- To prawda? – Zapytałem uśmiechając się do niego.
- Tak! Były pyszne! Z dżemem! – Powiedział z wielkim entuzjazmem.
- No to się cieszę. Gabriel? Przebierałeś go może? – Zapytałem zauważając, że kot nie jest już w piżamie.
- Tak, ale tylko pampersa. Mały sam się ubrał.
- Naprawdę? To super! – Powiedziałem całując Aprila w policzek. – Zuch chłopak.
- Twoja kawa. – Gabriel postawił przede mną kubek z parującym napojem. – Na blacie leżą grzanki, masło i dżem, więc poczęstuj się, a ja pójdę zbudzić naszego księcia.
- Bądź delikatny. – Powiedziałem ze śmiechem.
- Ja zawsze jestem delikatny. – Podkreślił i wyszedł z pomieszczenia.
                Zerknąłem na Aprila. Kot siedział beztrosko bawiąc się swoim pluszakiem.
- Jak nazywa się twój przyjaciel? – Zapytałem.
- Chester!
                Zdziwiłem się trochę.
- Chester?
- Tak. – Pokiwał głową.
- Chciałbyś się z nim znowu zobaczyć?
- Tak, ma takie fajne, puchate uszy.
                Zaśmiałem się.
- Mickey ma ładne włosy. – Powiedział nagle. – Takie długie i miękkie.
- Ty też masz bardzo ładne włoski. – Przeczesałem rude kędziorki palcami.
- Ale nie takie jak Mickey! Nie są takie długie.
- Jeszcze urosną, zobaczysz. – Pocałowałem go w czoło i mocno przytuliłem do siebie. – Mój kochany kotek. Jesteś najpiękniejszy na świecie i nikt nie ma prawa sądzić inaczej.




Siedziałem sobie na kolanach Nicka, gdy do kuchni wszedł najwyraźniej zły Mickey. 
- Myślałeś, że nie usłyszę twoich komentarzy?! „Bo książę białogłowy musi się wyspać.” To dla twojej informacji wcale nie potrzebuje się wyspać. – Powiedział.
Najwyraźniej zrobiło mu się przykro. Przeszedł obojętnie koło tak pysznie pachnących i wyglądających naleśników i podszedł do lodówki. Wyjął z niej jogurt, zrobił sobie herbatę i usiadł koło nas. Jego włosy, mimo że dopiero wstał były gładkie i lśniące.
- Nick, ja nie mam takich ładnych włosów! Mickey ma ładniejsze!
Piesek spojrzał na mnie zaskoczony, po czym uśmiechnął się.
- No, co ty, kociaku. Już ci wczoraj mówiłem, że masz ładniejsze. Po za tym jak będziesz miał je troszkę dłuższe będą sto razy ładniejsze od moich. Istna burza loczków.
- Naprawdę? – Zapytałem z nadzieją.
- Pewnie. A właśnie, zapomniałem cię wczoraj zapytać. Próbowałeś się już zmieniać w kotka?
Przekrzywiłem głowę.
- W kotka? Ale jak?
- Pamiętasz jak ja zmieniłem się w pieska, gdy byłeś malutki?
Kiwnąłem głową.
- No to właśnie o to mi chodzi.
- Nie, nie robiłem tak. Ale chcę! – Powiedziałem podekscytowany podskakując na krześle, przez co o mało nie upadłem. – Ups.
- No dobra, to chodź spróbujemy zrobić z ciebie kotka. – Powiedział łapiąc mnie za dłoń.
Był tak samo podekscytowany jak ja. Mijając Gabriela nie spojrzał na niego tylko wyszedł ze mną do salonu. Usiedliśmy na dywanie.
- W porządku. Z początku może być to trudne, ale nie martw się. W końcu się uda. A jak się już zmienisz to się pobawimy. – Powiedział sadzając mnie naprzeciwko siebie. – Przypomnij sobie jak byłeś małym kotkiem. Takim małym, rudym kotkiem.
Skupiłem się. Nawet bardzo! Mały, rudy kotek. Mały, rudy kotek.
Nie wiem ile tak siedziałem, ale w końcu poczułem dłoń Mickey’a na swoim czole.
