Rozdział 7
- Mickey. –
Powiedziałem z ostrzeżeniem w głosie, gdy zauważyłem, że białowłosy ma zamiar
otworzyć następną paczkę żelek.
April
wsunął już ze dwie takie, a wcale nie były takie małe. Zastanawiałem się skąd
Mickey bierze te wszystkie słodycze? Co po chwilę wyciągał coś słodkiego i
podsuwał Aprilowi.
- Daj
spokój, Nick. Skarżył się, że w domu zacząłeś mu dawać jakieś niedobre obiadki,
więc chcę mu umilić pobyt u nas. – Powiedział i nie przejmując się moimi
protestami otworzył paczkę żelowych słodkości.
- Daje mu
zdrowe jedzenie, bo chcę by dobrze się rozwijał, a poza tym mam przypomnieć ci,
co się stało po twoim ostatnim dokarmianiu go?
- Będziesz
mi to ciągle wypominał? – Warknął. – Nie chciałem by tak wyszło.
- Ale się
stało. – Mruknąłem.
- Ej!
Chłopaki, dosyć! – Odezwał się Gabriel.
- No to weź powiedz mu coś! – Pożalił się
Mickey.
- Wiesz
Mickey… - Mężczyzna podrapał się po głowie. – Myślę, że Nick ma rację.
- I ty
przeciwko mnie?! – Oburzył się.
- Sam
również uważam, że przesadzasz z tymi słodyczami. Chcesz by nasz Aprilek się
roztył?
- No nie… -
Przyznał.
- Więc odłóż
te żelki.
Chłopak
westchnął i zabrał paczkę słodyczy od Aprila. Kotek popatrzył na niego
skrzywdzonym wzrokiem.
- Ale
dlaczego? – Zapytał mały wstając i próbując odebrać paczkę Mickey’emu.
- O nie,
nie, nie. – Powiedziałem i wziąłem od niego Aprila.
Posadziłem
go sobie na kolanach. Chłopiec zakwilił.
- Ej, ale
chyba nie będziesz mi tu płakał z powodu słodyczy? – Powiedziałem odwracając go
w swoją stronę. – April?
Rudy
pociągnął nosem i pokręcił głową.
- No,
grzeczny chłopiec. – Pocałowałem go w czubek głowy. – To tylko słodycze i nie
trzeba przez to płakać.
Mickey
schował słodycze i usiadł obok swojego męża.
- April?
Może chciałbyś oglądnąć jakąś bajkę? – Zaproponował.
- Tak.
- To chodź,
wybierzemy coś.
Podeszli
do półki, na której poukładane były płyty.
- Nick?
Jesteś pewien, że chcesz go zostawić na noc? – Zapytał Gabriel.
Westchnąłem
ciężko.
- Niestety,
ale muszę. Rachel wymyśliła sobie jakąś imprezę, a moja matka oczywiście się
zgodziła. Obie mają gdzieś, że April jest mały i musi iść wcześnie spać.
- No, a ty
gdzie przenocujesz?
- Ja sobie
poradzę. Mam zatyczki do uszu. Gorzej byłoby z Aprilem i jego wrażliwym
słuchem. Założę się, że nie mógłby zasnąć, a w środku nocy ze zmęczenia tylko
by płakał, więc naprawdę jestem wam wdzięczy, że przenocujecie go dzisiaj.
- Nie ma
sprawy. – Powiedział Gabriel uśmiechając się. – To będzie dla nas czysta
przyjemność. Mickey już jest wniebowzięty! Boję się, że nie będzie ci go chciał
jutro oddać.
Zaśmiałem
się na to stwierdzenie.
- Nick! – Krzyknął
April i wskoczył mi na kolana. – Patrz!
Chłopiec
pokazał mi opakowanie bajki „Madagaskar”.
- Pingwiny!
– Wskazał na obrazek.
- Tak, rzeczywiście.
Chcesz to oglądnąć? – Zapytałem spoglądając na zegarek. – Kurczę, muszę już
iść. – Mruknąłem.
- Już? – Zasmucił
się April. – Nie oglądniesz ze mną bajki?
- Niestety
nie, kochanie. Mickey? – Zwróciłem się do białowłosego. – Wykąpiesz go
najpierw? Zanim włączycie tą bajkę?
- Tak, tak.
– Pokiwał głową.
- I błagam
cię, nie dawaj mu już więcej słodyczy, dobrze?
- Osobiście
tego dopilnuje. – Odezwał się Gabriel.
- Dziękuję.
– Uśmiechnąłem się do niego. – W torbie macie butelkę i mleko w proszku, dajcie
mu ją przed snem.
- Nick. – Przerwał
mi Mickey. – Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Wiem, że się denerwujesz, bo
pierwszy raz zostawiasz go gdzieś na noc, ale uwierz mi, że dobrze się nim
zajmiemy. Po za tym Gabriel jest już wprawiony. – Zaśmiał się.
- Ha, ha,
ha. – Zironizował Gabriel.
Wstałem
z miejsca podnosząc Aprila do góry. Przeszedłem do przedpokoju. Tam postawiłem
kotka na podłodze. Gdy ubrałem buty ukucnąłem przed nim.
- Pożegnasz
się ze mną?
Rudzielec
nic nie powiedział tylko przytulił mnie mocno i dał mi całusa w policzek.
- Przyjadę
po ciebie rano. – Poczochrałem go między uszami. – Dobranoc kocurku.
Pożegnałem
się jeszcze z Mickey’em i Gabrielem, i wyszedłem z mieszkania. Gdy wyszedłem na
dwór westchnąłem głośno. Musiałem przygotować się na odgłosy dudniącej muzyki
przez całą noc.
Gdy za Nickiem zamknęły się drzwi zrobiło mi trochę przykro i poczułem, że
trochę się boję. Nie chciałem jednak sprawić przykrości Mickey’owi, który
bardzo się cieszył, że u niego nocuję.
- To, co? Wykąpiemy cię, a potem zjesz sobie mleczko oglądając
„Madagaskar”, tak?
Nie chciałem iść jeszcze spać. Myśl, że będę zasypiać bez Nicka powodowała,
że czułem się smutny.
- A nie możemy zrobić tak, że wykąpię się, obejrzę bajkę, a po niej dostanę
mleczko? Jest wcześnie, więc nie muszę iść jeszcze spać.
Mickey zamyślił się na chwilę, po czym podniósł mnie do góry i uśmiechnął
się.
- Dobrze, skoro chcesz to…
- Mickey, jesteś pewny, że sobie poradzisz? – Nagle pojawił się Gabriel,
który do tej pory szykował moją butelkę, piżamkę i żel do kąpieli. – Mogę go
wykąpać. Wcześniej poradziłem sobie ze szczeniakiem to z kotem raczej też dam
sobie radę.
Białowłosy zachichotał.
- Daj spokój, poradzę sobie. Naszykowałeś wszystko? Tyle twojej pomocy mi
wystarczy.
- No, ale przecież ty nigdy…
- Gabi, ja nie muszę się uczyć by wiedzieć jak się zajmować szczeniakiem,
kociakiem czy dzieckiem. My, zwirzołaki, to wiemy instynktownie. Takie rzeczy
są dla nas po prostu czymś naturalnym. Damy sobie radę, prawda rudzielcu?
Objąłem go rączkami wokół szyi.
- Tak! – Uśmiechnąłem się do niego i pozwoliłem się zanieść do łazienki.
Mickey pomógł mi się rozebrać, nalał wody do wanny i wsadził mnie do niej.
Mycie poszło nam dość sprawnie. Przy sporej dawce śmiechu spowodowanej przez
bitwę na pianę.
- No dobra, dobra. Czas wychodzić z wody.
Pozwoliłem się wyciągnąć z wody. Gdy byłem na rękach Mickey’a przeczesałem
rączkami jego białe, długie włosy.
- Masz śliczne włoski. Też takie chcę! – Powiedziałem podnosząc do góry
rączki, gdy Mickey zaczął mnie wycierać.
- Takie jak moje? No, co ty! Ty też
masz bardzo ładne włoski. Są miękkie, puszyste i uroczo się kręcą. Nick ci je
codziennie czesze, prawda?
Kiwnąłem głową.
- Widzisz? Mówiłem ci, że u niego
będzie ci dobrze, kociaku. No dobrze, a teraz ubieramy piżamkę i idziemy
oglądać pingwiny.
Białowłosy szybko naciągnął na mnie
piżamkę, po czym podniósł mnie do góry i wyniósł z łazienki. Znów objąłem go za
szyję i położyłem na jego ramieniu głowę. Wziąłem do rączki wisiorek, który
miał na szyi i zacząłem go oglądać.
- Ładny.
- Dziękuję. Dostałem go od Gabriela,
gdy poszedłem do szkoły.
Uśmiechnąłem się dalej przyglądając
się wisiorowi i rozsiadłem się wygodniej na jego kolanach. Zająłem się
oglądaniem bajki. Niedługo później dosiadł się do nas Gabriel. Było to trochę
dziwne. Mógłbym pomyśleć, że teraz mam jakby rodzinę. Ale było jakoś inaczej.
Lepiej mi było z Nickiem. Jednak nie mogłem powiedzieć, że siedzenie na
kolanach Mickey’a i bycie głaskanym przez niego jest złe. Nie było jednak tak
dobre jak przy moim opiekunie.
Po skończonej bajce Mickey zaniósł
mnie do naszykowanego dla mnie pokoju a Gabriel poszedł szykować dla mnie
mleczko.
- Włączę ci bajki. Mam z tobą
zostać?
Pokiwałem głową. Gdy zostałem położony
pod kołdrę dotarło do mnie, że coś jest nie tak. „Nie mam pampersa!” Zmartwiony
spojrzałem niepewnie na Mickey’a.
- Tak, proszę. Wiesz… - Przysunąłem
się do jego ucha. – Ja ubieram na noc pampersy.
- Och! W porządku, w takim razie
zanim Gabi przyniesie twoją butelkę pójdziemy ubrać ci pampersa, dobrze?
Kiwnąłem głową i objąłem go wokół
szyi, gdy podniósł mnie do góry.
- Ale jak coś to jestem już dużym
kotkiem. – Zastrzegłem, na co Mickey parsknął śmiechem.
- No pewnie, że jesteś. Nie masz, co
się przejmować. Gdy byłem mały też potrzebowałem pampersów. Miałem złe sny i
zdarzało mi się zrobić siusiu do łóżka. Więc nie masz się, co przejmować.
W łazience Mickey założył mi
pampersa, po czym zaniósł z powrotem do pokoju.
- Nie jest ci za ciężko? –
Zapytałem.
- Co? Z taką chudzinką? No proszę
cię. – Dostałem całuska od Mickey’a, a potem butelkę mleczka od Gabriela.
Biały włączył telewizor i położył
się obok mnie. Gabriel uśmiechnął się do nas i wyszedł z pokoju.
Oglądałem bajkę i piłem sobie
mleczko, przynajmniej dopóki nie zasnąłem. Śniło mi się, że znów byliśmy z
Nickiem w oceanarium. Oglądałem rekiny. Były świetne!
- Nick, czy one nie są świetne?
Uwielbiam je!
Nagle zrobiło się ciemno.
Rozejrzałem się przestraszony i zobaczyłem jak taki straszny pan porywa rekiny
i wszystkich ludzi. Przestraszony spojrzałem na Nicka, ale jego już też nie
było.
- Nick! Gdzie jesteś, Nick!?
Zacząłem głośno płakać. „Mój Nick,
najlepszy opiekun… Zabrali go!” Zacząłem jeszcze głośniej płakać, bo byłem
kompletnie sam.
- April? April, kociaku zbudź się.
Otworzyłem oczy. W pokoju paliło się
światło, a obok mnie siedział Mickey. Gabriel też stał koło mojego łóżka i
patrzył na mnie z łagodnym uśmiechem. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie było
Nicka. Rozpłakałem się.
- Hej, rudzielcu. Proszę, nie płacz.
Co się stało?
- Gdzie jest Nick? – Zapytałem
płacząc i pocierając oczka. Było mi tak bardzo smutno i bałem się, że Nickowi
naprawdę coś się stało.
- Nick na pewno teraz śpi. Spokojnie
April. Połóż się, prześpij, a jutro rano Nick cię zabierze do domu.
- Nie…! Ja chcę do Nicka! Ja chcę
Nicka!
- Ale…
- Gabi, daj spokój. Pamiętasz jak ja
nocowałem pierwszy raz u twoich rodziców, bo ty musiałeś iść na nockę do pracy?
Płakałem tak długo dopóki nie przyjechałeś w nocy, zwalniając się z pracy.
Dzwoń do Nicka niech przyjeżdża i zostanie u nas spać. Bo i tak nie uspokoimy
małego.
Spojrzałem z nadzieją na Mickey’a.
- N-Nick przyjedzie? – Przytuliłem
się do białowłosego próbując przestać płakać.
- Tak, na pewno za niedługo będzie.
Dosłownie
pięć minut po telefonie Gabriela już siedziałem w samochodzie i jechałem w
kierunku centrum Sydney. Nagły atak paniki Aprila był dla mnie, jako takim
wybawieniem. Rachel i jej koleżanki nie odpuszczały nawet mimo tego, że była
już druga w nocy. Muzyka nadal leciała podkręcona na ful, a dziewczyny biegały
po całym domu wrzeszcząc niemiłosiernie. Podejrzewam, że nawet bez tego nagłego
alarmu wyszedłbym na spacer.
Westchnąłem
ciężko przecierając oczy dłonią. Byłem okropnie zmęczony, ale wiedziałem, że
choćbym był na drugim końcu świata to i tak bym wrócił do mojego kotka.
Zajechałem
na parking przed blokiem Mickey’a i Gabriela. Zamknąłem samochód i skierowałem
się do wejścia. Na szczęście chłopaki nie mieszkali wysoko, bo na drugim
piętrze. Nie wiem czy dałbym radę wdrapać się, choćby piętro wyżej.
Zapukałem
parę razy do drzwi. Te po chwili otworzyły się. Moim oczom ukazał się Gabriel z
nikłym uśmiechem na ustach, a do uszu dobiegł płacz Aprila.
- Co się
stało? – Zapytałem wchodząc do środka.
- Miał zły
sen. Obudził się z płaczem i zapewne nie przestanie dopóki cię nie zobaczy.
Przeszliśmy
do starego pokoju Mickey’a. Na łóżku siedział białowłosy, trzymając Aprila na
kolanach.
- April. –
Odezwałem się podchodząc do łóżka i siadając obok nich.
- Nick! – Wykrzyknął
i rzucił mi się na szyję. – Tak się cieszę!
- Tak, ja
też się cieszę, ale powiedz mi mały, dlaczego nie śpisz? Rano będziesz
niewyspany i bardzo zmęczony.
- B-bo ja
nie chcę spać bez ciebie!
- Dobrze już
dobrze. – Pogłaskałem go po główce. – Ale teraz grzecznie położymy się spać,
tak?
- T-tak, ale
Nick…
- Słucham?
- B-bo ja…
Mam mokro. – Szepnął chowając twarz w zgięciu mojej szyi.
- Spokojnie.
Przebierzemy się i pójdziesz lulu.
Udałem
się z nim do łazienki, gdzie zmieniłem mu pampersa. W trakcie tych zabiegów
mały zasnął zmęczony płaczem. Ułożyłem go z powrotem w łóżku, a następnie
przeszedłem do salonu, gdzie siedzieli Gabriel z Mickey’m.
- Chłopaki,
– zacząłem siadając na fotelu – nie wiem jak mam was przepraszać. Nie sądziłem,
że nawet na jedną noc nie mogę go zostawić.
- Niczym się
nie przejmuj. – Powiedział Gabriel. – Wiem jak to jest. I myślę, że Mickey też
nie ma ci niczego za złe. W końcu musi się przyzwyczajać do takich akcji. – Dźgnął
lekko psa w bok.
- Ha, ha, ha.
- Nie
wnikam. – Powiedziałem wstając z miejsca. – Jeśli pozwolicie to pójdę do
Aprila. Może być niespokojny.
- Jasne.
Spróbuj się przespać.
- Tak, tak.
- My też
pójdziemy się położyć. – Powiedział Gabriel, który naprawdę wyglądał na
zmęczonego.
Jakoś
nie chciałem wiedzieć, dlaczego.
- Dobranoc. – Powiedziałem
znikając za drzwiami pokoju.
Rudzielec
na szczęście spał spokojnie. Korzystając z tej okazji również się położyłem.
Otuliłem jeszcze dokładniej kotka kołdrą, po czym sam zasnąłem by obudzić się
dopiero późnym rankiem następnego dnia.
Obudziły
mnie donośne piski i śmiechy, Aprila. Podniosłem się z łóżka i westchnąłem
ciężko. Byłem zmęczony. Nie wiedziałem, jakim sposobem dzieci mimo pobudek w
nocy są pełne wigoru następnego dnia.
Roześmianego
Aprila znalazłem w kuchni razem z Gabrielem. Starszy mężczyzna robił śmieszne
miny z użyciem jedzenia.
- Mama cię
nie uczyła nie bawić się jedzeniem? – Zapytałem siadając obok młodego.
- Uczyła,
ale nie pozwolił mi użyć swojego rekina.
- Nie, nie,
nie! – Krzyknął April mocniej przytulając swoją maskotkę.
- Cały
April. – Powiedziałem głaszcząc go po głowie. – Mickey śpi?
- Ta… Myślę,
że jakbyśmy mieli szczeniaka to ja musiałbym się nim zajmować, bo książę
białogłowy musi się wyspać. – Powiedział, na co zaśmiałem się.
-
Myśleliście o tym?
-
Rozmawialiśmy na ten temat parę razy, ale nie doszliśmy do niczego konkretnego.
Mamy jeszcze dużo czasu.
- No tak,
ale wiesz… Jego instynkt.
- Już ja
wiem jak go opanować, nie martw się. – Mrugnął do mnie. – Zaparzę ci kawę. Z
mlekiem?
- Tak,
proszę. April już jadł?
- Tak,
wsunął dwa naleśniki. Pochwal się kociaku.
- To prawda?
– Zapytałem uśmiechając się do niego.
- Tak! Były
pyszne! Z dżemem! – Powiedział z wielkim entuzjazmem.
- No to się
cieszę. Gabriel? Przebierałeś go może? – Zapytałem zauważając, że kot nie jest
już w piżamie.
- Tak, ale
tylko pampersa. Mały sam się ubrał.
- Naprawdę?
To super! – Powiedziałem całując Aprila w policzek. – Zuch chłopak.
- Twoja
kawa. – Gabriel postawił przede mną kubek z parującym napojem. – Na blacie leżą
grzanki, masło i dżem, więc poczęstuj się, a ja pójdę zbudzić naszego księcia.
- Bądź
delikatny. – Powiedziałem ze śmiechem.
- Ja zawsze
jestem delikatny. – Podkreślił i wyszedł z pomieszczenia.
Zerknąłem
na Aprila. Kot siedział beztrosko bawiąc się swoim pluszakiem.
- Jak nazywa
się twój przyjaciel? – Zapytałem.
- Chester!
Zdziwiłem
się trochę.
- Chester?
- Tak. – Pokiwał
głową.
- Chciałbyś
się z nim znowu zobaczyć?
- Tak, ma
takie fajne, puchate uszy.
Zaśmiałem
się.
- Mickey ma
ładne włosy. – Powiedział nagle. – Takie długie i miękkie.
- Ty też
masz bardzo ładne włoski. – Przeczesałem rude kędziorki palcami.
- Ale nie
takie jak Mickey! Nie są takie długie.
- Jeszcze
urosną, zobaczysz. – Pocałowałem go w czoło i mocno przytuliłem do siebie. –
Mój kochany kotek. Jesteś najpiękniejszy na świecie i nikt nie ma prawa sądzić
inaczej.
Siedziałem sobie na kolanach Nicka, gdy do
kuchni wszedł najwyraźniej zły Mickey.
- Myślałeś, że nie usłyszę twoich komentarzy?! „Bo książę białogłowy musi
się wyspać.” To dla twojej informacji wcale nie potrzebuje się wyspać. – Powiedział.
Najwyraźniej zrobiło mu się przykro. Przeszedł obojętnie koło tak pysznie
pachnących i wyglądających naleśników i podszedł do lodówki. Wyjął z niej
jogurt, zrobił sobie herbatę i usiadł koło nas. Jego włosy, mimo że dopiero
wstał były gładkie i lśniące.
- Nick, ja nie mam takich ładnych włosów! Mickey ma ładniejsze!
Piesek spojrzał na mnie zaskoczony, po czym uśmiechnął się.
- No, co ty, kociaku. Już ci wczoraj mówiłem, że masz ładniejsze. Po za tym
jak będziesz miał je troszkę dłuższe będą sto razy ładniejsze od moich. Istna
burza loczków.
- Naprawdę? – Zapytałem z nadzieją.
- Pewnie. A właśnie, zapomniałem cię wczoraj zapytać. Próbowałeś się już
zmieniać w kotka?
Przekrzywiłem głowę.
- W kotka? Ale jak?
- Pamiętasz jak ja zmieniłem się w pieska, gdy byłeś malutki?
Kiwnąłem głową.
- No to właśnie o to mi chodzi.
- Nie, nie robiłem tak. Ale chcę! – Powiedziałem podekscytowany podskakując
na krześle, przez co o mało nie upadłem. – Ups.
- No dobra, to chodź spróbujemy zrobić z ciebie kotka. – Powiedział łapiąc
mnie za dłoń.
Był tak samo podekscytowany jak ja. Mijając Gabriela nie spojrzał na niego
tylko wyszedł ze mną do salonu. Usiedliśmy na dywanie.
- W porządku. Z początku może być to trudne, ale nie martw się. W końcu się
uda. A jak się już zmienisz to się pobawimy. – Powiedział sadzając mnie
naprzeciwko siebie. – Przypomnij sobie jak byłeś małym kotkiem. Takim małym,
rudym kotkiem.
Skupiłem się. Nawet bardzo! Mały, rudy kotek. Mały, rudy kotek.
Nie wiem ile tak siedziałem, ale w końcu poczułem dłoń Mickey’a na swoim
czole.
- Odetchnij kociaku. Wiem, że to trudne, ale teraz będzie najłatwiej się
nauczyć. Potem, jak będziesz większy, będzie ci trudniej. Idź się napić, a
potem wróć do mnie. – Powiedział z uśmiechem.
Może i jestem małym kotkiem, ale wiedziałem, że nie chce iść ze mną, bo
jest zły na Gabiego! Gdy wszedłem do kuchni podszedłem do Nicka.
- Mogę prosić o soczek?
Blondyn od razu podał mi mój kubeczek.
- Dziękuję. A czy mogę wziąć picie dla Mickey’a? Bo mi się wydaje, że on tu
nie przyjdzie. – Popatrzyłem na Gabriela zły, bo to przez niego Mickey’owi było
przykro!
Znaczy tak mi się wydawało. Nick uśmiechnął się do mnie i podał mi szklankę
z sokiem dla pieska.
- To dla ciebie. – Powiedziałem podając szklankę białemu.
- Och, dziękuję. – Mickey napił się, po czym dał mi całusa w policzek. –
Jesteś bardzo grzecznym kotkiem. A teraz chodź, jestem pewny, że teraz pójdzie
nam to sprawniej.
Faktycznie. Po pewnym czasie wreszcie się udało! Byłem kotkiem!
Zamiauczałem szczęśliwy. „Mickey popatrz! Udało mi się!”
- Brawo April. Poczekaj chwilę. – Powiedział, a po chwili stał obok mnie
duży pies.
- Ojej, ale jesteś duży. Popatrz! Jestem kotkiem.
- No właśnie widzę. Chcesz się pobawić? – Zapytał merdając śmiesznie
ogonem.
- Tak! W chowanego! – Powiedziałem i ruszyłem, czym prędzej by się schować.
Mickey zachichotał tylko i zaczął liczyć do piętnastu. Ja w tym czasie
schowałem się za kwiatkiem na półce.
Początkowo było dość zabawnie szczególnie, gdy Mickey wyczuł gdzie jestem,
ale nie mógł mnie dosięgnąć. Po pewnym czasie jednak stało się to nudne, więc
zeskoczyłem z półki i ruszyłem biegiem do kuchni. Mickey zaśmiał się i ruszył
za mną. Po chwili wpadliśmy do kuchni. Chciałem wskoczyć Nickowi na kolana, ale
Mickey złapał mnie za sierść na karku i postawił przed sobą.
- Mam cię niedobry kociaku. Chciałeś mi uciec.
- Tak, ale nie udało mi się. To nie sprawiedliwe!
Mickey zaśmiał się kładąc się zmęczony na ziemi. Położyłem się obok niego.
Psiak trącił mnie nosem i zachichotał.
- Zmęczyłeś się, choć trochę czy tylko ja?
- Zmęczyłem. Mogę się przespać? Czy powinienem zmienić się z powrotem w
człowieka.
- Możesz sobie pospać, jeśli chcesz. – Powiedział samemu układając się do
snu.
Po chwili zasnąłem. Było mi ciepło, gdy leżałem wtulony w miękkie futerko
Mickey’a.
- No to się wkopałeś, stary. – Powiedziałem, gdy Mickey z Aprilem zasnęli.
- Spokojnie, wybaczy mi. Tak go rozpieściłem, że nie przeżyje nocy nie
przytulając się do mnie.
Zaśmialiśmy się obaj.
- Po za tym ciągle strzela takie fochy, więc już przywykłem. – Wytłumaczył
zagryzając drożdżówkę.
Zerknąłem na dwie puchate kulki
leżące na w starym kojcu Mickey’a pod kaloryferem. Wyglądali uroczo. Ich
futerka zlewały się ze sobą. April jak zwykle wepchał się między przednie łapy
psa. Kiedy śpi ze mną też tak robi. Każe się przytulać.
- Uważaj byś się nie przeliczył. – Ostrzegłem dopijając swoją kawę. –
Wiesz, że Mickey potrafi być bardzo pamiętliwy.
- Wiem, ale uwierz mi. Prędzej czy później przybiegnie do mnie z podkulonym
ogonem.
Dwie godziny
później byliśmy już w domu. Aprilowi tak spodobało się bycie kotem, że teraz
cały czas biegał po domu w swojej kociej odsłonie. Miałem szczęście, że moja
matka zmęczona całonocną imprezą odsypiała na piętrze. April mógł swobodnie
hasać po całym parterze.
- April! – Zawołałem
i potoczyłem w jego stronę kolorową piłeczkę.
Rudy
zaczaił się na nią, a po chwili skoczył w jej stronę jak tygrys.
- Ale mam
niebezpiecznego zwierza w domu. – Powiedziałem przewracając Aprila delikatnie
na plecy i zaczynając go łaskotać. – Tak, okropnie słodkiego w dodatku. – Słodziłem.
Kot
uśmiechnął się, a po chwili zmienił z powrotem w człowieka. Zaczął się głośno
śmiać, ale ja nie zamierzałem przestać go łaskotać.
- Czy ta
kupa futra nie może być ciszej?!
Do
pomieszczenia wpadła moja matka. Była wściekła. April od razu schował się w
moich ramionach i zatrząsł się przerażony.
- Nickolas!
– Krzyknęła. – Mógłbyś uciszyć tą piszczałkę?! Próbuję się zdrzemnąć!
- Bardzo cię
przepraszam mamo, ale co ja miałem wczoraj powiedzieć? Mnie ma obchodzić to, że
ty nie możesz spać, ale nikt nie przejął się tym, że ja się nie wyśpię, bo moja
siostrzyczka wymyśliła sobie imprezę!
Nie
odpowiedziała. Spojrzała na nas jedynie groźnym wzrokiem.
- To małe
gówno ma się zamknąć, bo inaczej będzie miał przechlapane! – Krzyknęła i wyszła
z pokoju.
Po
chwili poczułem jak coś ciepłego moczy mi skarpetkę, a ciałko w moich ramionach
zaczyna drżeć spazmatycznie. Westchnąłem ciężko i przytuliłem Aprila mocniej do
siebie. Ilekroć udało mi się go przekonać, że wszystko jest dobrze ta baba
wszystko psuła.
Przytulałem się do Nicka i starałem się nie płakać, ale było mi przykro.
Bardzo przykro! Nie umiałem powstrzymać łez.
- J-ja nie jestem piszczałką! N-nie jestem kupką f-futra! – Łzy płynęły
mi po policzkach.
- Oczywiście, że nie, kociaku. Nie przejmuj się. Wszystko jest dobrze.
Słyszysz?
- A-ale mnie nie oddasz, prawda? J-jestem ci potrzebny, tak?
- Oczywiście, że tak. Jesteś potrzebny Mickey’owi, Gabrielowi, Danny’emu,
a przede wszystkim mnie. Jesteś moim kociakiem.
- Kocham cię. – Powiedziałem pociągając noskiem.
- Mój kociak. Też cię kocham. A teraz chodź. Wyjdziemy by ta czarownica
więcej cię nie straszyła.
Zachichotałem.
- Czarownica?
- Tak. Chodź przebierzemy cię i idziemy.
Nick zabrał mnie do pokoju. Ubrał mi dżinsowe spodnie, bluzeczkę i
fioletową bluzę z kapturem ze specjalnymi dziurami na moje uszy. Do tego moje
nowe, zielone ta-tenisówki!
- No i jesteś gotowy. Możemy iść.
Nick zaniósł mnie do auta.
- A gdzie jedziemy? – Zapytałem łapiąc swój ogonek.
- Najpierw pojedziemy coś zjeść, a potem… Niespodzianka…
Skrzywiłem się.
- Jesteś niedobry! Czemu mi nie powiesz?
- Bo to będzie niespodzianka dla mojego kotka. – Powiedział i włączył
radio.
Całą drogę słuchaliśmy muzyki. Nick śpiewał razem z tymi ludźmi z radia,
a ja słuchałem ich i też sobie nuciłem. Po jakimś czasie Nick zatrzymał
samochód przed restauracją.
- Chodź zjemy coś, a potem pojedziemy do miejsca gdzie będzie twoja
niespodzianka.
Zaprowadził mnie do środka. Zajęliśmy miejsce przy stoliczku z białym
obrusem. Stał na nim ładny wazonik z kwiatkami, który mienił się wieloma
kolorami. Gdy podszedł do nas pan w fartuszku Nick zamówił dla siebie pieczone
mięsko, ziemniaki i surówkę (Fuj!), a dla mnie spaghetti.
- A co to jest spaghetti? – Zapytałem cicho.
- To jest danie z takim długim makaronem, mięskiem i sosem. Na pewno ci
będzie smakować. A przede wszystkim spodoba ci się sposób jedzenia. – Powiedział
z uśmiechem.
Następnie wziął taką dużą serwetkę i rozłożył mi ją pod brodą i na
kolanach. Po chwili wrócił fartuszkowy pan z naszym jedzonkiem.
- Nick, a kto to?
- To jest pan kelner. Kelnerzy albo kelnerki pracują w restauracjach i
kawiarniach. Donoszą zamówienia do stolików. A teraz bierz się za jedzenie. –
Polecił.
Sięgnąłem niepewnie po widelec i zanurzyłem go w daniu. Makaron był bardzo
długi.
- Ojej, jak ja mam to zjeść? – Zapytałem zdziwiony.
- Pokażę ci. – Powiedział i nawinął na widelec makaron. – I do dziubka.
Otworzyłem grzecznie buzię, a Nick wsadził mi mój obiad do ust.
- Mniam! – Powiedziałem uśmiechając się.
- No to zjadaj. A potem jedziemy… gdzieś.
Po jakimś czasie wreszcie skończyłem jeść i… Ojej, ale to było dobre!
Ale trochę nabrudziłem. Nick jednak się tym nie przejął.
- I właśnie, dlatego dałem ci serwetkę. Byś się nie ubrudził mój kotku. –
Powiedział.
Poszliśmy zapłacić, a potem ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie zajęła nam
dużo czasu. Gdy Nick zatrzymał samochód zobaczyłem duży budynek. Mnóstwo osób
do niego wchodziło.
- Gdzie jesteśmy?
- Stoimy właśnie przed kinem.
- Kinem? Znaczy, że idziemy do kina?! Ale fajnie! – Powiedziałem
podekscytowany. – Ale, co to jest kino?
- To jest takie miejsce gdzie możesz na dużym ekranie oglądać nowe filmy
i bajki.
- Naprawdę? Pójdziemy oglądnąć bajkę?
- Tak. – Blondyn wyjął mnie z auta i zaprowadził do kina.
Budynek był duży. Schodami wchodziło się na pierwsze pięto gdzie były
kasy. Nick kupił dla mnie i dla siebie bilet na „Pingwiny z Madagaskaru”.
- Tak! Pingwiny! – Podskoczyłem wysoko i przytuliłem się do Nicka. - Dziękuję
ci!
- Proszę bardzo.
Weszliśmy na salę i zajęliśmy miejsca. Po chwili zrobiło się ciemno i na
ogromnym ekranie pojawiły się jakieś napisy, a dźwięk doszedł do mnie z każdej
strony.
- Ojej! – Podskoczyłem na siedzeniu zaskoczony.
Mężczyzna zachichotał.
- Spokojnie. Wiem, że wydaj ci się to dziwne, ale na pewne ci się spodoba.
- Już mi się tutaj podoba!
Całą bajkę obejrzałem z wielką radością. Po skończonym sa-sy-seansie
wróciliśmy do domu. Prawie od razu zasnąłem. Ale nie mogłem na to nic poradzić.
Po prostu to była taka ekscytująca niespodzianka.
Po wyjściu Nicka i Aprila poszedłem do naszej sypialni i włączyłem sobie
telewizor. Było mi przykro, że Gabriel tak o mnie myślał. Jak o
nieodpowiedzialnym dzieciaku, który nie potrafiłby się zając swoim dzieckiem. A
wcale by tak nie było! Dobrze wiedziałem, kiedy April wstał, ale gdy Gabriel
wstał do niego postanowiłem jeszcze chwilę pospać. A w nocy, jako pierwszy się
obudziłem, gdy April zaczął cicho miauczeć, ale oczywiście Gabriel wie lepiej!
Wiedziałem, że liczy, iż mu przebaczę i przyjdę do niego z podkulonym ogonem.
Zawsze tak było, ale nie tym razem! Zbyt mocno zabolały mnie jego słowa.
Przez tą całą sytuację skończyło się na tym, że całe popołudnie i
wieczór spędziłem w sypialni. Wyszedłem z niej dopiero, gdy zgłodniałem.
Gabriel, gdy mnie dostrzegł od razu się uśmiechnął.
- Wiedziałem, że w końcu wyjdziesz. Pewnie jesteś głodny.
- Tak, ale świetnie sobie poradzę.
Gabi spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mickey, tylko mi nie mów, że nadal jesteś zły. Przecież nie miałem
niczego złego na myśli!
- Świetnie, ale wiesz jak się poczułem? Jakbym był nadal małym nieodpowiedzialnym
szczeniakiem, który nic nie wie i nic nie potrafi! A wcale tak nie jest! Wielu
rzeczy nie muszę się uczyć. Instynktownie wiem jak coś zrobić. Przy Aprilu
wcale nie potrzebowałem twojej pomocy. Gdybyś nie wstał miałem zamiar iść do
rudzielca, ale ty wstałeś, więc zostałem jeszcze chwilę w łóżku ze
względu na powracający ból głowy!
- Mickey, dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Bo nie jestem już dzieckiem i radzę sobie sam!
Gabriel przyglądał mi się przez chwilę, po czym podszedł do mnie i przytulił
mnie.
- Przepraszam, moja wina. Nie powinienem tak mówić. Nie chciałem ci
sprawić przykrości.
Przytuliłem się do niego i odetchnąłem głęboko.
- Kocham cię Gabi.
Był środek nocy, gdy obudziłem się zdezorientowany. Było mi gorąco,
duszno. Cały się lepiłem i nie wiedziałem, dlaczego. Podszedłem do okna i
otworzyłem je, po czym wróciłem do łóżka. I wtedy zrozumiałem, co się dzieje.
Świeże powietrze podsyciło zapachy, a gdy tylko poczułem zapach Gabriela po prostu
oszalałem. Zaczęły się moje dni płodne. Starałem się uspokoić nie chcąc budzić
Gabiego, ale erekcja w moich spodniach i gorąco w pokoju nie pomagały. Po raz
kolejny przekręciłem się starając się ułożyć wygodniej i wtedy usłyszałem za
sobą cichy głos.
- Co się tak kręcisz?
Przestraszony podkuliłem ogon pod siebie. Dostałem całusa w kark.
- Uwielbiam jak podkulasz ogon. Przestraszyłem cię?
- Gabriel, przestań. Nie pomagasz.
- A w czym problem? – Zapytał dotykając mojej tali.
- Problem jest z podnieceniem i dniami płodnymi.
Gabriel słysząc to uśmiechnął się i pocałował mnie w usta.
- Oho, czyli muszę dopieścić mojego pieska by czuł się spokojny w dzień
i czekał na mnie do wieczora? – Zapytał sunąc nosem po mojej szyi.
Jęknąłem sfrustrowany.
- Tak. Dokładnie! Więc zrób to natychmiast!
Gorące
pocałunki. Dwa ocierające się o siebie ciała. Ciche jęki i westchnienia. Nie
chciałem by Mickey’a oglądał ktoś inny w tym stanie. Nikt nie miał do tego
prawa. Nikt z wyjątkiem mnie.
- G-Gabi…! –
Wyjęczał, gdy nie chciałem przestać męczyć jego sutków.
Klęczał
przede mną na łóżku w szerokim rozkroku, nagi, rozgrzany.
- Jesteś
piękny. – Wyszeptałem przenosząc pocałunki na jego usta.
Wpiłem
się w nie z pasją. Stłumione jęki były dla mnie jak balsam. Pchnąłem go lekko
dając jednocześnie znak by się położył. Jego kruche ciało padło na poduszki, a
kolana ugięły się podnosząc do góry i rozchylając szeroko. Korzystając z tego
kuszącego zaproszenia ułożyłem się między nimi. Biały wplótł dłonie w moje
włosy i przyciągnął mnie do pocałunku.
- Kocham
cię. – Wysapał.
- Ja ciebie
też.
Spojrzał
na mnie z czułością. Uwielbiałem ten wzrok, pełen uczuć. Pochyliłem się biorąc
w posiadanie jego usta. Jednocześnie obniżyłem biodra i potarłem nimi o jego
krocze. Zajęczał głośno.
- Gabriel…
Proszę… – Wyjęczał.
- O, co mnie
prosisz? – Zapytałem nie przestając poruszać biodrami.
- Dotknij
mnie w końcu! – Krzyknął.
Uśmiechnąłem
się drapieżnie i skierowałem swoją dłoń między nasze ciała. Chwyciłem w dłoń
nasze penisy i przejechałem po nich parę razy. Ku mojemu zdziwieniu Mickey
doszedł prawie od razu.
- To było
szybkie. – Powiedziałem ponownie go pobudzając.
- Cicho! – Syknął.
Gdy
znów udało mi się go doprowadzić na skraj wytrzymałości zaprzestałem swoich
ruchów. Zsunąłem się w dół i chwyciłem jego nogi pod kolanami. Podciągnąłem je
mocno do góry. Teraz miałem idealny widok na wszystkie jego walory.
Spojrzałem
na Mickey’a i z drapieżnym uśmiechem oblizałem usta. Następnie powoli zacząłem
się pochylać w kierunku wyeksponowanego krocza mojego kochanka.
- Gabriel?
Co ty…? – Jego wypowiedź zakończyła się krótkim krzykiem.
Zassałem
się mocno na jego jądrach. Dłoń Mickey’a zacisnęła się na moich włosach. Nie
przejąłem się tym. Zjechałem niżej, w kierunku zmarszczonych, zaciskających się
spazmatycznie mięśni. Nie zastanawiając się długo polizałem to wrażliwe
miejsce. Po pokoju rozniósł się kolejny okrzyk przyjemności. Zostałem brutalnie
szarpnięty za włosy. Tym razem syknąłem cicho z bólu.
- Skarbie, -
odezwałem się wyplątując jego dłoń z moich włosów – wiem, że jest ci dobrze,
ale nie pozbawiaj mnie wszystkich włosów.
Spletliśmy
ze sobą palce naszych dłoni. Mając pewność, że moim włosom nic nie grozi
powróciłem do wcześniej przerwanej czynności. Zassałem się na splocie mięśni
wyrywając z ust Mickey’a przeciągłe
jęki. Gdy ‘‘znudziła’’ mi się ta zabawa powróciłem do jego członka. Jedną
dłonią przytrzymałem go u podstawy, a drugą obciągnąłem w dół napletek by móc
ujrzeć zaczerwienioną główkę. Od razu wziąłem ją do ust zaczynając ssać
zawzięcie. Nogi Mickey’a drżały niekontrolowanie od czasu do czasu zaciskając
się chwilowo na mojej głowie.
- Gabriel! –
Wykrzyknął i doszedł po raz drugi.
Przełknąłem
wszystko, co mi zaoferował, po czym opuściłem jego nogi na pościel.
Podciągnąłem się do góry i pocałowałem go w usta dając mu posmakować siebie.
- Mm… - Zamruczał.
- Masz dość?
- Nigdy. – Posłał
mi wyzywające spojrzenie.
Ukąsiłem
go w dolną wargę i po omacku wymacałem tubkę z nawilżaczem. Wylałem trochę na
palce, po czym skierowałem je między nogi kochanka. Pomasowałem krąg
zaciśniętych mięśni i powoli wsunąłem w niego pierwszy palec. Mimo tego, że
uprawialiśmy seks dość regularnie to wciąż był zajebiście ciasny. Poruszyłem
palcem parę razy, a następnie dodałem drugiego. Mickey skrzywił się odrobinę,
ale był dzielny i już po chwili czerpał przyjemność z moich zabiegów samemu
nabijając się na moje dwa palce. Po jakimś czasie dołożyłem trzeciego palca.
- Gabriel…
Już możesz… Włóż go!
Postanowiłem
go już dłużej nie męczyć. Wyciągnąłem z niego palce, po czym sięgnąłem po prezerwatywę.
Jednak, gdy chciałem ją otworzyć Mickey zatrzymał mnie.
- O, co
chodzi? – Zapytałem zdziwiony.
- Ja... Myślałem,
że może… Czy możemy zrobić to bez prezerwatywy?
Uśmiechnąłem
się tylko i pocałowałem go mocno.
- Jak sobie
życzysz.
Odłożyłem
zabezpieczenie. Nasmarowałem swój członek grubą warstwą lubrykantu i ustawiłem
się między nogami białego. Nakierowałem swojego penisa na jego wejście i
pchnąłem delikatnie. Główka penisa przedarła się przez zaciśnięte mięśnie. W
tym samym momencie Mickey przytrzymał moje biodra. Pochyliłem się nad nim na
tyle na ile pozwalała mi nasza pozycja i przeczesałem jego włosy.
Chłopak
odetchnął parę razy, po czym kiwnął głową na znak, że mogę wsunąć się głębiej.
Tym razem wsunąłem się cały.
- Ach!
Jesteś taki ciasny! – Westchnąłem głęboko.
- Cieszę
się, ale mógłbyś się ruszyć!?
Zaśmiałem
się krótko, po czym wycofałem biodra i pchnąłem z powrotem. Mickey jęknął
głośno i złapał się moich ramion. Powtórzyłem tą czynność parę razy, po czym
wysunąłem się całkiem. Spotkało się to z jękiem dezaprobaty.
- Obróć się
na brzuch, kochanie. – Poleciłem pomagając mu się przekręcić.
Podniosłem
do góry jego biodra i wszedłem w niego ponownie. Teraz nie zamierzałem już
przestawać. Przyspieszyłem pracę bioder jednocześnie wsłuchując się w rozkoszne
jęki Mickey’a. Pochyliłem się nad jego plecami i zacząłem obsypywać jego szyję
pocałunkami. Jedną z dłoni chwyciłem jego penisa i zacząłem go pocierać zgodnie
z ruchem moich bioder.
- Gabriel…
Proszę… Szybciej!
Zgodnie
z jego życzeniem przyspieszyłem podkręcając tempo do maksimum. Nie musiałem
długo czekać by poczuć na dłoni spermę Mickey’a. Mięśnie jego odbytu zaczęły
się zaciskać spazmatycznie na moim członku. Wsunąłem się w niego jeszcze parę
razu, po czym doszedłem głęboko w jego wnętrzu.
Opadłem
ciężko na łóżko obok białego jednocześnie wysuwając się z niego. Jego biodra
opadły na pościel. Odwrócił w moją stronę głowę i uśmiechnął się do mnie lekko.
-
Zadowolony? – Zapytałem przyciągając go do siebie.
- Jak
zawsze. – Mruknął przejeżdżając nosem po mojej szyi. – Czuję się trochę
dziwnie…
- Czemu?
- Czuję jak
twoja sperma ze mnie wypływa. Nie jest to nieprzyjemne, ale… Dla mnie nowe.
- Chcesz iść
do łazienki się umyć?
- Nie… Chodź
spać. Rano się umyję. – Powiedział wtulając się bardziej w moją klatkę
piersiową.
Przykryłem
nas dokładnie kołdrą i wtuliłem nos we włosy kochanka. Jego uszy połaskotały
moje policzki by po chwili opaść lekko na boki. Do prawdy trafił mi się
najsłodszy pies pod słońcem.
Gdy rano
otworzyłem oczy pierwsze, co dotarło do mojej świadomości to zapach świeżych bułeczek
dochodzący z kuchni, ciepły wiatr, który wpadał przez otwarte okno i uczucie
wilgoci między pośladkami. Nie mogłem uwierzyć, że poprosiłem Gabriela byśmy
kochali się bez prezerwatywy. T był po prostu impuls. Miałem jednak nadzieję,
że nic nie wyjdzie z tego impulsu. Bo jakby nie patrzeć nie doszliśmy jak do
tej pory do porozumienia w kwestii dziecka.
Przekręciłem
się na plecy, co spotkało się z protestem moich tyłów.
- Ał! – Syknąłem krzywiąc się lekko.
- Nie śpisz już? – Do sypialni wszedł mój
kochanek.
Jak zwykle niósł mi śniadanie. To była taka
nasza tradycja. Zawsze, gdy się kochaliśmy w nocy rano zostawałem uraczony
przez Gabiego śniadaniem. Czasem dochodziły do tego kwiaty innym razem
pocałunkami albo ulubione czekoladkami.
- Nie, biorąc pod uwagę, co przyniosłeś ze sobą
nie mógłbym spać. – Powiedziałem rozbawiony całując go lekko w policzek.
Gabi uśmiechnął się tylko, rozłożył się wygodnie
obok mnie i postawił między nami tacę z jedzeniem.
- Dzisiaj muszę jechać do pracy. Będę wieczorem,
więc może dzisiaj nigdzie nie wychodź. To jest dopiero początek i możesz
przyciągnąć inne psołaki.
Kiwnąłem głową opierając ją po chwili na jego
ramieniu.
- W porządku. Moja zaborcza paskudo. Będę
grzecznie siedział w domu.
- I czekał na mnie.
- Z pewnością będę na ciebie czekał. – Powiedziałem
wsadzając sobie winogrono do buzi.
Gabi widząc to sięgnął do moich ust i pocałował
mnie smakując owoc. Gdy się od siebie odsunęliśmy szturchnąłem go lekko.
- Co mi zabierasz śniadanie? Weź sobie z
talerza.
Gabriel zaśmiał się tylko i wziął się za
jedzenie. Po wspólnym posiłku brunet wyniósł tacę by po chwili wrócić do mnie.
- Nie powinieneś się zbierać do pracy?
- Powinienem, ale… Nie chcę mi się. Wolę się
zająć moim pieskiem. – Powiedział całując mnie w usta. Westchnąłem.
- Gabi, nie! Bo się spóźnisz!
- Oj tak. Mam jeszcze dwie godziny. Potem mnie długo nie będzie, więc muszę
się upewnić, że będziesz odpowiednio dopieszczony. – Powiedział biorąc mnie na
ręce.
- Gdzie ty mnie niesiesz, głupolu?
- Do łazienki. Idziemy wziąć długi prysznic.
Nie potrzeba było dużo czasu by po mieszkaniu roznosiły się odgłosy naszej
przyjemności. Przyspieszone oddechy, jęki i sapnięcia. To wszystko tworzyło nas
i nasze zbliżenie.
fajny rozdział:) April jest po prostu fantastyczny;P i fajny mieliście pomysł na to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
April jest rozkoszny mam trzy koty ale żaden jest taki słodki:-)
OdpowiedzUsuń,,- Pokarzę ci. – Powiedział i nawinął na widelec makaron. – I do dziubka." - ,,pokaŻę"
OdpowiedzUsuńJak sie czyta imie Mickey? Miki? Majki? Bo wydaje mi, ze odmiana jest zla. ,,Mickey'a" - a powinno byc chyba ,,Mickey'ego". No chyba, ze czyta sie Mikej to wtedy jest dobrze.
Zakladam, ze Mickey bedzie w ciazy po tej akcji bez prezerwatywy. 100% pewnosci xD
Slodki rozdzial, troche za slodki dla mnie, no ale to wy piszecie nie ja :)
Ha, nadgoniłam wszystko ;) Już przy piątym rozdziale miałam wszystko przeczytane, ale... nie dodało mi komentarza. Zorientowałam się dopiero teraz... Ogólnie historia wydaje mi się cholernie lukrowana, ale wiem, że zapewne macie coś w zanadrzu ;) Jest to idealny tekst by móc się oderwać, zrelaksować, odetchnąć od dnia codziennego. Fajnie, że dodajecie regularnie posty, bo to wydaje mi się niezwykle ważne. Co do treści. Mam sentyment do kotów. Tym bardziej, że April przypomina mi mojego kota, trochę taką ciamajdę.
OdpowiedzUsuńNie wiem co jeszcze napisać ;) Wybaczcie tak długi okres nieodzywania się - sesja zwaliła mnie z nóg w tym roku. Idę odsypiać, bo jutro do pracy ;)
Pozdrawiam
LM
Póki co Mickey i Gabriel najbardziej mnie zainteresowali. Pewnie dlatego, że między Nickiem a Aprilem jeszcze niewiele się dzieje (nich już urośnie :D). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRozdział super ;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię parę Mickey`a i Gabiego, chociaż April i Nick też są zabawni ;) Teraz czekam aż kotek dorośnie bo coś czuję, że będzie bardzo zazdrosny o Nicka ;)
Pozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńNick bardzo się troszczy o naszego kociaka, Reachel i matki jak ja nie lubię, może April zaprzyjaźni się z Chesterem, a ten w końcu zrozumie, że znalazł prawdziwy dom....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia