czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 8 "Pierwszy raz na basenie / Już cię nie lubię!"

Rozdział 8






- Danny! – Zawołałem brata z przedpokoju, w którym pomagałem Aprilowi ubrać buty.
- J-już idę! – Odkrzyknął, a zaraz potem pojawił się obok nas. – Patrz April. – Pokazał mu, jeszcze nienadmuchane, rękawki do pływania.
- Yay! To dla mnie? – Zapytał wesoło kotek biorąc w dłonie opakowanie z rękawkami.
- T-tak. Ja ich j-już nie potrzebuję. N-Nick nauczył mnie pływać.
- Ja też umiem! – Oburzył się April spoglądając na mnie. – Pływałem w wannie!
                Zaśmiałem się.
- Obawiam się, słonko, że to nie wystarczy. – Powiedziałem podnosząc go do góry.
    Rudzielec fuknął obrażony.
- Ej, ej, ej. Słoneczko, nie obrażaj się. – Odwróciłem jego głowę w moją stronę. – Nauczysz się pływać szybciej niż myślisz.
- Naprawdę?
- Tak. – Trąciłem jego nosek. – No, a teraz do samochodu chłopcy! Mickey z Gabrielem nie będą na nas czekać wiecznie.
                Postawiłem Aprila na ziemi i razem z Danny’m pobiegli do samochodu. Ja natomiast musiałem jeszcze zamknąć dom, ponieważ rodzice gdzieś wybyli, ale jakoś nie interesowało mnie gdzie. Rachel nie chciała jechać z nami na basen i poszła do koleżanki z sąsiedztwa. My natomiast nie chcieliśmy marnować czasu i zamierzaliśmy go miło spędzić w gronie przyjaciół.
                Zanim zasiadłem za kierownicą zapiąłem dokładnie Aprila w jego foteliku.
- Gotowi? – Zapytałem odpalając silnik.
- Tak! – Powiedzieli jednocześnie.
- No to ruszamy. – Zakomunikowałem i wyjechałem z zajazdu przed domem.
- Nick!
- Słucham słonko? – Spojrzałem na Aprila w lusterku.
- Włącz moją płytę!
- Już, już. – Powiedziałem i przełączyłem radio na odtwarzacz CD.
                Jakiś czas temu April dostał od Mickey’a płytę z piosenkami z bajek Disney’a. Wozi ją w samochodzie i za każdym razem, gdy gdzieś jedziemy każe ją sobie włączać.
- Hakuna Matata! – Śpiewali chłopcy. – Jak cudownie to brzmi!
                I tak właśnie minęła nam droga do Aqua Parku. Pełna śmiechów i śpiewów.



- A kogo my tu mamy?
- Wujek Mickey! – Krzyknął April i próbował wyrwać się z moich ramion.
- Spokojnie tygrysie. Bo spadniesz. – Postawiłem go na ziemi, a ten od razu podbiegł do białowłosego.
                Wskoczył psu na ręce i mocno go przytulił.
- Szkoda, że w domu nikt mnie tak nie wita. – Mruknął stawiając kotka na ziemi.
- Ej! – Oburzył się Gabriel.
- Spokojnie, nie o to mi chodzi.
- A o co?
- Dziecko. – Odpowiedziałem za Mickey’a.
- Tak… - Mruknął biały głaskając Aprila po głowie. – Ale to nie czas na takie tematy! Chodźmy się zabawić! Prawda April?
- Tak! Chodź Danny. – Chwycił przyszywanego brata za rękę i pociągnął w stronę wejścia na basen.




- Gabriel?
- Hm?
- Nadmuchałbyś rękawki dla Aprila? Ja muszę iść z nim do toalety.
- Spoko, daj je.
                Podałem mu przedmioty, a sam podniosłem Aprila z ziemi.
- Dzięki. My zaraz wrócimy. Rzucicie okiem na Danny’ego?
                Mężczyzna pokiwał głową zajęty nadmuchiwaniem rękawków.
- To, co? Idziemu siusiu? – Zwróciłem się do Aprila.
- Tak. – Powiedział cicho.
                Przeszliśmy do łazienki gdzie pomogłem się małemu oporządzić.
- Pamiętaj, że masz mi powiedzieć gdybyś chciał do toalety, tak? – Zapytałem, gdy podciągałem mu jego spodenki do pływania z napisem „Pływam pieskiem”.
- Tak wiem! Możemy już iść? – Zapytał z niecierpliwością.
- Już idziemy. – Chwyciłem go za rękę i wyprowadziłem z łazienki.
                Mickey, Gabriel i Danny czekali na nas przy wejściu na basen. Gdy April zobaczył zjeżdżalnię i mnóstwo basenów od razu chciał tam pobiec, ale złapałem go w porę.
- Najpierw musimy się opłukać.
                Kot fuknął zły, ale dał się zaprowadzić pod prysznic. Szybko go opłukałem i puściłem by w końcu mógł zobaczyć Aqua Park w całej okazałości.
- Wow! – Powiedział, gdy weszliśmy na teren basenów.
- Podoba ci się? – Zapytał Mickey.
- Tak!
- Myślę, że na razie wejdziemy do małego basenu. – Powiedziałem do reszty chwytając Aprila za dłoń. – Wy możecie iść gdzie chcecie. Danny idziesz z nami?
- T-tak. – Pokiwał głową
- Daj spokój. Spędźmy ten dzień razem. – Odezwał się Mickey. – Jak mały się zaaklimatyzuje to wezmę go na jakąś małą zjeżdżalnię razem z Danny’m, a wy dziadki pójdziecie sobie do jacuzzi.
- Dziadki? – Oburzył się Gabriel. – Oj, bo się obrażę.
- Ha! Bez mojego tyłka dnia nie wytrzymasz. – Wymamrotał biały.
                Zaśmiałem się. Na szczęście Gabriel nie usłyszał jego komentarza. Zapowiadał się naprawdę udany wypad.





