czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 9 "Króliczek"

Rozdział 9





Ziewnąłem szeroko.  Właśnie wracaliśmy od Nicka. Niedawno obudziłem się z drzemki z Aprilem i nadal czułem się śpiący. Zerknąłem na Gabriela. Patrzył skupiony na jezdnię, ale znałem go nazbyt dobrze by widzieć, że coś go trapi. Wolałem się nie odzywać by nie potrzebnie  nie wywoływać sprzeczki.
Gdy dojechaliśmy do domu Gabriel spojrzał na mnie i przeczesał moje włosy.
- Nie myśl sobie, że na słodkie oczy uda ci się mnie zbyć. Dobrze wiesz, że czeka nas w domu rozmowa. – Powiedział i wysiadł z auta.
Wysiadłem za nim i złapałem go za rękę. Znów ziewnąłem.
Gdy byliśmy już na naszym piętrze usłyszałem spod drzwi naszego nowego sąsiada skomlenie szczeniaka. Niedawno wprowadził się tutaj z małym psołakiem. Maluch dość często skomlał nie mogąc przyzwyczaić się, że mieszka w nowym miejscu bez rodziców. Co jednak ważne mężczyzna, który się nim zajmuje jest naprawdę w porządku. To jednak mnie nie uspokoiło. Gdy tylko słyszałem to ciche skomlenie miałem ochotę od razu tam pobiec. Dokładnie jak tydzień temu, gdy się wprowadzali. Mały był strasznie humorzasty, a gdy został na chwilę sam zaczął niemiłosiernie skomleć. Byłem wtedy w mieszkaniu. Oglądaliśmy z Gabrielem film, gdy go usłyszałem. Można powiedzieć, że to śmieszne, ale od razu wyszedłem z mieszkania i podszedłem do mieszkania naszego sąsiada. Mężczyzna słysząc, że maluch piszczy wszedł do mieszkania i pozwolił mi wejść razem z nim. Psiak wyczuwając, że jestem podobny do niego, uspokoił się.
- Mickey, nie odpływaj myślami nie wiadomo gdzie i przestań nasłuchiwać tej piszczałki. Wiesz, że ciężko mu się przyzwyczaić, ale Xavier jest naprawdę w porządku, więc się nie przejmuj. Dadzą sobie radę.
Kiwnąłem głową.
- Ale ja wcale nie…
- Tak, tak już ci wierzę. A teraz właź.
Weszliśmy do mieszkania rozebraliśmy się i poszliśmy do salonu.
- Teraz tak... Jutro idziesz do lekarza i nawet nie próbuj protestować.
- Pf… Jasne, pójdę jak jakiś idiota do lekarza ze słowami: „Proszę pana, zdarzyło mi się zwymiotować, raz czy dwa miałem nudności. Na pewno jestem chory.” Gabriel! Bądź poważny.
- Jestem poważny. A ty zachowujesz się jakbyś miał nadal sześć miesięcy.
- Wcale nie! Po za tym nie lubię lekarzy i nigdzie nie idę! Da mi jakieś leki na zatrucie i tyle. Dobrze wiesz, że mam trochę wrażliwszy żołądek. Pewnie znowu się czymś strułem, a ty robisz wielką awanturę.
- Chyba lepiej by dał ci coś na zatrucie, jeśli faktycznie coś ci zaszkodziło, niż masz się męczyć.
Westchnąłem głośno i skrzywiłem się.
- Dobra! Ale przysięgam, że z tobą  nie rozmawiam! – Powiedziałem kierując się do kuchni wkurzony.



 Gabriel spał spokojnie, a mi było jakoś tak przykro. Do tego chciało mi się płakać i było mi zimno. Mimo że powiedziałem Gabrielowi, że z nim nie rozmawiam to w tym momencie naprawdę chciałem się do niego przytulić.
Szturchnąłem go lekko.
- Gabriel? Gabriel, obudź się.
- Mickey… Co chcesz? Wiesz, która godzina? Śpij, bo nie wstaniesz rano.
- Ale ja chcę żebyś mnie przytulił. – Chlipnąłem cicho starając się hamować łzy.
- Co ? Żartujesz sobie? Śpij. – Powiedział ledwo kontaktując.
- Czyli mnie nie przytulisz? – Zapytałem na granicy płaczu.
Gabriel wyczuł, że coś jest nie tak. Podniósł się powoli i spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mickey, ty płaczesz?
- Bo ty nie chcesz mnie przytulić. – Powiedziałem, a po moich policzkach pociekły łzy.
Gabriel opadł na poduszki z ciężkim westchnieniem.
- Chodź tu do mnie, mój psiaku. – Powiedział rozkładając ramiona.
Od razu się do niego przytuliłem, a on mnie objął mocno.
- Zadowolony?
- Tak. – Powiedziałem i prawie od razu zasnąłem.




Siedziałem w przychodni. Moja mina wyrażała jedno: ,,Skrajnie niezadowolony.”
Gdy pielęgniarka zawołała mnie do gabinetu, z duszą na ramieniu wszedłem do środka. Nienawidzę lekarzy. Igły, krew… Fuj!
Lekarz widząc mnie i moją minę zachichotał.
- Witaj Mickey. Dawno się nie widzieliśmy. Co cię sprowadza do mojego przybytku zła? – Zapytał rozbawiony.
- Gabriel się uparł bym przyszedł. Od kilku dni zdarzało mi się wymiotować i Gabi stwierdził, że lepiej dostać jakieś leki na zatrucie niż się męczyć przez tydzień, bądź dłużej. – Wyjaśniłem patrząc czy nie ma nigdzie tej okropnej piguły, która w przeszłości pobierała mi krew.
- Spokojnie, pani Eliza jest u innego lekarza.
Odetchnąłem zadowolony.
- No, a teraz połóż się na kozetce. Oglądnę twój brzuch.
Tak jak kazał lekarz położyłem się na leżance. Z początku dotykał dół i boki, gdy jednak dotknął środka spojrzał na mnie uważnie.
- W porządku, możesz usiąść. Powiedz mi, kiedy ostatni raz miałeś dni płodne?
Spojrzałem na doktora zaskoczony.
- Jakiś miesiąc temu.
- Mm… Mam rozumieć, że wraz ze swoim mężem kochaliście się w tym czasie?
Zaczerwieniłem się niemiłosiernie.
- Ee… A co to za pytanie? Po za tym byłoby dziwne gdybyśmy nic nie robili w tym okresie.
- Dobrze, dobrze. No, a kiedy powinny być następne dni?
Zacząłem liczyć. I liczyć, i liczyć.
- Ee… To dziwne, ale powinienem je mieć już, od co najmniej czterech dni.
- W porządku. Przejdźmy do gabinetu obok, dobrze?
Zostałem położony na łóżku lekarskim. Doktor uruchomił maszynę do USG i zaczął jeździć głowicą po moim nasmarowanym brzuchu.
- No i jest. Śliczny szczeniaczek. Będzie miał już miesiąc. Można już zauważyć jego uszy i ogonek.
Spojrzałem na lekarza jak na głupka.
- Pan chce mi powiedzieć, że ja jestem…
- W ciąży. – Dopowiedział odwracając się w moją stronę.
Faktycznie był tam malutki szczeniak. Wyraźnie było widać uszka, ogonek, rączki i nóżki.
- No dobrze… Mogę powiedzieć, że maluch jest cały i zdrowy, ale teraz bardziej trzeba sprawdzić ciebie. Dobrze wiemy, że masz dość duże problemy z powracającą anemią. Pobierzemy krew i wyślemy na badania natychmiastowe. Poczekasz jakieś półgodziny i wszystko będzie jasne.
Pobrali mi krew. Tym razem jednak nie protestowałem, ze względu na malucha. Następnie zostałem w gabinecie pielęgniarki dopóki nie zawołał mnie lekarz. Przepisał mi potrzebne witaminy i odżywki mające mnie wzmocnić, no i przy okazji malucha. Potem mogłem wrócić do domu.
„Już nie mogę się doczekać aż powiem Gabrielowi!”





                Po tym jak Mickey poszedł do lekarza zostałem sam w mieszkaniu. Udało mi się namówić go na wizytę.
Oglądałem spokojnie telewizję dopóki ktoś nie zapukał do drzwi. Zdziwiłem się, bo nikogo nie zapraszałem. Podniosłem się z kanapy i poszedłem otworzyć drzwi. Zdziwiłem się jeszcze bardziej, gdy ujrzałem Xaviera przed wejściem. Na rękach trzymał skomlącego szczeniaka.
- Cześć Xavier. – Przywitałem się.
- Witaj Gabrielu. Jest może Mickey? – Zapytał zaglądając mi przez ramię.
- Niestety nie, poszedł do lekarza, ale może mogę ci pomóc?
                Młody mężczyzna westchnął ciężko i poprawił sobie szczeniaka w ramionach.
- Nie mogę uspokoić Ellena. Myślałem, że może przy Mickey’u przestałby płakać, ale skoro go nie ma…
- Spokojnie, wejdźcie do środka. Na pewno coś poradzimy. – Zaprosiłem ich gestem do środka.
                Weszliśmy do salonu.
- Proszę, usiądź. – Wskazałem kanapę. – Masz ochotę na coś do picia?
- Wody.
- Mhm. Zaraz przyniosę, ale najpierw zajmę się Ellenem. – Powiedziałem kucając przed kanapą by być na równi ze szczeniakiem. – Cześć mały. – Uśmiechnąłem się dotykając palcem jego noska.
                Piesek wyciszył się na chwilę i spojrzał na mnie wielkimi, wilgotnymi oczami.
- No, nie płaczemy już. Zaraz ci coś przyniosę, ale musisz być grzecznym pieskiem, dobrze?
- Przecież on cię nie rozu… - Zaczął Xavier, ale przerwał, gdy zobaczył, że Ellen delikatnie kiwnął łepkiem.
                Uśmiechnąłem się i podniosłem z kucek.
- Zaraz wracam. – Powiedziałem i skierowałem się do sypialni.
                Odszukałem stary, ulubiony kocyk Mickey’ego, który był cały przesiąknięty jego zapachem. Nie sądziłem by miał mi za złe, że użyczyłem go Ellenowi. Wiedziałem, że mały go polubi.
- Ellen, patrz, co dla ciebie mam. – Powiedziałem wchodząc z powrotem do salonu.
                Podszedłem do kanapy i położyłem na niej kocyk. Xavier posadził na nim szczeniaka. Ellen był jeszcze bardzo mały i poruszał się bardzo chwiejnie. Mały zaskomlał szczęśliwy czując znajomy zapach i położył się na kocu wtulając się w niego.
- Niemożliwe. – Odezwał się Xavier. – Próbowałem tylu rzeczy by przestał płakać, a ty dałeś mu kocyk i już się uspokoił.
- To kocyk Mickey’ego. Ostatnio widziałem, że jego obecność podziałała na Ellena, a kocyk jest przesiąknięty jego zapachem, więc podziałałem na jego zmysły. Trochę go oszukałem, bo to nie Mickey, ale ważne, że się uspokoił.
- Jestem ci bardzo wdzięczny.
- Nie ma sprawy. – Machnąłem ręką. – Przyniosę wodę. – Powiedziałem i przeszedłem do kuchni.
                Nagle rozdzwonił się mój telefon.
- Tak, słucham?
- Cześć braciszku! – Usłyszałem głos mojej siostry.
- Witaj Saro.
- Co tak formalnie, bracie? Nie cieszysz się, że dzwonię?
- Oczywiście, że się cieszę.
- Tak, tak. Słuchaj, mam wspaniałą wiadomość!
- Jaką?
- Jestem w drodze do ciebie!
- Co?! – Prawie krzyknąłem.
- Nie cieszysz się, że cię odwiedzę? – Zdziwiła się.
- Co…? Nie! Oczywiście, że się cieszę!
- Okay, będę do godziny. Pa, pa! – Powiedziała i rozłączyła się.
                Odłożyłem komórkę na stół i westchnął ciężko. „Co robić, co robić?!” – Myślałem gorączkowo. Sara nie miała pojęcia, że jestem z Mickey’m. Nie wiedziałem też, o której biały wróci do domu. Mógł się pojawić w każdej chwili.
                Odetchnąłem głęboko i wszedłem do salonu.
- Stało się coś? – Zapytał Xavier odbierając ode mnie szklankę wody.
- Nie, po prostu siostra przyjeżdża w odwiedziny.
- Aha.
                Po około dwudziestu minutach do domu wrócił Mickey. Wpadł do salonu zdyszany, ale uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Już jestem, kochanie! – Obwieścił witając się ze mną całusem. – Cześć Xavier. – Podał mu dłoń, a następnie usiadł obok małego Ellena na kanapie. – Hej, słodziaku. – Powiedział drapiąc małego za uchem.
- Coś ty taki wesoły? – Zapytałem.
- Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość!
- Dziś słyszę same wspaniałe wiadomości. – Mruknąłem.
- Słucham?
- Nic, nic kochanie. No… To, co to za wspaniała wiadomość?
- No, więc…
                Przerwał mu dzwonek do drzwi.
- Cholera! – Syknąłem wstając. – Mickey, proszę cię idź do sypialni.
- Co?
- Proszę idź do sypialni i nie wychodź dopóki ci nie powiem, zgoda?
- Ale o co chodzi?
- Po prostu idź.
- No dobrze. – Zgodził się i poszedł do sypialni.
                Dopiero, gdy zamknął za sobą drzwi sypialni poszedłem otworzyć siostrze.
- Cześć braciszku! – Pisnęła i rzuciła mi się na szyję.
- Cześć Saro. – Odwzajemniłem uścisk. – Proszę wejdź. – Poprowadziłem ją do salonu gdzie przywitała się z Xavierem.
- O matko! Ale słodki! – Zapiszczała na widok Ellena.
                Mały pokulił uszy od nagłego pisku i zaskomlał.
- Ci… Malutki. – Uspokoił go Xavier.
                Podniósł go z kanapy razem z kocykiem.
- My będziemy się już zbierać. – Powiedział. – Dziękuję ci za pomoc. Obiecuję, że odniosę kocyk zaraz po tym jak mały zaśnie.
- Spokojnie, nie ma pośpiechu. Mickey na pewno się nie obrazi.
- Okay, do zobaczenia.
- Do zobaczenia. – Pożegnałem się.
                Teraz musiałem przetrwać sam na sam z moją piszczącą siostrą. Miałem nadzieję, że Mickey się nie obrazi, jeśli przetrzymam go trochę dłużej w pokoju.




Stałem przed drzwiami zaskoczony. „Znowu?! Cholera, ile jeszcze będzie mnie chował albo kazał się zmieniać w psa?!”. Było mi przykro, ale nie chcąc robić nic wbrew woli Gabriela usiadłem na łóżku. Postanowiłem poczekać aż kobieta wyjdzie. Ułożyłem się wygodnie na poduszkach na łóżku. Wyciągnąłem zdjęcie, które dostałem od lekarza. Mój mały szczeniaczek. Wiedziałem, że będzie śliczny. Już to czułem. Wiedziałem również, że nie oddam małego do adopcji, co najmniej do jego pierwszych urodzin. Wiedziałem, że będzie mu dobrze nawet bez właściciela. Gdy będzie starszy i nie będzie potrzebować rodziców, będę w stanie pozwolić mu odejść. Nie chciałem by cierpiał tak jak ja, April, Chester czy Ellen.
Dotknąłem delikatnie swojego brzucha i uśmiechnąłem się. Postanowiłem przez chwilę posłuchać, o czym rozmawia mój mąż ze swoją siostrą. Z tego, co wiedziałem od Gabriela to Sara była osobą bardzo spontaniczną i żywiołową. Bardzo dużo podróżowała ze swoim mężem i od czasu do czasu odwiedzała rodziców i brata. Gabi wspominał, że pobrała się bez ich wiedzy. W Paryżu, dokąd zabrał ją mąż. Gabriel może czasem narzekał na nią, ale bardzo ją kocha. I dlatego do tej pory nie wie o naszym związku. Kobieta, gdy była mała pokłóciła się z jakimś psołakiem i ten ją pogryzł. Od tamtej pory nie lubi zwierzołaków.
- Zmieniło się coś u ciebie, braciszku?
Słysząc jej piskliwy głosik nie mogłem nie zakryć uszu.
- Co się miało zmienić?
- Ty mi powiedz. Widzę, że nie mieszkasz sam. Wystarczy się rozejrzeć. Co to za szczęściarz?
Gdy to usłyszałem jeszcze bardziej się zainteresowałem. Byłem ciekawy odpowiedzi Gabriela.
- Co? Ach, przez ostatni miesiąc mieszkał ze mną mój znajomy, bo się przeprowadzał i remontował mieszkanie. Niedawno dopiero się wyniósł, ale nie pozbierał jeszcze wszystkich rzeczy.
Powstrzymałem się przed warknięciem.
- Aha. A już myślałam, że może mieszkasz z jakimś mężczyzną.
- Sara, jesteś moją siostrą. Znasz mnie. Nigdy nie interesowali mnie mężczyźni.
- Znam cię, ale wiesz przecież, że mogło się coś zmienić. Zobacz jak u mnie się zmienia. Pojechałam do Paryża. Wzięłam ślub. Byłam na Hawajach i zaszłam w ciąże. Też chcę być ciocią.
Nagle nastała cisza. Myślałem, że Gabriel chce jej o nas powiedzieć, ale zamiast tego…
- Daj spokój, nie spieszy mi się do związków, a tym bardziej do dzieci.
Zabolało. Bardzo. Wkurzony, ze złośliwym uśmiechem podszedłem do szafki nocnej, na której Gabriel trzymał swój ulubiony zegarek i rzuciłem nim o ziemie. „Masz za swoje!” 
- Co to za hałas?
- To pewnie Mickey. Pamiętasz? Mój pies. Ostatnio jest strasznie humorzasty. Dlatego wolałem go zamknąć w pokoju by nie zrobił czegoś głupiego. Później sprawdzę, co zrobił.
- Ha, ha, ha! No tak, pamiętam. Rozpieściłeś sobie pupila to teraz pokazuje, kto tu rządzi.
- Trafiłaś w samo sedno. Czasem zachowuje się jak mały szczeniaczek.
Tego było za wiele. Wściekły na jego zachowanie, słowa i fakt, że kompletnie nie myśli jak mogłem się poczuć otworzyłem z rozmachem drzwi. Niczym się nie przejmując wszedłem do kuchni.
- Humorzasty? Mały szczeniaczek? Może jeszcze powiesz zły pies, co? Chyba zapomniałeś, że nie jestem jakimś kundlem z ulicy!
- Mickey, proszę idź do pokoju. Porozmawiamy, ale najpierw muszę wyjaśnić Sarze… - Wyglądał na zdziwionego, wściekłego i jakby przestraszonego.
Zerknąłem na kobietę, ale ona uśmiechnęła się tylko.
- Nie, wcale nie jesteś z kimś i związki nie są dla ciebie. A obrączkę na palcu to nosisz dla ozdoby.
Na te słowa brązowowłosy uświadomił sobie swój błąd.
- Dobrze, może i jestem w związku, ale miałem ci to powiedzieć za jakiś czas, na spokojnie, ale jakiś narwaniec przyleciał tu i zaczął się wściekać. – Powiedział z pretensjami w głosie.
- Zacząłem się czepiać?! Gabriel, wiesz jak się poczułem, gdy powiedziałeś, że mężczyźni cię nie interesują? Że nie spieszy ci się do związku, a tym bardziej do dzieci? Zabolało. A mnie przedstawiłeś, jako głupiutkiego psa! Do cholery jasnej, jesteśmy ze sobą dwa lata, a od roku po ślubie. Po twoich słowach poczułem się jakbym znów miał rok i musiał udawać twojego pupila! Wstydzisz się mnie?
- Nie, ale nie chciałem by wiedziała! Nie chciałem by moja siostra się ode mnie odsunęła, ale co ty możesz o tym wiedzieć skoro jedyną rodziną, jaką masz jestem ja.
Zaniemówiłem. Patrzyłem na Gabriela z niedowierzaniem
- Mam dość tych twoich ostatnich humorków i fochów! Mnie też nerwy mogą puścić, ale ty oczywiście „Jak ja się poczułem?”. Powiedziałem prawdę, nie planuję na razie dzieci!
Widziałem w jego oczach, że chce mnie zranić. Że faktycznie nerwy mu puściły i po prostu chce mi dogadać. Przygryzłem wargę by się nie rozpłakać.
- Świetnie. Przeszkadzam ci?
- Normalnie nie, ale ostatnio zachowujesz się okropnie. Nie chcę tego, nie chce tamtego. Mówię, że muszę popracować, a ty i tak po chwili przychodzisz do mojego gabinetu i mi przeszkadzasz. W nocy budzisz się, Bóg wie, czego płaczesz i mnie budzisz! Po prostu nie…
- Gabriel, uspokój się i porozmawiajcie na… - Sara próbowała załagodzić sytuację.
- Nie wtrącaj się, siostrzyczko. – Powiedział i dodał do mnie. – Po prostu ostatnio nie mam już do ciebie sił!
Po moich policzkach pociekły łzy. Wiedziałem, że mogłem się nie unosić i poczekać aż kobieta wyjdzie, ale… To był impuls, a teraz musiałem ponieść tego konsekwencje.
- W porządku. Rozumiem. Mam ci do powiedzenia trzy rzeczy. Po pierwsze, na słowa typu „nie planuje żadnych dzieci” jest… - Głos zaczął mi drżeć. – Jest trochę za późno, bo jestem w ciąży. Po drugie, nie mam zamiaru dłużej chować się w pokoju.  Ani siebie nie będę ukrywać ani mojego szczeniaka. A po trzecie, skoro tak bardzo ci przeszkadzam to się wyprowadzę i będziesz miał problem… problemy z głowy.
Gdy to mówiłem łzy nieprzerwanie leciały po moich policzkach, broda mi drżała, a ja stałem niczym ta sierota i drżałem cały. Kobieta spojrzała na mnie ze współczuciem, po czym podeszła do swojego brata i uderzyła go ścierką leżącą na meblach w głowę.
- Czasem powinieneś zamknąć swoją niewyparzoną buzię wiedząc, że ci nerwy puściły i masz ochotę ranić. Nie wiem, co teraz zrobisz, ale radziłabym ci się uspokoić i przede wszystkim uspokoić swojego męża. Ja się zbieram. Mama prosiła bym ci przekazała, że macie być jutro na obiedzie. Ja też będę. Na razie.
Po chwili już jej nie było, a ja nadal stałem i płakałem nie mogąc się uspokoić. Gabriel stał w miejscu i wpatrywał się we mnie zaskoczeniem. Po chwili na jego twarzy bez problemu mogłem zauważyć poczucie winny. 
- Mickey ja…
- Nic nie mów, nie potrzebuję tego. Powiedziałeś tylko to, co myślisz. Zresztą nieważne. Idę się spakować. – Powiedziałem chcąc iść do sypialni po swoje rzeczy.
Zatrzymały mnie jednak ciepłe ramiona otaczające mnie wokół tali.
- Puść.
- Mickey, bardzo cię przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć. Po prostu bałem się, że Sara się zezłości albo obrazi i zdenerwowałem się. 
- To nie prawda. Chciałeś to powiedzieć. Tylko do tej pory nie miałeś jak. Masz mnie dość. Moich humorów. I masz rację mam tylko ciebie i na pewno nie rozumiem, co czujesz myśląc o siostrze. Po za tym ciągle wspominałem o dziecku zamiast zrozumieć, że ty go nie chcesz. A teraz jest już za późno i będę musiał sam się nim zająć i… i… - Znów zacząłem płakać.
Gabriel odwrócił mnie przodem do siebie i mocno przytulił.
- Nie będziesz musiał. Nie myśl tak. Masz mnie, Nicka, Aprila, moich rodziców. Nie powinienem nawet tak mówić. Zachowałem się nie w porządku, poza tym wcale nie jest tak, że nie myślałem o dziecku. Lubię dzieci, szczególnie z uszami. - Powiedział łagodnie głaszcząc mnie po głowie. – Dziś, jak przyszedł Xavier z Ellenem nawet przeszło mi przez myśl, że wolałbym mieć w domu naszego szczeniaka niż zajmować się cudzym.
Co dziwne na te słowa zacząłem jeszcze bardziej płakać.
- No już. Nie płacz skarbie, już dobrze. Wybacz mi to, co powiedziałem.
- Przepraszam, że krzyczałem na ciebie. I, że pokazałem się twojej siostrze, i że rozwaliłem twój zegarek.
- Nic się nie stało, już o tym nie myśl. A teraz pokaż mi naszego szczeniaka, dobrze? I powiedz, co ci lekarz powiedział.
Kiwnąłem głową i poszedłem do naszej sypialni po zdjęcie z USG. Usiadłem obok niego na kanapie i pokazałem mu zdjęcie.
- Widzisz? Tu są jego uszka, ogonek, rączki i nóżki. – Powiedziałem podekscytowany machając ogonem.
Cały smutek odszedł mi jak ręką odjął.
- Widzę, widzę. A teraz, co powiedział lekarz?
- No, oprócz tego, że prawie jak zawsze mam wyraźną anemie wspomniał też o niedoborze żelaza i witamin. Dlatego przepisał mi odżywki. Ale ze szczeniakiem wszystko dobrze.
- Cieszę się, ale z tobą też musi być. – Powiedział przytulając mnie do siebie.
Położyłem głowę na jego kolanach. Gabriel był już zajęty oglądaniem ulotek oraz notatki od lekarza. Jednak nie zapomniał by mnie pogłaskać po głowie. Zmęczony całą ta sytuacją zasnąłem.



Gdy się obudziłem leżałem na poduszce przykryty kocem. Z kuchni dochodziły do mnie cudowne zapachy oraz głos Gabriela. Poszedłem tam z leniwym uśmiechem.
- Miałeś racje. Trafiłeś idealnie. No dobra ja trafiłem. – Powiedział ze śmiechem. – A, co z Aprilem? Och, to dobre. W takim razie wpadnijcie w poniedziałek, pojedziemy do szkoły by go zapisać, a potem na zakupy. Okay, pozdrowię. Skoro April jest taki ciekawy powiedz mu, że szczeniaczek urodzi się mniej więcej w grudniu. Ha, ha, ha no dobra. Kończę, pa! – Powiedział i odwrócił się w moją stronę. – A ty, co? Podsłuchujesz? 
- Wcale nie podsłuchuje.
Gabriel przytulił mnie dotykając mojego brzucha. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. I szczeniaczka też. A teraz siadaj jeść. Musisz porządnie się odżywiać. Zaraz ci naszykuję odpowiednie witaminy.
Pokręciłem tylko głową i pocałowałem go w policzek. 
- Bez ciebie to bym chyba sobie nie poradził.
- Tak jak ja bez ciebie. 






                Następnego dnia równo o czternastej stawiliśmy się pod drzwiami mojego rodzinnego domu.
- Gotowy? – Zapytałem obejmując Mickey’ego ramieniem.
- T-tak. – powiedział szczękając zębami z zimna.
                Mimo iż była już końcówka zimy to nadal było zimno, a Mickey był raczej ciepłolubny.
- M-możemy już w-wejść do środka? – Zapytał trzęsąc się z zimna.
- Oczywiście, zapraszam. – Powiedziałem wpuszczając go przodem.
                Biały chętnie skorzystał z mojej oferty i czym prędzej wszedł do środka.
- Ale tu cieplutko! – Powiedział rozbierając kurtkę i buty.
- Tato pewnie grzeje w kominku. – Pomogłem rozebrać mu szalik i czapkę, która miała specjalne otwory na jego uszy.
- Pamiętam jak byłem mały to uwielbiałem leżeć koło tego kominka. – Rozmarzył się.
- Tak, pamiętam. Byłeś wtedy małą, białą kulką. Miałeś okropnie puchate futro i ledwo ci łapki było widać. Ojciec zawsze się śmiał, że się toczysz, a nie biegniesz. – Zaśmiałem się na wspomnienie tego.
                Mickey zarumienił się lekko.
- Nie śmiej się! Byłem mały, a moje futerko rosło szybciej niż ja!
- Ty też rosłeś, ale na objętość kochanie. Dopiero potem wyciągnęło cię w górę.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne, wiesz? – Fuknął.
- Oj, nie obrażaj się. – Powiedziałem obejmując go. – Byłeś słodkim szczeniaczkiem i mam nadzieję, że nasz dzidziuś również taki będzie.
                Chłopak uśmiechnął się i pogłaskał po brzuchu.
- Długo będzie się tak skradać? – Do przedpokoju wpadła Sara. – Przyszliście na obiad czy na przeszpiegi?
                Jak na zawołanie białemu zaburczało w brzuchu
- Na obiad. – Powiedział z uśmiechem.
- No to zapraszam do jadalni.
                Posłusznie ruszyliśmy za moją siostrą. W pomieszczeniu siedziała już moja rodzinka. Ku mojemu zdziwieniu był tam również mój brat – James.
- Witaj synku! – Matka poderwała się zza stołu i podeszła się z nami przywitać. – Mickey, jak zwykle wyglądasz przecudnie. – Połechtała dumę mojego męża.
- Dziękuję! – Odpowiedział z entuzjazmem i zamerdał ogonem.
- Siadajcie do stołu. – Wskazała krzesła.
                Chętnie zajęliśmy miejsca i przywitaliśmy się ze wszystkimi.
- Proszę, nie krępujcie się i jedzcie, dzieci. – Powiedziała moja rodzicielka.
                Mickey potraktował jej słowa bardzo poważnie, bo od razu nalał sobie z cztery łyżki zupy. Wszyscy spojrzeli się na niego.
- No, co? – Zapytał zdziwiony reakcją innych.
- Spokojnie kochanie, jedz sobie. – Powiedziałem również nalewając sobie zupy.
- Jak to jest, że od dziecka tak dużo jadłeś, a nic ci w pasie nie przybyło? – Zapytała moja siostra.
- No… Nie wiem. Lubię jeść.
- A mimo wszystko wyglądasz jak patyczak i masz anemię.
- Skończmy już ten temat i zjedzmy obiad, dobrze? – Odezwał się ojciec. – Mickey powiedział, że dobrze się odżywia, więc nie podejrzewajcie go o nic.
                Jak powiedział tak zrobiliśmy. Zjedliśmy pyszny obiad przygotowany przez naszą matkę i Sarę. Rozmawialiśmy na luźne tematy. Śmialiśmy się wspominając stare czasy. Jednak ta sielanka nie mogła trwać wiecznie.
- Mamo, tato słyszeliście już news’a? – Zapytała Sara, gdy wszyscy przenieśliśmy się do salonu.
                Mickey oczywiście namówił mnie byśmy usiedli na poduszkach obok kominka. Normalnie zmieniłby się w psa, ale lekarz poradził mu by podczas jego pierwszego zaciążenia lepiej się nie zmieniał. Tak, więc wylegiwał się na moich kolanach, grzejąc plecki wystawione w stronę kominka.
- Jakiego news’a? – Zainteresowali się wszyscy.
- Mickey spodziewa się szczeniaka!
                Spojrzenia wszystkich skierowały się na nas. Sam byłem w wielkim szoku. Nie sądziłem, że Sara wypali z tą wiadomością tak otwarcie.
- To prawda? – Dopytała mama.
- No, tak. – Potwierdziłem. – Spodziewamy się dziecka. – Pogłaskałem Mickey’ego po głowie. – W grudniu nasza mała, dwuosobowa rodzinka ma się powiększyć.
- To wspaniale! – Zachwyciła się moja rodzicielka. – Ale chyba nie zamierzacie go oddawać do adopcji?
- Nie rozmawialiśmy jeszcze o…
- Nie! – Przerwał mi Mickey podrywając się z moich kolach. – Nigdy w życiu!
- Kochanie, spokojnie. Nikt nie zamierza ci zabrać dziecka.
                Chłopak uspokoił się trochę.
- Przepraszam, nie potrzebnie się uniosłem. – Mruknął opierając się o moje ramię.
- Nic nie szkodzi. – Powiedziała moja matka. – To, że chcesz zatrzymać malucha tylko ci się chwali. Większość młodych małżeństw oddaje szczeniaki czy kociaki.
- Nie chcę by tak jak ja wychowywał się bez rodziców. Czułem się okropnie, gdy zabierali mnie od matki. Wiem jak się czuje Ellen. – Spojrzał na mnie, na co uśmiechnąłem się do niego.
- Jak myślicie? To będzie chłopiec czy dziewczynka. – Zapytała Sara.
- Wiesz, droga siostro, my nie możemy mieć córki. Tak już jest w parach męskich, – wytłumaczyłem. – ale jestem pewny, że będziemy mieli zdrowego i silnego chłopca.
- To, chociaż myśleliście już nad imieniem?
- Dopiero wczoraj się dowiedzieliśmy, więc…
- Aaron. – Znów przerwał mi Mickey.
                Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Aaron?
- Tak, coś czuję, że raczej nie będzie śnieżnobiały jak ja, tylko jasnobrązowy. – Poczochrał mnie po włosach. – Lub czarny, po tatusiu. Aaron pasuje do takiego ubarwienia.
- Jak zwykle mój mąż ma rację. – Powiedziałem i pocałowałem go w czubek głowy.
- Czyli w końcu doczekam się wnuczka od swojego ostatniego dziecka. Ach! Teraz umrę szczęśliwa!
- Nawet tak nie mów mamo. – Powiedziałem. – Aaronek musi mieć babcię, która będzie go rozpieszczać.
- Oj o to się nie martw. Myślę, że Mickey wystarczająco go rozpieści.
- Ja też tak sądzę. – Odezwał się ojciec.
- No wiesz wujku! – Zajęczał Mickey. – Ty przeciwko mnie? Już mnie nie lubisz? – Zrobił smutne oczka.
- Lubię, lubię, ale pamiętam jak mieliśmy w domu królika. Ty też to pamiętasz, prawda?
                Biały zarumienił się i schował w moich ramionach.
- Byłem mały!
                Wybuchliśmy śmiechem. Wszyscy dokładnie pamiętaliśmy sytuację z królikiem. Mickey był wtedy w wieku Aprila. Mieszkaliśmy wtedy jeszcze u moich rodziców. Moja mama jest nauczycielką w szkole i na czas wakacji przyniosła do domu klasowe zwierzątko  – króliczka. Mały Mickey był nim tak zafascynowany, że nie odstępował go na krok. Wszędzie go ze sobą zabierał, dawał mu jeść, bawił się z nim. Pewnego razu zostawiłem go z królikiem samego w pokoju. Jak wróciłem ujrzałem iście zabawny widok. Mickey tak bardzo wczuł się w rolę matki, że próbował nakarmić króliczka piersią. Na pytanie skąd wziął taki pomysł odpowiedział, że widział w telewizji. Wytłumaczyłem mu, że króliczek jest już duży i nie musi pić mleczka, a nawet, jeśli by musiał to Mickey nie może go nakarmić bo nie ma mleczka w piersiach.
- Nie przejmuj się, kochanie. – Podrapałem go za uchem. – Byłeś tylko dzieckiem. Wielu rzeczy nie wiedziałeś, a króliczek rzeczywiście był uroczy.
- Mm… - Zamruczał bardziej wtulając się we mnie. – To takie żenujące. – Mruknął.
                Westchnąłem ciężko i przytuliłem go mocno do siebie. Nie wiem czy to możliwe, ale z każdą chwilą kochałem go coraz mocniej.





Leżałem z głową na kolanach Gabriela i słuchałem ich rozmowy. Po tym jak ciocia opowiedział Sarze historię z tym nieszczęsnym królikiem ta nie mogła przestać się śmieć. Jej mąż tylko zerkał na nią, co chwilę rozbawiony. Wydawał się dość spokojnym człowiekiem, ale Gabriel powiedział, że to tylko pozory.
- A w ogóle to jak doszło do tego, że Mickey trafił do ciebie, Gabi? No i wiesz, Ze jesteście razem?
James słysząc to pytanie zachichotał. Cóż to on pomagał mnie wybrać dla Gabriela i później zawsze się śmiał, że wybrał mnie licząc, że tak właśnie skończymy.
- Mama doszła do wniosku, że to okropne, że jedyne, o czym myślę to praca. Że siedzę tylko w domu albo w biurze, bądź spotykam się od czasu do czasu z Nickiem. No i nasz drogi braciszek poradził jej by kupili mi psołaka. I tak mniej więcej w momencie, gdy byłaś w Paryżu ja dostałem mojego białaska.
Od razu dostał ode mnie z łokcia.
- A potem zaczęło się zajmowanie takim małym łobuzem, który doprowadzał mnie na zmianę do zawału, to do śmiechu. A po jego drugich urodzinach, po małej sprzeczce, w końcu zaczęliśmy się spotykać. No i jakoś nie chciałem tego zmieniać ani nie chcę.
- Do zawału? A co taki mały psiak mógł zrobić?
Na te słowa uśmiechnąłem się lekko złośliwie, a ciocia z wujkiem parsknęli śmiechem.
- Oj zdziwiłabyś się, co potrafiłem zrobić, gdy coś mi się nie podobało.
Gabriel pokiwał gorliwie głową.
- Dobrym przykładem jest jak zatrzasnął się w szafie.
Na to wspomnienie wybuchnąłem śmiechem, choć gdy to się stało nie było mi do śmiechu.
- To było jak przyjechałaś do mnie i pierwszy raz go zobaczyłaś. Miał wtedy trzy miesiące. Mimo że dopiero się przeprowadziliśmy to już zdążył się przyzwyczaić, że jestem cały jego i się nim zajmuję. No a gdy przyszłaś i nie zwracałem na niego uwagi chciał mi zrobić na złość. Do tej pory mi nie powiedział jak tam wszedł, ale tak czy siak wlazł do szafy z moimi ubraniami i zaczął gryźć moje ciuchy. Ale wyjść już nie potrafił.
- No, bo było tak ciemno i chciałem spać! Nie pomyślałem by wyjść tak jak wszedłem. – Powiedziałem od razu, na co Gabi zachichotał.
- No tak czy siak po twoim wyjściu zacząłem go szukać i w końcu go znalazłem, z moimi bokserkami na głowie w szafie. Skomlącego i płaczącego.
Sara patrzyła na mnie z niedowierzeniem, po czym wybuchła śmiechem.
- O matko! Ja się cieszę, że moja córeczka jest mała, słodka i grzeczna.
- Hej! Ja też byłem mały, słodki i grzeczny! Tyle, że lubiłem rozrabiać.
Gabriel pogłaskał mnie po głowie.
- Jedno, co mogę powiedzieć to to, że w domu będziemy mieli, co robić. Bo jeśli dobrze pamiętam jest około pięćdziesięciu różnych dziur, kryjówek i schowków, o których nie wiesz. Wliczam w to wejście do szafy.
Brązowowłosy otworzył szeroko oczy, a reszta wybuchła śmiechem.
- Mickey, skarbie powiesz mi jak wszedłeś do szafy? – Zapytała ciocia wciąż śmiejąc się z miny Gabriela.
- To proste. Szafa nie jest dosunięta do ściany, więc bez problemu się za nią zmieściłem. A jej tylna ścianka u dołu się rozwaliła, więc się tam wcisnąłem.
- O matko, ja chyba nie chcę wiedzieć, co ty jeszcze narozrabiałeś. – Powiedział Gabriel z ciężkim westchnieniem.
- Ciesz się, że ci mówię. Przynajmniej możemy to teraz naprawić i załatać. - Powiedziałem z uśmiechem.
- Masz rację, cieszę się. – Powiedział kręcąc głową. 
Zostaliśmy u rodziców Gabiego do wieczora. Gdy wróciliśmy Gabriel zabrał mnie do łazienki, nalał wody do wanny, dodał mojego ulubionego płynu do kąpieli, rozebrał mnie i wsadził do wanny. Sam również szybko się rozebrał i usiadł za mną. 
- Mój kochany Mickey. Mój psiak. – Powiedział całując mnie po szyi i powoli jeżdżąc dłonią po moim brzuchu.
Oparłem się o niego wygodnie.
- A ciebie, co wzięło?
- Nic po prostu cię… was kocham. No i skarbie jeszcze raz przepraszam cię za wczoraj. – Przytulił mnie mocno. – Nigdy nie mógłbym mieć cię dość. Nigdy. – Podkreślił.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek. 
- Wiem. Też cię kochamy.
Gabriel uśmiechnął się i zaczął mnie powoli myć. Namydlonymi dłońmi jeździł po moim ciele masując mnie przy okazji. Odprężyło mnie to. Ziewnąłem.
- Czyli w najbliższym czasie bierzemy się za drobny remont? – Zapytał rozbawiony Gabriel.
Zaczerwieniłem się lekko.
- Cóż… Pewnie się przyda.
- No to w porządku, od przyszłego tygodnia zaczniemy. Odremontujemy też twoją starą sypialnię. – Był coraz bardziej podekscytowany.
-Ty naprawdę się cieszysz.
- No oczywiście! Znowu będę miał małego szczeniaka do opieki, ale tym razem będzie moim dzieckiem.
- Wypraszam sobie. Naszym dzieckiem. – Podkreśliłem z uśmiechem.

Gabriel tylko kiwnął głową nie przerywając mycia mojego ciała. Te ruchy zaczęły mnie coraz bardziej wyciszać aż w końcu zasnąłem w tej ciepłej wodzie w objęciach mojego kochanego męża.

6 komentarzy:

  1. super opowiadanie podoba mi się taki klimat życzę weny Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem to był najlepszy rozdział :D Po prostu uwielbiam tę parę. Życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. fantastyczne;) nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super ;)
    Czekałam na trochę "dramatycznej akcji" no i fajnie, że taka się pojawiła ;)
    Choć najważniejsze, że cała rodzinka cieszy się, że pojawi mały szczeniaczek w domu.
    No i jedno jest pewne... Mickey na 100% go rozpuści ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Mickey i Gabriel. Hmmm. Uwielbiam tą parę. Nie wiem dlaczego zazwyczaj mam duży sentyment do par "drugoplanowych".
    Jak tam przeprowadzka? Cieszę się, że uwielbiasz trójkąty, natomiast ja się przekonałam, że nie mogę o nich pisać :P Co do Marco i jego zachowania. Hmm. To się jeszcze okaże wszystko :D Czy zachowuje się tak samo czy inaczej.
    Co do Lucasa i Allana, mimo wszystko oni nie są jedyną główną parą w tym tekście ;) Lubię mieszać wątki i spotkanie ma hm wiele głównych par :D
    Pozdrawiam
    LM

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    uwielbiam tę parkę, więc Mikey jest w ciąży, będą mieli szczeniaczka, no trochę przykrych słów padło, ale wszystko dobrze się skończyło...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)