- Odetchnij kociaku. Wiem, że to trudne, ale teraz będzie najłatwiej się nauczyć. Potem, jak będziesz większy, będzie ci trudniej. Idź się napić, a potem wróć do mnie. – Powiedział z uśmiechem.
Może i jestem małym kotkiem, ale wiedziałem, że nie chce iść ze mną, bo jest zły na Gabiego! Gdy wszedłem do kuchni podszedłem do Nicka.
- Mogę prosić o soczek?
Blondyn od razu podał mi mój kubeczek.
- Dziękuję. A czy mogę wziąć picie dla Mickey’a? Bo mi się wydaje, że on tu nie przyjdzie. – Popatrzyłem na Gabriela zły, bo to przez niego Mickey’owi było przykro!
Znaczy tak mi się wydawało. Nick uśmiechnął się do mnie i podał mi szklankę z sokiem dla pieska.
- To dla ciebie. – Powiedziałem podając szklankę białemu.
- Och, dziękuję. – Mickey napił się, po czym dał mi całusa w policzek. – Jesteś bardzo grzecznym kotkiem. A teraz chodź, jestem pewny, że teraz pójdzie nam to sprawniej.
Faktycznie. Po pewnym czasie wreszcie się udało! Byłem kotkiem! Zamiauczałem szczęśliwy. „Mickey popatrz! Udało mi się!”
- Brawo April. Poczekaj chwilę. – Powiedział, a po chwili stał obok mnie duży pies. 
- Ojej, ale jesteś duży. Popatrz! Jestem kotkiem.
- No właśnie widzę. Chcesz się pobawić? – Zapytał merdając śmiesznie ogonem.
- Tak! W chowanego! – Powiedziałem i ruszyłem, czym prędzej by się schować.
Mickey zachichotał tylko i zaczął liczyć do piętnastu. Ja w tym czasie schowałem się za kwiatkiem na półce. 
Początkowo było dość zabawnie szczególnie, gdy Mickey wyczuł gdzie jestem, ale nie mógł mnie dosięgnąć. Po pewnym czasie jednak stało się to nudne, więc zeskoczyłem z półki i ruszyłem biegiem do kuchni. Mickey zaśmiał się i ruszył za mną. Po chwili wpadliśmy do kuchni. Chciałem wskoczyć Nickowi na kolana, ale Mickey złapał mnie za sierść na karku i postawił przed sobą.
- Mam cię niedobry kociaku. Chciałeś mi uciec.
- Tak, ale nie udało mi się. To nie sprawiedliwe!
Mickey zaśmiał się kładąc się zmęczony na ziemi. Położyłem się obok niego. Psiak trącił mnie nosem i zachichotał. 
- Zmęczyłeś się, choć trochę czy tylko ja?
- Zmęczyłem. Mogę się przespać? Czy powinienem zmienić się z powrotem w człowieka.
- Możesz sobie pospać, jeśli chcesz. – Powiedział samemu układając się do snu.
Po chwili zasnąłem. Było mi ciepło, gdy leżałem wtulony w miękkie futerko Mickey’a.






- No to się wkopałeś, stary. – Powiedziałem, gdy Mickey z Aprilem zasnęli.
- Spokojnie, wybaczy mi. Tak go rozpieściłem, że nie przeżyje nocy nie przytulając się do mnie.
                Zaśmialiśmy się obaj.
- Po za tym ciągle strzela takie fochy, więc już przywykłem. – Wytłumaczył zagryzając drożdżówkę.
                Zerknąłem na dwie puchate kulki leżące na w starym kojcu Mickey’a pod kaloryferem. Wyglądali uroczo. Ich futerka zlewały się ze sobą. April jak zwykle wepchał się między przednie łapy psa. Kiedy śpi ze mną też tak robi. Każe się przytulać.
- Uważaj byś się nie przeliczył. – Ostrzegłem dopijając swoją kawę. – Wiesz, że Mickey potrafi być bardzo pamiętliwy.
- Wiem, ale uwierz mi. Prędzej czy później przybiegnie do mnie z podkulonym ogonem.



Dwie godziny później byliśmy już w domu. Aprilowi tak spodobało się bycie kotem, że teraz cały czas biegał po domu w swojej kociej odsłonie. Miałem szczęście, że moja matka zmęczona całonocną imprezą odsypiała na piętrze. April mógł swobodnie hasać po całym parterze.
- April! – Zawołałem i potoczyłem w jego stronę kolorową piłeczkę.
                Rudy zaczaił się na nią, a po chwili skoczył w jej stronę jak tygrys.
- Ale mam niebezpiecznego zwierza w domu. – Powiedziałem przewracając Aprila delikatnie na plecy i zaczynając go łaskotać. – Tak, okropnie słodkiego w dodatku. – Słodziłem.
                Kot uśmiechnął się, a po chwili zmienił z powrotem w człowieka. Zaczął się głośno śmiać, ale ja nie zamierzałem przestać go łaskotać.
- Czy ta kupa futra nie może być ciszej?!
                Do pomieszczenia wpadła moja matka. Była wściekła. April od razu schował się w moich ramionach i zatrząsł się przerażony.
- Nickolas! – Krzyknęła. – Mógłbyś uciszyć tą piszczałkę?! Próbuję się zdrzemnąć!
- Bardzo cię przepraszam mamo, ale co ja miałem wczoraj powiedzieć? Mnie ma obchodzić to, że ty nie możesz spać, ale nikt nie przejął się tym, że ja się nie wyśpię, bo moja siostrzyczka wymyśliła sobie imprezę!
                Nie odpowiedziała. Spojrzała na nas jedynie groźnym wzrokiem.
- To małe gówno ma się zamknąć, bo inaczej będzie miał przechlapane! – Krzyknęła i wyszła z pokoju.
                Po chwili poczułem jak coś ciepłego moczy mi skarpetkę, a ciałko w moich ramionach zaczyna drżeć spazmatycznie. Westchnąłem ciężko i przytuliłem Aprila mocniej do siebie. Ilekroć udało mi się go przekonać, że wszystko jest dobrze ta baba wszystko psuła.





Przytulałem się do Nicka i starałem się nie płakać, ale było mi przykro. Bardzo przykro! Nie umiałem powstrzymać łez.
- J-ja nie jestem piszczałką! N-nie jestem kupką f-futra! – Łzy płynęły mi po policzkach.
- Oczywiście, że nie, kociaku. Nie przejmuj się. Wszystko jest dobrze. Słyszysz?
- A-ale mnie nie oddasz, prawda? J-jestem ci potrzebny, tak?
- Oczywiście, że tak. Jesteś potrzebny Mickey’owi, Gabrielowi, Danny’emu, a przede wszystkim mnie. Jesteś moim kociakiem.
- Kocham cię. – Powiedziałem pociągając noskiem.
- Mój kociak. Też cię kocham. A teraz chodź. Wyjdziemy by ta czarownica więcej cię nie straszyła.
Zachichotałem.
- Czarownica?
- Tak. Chodź przebierzemy cię i idziemy.
Nick zabrał mnie do pokoju. Ubrał mi dżinsowe spodnie, bluzeczkę i fioletową bluzę z kapturem ze specjalnymi dziurami na moje uszy. Do tego moje nowe, zielone ta-tenisówki!
- No i jesteś gotowy. Możemy iść.
Nick zaniósł mnie do auta. 
- A gdzie jedziemy? – Zapytałem łapiąc swój ogonek.
- Najpierw pojedziemy coś zjeść, a potem… Niespodzianka…
Skrzywiłem się.
- Jesteś niedobry! Czemu mi nie powiesz?
- Bo to będzie niespodzianka dla mojego kotka. – Powiedział i włączył radio.
Całą drogę słuchaliśmy muzyki. Nick śpiewał razem z tymi ludźmi z radia, a ja słuchałem ich i też sobie nuciłem. Po jakimś czasie Nick zatrzymał samochód przed restauracją.
- Chodź zjemy coś, a potem pojedziemy do miejsca gdzie będzie twoja niespodzianka.
Zaprowadził mnie do środka. Zajęliśmy miejsce przy stoliczku z białym obrusem. Stał na nim ładny wazonik z kwiatkami, który mienił się wieloma kolorami. Gdy podszedł do nas pan w fartuszku Nick zamówił dla siebie pieczone mięsko, ziemniaki i surówkę (Fuj!), a dla mnie spaghetti.
- A co to jest spaghetti? – Zapytałem cicho. 
- To jest danie z takim długim makaronem, mięskiem i sosem. Na pewno ci będzie smakować. A przede wszystkim spodoba ci się sposób jedzenia. – Powiedział z uśmiechem.
Następnie wziął taką dużą serwetkę i rozłożył mi ją pod brodą i na kolanach. Po chwili wrócił fartuszkowy pan z naszym jedzonkiem.
- Nick, a kto to?
- To jest pan kelner. Kelnerzy albo kelnerki pracują w restauracjach i kawiarniach. Donoszą zamówienia do stolików. A teraz bierz się za jedzenie. – Polecił.
Sięgnąłem niepewnie po widelec i zanurzyłem go w daniu. Makaron był bardzo długi. 
- Ojej, jak ja mam to zjeść? – Zapytałem zdziwiony.
- Pokażę ci. – Powiedział i nawinął na widelec makaron. – I do dziubka.
Otworzyłem grzecznie buzię, a Nick wsadził mi mój obiad do ust.
- Mniam! – Powiedziałem uśmiechając się.
- No to zjadaj. A potem jedziemy… gdzieś.
Po jakimś czasie wreszcie skończyłem jeść i… Ojej, ale to było dobre! Ale trochę nabrudziłem. Nick jednak się tym nie przejął.
- I właśnie, dlatego dałem ci serwetkę. Byś się nie ubrudził mój kotku. – Powiedział.
Poszliśmy zapłacić, a potem ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie zajęła nam dużo czasu. Gdy Nick zatrzymał samochód zobaczyłem duży budynek. Mnóstwo osób do niego wchodziło.
- Gdzie jesteśmy?
- Stoimy właśnie przed kinem.
- Kinem? Znaczy, że idziemy do kina?! Ale fajnie! – Powiedziałem podekscytowany. – Ale, co to jest kino?
- To jest takie miejsce gdzie możesz na dużym ekranie oglądać nowe filmy i bajki.
- Naprawdę? Pójdziemy oglądnąć bajkę?
- Tak. – Blondyn wyjął mnie z auta i zaprowadził do kina.
Budynek był duży. Schodami wchodziło się na pierwsze pięto gdzie były kasy. Nick kupił dla mnie i dla siebie bilet na  „Pingwiny z Madagaskaru”.
- Tak! Pingwiny! – Podskoczyłem wysoko i przytuliłem się do Nicka. - Dziękuję ci!
- Proszę bardzo.
Weszliśmy na salę i zajęliśmy miejsca. Po chwili zrobiło się ciemno i na ogromnym ekranie pojawiły się jakieś napisy, a dźwięk doszedł do mnie z każdej strony.
- Ojej! – Podskoczyłem na siedzeniu zaskoczony.
Mężczyzna zachichotał.
- Spokojnie. Wiem, że wydaj ci się to dziwne, ale na pewne ci się spodoba.
- Już mi się tutaj podoba!
Całą bajkę obejrzałem z wielką radością. Po skończonym sa-sy-seansie wróciliśmy do domu. Prawie od razu zasnąłem. Ale nie mogłem na to nic poradzić. Po prostu to była taka ekscytująca niespodzianka.







Po wyjściu Nicka i Aprila poszedłem do naszej sypialni i włączyłem sobie telewizor. Było mi przykro, że Gabriel tak o mnie myślał. Jak o nieodpowiedzialnym dzieciaku, który nie potrafiłby się zając swoim dzieckiem. A wcale by tak nie było! Dobrze wiedziałem, kiedy April wstał, ale gdy Gabriel wstał do niego postanowiłem jeszcze chwilę pospać. A w nocy, jako pierwszy się obudziłem, gdy April zaczął cicho miauczeć, ale oczywiście Gabriel wie lepiej! Wiedziałem, że liczy, iż mu przebaczę i przyjdę do niego z podkulonym ogonem. Zawsze tak było, ale nie tym razem! Zbyt mocno zabolały mnie jego słowa.
Przez tą całą sytuację skończyło się na tym, że całe popołudnie i wieczór spędziłem w sypialni. Wyszedłem z  niej dopiero, gdy zgłodniałem. Gabriel, gdy mnie dostrzegł od razu się uśmiechnął. 
- Wiedziałem, że w końcu wyjdziesz. Pewnie jesteś głodny.
- Tak, ale świetnie sobie poradzę.
Gabi spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mickey, tylko mi nie mów, że nadal jesteś zły. Przecież nie miałem niczego złego na myśli!
- Świetnie, ale wiesz jak się poczułem? Jakbym był nadal małym nieodpowiedzialnym szczeniakiem, który nic nie wie i nic nie potrafi! A wcale tak nie jest! Wielu rzeczy nie muszę się uczyć. Instynktownie wiem jak coś zrobić. Przy Aprilu wcale nie potrzebowałem twojej pomocy. Gdybyś nie wstał miałem zamiar iść do rudzielca, ale ty  wstałeś, więc zostałem jeszcze chwilę w łóżku ze względu na powracający ból głowy!
- Mickey, dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Bo nie jestem już dzieckiem i radzę sobie sam!
Gabriel przyglądał mi się przez chwilę, po czym podszedł do mnie i przytulił mnie.
- Przepraszam, moja wina. Nie powinienem tak mówić. Nie chciałem ci sprawić przykrości.
Przytuliłem się do niego i odetchnąłem głęboko.
- Kocham cię Gabi.
- I ja ciebie, mój psiaku. A teraz chodź, zrobię ci jakąś kolację.
       




Był środek nocy, gdy obudziłem się zdezorientowany. Było mi gorąco, duszno. Cały się lepiłem i nie wiedziałem, dlaczego. Podszedłem do okna i otworzyłem je, po czym wróciłem do łóżka. I wtedy zrozumiałem, co się dzieje. Świeże powietrze podsyciło zapachy, a gdy tylko poczułem zapach Gabriela po prostu oszalałem. Zaczęły się moje dni płodne. Starałem się uspokoić nie chcąc budzić Gabiego, ale erekcja w moich spodniach i gorąco w pokoju nie pomagały. Po raz kolejny przekręciłem się starając się ułożyć wygodniej i wtedy usłyszałem za sobą cichy głos.
- Co się tak kręcisz?
Przestraszony podkuliłem ogon pod siebie. Dostałem całusa w kark.
- Uwielbiam jak podkulasz ogon. Przestraszyłem cię?
- Gabriel, przestań. Nie pomagasz.
- A w czym problem? – Zapytał dotykając mojej tali.
- Problem jest z podnieceniem i dniami płodnymi.
Gabriel słysząc to uśmiechnął się i pocałował mnie w usta.
- Oho, czyli muszę dopieścić mojego pieska by czuł się spokojny w dzień i czekał na mnie do wieczora? – Zapytał sunąc nosem po mojej szyi.
Jęknąłem sfrustrowany.
- Tak. Dokładnie! Więc zrób to natychmiast!





                Gorące pocałunki. Dwa ocierające się o siebie ciała. Ciche jęki i westchnienia. Nie chciałem by Mickey’a oglądał ktoś inny w tym stanie. Nikt nie miał do tego prawa. Nikt z wyjątkiem mnie.
- G-Gabi…! – Wyjęczał, gdy nie chciałem przestać męczyć jego sutków.
                Klęczał przede mną na łóżku w szerokim rozkroku, nagi, rozgrzany.
- Jesteś piękny. – Wyszeptałem przenosząc pocałunki na jego usta.
                Wpiłem się w nie z pasją. Stłumione jęki były dla mnie jak balsam. Pchnąłem go lekko dając jednocześnie znak by się położył. Jego kruche ciało padło na poduszki, a kolana ugięły się podnosząc do góry i rozchylając szeroko. Korzystając z tego kuszącego zaproszenia ułożyłem się między nimi. Biały wplótł dłonie w moje włosy i przyciągnął mnie do pocałunku.
- Kocham cię. – Wysapał.
- Ja ciebie też.
                Spojrzał na mnie z czułością. Uwielbiałem ten wzrok, pełen uczuć. Pochyliłem się biorąc w posiadanie jego usta. Jednocześnie obniżyłem biodra i potarłem nimi o jego krocze. Zajęczał głośno.
- Gabriel… Proszę… – Wyjęczał.
- O, co mnie prosisz? – Zapytałem nie przestając poruszać biodrami.
- Dotknij mnie w końcu! – Krzyknął.
                Uśmiechnąłem się drapieżnie i skierowałem swoją dłoń między nasze ciała. Chwyciłem w dłoń nasze penisy i przejechałem po nich parę razy. Ku mojemu zdziwieniu Mickey doszedł prawie od razu.
- To było szybkie. – Powiedziałem ponownie go pobudzając.
- Cicho! – Syknął.
                Gdy znów udało mi się go doprowadzić na skraj wytrzymałości zaprzestałem swoich ruchów. Zsunąłem się w dół i chwyciłem jego nogi pod kolanami. Podciągnąłem je mocno do góry. Teraz miałem idealny widok na wszystkie jego walory.
                Spojrzałem na Mickey’a i z drapieżnym uśmiechem oblizałem usta. Następnie powoli zacząłem się pochylać w kierunku wyeksponowanego krocza mojego kochanka.
- Gabriel? Co ty…? – Jego wypowiedź zakończyła się krótkim krzykiem.
                Zassałem się mocno na jego jądrach. Dłoń Mickey’a zacisnęła się na moich włosach. Nie przejąłem się tym. Zjechałem niżej, w kierunku zmarszczonych, zaciskających się spazmatycznie mięśni. Nie zastanawiając się długo polizałem to wrażliwe miejsce. Po pokoju rozniósł się kolejny okrzyk przyjemności. Zostałem brutalnie szarpnięty za włosy. Tym razem syknąłem cicho z bólu.
- Skarbie, - odezwałem się wyplątując jego dłoń z moich włosów – wiem, że jest ci dobrze, ale nie pozbawiaj mnie wszystkich włosów.
                Spletliśmy ze sobą palce naszych dłoni. Mając pewność, że moim włosom nic nie grozi powróciłem do wcześniej przerwanej czynności. Zassałem się na splocie mięśni wyrywając z ust Mickey’a  przeciągłe jęki. Gdy ‘‘znudziła’’ mi się ta zabawa powróciłem do jego członka. Jedną dłonią przytrzymałem go u podstawy, a drugą obciągnąłem w dół napletek by móc ujrzeć zaczerwienioną główkę. Od razu wziąłem ją do ust zaczynając ssać zawzięcie. Nogi Mickey’a drżały niekontrolowanie od czasu do czasu zaciskając się chwilowo na mojej głowie.
- Gabriel! – Wykrzyknął i doszedł po raz drugi.
                Przełknąłem wszystko, co mi zaoferował, po czym opuściłem jego nogi na pościel. Podciągnąłem się do góry i pocałowałem go w usta dając mu posmakować siebie.
- Mm… - Zamruczał.
- Masz dość?
- Nigdy. – Posłał mi wyzywające spojrzenie.
                Ukąsiłem go w dolną wargę i po omacku wymacałem tubkę z nawilżaczem. Wylałem trochę na palce, po czym skierowałem je między nogi kochanka. Pomasowałem krąg zaciśniętych mięśni i powoli wsunąłem w niego pierwszy palec. Mimo tego, że uprawialiśmy seks dość regularnie to wciąż był zajebiście ciasny. Poruszyłem palcem parę razy, a następnie dodałem drugiego. Mickey skrzywił się odrobinę, ale był dzielny i już po chwili czerpał przyjemność z moich zabiegów samemu nabijając się na moje dwa palce. Po jakimś czasie dołożyłem trzeciego palca.
- Gabriel… Już możesz… Włóż go!
                Postanowiłem go już dłużej nie męczyć. Wyciągnąłem z niego palce, po czym sięgnąłem po prezerwatywę. Jednak, gdy chciałem ją otworzyć Mickey zatrzymał mnie.
- O, co chodzi? – Zapytałem zdziwiony.
- Ja... Myślałem, że może… Czy możemy zrobić to bez prezerwatywy?
                Uśmiechnąłem się tylko i pocałowałem go mocno.
- Jak sobie życzysz.
                Odłożyłem zabezpieczenie. Nasmarowałem swój członek grubą warstwą lubrykantu i ustawiłem się między nogami białego. Nakierowałem swojego penisa na jego wejście i pchnąłem delikatnie. Główka penisa przedarła się przez zaciśnięte mięśnie. W tym samym momencie Mickey przytrzymał moje biodra. Pochyliłem się nad nim na tyle na ile pozwalała mi nasza pozycja i przeczesałem jego włosy.
                Chłopak odetchnął parę razy, po czym kiwnął głową na znak, że mogę wsunąć się głębiej. Tym razem wsunąłem się cały.
- Ach! Jesteś taki ciasny! – Westchnąłem głęboko.
- Cieszę się, ale mógłbyś się ruszyć!?
                Zaśmiałem się krótko, po czym wycofałem biodra i pchnąłem z powrotem. Mickey jęknął głośno i złapał się moich ramion. Powtórzyłem tą czynność parę razy, po czym wysunąłem się całkiem. Spotkało się to z jękiem dezaprobaty.
- Obróć się na brzuch, kochanie. – Poleciłem pomagając mu się przekręcić.
                Podniosłem do góry jego biodra i wszedłem w niego ponownie. Teraz nie zamierzałem już przestawać. Przyspieszyłem pracę bioder jednocześnie wsłuchując się w rozkoszne jęki Mickey’a. Pochyliłem się nad jego plecami i zacząłem obsypywać jego szyję pocałunkami. Jedną z dłoni chwyciłem jego penisa i zacząłem go pocierać zgodnie z ruchem moich bioder.
- Gabriel… Proszę… Szybciej!
                Zgodnie z jego życzeniem przyspieszyłem podkręcając tempo do maksimum. Nie musiałem długo czekać by poczuć na dłoni spermę Mickey’a. Mięśnie jego odbytu zaczęły się zaciskać spazmatycznie na moim członku. Wsunąłem się w niego jeszcze parę razu, po czym doszedłem głęboko w jego wnętrzu.
                Opadłem ciężko na łóżko obok białego jednocześnie wysuwając się z niego. Jego biodra opadły na pościel. Odwrócił w moją stronę głowę i uśmiechnął się do mnie lekko.
- Zadowolony? – Zapytałem przyciągając go do siebie.
- Jak zawsze. – Mruknął przejeżdżając nosem po mojej szyi. – Czuję się trochę dziwnie…
- Czemu?
- Czuję jak twoja sperma ze mnie wypływa. Nie jest to nieprzyjemne, ale… Dla mnie nowe.
- Chcesz iść do łazienki się umyć?
- Nie… Chodź spać. Rano się umyję. – Powiedział wtulając się bardziej w moją klatkę piersiową.
                Przykryłem nas dokładnie kołdrą i wtuliłem nos we włosy kochanka. Jego uszy połaskotały moje policzki by po chwili opaść lekko na boki. Do prawdy trafił mi się najsłodszy pies pod słońcem.




Gdy rano otworzyłem oczy pierwsze, co dotarło do mojej świadomości to zapach świeżych bułeczek dochodzący z kuchni, ciepły wiatr, który wpadał przez otwarte okno i uczucie wilgoci między pośladkami. Nie mogłem uwierzyć, że poprosiłem Gabriela byśmy kochali się bez prezerwatywy. T był po prostu impuls. Miałem jednak nadzieję, że nic nie wyjdzie z tego impulsu. Bo jakby nie patrzeć nie doszliśmy jak do tej pory do porozumienia w kwestii dziecka.
Przekręciłem się na plecy, co spotkało się z protestem moich tyłów.
- Ał! – Syknąłem krzywiąc się lekko.
- Nie śpisz już? – Do sypialni wszedł mój kochanek.
Jak zwykle niósł mi śniadanie. To była taka nasza tradycja. Zawsze, gdy się kochaliśmy w nocy rano zostawałem uraczony przez Gabiego śniadaniem. Czasem dochodziły do tego kwiaty innym razem pocałunkami albo ulubione czekoladkami.
- Nie, biorąc pod uwagę, co przyniosłeś ze sobą nie mógłbym spać. – Powiedziałem rozbawiony całując go lekko w policzek.
Gabi uśmiechnął się tylko, rozłożył się wygodnie obok mnie i postawił między nami tacę z jedzeniem.
- Dzisiaj muszę jechać do pracy. Będę wieczorem, więc może dzisiaj nigdzie nie wychodź. To jest dopiero początek i możesz przyciągnąć inne psołaki.
Kiwnąłem głową opierając ją po chwili na jego ramieniu.
- W porządku. Moja zaborcza paskudo. Będę grzecznie siedział w domu.
- I czekał na mnie.
- Z pewnością będę na ciebie czekał. – Powiedziałem wsadzając sobie winogrono do buzi.
Gabi widząc to sięgnął do moich ust i pocałował mnie smakując owoc. Gdy się od siebie odsunęliśmy szturchnąłem go lekko.
- Co mi zabierasz śniadanie? Weź sobie z talerza.
Gabriel zaśmiał się tylko i wziął się za jedzenie. Po wspólnym posiłku brunet wyniósł tacę by po chwili wrócić do mnie.
- Nie powinieneś się zbierać do pracy?
- Powinienem, ale… Nie chcę mi się. Wolę się zająć moim pieskiem. – Powiedział całując mnie w usta. Westchnąłem.
- Gabi, nie! Bo się spóźnisz!
- Oj tak. Mam jeszcze dwie godziny. Potem mnie długo nie będzie, więc muszę się upewnić, że będziesz odpowiednio dopieszczony. – Powiedział biorąc mnie na ręce.
- Gdzie ty mnie niesiesz, głupolu?
- Do łazienki. Idziemy wziąć długi prysznic.

Nie potrzeba było dużo czasu by po mieszkaniu roznosiły się odgłosy naszej przyjemności. Przyspieszone oddechy, jęki i sapnięcia. To wszystko tworzyło nas i nasze zbliżenie.

7 komentarzy:

  1. fajny rozdział:) April jest po prostu fantastyczny;P i fajny mieliście pomysł na to opowiadanie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. April jest rozkoszny mam trzy koty ale żaden jest taki słodki:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,- Pokarzę ci. – Powiedział i nawinął na widelec makaron. – I do dziubka." - ,,pokaŻę"
    Jak sie czyta imie Mickey? Miki? Majki? Bo wydaje mi, ze odmiana jest zla. ,,Mickey'a" - a powinno byc chyba ,,Mickey'ego". No chyba, ze czyta sie Mikej to wtedy jest dobrze.
    Zakladam, ze Mickey bedzie w ciazy po tej akcji bez prezerwatywy. 100% pewnosci xD
    Slodki rozdzial, troche za slodki dla mnie, no ale to wy piszecie nie ja :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha, nadgoniłam wszystko ;) Już przy piątym rozdziale miałam wszystko przeczytane, ale... nie dodało mi komentarza. Zorientowałam się dopiero teraz... Ogólnie historia wydaje mi się cholernie lukrowana, ale wiem, że zapewne macie coś w zanadrzu ;) Jest to idealny tekst by móc się oderwać, zrelaksować, odetchnąć od dnia codziennego. Fajnie, że dodajecie regularnie posty, bo to wydaje mi się niezwykle ważne. Co do treści. Mam sentyment do kotów. Tym bardziej, że April przypomina mi mojego kota, trochę taką ciamajdę.
    Nie wiem co jeszcze napisać ;) Wybaczcie tak długi okres nieodzywania się - sesja zwaliła mnie z nóg w tym roku. Idę odsypiać, bo jutro do pracy ;)
    Pozdrawiam
    LM

    OdpowiedzUsuń
  5. Póki co Mickey i Gabriel najbardziej mnie zainteresowali. Pewnie dlatego, że między Nickiem a Aprilem jeszcze niewiele się dzieje (nich już urośnie :D). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział super ;)
    Bardzo lubię parę Mickey`a i Gabiego, chociaż April i Nick też są zabawni ;) Teraz czekam aż kotek dorośnie bo coś czuję, że będzie bardzo zazdrosny o Nicka ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    Nick bardzo się troszczy o naszego kociaka, Reachel i matki jak ja nie lubię, może April zaprzyjaźni się z Chesterem, a ten w końcu zrozumie, że znalazł prawdziwy dom....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)