Szybko puściłem dłoń Nicka i stanąłem obok Mickey’a. Piesek wziął mnie na ręce i wszedł ze mną do basenu, po czym ostrożnie wsadził mnie do wody. Gdy nie poczułem niczego pod nogami od razu uwiesiłem się na Mickey’m przestraszony.
- Ja już nie chcę! – Powiedziałem płaczliwie.
Mickey zachichotał cicho i pogłaskał mnie po głowie.
- Spokojnie. Nic się nie stanie. Podaj mi rączki.
Zrobiłem to niepewnie. Mickey odsunął mnie lekko od siebie. A ja zobaczyłem, że, mimo iż nie miałem nic pod nogami to unosiłem się.
- Widzisz? Na rączkach masz rękawki. Nick ci je założył po to byś mógł unosić się na wodzie, więc nie masz się, czego bać.
Kiwnąłem niepewnie głową.
- To mogę się nauczyć pływać? – Zapytałem z nadzieją.
Mickey od razu kiwnął głową. 
- Jeśli chcesz. – Położył dłoń na moich plecach i powoli mnie przechylił.
Gdy leżałem na wodzie drugą ręką podniósł moje nogi.
- Boisz się?
- N-nie. – Odpowiedziałem niepewnie.
- Spokojnie. Trzymam cię. Tak samo jak woda. Chcesz to obejdziemy wkoło basenu. No chyba, że nie chcesz to Nick z tobą spróbuje.
Zamyśliłem się chwilę. Z Nickiem mogłoby być fajnie, ale wiedziałem, że białowłosy lubi się ze mną bawić i byłoby mu przykro.
- Nie, możemy iść.
Piesek zamerdał ogonem i zaczął powoli prowadzić mnie po wodzie. Na początku się bałem i byłem spięty. Ale po chwili zaczęło mi się podobać! 
- Fajnie! 
- Widzisz?  Mówiłem, że nie masz się, czego bać.
Ruszałem sobie lekko rączkami zadowolony. Byliśmy już blisko Nicka, więc chciałem się podnieść. Skończyło się na tym, że woda naleciała mi do oczu. Skrzywiłem się niezadowolony.
- Spokojnie zaraz wytrę ci buźkę.
Gdy dopłynęliśmy do Nicka zostałem posadzony na brzegu basenu. Białowłosy powycierał mi buzię. 
- Nick widziałeś?! – Zapytałem podekscytowany.
- Tak, widziałem. – Mężczyzn pogłaskał mnie po głowie.
- To, co idziemy na zjeżdżalnie?
Kiwnąłem głową i skoczyłem na Mickey’a. Psiak roześmiał się i przytrzymał mnie bym nie zsunął się do wody.
- O mamo! Mały, groźny tygrysek mnie zaatakował!
Po chwili znów leżałem na wodzie. Z początku było fajnie, ale po chwili już mi się znudziło. 
- Pójdziemy już na zjeżdżalnie?
- Hm, najpierw pójdziesz na taką malutka, a potem…
- Ale Mickey, ja chcę na dużą! – Zaprotestowałem. 
- A potem będziemy mogli pójść na tą trochę większą. – Dokończył spokojnie głaszcząc mnie po głowie.
- Yay! – Wykrzyknąłem i już chciałem ruszyć w stronę ślizgawek, gdy pojawił się koło nas Danny, który przed chwilą bawił się z Nickiem.
- A-april będzie zjeżdżał?
- Tak, pójdziesz z nim? Ja poczekam tutaj by go złapać.
Danny kiwnął głową, wziął mnie za rękę i zaprowadził na ślizgawkę. Weszliśmy na górę. Niby zjeżdżalnia nie była wysoka, ale będąc na górze nagle przestała mi się podobać.
- Danny, ja jednak nie chcę.
- S-spokojnie April. Mickey jest na dole i cię złapie.
Popatrzyłem niepewnie na Danny’ego, po czym powoli usiadłem i zjechałem w dół. Zakryłem oczy rączkami. Nie trafiłem jednak do wody tylko w ramiona Mickey’ego. 
- I jak się podobało?
- Fajnie. – Powiedziałem z uśmiechem.
Po chwili pojawił się koło nas Danny.
- W-widzisz? M-mówiłem, że Mickey cię złapie.
Białowłosy uśmiechnął się i spojrzał na ścianę. 
- No dobra, jest już trzynasta. Chodźcie. Wytrzecie się i pójdziemy coś zjeść. Zjecie coś lekkiego, odpoczniecie i wrócimy do wody.
Pokiwałem głową i wyciągnąłem ręce do góry. Mickey od razu wziął mnie na ręce. Gdy podeszliśmy do brzegu zostałem owinięty ręcznikiem, tak samo jak Danny.
- April, ładnie to tak wykorzystywać Mickey’a? Przecież umiesz chodzić.
Spojrzałem na pieska skruszony, ale on tylko wystawił język Nickowi.
- Zwyczajnie jesteś zazdrosny. Sam go nosisz całe dnie, a teraz nie chcesz się nawet podzielić. – Powiedział nie puszczając mnie, więc uśmiechnąłem się szeroko.
- Gabriel, twój chłopak zabiera mi kociaka.
- Co ja poradzę? Mówiłem ci żebyś mu go tak chętnie nie oddawał, bo ci go w końcu nie będzie chciał oddać. – Powiedział ze śmiechem mężczyzna zarzucając ręcznik również na Mickey’a.
- Dzięki. – Podziękował białowłosy z uśmiechem.
W kawiarni zostałem posadzony na krześle. Obok mnie usiadł Danny i Mickey. Gabriel i Nick poszli zamówić dla nas jedzonko. Gdy wrócili do stolika przed mną i Dannym zostały postawione talerze z kawałkami pizzy. Dorośli natomiast zamówili sobie jakieś danie z dziwną nazwą.
Po skończeniu swojego kawałka pizzy chciałem poprosić Nicka o kubeczek z piciem, ale nagle zauważyłem Chestera.
- Chester! – Krzyknąłem.
Chciałem zejść z krzesła, przez co prawie bym się przewrócił, gdyby nie Mickey. Nie przejąłem się tym jednak tylko podbiegłem do kolegi.
- Cześć April! – Bernardyn przytulił mnie lekko. – Też przyszedłeś popływać?
- Tak! Jestem tu z moim opiekunem i jego bratem, i jego przyjaciółmi. Jeśli twój pan się zgodzi to może dosiądziecie się do nas?
Chester spojrzał prosząco na mężczyznę. Ten uśmiechnął się i podszedł z nami do stolika.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale tych dwóch najwyraźniej sobie już zaplanowało wspólne zabawy. – Powiedział Will zwracając się do Nicka.
Nick uśmiechnął się tylko i już po chwili siedzieliśmy wszyscy razem przy stole. Gdy poprosiłem Mickey’ego, zwolnił miejsce dla Chestera i usiadł koło Gabriela. 
Wszyscy dokończyli jedzenie. Poczekaliśmy jeszcze na Chestera, a potem wyszliśmy z kawiarni i usiedliśmy wspólnie na leżakach. Mickey usiadł z dorosłymi, więc ja usiadłem z Chesterem i Danny’m.
- Byliście już na dużych zjeżdżalniach?
- J-ja byłem wcześniej. Dzisiaj jeszcze nie byłem, bo czekałem na Aprila.
Psiak słysząc to spojrzał na mnie.
- Pierwszy raz jestem na basenie. Mickey najpierw poszedł ze mną na małą ślizgawkę.
- Aha. To zaraz będziemy mogli iść na większą.
- Ale ja się boję. – Powiedziałem niepewnie. 
- No to może któryś z dorosłych z nami pójdzie. Po za tym będę ja i Danny z tobą.
Kiwnąłem głową. We trójkę podeszliśmy do pozostałych. Postanowiłem, że to ja zapytam. W końcu to ja się boję.
- Ee… Pójdzie ktoś z nami na ślizgawkę? Nie, że ja się boję czy coś! – Zastrzegłem od razu, na co wszyscy się zaśmiali. – Tak po prostu żeby nas pilnować. 
- Oczywiście, że się nie boisz. Przecież z ciebie duży kociak. – Powiedział Nick i cmoknął mnie w policzek.
Mickey podniósł się, przeciągnął i powiedział.
- No dobra dziadki. Ja idę z nimi. – Złapał mnie za rękę i ruszył z nami na zjeżdżalnię. 
- Jesteś pieskiem tak jak ja, prawda? Masz białą sierść tak jak włosy? – Zapytał Chester.
- Tak, a ty? Twoje włosy są jasnobrązowe, ale masz ciemne pasemka. Naturalnie?
- Tak, jestem bernardynem! – Powiedział Chester najwyraźniej dumny.
Mickey uśmiechnął się i pogłaskał go pogłowie.
- A ja jestem muffinką! – Powiedziałem odrobinę zazdrosny.
Mickey zaśmiał się i potarmosił moje włosy.
- Nie muffinką, a raggamuffinem. – Poprawił mnie. – Chociaż muffinką też mógłbyś być. – Zachichotaliśmy.
Kiedy doszliśmy do zjeżdżalni Mickey zwrócił się do nas.
- No dobra chłopcy. Zjadę pierwszy bym mógł złapać Aprila, który zjedzie za mną, potem zjedzie Danny, jeśli nie będzie ci to przeszkadzać, Chester.
- Nie, w porządku. – Powiedział uśmiechając się.
Gdy weszliśmy schodkami na ślizgawkę Mickey poprawił mi jeszcze rękawki i z chichotem zjechał w dół. Przez chwilę patrzyłem niepewnie w środek rury z wodą.
- S-spokojnie April. S-spodoba ci się. P-pamiętaj tylko by n-nie napić się wody. J-jak nie b-będziesz się d-denerwować to b-będzie dobrze.
Kiwnąłem głową, odetchnąłem głęboko i wszedłem do rury. Mimo że było ciemno to było naprawdę fajnie! Zjechałem szybko na dół by wylądować w ramionach Mickey’a.
- Ale było fajnie! – Wykrzyknąłem podekscytowany.
Białowłosy odsunął się ze mną trochę, a już po chwili znaleźli się obok nas Danny i Chester.
- Jeszcze raz!
Tak jak chciałem już po chwili staliśmy przy wejściu do zjeżdżalni. Mickey dał mi jeszcze całusa w nos i znów zjechał w dół.
- Teraz moja kolej!





Gdy zjechałem na dół pokręciłem lekko głową by wytrzepać wodę z uszu. Nagle usłyszałem krzyk i byłem pewny, że to April. Zmartwiony czekałem aż kotek pojawi się na dole. Po chwili miałem go w ramionach. Przestraszonego, płaczącego i krztuszącego się wodą kociaka.
- April, skarbie, co się stało? – Zapytałem zmartwiony. 
- P-popchnęli mnie i-i napiłem s-się wody. – Powiedział i przytulił się do mnie mocniej.
Od razu popatrzyłem w stronę ślizgawki by ochrzanić Danny’ego i Chestera za tak głupie zachowanie, ale zamiast nich zobaczyłem dwóch młodych chłopaków. Kotołaka i jakiegoś małolata. Zazgrzytałem zębami.
- Kociaku, to oni cię popchnęli?
- T-tak… - Chlipnął.
Podszedłem do tych małolatów i zapytałem wściekły.
- Co wyście sobie myśleli popychając takiego malucha?!
- O, co tyle krzyku? Przecież chciał zjechać, ale strasznie się ociągał, a tamci dwaj, co stali przed nim, nie chcieli go popchnąć.
Zawarczałem nieświadomie. Oni odważyli się skrzywdzić mojego kociaka! Moje instynkty zawsze były wrażliwsze przy Aprilu, którego znam odkąd był kociątkiem, więc nie mogłem się nie wściec za coś takiego. Gdy koło nas pojawili się Danny i Chester ucałowałem delikatnie Aprila w policzek i postawiłem obok Chestera, którego od razu złapał za rękę. Podszedłem do tych gówniarzy.
- Czy wy w ogóle macie, choć odrobinę mózgu? On przez was zachłysnął się wodą! Taki wybryk mógł się źle skończyć! – Starałem się hamować, ale czułem, że jeszcze chwila i zwyczajnie zmienię się, i pogryzę tych niewychowanych gówniarzy. – Nie wiecie, co to jest kolejka? Aż tak wam się spieszyło, do cholery!? – Znów warknąłem.
Chciałem  podejść do nich bliżej, ale nagle zostałem objęty przez czyjeś ciepłe ramiona.





                Kiedy młodzież poszła na zjeżdżalnię pod opieką Mickey’ego postanowiliśmy przenieść się do jacuzzi w pobliżu ślizgawek. Chcieliśmy mieć oko na naszą dzieciarnię.
                Odetchnąłem głęboko i oparłem się wygodnie o masującą ściankę.
- Powiedz Will, czym się zajmujesz? – Zagadnąłem.
- Prowadzę firmę informatyczną. Wiecie, tworzymy strony internetowe, oprogramowania i tym podobne rzeczy.
- Ciekawe. – Powiedziałem przyglądając się Gabrielowi.
                Był strasznie zamyślony i widziałem, że obserwuje Mickey’ego.
- Gabriel?
- Hm…?
- Jesteś nieobecny. Stało się coś?
- Nie rozumiem, dlaczego Mickey uczepił się tak tych dzieci.
- Instynkt. – Odezwał się Will. – Ma potrzebę otoczenia opieką Aprila.
- No i jego zegar biologiczny pracuje na najwyższych obrotach.
- W takim razie, co powinienem zrobić?
- Najlepiej dziecko. – Zaśmialiśmy się z Willem.
- Ha, ha, ha. – Zironizował.
- Nie chciałbyś sobie zrobić szczeniaczka? – Załagodziłem.
- Mickey byłby szczęśliwy… - Westchnął.
                Naszą rozmowę przerwały odgłosy kłótni. Spojrzałem w stronę, z której dochodziły dźwięki. Ujrzałem obraz kłócącego się Mickey’ego oraz załzawionego Aprila stojącego z Danny’m i Chesterem z boku.
- Zabije go. – Wymamrotał Gabriel i czym prędzej wyszedł z jacuzzi.
                Razem z Willem podążyliśmy za nim.
- Mickey! – Krzyknął Gabriel odciągając swojego partnera od jakiś dwóch chłopaków. – Co tu się stało?
- Pański kundel rzucił się na nas! – Odezwał się jeden z małolatów.
- Mickey?
- Mam powód! Oni zepchnęli Aprila ze zjeżdżalni prze, co zachłysnął się wodą! Wiesz jak to się mogło skończyć?! I to tylko, dlatego, że ci dwaj nie mogli zaczekać w kolejce! – Wskazał palcem na wspomnianą dwójkę.
                Gdy usłyszałem, co się stało szybko podszedłem do Aprila i ukucnąłem przed nim.
- Wszystko w porządku? – Zapytałem głaszcząc go po policzku.
- Tak, ale napiłem się niechcąco wody.
- To nic. Ważne, że nic ci się nie stało. – Powiedziałem podnosząc się z klęczek.
                Podszedłem do Gabriela i Mickey’ego.
- Powinniśmy zawiadomić ratownika. – Powiedziałem. – Aprilowi nic nie jest, ale źle się to mogło skończyć. Nie chcę by taka sytuacja się powtórzyła.
- To ja pójdę po ratownika. – Zaoferował Will. – Chester? Idziesz ze mną?
- Tak!
                Na szczęście nie musieliśmy na nich długo czekać. Pojawili się po paru chwilach. Mickey opowiedział całe zdarzenie mężczyźnie, a ten wyciągnął z tego odpowiednie konsekwencję.
- Chodźmy lepiej usiąść na chwilę. Trzeba ochłonąć. – Powiedział Gabriel prowadząc Mickey’a w stronę leżaków.
                Ruszyliśmy za nimi. April szedł dziarsko koło mnie i Danny’ego. Na miejscu posadziłem go na leżaku i owinąłem ręcznikiem, żeby nie zmarzł.
- Chcesz się napić? – Zapytałem.
- Tak.
- A ty Danny?
- T-też chcę.
                Wyciągnąłem z plecaka dwie małe butelki wody z dzióbkiem i podałem chłopakom.
- Mickey, uspokój się. Z nerwów cały się trzęsiesz. – Odezwał się Gabriel obejmując psa ramieniem.
- To wszystko przez tych małolatów. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś stało się Aprilowi. – Powiedział patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
- Przestań, to nie była twoja wina. – Poklepałem go po kolanie.
                Uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco.
- N-Nick? – Zaczepił mnie Danny. – M-mogę iść z Chesterem popływać?
- Tak, ale do małego basenu tu obok bym mógł cię widzieć.
- O-okay.
                Chłopcy oddalili się w stronę basenu, a ja w tym czasie spojrzałem na kota. Ku mojemu zdziwieniu rudzielec pod sypiał sobie na leżaku.
- Musi być zmęczony. – Odezwał się Will. – Chester też padł jak zabity po swoim pierwszym razie na basenie.
- Poprzedni właściciele go nie zabierali?
- Nie. Dla nich był tylko ‘ozdobą domową’.
- To przykre. – Powiedział Mickey przytulając się do Gabriela.
- Ta… Ale teraz ma już nowy, kochający dom.
- Tak, świetnie trafił. – Uśmiechnął się Gabriel. – Powiedz, masz papiery rodowodowe Chestera?
- Mam, a co?
- Wiesz, z jakiej hodowli jest?
- Nie zagłębiałem się w to, ale czy to ważne?
- To bernardyn. Może mieć skłonności do różnych chorób.
- Wiem, już z jedną się borykam. – Mruknął. – Chester ma cukrzycę.
- O matko! Biedny psiak. – Odezwał się Mickey przykładając dłonie do ust.
- Ale wszystko jest pod kontrolą, więc będzie dobrze. – Uśmiechnął się Will.
                Przysłuchiwałem się ich rozmowie jednocześnie próbując trochę osuszyć ciałko Aprila z wody. Nie sądziłem by miał siłę pójść jeszcze popływać, więc chciałem go, jako tako oporządzić.
- Mm… - Mruknął, gdy ściągałem mu rękawki do pływania. – Nick?
- Ci… Kotku, śpij sobie. – Pocałowałem go w czółko i opatuliłem dodatkowym ręcznikiem.
             Mały coś jeszcze pomruczał pod nosem, po czym odpłynął do krainy Morfeusza.





                        Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem, że jestem już ubrany i niesiony przez Nicka do auta. Za mną szedł Chester trzymany za rękę przez swojego opiekuna. Obok nich szedł Gabi i Mickey. 
- Nick idziemy do domu? – Zapytałem ziewając.
- Tak, słońce.
- Ale ja jeszcze nie pożegnałem się z Chesterem i Gabrielem, i Mickey’m.
Nick postawił mnie na ziemi. Podszedłem do Chestera i przytuliłem go.
- Zobaczymy się niedługo? 
- Tak, Will ma numer do twojego opiekuna, więc na pewno się zobaczymy.
Uśmiechnąłem się, po czym podszedłem do Gabiego. Przytuliłem go lekko, po czym wskoczyłem w ramiona Mickey’ego, który mnie przytulił i dał całusa.
- I jak drzemka?
- Okay! Ale dobrze, że się obudziłem, bo inaczej bym się nie pożegnał.
Mickey pogłaskał mnie po głowie.
- No, ale się pożegnałeś, a teraz leć do Nicka. Zobaczymy się niedługo. Na pewno wpadniecie do nas. A jak nie to ja przyjdę do ciebie. – Zapewnił mnie, więc uśmiechnąłem sie szeroko.
- Pa! – Pomachałem jeszcze i podbiegłem do Nicka.
Mężczyzna wsadził mnie do auta, przypiął do fotelika i po chwili już jechaliśmy do domu.
- Nick? W domu posiedzimy jeszcze i obejrzymy bajki? Albo porobimy coś razem? Nie chce mi się spać. – Powiedziałem już naprawdę rozbudzony.
- Oczywiście kociaku, ale teraz cichutko. Danny zasnął.
Cała droga minęła nam w ciszy. Gdy dojechaliśmy do domu Nick zaniósł Danny’ego do jego sypialni. Przebrał go i położył do łóżka by następnie wrócić do mnie.
- To, co chcesz robić? 
- Zagrajmy w pekińczyka!
Nick spojrzał na mnie zdziwiony, więc zamyśliłem się na chwilę, po czym powiedziałem.
- Znaczy… W chińczyka! Tak, w chińczyka. Grałem w to z Mickey’m. I nawet Gabriel z nami pograł.
Nick uśmiechnął się.
- W chińczyka mówisz? W porządku. To ja idę poszukać gry, a ty się przebierz w piżamkę, dobrze?
Kiwnąłem głową i gdy blondyn wyszedł, czym prędzej się przebrałem i usiadłem na podusi, którą kupił mi Nick bym nie siadał na podłodze.
- Znalazłem. Który kolor wybierasz?
- Zielony! 
- Och, niech będzie, że ci odstąpię moje pionki szczęścia. – Powiedział robiąc śmieszną minę.
Zachichotałem.
- To ja wezmę niebieskie.
Zagraliśmy w grę. Niestety z początku szło mi kiepsko. Nick był naprawdę dobry! Ale… w końcu wygrałem!
- Tak! Wygrałem! Wygrałem, wygrałem!
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się, więc czym prędzej schowałem się za Nickiem.
- Nick, czy April może być troszkę ciszej. Danny już śpi, ja też chciałam się już położyć.
Spojrzałem zaskoczony na panią. No, bo ona powiedziała moje imię. Nick też był zdziwiony.
- Tak. Skończyliśmy już grę, więc nie będziemy hałasować.
Kobieta kiwnęła głowa i wyszła. 
- Nick, czemu twoja mama była taka miła?
- Bo rozmawiałem z wujkiem. Miał porozmawiać z moją mamą. – Powiedział podnosząc mnie do góry. – No dobra. Czas na krótką kąpiel i kolację.
W łazience nie siedzieliśmy zbyt długo. Nick stwierdził, że dzisiaj już wystarczająco się namoczyłem, więc bardzo szybko musiałem wyjść z wanny. Po kąpieli zostałem zaniesiony do pokoju, a mężczyzna poszedł po moje mleczko. Znaczy… Myślałem, że poszedł po moje mleczko, ale on zamiast tego przyniósł mi ryżowy serek. 
- A gdzie moje mleczko?
- Skarbie, nie możesz pić tyle mleczka. Niedługo znów urośniesz, więc czas się oduczyć jeść mleczko przed snem. Przecież już jesteś dużą kicią. Mleczko dostaniesz czasem z płatkami na śniadanie. A teraz mam dla ciebie serek.
- Nie chcę. – Powiedziałem smutny, że nie dostałem mleczka. – Czemu nagle nie mogę?
- Rozmawiałem z Mickey’m i…
- Mickey tak powiedział? Już go nie lubię! Przez niego nie mogę pić mojego mleczka! – Powiedziałem zły.
Tak naprawdę to lubię Mickey’ego, ale to jego wina i koniec.
- Nie jestem głodny. Idę spać. – Powiedziałem.
- April nie mów tak. Wiesz jakby było mu przykro gdyby to usły…
- Ale to prawda! To jego wina i już go nie lubię, i koniec! – Powiedziałem i schowałem się pod kołdrę.
Po jakimś czasie udało mi się zasnąć, mimo że burczało mi w brzuszku.





                April od rana chodził obrażony. Nadal nie wybaczył mi tego, że nie dałem mu wczoraj wieczorem mleka przed snem. Nie odzywał się do mnie. Siedział w salonie bawiąc się swoim rekinem i oglądając bajki. Myślałem, że humor mu się polepszy, gdy zaproszę Mickey’ego i Gabriela. Jednak nawet to nie poskutkowało.
- April? Zobacz, kto przyszedł. – Zaczepiłem małego wskazując na Mickey’a.
- Cześć rudzielcu. – Przywitał się pies podchodząc i kucając przed kotkiem.
- Hej. – Mruknął niemrawo.
- Czemu mój kociak się gniewa? Hm? – Próbował go jakoś zaczepić. – Mam dla ciebie prezent. – Powiedział stawiając przed nim małą torbę.
                April jednak nie kwapił się by zobaczyć, co jest w środku. Biały widząc, że mały nie otworzy prezentu sam się za to zabrał. Wypakował z torby śliczny, zielony sweterek.
- Spójrz April. – Podsunął mu go pod nos. – Będziesz w nim uroczo wyglądał.
                Nagle rudy odepchnął dłonie Mickey’ego i wstał tupiąc zły nogą.
- Nie chcę tego głupiego swetra! Nie chcę, nie chcę, nie chcę! Chcę z powrotem moje mleczko! A przez ciebie nie mogę już go pić! Jesteś głupi! – Wykrzyknął i pobiegł szybko na piętro.
- A-April… - Powiedział słabo Mickey.
                Jego do tej pory wesoło merdający ogon opadł na dywan, a uszy oklapły na boki.
                Westchnąłem ciężko.
- Mickey… Bardzo cię za niego przepraszam. Jest rozeźlony. Pójdę do niego. Czujcie się jak w domu. – Powiedziałem i skierowałem się do swojego pokoju.
                Gdy wchodziłem po schodach usłyszałem jeszcze jak Gabriel stara się pocieszyć Mickey’ego. Musiałem poważnie porozmawiać z moim zbuntowanym kocurkiem. Musi się nauczyć, że nie wolno wyładowywać na kimś swojej złości.
- April? – Zapytałem wchodząc do pokoju.
- Zostaw mnie! – Powiedział bardziej zakopując się w pościeli.
- Nie, April. Musimy porozmawiać. Proszę wyjść spod kołdry i spojrzeć na mnie. – Powiedziałem twardo.
                Chłopczyk zawahał się, ale w końcu wyszedł spod pościeli.
- Wiesz, jaką przykrość sprawiłeś Mickey’owi? Wiesz jak się poczuł? – Zapytałem podchodząc do jego łóżka.
- Ale to wszystko jego wina! – Wzbraniał się.
- Nie, to niczyja wina. April, to wszystko dla twojego dobra. Jakby to wyglądało gdybyś poszedł do szkoły i dalej pił mleczko do snu?
- Śmialiby się ze mnie… - Mruknął.
- No właśnie. Mickey poradził mi tylko bym zaczął cię odzwyczajać, to nie jest jego wina. Nie możesz mu mówić, że jest głupi. Przecież wiesz jak bardzo cię lubi, jak lubi się z tobą bawić. Popatrz, kupił ci dzisiaj śliczny sweterek, a ty go tak nieładnie potraktowałeś.
                Przez dłuższą chwilę panowała cisza.
- N-Nick… Czy o-on mnie teraz nie b-będzie lubił? Ja nie chcę, żeby mnie nie lubił! – Załkał.
- Spokojnie. – Powiedziałem przytulając go. – Myślę, że jak go przeprosisz za swoje zachowanie to ci wybaczy.
- To chodźmy go przeprosić! – Powiedział podnosząc się z łóżeczka.
                Pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia. Zeszliśmy na dół. Mickey siedział na kolanach Gabriela i wycierał nos chusteczką.
- Mickey! Nie płacz! – Krzyknął April i podbiegł szybko do niego. – Ja nie chciałem powiedzieć, że jesteś głupi! Wcale tak nie myślę! Lubię cię Mickey! I ten sweterek też mi się podoba! – Wykrzyczał rozpłakując się przy okazji.
- O, April. – Rozczulił się Mickey i przygarnął kotka do siebie. – Nie gniewam się na ciebie, nie mogę. Jesteś moim kochanym kotkiem.
- Nie! – Zaprotestował.
- Co?
- Ja jestem kotkiem Nicka!
- No tak. – Zaśmiał się.
                Dołączyliśmy do niego z Gabrielem. Mały był słodki.
- Skoro już wszyscy się pogodzili to może zostaniecie na obiedzie? – Zaproponowałem. – I tak siedzimy z Aprilem sami do piątej, więc możecie dotrzymać mi towarzystwa.
- Z wielką przyjemnością zostaniemy. – Potwierdził Gabriel.
- O, o! Ja chcę pomóc w robieniu obiadku! – Zaczął podskakiwać April.
- Dobrze, dobrze. – Uspokoiłem go. – Możesz pomóc. Mickey też pomoże, prawda?
- Tak, pewnie! Chodź April umyjemy rączki. – Podał mu dłoń i zaprowadził do łazienki na parterze.
- To, co Gabriel? – Zapytałem, gdy chłopcy zniknęli. – Kawki?
- A chęcią. – Odpowiedział z uśmiechem.
- To zapraszam do kuchni.





Szedłem koło Mickey’a zerkając na niego niepewnie. Jego oczy były lekko zaczerwienione. Było mi przykro, że przeze mnie płakał. 
- Mickey?
- Coś nie tak? – Zapytał uśmiechając się do mnie miło, a mi zrobiło się jeszcze bardziej przykro.
- Bo ja naprawdę przepraszam. Jest mi bardzo przykro, że się tak zachowałem.
Mickey pogłaskał mnie po głowie.
- Nie masz się, czym przejmować. Gdy mi Gabriel zabronił pić mleczko też się zezłościłem. Obraziłem się na niego i przez trzy dni nie odzywałem się i nic nie jadłem. Przestałem się tak zachowywać dopiero, gdy Gabi nastraszył mnie, że zabierze mnie do lekarza i dostanę zastrzyk w pupę.
Zakryłem buzię rączkami.
-Ojej! Ale nie dostałeś?
Mickey zachichotał zapalając światło w łazience. Postawił mnie na stołku bym mógł sięgnąć do kranu i podwinął mi rękawki. 
- Nie dostałem. Ale przestałem się złościć. – Powiedział pomagając mi namydlić rączki.
Gdy były już czyste ruszyliśmy w stronę kuchni.
- Chodźmy najpierw do salonu! Chcę przymierzyć sweterek.
Białowłosy kiwnął głową i poszedł ze mną do pokoju. Pomógł mi ubrać sweterek.
- I jak wyglądam? – Zapytałem podekscytowany obracając się wokół własnej osi.
- Ślicznie! Wiedziałem, że w tym kolorze będziesz dobrze wyglądać. Chodź się pokazać Nickowi.
Poszliśmy do kuchni.
- Nick, zobacz! – Wykrzyknąłem szczęśliwy.
- Ojej, jakiego mam ślicznego kocurka.
Blondyn podniósł mnie do góry i dał całusa w policzek. Postawił mnie na ziemi i pomógł zdjąć sweterek.
- Rączki umyte?
Kiwnąłem głową.
- No to ubieraj fartuszek i siadaj. Potrzebuję pieczarki i jestem pewny, że Mickey pokaże ci jak obierać je bez noża.
Spojrzałem na pieska. Ten już podwijał rękawy.
- To, co? Bierzemy się do roboty? 
- Tak.
Mickey wziął jedną pieczarkę. Potem oderwał jej nóżkę i zaczął powoli zdejmować z kapelusika skórkę.
- Widzisz? To proste.
- Tak! Teraz ja. – Wziąłem pieczarkę, ale od razu ją połamałem. – Ups. – Posmutniałem.
- Och, nie przejmuj się, czasami się zdarza.
Wziąłem następną i udało się.
- Tak, udało mi się!
Mickey zaśmiał się, po czym połaskotał mnie po brzuchu.
- No i co się chwalisz? Mała chwiali pięto.
Zacząłem się głośno śmiać.
- Ej, ej, ej. Nie ładnie. Mieliście mi pomagać, a nie przeszkadzać. – Zaśmiał się Nick.
- Nick, często do nas przychodzisz i nie zauważyłeś, że ja nigdy nie biorę Mickey’a do pomocy?
Pies słysząc to rzucił pieczarką w mężczyznę. Zaśmiałem się znów rozbawiony. Nagle jednak do naszych uszu dobiegł zdenerwowany głos.
- Nick, do cholery! Tyle razy prosiłam byś uciszył tą swoją głośną piszczałkę. Przecież można zwariować od tego jazgotu! Wchodzisz do domu i od razu głowa cię boli. – Kobieta weszła do kuchni, a gdy zobaczyła, że nie jesteśmy sami umilkła.
Schowałem się za pieskiem.
- Witaj w domu, mamo. Nie miałaś wrócić dopiero koło piątej? 
- Miałam, ale przyszłam po parę rzeczy dla Rachel. Jej zajęcia się przedłużą, więc muszę wziąć dla niej więcej picia by moja księżniczka się nie pochorowała. Jak gotujesz obiad to ugotuj tak by tato i twój brat mogli zjeść. Ja z Rachel zjemy na mieście. – Powiedziała zabierając wodę.
Wychodząc z domu trzasnęła drzwiami.
- Cholera jasna, jak ona tak może? Nick, dlaczego nie mówiłeś, że jest aż tak źle? – Mickey wziął mnie na kolana i przytulił.
Z chęcią przytuliłem się do niego. Pachniał trochę inaczej niż zwykle. Takim bezpieczeństwem, ciepłem i… mleczkiem? 
- A co ja mogę z nią zrobić? Nie chcę się na razie wyprowadzać ze względu na Danny’ego. A zresztą April też lubi młodego.
Mickey westchnął.
- Pewnie masz rację. Co nie zmienia faktu, że twoja mama zachowuje się okropnie.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. W końcu wzięliśmy się z powrotem do pracy. Obraliśmy pieczarki i cebulkę. Mickey ją pokroił i płakał przez to. Było to bardzo zabawne. Później Nick zaczął wszystko smażyć, a my usiedliśmy do stołu by mu już nie przeszkadzać. Mickey rozłożył plansze do gry w chińczyka. Nim jednak zaczęliśmy grać piesek skrzywił się okropnie marszcząc nos.
- Robisz zabawną minę. – Zachichotałem.
Gabriel spojrzał zmartwiony na białowłosego. 
- Wszystko dobrze?
- Tak, tak. – Psiak podszedł do okna i otworzył je na oścież.
Potem wrócił do stołu i zagrał ze mną. Oczywiście wygrałem i byłem z tego powodu bardzo zadowolony.
- No dobra, czas na obiad. Smacznego.
Nick postawił przed nami talerze z jedzeniem, po czym usiadł koło mnie by pomóc mi w razie jakbym sobie nie radził z tym długim makaronem. 
Gdy wszyscy już skończyliśmy Nick dał nam wszystkim napić się soku. Najedzony poczułem się bardzo śpiący. Ziewnąłem szeroko.
- Oho, moja kicia jest śpiąca. Chcesz sobie zrobić krótką drzemkę?
Kiwnąłem głową. Nick chciał mnie już wynieść, gdy odezwał się Mickey.
- Może ja z nim pójdę? Położyłbym się razem z nim. – Powiedział z uśmiechem.
Wiem, że może jestem mały, ale wydawało mi się, że coś jest nie tak. Gdy zauważyłem, że Nick i Gabi też to widzą poczułem się jak duży kotek. 
- Tak, chodź ze mną. Zaprowadzę cię. – Powiedziałem i od razu złapałem jego dłoń.
Poszliśmy do salonu. Była tam duża kanapa, więc bez problemu się na niej ułożyliśmy. Mickey przykrył nas kocem i prawie od razu zasnął. Pogłaskałem jego uszka, po czym przytuliłem się do niego wdychając ten przyjemny zapach. Był taki miły i… usypiający.





- Co jest Mickey’emu? – Zapytałem, gdy wraz z Gabrielem usiedliśmy przy tej obiecanej kawie.
- Sam nie wiem. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – Ostatnio nie najlepiej się czuje i jest strasznie wrażliwy na wszystko.
- Nie najlepiej to znaczy jak? – Dopytałem.
- Często go mdli, często miewa bóle głowy, a poza tym jest okropnie nieznośny przez te swoje humorki.
                Zachichotałem cicho.
- Powinieneś go zabrać do lekarza.
- Chciałem, ale tak się wzbraniał, że nie miałem szans. Zaczął na mnie warczeć! A dobrze wiesz, że to się rzadko zdarza.
- Coś musi być na rzeczy. – Zamyśliłem się na chwilę. – A może Mickey jest w ciąży?
- Nie żartuj sobie.
- Jestem całkowicie poważny.
                Gabriel spojrzał na mnie wyraźnie zastanawiając się nad czymś.
- W sumie to wszystko się zgadza. Ale ciąża? – Westchnął ciężko odchylając się do tyłu na krześle.
- Musicie porozmawiać. I musisz namówić go do pójścia do lekarza. W końcu to jego pierwsza ciąża.
- O ile w ogóle jest w ciąży. – Zastrzegł od razu.
- Ta…
                Siedzieliśmy i gadaliśmy przez jakieś pół godziny. Po tym czasie Danny i ojciec zdążyli wrócić do domu. Widząc, że w salonie śpią Mickey z Aprilem zachowali się bardzo elegancko i nie obudzili zwierzaków.
- Jak było w szkole, Danny? – Zapytałem nakładając mu na talerz obiad.
- D-dobrze. P-pani od muzyki p-powiedziała, że ładnie gram. – Pochwalił się, na co uśmiechnąłem się szeroko.
- I ma rację. Grasz pięknie, ale dlaczego w domu nam nie grasz?
- M-mama nie lubi jak gram… - Mruknął.
                Zdziwiłem się.
- Kupiła ci pianino, a nie pozwala ci na nim grać? Co za baba. – Dodałem szeptem. – Jak mamy nie będzie to zagrasz coś dla mnie i dla Aprila, dobrze?
- T-tak! – Ucieszył się.
- A teraz wcinaj. – Powiedziałem stawiając przed nim talerz z jedzeniem.
Chłopczyk z zapałem zabrał się za konsumowanie obiadu.
- Mam dla ciebie zlecenie. – Odezwał się ojciec. – Dla bardzo ważnego klienta. Proszę nie zawal tego.
- Spokojnie, tato. Czy kiedykolwiek cię zawiodłem?
- Nie synu i mam nadzieję, że tego nie doświadczę.
                Po około godzinie obudzili się Mickey z Aprilem. Gabriel stwierdził, że będą już wracać do domu, więc pożegnaliśmy się z nimi.
- J-ja idę zrobić zadania. – Powiedział Danny.
- Pomóc ci? – Zapytał ojciec.
- T-tak. – Pokiwał głową.
                Gdy zniknęli w pokoju, ja podszedłem do Aprila.
- Moja kicia się wyspała? – Zapytałem siadając obok niego na kanapie.
- Tak, Mickey tak ładnie pachnie. – Rozmarzył się.
- Tak?
- Mm… Pachniał mlekiem.
- Mlekiem? – Zdziwiłem się.
- Wiesz… Mickey prawdopodobnie będzie miał szczeniaczka. – Powiedziałem przytulając kotka do siebie.
- Szczeniaczka? To znaczy, że będą mieli małego pieska?!
- Tak.
- Ale fajnie! Będę mógł się z nim bawić? – Zapytał podekscytowany.
- Na pewno. – Pogłaskałem go.
- A kiedy? Jutro?
- Oj, słoneczko. Obawiam się, że jeszcze będziesz musiał trochę poczekać.
- Czemu? – Zasmucił się.
- Bo szczeniaczek jeszcze się nie urodził.
- A kiedy się urodzi?
                Na to pytanie nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Nie wiedziałem ile trwa ciąża u psołaków.
- Sam nie wiem, słoneczko. Myślę, że powinieneś zapytać Mickey’ego jak następnym razem nas odwiedzi lub my jego.
- Okay. – Powiedział i ziewnął szeroko.
- Nadal śpiący? – Zapytałem przy okazji zerkając na zegarek.
                Była dopiero szósta.
- Może chcesz się wykąpać?
- A muszę? Chce mi się spać, Nick.
- No dobrze. – Zgodziłem się podnosząc go z kanapy. – Zrobię ci serek, dobrze? Dziś nie będziesz marudzić, prawda?
                Pokręcił głową.
- Grzeczny kocurek. – Pocałowałem go w czubek rudej główki.
                Zaniosłem go do naszego pokoju i położyłem go na swoim łóżku. April już pod sypiał, więc nie miałem problemu z rozebraniem go. Założyłem mu koszulkę od piżamki. Przy spodniach zawahałem się chwilkę. Może wydać się to dziwne, ale chciałem obejrzeć jego oznakowanie. Widziałem, że chłopiec już zasnął, więc delikatnie rozchyliłem na boki jego nóżki. Poniżej jąder błyszczały dwie zielone kuleczki. Widziałem je już wcześniej, ale tylko chwilę, by posmarować odparzone miejsce wokół. Zielone kuleczki były otoczone srebrnym metalem. Niby nic takiego. Zwykły kolczyk, a jednak zawierał wszystkie informacje na temat Aprila. Sprawiał, że był zarejestrowany w bazie danych.

                Ubrałem małemu pampersa i spodenki. Otuliłem go kołderką i przeniosłem go na jego łóżeczko, po czym wyszedłem cicho z pokoju. Zostawiłem uchylone drzwi i przeszedłem do swojego gabinetu by zapoznać się z nowym zleceniem.

10 komentarzy:

  1. Hej, trafiłam na ten blog kilka dni temu i bardzo mi się spodobał :)
    Pierwsze opowiadanie było bardzo fajne i z tego co widzę to to też takie jest. Chociaż jak na razie bardziej interesują mnie Mickey i Gabriel niż April i Nick. Chociaż to się pewnie zmieni gdy April skończy rok i będzie już w wieku tak jakby nastoletnim ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest taaaakie kawaiiii, że aż od tego przytyję ( oby nie)
    Dużo weny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,Potrzebuję pieczarki i jestem pewny, że Mickey pokarze ci jak obierać je bez noża." tu chyba wiadomo jaki blad, ktory wytykam prawie pod kazdym rozdzialem..
    ,, April już pod sypiał, więc nie miałem problemu z rozebraniem go."
    Ciekawe rozdzial, nie bylo tak cukierkowo, ale April jak zawsze ofiara losu, cos musialo mu sie stac. Mimo wszystko czekam znow na Chestera, bo go polubilem. Chyba lubie chorowitych bohaterow.
    Wiedzialem, ze Mickey bedzie w ciazy, ale nie wiem dlaczego - wydaje mi sie, ze Gabriel nie jest zbyt zachwycony ta wiadomoscia.
    I nadal nie wiem jak to sie czyta - Mickey. Najpierw jest Mickey'm (chociaz powinno byc Mickey'em) i mam wrazenie, ze musze czytac jako Miki. Ale zaraz jest inna odmiana - Mickey'a. Nie wiem. Chyba bede czytal samo Miki, a odmiany juz nie.

    OdpowiedzUsuń
  4. chce następny rozdział;) czemu nie dodajecie częściej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzies chyba bylo podane, ze dziewczyny daja rozdzial w kazdy czwartek. Ja tam sie ciesze. Wole tak niz, zeby dodawaly nieregularnie.

      Usuń
  5. Super, będzie szczeniak uwielbiam małe pieski:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakaś dziwna ta matka Nicka :/ Widać, że nie lubi swoich dzieci oprócz córki. Mam nadzieję, że przejedzie ją jakiś samochód. Mickey to mój ulubiony bohater. Wydaje mi się, że jest najbardziej dopracowaną postacią ze wszystkich. Reszta jest jakby rozmyta (z wyjątkiem Aprila). Nie za wiele wiadomo o ich przeszłości i mało wprowadzają do fabuły. Może w dalszych rozdziałach pokażą się dokładniej :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mickey bardzo wczuwa się w rolę opiekuna ;) byłby świetnym ojcem i coś mi się wydaje, że niedługo może nim zostać...

    April jest strasznie słodki, taki typowy kociak ;) Chociaż czasem też potrafi być uparty...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    wspaniały rozdział, April spotkał ponownie Chestera i razem spędzili dzień, och jaki obrażony, ze nie dostał mleczka, te jego słowa bardzo zabolały Mickeya, ale przeprosił później, powiedział tak w gniewie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem czmu ale ciagle mam wrazenie ze Danny jest pomijany szkoda mi go :/ ogolbje bardzo fajne opko troche za cukierkowo ale w koncu April jest maly mam nadzieje ze nabierze charakterku i pokaze pazurki ;)

    ~our kokors made of ramen

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)