Wszedłem
po cichu do pokoju Chestera z małym tortem urodzinowym w rękach. Był czwarty
listopad, czyli urodziny mojego psiaka. Niedawno znów zmienił formę i teraz
wyglądał jak szesnastolatek. Jednak nie mogłem powstrzymać się przed kupieniem
mu tortu.
- „Niech nam żyje sto lat!
Niech nam żyje sto lat! Niech nam żyje nasz Chester! Niech nam żyje sto lat!” –
Zanuciłem siadając na skraju jego łóżka.
- Will? – Zapytał siadając na
łóżku i przecierając oczy.
- Witaj jubilacie. –
Uśmiechnąłem się i podsunąłem mu pod nos tort. – Pomyśl życzenie i zdmuchnij
świeczkę. – Poleciłem.
- Will… No weź… - Zawstydził
się.
- Nie marudź tylko dmuchaj.
Pies
spojrzał na świeczkę w kształcie cyfry jeden, a potem na mnie. Uśmiechnął się
szeroko i zdmuchnął płomyk.
- Brawo. Właśnie skończyłeś
roczek. – Pogłaskałem go po głowie. – Czego sobie zażyczyłeś?
- Nie mogę ci powiedzieć, bo
się nie spełni! – Rzekł i zarumienił się lekko.
- No dobrze, to teraz wstawaj.
Mam dla ciebie prezent.
- Naprawdę? – Ucieszył się.
- Tak, chodź do salonu.
Chłopak
wyskoczył z łóżka i szybko pobiegł do dużego pokoju. Tam na stole stała
papierowa torba, a obok niej pudełko z butami.
- Wow, kupiłeś mi nowe buty?
Converse’y?! – Wykrzyknął, gdy przeczytał napis na pudełku.
- Nie tylko. Zajrzyj do torby.
– Poleciłem siadając na kanapie i uważnie przyglądając się mojemu
zwierzaczkowi.
Brunet
spojrzał na mnie, po czym sięgnął do torby. Wyciągnął z niej małe pudełeczko z
nazwą jednego ze sławnych jubilerów. Otworzył niepewnie pudełko.
- Oh. My. God! – Wykrzyknął
podskakując w miejscu. – To musiało kosztować fortunę, Will! – Powiedział
wyjmując bransoletkę z pudełka.
- Nie szczędzę pieniędzy na
mojego psiaka. – Powiedziałem podnosząc się i podchodząc do jednej z szafek. –
Mam dla ciebie jeszcze to. – Podałem mu opakowanie z najnowszym modelem
Samsunga. – Narzekałeś, ze twój stary telefon wolno chodzi i się zacina, więc
stwierdziłem, że przy okazji kupię ci nowy.
- C-co…? – Szepnął słabo i
odebrał ode mnie pudełko. – Przy okazji?! Wiesz ile ten telefon kosztuje?!
- Wiem, przecież go kupiłem. –
Wzruszyłem ramionami.
- Nie mogę tego przyjąć. –
Powiedział oddając mi pudełko.
- Masz urodziny. Chyba miałem
prawo kupić ci coś ładnego.
- Ale nie takiego drogiego!
Buty, bransoletka i telefon. To dla mnie za dużo! W dodatku to wszystko jest
takie drogie.
- Tym się przejmujesz? –
Zapytałem podchodząc do niego.
- Nie chcę byś wydawał na mnie
tyle pieniędzy. – Mruknął.
- Uwierz mi, że moje konto
nawet nie poczuło, że kupiłem te rzeczy. Poza tym, jesteś moim psiakiem, –
pogłaskałem go – muszę cię rozpieszczać.
Chłopak
zaśmiał się na to.
- Nie jestem już małym
dzieckiem byś musiał kupować mi zabawki.
- Oj, no dobrze. Nie będę ci
kupował tak drogich rzeczy bez twojego pozwolenie, jeśli przyjmiesz swoje
prezenty urodzinowe, zgoda?
Chester
zamyślił się na chwilę.
- Okay, zgoda.
- Grzeczny chłopak. –
Poczochrałem go po włosach.
- Ale telefon biorę tylko
dlatego, że stary zaraz się rozleci! – Zastrzegł.
- Okay, okay. – Zaśmiałem się.
– Chodź, najpierw zjemy śniadanie, a potem pobawisz się nowym nabytkiem.
- Gdzie idziesz? – Zapytałem,
gdy zauważyłem, że Chester zbiera się do wyjścia.
- Idę spotkać się z Fiodorem.
Może weźmiemy też Aprila, jeśli Nick się zgodzi.
Przez
ostatnie dwa miesiące Nick i April zdążyli przenieś się do miasta. Kupili
mieszkanie niedaleko naszego wieżowca, więc Chester dość często odwiedzał
rudego przyjaciela, czasami zabierając go na plac zabaw.
- April jest jeszcze mały… -
Podrapałem się po karku.
- Nie jest taki mały! Ma już
dziesięć miesięcy.
- I myślisz, że Nick pozwoli
mu z wami wyjść? – Spojrzałem na niego z lekkim pobłażaniem. – Szczególnie po
tym, co Fiodor zrobił ze sobą w ostatnim czasie? Nick prędzej wyśle go do
swojej matki na weekend niż puści go samego w towarzystwie Fiodora.
W
ostatnim czasie coś złego działo się z tym czarnym kocurem. To już nie był ten
słodki kotek, co kiedyś. Maluje się i chodzi cały ubrany na czarno. Zmieniło
się również jego zachowanie. Stał się oziębły. Zaczął chodzi do różnych nocnych
klubów ze swoimi nowymi znajomymi. Ostatnio nawet zrobił sobie piercing na
twarzy i… w paru innych miejscach. Nie przeszkadzało mi to, bo znałem Chestera
i wiedziałem, że nie zrobi jakieś głupoty, ale z drugiej strony nie dziwiłem
się Nickowi. April nie był jeszcze na tyle duży by być w stanie oprzeć się
niektórym bodźcom.
- Nie jest z nim jeszcze tak
źle. – Powiedział Chester zakładając buty.
- W sumie to mi również nie za
bardzo podoba się to, że się z nim spotykasz. – Mruknąłem
opierając się o futrynę.
- Przestań Will. Zaczynasz
wydziwiać.
- Nie wydziwiać tylko martwię
się o mojego małego pieska.
- Małego? – Prychnął. – Od
kiedy bernardyny są małe?
- Dla mnie zawsze będziesz
mały. – Przytuliłem go, ale ten zaraz wyplątał się z moich objęć.
- Dobra, dość tych czułości. –
Narzucił na siebie bluzę.
- Tylko nie wracaj za późno i
jak już Nick pozwoli ci wziąć ze sobą Aprila to proszę przypilnuj go, dobrze?
- Dobrze, nie martw się. Pa! –
Rzucił i wyszedł.
Westchnął
tylko. „Tak szybko dorastają.” – Pomyślałem. Wróciłem do salonu i usiadłem
ciężko na kanapie. Ostatnio dziwnie się czułem. Patrząc na Chestera czułem, że
robi mi się ciepło na sercu. Tak nie powinno być, to mój podopieczny, mój
piesek. Nie powinienem odczuwać przy nim takich emocji, jakie odczuwa się przy
wybranku swojego serca. Z drugiej jednak strony zastanawiałem się, co bym
zrobił gdyby Chester odwzajemnił moje uczucia? Czy bylibyśmy szczęśliwi tak jak
w bajce? Myślę, że tak.
Nie
podobało mi się, że ostatnimi czasy Chester spędza tak dużo czasu z Fiodorem.
To głupie, ale zwyczajnie byłem zazdrosny o tego małolata. Wydawało mi się, że
Chesterowi imponuje jego odmienne zachowanie, to, że jest arogancki i zgrywa
playboy’a.
Warknąłem
pod nosem i włączyłem telewizor. Musiałem przestać o tym myśleć. Gdy po jakimś
czasie znów byłem spokojny i opanowany zrobiłem sobie lekką przekąskę i
zaparzyłem herbaty. Zerknąłem również na zegarek. Dochodziła siódma wieczór, a
Chestera nadal nie było w domu. Zaniepokoiłem się odrobinę, ale starałem się
sobie wmówić, że pewnie zagadał się z Fiodorem. W końcu ma dzisiaj urodziny,
niech się chłopak trochę rozerwie.
Nagle
po całym domu rozniósł się dźwięk mojego telefonu. Szybko odszukałem urządzenie
i zerknąłem na wyświetlacz. Dzwonił Nick. Zdziwiło i zaniepokoiło mnie to nagłe
połączenie.
- Tak, słucham? – Odebrałem.
- Will! Musisz tu szybko
przyjechać! – Wykrzyknął.
- Co się stało? – Zapytałem
poważnie zaniepokojony.
- Chester… On… Zabrała go
karetka… - Wykrztusił słabo.
- C-co…? – Głos mi się
załamał.
Oparłem
się o ścianę by się nie przewrócić.
- Co się stało? – Powtórzyłem
pytanie.
- Wytłumaczę ci na miejscu.
Musisz jak najszybciej przyjechać na pogotowie dla zwierząt.
- Zaraz tam będę. –
Powiedziałem i nie czekając na jego reakcję rozłączyłem się.
Zachowując
jeszcze resztki rozumu wziąłem ze sobą książeczkę zdrowia Chestera. Wybiegłem
szybko z domu, a minutę później już pędziłem ulicami Sydney do szpitala.
Nadal
podekscytowany wyszedłem z bloku. Nie mogłem uwierzyć, że Will kupił mi takie
prezenty. No i dziwić się, że z każdym dniem zaczynałem coś do niego czuć. Nie
byłem pewny, jakie są jego uczucia, ale wiedziałem, że i tak zawsze będę przy
nim, że jestem mu pisany.
Wszedłem
do bloku, w którym mieszka April. Wjechałem windą i zadzwoniłem do drzwi.
-
Chester! Co ty tu robisz? – Zapytał April z uśmiechem.
-
Przyszedłem do ciebie. Cześć, Nick. – Powiedziałem z uśmiechem widząc jak
mężczyzna staje za kociakiem.
Odkąd
April się zmienił stał się jeszcze bardziej zaborczy. No, ale trudno mu się
dziwić. Mały robił sie coraz ładniejszy i nie jedna osoba zwracała na niego
uwagę.
-
Cześć, Chester. Co tu robisz? Czy to nie twoje urodziny? Myślałem, że będziesz
siedział z Willem.
-
Bo tak było. Ale teraz idę do parku. Wiesz, dziś jest organizowany letni
festyn, więc pomyślałem, że zabiorę ze sobą Aprila. Będzie też Fiodor.
Widząc
minę mężczyzny od razu dodałem.
-
Dopilnuję małego. On jest dla mnie jak młodszy braciszek. Nigdy bym nie
pozwolił by coś mu się stało.
Nick
kiwnął głową.
-
Wiem. – Uśmiechnął się. – Co prawda nie lubię Fiodora, ale już widzę, że April
chce iść.
Rudzielec
podskakiwał podekscytowany w miejscu.
-
Tak, chcę! Ale najpierw chcę dać Chesterowi prezent!
Poleciał
do swojego pokoju by po chwili przyjść z małym pudełeczkiem.
-
Proszę! Zobacz! Wiem, że ci się spodoba i myślę, że się ucieszysz.
Otworzyłem
pudełeczko i zobaczyłem małe kuleczki. Srebrne kolczyki do uszu!
-
O rany, April! Dziękuję! Serio! Dzięki, Nick. – Powiedziałem do mężczyzny.
-
Proszę, ale myślisz, że Will się zgodzi? – Zapytał z uśmieszkiem.
-
No właśnie! Bo mi Nick nie pozwolił, a przynajmniej do moich pierwszych
urodzin. – Wtrącił April.
-
Co najmniej do pierwszych urodzin, kociaku. – Powiedział Nick czochrając
młodego po głowie.
-
Coś się wymyśli. Poproszę go bardzo ładnie. Psie oczka zawsze działają. –
Powiedziałem z uśmiechem. – No dobra, to mogę na razie te kolczyki tu zostawić?
Jak odprowadzę Aprila to je zabiorę. Nie chciałbym ich zgubić.
-
Spoko. Ale czy ja mówiłem, że April może… - Przerwał widząc proszącą minę
małego.
-
Żartowałem. Możesz iść, ale pilnuj się Chestera i słuchaj go. A i…
-
Żadnych całusów. – Dopowiedział ze śmiechem. – Wiem, pamiętam.
Dał
całusa Nickowi, ubrał bluzę i pociągnął mnie do wyjścia.
Gdy
doszliśmy do parku od razu zauważyłem Fiodora. April nie widział go jeszcze. Podskakiwał
tylko koło mnie podekscytowany.
-
Jej! Masz już rok! Jak się czujesz? Też chcę mieć już rok! A tak w ogóle to jak
wygląda letni festyn?
-
Nie wiem dokładnie. Wiesz, to też mój pierwszy festyn. Poza tym nigdy nie
chodziłem na żadne festyny, przynajmniej będąc u poprzednich właścicieli.
- Och, przepraszam. Nie
powinienem pytać. – Powiedział zawstydzony.
Poczochrałem go po
włosach.
- Nie martw się. Widzę już
Fiodora.
- Och, ja też! Możesz mi
powiedzieć, co się z nim dzieje? Zachowuje się jakoś dziwnie.
- Wiesz, nie radzi sobie ze swoimi
uczuciami. Podobasz mu się i to się nie zmieni dopóki nie znajdzie swojej
drugiej połówki. – Wytłumaczyłem spokojnie.
Gdy podeszliśmy do czarnego
ten uśmiechnął się do mnie, a potem skupił się na Aprilu. Mimo, że rudy już nie
był na niego obrażony to nadal utrzymywał dystans.
- Wszystkiego najlepszego,
Chester. – Powiedział dając mi mają paczuszkę.
Był w niej srebrny grzebyk do
włosów.
- O rany! Fiodor, nie spodziewałem
się tego po tobie. Dziękuję. – Uśmiechnąłem się.
Może i kot się zmienił, ale
nadal był moim przyjacielem.
- Ojej! Śliczny! – Powiedział
April patrząc na grzebyk.
- Ty kociaku też jesteś
śliczny.
Słysząc te słowa od razu
schowałem Aprila za sobą. Przed nami pokazali się znajomi Fiodora. Byli od nas
starsi. A tym bardziej od Aprila. Nie podobało mi się to. Poza tym czuć było od
nich alkohol.
- Fiodor, co oni tu robią? Mieliśmy
się spotkać w trójkę.
- Ale oni…
- Spokojnie psiaku, ja tylko
chcę poznać twojego małego kolegę. – Powiedział pies podchodząc do mnie.
Warknąłem ostrzegawczo. Ani on,
ani jego przyjaciele nie podobali mi się. Koty trzymały się z daleka widząc, że
warczę, ale psy to olały.
- Nikogo nie poznacie. Idę z
małym do domu.
- Nigdzie nie idziecie. Chcę
poznać tego słodziaka.
April przytulił się do moich
pleców i zadrżał. Rozejrzałem się lekko zdenerwowany. Obiecywałem Nickowi i
Willowi, że zajmę się Aprilem. Nagle zauważyłem kawałek od nas policję.
- April, proszę weź mój
prezent i przypilnuj go.
Mały kiwnął głową i odsunął
się lekko.
- Co kombinujesz, kundlu? Ten
mały jest słodki i chcę się z nim zapoznać.
- Axel, odpuść sobie…
- Zamknij się Fiodor! Nie
umiesz go zdobyć to nie moja sprawa. Ja jestem mądrzejszy od ciebie.
- No nie wydaje mi się. To
jest dziecko i…
Zostałem dość mocno popchnięty
i wiedziałem, że to koniec. Inaczej nie obronię Aprila. Odsunąłem się od nich.
- Posłuchaj rudzielcu, oni nie
odpuszczą. A nie mogę pozwolić by coś ci się stało. Posłuchaj mnie teraz
uważnie. Tam dalej stoi policja. Powiedz, że tych dwóch jest pijanych i
chcieli ci coś zrobić i twój przyjaciel ci pomógł, ale teraz on
potrzebuje pomocy. Niech tu przyjdą i poproś by zadzwonili po Nicka by cię
zabrał.
- A-ale ja cię nie zostawię!
Poza tym nie powinni zadzwonić po Willa…?
- Nie, April. Przede wszystkim
ty musisz być bezpieczny i Nick musi cię zabrać. Najważniejsze by ktoś tu
przyszedł.
Mały kiwnął głową.
- A pilnuj mojego prezentu.
Później wezmę go od ciebie. – Poczochrałem go po głowie.
Gdy April zaczął biec odwróciłem
się do nich.
- Gdzie mój mały biegnie?
- Nie ważne. Masz się od niego
odczepić. – Powiedziałem.
Z warknięciem rzucili się w
moją stronę zmieniając się w ogromne psy. Byli ode mnie więksi. Zmieniłem się i
przygotowałem na atak. Zerknąłem na Fiodora. Ale on tylko patrzył na nas chwilę
niepewnie, a potem po prostu uciekł! Mówiąc jeszcze tylko.
- Przepraszam, Chester. Ja
sprowadzę pomoc. Ja…
Spadło na mnie pierwsze
ugryzienie. Zawarczałem i sam na nich kłapnąłem. Gdy jeden z nich mnie
przewrócił, zawyłem z bólu . Przewrócił mnie na ławkę. Był ode mnie o wiele
cięższy, co spowodowało, że ławka się złamała raniąc mój bok.
Próbowałem go zrzucić, ale
ugryzł mnie w ogon. Pisnąłem żałośnie z bólu. Spojrzałem na drugiego psa.
Warcząc wściekle ruszył w moją stronę. Właśnie chciał ugryźć
mnie w gardło, ale został odciągnięty przez policjanta. Zakręciło mi się w
głowie. Czułem niewyobrażalny ból w klatce piersiowej. Uniemożliwiało mi to
oddychanie. Bałem się. Zaskomlałem żałośnie. W powietrzu unosił się zapach krwi.
Czułem, że mi nie dobrze. Bałem się, co będzie dalej. Czy na pewno Aprilowi nic
nie jest. Obiecałem go pilnować. Bałem się też czy zobaczę jeszcze Willa. Tak
bardzo chciałem go zobaczyć! Wiem, że mam dopiero rok, ale wiem, co do niego
czuję! Tak bardzo w tym momencie chciałem mu to powiedzieć.
Spróbowałem odetchnąć, ale
oprócz bólu w klatce piersiowej nic nie poczułem.
- Trzeba go zabrać na
pogotowie. Nie martw się mały, twojemu przyjacielowi nic nie jest.
- April?! Co się stało? Co się
dzieje?!
Usłyszałem głos Nicka. Było mi
głupio. Obiecałem mu, że zajmę się małym.
- Nick, nie złość się! To nie
wina Chestera. Fiodor przyszedł ze znajomymi. Chester nie wiedział, że tak
będzie. I gdy oni zaczęli mnie zaczepiać obronił mnie. Ale sam… Co będzie jak
on umrze?
Mały wybuchnął płaczem.
Chciałem mu powiedzieć żeby nie płakał, ale znów sparaliżował mnie ból, gdy
kładli mnie na nosze. Zawyłem z bólu.
- Spokojnie, April. Wiem, że
to nie jego wina. Po pierwsze, jestem mu wdzięczny, że tak dobrze się tobą
zajął. Pilnował cię i chciał jak najlepiej. Po drugie, też się o niego martwię
i wcale nie jestem zły. I nie martw się, on nie umrze. Trzeba zadzwonić po…
Zemdlałem.
Na
oddział ratunkowy wpadłem jak burza. Szybko odszukałem wzrokiem Nicka z Aprilem
i jak najszybciej podszedłem do nich.
- Gdzie jest Chester? –
Zapytałem zdyszany.
- W zabiegówce. Lekarz zszywa
mu ranę na boku. Potem czeka go jeszcze prześwietlenie. Doktor podejrzewa, że
ma połamane żebra.
- Matko… - Zakręciło mi się w
głowie.
- Ej, ej, ej. – Nick szybko
się podniósł i pomógł mi usiąść. – Uspokój się. Chester ma profesjonalną
opiekę.
Spojrzałem
na niego z pod byka.
- Tylko ja jestem w stanie zapewnić
mu profesjonalną opiekę. – Powiedziałem.
Nagle
poczułem jak ktoś trąca moje ramię. Zerknąłem na Aprila siedzącego obok mnie.
- Will? J-ja cię przepraszam.
– Powiedział cicho, a jego broda niebezpiecznie zadrżała.
- Za, co mnie przepraszasz? –
Zdziwiłem się.
- To przeze mnie Chester jest
w szpitalu. Chciał mnie ochronić przed znajomymi Fiodora.
Westchnąłem
słysząc to. Pogłaskałem kota po włosach i uśmiechnąłem się delikatnie.
- To nie twoja wina.
- Ale gdybym nie poszedł z nim
na festyn to by się nic nie stało.
- Tak właściwie to, co się
stało? – Zapytałem zdając sobie sprawę, że nie wiem jak do tego doszło.
- Z tego, co mówiła policja to
starsi znajomi Fiodora zaczepiali Aprila. Chester postawił się w jego obronie.
– Wyjaśnił Nick.
W
sumie nie dziwiłem się, dlaczego Nick tak nie chętnie puszczał gdzieś Aprila.
Odkąd zmienił formę stał się naprawdę ładnym chłopcem. Pozbył się dziecięcego
tłuszczyku i ładnie wyszczuplał. Włosy mu urosły tworząc istną burzę loczków.
Jednak najbardziej urzekały jego oczy. Dwa wielkie, zielone szmaragdy.
- Dobrze, że nic ci się nie
stało. – Powiedziałem czochrając, Aprilowi włosy.
Po
chwili drzwi gabinetu zabiegowego otworzyły się, a pielęgniarki wywiozły na
szpitalnym łóżku Chestera. Podniosłem się szybko i podszedłem do nich.
- Co z nim? – Zapytałem.
- Proszę rozmawiać z lekarzem.
– Odpowiedziała jedna z nich.
- Oczywiście. Gdzie go
zabieracie?
- Na salę segregacji.
- Dziękuję.
Zatrzymałem
się przed wejściem na salę. Po chwili zauważyłem lekarza wychodzącego z
gabinetu zabiegowego.
- Przepraszam! – Podbiegłem do
niego. – Czy to pan robiło zabieg Chesterowi?
- Ma pan na myśli tego
bernardyna z okropną raną na boku?
- Tak! Jestem jego opiekunem i
chciałbym się dowiedzieć, w jakim jest stanie.
- Tak, oczywiście. Zapraszam
do swojego gabinetu.
Przeszliśmy
do gabinetu lekarskiego, gdzie lekarz zasiadł za biurkiem.
- Ma pan może jakieś dokumenty
psa? – Zapytał.
- Tak, tak. – Położyłem przed
nim teczkę z dokumentami.
Doktor
przejrzał dokumenty i spisał odpowiednie informację do kartoteki.
- A więc Chester skończył dziś
rok. – Mruknął. – Przykro mi z powodu jego wypadku. Ale wracając do tematu…
Oprócz rany na boku może mieć również połamane żebra. Zaraz pielęgniarki
powinny zabrać go na prześwietlenie. Gdy będę widział zdjęcia z prześwietlenia
będę mógł określić czy jego stan jest bardzo poważny.
- Dobrze, dziękuję panu. –
Podziękowałem i zabierając teczkę z dokumentami wyszedłem z gabinetu.
Wróciłem
na salę segregacji, w której byli już Nick z Aprilem. Chester najwidoczniej
odzyskał przytomność, bo April cały czas coś do niego mówił.
- Chester. – Podszedłem do
szpitalnego łóżka.
Pies
podniósł lekko łeb i spojrzał na mnie. Chciał zamerdać ogonem, ale gdy tylko
chciał nim poruszyć zaskomlał z bólu.
- Spokojnie. – Usiadłem na
skraju łóżka.
Jego
ogon również był cały poszarpany, więc nie dziwiłem się, że go boli.
Pogłaskałem go po grzbiecie.
- Jestem przy tobie. Wszystko
będzie dobrze.
Gdy
głaskałem go po pysku polizał moją rękę i spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem.
Ścisnęło mnie w sercu.
- Chester ja…
- Przepraszam. – Przerwała mi
pielęgniarka. – Musimy zabrać pieska na prześwietlenie.
- Tak, proszę. – Powiedziałem
wstając z łóżka. – Czy mogę pójść z nim?
- Niestety nie, proszę pana.
Proszę tu zaczekać.
- No… Dobrze. – Niechętnie się
zgodziłem.
Pielęgniarka
zabrała Chestera na prześwietlenie, a ja z głośnym westchnięciem opadłem na
metalowe krzesło.
- Spokojnie. – Odezwał się
Nick. – Chester to silny pies, da sobie radę.
- Masz rację, ale doskonale
wiesz, że Chester jest dla mnie wszystkim. Tyle czasu walczyłem o jego
zaufanie. Nie chcę by teraz pomyślał, że nie chcę się nim zająć.
- Przestań! Chester to mądry
chłopak. Na pewno tak nie pomyśli.
Miałem
taką nadzieję. Nie chciałem by Chester się w jakiś sposób na mnie obraził.
- Will? – Odezwał się cicho
April.
Kocur
miał strasznie delikatny głosik.
- Słucham? – Uśmiechnąłem się
w jego stronę.
Jednak
on nic nie powiedział. Zamknął jedynie oczy i nabrał w płuca powietrza. Po
chwili przede mną stał rudy kot. Miauknął i wskoczył na moje kolana zaczynając
się łasić.
- Chcesz mnie pocieszyć? –
Zaśmiałem się.
April
zamruczał i potarł łepkiem o mój brzuch.
- Ej, ej, ej! – Oburzył się
trochę Nick. – Bez takich czułości. – Powiedział i zabrał Aprila.
Kot,
jak to kot, zwiotczał w jego rękach i pozwolił ułożyć się w odpowiedniej
pozycji.
- Zazdrośnik. – Zaśmiałem się.
Nick
spojrzał na mnie ostrzegawczo, więc odwróciłem głowę udając, że wcale się nie
śmieję. Niedługo później pielęgniarka z powrotem przywiozła Chestera na salę.
Za nimi wszedł również lekarz.
- I co panie doktorze? –
Zapytałem podchodząc do mężczyzny.
- No, więc… Chester ma złamane
dwa żebra. Będzie musiał dużo leżeć. Nie muszę chyba panu mówić, że nie może
się zmienić dopóki kości się nie zrosną?
- Um… No dobrze, rozumiem.
- Cieszę się. Założymy mu
odpowiedni opatrunek i będzie go mógł pan zabrać do domu. Tylko proszę uważać
przy jego przenoszeniu by nie naruszyć żeber.
- Oczywiście. – Pokiwałem
głową.
Doktor
zlecił jednej z pielęgniarek by zajęła się opatrunkiem Chestera i poszedł do
swojego gabinetu.
Usiadłem
obok bernardyna na łóżku i począłem go głaskać. April również wyrwał się z
ramion swojego opiekuna i wskoczył na łóżko. Ułożył się wygodnie między łapami
Chestera i zaczął mruczeć. Pies zaburczał w swoim stylu i polizał Aprila po
plecach. Nie wiem, czemu, ale okropnie ścisnęło mnie serce na ten widok. Czy
byłem zazdrosny o tego rudego kocurka? Tak, i to bardzo. Bolało mnie to, że Chester z
taką czułością obchodzi się z Aprilem. Sam nie jestem psem czy kotem. Nie mogę
obdarzyć go takimi czułościami. Próbowałem mu to wynagrodzić drogimi
prezentami, ale najwidoczniej nigdy nie wygram z Aprilem.
- Will? Co się dzieje? –
Zapytał Nick.
- Nie… Nic się nie dzieje. –
Powiedziałem cicho i jak najszybciej opuściłem pomieszczenie.
Usłyszałem
jeszcze głośne skomlenie Chestera, ale zignorowałem je i wybiegłem przed
szpital.
- Will! – Nick wybiegł za mną.
– Co się stało?
Gdy
wieczorem pozwolili mnie zabrać ze szpitala podjechaliśmy jeszcze do Aprila.
Will zabrał od niego moje prezenty i wróciliśmy do domu. Tam mężczyzna mimo
moich protestów zaniósł mnie na rękach do windy, a potem do mieszkania.
-
Jak się czujesz mój biedaku?
Zapiszczałem
cicho, a gdy Will przysunął się by mnie pogłaskać przytuliłem się do jego
brzucha łbem.
-
Na pewno cię boli. April mówił, że dostałeś od Fiodora grzebyk do włosów, a od
niego kolczyki.
Szczeknąłem
na niego niepewnie, a on uśmiechnął się tylko pobłażliwie.
-
Jak już wyzdrowiejesz to zabiorę cię do studia. Niech ci będzie.
Szczeknąłem
zadowolony i zamerdałem ogonem. A raczej chciałem zamerdać, ale znów zabolało.
Pisnąłem cicho, a Will znów zaczął mnie głaskać.
-
Spróbuj zasnąć. – Powiedział całując mnie w łeb.
Ten
gest spowodował, że poczułem ciepło na sercu, a mimo to było mi przykro.
Dlaczego? Bo w szpitalu wyszedł z Sali zostawiając mnie samego! I nie zatrzymał
się, mimo że go wołałem! Musiał wiedzieć, że to jego wołam! Ale zignorował to!
Patrzyłem
jak gasi światło w pokoju i wychodzi z niego. Leżałem tak jeszcze chwilę aż w
końcu zasnąłem.
Rano,
gdy się obudziłem podniosłem się niepewnie i rozejrzałem. Po chwili dopiero przypomniałem
sobie, że nadal jestem psem i nie mogę się zmieniać. Powoli ruszyłem w stronę
drzwi. Otworzyłem je szerzej łbem i wyszedłem na przedpokój, a potem wszedłem
do kuchni. Tam krzątał się już Will. Podszedłem do niego i szturchnąłem go
lekko w nogę.
-
Chester? Co ty tu robisz? Powinieneś odpoczywać. Masz połamane żebra i
powinieneś dużo leżeć. Wracaj do pokoju. Zaraz przyjdę z jedzeniem i piciem dla
ciebie.
Spojrzałem
na niego z zawodem, ale po chwili, tak jak sobie życzył, wróciłem do pokoju. Gdy Will
przyszedł leżałem na kocu na podłodze.
- I jak się czujesz? – Zapytał
stawiając przede mną jedzenie.
Powąchałem miskę i zacząłem
jeść. W momencie, gdy poczułem smak mięsa w pysku poczułem się naprawdę głodny.
- Chester, spokojnie. Nie tak
szybko. – Powiedział Will ze śmiechem.
Po skończonym śniadaniu chciałem
usiąść koło mojego opiekuna licząc na jakieś przytulenie czy głaskanie, ale
Will jak gdyby nigdy nic zabrał pustą miskę i wyszedł z pokoju. Popatrzyłem
za nim smutny, po czym zrezygnowany położyłem łeb na łapach.
Tak nam minęły cztery dni.
Miałem już dość. Doszedłem do wniosku, że jeszcze jeden dzień i zwariuję. Ale
na szczęście w końcu przyszło zwabienie. W odwiedziny przyszedł Nick z Aprilem.
- Chester! I jak się czujesz?
Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej, ale miałem trochę zadane w szkole i
chodziłem do Mickey’ego by mi wszystko wyjaśnił. I wiesz? Ale on jest duży! I
jak dotykałem jego brzucha to czułem jak maluch się rusza. To takie śmieszne
uczucie! I widziałem jego zdjęcie. W ogóle, w szkole zaczepił mnie ostatnio
Fiodor. Wiesz, że wygląda prawie tak jak wcześniej? Nie był pomalowany. Był
uczesany normalnie i przeprosił mnie. Mówił, że będzie chciał z tobą
porozmawiać, gdy będziesz czuł się lepiej i jeśli będziesz chciał z nim gadać. –
Mały nawijał jak szalony, a ja przez to czułem się lepiej.
Gdy zmienił się w kota
porozmawiałem z nim trochę dopóki nie zrobiłem się zmęczony i nie
zasnąłem.
Minęły już dwa tygodnie, a ja
wciąż nie mogłem się zmienić. No i sytuacja w domu się nie zmieniła. Will wciąż
mnie jakby odsuwał, ignorował… Sam nie wiedziałem jak to określić. Po prostu
traktował mnie jak zwykłego psa, a nie zwierzołaka, który nie jest jakimś
nierozumnym zwierzakiem.
Wieczorem, gdy Will poszedł do
swojej sypialni chcąc się położyć i pooglądać telewizję poszedłem za nim.
Chciałem się położyć koło niego. Nadal byłem obolały, czułem się trochę jak
zwierze zamknięte w klatce nie mogąc się zmienić i chciałem by Will trochę
zwrócił na mnie uwagę. Ale on, gdy mnie zobaczył w swoim pokoju podniósł
się.
- Chester, idź do siebie.
Pokręciłem łbem chcąc wskoczyć
na jego łóżko, ale Will mnie przytrzymał.
- Chester, do siebie. Nie
rozumiesz, co mówię? To, że jesteś psem nie oznacza chyba, że mnie nie
rozumiesz.
Słysząc to wściekłem się.
Odsunąłem się od niego i nie ważne czy boli czy nie zmieniłem się w człowieka.
- Chester! Twoje żebra!
Zrobisz sobie…
- Zamknij się! Nie udawaj, że
się przejmujesz! Ignorujesz mnie od dnia wypadku. W szpitalu wyszedłeś sobie z
oddziału i mnie olałeś! W domu traktujesz mnie jak zwykłego kundla! Pieprzonego
kanapowca! I mówisz mi, że zrobię sobie krzywdę? Gówno cię to obchodzi! – Spróbowałem
nabrać powietrza.
Przez ból w żebrach było to
nie lada wyzwanie.
- Chester, daj spokój. Wcale
nie… - Will chciał się wytłumaczyć, ale mi nie chciało się go słuchać.
- Daruj sobie! Powiedz lepiej,
kiedy mnie oddasz? – Powiedziałem z goryczą w głosie nie patrząc na niego.
Will wciągnął głośno powietrze,
po czym podszedł do mnie i siłą odwrócił moją twarz w swoją stronę.
- Chester, powiedziałem ci
przecież, że cię już nigdy nie zostawię.
- Więc dlaczego…?
- Bo ja… - Chciał coś powiedzieć,
ale mi znów zabrakło powietrza.
Wciągnąłem je mocno, ale
poczułem ogromny ból. Zacisnąłem powieki i spróbowałem złapać oddech, ale
zamiast tego jęknąłem głośno z bólu. Will złapał mnie i spojrzał na mnie z
niepokojem.
- Cholera, lekarz mówił, że
nie powinieneś się zmieniać. Musimy jechać do szpitala. - Powiedział i nie
patrząc na nic wziął mnie na ręce by po chwili już jechać do szpitala dla
zwierząt.
Cała
droga minęła nam nerwowo. Ja byłem wkurzony na Willa za jego zachowanie. Will
był wkurzony na mnie za to, że się zmieniłem. Poza tym martwił się. Coraz ciężej
mi się oddychało oraz czułem naprawdę nieprzyjemny ból. Gdy dojechaliśmy na
miejsce natychmiast zostaliśmy przyjęci. W gabinecie lekarz od razu skoczył na
Willa.
-
Czy pan jest mądry?! Jak pan mógł pozwolić mu się zmienić! Wie pan jak to się
mogło skończyć?! Zresztą nie wiadomo czy się tak nie skończyło!
-
Ale ja mu nie kazałem. On sam się zmienił!
-
Świetnie, ale na pewno bez powodu się nie zmienił. – Powiedział lekarz
podchodząc do mnie. – Chester, jak się czujesz? Gdzie cię boli?
-
Klatka piersiowa. Ciężko mi oddychać.
Lekarz
zmarszczył brwi, po czym wezwał pielęgniarkę z wózkiem inwalidzkim. Zostałem na
nim posadzony i ruszyliśmy w stronę wyjścia z gabinetu. Lekarz zatrzymał Willa.
-
Pan tu zostanie. I radzę się modlić by kości znów nie były popękane,
przemieszczone cz Bóg wie, co jeszcze.
Zrobiona
mi prześwietlenie, nałożono opatrunek uciskowy pomagający przy zrastaniu się z powrotem
kości, po czym odwieziono mnie do gabinetu.
-
Mam dobrą i złą wiadomość. – Powiedział lekarz do Willa. – Dobra jest taka, że
kości, mimo że pękły to nie przemieściły się ani nie wyrządziły szkód. Zła jest
jednak taka, że Chester ma znów zakaz jakichkolwiek przemian. Gdyby nie zmienił
się w człowieka może jeszcze trzy, cztery dni i byłby zdrowy, ale przez
przemianę kości muszą się od nowa zrosnąć.
Will
kiwnął głową, podziękował lekarzowi, wziął dla mnie leki przeciwbólowe i zaniósł
mnie do auta.
Gdy
dotarliśmy do domu Will zaniósł mnie do salonu posadził na kanapie, po czym
usiadł obok. Odwróciłem głowę w drugą stronę, ale zostałem zmuszony by spojrzeć
w jego oczy. Delikatnie pogłaskał mnie po policzku i odezwał się cicho.
-
Chyba musimy porozmawiać, nie sądzisz?
Spojrzałem w oczy Chestera,
wziąłem głęboki wdech i zacząłem mówić.
- Prawda jest taka, że już od
pewnego czasu nie patrzę na ciebie tak jak powinien patrzeć
opiekun.
- To znaczy?
- To znaczy, że podobasz mi
się. Jako nastolatek, jako człowiek i jako pies. Moje ciało i myśli reagują na
ciebie. Dlatego też wtedy w szpitalu wyszedłem. Nie mogłem patrzeć na to, z
jaką czułością obchodzisz się z Aprilem. Po prostu byłem o niego zazdrosny.
- N-naprawdę coś do mnie
czujesz? – Zapytał drżącym głosem ignorując słowa, o Aprilu. – W-wiesz ja też
już od bardzo dawna czuję coś do ciebie, a-ale nie chciałem ci mówić b-bo bałem
się, że mnie wyrzucisz.
- Chester, - przytuliłem go
delikatnie uważając na jego żebra – nigdy w życiu bym cię nie wyrzucił!
Przecież wiesz.
- Wiem, ale to było… dziwne
uczucie.
- Dziwne? Dlaczego?
- Bo to takie nowe dla mnie. –
Wyjaśnił kulawo.
Zaśmiałem
się cicho i przygarnąłem go do siebie.
- Głuptas. – Poczochrałem jego
włosy. – Wiesz, że cię kocham?
- Wiem. – Uśmiechnął się. – Ja
ciebie też, Will.
Również
się uśmiechnąłem i cmoknąłem go znienacka w usta.
- Will!
- No co? Nie mogę dać ci
całusa?
- Możesz, ale wolę byś mnie
najpierw uprzedził.
- Ale wtedy to nie będzie ani
trochę romantyczne. – Zrobiłem smutną minkę.
- Przestań. – Powiedział i wstał
z kanapy. – Jestem głodny. Możemy zamówić pizze?
- Oczywiście. – Uśmiechnąłem
się i sięgnąłem po telefon.
- Yay! – Zamerdał wesoło
ogonem.
- Jaką chcesz? – Zapytałem
wybierając odpowiedni numer.
- Z mięsem. – Powiedział i
oblizał usta. – Musi być dużo mięsa i oliwek.
- Jak sobie życzysz.
Już
po półgodzinie mogliśmy delektować się pyszną pizzą. Z szerokim uśmiechem
przyglądałem się Chesterowi jak z wielkim zapałem zjada kawałki pizzy.
- Widzę, że ci smakuje. –
Odezwałem się zwracając na siebie jego uwagę.
Pokiwał
tylko głową, gdyż miał usta pełne jedzenia.
- Jest pyszna! – Powiedział,
gdy przełknął. – Ale chyba już więcej w siebie nie wcisnę. – Spojrzał ze
smutkiem na pudełko, w którym leżały jeszcze trzy kawałki.
- Zjesz jutro. No chyba, że
znów przyjdzie April z Nickiem to trzeba będzie domówić jeszcze jedną.
- Nie sądzę. Nick nie jada
takich rzeczy, a wątpię by April wcisnął w siebie choćby jeden taki kawałek.
Chester
miał rację. Kawałki tej pizzy były wielkie. April może i urósł, ale wciąż był
chudziutki, więc rzeczywiście nie wiadomo czy zdołałby zjeść sam nawet jeden
kawałek.
- Dobra, zanieś pudełko do
kuchni, a ja zapakuje talerze do zmywarki.
- Okay.
Posprzątaliśmy
ze stołu w jadalni, a potem usiedliśmy w salonie przed telewizorem. Z uwagi na to,
że był wieczór w telewizji leciał jakiś mało interesujący film. Chester wolał
bawić się swoim telefonem niż go oglądać. Leżał głową na moich kolanach, a ja
głaskałem go po włosach.
- Z kim piszesz? – Zapytałem,
gdy kolejny raz usłyszałem wibracje jego telefonu.
- Z Fiodorem. – Odpowiedział i
uśmiechnął się do ekranu komórki.
Zmarszczyłem
brwi niezbyt zadowolony.
- Pyta się czy może przyjść
mnie jutro odwiedzić. Może, prawda? – Zerknął na mnie.
Zacisnąłem
zęby nie odzywając się przez chwilę.
- Może. – Powiedziałem
chłodno.
Chester
podniósł się z moich kolan i spojrzał mi w oczy.
- Will, proszę nie bądź na
niego zły. Mój wypadek nie był jego winą.
- Ale to jego znajomi ci to
zrobili. – Warknąłem.
- Will… - Szepnął opierając
policzek na moim ramieniu. – Nie denerwuj się tak.
Westchnąłem
głośno i pogłaskałem go po włosach.
- Przepraszam. – Mruknąłem. –
Ale nie chcę myśleć, co by było gdyby w pobliżu nie było policji.
- Ale na szczęście była i
wszystko dobrze się skończyło. – Uśmiechnął się i zamerdał ogonem.
- Dobrze? – Zapytałem zerkając
na niego.
- No tak. Aprilowi nic się nie
stało, a ja mam tylko złamane dwa żebra.
Pokręciłem
z uśmiechem głową i przytuliłem go do ciebie jednocześnie całując w czoło.
- Idź się umyć i do spania. –
Powiedziałem.
- Już? – Zamarudził.
- Jest po dziesiątej.
- No dobra. – Zgodził się i z
ociąganiem wstał z kanapy.
Leżałem
w łóżku oglądając jeden z nowych horrorów. Było już dawno po północy, gdy
usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Wyciszyłem telewizor i spojrzałem w kierunku
wejścia do pokoju. Ku mojemu zdziwieniu w drzwiach stał Chester. Rozczochrany i
rozespany z jednym uchem wywiniętym na lewo.
- Chester? Dlaczego nie śpisz?
– Zapytałem.
- Przebudziłem się i nie
mogłem zasnąć. – Wytłumaczył. – Pomyślałem, że może… Może mógłbym… Czy mogę
położyć się z tobą? – Zapytał w końcu.
Uśmiechnąłem
się i zrobiłem mu miejsce.
- Chodź. – Wyciągnąłem do
niego rękę.
Szczęśliwy
przydreptał do łóżka i zakopał się obok mnie pod kołdrą. Sięgnąłem ręką do jego
głowy i odwinąłem jego ucho.
- Śpij już, bo rano będziesz
zły na wszystko przez niewyspanie.
- Mm… - Mruknął i zamknął
oczy.
Ja
również postanowiłem już wyłączyć film i iść spać. Przytuliłem Chester do
siebie i odpłynąłem do krainy Morfeusza.
Następnego
dnia popołudniu w odwiedziny przyszedł Fiodor.
- Dzień dobry. – Przywitał się
wchodząc do kuchni, gdzie aktualnie piłem kawę z Nickiem, który również
przyszedł odwiedzić Chestera.
- Witaj Fiodor. –
Odpowiedziałem. – To miłe z twojej strony, że przyszedłeś odwiedzić Chestera.
- Tak, przyniosłem mu również
notatki ze szkoły by mógł nadrobić materiał.
- Jestem pewien, że będzie ci
wdzięczny. Prawda Chester? – Zwróciłem się do psa.
- Ta… - Odpowiedział z
grymasem na twarzy.
Wiedziałem,
że myśl o przepisywaniu wszystkich zeszytów nie bardzo mu się podoba, ale
niestety musiał to zrobić.
- To my już pójdziemy do
pokoju. – Powiedział bernardyn i ruszył w stronę wyjścia z kuchni.
Gdy
młodzież opuściła pomieszczenie mogliśmy z Nickiem spokojnie porozmawiać.
- Tak właściwie – zacząłem –
to gdzie jest April? Sądziłem, że przyjdzie z tobą.
- Tak, ale wczoraj zadzwonili
jego dziadkowie i powiedzieli, że chcieliby go wziąć na trzy dniową wycieczkę.
- Czyli nie było go dzisiaj w
szkole?
- Nie, ale to chyba nic
wielkiego. W końcu mamy piątek, a wiesz, że z dziadkami i tak rzadko się
widuje.
- No tak. To gdzie go zabrali?
- Dzisiaj rano polecieli do Townsville.
- Mam rozumieć, że zamierzają
nurkować?
- Tak, a raczej April z Benem,
bo Jeremy boi się wody.
- No to super. Mały będzie
miał radochę. – Podsumowałem.
- Tak, tak. Jedną noc mają
spędzić na łodzi na rafie, a w niedzielę w południe mają lot powrotny do
Sydney.
- W sumie to bardzo dobrze, że
ma takie dobre stosunki z dziadkami. I bardzo dobrze, że zabierają go na
wycieczki. Będzie miał, co wspominać. A powiedz… Dlaczego nie pojechałeś z
nimi?
- Ach, mam dużo pracy.
Obiecałem ojcu, że dostarczę mu dwa projekty do niedzieli, więc jestem
uziemiony.
- Współczuje, bracie. –
Zaśmiałem się.
- No… Ale dość o tym! Widzę,
że dogadaliście się z Chesterem. Powiedz, jesteście już parą?
- Chyba można tak powiedzieć,
ale do pewnych rzeczy musimy się jeszcze przyzwyczaić. Do tej pory byłem tylko
jego opiekunem, a teraz nasze relacje zrobiły obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
Nick
zaśmiał się.
- Z, czego rżysz? – Oburzyłem
się. – Ciebie też to czeka. – Wytknąłem mu.
- Masz rację, wybacz. –
Spojrzał na mnie niby skruszonym wzrokiem, ale mimo to widziałem, że jego oczy
się śmieją.
- Jesteś okropny. – Rzekłem
dopijając swoją kawę. – Przypomnij mi, dlaczego się z tobą zadaję?
- Bo nasze zwierzaki się
lubią.
- No tak. – Mruknąłem.
* małe wyjaśnienie by nie było, że zrobiłyśmy błąd wszelkie rany na zwierzołakach goją sie o wiele szybciej niż na ludziach
* małe wyjaśnienie by nie było, że zrobiłyśmy błąd wszelkie rany na zwierzołakach goją sie o wiele szybciej niż na ludziach
Po prostu słodkie, rozdział rzeczywiście fajny. Nie wiedziałam że koty lubią nurkować no chyba że te pływające Van.
OdpowiedzUsuńChester taki odważny. Nie spodziewałam się tego po nim. Szkoda, że przez to wylądował w szpitalu. Właściwie to po co zakładali mu opaskę uciskową? Przecież służy do tamowania krwotoków, a żebra tylko bardziej by poharatała. Żeber niczym się nie owija, ale daje silne leki przeciwbólowe, umożliwiające normalne oddychanie. Rozdział uroczy, ale brakuje mi mojego ulubieńca - Mickey'a. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńrozdział rzeczywiście fajny;) czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńWill i Chester baardzo słodko - super, że wyjaśnili sobie wszystko i ich relacja rozwija się powoli ale za to w dobrym kierunku. No i uwielbiam Chestera ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Fiodor po tym wypadku zmądrzał i zacznie bardziej myśleć nad swoim zachowaniem...
Pozdrawiam
Hej,
OdpowiedzUsuńsłodko, zazdrośni, już chyba tutaj doszli do porozumienia, Fiodor przeprosił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia