Dziękujemy za komentarze. Nie miałam kiedy ostatnio tu zajrzeć. Wszystko przelotnie omawiałam z Kuro, ale już w pełni wracam. Tak więc na stronie na fb będą się częściej pojawiać posty. A na Chomikuj dodałam wszystkie zaległe rozdziały :3
To chyba tyle zapraszam na rozdział.
OfeliaRose
Rozdział 10
To chyba tyle zapraszam na rozdział.
OfeliaRose
Rozdział 10
Od godziny chodziliśmy po
sklepach kupując wszystkie potrzebne rzeczy dla Aprila do szkoły. Zakupiliśmy
również parę ciuchów by miał, w czym chodzić. April cały czas ciągał Mickey’ego
od stoiska do stoiska, do mnie podbiegając tylko po to by wrzucić do koszyka
jakąś nową rzecz.
- Widzę, że jesteś bardzo szczęśliwy. – Zauważyłem spoglądając na
Gabriela.
- Tak, jestem bardzo szczęśliwy. – Potwierdził. – W końcu będę miał
syna!
- Tak, tak. Wiem stary, nie musisz tego rozgłaszać całemu światu. – Obejrzałem
się na dwie kobiety przechodzące obok nas.
- Kiedy ja właśnie chcę by wszyscy wiedzieli, że jestem mega szczęśliwy!
Zaśmiałem się.
- To jak go nazwiecie? – Zapytałem.
- Aaron. Mickey stwierdził, że to będzie idealne imię dla małego.
- Mm…
Nagle podbiegł do nas April,
wymachując dłonią, w której trzymał kolorowe pisaki.
- Zobacz Nick. – Podsunął mi opakowanie. – Tu są wszystkie kolory! – Zachwycał
się.
- Widzę słonko, ale czy będziesz nimi malował? Nie chcę byśmy je kupili,
a potem będą leżeć.
- Obiecuję Nick! – Powiedział przyciskając do piersi opakowanie pisaków.
- No dobrze, wrzucaj je do środka. – Podniosłem do góry koszyk.
- Dziękuję!
Po chwili dołączył do nas
Mickey. W przeciwieństwie do Aprila, który wybierał same gadżety, przyniósł
parę zeszytów, pióro, dwa ołówki i tym podobne rzeczy potrzebne Aprilowi do
szkoły.
- Wybrałem parę potrzebnych rzeczy. Wziąłem też piórnik. – Powiedział
pokazując zielone opakowanie. – Jest już wyposażony, więc nie musisz się
martwić o nic więcej. Szkoła sponsoruje podręczniki, więc mały dostanie je od
dyrektora.
- Dziękuję Mickey. – Odezwałem się. – To, co? Możemy już iść do kasy?
- Em… Nick? – Zapytał niepewnie April.
- Słucham? – Spojrzałem na niego i pogłaskałem po głowie.
- Bo ja chciałbym ci coś pokazać… - Szepnął.
Nie wiedziałem, o co chodzi, ale
Mickey najwidoczniej tak, bo uśmiechnął się pod nosem.
- No dobrze. Gabriel? Moglibyście iść już do kasy? My zaraz do was
dołączymy. – Poprosiłem podając mu koszyk.
Mężczyzna skinął głową i
chwytając swojego męża za rękę skierował się w stronę kas.
- Pokaż mi, co wypatrzyłeś. – Powiedziałem uśmiechając się do rudzielca.
Mały pociągnął mnie za dłoń w
jedną z alejek. Znajdowały się tu regały z książkami. Zatrzymaliśmy się przy
jednym z nich. April niepewnie sięgnął po jedną z bajek na niższym regale i bez
słowa podał mi ją.
- „Brzydkie kaczątko” – Przeczytałem na głos. – Chciałbyś bym ci ją
kupił?
Pokiwał głową i spojrzał na mnie
wielkimi, proszącymi oczami.
- Mickey mówił, że miał taką jak był mały, a ja nie mam żadnej.
- Racja. – Podrapałem się po głowie.
Była to trochę niezręczna
sytuacja, bo wychodziło na to, że wolałem puszczać mu bajki na telewizorze niż
usiąść i poczytać mu.
- Dobrze, kupimy ją. W końcu na czymś musisz uczyć się czytać. – Uśmiechnąłem
się i poczochrałem go między uszami. – Chodźmy.
Skierowaliśmy się do kasy, gdzie
czekali na nas Mickey z Gabrielem. Zapłaciliśmy za wszystko i skierowaliśmy się
na parking, gdzie zapakowaliśmy wszystko do bagażnika samochodu.
- To teraz do szkoły. – Zapowiedziałem zapinając Aprila w foteliku.
Jednak pasy odmówiły mi
posłuszeństwa.
- Zostaw. Ja go zapnę. – Powiedział Mickey zabierając ode mnie pas.
- Dziękuję. – Uśmiechnąłem się.
Zamknąłem drzwi i sam zasiadłem
za kierownicą.
- Gabriel, gdzie jest dokładnie ta szkoła? – Zapytałem.
- No właśnie tu się April ucieszy, ale ty nie za bardzo.
- A to, czemu?
- Bo jest trochę daleko od waszego domu, ale plus jest taki, że stoi
obok oceanarium.
- Słyszałeś April? – Spojrzałem w lusterko.
- Tak! – Zamachał wesoły nogami.
Na miejscu zaparkowałem przed
dość dużym budynkiem zrobionym z czerwonej cegły. Był poniedziałek, więc wciąż
było tu sporo dzieci i młodzieży. Skierowaliśmy się do głównego wejścia. Jednak
zaraz przed wejściem zatrzymała nas jedna z nauczycielek.
- Mickey? Mickey to ty? – Zapytała podchodząc do białego. – Matko, ale
ty wyrosłeś!
- Dzień dobry pani Agatho. – Przywitał się.
- Co cię do nas sprowadza?
- Przyjechaliśmy zapisać tego kociaka do szkoły. – Powiedział wskazując
na Aprila.
- A któż to?
- Jestem April, proszę pani. – Odezwał się cichutko.
Nauczycielka zaśmiała się
serdecznie.
- Uroczy. Pan jest jego opiekunem? – Zapytała mnie.
- Tak. – Odpowiedziałem kładąc dłoń na ramieniu kotka.
- Czy pan dyrektor jest u siebie w biurze? – Zapytał Gabriel.
- Tak, tak. Na pewno z chęcią was przyjmie.
- Dziękujemy. – Odpowiedzieliśmy i weszliśmy do środka.
Od razu skierowaliśmy się do
biura dyrektora.
- Nick? – Odezwał się Mickey. – Myślę, że lepiej będzie jak April na
razie zaczeka na korytarzu.
- Dlaczego? – Zdziwiłem się.
- Widzisz… Dyrektor tej placówki nie przepada za kotami. Nie wiem,
dlaczego, ale żaden kociak nie miał u niego forów, podczas gdy wszystkie
szczeniaki i większe psiaki zawsze mogły liczyć na jego pomoc. – Wytłumaczył. –
Jak chcesz mogę z nim zostać.
- No… Dobrze. Zostańcie, a my wejdziemy i załatwimy formalności. – Powiedziałem.
– April? Zaczekasz tu z Mickey’em, dobrze?
- Tak.
- Dobry kotek. – Pogłaskałem go. – Zaraz wracamy.
Usiadłem koło Mickey’ego. Na korytarzu było cicho i spokojnie.
- Uczyłeś się tutaj?
- Mm… Tak jak każdy zwierzołak. Spodoba ci się, zobaczysz. – Powiedział
przeczesując moje włosy z uśmiechem.
- Ale mówiłeś, że ten pan nie lubi kotków.
- Och, spokojnie. To nie tak, że będzie na ciebie krzyczał. Po prostu
czasem traktuje inaczej kociaki, a inaczej psiaki. Ale nie martw się, będzie
dobrze.
Kiwnąłem głową, po czym zapytałem o coś, co mnie bardzo interesowało.
- To… Kiedy dokładnie urodzi się szczeniaczek? – Zapytałem podekscytowany.
Mickey zaśmiał się.
- A skąd ty o nim wiesz, co?
- No, bo powiedziałem Nickowi, że pachniesz ciepłem i mlekiem, a Nick
powiedział, Ze chyba będziesz miał szczeniaka, a w niedziele powiedział, że
naprawdę będziecie mieć szczeniaczka.
Mickey zachichotał.
- Tak, będziemy mieć szczeniaczka. Urodzi się mniej więcej w czasie, gdy
będą święta.
- Och, to fajnie.
Nagle rozdzwonił się dzwonek, a po chwili na korytarzu pojawiły się psiaki
i koty. Patrzyłem na wszystkich zainteresowany, a niektórzy uśmiechali się do
mnie! Po chwili jednak moją uwagę przykuł jeden piesek idąc koło jakiegoś kota.
- Chester!
Chłopiec spojrzał na mnie, po czym uśmiechnął się i podszedł do mnie.
- Cześć April. Widzę, że urosłeś. Będziesz chodził do szkoły?
Kiwnąłem głową szczęśliwy.
- To fajnie.
- Chester, nie przedstawisz mnie? – Zapytał jego kolega.
Psiak zachichotał.
- Ach, no tak. To jest April, mój kolega z placu zabaw w galerii, a to jest
mój kolega ze szkoły, Fiodor.
Czarny kot uśmiechnął się do mnie.
- Cześć. – Powiedziałem podekscytowany, że poznałem nową osobę.
Chłopcy usiedli koło mnie, ale po chwili Chester zaczął rozmawiać z Mickey’em
wyczuwając, że ten będzie miał szczeniaczka.
- Czyli co April? Od kiedy zaczniesz szkołę? – Zapytał Fiodor z uśmiechem.
- Od września. Nie wiem, co to znaczy, ale tak powiedział Nick.
- Nick… A kto to?
- Mój opiekun. Właśnie jest w gabinecie u pana dyrektora. – Powiedziałem
machając nogami.
- Aha. To fajnie. Jak będziesz chodził do szkoły to będziemy się widywać. –
Powiedział z szerokim uśmiechem, więc też się uśmiechnąłem. – Masz wszystko do
szkoły?
- Tak! Mickey pomógł mi wszystko wybrać. Kupiliśmy też trochę nowych ubrań,
bo zmieniłem się w sobotę i nie miałem za dużo odpowiednich ubrań.
- Aha. – Powiedział, po czym wziął z mojego czoła włoski, które wpadały mi
do oczu.
Zgarnął je do góry.
- A spinki masz? Twoje włosy są bardzo długie.
- Wiem i cieszę się! Chciałem mieć tak samo długie włosy jak Mickey.
Białowłosy słysząc, że o nim mówię spojrzał na mnie.
- No i masz. Tak jak mówiłem, ale Fiodor chyba ma racje. Masz je troszeczkę
za długie.
Słysząc to nachmurzyłem się.
- Nie chcę ich ścinać! Podobają mi się.
Czarny zaśmiał się.
- No, są ładne. Czekaj. – Kot sięgnął do swojego plecaka i zaczął w
nim czegoś szukać.
Po chwili wyjął z niej taką ładną zieloną spineczkę. Sięgnął do moich włosów
i spiął mi je.
- O, jak ładnie. Podziękuj April. – Powiedział Mickey z uśmiechem.
- Dziękuję, jest bardzo ładna.
- Cieszę się, że ci się podoba. – Powiedział.
Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę i rozmawialiśmy. Chester wspomniał, że
poprosi Willa by zadzwonił do Nicka byśmy mogli się spotkać pobawić.
- Ej, a ja? – Zapytał Fiodor.
- Spoko, jak tak bardzo chcesz to Will zadzwoni do twojego taty i
przyjdziesz do mnie pobawić się z nami.
Czarny słysząc to uśmiechnął się zadowolony. Chciał coś jeszcze powiedzieć,
ale znów zadzwonił dzwonek.
- Musimy iść. To jak coś, to Will umówi się z twoim opiekunem i się pobawimy.-
Kiwnąłem zadowolony i pomachałem mu. Fiodor jednak nie odszedł. Uśmiechnął
się do mnie.
- To do zobaczenia, April. – Powiedział i dał mi buziaka w policzek.
Byłem zdziwiony, ale uśmiechnąłem się do niego. Czarny pomachał mi jeszcze
i odszedł. Usłyszałem chichot Mickey’ego. Piesek patrzył w stronę drzwi od gabinetu
pana dyrektora gdzie stał Nick.
Siedzieliśmy razem z Gabrielem
przed biurkiem dyrektora nowej szkoły Aprila.
- Więc mam rozumieć, że April to kot, tak? – Zapytał zerkając na mnie
odrobinę niechętnie.
- Tak, półroczny kocur. – Odpowiedziałem niezrażony jego spojrzeniem.
- Dobrze… - Mruknął. – Wszystkie półroczne dzieciaki swój rok szkolny zaczynają
za dwa tygodnie. Przydzielimy Aprial, do którejś z klas i będzie mógł zacząć ze
wszystkimi. – Powiedział podsuwając mi dokumenty do podpisania. – Proszę o
podpisik.
Bez słowa złożyłem podpis na
dokumentach.
- Bardzo dziękuję. Mam rozumieć, że nie ma pan podręczników?
- Nie.
- Mm… Proszę przejść do biblioteki szkolnej i poprosić panią bibliotekarkę
o wydanie podręczników. – Powiedział i wstał z krzesła.
Uczyniliśmy to samo.
Uścisnęliśmy sobie ręce i pożegnaliśmy się.
- Do zobaczenia na pierwszym spotkaniu dla rodziców i opiekunów, i mam
nadzieję, że nie wcześniej.
- Zaręczam, że April to grzeczny kotek.
- Miejmy taką nadzieję.
Opuściliśmy gabinet. Ta rozmowa
była strasznie sztywna i miałem ochotę się trochę rozluźnić, ale nie było mi to
dane. Zaraz po opuszczeniu pomieszczenia moim oczom ukazała się dość dziwny
widok. April właśnie dostał buziaka od jakiegoś starszego, czarnego kocura.
Słyszałem jak Mickey zachichotał. Zapewne na widok mojego wyrazu twarzy.
Rudzielec odwróciwszy się od razu się zarumienił.
- Kto to był? – Zapytałem podchodząc do Aprila.
- To był kolega Chestera… - Wyszeptał spuszczając wzrok. – Jest bardzo miły
i powiedział, że możemy się spotkać by się razem pobawić.
- Rozumiem, ale dlaczego dał ci buziaka?
- Nie wiem…
Westchnąłem i kucnąłem przed
nim.
- April… Nie można wszystkim dawać całusów. I nie można też samemu dawać
się całować.
- Ale przecież Mickey może mnie całować.
- Tak, ale Mickey’ego już znasz od dawna, a ten kocurek jest dla ciebie
obcy.
- Wcale nie! Ma na imię Fiodor i jest kolegą Chestera!
- To troszkę za mało, kochanie.
Chłopczyk fuknął rozeźlony i
założył ręce na piersi.
- Mogę dawać buziaki, komu zechcę!
Chciałem się odezwać, ale w tym
momencie powstrzymał mnie Mickey.
- Zostaw go. Myślę, że zrozumiał tylko się buntuje.
Wyprostowałem się.
- Pewnie masz rację. – Westchnąłem. – Chodźmy po te podręczniki i jedźmy
coś zjeść.
- Świetny pomysł! – Zgodził się Mickey i pomasował dłońmi po brzuchu. –
Jestem okropnie głodny!
Gabriel zachichotał ta jego
słowa i objął go ramieniem.
- Lepiej szybko załatwmy te książki i chodźmy do restauracji. Nie mogę
pozwolić by mój mąż i synek głodowali.
Tym razem ja się zaśmiałem.
- Więc chodźmy. – Powiedziałem i skierowałem się w stronę szkolnej
biblioteki.
April nadal był cały naburmuszony
i nie odzywał się do nas.
- Czemu moja kicia się dąsa? – Zapytałem czochrając mu włosy.
Niestety młody wydał z siebie
tylko ostrzegawcze miauknięcie i skulił uszy.
- Zostaw go Nick. Uwierz mi, że mu przejdzie. Nie możesz mu ulegać i
rozpieszczać za bardzo. – Powiedział Mickey.
- Nie popełnij mojego błędu. – Dopowiedział Gabriel.
- Ty… - Mickey dźgnął go w żebra.
Po załatwieniu podręczników dla
Aprila poszliśmy do pobliskiej restauracji na późny obiad.
- Wybrałeś już? – Zapytałem Aprila.
Bez słowa podsunął mi menu i
wskazał na jakiś fikuśny pucharek lodów. Westchnąłem ciężko.
- April, nie kupię ci lodów na obiad. Wybierz coś innego.
- Nie chcę nic innego. – Burknął.
- April, proszę, bądź grzeczny.
Kot znów fuknął i pokulił uszy.
Pokręciłem głową.
- Co ja mam z tobą zrobić? – Zapytałem bardziej sam siebie. – Zamówię ci
pierogi z jagodami, zgoda? A na deser zjemy lody.
- Okay… - Mruknął.
Zadowolony, że doszliśmy do porozumienia złożyłem zamówienie. Byłem
zszokowany ilością jedzenia, którą zamówił Mickey.
- Naprawdę zjesz to wszystko? – Zapytałem z niedowierzeniem.
- Oczywiście, że tak. Muszę się dobrze odżywiać, żeby maluch mógł się dalej
rozwijać. – Uśmiechnął się.
- A właśnie… – Zagadnął Gabriel. – Chcemy zrobić mały remont w starym
pokoju Mickey’ego. Ma tam powstać pokoik przyjazny szczeniaczkowi. Chcielibyśmy
cię prosić byś zamówił nam parę rzeczy przez internet.
- Nie ma sprawy. Sam będę zamawiał meble do nowego pokoju Aprila.
- Nowy pokój? – Zainteresował się rudy. – To już nie mogę spać z tobą w
pokoju?
- Jesteś już dużym kotkiem, April. Czas byś nauczył się spać sam w swoim
własnym pokoju.
- Ale ja nie chcę! – Oburzył się. – Chcę dalej spać z tobą!
- April, nie będziesz mógł spać ze mną wiecznie. Twoi rówieśnicy na pewno
już dawno śpią sami. Poza tym będziesz miał pokoik zaraz obok mojego i
Danny’ego.
Młody nic na to nie
odpowiedział. Działo się dziś z nim coś niedobrego, a może po prostu miał zły
dzień? Postanowiłem, za radą Mickey’ego, ignorować dąsającego się kociaka i
zająć się swoim dopiero, co przyniesionym jedzeniem.
- April? Dlaczego jeszcze nie śpisz? – Zapytałem wchodząc po cichu do
pokoju.
W pomieszczeniu paliło się
jedynie blade światełko bijące od lampki nocnej. Podszedłem do łóżeczka mojego
naburmuszonego kocurka i ukucnąłem obok. Mały miał strasznie zmęczony wzrok,
lekko uchylone usteczka i rozwichrzone włosy.
Pogłaskałem go po policzku i
uśmiechnąłem się delikatnie.
- Nie mogę zasnąć… - Wyszeptał.
Westchnąłem i przysiadłem na
skraju jego łóżka.
- Może chcesz bym przeczytał ci twoją nową książkę?
Pokiwał delikatnie główką.
Sięgnąłem po bajkę.
- Zamknij oczka i spróbuj zasnąć, dobrze? – Powiedziałem i przykryłem go
szczelniej kołdrą.
Zacząłem czytać. Na szczęście
April zasnął w połowie bajki. Z westchnieniem podniosłem się z jego łóżeczka i
odłożyłem książkę na półkę obok. Zerknąłem na zegarek. Dochodziła pierwsza.
Martwiłem się, że April będzie niewyspany rano, ale może trochę dłużej pośpi i
dzięki temu ja też będę mógł odrobinę dłużej wypocząć.
Udałem się pod prysznic, a
następnie również położyłem się spać. Byłem zmęczony pracą do późna nad
zleceniem do firmy. Bolały mnie oczy. Na szczęście szybko odpłynąłem w ramiona
Morfeusza.
Nie spałem. Patrzyłem z zainteresowaniem w sufit, na którym Nick
namalował mi gwiazdki. Były ładne, ale dalej było mi przykro, że nie mam już
pokoju razem z nim. W nocy naprawdę się bałem, gdy byłem sam.
Usłyszałem kroki. Wiedziałem, że to Nick. Odkąd mam swój pokój, co dzień
rano przychodzi by mnie obudzić. Drzwi otworzyły się, więc szybko zamknąłem
oczy. Po chwili poczułem jak Nick głaszcze mnie po głowie.
- April, pobudka. Dzisiaj jest twój wymarzony dzień. Idziesz do szkoły.
Od razu wyskoczyłem z pościeli.
- Tak! Nareszcie! Nick, szybko. Nie mogę się spóźnić! – Powiedziałem z
szerokim uśmiechem.
- Już, już. Zrobiłem ci śniadanie. Zjesz, ubierzemy cię i uczeszemy.
- Chcę ubrać spineczkę od Fiodora. Nie chcę by było mu przykro, że jej
nie noszę.
Nick westchnął i kiwnął głową. W kuchni dostałem bułkę z twarożkiem i
herbatę. Po śniadaniu poszliśmy do mojego pokoju. Blondyn naszykował mi ubrania,
a ja przebrałem się szybko. Potem jeszcze tylko rozczesał mi włosy, wpiął
spineczkę i byłem gotowy.
- To, co? Zbieramy się do wyjścia?
Kiwnąłem głową podekscytowany. Wyszliśmy z domu. W aucie Nick zapiął mi pas. Odkąd
się zmieniłem zacząłem jeździć na podstawce, a nie w foteliku. Bo jestem już
dużym kotkiem.
Całą drogę jechałem śpiewając swoje piosenki. Pod szkołą Nick pomógł mi
ubrać plecak i odprowadził pod klasę. Po drodze spotkaliśmy Chestera i Fiodora.
Pomachałem im. Nick dał mi jeszcze całusa w policzek i odszedł. Rozejrzałem się
niepewnie po buziach dzieci z mojej klasy. Większość zebrała się już w małe
grupki. Widocznie się już znali. Zrobiło mi się trochę smutno.
- Cześć. Jestem Emil, a ty?
Koło mnie stanął jakiś psiak.
- Em… Jestem April.
Emil uśmiechnął się.
- Ładne imię. Jesteś kotkiem, prawda?
- Tak a ty pieskiem. A jakim?
- Chau chau’em. – Powiedział najwyraźniej bardzo zadowolony. – Chcesz to
ci później pokażę zdjęcie w książce. Mój tatuś pokazał mi jak je znaleźć.
- Mi Nick też pokazał jak mam szukać! – Powiedziałem podekscytowany tym, że
będę miał nowego kolegę.
- Nick? Mówisz do swojego tatusia po imieniu?
- Nie. Nick to mój opiekun.
Emil spojrzał na mnie zdziwiony.
- To gdzie twój łańcuszek?
- Co? – Zapytałem zdziwiony.
- Spójrz, większość dzieci w naszej klasie ma księżyce na szyi. Srebrne,
złote, biało-złote z różnymi kolorami kamyków. Na sznurkach lub łańcuszkach.
Rozejrzałem się.
- A ci, co nie mają naszyjników mają na dłoniach bransoletki, takie jak
ja. – Pokazał mi srebrną bransoletkę z różnymi małymi przywieszkami. – Każda
przywieszka coś oznacza. Moje oznaczają miłość, opiekę, skarb i szczęście. – Powiedział
merdając ogonkiem.
- Och, ładna. Ale dlaczego ja nie mam? – Byłem zdziwiony.
Po chwili przypomniałem sobie, że Mickey też ma taki łańcuszek i Chester
też, a ja…
- Wiesz… Zwierzaki, które są u właścicieli, a nie mają wisiorka
prawdopodobnie będą oddane. – Odsunąłem się.
- Co? Nie to nie…
Nagle pojawiła się koło nas ta sama pani, co wczoraj rozmawiała z Mickey’em.
- Dzieci, zapraszam do klasy.
W klasie zająłem ławeczkę koło Emila. Gdy wszyscy usiedli na miejscach odezwała
się pani.
- Witam was w szkole dla zwierzołaków. Jak widzicie, ja jestem
człowiekiem, ale jestem pewna, że będę
mogła was dużo nauczyć.
Lekcje były naprawdę ciekawe. Gdy przyszedł czas na przerwę byłem już
troszkę zmęczony. Tak jak większość dzieci wyjąłem z plecaka śniadaniówkę z moim
lunchem. Z chęcią wziąłem się za moją kanapkę. Emil siedział koło mnie.
- A to, co mówiłeś to prawda? Jeśli się nie ma łańcuszka to się jest
oddawanym?
- No… Tak?
- Co? Nie masz łańcuszka? – Za mną stały jakieś dwa kociaki i dwa
pieski.
Wyglądali trochę inaczej niż reszta dzieci. Mieli bardzo ładne ubrania,
starannie uczesane włosy i złote łańcuszki na szyi.
- To musisz być naprawdę niedobry, że twój właściciel planuje cię oddać.
- Wcale nie! Nick mnie nie odda!
- Odda. Zobaczysz mały. – Powiedział uśmiechając się nieładnie.
Zrobiło mi się
przykro. Wstałem i odszedłem od nich.
- Oho, ale beksa. Biedak ma niedobrego pana. Mój kupił mi złoty
łańcuszek.
Słyszałem jak dzieci zaczęły się zachwycać. Czym prędzej poszedłem do łazienki.
Wpadłem na Chestera i Fiodora.
- O, April cze… - Gdy piesek spojrzał na mnie od razu podszedł bliżej. –
Co się stało? Nie podoba ci się tu?
- Nie! Dzieci się śmieją, że zostanę oddany! Nick mi nie kupił łańcuszka
i mnie odda, i już pewnie mnie nie kocha, bo jestem duży! – Zacząłem płakać. –
Wcześniej mogłem z nim dzielić pokój, a potem, jak urosłem, zrobił mi osobny
pokój. A ja nie chciałem!
Chester pogłaskał mnie po głowie, a Fiodor objął ramieniem.
- Nie płacz. Może Nick zapomniał, a dzieci się nieładnie zachowują. – Czarny
próbował mnie pocieszyć, ale było mi naprawdę przykro. – Idź do klasy, a po
lekcjach pobawimy się razem dopóki nie będziemy musieli wracać do domu. – Powiedział
z uśmiechem.
Powycierałem policzki.
- Dobrze.
Chester uśmiechnął się, po czym odprowadził mnie do klasy. Gdy dzieci go
zobaczyły od razu umilkły.
- Odczepcie się od niego. Uwierzcie mi, jego właścicielowi ciężko dorównać.
April jest jego pupilem i nie wątpcie w to. – Powiedział i pogłaskał mnie po
włosach.
- Znasz go? – Zapytał Emil, gdy usiadłem obok niego.
- Tak, to mój kolega.
- Yey. Wiesz, że on jest w szkolnej elicie? Jest jednym z nielicznych,
którzy dostali biało-złote księżyce. – Powiedział podekscytowany merdając
ogonem.
- Naprawdę? Mickey, kolega Nicka i mój wujek, też ma taki.
- Yey, zazdroszczę. Znać kogoś z elity…
Reszta lekcji minęła szybko, a potem poszedłem z całą resztą na plac
skąd zwykle właściciele i rodzice odbierają dzieci. Idąc zauważyłem, że
większość obserwuje mnie uważnie. Niektórzy chichotali. Czułem się naprawdę
niepewnie.
- Nie przejmuj się. Po prostu ci z naszej klasy powiedzieli innym, że
nie masz łańcuszka.
Poczerwieniałem.
- Och, i teraz będą się ze mnie śmiali.
- Nie zwracaj na nich uwagi. – Powiedział pocieszając mnie.
Niedługo po tym przyjechali po niego rodzice i zostałem sam.
- Te, mały! To prawda, że nie masz…
- Czego od niego chcesz? Nie zaczepiaj młodszych Cyryl. – Koło mnie
stanęli Chester i Fiodor.
- Hej chłopaki. – Uśmiechnąłem się.
- Cześć April. Masz coś jeszcze do powiedzenia, Cyryl?
- Chciałem mu tylko powiedzieć, że mi przykro, że zostanie oddany.
- Nie zostanie oddany. Nie martw się i zajmij swoimi sprawami.
Pies jednak nie odpuścił, co skończyło się tym, że Fiodor i Cyryl zaczęli
się przepychać, jako zwierzaki.
- Chester, ale oni nie powinni… - Odezwałem się niepewnie.
- Nie wtrącaj się, bo i tobie się oberwie. Oni dobrze wiedzą, co robią.
Poza tym Cyrylowi należało się za zaczepki kotka. – Powiedział, na co
uśmiechnąłem się.
- Nie jestem już kicią! Jestem dużym kocurkiem.
Chester zachichotał. Po chwili nie było jednak zabawnie, bo Fiodor i ten
piesek zostali zabrani do pana dyrektora. Zrobiło mi się jeszcze bardziej
przykro. Więc jak Nick po mnie przyjechał nic nie powiedziałem tylko grzecznie
wsiadłem do auta by go nie denerwować i… by mnie nie zechciał oddać.
- Jak było w szkole? – Zapytałem, gdy wracaliśmy do domu.
- Dobrze… - Mruknął niewyraźnie.
Spojrzałem w lusterko by ujrzeć
jego twarz.
- Stało się coś? Ktoś ci dokuczał?
- Nie, nie. Po prostu… Jestem zmęczony. – Powiedział i uśmiechnął się.
Jakoś nie chciało mi się w to
wierzyć. Nie przekonał mnie także jego uśmiech. Nie był szczery, ale
postanowiłem go nie męczyć. Zdecydowałem, że porozmawiam z nim jeszcze w domu.
Niestety nasz powrót do domu to
była istna jazda przez mękę. Była trzecia popołudniu i większość mieszkańców
wracała z porannej zmiany z pracy. Co chwilę szarpało samochodem, gdy wciskałem
hamulec. Mimo iż próbowałem robić to jak najdelikatniej to i tak szarpało
autem. Bałem się, że przez to Aprilowi może zrobić się niedobrze. I nie
pomyliłem się.
- Nick… - Odezwał się słabo.
Zerknąłem na niego. Był okropnie
blady.
- Nie dobrze mi…
Wiedziałem, że tak będzie.
Szybko odszukałem jakąś reklamówkę w jednej z kieszeni przy drzwiach i podałem
ją Aprilowi.
- Jeśli będziesz wymiotował to do worka. – Powiedziałem i otwarłem
siatkę.
Niestety okazało się, że
reklamówka jest dziurawa i do domu dojechałem z pobrudzonym samochodem. Nie
interesował mnie jednak samochód. Bardziej martwiłem się o Aprila. Mały nadal
nie czuł się najlepiej i był chorobliwie blady. Mimo, że się wzbraniał to
wyjąłem go z samochodu i zaniosłem do domu.
- No nareszcie jesteś, Nickolas! – Do przedpokoju wpadła moja matka.
Zatrzymała się w połowie kroku
widząc, w jakim stanie jest April.
- Dlaczego ta kupa futra jest cała obrzygana?
- Mamo… - Westchnąłem. – Był korek, szarpało samochodem i małemu zrobiło
się niedobrze. Przecież takie rzeczy się zdarzają. – Wytłumaczyłem.
- Ciekawe, że zawsze jemu. – Założyła ręce na piersi. – Ale mniejsza z
tym. Ojciec czeka na ciebie w swoim gabinecie. Podobno nie skończyłeś jeszcze
zlecenia?
- Mamo, nie rozmawiajmy o tym teraz. Muszę się zająć Aprilem. –
Powiedziałem i wyminąłem ją.
Skierowałem się do łazienki,
gdzie umyłem Aprila i pomogłem mu się przebrać.
- Jak się czujesz, słonko? – Zapytałem kładąc go w jego łóżku.
- Już lepiej, ale chce mi się spać.
- Śpij słoneczko. – Powiedziałem całując go w czoło. – Zaparzę ci mięty.
Wyszedłem z pokoju nie domykając
za sobą drzwi. Po drodze wstąpiłem jeszcze do biura ojca.
- Chciałeś mnie widzieć, ojcze? – Zapytałem wchodzą do środka.
- O! Nick, podejdź, proszę. – Wskazał na wolny fotel. – Nie otrzymałem
od ciebie gotowego zlecenia. Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego?
- Tato, naprawdę się starałem. Pracuję nad nim po nocach, ale zostało mi
jeszcze trochę. Obiecuję, że do końca tygodnia dostaniesz gotowy projekt.
- No dobrze, ale proszę cię byś mimo wszystko się pospieszył.
- Okay.
- A jak tam April? Podobało mu się w szkole?
- Tak, ale sądzę, że coś się stało. Tylko, że… Nie chce mi powiedzieć. –
Westchnąłem.
- Niestety, ale nie mogę ci w tym pomóc. Może mama…
- Mama jest ostatnią osobą, z którą chcę na ten temat rozmawiać.
- Ach… No to nie wiem.
- Spokojnie tato, dam sobie radę. Poza tym zostaje jeszcze Mickey. –
Uśmiechnąłem się i podniosłem z krzesła.
Wyszedłem z pokoju i skierowałem
się do kuchni. Zastałem tam Danny’ego i Rachel jedzących obiad.
- Cześć dzieciaki. – Przywitałem się stawiając wodę w czajniku
- C-cześć Nick! – Przywitał się Danny.
- Siostra, a ty się ze mną nie przywitasz? – Zapytałem zerkając na nią.
- Cześć… - Mruknęła.
Pokręciłem głową. Zaparzyłem miętę
i przelałem ją do starego kubka Aprila.
- Jedziesz dzisiaj na lekcję pianina, Danny? – Zapytałem.
- N-nie, mama p-powiedziała, że n-nie może mnie d-dziś zawieść i
odwołała m-moją lekcję.
- To może zagrasz coś dla mnie i dla Aprila?
- N-no dobrze.
Opuściłem pomieszczenie kierując
się do pokoju kota.
- April? – Zapytałem wchodząc do środka. – Nie śpisz?
- Nie. – Powiedział nie podnosząc na mnie wzroku utkwionego w pościeli.
Podszedłem do jego łóżka i
podałem mu kubek.
- Wypij, dobrze ci zrobi.
- Dlaczego nalałeś mi do tego starego kubka? Przecież jestem już duży!
- Tak, wiem, ale nie chciałem by ci się rozlało. Możesz być trochę
osłabiony. A teraz proszę, wypij.
April nadal był trochę
niezadowolony, ale wypił zaparzoną miętę.
- Powiesz mi, co się stało w szkole? – Zapytałem odbierając od niego
pustą butelkę.
- Nic się nie stało.
- April, przecież widzę, że coś cię gryzie. – Pogłaskałem go po włosach.
- To nic…
- April, proszę. Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.
Przez chwilę panowała cisza. Po chwili
jednak rudy zadał mi zaskakujące pytanie.
- Dlaczego chcesz mnie oddać?
Zatkało mnie. Patrzyłem na niego
zdziwiony i nie byłem wstanie wydusić z siebie, żadnego słowa.
- Przecież byłem grzeczny! A jeśli nie to bardzo cię przepraszam! –
Wykrzyknął, a po jego policzku pociekła łza.
- April, co ty wygadujesz? – Przygarnąłem go do siebie. – Nie zamierzam
cię oddawać. Nigdy nawet o tym nie pomyślałem! Skąd ci to w ogóle przyszło do
głowy?
- N-no bo w szkole w-wszyscy się ze mnie śmieją b-bo ja nie mam łańcuszka.
- Jakiego łańcuszka? – Zapytałem nie rozumiejąc.
- Takiego jak ma Mickey! – Wykrzyknął i schował się pod kołdrę.
Zastanowiłem się przez chwilę.
Rzeczywiście Mickey ma łańcuszek w kształcie księżyca, ale nadal nie
rozumiałem, z czego ta cała afera. Postanowiłem zadzwonić do Gabriela.
Wyszedłem na chwilę z pokoju
Aprila i szybko wybrałem numer do swojego przyjaciela.
- Halo? – Odebrał po trzech
sygnałach.
- Cześć Gabriel.
- No cześć Nick. Potrzebujesz
czegoś, że tak nagle dzwonisz? I to w godzinach mojej pracy. – Dodał trochę
ciszej.
- Wybacz, ale muszę się czegoś bardzo pilnie dowiedzieć.
- Skoro to ważne
to gadaj, co masz na sumieniu.
- Czy naszyjnik Mickey’ego ma jakieś większe znaczenie, niż jako
błyskotka?
- No tak. Jest do dowód
przynależności do mnie. Dzięki niemu inni wiedzą, że ma właściciela. Na
przykład jak ucieknie albo zgubi się w swojej zwierzęcej formie to hycel będzie
wiedział, że ma właściciela i będzie zobowiązany go oddać. – Wytłumaczył.
- Matko, jaki ja jestem głupi! – Pacnąłem się w czoło.
- Nie kupiłeś go Aprilowi? –
Zdziwił się Gabriel.
- Nie. – Potwierdziłem. – Dlatego April miał nieprzyjemności dziś w
szkole.
- Dokuczali mu?
- Śmiali się z niego.
- Zawaliłeś, stary. Musisz jak
najszybciej jechać i kupić mu ten naszyjnik. Wiesz, że dzieci potrafią być
okrutne.
- Tak, wiem. Dzięki za informację i jeszcze raz przepraszam, że
przeszkodziłem ci w pracy.
- Nie ma sprawy. Idź zajmij się
swoim kociakiem. Do zobaczenia!
- Pa. – Rozłączyłem się.
Wróciłem do pokoju młodego.
- April, wyjdź proszę. – Poprosiłem.
Kotek niepewnie wyłonił się spod
pościeli.
- Nie płacz. – Powiedziałem wycierając mu policzki. – Pojedziemy do
sklepu i kupimy ci naszyjnik byś już nigdy więcej nie pomyślał, że chcę cię
oddać, dobrze?
Rudzielec rozweselił się momentalnie
i rzucił mi się na szyję.
- Dziękuję Nick!
Zaśmiałem się i przytuliłem go.
- To chodź. Zjemy obiadek i pojedziemy do centrum.
- Tak! – Powiedział ucieszony i wyskoczył z łóżka.
Zeszliśmy na dół. Posadziłem
Aprila przy stole i podałem mu talerz z jedzeniem.
- Nick, a co to jest? – Zapytał dźgając widelcem jedną z pyz.
- Pyzy słoneczko. Na pewno ci zasmakują. W środku jest mięsko. –
Wytłumaczyłem pomagając mu nabić pyzę na widelec.
Niepewnie wziął jedną do buzi.
Jednak, gdy ją rozgryzł i dostał się do jej mięsnego wnętrza na jego twarzy
zagościł szeroki uśmiech.
- Mniam! Ale dobre! – Powiedział i zaczął wcinać swoją porcję.
Obserwowałem go chwilę z
uśmiechem. Naprawdę musiały mu smakować, gdyż jego uszka lekko podrygiwały, gdy
przeżuwał, a ogonek wesoło kołysał się w powietrzu.
Po skończonym posiłku poszliśmy
się przebrać, a następnie skierowaliśmy się do auta.
- N-Nick! – Przed wyjściem z domu zatrzymał mnie głos brata. – G-gdzie
jedziecie?
- Do centrum kupić Aprilowi naszyjnik.
- A-a za ile wrócicie?
- Za jakąś godzinkę. Obiecuję, że jak wrócimy to posłuchamy jak grasz.
Więc teraz idź poćwicz, a jak wrócimy to dasz nam koncert, dobrze?
- T-tak!
Uśmiechnąłem się jeszcze do
Danny’ego i wyszedłem z domu. Wraz z Aprilem wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w
stronę centrum Sydney.
Gdy jechaliśmy autem Nick zerkał na mnie, co chwilę. Ja natomiast nie mogłem
przestać się uśmiechać. „Będę miał łańcuszek z księżycem!”
- Dobrze się czujesz? – Zapytał Nick znów na mnie zerkając.
- Tak, dobrze. Jedźmy, jedźmy!
- Spokojnie. Za niedługo będziemy i będziesz miał już swój łańcuszek.
Przepraszam, że ci go nie kupiłem wcześniej, ale nie wiedziałem o tym. Gdybym
wiedział miałbyś go już dawno, słońce. – Powiedział z uśmiechem.
Dość szybko dotarliśmy do galerii gdzie Nick od razu zabrał mnie
do sklepu z takimi wisiorkami i świecidełkami.
- Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc? – Zapytał kot stojący za ladą.
Miał jakby niebieskie włosy. Uśmiechał się do nas.
- Tak, chciałbym kupić łańcuszek dla tego młodzieńca. – Powiedział Nick
stawiając mnie przed sobą.
- Och, rozumiem. A jaki typ biżuterii? Srebrny, złoty czy może z białego
złota?
- Och, to może… Zło…
Pociągnąłem Nicka za koszulkę.
- Nick, ale ja nie chcę złotego. Dużo dzieci ma złote i srebrne. A tylko
e-elita ma biało-złote. – Powiedziałem cicho.
- Ach, no tak. Biało-złote nadal są jednymi z droższych i mało kto
decyduje się na ich kupno. Pamiętam, że gdy ja zacząłem się uczyć mój mąż kupił
mi biało-złoty. Byłem drugim dzieckiem w szkole posiadającym biało-złoty.
Nick zamyślił się na chwilę.
- W takim razie weźmiemy biało-złoty. Pański mąż musi pana kochać.
- Tak, bardzo mnie kochał. Opiekował się mną od małego. Rok temu zmarł,
ale nadal noszę łańcuszek od niego. Już zawsze będę jego. – Powiedział pan z
uśmiechem.
- Och, bardzo mi przykro.
- Proszę się nie przejmować. Takie rzeczy się zdarzają. Wierzę ze
jeszcze uda mi się kogoś znaleźć. A teraz popatrzmy… - Postawił przed Nickiem
katalog.
Blondyn podniósł mnie do góry.
- Popatrz słoneczko i powiedz, który ci się podoba.
Oglądałem bardzo uważnie każde zdjęcie aż w końcu zobaczyłem ten jeden
wyjątkowy.
- Ten! – Pokazałem palcem biało-złoty łańcuszek z księżycem, który na
środku miał zielony kamyczek. – Mogę ten, Nick? Czy jest bardzo drogi?
Nick pogłaskał mnie po głowie.
- Nie przejmuj się takimi rzeczami. Jeśli ci się podoba weźmiemy ten.
Kiwnąłem głową szczęśliwy i przytuliłem go. Po chwili stanąłem koła
Nicka. Pan znalazł to, co chciałem i dał nam pudełeczko. Nick zapłacił, a potem
ukucnął przede mną.
- No i proszę. Nigdy więcej masz nie mówić, że chcę cię oddać. Nigdy cię
nie oddam. – Dał mi całusa w czoło.
Wziął wisiorek i powiesił mi na szyi.
- Dziękuję. Jak wyglądam?
- Ślicznie, a teraz chodź idziemy do domu. A i pamiętaj jak ci będzie
ktoś następnym razem dokuczał masz mi od razu powiedzieć, tak?
- Mm…
Gdy przyjechaliśmy do domu posłuchaliśmy jak Danny gra na pianinie,
zjedliśmy kolację, a później Nick położył mnie do łóżka.
- Poczekasz aż zasnę? Nie lubię zasypiać tu sam, bo się boję.
- W porządku.
Nick ułożył się obok mnie i przytulił.
- Zasypiaj kociaku. To był dla ciebie męczący dzień. A i pamiętaj, że
nikomu nie zamierzam cię oddawać, więc nie przejmuj się tym, co mówią dzieci,
dobrze?
Kiwnąłem tylko głową, przytuliłem się do niego i zasnąłem.
Następnego dnia do szkoły przyszedłem z dumnie uniesioną głową, wisiorek
trzymając na wierzchu. Każdy zwierzak, jaki mnie widział od razu się odsuwał
będąc najwyraźniej pod wrażeniem. Byłem naprawdę szczęśliwy. Na przerwie,
gdy usiadłem razem z Emilem, Chesterem i Fiodorem na korytarzu wszyscy, co
chwilę nam machali.
- Dlaczego tak robią?
- No, bo ty i Chester macie naszyjniki z białego złota, więc jesteście
elitą. – Powiedział Fiodor przeczesując moje włosy.
- Aha, to fajnie.
Nagle nad nami stanął jakiś pan.
- Fiodor, wydaję mi się, że wczoraj ustaliliśmy, że twoja kara będzie
polegać na spędzaniu przerw w klasie.
Fiodor zerknął na tego pana i niechętnie wstał z ławki.
- Przepraszam pana. Już idę. – Poczochrał mnie po głowie i odszedł.
Odezwałem się cicho do Chestera.
- Kto to?
- Pan dyrektor.
Nagle pan zaczął patrzeć na mnie bardzo uważnie. Przekręciłem
lekko głowę.
- Z której klasy jesteś, skarbie?
- Z pierwszej B, proszę pana.
- Och, a jak ci na imię?
- April.
- April… Twój właściciel przyjaźni się z panem Gabrielem i Mickey’em, prawda?
Kiwnąłem głową niepewnie.
- W porządku. Nie przejmuj się, po prostu byłem ciekaw. – Powiedział i
pogłaskał mnie po głowie.
- No, no. April, twój urok powala każdego, też tak chcę. – Powiedział
Chester ze śmiechem, gdy dyrektor odszedł.
Wzruszyłem ramionami nie rozumiejąc tej sytuacji.
Koło godziny pierwszej
popołudniu dostałem zaskakujący telefon. Dzwonił dyrektor ze szkoły Aprila.
Moja pierwsza myśl? „Co on znowu zmalował?”
- Słucham?
- Dzień dobry. – Przywitał się mężczyzna.
- Dzień dobry. Czy coś się stało? – Zapytałem zaniepokojony jego nagłym
telefonem.
- Dzwonię w sprawie Aprila…
Chciałbym z panem porozmawiać na jego temat.
- Czy April coś nabroił?
- Nie, nie. Chcę tylko z panem
porozmawiać, więc czy mógłby pan przyjechać do szkoły?
- Teraz?
- Zależałoby mi byśmy
przeprowadzili tą rozmowę jak najszybciej. – Zaznaczył. – Prosiłbym również by przywiózł pan jego
dokumenty.
- Dokumenty…? Nie bardzo rozumiem.
- Po prostu niech pan weźmie je ze
sobą. Będę na pana czekał. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Odkładając telefon byłem trochę
zdezorientowany. Nie rozumiałem, po co dyrektorowi dokumenty Aprila. Wiedziałem
też, że nie dowiem się jak tam nie pojadę.
- Mamo, wychodzę! – Powiadomiłem ubierając buty.
- Gdzie się wybierasz?
- Dzwonili do mnie ze szkoły. Muszę jechać na rozmowę z dyrektorem.
- Ten twój kot coś przeskrobał? Same z nim kłopoty… - Pokręciła głową.
- Przestań. Dyrektor po prostu chce ze mną porozmawiać. Pa, mamo. –
Pożegnałem się i wyszedłem z domu kierując się do samochodu.
Po około półgodzinie byłem już
na parkingu szkoły. Wszedłem do budynku i od razu skierowałem się do gabinetu
dyrektora. Zapukałem parę razy.
- Proszę. – Usłyszałem stłumiony głos mężczyzny.
Otworzyłem drzwi gabinetu i
wszedłem do środka.
- Witam. – Przywitałem się uprzejmie.
- Witam, witam. Proszę, niech pan usiądzie.
- No, więc… - Zacząłem. – Przyniosłem te dokumenty, o które pan prosił.
– Powiedziałem kładąc teczkę z dokumentacją na biurku.
- A tak, dziękuję ci bardzo. – Powiedział otwierając teczkę.
Przeglądał papiery przez dobre
dziesięć minut. Przy okazji zdążył też zrobić parę obliczeń. Nie wiedziałem, co
to ma na celu i co tak właściwie liczył, ale postanowiłem cierpliwie poczekać
aż skończy.
- To niemożliwe… – Powiedział słabo odkładając wszystko i chwytając się
za głowę. – Niemożliwe…
- Coś nie tak, proszę pana? – Zapytałem niepewnie.
- Wszystko się zgadza. – Mówił dalej jakby nie słysząc mojego pytania.
- Przepraszam, ale czy mogę się dowiedzieć, o co chodzi?
- April… On… On jest moim wnukiem. – Powiedział patrząc na mnie.
- Słucham…? – Zatkało mnie. – To niemożliwe! Ja nawet nie wiem, kto jest
jego matką!
- Ale spokojnie. Zaraz panu wszystko wytłumaczę.
- No ja mam nadzieję. – Powiedziałem lekko podminowany.
Mężczyzna westchnął ciężko i
zaczął opowiadać.
- Może zacznę od początku. Za pewne wie pan, że prowadzę wysoką
dyscyplinę w szkole. Szczególnie dla kotów. Ale nie, dlatego, że ich nie lubię
po prostu koty potrzebują bardziej rygorystycznej ręki. Wie pan, pies znacznie
szybciej nauczy się zasad niż kot.
- No dobrze rozumiem, ale co to ma wspólnego z Aprilem?
- Widzi pan, mam męża, który jest kotem i dorosłego syna. Z tym, że syn
wyrósł na… No, na nic nie wyrósł. Nadal jest rozpieszczonym dzieciakiem, który
skacze z kwiatka na kwiatek. Obwiniam się o jego zachowanie. Zamiast trzymać
nad nim twardą rękę to pozwalałem mu sobą manipulować i… rozpieściłem go.
Przeze mnie wiele dziewcząt miało złamane serca przez mojego syna. Ale była ta
jedna… Na próżno łudziłem się, że w końcu się ustatkuje i założy rodzinę, ale
on ją tylko wykorzystał. Z tym, że zostawił jej niespodziankę. Przyznam, że nie
było mi żal tej dziewczyny. Nigdy jej nie lubiłem. Była pusta.
- Zaszła w ciążę? – Zapytałem wtrącając się.
- Tak, zaszła w ciążę, ale dwa miesiące po porodzie oddała małego kotka
do schroniska. Nie wybaczyłem jej tego do teraz. Dziecko nie było niczemu winne
i nie zasłużyło na schronisko. A w szczególności kotołak.
- Nie próbował pan odszukać wnuka?
- Próbowałem, ale było już za późno. W żadnym schronisku go nie było.
Ale teraz nareszcie go odnalazłem. – Powiedział z uśmiechem.
- Chwila, chwila, chwila. Ja nadal nie rozumiem, skąd to przekonanie?
- April to kropla w kroplę mój syn i mąż. Wygląda identycznie jak oni,
gdy byli mali.
- To żaden dowód.
- Dlatego chciałem by przywiózł pan jego dokumenty. Wszystko się zgadza.
Szpital, w którym się urodził, data urodzenia, nawet grupa krwi!
Oparłem się o oparcie krzesła z
ciężkim wydechem. Przeczesałem włosy palcami i spojrzałem na dyrektora.
- Czyli to prawda? April jest pana wnukiem? Nie mogę w to uwierzyć… Co
teraz będzie?
- Jestem jego dziadkiem, więc chciałbym by zamieszkał ze mną i moim
mężem. Jeremy na pewno chciałby go poznać. Był bardzo wstrząśnięty, gdy
dowiedział się, że mały został oddany.
- Miałby zamieszkać z wami? Ale ja dopiero, co mu powiedziałem, że go
nie oddam! Kupiłem mu naszyjnik! Chce mi pan, odebrać Aprila? – Wstałem z
krzesła zdenerwowany. – Nie mogę go oddać, to mój mały kotek. Patrzyłem jak
dorasta. Wszystkie potknięcia i sukcesy. Widziałem to, uczestniczyłem w tym! Ja
się z tym nie pogodzę! – Krzyknąłem.
- Niech pan się uspokoi – Powiedział spokojnie. – Wiem, że to dla pana
trudne, ale April to mój wnuk. Jestem jego rodziną.
- A ja kim dla niego jestem?! – Oburzyłem się.
- Myślę, że nie dojdziemy do porozumienia. Ani pan ani ja nie zamierzamy
odpuścić, więc myślę, że to April powinien zdecydować. – Powiedział, po czym
nacisną przycisk szybkiego wybierania przywołując do gabinetu swoją sekretarkę.
- Wzywał pan? – Zapytała wchodząc do środka.
- Tak, chciałbym byś przyprowadziła tu Aprila z pierwszej B.
- Oczywiście. – Potwierdziła i wyszła.
Spojrzałem niezadowolony na
starszego mężczyznę.
- Chce pan kazać małemu dziecku wybierać pomiędzy mną, a zupełnie
nieznanym mu mężczyzną?
- Ależ oczywiście, że nie. Najpierw opowiem mu tą samą historię, co
panu, a dopiero potem każe zdecydować.
- To nierozsądne z pana strony i… dość dziecinne.
- Rzeczywiście może się tak wydawać, ale przez tyle czasu zadręczałem
się tym, że nie potrafiłem nic zrobić by odszukać wnuczka, że teraz nie cofnę
się przed niczym. – Powiedział patrząc na mnie twardo.
Ale akcja...
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Ale się zmartwiłam, czy April umie już gryźć i drapać?
OdpowiedzUsuń,,- Wcale nie! Ma na imię Fiodor i jest kolegom Chestera!" - mam nadzieje, ze ten blad ,,kolegOM" jest celowy...
OdpowiedzUsuńPare bledow bylo, ale nie moge ich wypisac, bo jestem na telefonie.
Tak sie zastanawiam, ze skoro Nick jest tak zazdrosny o Aprila, a w przyszlosci beda razem to mozna go nazwac teraz pedofilem, a za pare lat jak juz beda razem to bedzie zwiazek kazirodczy, skoro nazywa go swoim synkiem i go wychowuje xD fu.
Co do rozpieszczania to zgadzam sie... Nick nie mowi Aprilowi, ze cos moze byc zbyt drogie i mu to od razu kupuje, a on w przyszlosci bedzie przekonany, ze niewazne czy drogie czy tanie - on to chce. Nie lubie rozpieszczania dzieci. Przez to wyrastaja na snobow i egoistow.
Moze dyrektor z Aprilem zrobiliby jakies testy, chociaz nawet jesli jest jego wnukiem, to April nie bedzie chcial odejsc od Nicka. Spodziewam sie dramy i jakiejs ucieczki - ,,Mowiles, ze mnie nikomu nie oddasz!" xD
Mam nadzieję, że April nie stanie się jakimś rozpieszczonym dzieciakiem, bo Nick na za dużo mu pozwala. Czemu tak mało było o Mickey'u i Gabim? :( To moja ulubiona parka. Pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńNo nieźle... ciekawe w sumie kto ma większe prawo do opieki nad Aprilem - dziadek czy aktualny opiekun. Mam nadzieję, że dorośli jakoś szybko to wyjaśnią, bo jak nie to przez ich walkę będzie cierpiał ten mały kociak. A April bardzo się boi utraty Nicka bo jakby nie patrzeć to on opiekował się nim po tym epizodzie gdy był w schronisku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńoch r\tak wspaniały, chociaż Gabriel albo Mickey mogli powiedzieć o łańcuszku, okazało się, że April jest wnukiem dyrektora...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia