Witam wszystkich!
Dziękuję za wszystkie komentarze. Naprawdę cieszy mnie fakt, że jest was coraz więcej.
Dzisiaj dostaniecie mały bonus w rozdziale.
Naprawdę nikt się nie skusi by czytać rozdziały po moich poprawkach i poprawić pozostawione błędy?
Rozdział był sprawdzany tylko raz, więc przepraszam za wszystkie błędy. Obiecuję je poprawić w najbliższym czasie.
#freak
Rozdział 18
Odkąd
Aaron się urodził mogłem ze spokojem powiedzieć, że czułem się jak najszczęśliwszy
człowiek na ziemi.
-
Tatusiu?
-
Tak?
-
A pójdziemy do oceanarium?
Słysząc
to uśmiechnąłem się szeroko. Mały ostatnio siedział z Aprilem i rudzielec
opowiedział mu o oceanarium.
-
Jestem pewny, że jak twój tata będzie miał czas to pojedziemy.
Psiak
kiwnął głową, po czym otworzył sobie lodówkę.
-
A mój szczeniaczek, czego tam szuka?
-
Serek z koro… kolo… kolorowymi cukierkami.
Kiwnąłem
głową i podałem mu to, co chciał.
-
Otworzyć ci?
-
Nie! Jestem już duży. – Powiedział pewnie.
Martwiłem
się za każdym razem, gdy tak mówił. Prawda była taka, że pomoc przydawała mu
się na każdym kroku. Za każdym razem, gdy widziałem jak zmaga się z otworzeniem
jogurtu czy inną prostą rzeczą, miałem nadzieję, że nigdy nie będę musiał go
oddawać i że będę mógł mu już zawsze pomagać. A z drugiej pragnąłem by miał w
przyszłości naprawdę dobrego partnera, który użyczy mu swoich dłoni.
Aaron
dość sprawnie poradził sobie z otwieraniem jogurtu. Miał dość dziwne sposoby,
ale ważne było, że sobie poradził.
- Faktycznie, jesteś już duży.
Poradziłeś sobie.
Mały zamerdał ogonkiem zachwycony
i zabrał jogurt do salonu, a ja wróciłem do gotowania obiadu. Zadowolony, że
nie siedzę sam czekając aż Gabriel wróci z pracy tylko mam mojego szczeniaka.
Kończyłem właśnie gotować, gdy
zrobiło mi się gorąco. Poczułem jak momentalnie pot spływa mi po plecach. Do
tego poczułem, że zaczynam się podniecać. Otworzyłem szeroko oczy i przysiadłem
na krześle. Minęło sześć miesięcy od narodzin Aarona i kolejne cztery od moich
dni płodnych. Łącznie dziesięć miesięcy. Czyżby wreszcie naszedł czas na te
dni? Westchnąłem ciężko. Mimo bolącej erekcji w spodniach podniosłem się z
krzesła. Gabriel miał być za jakieś dziesięć minut. Musiałem, więc skończyć
gotować obiad. Poza tym moje odczucia nie mogły mi przeszkadzać w zajmowaniu
się moim szczeniakiem, który właśnie wszedł do kuchni.
- Tatusiu za ile będzie obiad?
Uśmiechnąłem się
najnaturalniej jak umiałem, mimo że czułem się w tym momencie jak osoba w
trakcie tortur. Po pierwsze, było mi gorąco. Po drugie, potrzebowałem w tym
momencie Gabriela, a po trzecie, jakby nie patrzeć to dość krępujące.
- Za chwilkę skarbie. Jak tylko
twój tata przyjdzie do domu.
- To dobrze. A tatusiu? Dobrze
się czujesz? Masz czerwone policzki.
Westchnąłem ciężko. Lepszego
momentu nie mogłem sobie wybrać!
- Tak skarbie, nie martw się.
– Powiedziałem z westchnieniem.
Aaron przyjrzał mi się uważnie,
po czym kiwnął głową i wyszedł z kuchni. Ja w tym czasie nałożyłem posiłek.
Spaghetti, czyli ulubiona potrawa moich dwóch łakomczuchów. Talerze postawiłem
na stół w momencie, gdy Gabriel wszedł do domu. A oznajmił mi to głośny okrzyk.
- Tata!
- Cześć, mój szczeniaczku.
Byłeś grzeczny? Co porabiałeś?
- Tak, byłem. Bawiłem się i
oglądałem bajki, i sam sobie otworzyłem jogurt. Ale boję się, że tatuś jest
chory. Ma czerwone policzki, ale mówił, że wszystko w porządku.
Nastała chwila ciszy.
- Aha, to chodźmy do kuchni. Zobaczymy,
co z tym twoim tatusiem.
Gdy Gabriel wszedł do kuchni
poczułem się jeszcze „gorzej”, jeśli mogę to tak określić. Jego zapach, sam
jego widok wzmocnił moją chęć. Mężczyzna przyglądał mi się przez chwilę uważnie.
- Hej. – Powiedziałem cicho.
I to mu wystarczyło. Sam mój
głos. Gabriel zachichotał i odezwał się do Aarona.
- Skarbie, siądź do stołu i
zacznij jeść. Ja pójdę z twoim tatą do łazienki. Wezmę apteczkę i zmierzę mu
temperaturę.
Mały kiwnął głową. Czułem się
głupio. Mój synek martwił się, że mogę być chory. Natomiast Gabriel miał ze
mnie niezły ubaw. Zgarnął mnie z kuchni i zamknął za nami drzwi od łazienki.
- Niezły masz ubaw, co? – Skrzyżowałem
ręce na piersi, a Gabriel z chichotem cmoknął mnie w policzek.
- No, troszeczkę. Twoja mina,
gdy wszedłem do kuchni była powalająca. Ile się już tak męczysz?
- Z jakieś dziesięć minut.
- I już takie efekty?
Spuściłem głowę zawstydzony, a
Gabriel zadowolony pocałował mnie w usta, łapiąc mnie za podbródek.
- Podoba mi się. Ile czasu
minęło, od kiedy robiliśmy to ostatni raz?
- Hm… Jakiś miesiąc przed
narodzinami małego, co oznacza, że minęło już siedem miesięcy.
- No, nieźle mnie
przetrzymałeś mój piękny. – Powiedział przejeżdżając nosem po mojej szyi,
powodując, że podnieciłem się jeszcze bardziej.
- Powiem ci, że to dziwne uczucie.
Po tak długim czasie znów mieć te dni i taką ochotę na seks. Poza tym to nie
dobrze. Aaron jest z nami, ma pokój obok naszego i…
Brunet przyłożył palec do
moich ust.
- Spokojnie. Mam pomysł jak to
rozwiązać. Zwykle po trzech pierwszych dniach największej ochoty jesteś już w
stanie spokojnie wytrzymać. Dziś czwartek, a jutro właściwie zaczyna się
weekend. Zadzwonię do Nicka, jestem pewny, że zgodzi się byśmy przywieźli do
niego małego na weekend.
- Co? Po co?
- Zabiorę cię gdzieś. Nie
powiem gdzie, ale pojedziemy na cały weekend. Cały weekend tylko we dwoje. A
jak wrócimy w niedzielę to jestem pewny, że będziesz czuł się lepiej. – Powiedział,
a ja nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu.
Pocałowałem go mocno w usta.
- Kocham cię. Jesteś
najlepszy. – Powiedziałem siadając mu na kolanach, gdy tylko przysiadł na szafce,
w której trzymamy ręczniki.
- Też cię kocham. A teraz
zrelaksuj się i spuść z siebie trochę napięcia. – Powiedział wsadzając swoją
dłoń w moją bieliznę.
Przygryzłem wargę by nie
zajęczeć. Czułem ogromną rozkosz i ulgę, czując swojego męża tak blisko. Odezwałem
się cicho przy jego uchu.
- Jeśli teraz przerwiesz
przysięgam, że cię pogryzę. – Wyszeptałem równocześnie jęcząc cicho i ocierając
się o niego. – Och…
- Hm? Wiesz, nie przeszkadzałoby
mi to.
Słysząc to uśmiechnąłem się
lekko i znów zajęczałem czując jak przyspiesza ruchy swojej dłoni.
- O… Mój… Nie wierzę, ale
jeszcze chwila i nie wytrzymam.
Gabriel znów pocałował moją
szyję, a ja jakbym znów miał pierwszy raz dni płodne spuściłem się bez żadnego
ostrzeżenia na jego dłoń.
- I jak, mój piękny? Trochę
spokojniejszy?
Kiwnąłem głową i liznąłem go
po wargach. Gabriel cmoknął mnie tylko. Podniosłem się z jego kolan i od razu
usiadłem na ziemi, czując się trochę zmęczony. Brunet umył ręce, po czym podniósł
mnie z ziemi.
- Wracamy do kuchni. Pewnie
Aaron już zjadł swój obiad.
- O Boże! Aaron! Cholera, jak
ja mogłem o nim zapomnieć, choć na chwilę?
- Mickey. – Gabi złapał moją
twarz w dłonie i spojrzał w oczy. – Daj spokój. Nic złego się nie stało. Po
pierwsze nie zrobiłeś nic złego. To, że potrzebowałeś lekkiego oderwania jest
czymś normalnym, poza tym Mickey, taka jest twoja natura. Po drugie, musisz
wreszcie sobie odpuścić. Wiem, że się martwisz o naszego szczeniaka, ale on
sobie świetnie radzi. Tak, więc głęboki wdech i uśmiech. Bo jutro wyjeżdżamy na
trzy dni pełne przyjemności. – Powiedział przy moim uchu, a ja zadrżałem.
Wróciliśmy do kuchni gdzie Aaron
właśnie kończył myć po sobie miseczkę i widelec. Nie było perfekcyjnie, ale i
tak nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu. Zamerdałem szczęśliwy ogonem i
podszedłem do Aarona by cmoknąć go w czubek głowy.
- Mój dzielny szczeniaczek. Chodź,
pomogę ci skończyć.
- Nie, tatusiu. Musicie z tatą
zjeść obiadek. Dobrze się czujesz? – Zapytał patrząc na mnie.
Pocałowałem go w czoło.
- Wszystko dobrze, skarbie. –
Powiedziałem zdejmując go z krzesełka.
Posadziłem go przy stole.
- Mickey, siądź przy stole i
zjedz coś. – Powiedział Gabi siedząc już przy stole i zajadając się makaronem z
mięsem.
- Już, ukroję tylko naszemu
dzielnemu szczeniaczkowi kawałek karpatki.
Wyjąłem blaszkę z lodówki.
Pokroiłem ciasto i położyłem na talerzu. Postawiłem go na stole obok, stawiając
również mały talerzyk dla szczeniaczka.
- Teraz mogę jeść. – Powiedziałem.
- To teraz porozmawiamy z naszym
ślicznym szczeniakiem. – Zaczął Gabriel. – Posłuchaj skarbie, chciałbym zabrać
gdzieś twojego tatę na weekend. Musi troszeczkę odpocząć, więc pomyślałem, że
mógłbyś w ten weekend zostać u wujka Nicka i Aprila, co ty na to?
Przygryzłem wargę.
- Ale pamiętaj skarbie, że
jeśli nie chcesz nie musimy nigdzie jechać. Zostaniemy z tobą. Ja wcale nie
czuję się aż tak źle. – Wtrąciłem od razu.
Gabirel spojrzał na mnie
wzrokiem mówiącym: „Co ty znowu robisz?!”
- Nie, tatusiu. Mogę zostać u
wujka. Lubię się z nim bawić. A jeszcze bardziej z Aprilem. – Powiedział mały,
merdając podekscytowany ogonem.
Westchnąłem.
- Zuch psiak. W takim razie ja
idę zadzwonić do wujka by się z nim umówić, a ty kończ ciasteczko i pomóż
tatusiowi, tak?
Aaron od razu kiwnął głową.
Gabriel wyszedł, a ja spojrzałem na psiaka. Aaron uwielbiał pomagać, więc Gabi
starał się mu pokazywać w każdym momencie, że jego pomoc jest przydatna. Ja
zresztą też.
Skończyłem jeść i zabrałem się
za mycie naczyń. Aaron natomiast, po tym jak sprzątnął ze stołu, podkradł
jeszcze jeden kawałek karpatki i wyszedł z kuchni.
- Nie jedz tyle ciasta maluchu,
bo cię brzuszek rozboli.
Usłyszałem tylko chichot.
Uśmiechnąłem się. Mój kochany szczeniaczek. Zaradny i mądry. Gabi ma rację,
muszę trochę odpuścić. Tylko trochę. A przynajmniej na ten weekend.
- Ja chcę wcisnąć! –
Wykrzyknął Aaron podbiegając do guzika przywołującego windę.
Właśnie
przywiozłem małego do Nicka i Aprila na weekend. Mickey nie przyjechał z nami,
gdyż… nie za dobrze się czuł. Z Aaronem pożegnał się już wcześniej.
- Już, już. – Podniosłem syna
lekko w górę, tak by mógł dosięgnąć guzika.
Chłopiec
z uśmiechem na twarzy wcisnął przycisk. Zamerdał szczęśliwy czarnym ogonkiem,
gdy postawiłem go z powrotem na ziemi.
Wjechaliśmy
na piętnaste piętro. Gdy tylko drzwi windy się otwarły Aaron wybiegł na
korytarz i podbiegł do odpowiednich drzwi. Nie pukając wszedł do środka.
- Aaron! – Krzyknął za
chłopcem, ale drzwi od mieszkania zdążyły się już zamknąć.
Pokręciłem
głową i sprężystym krokiem skierowałem się do odpowiednich drzwi. Zapukałem
parę razy i otworzyłem je. Od progu doszły mnie głośne śmiechy Aarona i Aprila.
Wszedłem do środka.
- No pięknie, tatuśku. –
Zaśmiał się Nickolas, gdy mnie zobaczył. – Już nie nadążasz za swoim dzieckiem?
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne.
- Nie obrażaj się, stary. –
Poklepał mnie po ramieniu.
- Aaron. – Odezwałem się
ignorując jego słowa. – Nie wolno wbiegać komuś do mieszkania.
Chłopiec
położył po sobie uszka i spojrzał w dół.
- Przepraszam. – Powiedział
skruszonym głosem.
- Aw, słodziak! – Wykrzyknął
April i przytulił małego do siebie.
Chłopiec
zaśmiał się głośno. Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem.
- Ale masz ładną fryzurkę. –
Zauważył kocur i poczochrał Aarona po głowie. – Wyglądasz słodziutko z tą
grzyweczką na prosto i malutkim kucykiem z tyłu. Tatuś ci go robił?
- Tak! Ale nie mógł tu z nami
przyjechać, bo się źle czuł. – Przyznał Aaron ze smutkiem w głosie.
- Źle się czuł, co? – Nick
spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem. – To już wiem, dlaczego zostawiacie małego
u nas. Jedziecie płodzić rodzeństwo dla Aarona! – Zaśmiał się.
- Rodzeństwo? Będę miał
braciszka?! – Zapytał uradowany Aaronek.
- Widzisz, co narobiłeś? –
Powiedziałem zły.
- Spokojnie, spokojnie.
- A idź ty! – Machnąłem na
niego ręką.
Aaron
pociągnął mnie za rękaw kurtki.
- Tato, to, co z tym
braciszkiem? – Spojrzał na mnie błyszczącymi oczkami.
Westchnął
i kucnąłem przed nim.
- Posłuchaj słoneczko, to nie
takie proste…
- To jest bardzo proste. –
Wtrącił się Nick, za co dostał ode mnie w udo.
- Aaron obawiam się, że na
razie nie będziesz miał młodszego rodzeństwa.
- Ale dlaczego? – Zapytał
smutnym głosem.
- To nie zależy tylko ode
mnie, ale też od taty.
- A jakbyś porozmawiał z tatą?
Uśmiechnąłem
się. Mój syn mnie rozbrajał.
- Porozmawiam z nim, okay?
- Okay! – Wykrzyknął uradowany
I mocno mnie przytulił. – Kocham cię, tato.
- Ja też cię kocham, słoneczko.
- Gabriel, powiesz mi gdzie
jedziemy? I jak długo będziemy jechać? – Zapytał Mickey, gdy wsiedliśmy do
auta.
- Jedziemy do Freshwater i
podróż zajmie nam niecałe pół godziny.
- To wcale nie jedziemy
daleko.
- Nie, bo wiedziałem, że byś
na to nie pozwolił. Nie zostawiłbyś Aarona tak daleko od siebie.
- Nie. – Uśmiechnął się z
triumfem.
Podróż
minęła nam spokojnie z wyjątkiem małego… postoju, podczas której musiałem ulżyć
swojemu mężowi. Na miejsce dojechaliśmy około godziny siódmej wieczorem.
Zameldowaliśmy się w hotelu i od razu poszliśmy do pokoju.
- Ale jestem zmęczony! –
Sapnął Mickey i opadł na łóżko.
- Czym się tak zmęczyłeś?
- Podróżą i powstrzymywaniem
mojego libido.
- Coś ci nie wyszło kochanie
skoro i tak musieliśmy się zatrzymać. – Zauważyłem.
- Nie mów, że ci się nie
podobało. – Powiedział zmysłowym głosem i spojrzał na mnie spod przymrużonych
powiek.
Nie
odpowiedziałem. Podszedłem do niego i mocno wpiłem się w jego usta. Biały
zamruczał z aprobatą i położył dłoń na moim karku.
- Może jednak spełnię życzenie
Aarona? – Mruknąłem.
- Jakie życzenie?
- Aaron chce mieć młodszego
braciszka, a kto wie, co się wydarzy przez te trzy dni, gdy jesteśmy sami.
- Pozwól, że się zastanowię
nad tym życzeniem, dobrze?
- Jak sobie życzysz.
Głośne
jęki należące do Mickey’a to jedyne dźwięki, które dało się słyszeć w pokoju.
Kochaliśmy się już po raz trzeci tej nocy i ciągle nie mieliśmy dość. Nic w tym
dziwnego. Nie uprawialiśmy seksu przez siedem miesięcy. Musieliśmy się sobą
nacieszyć.
- Podjąłeś już decyzję
kochanie? – Wysapałem poruszając się szybko w jego wnętrzu.
- Mm… Tak… Chcę tego… Ah…! –
Krzyknął dochodzą sobie na brzuch po raz któryś z kolei.
Czując
jak zaciska się na mnie wykonałem jeszcze parę chaotycznych ruchów i również
doszedłem. W nim. Bez prezerwatywy.
Nie
wysunąłem się z jego wnętrza. Przełożyłem jego nogi na bok i położyłem się za
jego plecami. Biały zaśmiał się słabo.
- Zachowujesz się jak pies.
- Hm…? – Zapytałem na granicy
snu.
- Chcesz mieć pewność, że mnie
zapłodnisz zanim twoja sperma ze mnie wypłynie.
Zachichotałem.
- Dobrze mi w tobie. –
Mruknąłem.
- Cieszę się, kochanie.
Uśmiechnąłem
się pod nosem i nie otwierając oczu wysunąłem się z jego ciała. Mickey jęknął
cicho na mój ruch.
- Dobranoc. – Pocałowałem go
za uchem.
- Dobranoc.
Po
raz pierwszy od bardzo długiego czasu czułem się zaspokojony. Cieszyłem się
również, że mogliśmy uprawiać seks bez obaw czy Aaron może nas usłyszeć. Miałem
również nadzieję, że ta noc zaowocuje w przyszłości.
Tak
szczerze to te trzy dni minęły pędem błyskawicy. Gabriel za każdym razem upewniał
się czy dobrze się zabrał za robienie braciszka dla Aarona. Szczerze byłem
zaskoczony, że tak łatwo się zgodziłem. Nie mówię, że będę narzekać czy coś, bo
Aaron zaraz znów się zmieni i pójdzie do szkoły, a potem już pójdzie z górki. I
znów zostałbym sam. Ale z drugiej strony, myśl, że coś znów mogło pójść nie tak
ściskała mnie w środku. Zresztą, nie miałem pewności, że nam się udało. To są
pierwsze dni płodne od czasu narodzin małego, więc nic nie było pewne.
Podskoczyłem
czując jak ktoś obejmuje mnie w tali.
-
I co? Jesteś już, choć trochę spokojniejszy? Czy trzy dni to dla ciebie za mało?
Zachichotałem
i pocałowałem Gabiego w policzek.
-
Nie, jest w porządku. Mam ogromną chętkę na ciebie, ale zaspokoiłeś mnie na
tyle bym mógł być w stanie wytrzymać.
Mężczyzna
potarł nosem po mojej szyi.
-
Myślisz, że się udało?
-
Nie wiem, ale nie napalaj się tak, tatuśku. To jest pierwszy czas od narodzin
Aarona i jest duże prawdopodobieństwo, że będziesz sobie musiał poczekać. A,
poza tym tak się opierałeś i narzekałeś, że żadnych dzieci nie chcesz, a teraz
o niczym innym byś nie myślał. – Powiedziałem parskając.
-
Oj tam. Jedne, co nie daje mi spokoju to, co zrobimy jak Aaron pójdzie do
szkoły. Wiesz, jeśli dzieci mu będą dokuczać albo znajdzie się ktoś chętny do
zaadoptowania go.
Westchnąłem.
-
Też mnie to martwi. Ale bardziej od dokuczania boli mnie myśl, że musielibyśmy
go oddać.
-
Wcale nie…
-
Gabi! – Przerwałem mu. – Dobrze wiesz, że takich rzeczy nie powinno się
zabraniać. To nieuniknione. Jedyne, co dla mnie jest ważne to to by ten ktoś
dobrze się nim zajął. – Powiedziałem i pokazałem zęby. – Albo przekona się jak
ostre potrafią być moje zęby.
Gabriel
zaśmiał się i cmoknął mnie w czubek głowy.
-
Dobra, pakuj się. Mówiłeś, że chcesz jak najszybciej zobaczyć Aarona.
Kiwnąłem
energicznie głową i wziąłem się za pakowanie.
W
drodze powrotnej namówiłem go do zatrzymania się na tej samej stacji, co w
piątek, gdy jechaliśmy do hotelu. Z wielką chęcią zaciągnąłem go do toalety. No,
bo kurczę. Wracamy już do domu, więc potrzebowałem jeszcze jednej chwili by się
nasycić.
-
Wyjmij prezerwatywę z kieszeni kurtki.
-
A to niby, czemu? Myślałem, że…
-
Zaraz jedziemy dalej i nie do hotelu tylko do Nicka odebrać Aarona i nie mam
zamiaru chodzić z plamą w spodniach. – Powiedziałem dobitnie.
Gabriel
przyglądał mi się chwilę, po czym pocałował żarłocznie równocześnie zsuwając
moje spodnie wraz z bielizną do kolan. Zamruczałem z aprobatą.
-
Jesteś mój, najsłodszy. – Powiedział i przyjrzał mi się uważnie. – Chyba z tym
poganianiem cię, co do szczeniaka przesadziłem.
Spojrzałem
na niego zaskoczony.
-
Gabriel, chyba za dużo myślisz. Jakbym miał coś przeciwko od razu powiedziałbym
nie. A teraz ruszaj się, bo mi tyłek zaraz zamarznie.
Na
te słowa brunet uśmiechnął się szeroko i już zajął tylko mną.
Reszta
drogi minęła nam bez przeszkód. Natomiast, gdy stanęliśmy przed drzwiami
mieszkania Nicka doszły do nas głośne okrzyki.
-
April, przysięgam Bogu, że nie kupię ci więcej masła orzechowego! Były trzy słoiki
w domu i w ciągu trzech dni zniknęły. Ja wiem, że Aaron też lubi, ale ty go tym
przekarmiłeś! Mickey mi łeb urwie przez ciebie!
Usłyszałem
głośny śmiech Aprila i mojego syna.
-
Oj tam, marudzisz. Po prostu my lubimy jeść mało orzechowe łyżką. Co nie, młody?
Słysząc
te słowa od razu postanowiłem wkroczyć do mieszkania. Zadzwoniłem dzwonkiem do
drzwi.
-
Tylko spokojnie. Chyba nie ochrzanisz Aprila?
-
Oczywiście, że nie. Ochrzanię Nicka za to, że nie dość, że pozwala rudemu się objadać
masłem orzechowym to jeszcze naszemu szczeniakowi.
Gabriel
zachichotał w momencie, gdy drzwi otworzył nam blondyn.
-
O hej! I jak wyjazd? Owocny? – Zapytał ze złośliwym uśmieszkiem najwyraźniej
chcąc nam lekko dokuczyć na dzień dobry.
-
Nie wiem jeszcze, ale wiem, że pozwoliłeś mojemu szczeniakowi, czyli twojemu
chrześniakowi objadać się masłem orzechowym. – Powiedziałem i jak na zawołanie
z kuchni wyłonili się April z Aaronem.
Oboje
trzymali słoik z masłem orzechowym i łyżeczki. Wyglądali niczym istne
niewiniątka.
-
Słyszałeś? Ale to nie ja go karmiłem tylko mój niedobry kocur!
-
Pięknie! Tak to słonko, koteczek, kicia, a jak trzeba ratować swoją skórę to
kocur? A weź się wypchaj. – Powiedział Arpil, po czym uśmiechnął się do nas. –
A, co do Aarona to Nick przesadza.
-
Tak? – Zapytałem rozbawiony. – No dobra, chłopaki. Oddawać masło orzechowe i
łyżki.
Zarówno
April jak i Aaron spojrzeli na mnie skrzywdzonym wzrokiem.
-
No Mickey no. Powinieneś być teraz w świetnym humorze. Tak dopieszczony. – Powiedział
wyszczerzając się do mnie.
Mogłem
powiedzieć, że z całą pewnością rogi zaczęły mu wystawać spod tej burzy loków.
-
Tatusiu, nie zabieraj nam.
Spojrzałem
na mojego szczeniaka i jeszcze bardziej zmiękłem.
-
No dobra, chłopaki. Niech wam będzie, ale musicie się ze mną podzielić.
No
cóż, sam również mam słabość do łakoci, więc byłem na przegranej pozycji. Aaron
z chęcią postanowił się podzielić swoim słoikiem, a April dał mi łyżeczkę i z
takim ekwipunkiem poszliśmy do salonu zostawiając Nicka i Gabriela samych. Na
pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić, że Nick potrzebował rozmowy. W salonie
Aaron od razu usiadł mi na kolanach i przytulił mnie mocno.
-
Tatusiu, tęskniłem. Bardzo. Ale było fajnie. Wujek Nick się ze mną bawił i
April też. No i jak się obudziłem w nocy to April ze mną został, i spał w
jednym łóżku. A i byliśmy na wycieczce nad oceanem! - Powiedział podekscytowany.
Dał
mi buziaka i z powrotem wziął się za masło orzechowe i oglądanie bajek. Zerknąłem
na Aprila, który uparcie grzebał w słoiku.
-
Co jest, April? Uciekłeś do pokoju Aarona? Czemu?
-
No, bo Nick mnie wkurzał. Wiecznie ogląda horrory wieczorami, albo siedzi na
laptopie i mnie nie przytula. No i jest wkurzający. – Powiedział najwyraźniej
wkurzony.
-
Młody, a to nie jest tak, że to ty troszkę przesadzasz? Masz już prawie
półtorej roku. I powiedzmy to szczerze, ale twoje dni płodne się zbliżają. Może
jesteś po prostu trochę przewrażliwiony? To potem mija. – Powiedziałem,
a April spojrzał na mnie zaskoczony. – No, co? Przecież nie jestem już
dzieckiem. Sam mam już cztery lata, prawie pięć, więc wiem, o czym mówię. Wiesz,
na początku będziesz nerwowy. Po jakimś czasie to będzie przychodzić
automatycznie i nawet nic nie zauważysz. – Poczochrałem jego włosy.
Jakiś
czas później pożegnaliśmy się z nimi. W aucie usiadłem na tylnim siedzeniu
razem z moim szczeniakiem, który zasnął spokojnie na moich kolanach. Zerknąłem
na Gabiego.
-
Kocham cię. – Powiedziałem z pewnością w głosie.
W
mojej głowie klarowała się myśl, że choćby nie wiem, co będę chciał tego
szczeniaka. I będę się o niego starać.
- Aaron! – Wołałem chodząc po
mieszkaniu. – Aaron gdzie jesteś?
Od
dziesięciu minut, szukałem go po całym mieszkaniu. Mickey w tym czasie szykował
galaretkę na jutro.
- Nadal go nie znalazłeś? –
Zapytał Mickey wychylając się z kuchni.
- Nie… - Westchnąłem
bezradnie. – Gdzie się mógł schować?
- Sprawdź w szafie w jego
pokoju.
- Ach! Musiałeś go nauczyć
zmieniania się? – Zacząłem narzekać.
Mickey
zaśmiał się głośno i wrócił do kuchni. Zrobiłem jak radził. Skierowałem się do
pokoju Aarona i rozglądnąłem wokół.
Pokój
Aarona nie był duży. Po lewej stronie pod oknem stało łóżko, a obok niego mała
szafka z lampką nocną. Na prawo od wejścia stała brązowa szafa, a na podłodze
leżał zielony, włochaty dywan.
Podszedłem
do szafy i otworzyłem ją. Moim oczom ukazała się mała, czarna kuleczka siedząca
w rogu szafy.
- Tu jesteś. – Uśmiechnąłem
się i wyciągnąłem szczeniaka z szafy.
Piesek
pisnął głośno i zaczął się wyrywać z moich rąk.
- Spokojnie, przecież kąpiel nie
jest taka zła. – Powiedziałem niosąc go do łazienki gdzie czekała na niego
wanna z ciepłą wodą.
- Mój synek nie chcę się
kąpać? – Zapytał Mickey wchodząc za mną do pomieszczenia.
- Ta… - Mruknąłem i posadziłem
małego na szafce. – Teraz nakłoń go do przemiany.
- Bez nerwów, Gabriel. –
Powiedział i podszedł do szczeniaka.
Pogłaskał
go po łepku, na co mały zamerdał ogonkiem.
- Jestem pewny, że on chce się
kąpać. Po prostu chciał się z tobą pobawić, prawda? – Zwrócił się do psa. – A
teraz zmień się, kochanie. Chcę wykąpać mojego małego brudaska.
Mały
szczęknął wesoło i przemienił się w człowieka. Zaśmiał się wesoło i chwycił
Mickey’a za szyję przytulając mocno.
- Co jest takie zabawne? –
Zapytałem.
- Tatuś jest głupiutki! –
Powiedział Aaron wskazując na mnie palcem.
Mickey
słysząc to zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- Tak, tak… Śmiejcie się ze
starego ojca. – Zrobiłem cierpiętniczą minę.
- Nie jesteś taki stary. –
Powiedział Aaron klepiąc mnie po ręce.
Uśmiechnąłem
się pod nosem.
- Dobra, a teraz rozbieraj się
słoneczko. – Poleciłem.
Chłopiec
kiwnął głową i zeskoczył na podłogę. Obserwowałem jak z ciężkimi sapnięciami
próbuje się rozebrać.
- Pomogę ci, kochanie. –
Zaoferował Mickey i klęknął przed chłopcem.
Aaron
kiwnął bez słowa głową i pozwolił się rozebrać.
- Chodź tu. – Podniosłem go i
wsadziłem do wanny.
- Mogę sobie trochę
posiedzieć? – Zapytał przebierając dłońmi pianę.
- Oczywiście. Zawołaj jak
będziesz chciał wyjść.
Nie
baliśmy się go zostawić. W wannie nie było zbyt dużo wody, a mały miał wokół
siebie dużo zabawek, więc na chwilę mogliśmy się odprężyć.
- Aaron! – Krzyknąłem
wybiegając z łazienki.
Mały
zaśmiał się głośno i pobiegł do salonu gdzie wskoczył Mickey’emu na kolana.
- A co to za golasek? –
Zaśmiał się biały przytulając synka.
- Uciekł mi z łazienki,
rozrabiaka mały. – Powiedziałem podając Mickey’owi piżamkę Aarona.
- Tak? Ty niedobry. – Zaczął
kićkać szczeniaka po brzuszku.
Aaron
roześmiał się.
- Może się ubierzemy, co?
Mickey
ubrał Aarona w jego niebieską piżamkę w misie, a na koniec cmoknął w nos.
- Gotowy do spania. –
Obwieścił sadzając Aarona obok siebie.
- Ale ja nie chcę jeszcze iść
spać! Chcę oglądnąć bajkę!
- Dobrze, dobrze. –
Powiedziałem i podałem mu etui z bajkami.
Mały
ucieszył się i zabrał się za wybieranie bajki.
- To ty wybieraj bajkę, a ja
zrobię ci mleczka. – Powiedział Mickey i wstał z kanapy.
- I co? Wybrałeś już? – Zapytałem
zajmując miejsce Mickey’ego.
- Tak. – Powiedział pokazując
mi płytę. – „Krainę Lodu”.
- „Krainę Lodu”?
- Tak, chcę zobaczyć Olafa.
- No dobrze.
Włączyłem
mu bajkę. Po chwili również przyszedł Mickey z butelką ciepłego mleka w butelce
niekapce.
- Proszę. – Podał małemu
butelkę. – O, widzę, że dziś oglądamy „Krainę Lodu”. – Zajął miejsce obok
Aarona.
Nasz
seans nie trwał zbyt długo. Gdy tylko Aaron opróżnił butelkę zrobił się senny.
Nie musieliśmy długo czekać by zasnął z lekko otwartymi usteczkami. Zaniosłem
go do jego pokoju i otuliłem kołderką. Pocałowałem w czółko i cicho wyszedłem z
pokoju przymykając za sobą drzwi.
Gdy
Gabi poszedł położyć małego do łóżka ja poszedłem pod prysznic. Szybka, ciepła
kąpiel i poszedłem do łóżka. Mój mąż już tam był. Rozsunął dla mnie kołdrę,
więc z chęcią wskoczyłem pod nią.
-
Jestem zmęczony. – Powiedziałem układając się wygodnie i przytulając do
Gabiego.
-
Tak? A to niby, dlaczego? – Zapytał rozbawiony.
-
Bo ktoś mnie wymęczył.
-
Że niby ja? To ty miałeś niezaspokojone libido. – Powiedział, a ja
zachichotałem rozbawiony.
-
No, a teraz daj mi spać, kochanie. Pewnie niedługo Aaron się obudzi. Trzeba
będzie do niego pójść. Skarżył mi się, że miał koszmary i April z nim spał. –
Mruknąłem ledwo kontaktując.
-
Nie martw się. – Pocałował mnie w czoło. – Pójdę do niego w razie, czego.
Uśmiechnąłem
się jeszcze lekko i zasnąłem.
Rano
usłyszałem głośne chichoty i piski mojego synka.
-
Ale tatku! Tatuś będzie zadowolony jak zrobimy naleśniki z masłem orzechowym
albo Nutellą! Dżemik możemy sobie odpuścić. – Powiedział, a ja zachichotałem.
Podniosłem
się powoli i wyszedłem z sypialni.
-
Tatuś! – Mały od razu pobiegł do mnie i przytulił się.
Uśmiechnąłem
się szeroko podnosząc go do góry.
-
Cześć, skarbie. O czym tak dyskutowałeś z tatą?
Mały
zamerdał ogonem uśmiechając się szeroko.
-
Przekonywałem tatę by zrobił mi i tobie naleśniki tylko z masłem orzechowym i Nutellą.
Uśmiechnąłem
się z czułością i pocałowałem go w czoło. Gdy posadziłem go na krześle podszedłem
do Gabiego i cmoknąłem go w policzek, przysuwając się do niego.
-
Hej, jak się spało? Dobrze się czujesz?
Wiedziałem,
o co pyta i tak szczerze… Przydałaby mi się chwila z nim sam na sam. Westchnąłem
ciężko.
-
Nie jest źle. Zaraz zbierasz się do pracy, prawda?
- Nie, do niedzieli mam wolne.
Wziąłem urlop. A! I dzisiaj idziemy do babci Kate! – Powiedział już głośniej,
przykuwając uwagę małego.
- Naprawdę, naprawdę,
naprawdę?! – Zapytał mój szczeniak podekscytowany.
Uśmiechnąłem się szeroko i
również zapytałem.
- Naprawdę?
- Tak, naprawdę. – Powiedział
do małego i przytulił mnie. – A gdy mały będzie u dziadków wrócę do domu do
ciebie. Zajmę się tobą odpowiednio, a potem pojedziemy wspólnie po małego.
Co ty na to?
Wyszczerzyłem się szeroko.
- Jesteś moim bohaterem. – Odpowiedziałem
cicho i zgarnąłem talerz z naleśnikami.
Postawiłem go na stole,
nakładając od razu jednego na talerz mojego szczeniaczka.
Po posiłku ubrałem, uczesałem
i wytulałem mojego szczeniaka, a potem pozwoliłem mu wyjść z jego tatą. Ja w
tym czasie postanowiłem się wykąpać i naszykować na powrót mojego męża.
Gdy Gabriel wrócił do domu od
razu ułożyłem się na pościeli i postanowiłem na niego tak zaczekać. Byłem już
tak napalony i chętny, że myślałem, że zwariuję. Gdy tylko przekroczył próg
sypialni zaskomlałem cicho.
- Długo będę na ciebie czekać?
– Zapytałem cicho.
Zamiast odpowiedzi otrzymałem
gorący pocałunek. Mruknąłem z aprobatą i rozsunąłem uda zachęcająco. Brunet
przyjął zaproszenie z wielką chęcią od razu ocierając się penisem o moje
pośladki. Mój mąż znał mnie już na tyle dobrze by do sypialni wejść od razu
rozebranym.
- O Boże… Dopóki nie wróciłeś
było w miarę okay, ale teraz… Pieprz mnie… Błagam! – Jęknąłem do jego ucha.
Gabriel zaczął obcałowywać
moją szyję
- Aż taki chętny jesteś? – Zapytał
cicho równocześnie z pod poduszki wyciągając lubrykant.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy
brunet wylał go trochę na palce i ostrożnie zaczął zanurzać je w moje wcześniej
przygotowane już wejście. Gabi zamruczał z aprobatą.
- Rozumiem, że aż tak. Cóż,
nie pozostaje mi nic innego jak spełnić twoją zachciankę. - Powiedział
odsuwając się na chwilę ode mnie, by nasmarować swoją męskość, którą w
następnej chwili zaczął we mnie zanurzać.
- O tak! – Jęknąłem głośno
zaciskając pięści na pościeli.
Gdy tylko poczułem, że jest we
mnie cały, pchnąłem biodrami by go poczuć jeszcze bardziej.
- Gabriel, rusz się! Szybo,
jak najszybciej!
- Jak sobie życzysz, śliczny.
Jechaliśmy właśnie do domu
rodziców Gabriela, by odebrać naszego szczeniaka.
- Dobrze, że go już zabieramy.
Nie lubię, gdy w domu jest tak cicho. A tu zaraz mały będzie szedł do szkoły.
Został nam miesiąc. A potem zacznie się szkoła, znajomi, problemy miłosne i tym
podobne. – Powiedziałem z jakąś nostalgią w głosie.
To był właśnie minus bycia
zwierzołakiem. Zbyt szybkie dorastanie.
- Spokojnie skarbie. Będziemy
się starać o kolejne dziecko tak jak rozmawialiśmy, więc nie będzie cicho. A co
do Aarona to on i tak już zawsze będzie pieszczoszkiem tatusia.
Zachichotałem tylko.
Gdy dojechaliśmy na miejsce
zadzwoniliśmy do drzwi, które otworzyła nam roześmiana Sara.
- Hej, kochani. No, no… Nie wiedziałam,
że macie takie plany.
- Co?
- Oj, nie wstydźcie się. Aaron
już się nam pochwalił.
Zmarszczyłem brwi i wszedłem do
środka razem z Gabim, by usłyszeć:
- I wujek tak wtedy
powiedział.
- Tak? I co na to twój tato
powiedział? – Zapytała mama Nicka wyraźnie rozbawiona.
- Powiedział, że porozmawia z
tatusiem i zobaczy, co się da zrobić.
- Z czym? – Zapytałem zdezorientowany, widząc
nagle jak do Gabiego wszytko dociera i widać, że ma ochotę parsknąć śmiechem.
- Z tym bym miał braciszka! – Wykrzyknął
mój szczeniak.
No tak, jego życzenie.
- Ha, ha, ha! No i się wydało,
dlaczego Gabi tak w pośpiechu zostawił małego. Spieszyło mu się do tworzenia
nowego życia. Ha, ha, ha! – Powiedziała ze śmiechem Sara, a ja tylko
westchnąłem ciężko, czując rumieńce na policzkach.
Zerknąłem na mojego synka i
widząc jego zachwyconą minę wiedziałem, że nawet jak Sara mi dokucza to moja
decyzja jest dobra. Bo wszyscy w domu tego chcą. Tak samo jak ja.
Spędziliśmy
przyjemny wieczór w domu moich rodziców. Aaron cieszył się najbardziej, gdyż
wiedział, że babcia pozwoli mu zjeść masło orzechowe. Ku mojemu zdziwieniu
Mickey nie odezwał się na ten temat. Do domu zaczęliśmy się zbierać, gdy nasz
syn zasnął na puchatym dywanie pod kominkiem. Dokładnie na tym samym, na którym
wylegiwał się Mickey jak był mały.
Podszedłem
do młodego i podniosłem go z ziemi. Mały mruknął coś niewyraźnie i przytulił
się do mojej szyi.
- Mój mały chłopczyk. –
Cmoknąłem go w puchate ucho, które zadrżało zabawnie. – Do widzenia mamo, tato.
– Pożegnałem się i wyszedłem przed dom, gdzie czekał na mnie Mickey.
- Chodźmy, bo mały zmarznie. –
Pogonił mnie.
Szybko
przeszliśmy do samochodu. Biały wziął małego na kolana by nie zsunął się z siedzenia.
Podczas jazdy przeczesywał mu delikatnie włosy dłonią. Uśmiechnąłem się.
Radością napawała mnie myśl, że mam szczęśliwą rodzinę.
- Niespodzianka! – Wykrzyknął
Aaron stojąc wraz ze mną w drzwiach do mieszkania Nicka.
- Hej, mały! – Przywitał się
blondyn. – Cześć, stary. – Podał mi dłoń, którą od razu uścisnąłem. – Wejdźcie.
Aprial aktualnie nie ma w domu, więc mamy całe mieszkanie do dyspozycji.
Aaron
od razu skorzystał z jego zaproszenia i wbiegł do środka.
- Za pewne poleciał do kuchni.
– Mruknąłem ściągając buty.
- Spokojnie, schowałem Nutellę
i masło orzechowe do górnej szafki.
- To dobrze, ale młody nawet
nie zdjął butów.
- Nie potrzebnie się
przejmujesz. Posprząta się. – Machnął ręką i poprowadził mnie do salonu.
- Wujku! – Krzyknął zrozpaczony
Aaron wchodząc do salonu. – Dlaczego przestawiłeś masło orzechowe?
- Bo twój tatuś by mi głowę
ususzył gdybym dał ci je zjeść. Znowu.
- To niesprawiedliwe! – Tupnął
nogą.
- Aaron. – Odezwałem się
ostrzegawczym tonem. – Nie jesteś u siebie w domu.
- Ale dlaczego April może jeść
masło orzechowe kiedy chce, a ja nie? – Zapytał obrażony.
- April jest od ciebie dużo
starszy.
- No i co?! – Krzyknął
ponownie tupiąc nogą.
- Aaron! – Podniosłem głos, na
co szczeniak skulił się odrobinę. – Podejdź do mnie, teraz. – Powiedziałem
twardo.
- Gabriel, może… - Odezwał się
Nick.
- Nie. Nie mogę mu pozwalać by
wszystko wymuszał płaczem czy fochami. Aaron. – Powtórzyłem.
Chłopiec
podszedł do mnie powoli z podkulonym ogonem.
- Tatusiu, ja… - Zaczął, ale
głos mu zadrżał.
- No słucham? Co masz mi
powiedzenia?
- Przepraszam, tatusiu. –
Wyszeptał.
- W porządku, ale wiesz, że
zachowałeś się nie ładnie, prawda?
- Wiem. – Powiedział I
przytulił się do mnie pociągając nosem.
- Ci… Nie płacz, kochanie. –
Pogłaskałem go po głowie.
Szczeniak
pokiwał głową i przetarł załzawione oczka dłonią.
- To może ja naleję soku? –
Zaproponował Nick.
- Z chęcią się napijemy, tak?
– Zwróciłem się do Aarona.
- Tak. – Przytaknął. – Tatusiu?
Mogę pooglądać bajki?
- Tak.
Mały
usiadł na kanapie i włączył sobie telewizor. Gdy wrócił Nick również usiedliśmy
obok niego.
- Opowiadaj jak tam ci się
układa z Aprilem? – Zapytałem uśmiechając się do niego.
Mężczyzna
skrzywił się lekko, ale zaczął mówić.
- Ostatnio sam nie wiem. Coś
niedobrego dzieje się z Aprilem.
- To znaczy?
- Bez kija nie podchodź. A
szczególnie wieczorami.
- Ale co? Że się wścieka?
- Tak. Mówi, że to przeze
mnie, bo wieczorami zamiast go przytulić oglądam horrory. Ale przecież zawsze
go głaskam by szybciej usnął.
- Wiesz… April ma już prawie
półtorej roku. Jego pierwsze dni płodne zbliżają się wielkimi krokami. Może
jest po prostu sfrustrowany?
- Sfrustrowany?
- Tak. Po prostu potrzebuje
teraz więcej czułości, więc rzeczywiście mógłbyś sobie odpuścić te wieczorne
seanse i zająć się swoim kociakiem.
- Może masz rację. – Przyznał
wzdychając ciężko. – Dzięki.
- Nie ma, za co.
*Cztery tygodnie
później*
- Ale czemu nie chcecie mi
powiedzieć gdzie idziemy? – Zajęczał Aaron, gdy szliśmy parkiem w kierunku
centrum.
- Bo to ma być niespodzianka,
synku. – Wytłumaczył Mickey.
- To powiedzcie mi chociaż, co
jest w tym wielkim pudełku, które stoi u mnie w pokoju i nie mogę go otworzyć.
- To jest część twojej
niespodzianki, więc dowiesz się dopiero po powrocie. Ale mogę ci powiedzieć, że
będzie mieć z tatą zajęcie na ten wieczór. – Powiedział Mickey mrugając do
mnie.
Westchnął
tylko, gdyż wiedziałem, co znajduje się w paczce.
- Tak?! – Ucieszył się. – Co
będziemy robić?
- Składać… różne części.
- O, fajnie.
Podczas
naszego spaceru Mickey’owi nagle zrobiło się słabo, więc przysiedliśmy na
ławce. Aaron w tym czasie postanowił pozbierać trochę kolorowych liści, które
opadły z drzew.
- Tylko się nie oddalaj za
bardzo. – Powiedziałem do chłopca zanim odbiegł w kierunku małego jeziorka.
- Dobrze tatku! – Krzyknął i
odbiegł od nas.
*Bonus*
Wybrałem
się na przejażdżkę rowerem. Postanowiłem skorzystać z wyjątkowo ładnej
jesiennej pogody i zadbać trochę o swoją kondycję. Wybrałem się do pobliskiego
parku, choć wiedziałem, że może być tam sporo dzieci i będę musiał bardzo
uważać. Ale był to mój ulubiony park i znałem tu wszystkie ścieżki rowerowe.
Wsiadłem
na rower i ruszyłem ścieżką między drzewami. Promienie słoneczne przechodziły
między łysymi gałęziami grzejąc przyjemnie moją skórę. Przymknąłem na chwilę
oczy rozkoszując się ciepłem słoneczka. Nie było to mądre posunięcie, ponieważ
gdy wyjechałem z prowizorycznego lasku i otworzyłem oczy słońce mnie oślepiło.
Zboczyłem ze ścieżki i teraz pędziłem po trawie w stronę jeziorka.
Wszystko
byłoby dobrze gdyby nie mały chłopiec stojący na mojej drodze. Starałem się
zareagować najszybciej jak potrafiłem. Chwyciłem kierownicę obiema dłońmi i
mocno skręciłem w lewo mijając chłopca o milimetry. Poczułem jak odbija się od
mojej nogi. Pewnie się przewrócił. Mój rower wbił się w pobliskie krzaki, a ja
wylądowałem na ziemi obijając sobie bark.
Syknąłem
cicho podnosząc się i rozmasowując bolące ramię. Nie użalałem się nad sobą zbyt
długo, bo usłyszałem płacz chłopca, którego o mało, co nie zabiłem. Obejrzałem
się i dostrzegłem próbującego się podnieść małego psiaka. Czym prędzej
podszedłem do niego nie patrząc na to, że w krzakach zostawiłem swój rower.
- Hej, mały. Nic ci się nie
stało? – Zapytałem podnosząc go z ziemi.
Chłopczyk
miał w swoich długich włoskach pełno suchych liści, a w oczach pełno łez, które
jedna po drugiej spływały po jego policzkach. Moją uwagę przykuło jednak to, że
chłopczyk nie ma jednej ręki. „Ty idioto! Prawie zabiłeś niepełnosprawnego
chłopca!” – Skarciłem się w myślach.
- Boli cię coś? – Zapytałem
oglądając go dokładnie.
- N-nie… - Wyszlochał. – Chcę
do tatusia! – Wykrzyknął i rozpłakał się jeszcze bardziej.
Nie
za bardzo wiedziałem, co zrobić. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji. Niby
miałem do czynienia z dziećmi praktycznie, na co dzień, bo pracuję w szkole,
ale żadnego jeszcze prawie nie zabiłem.
- Zabiorę cię do tatusia. –
Powiedziałem i wziąłem chłopca na ręce.
Nie
wiem, czemu, ale nagle przeszedł mnie dziwny dreszcz. Zapach chłopca sprawił,
że zakręciło mi się w głowie. Nie do końca byłem świadom, co to znaczy, ale
wiedziałem, że będę musiał to skonsultować ze swoim znajomym.
Niestety
mały nie powiedział mi gdzie są jego rodzice, więc musiałem ich znaleźć „na
wyczucie”. Na moje szczęście w parku nie było wiele potencjalnych par, które
mogłyby być rodzicami szczeniaka. Wybrałem tą najmłodszą, gdyż wydawało mi się,
że mały nie chodzi jeszcze do szkoły. Znałbym go.
Podszedłem
niepewnie do pary siedzącej na ławce zastanawiając się, co im powiedzieć.
- Przepraszam? – Zagadnąłem
zatrzymując się przed nimi.
Biały
pies podniósł na mnie wzrok. Na widok łkającego szczeniaka poderwał się z
ławki.
- Boże! Aaron! – Zabrał ode
mnie szczeniaka przytulając go mocno do siebie. – Sh… Kochanie… Nie płacz…
Nagle
odwrócił głowę w moją stronę i obnażając kły warknął na mnie wściekle.
- Co mu zrobiłeś?! –
Zawarczał.
Odrobinę
zlękniony podniosłem ręce w poddańczym geście i wycofałem się odrobinę.
- Małemu nic się nie stało…
- Jakby mu się nic nie stało
to by nie płakał!
- Przestraszył się po prostu.
– Próbowałem się bronić.
- Przestraszył? Czego się
przestraszył?! – Zrobił krok w moją stronę.
- Uspokój się, kochanie. –
Odezwał się drugi mężczyzna. – To na pewno da się jakoś wytłumaczyć, prawda? –
Zapytał dobitnie patrząc na mnie.
- Tak, oczywiście. –
Odpowiedziałem starając się zabrzmieć pewniej.
- Więc słuchamy, jak było?
Przełknąłem
ciężko ślinę. Jak mam im wytłumaczyć, co się stało?
- No, więc… Zacznę od tego, że
to był wypadek. Jechałem na rowerze i oślepiło mnie słońce. Prawie potrąciłem
małego, ale na szczęście szczeniak tylko się wywrócił.
- Tylko?! – Krzyknął biały,
lecz uspokoił się, gdy chłopiec w jego ramionach zadrżał. – Przepraszam. –
Mruknął głaszcząc syna po głowie przy okazji wyciągając mu z włosów liście.
- To naprawdę był wypadek!
- Spokojnie. – Odezwał się do
mnie starszy mężczyzna. – Nie zwracaj uwagi na mojego męża. – Dodał ciszej. –
Najważniejsze, że Aaronowi nic się nie stało.
- A więc masz na imię Aaron… -
Mruknąłem do siebie przyglądając się chłopcu.
- Słucham?
- Nie, nic. – Odpowiedziałem
szybko. – Będę się już zbierał, zostawiłem rower w krzakach. – Uśmiechnąłem się
trochę nie pewnie i pożegnałem z nimi.
Gdy odchodzili zauważyłem, że
mały Aaron patrzy na mnie z nad ramienia swojego ojca. Posłałem mu uśmiech. Ku
mojemu zdziwieniu młody odpowiedział na ten gest i również się do mnie
uśmiechnął. To był najpiękniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałem.
-
Już nic cię nie boli, mój aniołku? – Zapytałem nadal zmartwiony, niosąc go w
ramionach.
Teraz
już nie czułem żadnych zawrotów głowy. Myślałem tylko o moim szczeniaku.
-
Nie, tatusiu. Już nie boli. Szkoda, że ten pan już poszedł. Chciałem zobaczyć
jego rower. – Powiedział, a ja stężałem.
Maluch
patrzył na mnie jakby z lekkim żalem, z jakim ja patrzyłem na rodziców Gabriela,
gdy ten nie mógł się ze mną bawić. Zawarczałem nieświadomie.
-
Mickey, czemu ty warczysz? – Zapytał mój mąż zaskoczony, a ja spojrzałem na
niego ze skruchą.
-
Przepraszam. Ja… Później ci to wyjaśnię. – Powiedziałem, po czym pocałowałem
zaskoczonego Aarona.
-
No dobrze, ale może postawisz już Aarona na ziemi. Może już iść sam, a ty nie
musisz go dźwigać. – Spojrzałem na niego niezadowolony.
-
Gabriel, odczep się. To jest mój mały szczeniaczek, który upadł przez jakiegoś
ćwoka. Idiotę, który nie potrafi jeździć na rowerze i teraz muszę go potulić,
prawda skarbie? – Zapytałem mojego maluszka.
-
Nie! Ten pan był miły! Przytulił mnie i przyprowadził do was. Nie mów tak,
tatusiu. A teraz możesz mnie puścić.
Spojrzałem
na niego zaskoczony i poczułem żal. Mój szczeniaczek nie chciał pozwolić się
przytulić. Westchnąłem stwierdzając, że muszę się trochę uspokoić.
-
Dobrze, skarbie. Przepraszam. Mamy z tatą dla ciebie niespodziankę, pamiętasz?
Chodź, zaraz zobaczysz, co wymyśliliśmy. – Powiedziałem łapiąc go za rączkę.
Po
pięciu minutach stanęliśmy przed sklepem zoologicznym.
-
Tatusiu, co my tu robimy? – Zapytał merdając ogonkiem.
-
Przyszliśmy by kupić świnkę morską.
-
Tak! – Krzyknął mały i pociągnął mnie go środka.
W
sklepie od razu mnie puścił i poszedł obejrzeć zwierzątka. Wybieranie dla siebie
odpowiedniego pupila trochę mu zajęło, ale w końcu wybrał małą świnkę morską o
długim falistym, łaciatym futerku.
-
Nazwę go Mushu! – Powiedział podekscytowany, gdy sprzedawca podał mu zwierzątko
w niewielkim transporterku, który kupiliśmy by przetransportować świnkę do
domu.
-
Cieszysz się, skarbie?
-
Tak, dziękuję. Kocham was. – Powiedział wychodząc ze sklepu wpatrzony w świnkę.
Nie
patrzył, co dzieję się wokół niego, co zakończyło się głośnym piskiem hamulców
od rowera i niedowierzającymi słowami.
-
No, nie szczeniaku, znowu?
Przed
nami stał mężczyzna z parku.
-
Och, to ty! Zobacz mam świnkę morską! – Powiedział merdając ogonkiem.
Mężczyzna
uśmiechnął się ciepło, więc postanowiłem interweniować.
-
Aaron, nie mówi się na ty do obcych osób. To nieładnie.
Psiak
spojrzał na mężczyznę przepraszająco.
-
W porządku. Jestem Leon. – Powiedział do mojego synka, na co chciałem warknąć
zły, ale Gabriel pojawił się obok i mnie objął.
-
Miło nam. Przepraszam za Aarona. Jest podekscytowany i kompletnie nie zwraca
uwagi na to, co się dzieje wokół niego. Jest to dość normalne. – Powiedział
uśmiechając się do mężczyzny tak jakby to nie był ten, który w przyszłości może
zabrać naszego szczeniaka.
-
W porządku. Nic się nie stało. Uważaj na siebie, maluchu. – Powiedział, po czym
sięgnął do plecaka i wyjął małe pudełeczko z ślicznie ozdobionymi, kolorowymi
muffinkami. – Proszę. To tak za to, że się wcześniej przeze mnie przewróciłeś.
– Powiedział i poczochrał go po włosach i wsiadł na rower by odjechać.
Aaron
z szerokim uśmiechem pożegnał Leona, a ja miałem ochotę się rozpłakać na myśl,
że spotkał swojego opiekuna. Gabi widząc moja minę objął mnie i zabrał do domu.
Wieczorem,
gdy Aaron już spał położyliśmy się do łóżka, a Gabi zaczął ciężki temat.
-
Mickey, wiem, że się nie cieszysz, ale nie możesz się tak zachowywać.
-
Wiem, ale to mój synek.
-
Skarbie, ale on nie odejdzie na zawsze. Na razie się nie martw. Spotkał go dziś,
a następne spotkanie nie wiadomo, kiedy będzie. A do tego czasu nie myśl o tym.
Poza tym ciesz się, że nie wyglądał na kogoś, komu brak jego rączki by
przeszkadzał. – Powiedział, a ja przytuliłem się tylko do niego i westchnąłem.
Z
prawdą nie miałem, co walczyć. Poza tym byłem zbyt zmęczony by dłużej o tym
myśleć.
Coś mi się zdaje że Aron będzie miał rodzeństwo;) rozdział jak zwykle mi się podoba;) i oczywiście nie mogę się juz doczekać następnego;)
OdpowiedzUsuńJeeeeej cały rozdział o Mickey'u :D Na to czekałam. Jego zachowanie jest takie naturalne, niewymuszone... Moment, w którym "bronił" Aarona przed nieznajomym, bardzo mi się podobał. Nie wiem, czy tylko tak mi się wydaje, ale chyba używasz w tym rozdziale za dużo zdrobnień np. jeziorko, słoneczko, pudełeczko... Przynajmniej mnie kuły w oczy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAAAAA.. Co tak mało komentarzy? Nikt nie czyta?
OdpowiedzUsuńRownież zaczynam się martwić. Nikt nie lubi Mickey'ego i małego Aarona?
Usuń#freak
mnie, jeśli mam być szczera bardziej zainteresował wątek z Aaronem i jego opiekunem :) przepraszam, ale jakos Mickey od samego początku jest dla mnie taki 50/50.
UsuńNo mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie w pełni poświęcony Chesterowi i Willowi 😂
OdpowiedzUsuńBingo.
Usuń#freak
A mi się podoba każdy rozdział, bo jak by było tylko o parze głównej to by było nudno ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że nie zawiesicie bloga ze względu na tak mała liczbę czytelników ?
OdpowiedzUsuńNic mi na ten temat nie wiadomo.
Usuń#freak
Jeszcze tylko 3 godziny i 51 min;)
OdpowiedzUsuńNo to chyba ten wyjazd zaowocuje nowym braciszkiem dla Aarona ;)
OdpowiedzUsuńA swoją drogą straszny słodziak z tego psiaka, choć mam nadzieje, że nie będzie rozpieszczony tak jak April...
No i wygląda na to, że Aaronek spotkał swojego przyszłego opiekuna... mam nadzieję, że jeszcze coś na ten temat się dowiemy ;)
Pozdrawiam
Hej,
OdpowiedzUsuńco za słodki psiak, Mickey i Gabriel musza postarać się o braciszka dla Aarona, czyżby Aprilowi zaczynały się te dni? no, no mały spotkał swojego opiekuna...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia