czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 12 "Wszystkiego najlepszego, Chester."

Rozdział 12


                Wszedłem po cichu do pokoju Chestera z małym tortem urodzinowym w rękach. Był czwarty listopad, czyli urodziny mojego psiaka. Niedawno znów zmienił formę i teraz wyglądał jak szesnastolatek. Jednak nie mogłem powstrzymać się przed kupieniem mu tortu.
- „Niech nam żyje sto lat! Niech nam żyje sto lat! Niech nam żyje nasz Chester! Niech nam żyje sto lat!” – Zanuciłem siadając na skraju jego łóżka.
- Will? – Zapytał siadając na łóżku i przecierając oczy.
- Witaj jubilacie. – Uśmiechnąłem się i podsunąłem mu pod nos tort. – Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczkę. – Poleciłem.
- Will… No weź… - Zawstydził się.
- Nie marudź tylko dmuchaj.
                Pies spojrzał na świeczkę w kształcie cyfry jeden, a potem na mnie. Uśmiechnął się szeroko i zdmuchnął płomyk.
- Brawo. Właśnie skończyłeś roczek. – Pogłaskałem go po głowie. – Czego sobie zażyczyłeś?
- Nie mogę ci powiedzieć, bo się nie spełni! – Rzekł i zarumienił się lekko.
- No dobrze, to teraz wstawaj. Mam dla ciebie prezent.
- Naprawdę? – Ucieszył się.
- Tak, chodź do salonu.
                Chłopak wyskoczył z łóżka i szybko pobiegł do dużego pokoju. Tam na stole stała papierowa torba, a obok niej pudełko z butami.
- Wow, kupiłeś mi nowe buty? Converse’y?! – Wykrzyknął, gdy przeczytał napis na pudełku.
- Nie tylko. Zajrzyj do torby. – Poleciłem siadając na kanapie i uważnie przyglądając się mojemu zwierzaczkowi.
                Brunet spojrzał na mnie, po czym sięgnął do torby. Wyciągnął z niej małe pudełeczko z nazwą jednego ze sławnych jubilerów. Otworzył niepewnie pudełko.
- Oh. My. God! – Wykrzyknął podskakując w miejscu. – To musiało kosztować fortunę, Will! – Powiedział wyjmując bransoletkę z pudełka.
- Nie szczędzę pieniędzy na mojego psiaka. – Powiedziałem podnosząc się i podchodząc do jednej z szafek. – Mam dla ciebie jeszcze to. – Podałem mu opakowanie z najnowszym modelem Samsunga. – Narzekałeś, ze twój stary telefon wolno chodzi i się zacina, więc stwierdziłem, że przy okazji kupię ci nowy.
- C-co…? – Szepnął słabo i odebrał ode mnie pudełko. – Przy okazji?! Wiesz ile ten telefon kosztuje?!
- Wiem, przecież go kupiłem. – Wzruszyłem ramionami.
- Nie mogę tego przyjąć. – Powiedział oddając mi pudełko.
- Masz urodziny. Chyba miałem prawo kupić ci coś ładnego.
- Ale nie takiego drogiego! Buty, bransoletka i telefon. To dla mnie za dużo! W dodatku to wszystko jest takie drogie.
- Tym się przejmujesz? – Zapytałem podchodząc do niego.
- Nie chcę byś wydawał na mnie tyle pieniędzy. – Mruknął.
- Uwierz mi, że moje konto nawet nie poczuło, że kupiłem te rzeczy. Poza tym, jesteś moim psiakiem, – pogłaskałem go – muszę cię rozpieszczać.
                Chłopak zaśmiał się na to.
- Nie jestem już małym dzieckiem byś musiał kupować mi zabawki.
- Oj, no dobrze. Nie będę ci kupował tak drogich rzeczy bez twojego pozwolenie, jeśli przyjmiesz swoje prezenty urodzinowe, zgoda?
                Chester zamyślił się na chwilę.
- Okay, zgoda.
- Grzeczny chłopak. – Poczochrałem go po włosach.
- Ale telefon biorę tylko dlatego, że stary zaraz się rozleci! – Zastrzegł.
- Okay, okay. – Zaśmiałem się. – Chodź, najpierw zjemy śniadanie, a potem pobawisz się nowym nabytkiem.




- Gdzie idziesz? – Zapytałem, gdy zauważyłem, że Chester zbiera się do wyjścia.
- Idę spotkać się z Fiodorem. Może weźmiemy też Aprila, jeśli Nick się zgodzi.
                Przez ostatnie dwa miesiące Nick i April zdążyli przenieś się do miasta. Kupili mieszkanie niedaleko naszego wieżowca, więc Chester dość często odwiedzał rudego przyjaciela, czasami zabierając go na plac zabaw.
- April jest jeszcze mały… - Podrapałem się po karku.
- Nie jest taki mały! Ma już dziesięć miesięcy.
- I myślisz, że Nick pozwoli mu z wami wyjść? – Spojrzałem na niego z lekkim pobłażaniem. – Szczególnie po tym, co Fiodor zrobił ze sobą w ostatnim czasie? Nick prędzej wyśle go do swojej matki na weekend niż puści go samego w towarzystwie Fiodora.
                W ostatnim czasie coś złego działo się z tym czarnym kocurem. To już nie był ten słodki kotek, co kiedyś. Maluje się i chodzi cały ubrany na czarno. Zmieniło się również jego zachowanie. Stał się oziębły. Zaczął chodzi do różnych nocnych klubów ze swoimi nowymi znajomymi. Ostatnio nawet zrobił sobie piercing na twarzy i… w paru innych miejscach. Nie przeszkadzało mi to, bo znałem Chestera i wiedziałem, że nie zrobi jakieś głupoty, ale z drugiej strony nie dziwiłem się Nickowi. April nie był jeszcze na tyle duży by być w stanie oprzeć się niektórym bodźcom.
- Nie jest z nim jeszcze tak źle. – Powiedział Chester zakładając buty.
- W sumie to mi również nie za bardzo podoba się to, że się z nim spotykasz. – Mruknąłem
opierając się o futrynę.
- Przestań Will. Zaczynasz wydziwiać.
- Nie wydziwiać tylko martwię się o mojego małego pieska.
- Małego? – Prychnął. – Od kiedy bernardyny są małe?
- Dla mnie zawsze będziesz mały. – Przytuliłem go, ale ten zaraz wyplątał się z moich objęć.
- Dobra, dość tych czułości. – Narzucił na siebie bluzę.
- Tylko nie wracaj za późno i jak już Nick pozwoli ci wziąć ze sobą Aprila to proszę przypilnuj go, dobrze?
- Dobrze, nie martw się. Pa! – Rzucił i wyszedł.
                Westchnął tylko. „Tak szybko dorastają.” – Pomyślałem. Wróciłem do salonu i usiadłem ciężko na kanapie. Ostatnio dziwnie się czułem. Patrząc na Chestera czułem, że robi mi się ciepło na sercu. Tak nie powinno być, to mój podopieczny, mój piesek. Nie powinienem odczuwać przy nim takich emocji, jakie odczuwa się przy wybranku swojego serca. Z drugiej jednak strony zastanawiałem się, co bym zrobił gdyby Chester odwzajemnił moje uczucia? Czy bylibyśmy szczęśliwi tak jak w bajce? Myślę, że tak.
                Nie podobało mi się, że ostatnimi czasy Chester spędza tak dużo czasu z Fiodorem. To głupie, ale zwyczajnie byłem zazdrosny o tego małolata. Wydawało mi się, że Chesterowi imponuje jego odmienne zachowanie, to, że jest arogancki i zgrywa playboy’a.
                Warknąłem pod nosem i włączyłem telewizor. Musiałem przestać o tym myśleć. Gdy po jakimś czasie znów byłem spokojny i opanowany zrobiłem sobie lekką przekąskę i zaparzyłem herbaty. Zerknąłem również na zegarek. Dochodziła siódma wieczór, a Chestera nadal nie było w domu. Zaniepokoiłem się odrobinę, ale starałem się sobie wmówić, że pewnie zagadał się z Fiodorem. W końcu ma dzisiaj urodziny, niech się chłopak trochę rozerwie.
                Nagle po całym domu rozniósł się dźwięk mojego telefonu. Szybko odszukałem urządzenie i zerknąłem na wyświetlacz. Dzwonił Nick. Zdziwiło i zaniepokoiło mnie to nagłe połączenie.
- Tak, słucham? – Odebrałem.
- Will! Musisz tu szybko przyjechać! – Wykrzyknął.
- Co się stało? – Zapytałem poważnie zaniepokojony.
- Chester… On… Zabrała go karetka… - Wykrztusił słabo.
- C-co…? – Głos mi się załamał.
                Oparłem się o ścianę by się nie przewrócić.
- Co się stało? – Powtórzyłem pytanie.
- Wytłumaczę ci na miejscu. Musisz jak najszybciej przyjechać na pogotowie dla zwierząt.
- Zaraz tam będę. – Powiedziałem i nie czekając na jego reakcję rozłączyłem się.
                Zachowując jeszcze resztki rozumu wziąłem ze sobą książeczkę zdrowia Chestera. Wybiegłem szybko z domu, a minutę później już pędziłem ulicami Sydney do szpitala.






Nadal podekscytowany wyszedłem z bloku. Nie mogłem uwierzyć, że Will kupił mi takie prezenty. No i dziwić się, że z każdym dniem zaczynałem coś do niego czuć. Nie byłem pewny, jakie są jego uczucia, ale wiedziałem, że i tak zawsze będę przy nim, że jestem mu pisany.
Wszedłem do bloku, w którym mieszka April. Wjechałem windą i zadzwoniłem do drzwi.
- Chester! Co ty tu robisz? – Zapytał April z uśmiechem.
- Przyszedłem do ciebie. Cześć, Nick. – Powiedziałem z uśmiechem widząc jak mężczyzna staje za kociakiem.
Odkąd April się zmienił stał się jeszcze bardziej zaborczy. No, ale trudno mu się dziwić. Mały robił sie coraz ładniejszy i nie jedna osoba zwracała na niego uwagę.
- Cześć, Chester. Co tu robisz? Czy to nie twoje urodziny? Myślałem, że będziesz siedział z Willem.
- Bo tak było. Ale teraz idę do parku. Wiesz, dziś jest organizowany letni festyn, więc pomyślałem, że zabiorę ze sobą Aprila. Będzie też Fiodor.
Widząc minę mężczyzny od razu dodałem.
- Dopilnuję małego. On jest dla mnie jak młodszy braciszek. Nigdy bym nie pozwolił by coś mu się stało.
Nick kiwnął głową.
- Wiem. – Uśmiechnął się. – Co prawda nie lubię Fiodora, ale już widzę, że April chce iść.
Rudzielec podskakiwał podekscytowany w miejscu.
- Tak, chcę! Ale najpierw chcę dać Chesterowi prezent!
Poleciał do swojego pokoju by po chwili przyjść z małym pudełeczkiem.
- Proszę! Zobacz! Wiem, że ci się spodoba i myślę, że się ucieszysz.
Otworzyłem pudełeczko i zobaczyłem małe kuleczki. Srebrne kolczyki do uszu! 
- O rany, April! Dziękuję! Serio! Dzięki, Nick. – Powiedziałem do mężczyzny.
- Proszę, ale myślisz, że Will się zgodzi? – Zapytał z uśmieszkiem.
- No właśnie! Bo mi Nick nie pozwolił, a przynajmniej do moich pierwszych urodzin. – Wtrącił April.
- Co najmniej do pierwszych urodzin, kociaku. – Powiedział Nick czochrając młodego po głowie.
- Coś się wymyśli. Poproszę go bardzo ładnie. Psie oczka zawsze działają. – Powiedziałem z uśmiechem. – No dobra, to mogę na razie te kolczyki tu zostawić? Jak odprowadzę Aprila to je zabiorę. Nie chciałbym ich zgubić.
- Spoko. Ale czy ja mówiłem, że April może… - Przerwał widząc proszącą minę małego.
- Żartowałem. Możesz iść, ale pilnuj się Chestera i słuchaj go. A i…
- Żadnych całusów. – Dopowiedział ze śmiechem. – Wiem, pamiętam.
Dał całusa Nickowi, ubrał bluzę i pociągnął mnie do wyjścia.

Gdy doszliśmy do parku od razu zauważyłem Fiodora. April nie widział go jeszcze. Podskakiwał tylko koło mnie podekscytowany.
- Jej! Masz już rok! Jak się czujesz? Też chcę mieć już rok! A tak w ogóle to jak wygląda letni festyn?
- Nie wiem dokładnie. Wiesz, to też mój pierwszy festyn. Poza tym nigdy nie chodziłem na żadne festyny, przynajmniej będąc u poprzednich właścicieli.
- Och, przepraszam. Nie powinienem pytać. – Powiedział zawstydzony.
Poczochrałem go po włosach. 
- Nie martw się. Widzę już Fiodora.
- Och, ja też! Możesz mi powiedzieć, co się z nim dzieje? Zachowuje się jakoś dziwnie.
- Wiesz, nie radzi sobie ze swoimi uczuciami. Podobasz mu się i to się nie zmieni dopóki nie znajdzie swojej drugiej połówki. – Wytłumaczyłem spokojnie.
Gdy podeszliśmy do czarnego ten uśmiechnął się do mnie, a potem skupił się na Aprilu. Mimo, że rudy już nie był na niego obrażony to nadal utrzymywał dystans.
- Wszystkiego najlepszego, Chester. – Powiedział dając mi mają paczuszkę.
Był w niej srebrny grzebyk do włosów.
- O rany! Fiodor, nie spodziewałem się tego po tobie. Dziękuję. – Uśmiechnąłem się.
Może i kot się zmienił, ale nadal był moim przyjacielem.
- Ojej! Śliczny! – Powiedział April patrząc na grzebyk.
- Ty kociaku też jesteś śliczny.
Słysząc te słowa od razu schowałem Aprila za sobą. Przed nami pokazali się znajomi Fiodora. Byli od nas starsi. A tym bardziej od Aprila. Nie podobało mi się to. Poza tym czuć było od nich alkohol.
- Fiodor, co oni tu robią? Mieliśmy się spotkać w trójkę.
- Ale oni…
- Spokojnie psiaku, ja tylko chcę poznać twojego małego kolegę. – Powiedział pies podchodząc do mnie.
Warknąłem ostrzegawczo. Ani on, ani jego przyjaciele nie podobali mi się. Koty trzymały się z daleka widząc, że warczę, ale psy to olały.
- Nikogo nie poznacie. Idę z małym do domu.
- Nigdzie nie idziecie. Chcę poznać tego słodziaka.
April przytulił się do moich pleców i zadrżał. Rozejrzałem się lekko zdenerwowany. Obiecywałem Nickowi i Willowi, że zajmę się Aprilem. Nagle zauważyłem kawałek od nas policję. 
- April, proszę weź mój prezent i przypilnuj go.
Mały kiwnął głową i odsunął się lekko.
- Co kombinujesz, kundlu? Ten mały jest słodki i chcę się z nim zapoznać.
- Axel, odpuść sobie…
- Zamknij się Fiodor! Nie umiesz go zdobyć to nie moja sprawa. Ja jestem mądrzejszy od ciebie.
- No nie wydaje mi się. To jest dziecko i…
Zostałem dość mocno popchnięty i wiedziałem, że to koniec. Inaczej nie obronię Aprila. Odsunąłem się od nich.
- Posłuchaj rudzielcu, oni nie odpuszczą. A nie mogę pozwolić by coś ci się stało. Posłuchaj mnie teraz uważnie. Tam dalej stoi policja. Powiedz, że tych dwóch jest pijanych i  chcieli ci coś zrobić i twój przyjaciel ci pomógł, ale teraz on potrzebuje pomocy. Niech tu przyjdą i poproś by zadzwonili po Nicka by cię zabrał.
- A-ale ja cię nie zostawię! Poza tym nie powinni zadzwonić po Willa…?
- Nie, April. Przede wszystkim ty musisz być bezpieczny i Nick musi cię zabrać. Najważniejsze by ktoś tu przyszedł.
Mały kiwnął głową.
- A pilnuj mojego prezentu. Później wezmę go od ciebie. – Poczochrałem go po głowie.
Gdy April zaczął biec odwróciłem się do nich. 
- Gdzie mój mały biegnie?
- Nie ważne. Masz się od niego odczepić. – Powiedziałem.
Z warknięciem rzucili się w moją stronę zmieniając się w ogromne psy. Byli ode mnie więksi. Zmieniłem się i przygotowałem na atak. Zerknąłem na Fiodora. Ale on tylko patrzył na nas chwilę niepewnie, a potem po prostu uciekł! Mówiąc jeszcze tylko.
- Przepraszam, Chester. Ja sprowadzę pomoc. Ja…
Spadło na mnie pierwsze ugryzienie. Zawarczałem i sam na nich kłapnąłem. Gdy jeden z nich mnie przewrócił, zawyłem z bólu . Przewrócił mnie na ławkę. Był ode mnie o wiele cięższy, co spowodowało, że ławka się złamała raniąc mój bok.
Próbowałem go zrzucić, ale ugryzł mnie w ogon. Pisnąłem żałośnie z bólu. Spojrzałem na drugiego psa. Warcząc wściekle ruszył w moją stronę. Właśnie chciał ugryźć mnie w gardło, ale został odciągnięty przez policjanta. Zakręciło mi się w głowie. Czułem niewyobrażalny ból w klatce piersiowej. Uniemożliwiało mi to oddychanie. Bałem się. Zaskomlałem żałośnie. W powietrzu unosił się zapach krwi. Czułem, że mi nie dobrze. Bałem się, co będzie dalej. Czy na pewno Aprilowi nic nie jest. Obiecałem go pilnować. Bałem się też czy zobaczę jeszcze Willa. Tak bardzo chciałem go zobaczyć! Wiem, że mam dopiero rok, ale wiem, co do niego czuję! Tak bardzo w tym momencie chciałem mu to powiedzieć.
Spróbowałem odetchnąć, ale oprócz bólu w klatce piersiowej nic nie poczułem.
- Trzeba go zabrać na pogotowie. Nie martw się mały, twojemu przyjacielowi nic nie jest.
- April?! Co się stało? Co się dzieje?!
Usłyszałem głos Nicka. Było mi głupio. Obiecałem mu, że zajmę się małym.
- Nick, nie złość się! To nie wina Chestera. Fiodor przyszedł ze znajomymi. Chester nie wiedział, że tak będzie. I gdy oni zaczęli mnie zaczepiać obronił mnie. Ale sam… Co będzie jak on umrze?
Mały wybuchnął płaczem. Chciałem mu powiedzieć żeby nie płakał, ale znów sparaliżował mnie ból, gdy kładli mnie na nosze. Zawyłem z bólu.
- Spokojnie, April. Wiem, że to nie jego wina. Po pierwsze, jestem mu wdzięczny, że tak dobrze się tobą zajął. Pilnował cię i chciał jak najlepiej. Po drugie, też się o niego martwię i wcale nie jestem zły. I nie martw się, on nie umrze. Trzeba zadzwonić po…
Zemdlałem.





                Na oddział ratunkowy wpadłem jak burza. Szybko odszukałem wzrokiem Nicka z Aprilem i jak najszybciej podszedłem do nich.
- Gdzie jest Chester? – Zapytałem zdyszany.
- W zabiegówce. Lekarz zszywa mu ranę na boku. Potem czeka go jeszcze prześwietlenie. Doktor podejrzewa, że ma połamane żebra.
- Matko… - Zakręciło mi się w głowie.
- Ej, ej, ej. – Nick szybko się podniósł i pomógł mi usiąść. – Uspokój się. Chester ma profesjonalną opiekę.
                Spojrzałem na niego z pod byka.
- Tylko ja jestem w stanie zapewnić mu profesjonalną opiekę. – Powiedziałem.
                Nagle poczułem jak ktoś trąca moje ramię. Zerknąłem na Aprila siedzącego obok mnie.
- Will? J-ja cię przepraszam. – Powiedział cicho, a jego broda niebezpiecznie zadrżała.
- Za, co mnie przepraszasz? – Zdziwiłem się.
- To przeze mnie Chester jest w szpitalu. Chciał mnie ochronić przed znajomymi Fiodora.
                Westchnąłem słysząc to. Pogłaskałem kota po włosach i uśmiechnąłem się delikatnie.
- To nie twoja wina.
- Ale gdybym nie poszedł z nim na festyn to by się nic nie stało.
- Tak właściwie to, co się stało? – Zapytałem zdając sobie sprawę, że nie wiem jak do tego doszło.
- Z tego, co mówiła policja to starsi znajomi Fiodora zaczepiali Aprila. Chester postawił się w jego obronie. – Wyjaśnił Nick.
                W sumie nie dziwiłem się, dlaczego Nick tak nie chętnie puszczał gdzieś Aprila. Odkąd zmienił formę stał się naprawdę ładnym chłopcem. Pozbył się dziecięcego tłuszczyku i ładnie wyszczuplał. Włosy mu urosły tworząc istną burzę loczków. Jednak najbardziej urzekały jego oczy. Dwa wielkie, zielone szmaragdy.
- Dobrze, że nic ci się nie stało. – Powiedziałem czochrając, Aprilowi włosy.
                Po chwili drzwi gabinetu zabiegowego otworzyły się, a pielęgniarki wywiozły na szpitalnym łóżku Chestera. Podniosłem się szybko i podszedłem do nich.
- Co z nim? – Zapytałem.
- Proszę rozmawiać z lekarzem. – Odpowiedziała jedna z nich.
- Oczywiście. Gdzie go zabieracie?
- Na salę segregacji.
- Dziękuję.
                Zatrzymałem się przed wejściem na salę. Po chwili zauważyłem lekarza wychodzącego z gabinetu zabiegowego.
- Przepraszam! – Podbiegłem do niego. – Czy to pan robiło zabieg Chesterowi?
- Ma pan na myśli tego bernardyna z okropną raną na boku?
- Tak! Jestem jego opiekunem i chciałbym się dowiedzieć, w jakim jest stanie.
- Tak, oczywiście. Zapraszam do swojego gabinetu.
                Przeszliśmy do gabinetu lekarskiego, gdzie lekarz zasiadł za biurkiem.
- Ma pan może jakieś dokumenty psa? – Zapytał.
- Tak, tak. – Położyłem przed nim teczkę z dokumentami.
                Doktor przejrzał dokumenty i spisał odpowiednie informację do kartoteki.
- A więc Chester skończył dziś rok. – Mruknął. – Przykro mi z powodu jego wypadku. Ale wracając do tematu… Oprócz rany na boku może mieć również połamane żebra. Zaraz pielęgniarki powinny zabrać go na prześwietlenie. Gdy będę widział zdjęcia z prześwietlenia będę mógł określić czy jego stan jest bardzo poważny.
- Dobrze, dziękuję panu. – Podziękowałem i zabierając teczkę z dokumentami wyszedłem z gabinetu.
                Wróciłem na salę segregacji, w której byli już Nick z Aprilem. Chester najwidoczniej odzyskał przytomność, bo April cały czas coś do niego mówił.
- Chester. – Podszedłem do szpitalnego łóżka.
                Pies podniósł lekko łeb i spojrzał na mnie. Chciał zamerdać ogonem, ale gdy tylko chciał nim poruszyć zaskomlał z bólu.
- Spokojnie. – Usiadłem na skraju łóżka.
                Jego ogon również był cały poszarpany, więc nie dziwiłem się, że go boli. Pogłaskałem go po grzbiecie.
- Jestem przy tobie. Wszystko będzie dobrze.
                Gdy głaskałem go po pysku polizał moją rękę i spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem. Ścisnęło mnie w sercu.
- Chester ja…
- Przepraszam. – Przerwała mi pielęgniarka. – Musimy zabrać pieska na prześwietlenie.
- Tak, proszę. – Powiedziałem wstając z łóżka. – Czy mogę pójść z nim?
- Niestety nie, proszę pana. Proszę tu zaczekać.
- No… Dobrze. – Niechętnie się zgodziłem.
                Pielęgniarka zabrała Chestera na prześwietlenie, a ja z głośnym westchnięciem opadłem na metalowe krzesło.
- Spokojnie. – Odezwał się Nick. – Chester to silny pies, da sobie radę.
- Masz rację, ale doskonale wiesz, że Chester jest dla mnie wszystkim. Tyle czasu walczyłem o jego zaufanie. Nie chcę by teraz pomyślał, że nie chcę się nim zająć.
- Przestań! Chester to mądry chłopak. Na pewno tak nie pomyśli.
                Miałem taką nadzieję. Nie chciałem by Chester się w jakiś sposób na mnie obraził.
- Will? – Odezwał się cicho April.
                Kocur miał strasznie delikatny głosik.
- Słucham? – Uśmiechnąłem się w jego stronę.
                Jednak on nic nie powiedział. Zamknął jedynie oczy i nabrał w płuca powietrza. Po chwili przede mną stał rudy kot. Miauknął i wskoczył na moje kolana zaczynając się łasić.
- Chcesz mnie pocieszyć? – Zaśmiałem się.
                April zamruczał i potarł łepkiem o mój brzuch.
- Ej, ej, ej! – Oburzył się trochę Nick. – Bez takich czułości. – Powiedział i zabrał Aprila.
                Kot, jak to kot, zwiotczał w jego rękach i pozwolił ułożyć się w odpowiedniej pozycji.
- Zazdrośnik. – Zaśmiałem się.
                Nick spojrzał na mnie ostrzegawczo, więc odwróciłem głowę udając, że wcale się nie śmieję. Niedługo później pielęgniarka z powrotem przywiozła Chestera na salę. Za nimi wszedł również lekarz.
- I co panie doktorze? – Zapytałem podchodząc do mężczyzny.
- No, więc… Chester ma złamane dwa żebra. Będzie musiał dużo leżeć. Nie muszę chyba panu mówić, że nie może się zmienić dopóki kości się nie zrosną?
- Um… No dobrze, rozumiem.
- Cieszę się. Założymy mu odpowiedni opatrunek i będzie go mógł pan zabrać do domu. Tylko proszę uważać przy jego przenoszeniu by nie naruszyć żeber.
- Oczywiście. – Pokiwałem głową.
                Doktor zlecił jednej z pielęgniarek by zajęła się opatrunkiem Chestera i poszedł do swojego gabinetu.
                Usiadłem obok bernardyna na łóżku i począłem go głaskać. April również wyrwał się z ramion swojego opiekuna i wskoczył na łóżko. Ułożył się wygodnie między łapami Chestera i zaczął mruczeć. Pies zaburczał w swoim stylu i polizał Aprila po plecach. Nie wiem, czemu, ale okropnie ścisnęło mnie serce na ten widok. Czy byłem zazdrosny o tego rudego kocurka?  Tak, i to bardzo. Bolało mnie to, że Chester z taką czułością obchodzi się z Aprilem. Sam nie jestem psem czy kotem. Nie mogę obdarzyć go takimi czułościami. Próbowałem mu to wynagrodzić drogimi prezentami, ale najwidoczniej nigdy nie wygram z Aprilem.
- Will? Co się dzieje? – Zapytał Nick.
- Nie… Nic się nie dzieje. – Powiedziałem cicho i jak najszybciej opuściłem pomieszczenie.
                Usłyszałem jeszcze głośne skomlenie Chestera, ale zignorowałem je i wybiegłem przed szpital.
- Will! – Nick wybiegł za mną. – Co się stało?







Gdy wieczorem pozwolili mnie zabrać ze szpitala podjechaliśmy jeszcze do Aprila. Will zabrał od niego moje prezenty i wróciliśmy do domu. Tam mężczyzna mimo moich protestów zaniósł mnie na rękach do windy, a potem do mieszkania.
- Jak się czujesz mój biedaku?
Zapiszczałem cicho, a gdy Will przysunął się by mnie pogłaskać przytuliłem się do jego brzucha łbem.
- Na pewno cię boli. April mówił, że dostałeś od Fiodora grzebyk do włosów, a od niego kolczyki.
Szczeknąłem na niego niepewnie, a on uśmiechnął się tylko pobłażliwie.
- Jak już wyzdrowiejesz to zabiorę cię do studia. Niech ci będzie.
Szczeknąłem zadowolony i zamerdałem ogonem. A raczej chciałem zamerdać, ale znów zabolało. Pisnąłem cicho, a Will znów zaczął mnie głaskać.
- Spróbuj zasnąć. – Powiedział całując mnie w łeb.
Ten gest spowodował, że poczułem ciepło na sercu, a mimo to było mi przykro. Dlaczego? Bo w szpitalu wyszedł z Sali zostawiając mnie samego! I nie zatrzymał się, mimo że go wołałem! Musiał wiedzieć, że to jego wołam! Ale zignorował to!
Patrzyłem jak gasi światło w pokoju i wychodzi z niego. Leżałem tak jeszcze chwilę aż w końcu zasnąłem. 


Rano, gdy się obudziłem podniosłem się niepewnie i rozejrzałem. Po chwili dopiero przypomniałem sobie, że nadal jestem psem i nie mogę się zmieniać. Powoli ruszyłem w stronę drzwi. Otworzyłem je szerzej łbem i wyszedłem na przedpokój, a potem wszedłem do kuchni. Tam krzątał się już Will. Podszedłem do niego i szturchnąłem go lekko w nogę.
- Chester? Co ty tu robisz? Powinieneś odpoczywać. Masz połamane żebra i powinieneś dużo leżeć. Wracaj do pokoju. Zaraz przyjdę z jedzeniem i piciem dla ciebie.
Spojrzałem na niego z zawodem, ale po chwili, tak jak sobie życzył, wróciłem do pokoju. Gdy Will przyszedł leżałem na kocu na podłodze.
- I jak się czujesz? – Zapytał stawiając przede mną jedzenie.
Powąchałem miskę i zacząłem jeść. W momencie, gdy poczułem smak mięsa w pysku poczułem się naprawdę głodny.
- Chester, spokojnie. Nie tak szybko. – Powiedział Will ze śmiechem.
Po skończonym śniadaniu chciałem usiąść koło mojego opiekuna licząc na jakieś przytulenie czy głaskanie, ale Will jak gdyby nigdy nic zabrał pustą miskę i wyszedł z pokoju. Popatrzyłem za nim smutny, po czym zrezygnowany położyłem łeb na łapach. 
Tak nam minęły cztery dni. Miałem już dość. Doszedłem do wniosku, że jeszcze jeden dzień i zwariuję. Ale na szczęście w końcu przyszło zwabienie. W odwiedziny przyszedł Nick z Aprilem.
- Chester! I jak się czujesz? Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej, ale miałem trochę zadane w szkole i chodziłem do Mickey’ego by mi wszystko wyjaśnił. I wiesz? Ale on jest duży! I jak dotykałem jego brzucha to czułem jak maluch się rusza. To takie śmieszne uczucie! I widziałem jego zdjęcie. W ogóle, w szkole zaczepił mnie ostatnio Fiodor. Wiesz, że wygląda prawie tak jak wcześniej? Nie był pomalowany. Był uczesany normalnie i przeprosił mnie. Mówił, że będzie chciał z tobą porozmawiać, gdy będziesz czuł się lepiej i jeśli będziesz chciał z nim gadać. – Mały nawijał jak szalony, a ja przez to czułem się lepiej.
Gdy zmienił się w kota porozmawiałem z nim trochę dopóki nie zrobiłem się zmęczony i nie zasnąłem. 



Minęły już dwa tygodnie, a ja wciąż nie mogłem się zmienić. No i sytuacja w domu się nie zmieniła. Will wciąż mnie jakby odsuwał, ignorował… Sam nie wiedziałem jak to określić. Po prostu traktował mnie jak zwykłego psa, a nie zwierzołaka, który nie jest jakimś nierozumnym zwierzakiem. 
Wieczorem, gdy Will poszedł do swojej sypialni chcąc się położyć i pooglądać telewizję poszedłem za nim. Chciałem się położyć koło niego. Nadal byłem obolały, czułem się trochę jak zwierze zamknięte w klatce nie mogąc się zmienić i chciałem by Will trochę zwrócił na mnie uwagę. Ale on, gdy mnie zobaczył w  swoim pokoju podniósł się.
- Chester, idź do siebie.
Pokręciłem łbem chcąc wskoczyć na jego łóżko, ale Will mnie przytrzymał.
- Chester, do siebie. Nie rozumiesz, co mówię? To, że jesteś psem nie oznacza chyba, że mnie nie rozumiesz.
Słysząc to wściekłem się. Odsunąłem się od niego i nie ważne czy boli czy nie zmieniłem się w człowieka.
- Chester! Twoje żebra! Zrobisz sobie…
- Zamknij się! Nie udawaj, że się przejmujesz! Ignorujesz mnie od dnia wypadku. W szpitalu wyszedłeś sobie z oddziału i mnie olałeś! W domu traktujesz mnie jak zwykłego kundla! Pieprzonego kanapowca! I mówisz mi, że zrobię sobie krzywdę? Gówno cię to obchodzi! – Spróbowałem nabrać powietrza.
Przez ból w żebrach było to nie lada wyzwanie.
- Chester, daj spokój. Wcale nie… - Will chciał się wytłumaczyć, ale mi nie chciało się go słuchać.
- Daruj sobie! Powiedz lepiej, kiedy mnie oddasz? – Powiedziałem z goryczą w głosie nie patrząc na niego.
Will wciągnął głośno powietrze, po czym podszedł do mnie i siłą odwrócił moją twarz w swoją stronę.
- Chester, powiedziałem ci przecież, że cię już nigdy nie zostawię.
- Więc dlaczego…?
- Bo ja… - Chciał coś powiedzieć, ale mi znów zabrakło powietrza.
Wciągnąłem je mocno, ale poczułem ogromny ból. Zacisnąłem powieki i spróbowałem złapać oddech, ale zamiast tego jęknąłem głośno z bólu. Will złapał mnie i spojrzał na mnie z niepokojem.
- Cholera, lekarz mówił, że nie powinieneś się zmieniać. Musimy jechać do szpitala. - Powiedział i nie patrząc na nic wziął mnie na ręce by po chwili już jechać do szpitala dla zwierząt.



Cała droga minęła nam nerwowo. Ja byłem wkurzony na Willa za jego zachowanie. Will był wkurzony na mnie za to, że się zmieniłem. Poza tym martwił się. Coraz ciężej mi się oddychało oraz czułem naprawdę nieprzyjemny ból. Gdy dojechaliśmy na miejsce natychmiast zostaliśmy przyjęci. W gabinecie lekarz od razu skoczył na Willa.
- Czy pan jest mądry?! Jak pan mógł pozwolić mu się zmienić! Wie pan jak to się mogło skończyć?! Zresztą nie wiadomo czy się tak nie skończyło!
- Ale ja mu nie kazałem. On sam się zmienił!
- Świetnie, ale na pewno bez powodu się nie zmienił. – Powiedział lekarz podchodząc do mnie. – Chester, jak się czujesz? Gdzie cię boli?
- Klatka piersiowa. Ciężko mi oddychać.
Lekarz zmarszczył brwi, po czym wezwał pielęgniarkę z wózkiem inwalidzkim. Zostałem na nim posadzony i ruszyliśmy w stronę wyjścia z gabinetu. Lekarz zatrzymał Willa.
- Pan tu zostanie. I radzę się modlić by kości znów nie były popękane, przemieszczone cz Bóg wie, co jeszcze. 
Zrobiona mi prześwietlenie, nałożono opatrunek uciskowy pomagający przy zrastaniu się z powrotem kości, po czym odwieziono mnie do gabinetu.
- Mam dobrą i złą wiadomość. – Powiedział lekarz do Willa. – Dobra jest taka, że kości, mimo że pękły to nie przemieściły się ani nie wyrządziły szkód. Zła jest jednak taka, że Chester ma znów zakaz jakichkolwiek przemian. Gdyby nie zmienił się w człowieka może jeszcze trzy, cztery dni i byłby zdrowy, ale przez przemianę kości muszą się od nowa zrosnąć.
Will kiwnął głową, podziękował lekarzowi, wziął dla mnie leki przeciwbólowe i zaniósł mnie do auta.
Gdy dotarliśmy do domu Will zaniósł mnie do salonu posadził na kanapie, po czym usiadł obok. Odwróciłem głowę w drugą stronę, ale zostałem zmuszony by spojrzeć w jego oczy. Delikatnie pogłaskał mnie po policzku i odezwał się cicho.
- Chyba musimy porozmawiać, nie sądzisz?




               
Spojrzałem w oczy Chestera, wziąłem głęboki wdech i zacząłem mówić.
- Prawda jest taka, że już od pewnego czasu nie patrzę na ciebie tak jak powinien patrzeć
opiekun.
- To znaczy?
- To znaczy, że podobasz mi się. Jako nastolatek, jako człowiek i jako pies. Moje ciało i myśli reagują na ciebie. Dlatego też wtedy w szpitalu wyszedłem. Nie mogłem patrzeć na to, z jaką czułością obchodzisz się z Aprilem. Po prostu byłem o niego zazdrosny.
- N-naprawdę coś do mnie czujesz? – Zapytał drżącym głosem ignorując słowa, o Aprilu. – W-wiesz ja też już od bardzo dawna czuję coś do ciebie, a-ale nie chciałem ci mówić b-bo bałem się, że mnie wyrzucisz.
- Chester, - przytuliłem go delikatnie uważając na jego żebra – nigdy w życiu bym cię nie wyrzucił! Przecież wiesz.
- Wiem, ale to było… dziwne uczucie.
- Dziwne? Dlaczego?
- Bo to takie nowe dla mnie. – Wyjaśnił kulawo.
                Zaśmiałem się cicho i przygarnąłem go do siebie.
- Głuptas. – Poczochrałem jego włosy. – Wiesz, że cię kocham?
- Wiem. – Uśmiechnął się. – Ja ciebie też, Will.
                Również się uśmiechnąłem i cmoknąłem go znienacka w usta.
- Will!
- No co? Nie mogę dać ci całusa?
- Możesz, ale wolę byś mnie najpierw uprzedził.
- Ale wtedy to nie będzie ani trochę romantyczne. – Zrobiłem smutną minkę.
- Przestań. – Powiedział i wstał z kanapy. – Jestem głodny. Możemy zamówić pizze?
- Oczywiście. – Uśmiechnąłem się i sięgnąłem po telefon.
- Yay! – Zamerdał wesoło ogonem.
- Jaką chcesz? – Zapytałem wybierając odpowiedni numer.
- Z mięsem. – Powiedział i oblizał usta. – Musi być dużo mięsa i oliwek.
- Jak sobie życzysz.


                Już po półgodzinie mogliśmy delektować się pyszną pizzą. Z szerokim uśmiechem przyglądałem się Chesterowi jak z wielkim zapałem zjada kawałki pizzy.
- Widzę, że ci smakuje. – Odezwałem się zwracając na siebie jego uwagę.
                Pokiwał tylko głową, gdyż miał usta pełne jedzenia.
- Jest pyszna! – Powiedział, gdy przełknął. – Ale chyba już więcej w siebie nie wcisnę. – Spojrzał ze smutkiem na pudełko, w którym leżały jeszcze trzy kawałki.
- Zjesz jutro. No chyba, że znów przyjdzie April z Nickiem to trzeba będzie domówić jeszcze jedną.
- Nie sądzę. Nick nie jada takich rzeczy, a wątpię by April wcisnął w siebie choćby jeden taki kawałek.
                Chester miał rację. Kawałki tej pizzy były wielkie. April może i urósł, ale wciąż był chudziutki, więc rzeczywiście nie wiadomo czy zdołałby zjeść sam nawet jeden kawałek.
- Dobra, zanieś pudełko do kuchni, a ja zapakuje talerze do zmywarki.
- Okay.
                Posprzątaliśmy ze stołu w jadalni, a potem usiedliśmy w salonie przed telewizorem. Z uwagi na to, że był wieczór w telewizji leciał jakiś mało interesujący film. Chester wolał bawić się swoim telefonem niż go oglądać. Leżał głową na moich kolanach, a ja głaskałem go po włosach.
- Z kim piszesz? – Zapytałem, gdy kolejny raz usłyszałem wibracje jego telefonu.
- Z Fiodorem. – Odpowiedział i uśmiechnął się do ekranu komórki.
                Zmarszczyłem brwi niezbyt zadowolony.
- Pyta się czy może przyjść mnie jutro odwiedzić. Może, prawda? – Zerknął na mnie.
                Zacisnąłem zęby nie odzywając się przez chwilę.
- Może. – Powiedziałem chłodno.
                Chester podniósł się z moich kolan i spojrzał mi w oczy.
- Will, proszę nie bądź na niego zły. Mój wypadek nie był jego winą.
- Ale to jego znajomi ci to zrobili. – Warknąłem.
- Will… - Szepnął opierając policzek na moim ramieniu. – Nie denerwuj się tak.
                Westchnąłem głośno i pogłaskałem go po włosach.
- Przepraszam. – Mruknąłem. – Ale nie chcę myśleć, co by było gdyby w pobliżu nie było policji.
- Ale na szczęście była i wszystko dobrze się skończyło. – Uśmiechnął się i zamerdał ogonem.
- Dobrze? – Zapytałem zerkając na niego.
- No tak. Aprilowi nic się nie stało, a ja mam tylko złamane dwa żebra.
                Pokręciłem z uśmiechem głową i przytuliłem go do ciebie jednocześnie całując w czoło.
- Idź się umyć i do spania. – Powiedziałem.
- Już? – Zamarudził.
- Jest po dziesiątej.
- No dobra. – Zgodził się i z ociąganiem wstał z kanapy.



                Leżałem w łóżku oglądając jeden z nowych horrorów. Było już dawno po północy, gdy usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Wyciszyłem telewizor i spojrzałem w kierunku wejścia do pokoju. Ku mojemu zdziwieniu w drzwiach stał Chester. Rozczochrany i rozespany z jednym uchem wywiniętym na lewo.
- Chester? Dlaczego nie śpisz? – Zapytałem.
- Przebudziłem się i nie mogłem zasnąć. – Wytłumaczył. – Pomyślałem, że może… Może mógłbym… Czy mogę położyć się z tobą? – Zapytał w końcu.
                Uśmiechnąłem się i zrobiłem mu miejsce.
- Chodź. – Wyciągnąłem do niego rękę.
                Szczęśliwy przydreptał do łóżka i zakopał się obok mnie pod kołdrą. Sięgnąłem ręką do jego głowy i odwinąłem jego ucho.
- Śpij już, bo rano będziesz zły na wszystko przez niewyspanie.
- Mm… - Mruknął i zamknął oczy.
                Ja również postanowiłem już wyłączyć film i iść spać. Przytuliłem Chester do siebie i odpłynąłem do krainy Morfeusza.



                Następnego dnia popołudniu w odwiedziny przyszedł Fiodor.
- Dzień dobry. – Przywitał się wchodząc do kuchni, gdzie aktualnie piłem kawę z Nickiem, który również przyszedł odwiedzić Chestera.
- Witaj Fiodor. – Odpowiedziałem. – To miłe z twojej strony, że przyszedłeś odwiedzić Chestera.
- Tak, przyniosłem mu również notatki ze szkoły by mógł nadrobić materiał.
- Jestem pewien, że będzie ci wdzięczny. Prawda Chester? – Zwróciłem się do psa.     
- Ta… - Odpowiedział z grymasem na twarzy.
                Wiedziałem, że myśl o przepisywaniu wszystkich zeszytów nie bardzo mu się podoba, ale niestety musiał to zrobić.
- To my już pójdziemy do pokoju. – Powiedział bernardyn i ruszył w stronę wyjścia z kuchni.
                Gdy młodzież opuściła pomieszczenie mogliśmy z Nickiem spokojnie porozmawiać.
- Tak właściwie – zacząłem – to gdzie jest April? Sądziłem, że przyjdzie z tobą.
- Tak, ale wczoraj zadzwonili jego dziadkowie i powiedzieli, że chcieliby go wziąć na trzy dniową wycieczkę.
- Czyli nie było go dzisiaj w szkole?
- Nie, ale to chyba nic wielkiego. W końcu mamy piątek, a wiesz, że z dziadkami i tak rzadko się widuje.
- No tak. To gdzie go zabrali?
- Dzisiaj rano polecieli do Townsville.
- Mam rozumieć, że zamierzają nurkować?
- Tak, a raczej April z Benem, bo Jeremy boi się wody.
- No to super. Mały będzie miał radochę. – Podsumowałem.
- Tak, tak. Jedną noc mają spędzić na łodzi na rafie, a w niedzielę w południe mają lot powrotny do Sydney.
- W sumie to bardzo dobrze, że ma takie dobre stosunki z dziadkami. I bardzo dobrze, że zabierają go na wycieczki. Będzie miał, co wspominać. A powiedz… Dlaczego nie pojechałeś z nimi?
- Ach, mam dużo pracy. Obiecałem ojcu, że dostarczę mu dwa projekty do niedzieli, więc jestem uziemiony.
- Współczuje, bracie. – Zaśmiałem się.
- No… Ale dość o tym! Widzę, że dogadaliście się z Chesterem. Powiedz, jesteście już parą?
- Chyba można tak powiedzieć, ale do pewnych rzeczy musimy się jeszcze przyzwyczaić. Do tej pory byłem tylko jego opiekunem, a teraz nasze relacje zrobiły obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
                Nick zaśmiał się.
- Z, czego rżysz? – Oburzyłem się. – Ciebie też to czeka. – Wytknąłem mu.
- Masz rację, wybacz. – Spojrzał na mnie niby skruszonym wzrokiem, ale mimo to widziałem, że jego oczy się śmieją.
- Jesteś okropny. – Rzekłem dopijając swoją kawę. – Przypomnij mi, dlaczego się z tobą zadaję?
- Bo nasze zwierzaki się lubią.

- No tak. – Mruknąłem.



* małe wyjaśnienie by nie było, że zrobiłyśmy błąd wszelkie rany na zwierzołakach goją sie o wiele szybciej niż na ludziach 

5 komentarzy:

  1. Po prostu słodkie, rozdział rzeczywiście fajny. Nie wiedziałam że koty lubią nurkować no chyba że te pływające Van.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chester taki odważny. Nie spodziewałam się tego po nim. Szkoda, że przez to wylądował w szpitalu. Właściwie to po co zakładali mu opaskę uciskową? Przecież służy do tamowania krwotoków, a żebra tylko bardziej by poharatała. Żeber niczym się nie owija, ale daje silne leki przeciwbólowe, umożliwiające normalne oddychanie. Rozdział uroczy, ale brakuje mi mojego ulubieńca - Mickey'a. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział rzeczywiście fajny;) czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Will i Chester baardzo słodko - super, że wyjaśnili sobie wszystko i ich relacja rozwija się powoli ale za to w dobrym kierunku. No i uwielbiam Chestera ;)
    Mam nadzieję, że Fiodor po tym wypadku zmądrzał i zacznie bardziej myśleć nad swoim zachowaniem...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    słodko, zazdrośni, już chyba tutaj doszli do porozumienia, Fiodor przeprosił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)