czwartek, 17 września 2015

Rozdział 18 "Przymusowy wyjazd" + Bonus

Witam wszystkich!
Dziękuję za wszystkie komentarze. Naprawdę cieszy mnie fakt, że jest was coraz więcej.
Dzisiaj dostaniecie mały bonus w rozdziale.
Naprawdę nikt się nie skusi by czytać rozdziały po moich poprawkach i poprawić pozostawione błędy?
Rozdział był sprawdzany tylko raz, więc przepraszam za wszystkie błędy. Obiecuję je poprawić w najbliższym czasie.
#freak

Rozdział 18





Odkąd Aaron się urodził mogłem ze spokojem powiedzieć, że czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na ziemi. 
- Tatusiu?
- Tak?
- A pójdziemy do oceanarium?
Słysząc to uśmiechnąłem się szeroko. Mały ostatnio siedział z Aprilem i rudzielec opowiedział mu o oceanarium.
- Jestem pewny, że jak twój tata będzie miał czas to pojedziemy.
Psiak kiwnął głową, po czym otworzył sobie lodówkę.
- A mój szczeniaczek, czego tam szuka?
- Serek z koro… kolo… kolorowymi cukierkami.
Kiwnąłem głową i podałem mu to, co chciał.
- Otworzyć ci?
- Nie! Jestem już duży. – Powiedział pewnie.
Martwiłem się za każdym razem, gdy tak mówił. Prawda była taka, że pomoc przydawała mu się na każdym kroku. Za każdym razem, gdy widziałem jak zmaga się z otworzeniem jogurtu czy inną prostą rzeczą, miałem nadzieję, że nigdy nie będę musiał go oddawać i że będę mógł mu już zawsze pomagać. A z drugiej pragnąłem by miał w przyszłości naprawdę dobrego partnera, który użyczy mu swoich dłoni.
Aaron dość sprawnie poradził sobie z otwieraniem jogurtu. Miał dość dziwne sposoby, ale ważne było, że sobie poradził.
- Faktycznie, jesteś już duży. Poradziłeś sobie.
Mały zamerdał ogonkiem zachwycony i zabrał jogurt do salonu, a ja wróciłem do gotowania obiadu. Zadowolony, że nie siedzę sam czekając aż Gabriel wróci z pracy tylko mam mojego szczeniaka.
Kończyłem właśnie gotować, gdy zrobiło mi się gorąco. Poczułem jak momentalnie pot spływa mi po plecach. Do tego poczułem, że zaczynam się podniecać. Otworzyłem szeroko oczy i przysiadłem na krześle. Minęło sześć miesięcy od narodzin Aarona i kolejne cztery od moich dni płodnych. Łącznie dziesięć miesięcy. Czyżby wreszcie naszedł czas na te dni? Westchnąłem ciężko. Mimo bolącej erekcji w spodniach podniosłem się z krzesła. Gabriel miał być za jakieś dziesięć minut. Musiałem, więc skończyć gotować obiad. Poza tym moje odczucia nie mogły mi przeszkadzać w zajmowaniu się moim szczeniakiem, który właśnie wszedł do kuchni.
- Tatusiu za ile będzie obiad?
Uśmiechnąłem się najnaturalniej jak umiałem, mimo że czułem się w tym momencie jak osoba w trakcie tortur. Po pierwsze, było mi gorąco. Po drugie, potrzebowałem w tym momencie Gabriela, a po trzecie, jakby nie patrzeć to dość krępujące.
- Za chwilkę skarbie. Jak tylko twój tata przyjdzie do domu.
- To dobrze. A tatusiu? Dobrze się czujesz? Masz czerwone policzki.
Westchnąłem ciężko. Lepszego momentu nie mogłem sobie wybrać! 
- Tak skarbie, nie martw się. – Powiedziałem z westchnieniem.
Aaron przyjrzał mi się uważnie, po czym kiwnął głową i wyszedł z kuchni. Ja w tym czasie nałożyłem posiłek. Spaghetti, czyli ulubiona potrawa moich dwóch łakomczuchów. Talerze postawiłem na stół w momencie, gdy Gabriel wszedł do domu. A oznajmił mi to głośny okrzyk.
- Tata!
- Cześć, mój szczeniaczku. Byłeś grzeczny? Co porabiałeś?
- Tak, byłem. Bawiłem się i oglądałem bajki, i sam sobie otworzyłem jogurt. Ale boję się, że tatuś jest chory. Ma czerwone policzki, ale mówił, że wszystko w porządku.
Nastała chwila ciszy.
- Aha, to chodźmy do kuchni. Zobaczymy, co z tym twoim tatusiem.
Gdy Gabriel wszedł do kuchni poczułem się jeszcze „gorzej”, jeśli mogę to tak określić. Jego zapach, sam jego widok wzmocnił moją chęć. Mężczyzna przyglądał mi się przez chwilę uważnie.
- Hej. – Powiedziałem cicho.
I to mu wystarczyło. Sam mój głos. Gabriel zachichotał i odezwał się do Aarona.
- Skarbie, siądź do stołu i zacznij jeść. Ja pójdę z twoim tatą do łazienki. Wezmę apteczkę i zmierzę mu temperaturę.
Mały kiwnął głową. Czułem się głupio. Mój synek martwił się, że mogę być chory. Natomiast Gabriel miał ze mnie niezły ubaw. Zgarnął mnie z kuchni i zamknął za nami drzwi od łazienki.
- Niezły masz ubaw, co? – Skrzyżowałem ręce na piersi, a Gabriel z chichotem cmoknął mnie w policzek.
- No, troszeczkę. Twoja mina, gdy wszedłem do kuchni była powalająca. Ile się już tak męczysz?
- Z jakieś dziesięć minut.
- I już takie efekty?
Spuściłem głowę zawstydzony, a Gabriel zadowolony pocałował mnie w usta, łapiąc mnie za podbródek.
- Podoba mi się. Ile czasu minęło, od kiedy robiliśmy to ostatni raz?
- Hm… Jakiś miesiąc przed narodzinami małego, co oznacza, że minęło już siedem miesięcy.
- No, nieźle mnie przetrzymałeś mój piękny. – Powiedział przejeżdżając nosem po mojej szyi, powodując, że podnieciłem się jeszcze bardziej.
- Powiem ci, że to dziwne uczucie. Po tak długim czasie znów mieć te dni i taką ochotę na seks. Poza tym to nie dobrze. Aaron jest z nami, ma pokój obok naszego i…
Brunet przyłożył palec do moich ust.
- Spokojnie. Mam pomysł jak to rozwiązać. Zwykle po trzech pierwszych dniach największej ochoty jesteś już w stanie spokojnie wytrzymać. Dziś czwartek, a jutro właściwie zaczyna się weekend. Zadzwonię do Nicka, jestem pewny, że zgodzi się byśmy przywieźli do niego małego na weekend.
- Co? Po co?
- Zabiorę cię gdzieś. Nie powiem gdzie, ale pojedziemy na cały weekend. Cały weekend tylko we dwoje. A jak wrócimy w niedzielę to jestem pewny, że będziesz czuł się lepiej. – Powiedział, a ja nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu.
Pocałowałem go mocno w usta. 
- Kocham cię. Jesteś najlepszy. – Powiedziałem siadając mu na kolanach, gdy tylko przysiadł na szafce, w której trzymamy ręczniki.
- Też cię kocham. A teraz zrelaksuj się  i spuść z siebie trochę napięcia. – Powiedział wsadzając swoją dłoń w moją bieliznę.
Przygryzłem wargę by nie zajęczeć. Czułem ogromną rozkosz i ulgę, czując swojego męża tak blisko. Odezwałem się cicho przy jego uchu.
- Jeśli teraz przerwiesz przysięgam, że cię pogryzę. – Wyszeptałem równocześnie jęcząc cicho i ocierając się o niego. – Och…
- Hm? Wiesz, nie przeszkadzałoby mi to.
Słysząc to uśmiechnąłem się lekko i znów zajęczałem czując jak przyspiesza ruchy swojej dłoni.
- O… Mój… Nie wierzę, ale jeszcze chwila i nie wytrzymam.
Gabriel znów pocałował moją szyję, a ja jakbym znów miał pierwszy raz dni płodne spuściłem się bez żadnego ostrzeżenia na jego dłoń.
- I jak, mój piękny? Trochę spokojniejszy?
Kiwnąłem głową i liznąłem go po wargach. Gabriel cmoknął mnie tylko. Podniosłem się z jego kolan i od razu usiadłem na ziemi, czując się trochę zmęczony. Brunet umył ręce, po czym podniósł mnie z ziemi.
- Wracamy do kuchni. Pewnie Aaron już zjadł swój obiad.
- O Boże! Aaron! Cholera, jak ja mogłem o nim zapomnieć, choć na chwilę?
- Mickey. – Gabi złapał moją twarz w dłonie i spojrzał w oczy. – Daj spokój. Nic złego się nie stało. Po pierwsze nie zrobiłeś nic złego. To, że potrzebowałeś lekkiego oderwania jest czymś normalnym, poza tym Mickey, taka jest twoja natura. Po drugie, musisz wreszcie sobie odpuścić. Wiem, że się martwisz o naszego szczeniaka, ale on sobie świetnie radzi. Tak, więc głęboki wdech i uśmiech. Bo jutro wyjeżdżamy na trzy dni pełne przyjemności. – Powiedział przy moim uchu, a ja zadrżałem.
Wróciliśmy do kuchni gdzie Aaron właśnie kończył myć po sobie miseczkę i widelec. Nie było perfekcyjnie, ale i tak nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu. Zamerdałem szczęśliwy ogonem i podszedłem do Aarona by cmoknąć go w czubek głowy. 
- Mój dzielny szczeniaczek. Chodź, pomogę ci skończyć.
- Nie, tatusiu. Musicie z tatą zjeść obiadek. Dobrze się czujesz? – Zapytał patrząc na mnie.
Pocałowałem go w czoło.
- Wszystko dobrze, skarbie. – Powiedziałem zdejmując go z krzesełka.
Posadziłem go przy stole.
- Mickey, siądź przy stole i zjedz coś. – Powiedział Gabi siedząc już przy stole i zajadając się makaronem z mięsem.
- Już, ukroję tylko naszemu dzielnemu szczeniaczkowi kawałek karpatki.
Wyjąłem blaszkę z lodówki. Pokroiłem ciasto i położyłem na talerzu. Postawiłem go na stole obok, stawiając również mały talerzyk dla szczeniaczka.
- Teraz mogę jeść. – Powiedziałem.
- To teraz porozmawiamy z naszym ślicznym szczeniakiem. – Zaczął Gabriel. – Posłuchaj skarbie, chciałbym zabrać gdzieś twojego tatę na weekend. Musi troszeczkę odpocząć, więc pomyślałem, że mógłbyś w ten weekend zostać u wujka Nicka i Aprila, co ty na to?
Przygryzłem wargę.
- Ale pamiętaj skarbie, że jeśli nie chcesz nie musimy nigdzie jechać. Zostaniemy z tobą. Ja wcale nie czuję się aż tak źle. – Wtrąciłem od razu.
Gabirel spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym: „Co ty znowu robisz?!” 
- Nie, tatusiu. Mogę zostać u wujka. Lubię się z nim bawić. A jeszcze bardziej z Aprilem. – Powiedział mały, merdając podekscytowany ogonem.
Westchnąłem.
- Zuch psiak. W takim razie ja idę zadzwonić do wujka by się z nim umówić, a ty kończ ciasteczko i pomóż tatusiowi, tak?
Aaron od razu kiwnął głową. Gabriel wyszedł, a ja spojrzałem na psiaka. Aaron uwielbiał pomagać, więc Gabi starał się mu pokazywać w każdym momencie, że jego pomoc jest przydatna. Ja zresztą też.
Skończyłem jeść i zabrałem się za mycie naczyń. Aaron natomiast, po tym jak sprzątnął ze stołu, podkradł jeszcze jeden kawałek karpatki i wyszedł z kuchni.
- Nie jedz tyle ciasta maluchu, bo cię brzuszek rozboli.
Usłyszałem tylko chichot. Uśmiechnąłem się. Mój kochany szczeniaczek. Zaradny i mądry. Gabi ma rację, muszę trochę odpuścić. Tylko trochę. A przynajmniej na ten weekend.





- Ja chcę wcisnąć! – Wykrzyknął Aaron podbiegając do guzika przywołującego windę.
                Właśnie przywiozłem małego do Nicka i Aprila na weekend. Mickey nie przyjechał z nami, gdyż… nie za dobrze się czuł. Z Aaronem pożegnał się już wcześniej.
- Już, już. – Podniosłem syna lekko w górę, tak by mógł dosięgnąć guzika.
                Chłopiec z uśmiechem na twarzy wcisnął przycisk. Zamerdał szczęśliwy czarnym ogonkiem, gdy postawiłem go z powrotem na ziemi.
                Wjechaliśmy na piętnaste piętro. Gdy tylko drzwi windy się otwarły Aaron wybiegł na korytarz i podbiegł do odpowiednich drzwi. Nie pukając wszedł do środka.
- Aaron! – Krzyknął za chłopcem, ale drzwi od mieszkania zdążyły się już zamknąć.
                Pokręciłem głową i sprężystym krokiem skierowałem się do odpowiednich drzwi. Zapukałem parę razy i otworzyłem je. Od progu doszły mnie głośne śmiechy Aarona i Aprila. Wszedłem do środka.
- No pięknie, tatuśku. – Zaśmiał się Nickolas, gdy mnie zobaczył. – Już nie nadążasz za swoim dzieckiem?
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne.
- Nie obrażaj się, stary. – Poklepał mnie po ramieniu.
- Aaron. – Odezwałem się ignorując jego słowa. – Nie wolno wbiegać komuś do mieszkania.
                Chłopiec położył po sobie uszka i spojrzał w dół.
- Przepraszam. – Powiedział skruszonym głosem.
- Aw, słodziak! – Wykrzyknął April i przytulił małego do siebie.
                Chłopiec zaśmiał się głośno. Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem.
- Ale masz ładną fryzurkę. – Zauważył kocur i poczochrał Aarona po głowie. – Wyglądasz słodziutko z tą grzyweczką na prosto i malutkim kucykiem z tyłu. Tatuś ci go robił?
- Tak! Ale nie mógł tu z nami przyjechać, bo się źle czuł. – Przyznał Aaron ze smutkiem w głosie.
- Źle się czuł, co? – Nick spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem. – To już wiem, dlaczego zostawiacie małego u nas. Jedziecie płodzić rodzeństwo dla Aarona! – Zaśmiał się.
- Rodzeństwo? Będę miał braciszka?! – Zapytał uradowany Aaronek.
- Widzisz, co narobiłeś? – Powiedziałem zły.
- Spokojnie, spokojnie.
- A idź ty! – Machnąłem na niego ręką.
                Aaron pociągnął mnie za rękaw kurtki.
- Tato, to, co z tym braciszkiem? – Spojrzał na mnie błyszczącymi oczkami.
                Westchnął i kucnąłem przed nim.
- Posłuchaj słoneczko, to nie takie proste…
- To jest bardzo proste. – Wtrącił się Nick, za co dostał ode mnie w udo.
- Aaron obawiam się, że na razie nie będziesz miał młodszego rodzeństwa.
- Ale dlaczego? – Zapytał smutnym głosem.
- To nie zależy tylko ode mnie, ale też od taty.
- A jakbyś porozmawiał z tatą?
                Uśmiechnąłem się. Mój syn mnie rozbrajał.
- Porozmawiam z nim, okay?
- Okay! – Wykrzyknął uradowany I mocno mnie przytulił. – Kocham cię, tato.
- Ja też cię kocham, słoneczko.




- Gabriel, powiesz mi gdzie jedziemy? I jak długo będziemy jechać? – Zapytał Mickey, gdy wsiedliśmy do auta.
- Jedziemy do Freshwater i podróż zajmie nam niecałe pół godziny.
- To wcale nie jedziemy daleko.
- Nie, bo wiedziałem, że byś na to nie pozwolił. Nie zostawiłbyś Aarona tak daleko od siebie.
- Nie. – Uśmiechnął się z triumfem.
                Podróż minęła nam spokojnie z wyjątkiem małego… postoju, podczas której musiałem ulżyć swojemu mężowi. Na miejsce dojechaliśmy około godziny siódmej wieczorem. Zameldowaliśmy się w hotelu i od razu poszliśmy do pokoju.
- Ale jestem zmęczony! – Sapnął Mickey i opadł na łóżko.
- Czym się tak zmęczyłeś?
- Podróżą i powstrzymywaniem mojego libido.
- Coś ci nie wyszło kochanie skoro i tak musieliśmy się zatrzymać. – Zauważyłem.
- Nie mów, że ci się nie podobało. – Powiedział zmysłowym głosem i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.
                Nie odpowiedziałem. Podszedłem do niego i mocno wpiłem się w jego usta. Biały zamruczał z aprobatą i położył dłoń na moim karku.
- Może jednak spełnię życzenie Aarona? – Mruknąłem.
- Jakie życzenie?
- Aaron chce mieć młodszego braciszka, a kto wie, co się wydarzy przez te trzy dni, gdy jesteśmy sami.
- Pozwól, że się zastanowię nad tym życzeniem, dobrze?
- Jak sobie życzysz.



                Głośne jęki należące do Mickey’a to jedyne dźwięki, które dało się słyszeć w pokoju. Kochaliśmy się już po raz trzeci tej nocy i ciągle nie mieliśmy dość. Nic w tym dziwnego. Nie uprawialiśmy seksu przez siedem miesięcy. Musieliśmy się sobą nacieszyć.
- Podjąłeś już decyzję kochanie? – Wysapałem poruszając się szybko w jego wnętrzu.
- Mm… Tak… Chcę tego… Ah…! – Krzyknął dochodzą sobie na brzuch po raz któryś z kolei.
                Czując jak zaciska się na mnie wykonałem jeszcze parę chaotycznych ruchów i również doszedłem. W nim. Bez prezerwatywy.
                Nie wysunąłem się z jego wnętrza. Przełożyłem jego nogi na bok i położyłem się za jego plecami. Biały zaśmiał się słabo.
- Zachowujesz się jak pies.
- Hm…? – Zapytałem na granicy snu.
- Chcesz mieć pewność, że mnie zapłodnisz zanim twoja sperma ze mnie wypłynie.
                Zachichotałem.
- Dobrze mi w tobie. – Mruknąłem.
- Cieszę się, kochanie.
                Uśmiechnąłem się pod nosem i nie otwierając oczu wysunąłem się z jego ciała. Mickey jęknął cicho na mój ruch.
- Dobranoc. – Pocałowałem go za uchem.
- Dobranoc.
                Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu czułem się zaspokojony. Cieszyłem się również, że mogliśmy uprawiać seks bez obaw czy Aaron może nas usłyszeć. Miałem również nadzieję, że ta noc zaowocuje w przyszłości.






Tak szczerze to te trzy dni minęły pędem błyskawicy. Gabriel za każdym razem upewniał się czy dobrze się zabrał za robienie braciszka dla Aarona. Szczerze byłem zaskoczony, że tak łatwo się zgodziłem. Nie mówię, że będę narzekać czy coś, bo Aaron zaraz znów się zmieni i pójdzie do szkoły, a potem już pójdzie z górki. I znów zostałbym sam. Ale z drugiej strony, myśl, że coś znów mogło pójść nie tak ściskała mnie w środku. Zresztą, nie miałem pewności, że nam się udało. To są pierwsze dni płodne od czasu narodzin małego, więc nic nie było pewne. 
Podskoczyłem czując jak ktoś obejmuje mnie w tali.
- I co? Jesteś już, choć trochę spokojniejszy? Czy trzy dni to dla ciebie za mało?
Zachichotałem i pocałowałem Gabiego w policzek.
- Nie, jest w porządku. Mam ogromną chętkę na ciebie, ale zaspokoiłeś mnie na tyle bym mógł być w stanie wytrzymać.
Mężczyzna potarł nosem po mojej szyi.
- Myślisz, że się udało?
- Nie wiem, ale nie napalaj się tak, tatuśku. To jest pierwszy czas od narodzin Aarona i jest duże prawdopodobieństwo, że będziesz sobie musiał poczekać. A, poza tym tak się opierałeś i narzekałeś, że żadnych dzieci nie chcesz, a teraz o niczym innym byś nie myślał. – Powiedziałem parskając.
- Oj tam. Jedne, co nie daje mi spokoju to, co zrobimy jak Aaron pójdzie do szkoły. Wiesz, jeśli dzieci mu będą dokuczać albo znajdzie się ktoś chętny do zaadoptowania go.
Westchnąłem.
- Też mnie to martwi. Ale bardziej od dokuczania boli mnie myśl, że musielibyśmy go oddać.
- Wcale nie…
- Gabi! – Przerwałem mu. – Dobrze wiesz, że takich rzeczy nie powinno się zabraniać. To nieuniknione. Jedyne, co dla mnie jest ważne to to by ten ktoś dobrze się nim zajął. – Powiedziałem i pokazałem zęby. – Albo przekona się jak ostre potrafią być moje zęby.
Gabriel zaśmiał się i cmoknął mnie w czubek głowy.
- Dobra, pakuj się. Mówiłeś, że chcesz jak najszybciej zobaczyć Aarona.
Kiwnąłem energicznie głową i wziąłem się za pakowanie. 



W drodze powrotnej namówiłem go do zatrzymania się na tej samej stacji, co w piątek, gdy jechaliśmy do hotelu. Z wielką chęcią zaciągnąłem go do toalety. No, bo kurczę. Wracamy już do domu, więc potrzebowałem jeszcze jednej chwili by się nasycić.
- Wyjmij prezerwatywę z kieszeni kurtki.
- A to niby, czemu? Myślałem, że…
- Zaraz jedziemy dalej i nie do hotelu tylko do Nicka odebrać Aarona i nie mam zamiaru chodzić z plamą w spodniach. – Powiedziałem dobitnie.
Gabriel przyglądał mi się chwilę, po czym pocałował żarłocznie równocześnie zsuwając moje spodnie wraz z bielizną do kolan. Zamruczałem z aprobatą.
- Jesteś mój, najsłodszy. – Powiedział i przyjrzał mi się uważnie. – Chyba z tym poganianiem cię, co do szczeniaka przesadziłem.
Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Gabriel, chyba za dużo myślisz. Jakbym miał coś przeciwko od razu powiedziałbym nie. A teraz ruszaj się, bo mi tyłek zaraz zamarznie.
Na te słowa brunet uśmiechnął się szeroko i już zajął tylko mną.



Reszta drogi minęła nam bez przeszkód. Natomiast, gdy stanęliśmy przed drzwiami mieszkania Nicka doszły do nas głośne okrzyki.
- April, przysięgam Bogu, że nie kupię ci więcej masła orzechowego! Były trzy słoiki w domu i w ciągu trzech dni zniknęły. Ja wiem, że Aaron też lubi, ale ty go tym przekarmiłeś! Mickey mi łeb urwie przez ciebie!
Usłyszałem głośny śmiech Aprila i mojego syna.
- Oj tam, marudzisz. Po prostu my lubimy jeść mało orzechowe łyżką. Co nie, młody?
Słysząc te słowa od razu postanowiłem wkroczyć do mieszkania. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi.
- Tylko spokojnie. Chyba nie ochrzanisz Aprila?
- Oczywiście, że nie. Ochrzanię Nicka za to, że nie dość, że pozwala rudemu się objadać masłem orzechowym to jeszcze naszemu szczeniakowi.
Gabriel zachichotał w momencie, gdy drzwi otworzył nam blondyn.
- O hej! I jak wyjazd? Owocny? – Zapytał ze złośliwym uśmieszkiem najwyraźniej chcąc nam lekko dokuczyć na dzień dobry.
- Nie wiem jeszcze, ale wiem, że pozwoliłeś mojemu szczeniakowi, czyli twojemu chrześniakowi objadać się masłem orzechowym. – Powiedziałem i jak na zawołanie z kuchni wyłonili się April z Aaronem.
Oboje trzymali słoik z masłem orzechowym i łyżeczki. Wyglądali niczym istne niewiniątka.
- Słyszałeś? Ale to nie ja go karmiłem tylko mój niedobry kocur!
- Pięknie! Tak to słonko, koteczek, kicia, a jak trzeba ratować swoją skórę to kocur? A weź się wypchaj. – Powiedział Arpil, po czym uśmiechnął się do nas. – A, co do Aarona to Nick przesadza. 
- Tak? – Zapytałem rozbawiony. – No dobra, chłopaki. Oddawać masło orzechowe i łyżki.
Zarówno April jak i Aaron spojrzeli na mnie skrzywdzonym wzrokiem.
- No Mickey no. Powinieneś być teraz w świetnym humorze. Tak dopieszczony. – Powiedział wyszczerzając się do mnie.
Mogłem powiedzieć, że z całą pewnością rogi zaczęły mu wystawać spod tej burzy loków.
- Tatusiu, nie zabieraj nam.
Spojrzałem na mojego szczeniaka i jeszcze bardziej zmiękłem. 
- No dobra, chłopaki. Niech wam będzie, ale musicie się ze mną podzielić.
No cóż, sam również mam słabość do łakoci, więc byłem na przegranej pozycji. Aaron z chęcią postanowił się podzielić swoim słoikiem, a April dał mi łyżeczkę i z takim ekwipunkiem poszliśmy do salonu zostawiając Nicka i Gabriela samych. Na pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić, że Nick potrzebował rozmowy. W salonie Aaron od razu usiadł mi na kolanach i przytulił mnie mocno. 
- Tatusiu, tęskniłem. Bardzo. Ale było fajnie. Wujek Nick się ze mną bawił i April też. No i jak się obudziłem w nocy to April ze mną został, i spał w jednym łóżku. A i byliśmy na wycieczce nad oceanem! - Powiedział podekscytowany.
Dał mi buziaka i z powrotem wziął się za masło orzechowe i oglądanie bajek. Zerknąłem na Aprila, który uparcie grzebał w słoiku. 
- Co jest, April? Uciekłeś do pokoju Aarona? Czemu?
- No, bo Nick mnie wkurzał. Wiecznie ogląda horrory wieczorami, albo siedzi na laptopie i mnie nie przytula. No i jest wkurzający. – Powiedział najwyraźniej wkurzony. 
- Młody, a to nie jest tak, że to ty troszkę przesadzasz? Masz już prawie półtorej roku. I powiedzmy to szczerze, ale twoje dni płodne się zbliżają. Może jesteś po prostu trochę przewrażliwiony?  To potem mija. – Powiedziałem,  a April spojrzał na mnie zaskoczony. – No, co? Przecież nie jestem już dzieckiem. Sam mam już cztery lata, prawie pięć, więc wiem, o czym mówię. Wiesz, na początku będziesz nerwowy. Po jakimś czasie to będzie przychodzić automatycznie i nawet nic nie zauważysz. – Poczochrałem jego włosy.
Jakiś czas później pożegnaliśmy się z nimi. W aucie usiadłem na tylnim siedzeniu razem z moim szczeniakiem, który zasnął spokojnie na moich kolanach. Zerknąłem na Gabiego.
- Kocham cię. – Powiedziałem z pewnością w głosie.
W mojej głowie klarowała się myśl, że choćby nie wiem, co będę chciał tego szczeniaka. I będę się o niego starać.






- Aaron! – Wołałem chodząc po mieszkaniu. – Aaron gdzie jesteś?
                Od dziesięciu minut, szukałem go po całym mieszkaniu. Mickey w tym czasie szykował galaretkę na jutro.
- Nadal go nie znalazłeś? – Zapytał Mickey wychylając się z kuchni.
- Nie… - Westchnąłem bezradnie. – Gdzie się mógł schować?
- Sprawdź w szafie w jego pokoju.
- Ach! Musiałeś go nauczyć zmieniania się? – Zacząłem narzekać.
                Mickey zaśmiał się głośno i wrócił do kuchni. Zrobiłem jak radził. Skierowałem się do pokoju Aarona i rozglądnąłem wokół.
                Pokój Aarona nie był duży. Po lewej stronie pod oknem stało łóżko, a obok niego mała szafka z lampką nocną. Na prawo od wejścia stała brązowa szafa, a na podłodze leżał zielony, włochaty dywan.
                Podszedłem do szafy i otworzyłem ją. Moim oczom ukazała się mała, czarna kuleczka siedząca w rogu szafy.
- Tu jesteś. – Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem szczeniaka z szafy.
                Piesek pisnął głośno i zaczął się wyrywać z moich rąk.
- Spokojnie, przecież kąpiel nie jest taka zła. – Powiedziałem niosąc go do łazienki gdzie czekała na niego wanna z ciepłą wodą.
- Mój synek nie chcę się kąpać? – Zapytał Mickey wchodząc za mną do pomieszczenia.
- Ta… - Mruknąłem i posadziłem małego na szafce. – Teraz nakłoń go do przemiany.
- Bez nerwów, Gabriel. – Powiedział i podszedł do szczeniaka.
                Pogłaskał go po łepku, na co mały zamerdał ogonkiem.
- Jestem pewny, że on chce się kąpać. Po prostu chciał się z tobą pobawić, prawda? – Zwrócił się do psa. – A teraz zmień się, kochanie. Chcę wykąpać mojego małego brudaska.
                Mały szczęknął wesoło i przemienił się w człowieka. Zaśmiał się wesoło i chwycił Mickey’a za szyję przytulając mocno.
- Co jest takie zabawne? – Zapytałem.
- Tatuś jest głupiutki! – Powiedział Aaron wskazując na mnie palcem.
                Mickey słysząc to zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- Tak, tak… Śmiejcie się ze starego ojca. – Zrobiłem cierpiętniczą minę.
- Nie jesteś taki stary. – Powiedział Aaron klepiąc mnie po ręce.
                Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Dobra, a teraz rozbieraj się słoneczko. – Poleciłem.
                Chłopiec kiwnął głową i zeskoczył na podłogę. Obserwowałem jak z ciężkimi sapnięciami próbuje się rozebrać.
- Pomogę ci, kochanie. – Zaoferował Mickey i klęknął przed chłopcem.
                Aaron kiwnął bez słowa głową i pozwolił się rozebrać.
- Chodź tu. – Podniosłem go i wsadziłem do wanny.
- Mogę sobie trochę posiedzieć? – Zapytał przebierając dłońmi pianę.
- Oczywiście. Zawołaj jak będziesz chciał wyjść.
                Nie baliśmy się go zostawić. W wannie nie było zbyt dużo wody, a mały miał wokół siebie dużo zabawek, więc na chwilę mogliśmy się odprężyć.



- Aaron! – Krzyknąłem wybiegając z łazienki.
                Mały zaśmiał się głośno i pobiegł do salonu gdzie wskoczył Mickey’emu na kolana.
- A co to za golasek? – Zaśmiał się biały przytulając synka.
- Uciekł mi z łazienki, rozrabiaka mały. – Powiedziałem podając Mickey’owi piżamkę Aarona.
- Tak? Ty niedobry. – Zaczął kićkać szczeniaka po brzuszku.
                Aaron roześmiał się.
- Może się ubierzemy, co?
                Mickey ubrał Aarona w jego niebieską piżamkę w misie, a na koniec cmoknął w nos.
- Gotowy do spania. – Obwieścił sadzając Aarona obok siebie.
- Ale ja nie chcę jeszcze iść spać! Chcę oglądnąć bajkę!
- Dobrze, dobrze. – Powiedziałem i podałem mu etui z bajkami.
                Mały ucieszył się i zabrał się za wybieranie bajki.
- To ty wybieraj bajkę, a ja zrobię ci mleczka. – Powiedział Mickey i wstał z kanapy.
- I co? Wybrałeś już? – Zapytałem zajmując miejsce Mickey’ego.
- Tak. – Powiedział pokazując mi płytę. – „Krainę Lodu”.
- „Krainę Lodu”?
- Tak, chcę zobaczyć Olafa.
- No dobrze.
                Włączyłem mu bajkę. Po chwili również przyszedł Mickey z butelką ciepłego mleka w butelce niekapce.
- Proszę. – Podał małemu butelkę. – O, widzę, że dziś oglądamy „Krainę Lodu”. – Zajął miejsce obok Aarona.
                Nasz seans nie trwał zbyt długo. Gdy tylko Aaron opróżnił butelkę zrobił się senny. Nie musieliśmy długo czekać by zasnął z lekko otwartymi usteczkami. Zaniosłem go do jego pokoju i otuliłem kołderką. Pocałowałem w czółko i cicho wyszedłem z pokoju przymykając za sobą drzwi.






Gdy Gabi poszedł położyć małego do łóżka ja poszedłem pod prysznic. Szybka, ciepła kąpiel i poszedłem do łóżka. Mój mąż już tam był. Rozsunął dla mnie kołdrę, więc z chęcią wskoczyłem pod nią.
- Jestem zmęczony. – Powiedziałem układając się wygodnie i przytulając do Gabiego.
- Tak? A to niby, dlaczego? – Zapytał rozbawiony.
- Bo ktoś mnie wymęczył.
- Że niby ja? To ty miałeś niezaspokojone libido. – Powiedział, a ja zachichotałem rozbawiony.
- No, a teraz daj mi spać, kochanie. Pewnie niedługo Aaron się obudzi. Trzeba będzie do niego pójść. Skarżył mi się, że miał koszmary i April z nim spał. – Mruknąłem ledwo kontaktując. 
- Nie martw się. – Pocałował mnie w czoło. – Pójdę do niego w razie, czego.
Uśmiechnąłem się jeszcze lekko i zasnąłem.



Rano usłyszałem głośne chichoty i piski mojego synka.
- Ale tatku! Tatuś będzie zadowolony jak zrobimy naleśniki z masłem orzechowym albo Nutellą! Dżemik możemy sobie odpuścić. – Powiedział, a ja zachichotałem.
Podniosłem się powoli i wyszedłem z sypialni.
- Tatuś! – Mały od razu pobiegł do mnie i przytulił się.
Uśmiechnąłem się szeroko podnosząc go do góry.
- Cześć, skarbie. O czym tak dyskutowałeś z tatą?
Mały zamerdał ogonem uśmiechając się szeroko.
- Przekonywałem tatę by zrobił mi i tobie naleśniki tylko z masłem orzechowym i Nutellą.
Uśmiechnąłem się z czułością i pocałowałem go w czoło. Gdy posadziłem go na krześle podszedłem do Gabiego i cmoknąłem go w policzek, przysuwając się do niego.
- Hej, jak się spało? Dobrze się czujesz?
Wiedziałem, o co pyta i tak szczerze… Przydałaby mi się chwila z nim sam na sam. Westchnąłem ciężko.
- Nie jest źle. Zaraz zbierasz się do pracy, prawda? 
- Nie, do niedzieli mam wolne. Wziąłem urlop. A! I dzisiaj idziemy do babci Kate! – Powiedział już głośniej, przykuwając uwagę małego.
- Naprawdę, naprawdę, naprawdę?! – Zapytał mój szczeniak podekscytowany.
Uśmiechnąłem się szeroko i również zapytałem.
- Naprawdę?
- Tak, naprawdę. – Powiedział do małego i przytulił mnie. – A gdy mały będzie u dziadków wrócę do domu do ciebie. Zajmę się tobą odpowiednio, a potem pojedziemy wspólnie po małego. Co ty na to?
Wyszczerzyłem się szeroko.
- Jesteś moim bohaterem. – Odpowiedziałem cicho i zgarnąłem talerz z naleśnikami.
Postawiłem go na stole, nakładając od razu jednego na talerz mojego szczeniaczka. 
Po posiłku ubrałem, uczesałem i wytulałem mojego szczeniaka, a potem pozwoliłem mu wyjść z jego tatą. Ja w tym czasie postanowiłem się wykąpać i naszykować na powrót mojego męża.
 
Gdy Gabriel wrócił do domu od razu ułożyłem się na pościeli i postanowiłem na niego tak zaczekać. Byłem już tak napalony i chętny, że myślałem, że zwariuję. Gdy tylko przekroczył próg sypialni zaskomlałem cicho.
- Długo będę na ciebie czekać? – Zapytałem cicho.
Zamiast odpowiedzi otrzymałem gorący pocałunek. Mruknąłem z aprobatą i rozsunąłem uda zachęcająco. Brunet przyjął zaproszenie z wielką chęcią od razu ocierając się penisem o moje pośladki. Mój mąż znał mnie już na tyle dobrze by do sypialni wejść od razu rozebranym.
- O Boże… Dopóki nie wróciłeś było w miarę okay, ale teraz… Pieprz mnie… Błagam! – Jęknąłem do jego ucha.
Gabriel zaczął obcałowywać moją szyję 
- Aż taki chętny jesteś? – Zapytał cicho równocześnie z pod poduszki wyciągając lubrykant.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy brunet wylał go trochę na palce i ostrożnie zaczął zanurzać je w moje wcześniej przygotowane już wejście. Gabi zamruczał z aprobatą.
- Rozumiem, że aż tak. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak spełnić twoją zachciankę. - Powiedział odsuwając się na chwilę ode mnie, by nasmarować swoją męskość, którą w następnej chwili zaczął we mnie zanurzać.
- O tak! – Jęknąłem głośno zaciskając pięści na pościeli.
Gdy tylko poczułem, że jest we mnie cały, pchnąłem biodrami by go poczuć jeszcze bardziej.
- Gabriel, rusz się! Szybo, jak najszybciej! 
- Jak sobie życzysz, śliczny.


Jechaliśmy właśnie do domu rodziców Gabriela, by odebrać naszego szczeniaka.
- Dobrze, że go już zabieramy. Nie lubię, gdy w domu jest tak cicho. A tu zaraz mały będzie szedł do szkoły. Został nam miesiąc. A potem zacznie się szkoła, znajomi, problemy miłosne i tym podobne. – Powiedziałem z jakąś nostalgią w głosie.
To był właśnie minus bycia zwierzołakiem. Zbyt szybkie dorastanie.
- Spokojnie skarbie. Będziemy się starać o kolejne dziecko tak jak rozmawialiśmy, więc nie będzie cicho. A co do Aarona to on i tak już zawsze będzie pieszczoszkiem tatusia.
Zachichotałem tylko.
Gdy dojechaliśmy na miejsce zadzwoniliśmy do drzwi, które otworzyła nam roześmiana Sara.
- Hej, kochani. No, no… Nie wiedziałam, że macie takie plany.
- Co?
- Oj, nie wstydźcie się. Aaron już się nam pochwalił.
Zmarszczyłem brwi i wszedłem do środka razem z Gabim, by usłyszeć:
- I wujek tak wtedy powiedział.
- Tak? I co na to twój tato powiedział? – Zapytała mama Nicka wyraźnie rozbawiona.
- Powiedział, że porozmawia z tatusiem i zobaczy, co się da zrobić.
-  Z czym? – Zapytałem zdezorientowany, widząc nagle jak do Gabiego wszytko dociera i widać, że ma ochotę parsknąć śmiechem.
- Z tym bym miał braciszka! – Wykrzyknął mój szczeniak.
No tak, jego życzenie.
- Ha, ha, ha! No i się wydało, dlaczego Gabi tak w pośpiechu zostawił małego. Spieszyło mu się do tworzenia nowego życia. Ha, ha, ha! – Powiedziała ze śmiechem Sara, a ja tylko westchnąłem ciężko, czując rumieńce na policzkach.
Zerknąłem na mojego synka i widząc jego zachwyconą minę wiedziałem, że nawet jak Sara mi dokucza to moja decyzja jest dobra. Bo wszyscy w domu tego chcą. Tak samo jak ja.






                Spędziliśmy przyjemny wieczór w domu moich rodziców. Aaron cieszył się najbardziej, gdyż wiedział, że babcia pozwoli mu zjeść masło orzechowe. Ku mojemu zdziwieniu Mickey nie odezwał się na ten temat. Do domu zaczęliśmy się zbierać, gdy nasz syn zasnął na puchatym dywanie pod kominkiem. Dokładnie na tym samym, na którym wylegiwał się Mickey jak był mały.
                Podszedłem do młodego i podniosłem go z ziemi. Mały mruknął coś niewyraźnie i przytulił się do mojej szyi.
- Mój mały chłopczyk. – Cmoknąłem go w puchate ucho, które zadrżało zabawnie. – Do widzenia mamo, tato. – Pożegnałem się i wyszedłem przed dom, gdzie czekał na mnie Mickey.
- Chodźmy, bo mały zmarznie. – Pogonił mnie.
                Szybko przeszliśmy do samochodu. Biały wziął małego na kolana by nie zsunął się z siedzenia. Podczas jazdy przeczesywał mu delikatnie włosy dłonią. Uśmiechnąłem się. Radością napawała mnie myśl, że mam szczęśliwą rodzinę.




- Niespodzianka! – Wykrzyknął Aaron stojąc wraz ze mną w drzwiach do mieszkania Nicka.
- Hej, mały! – Przywitał się blondyn. – Cześć, stary. – Podał mi dłoń, którą od razu uścisnąłem. – Wejdźcie. Aprial aktualnie nie ma w domu, więc mamy całe mieszkanie do dyspozycji.
                Aaron od razu skorzystał z jego zaproszenia i wbiegł do środka.
- Za pewne poleciał do kuchni. – Mruknąłem ściągając buty.
- Spokojnie, schowałem Nutellę i masło orzechowe do górnej szafki.
- To dobrze, ale młody nawet nie zdjął butów.
- Nie potrzebnie się przejmujesz. Posprząta się. – Machnął ręką i poprowadził mnie do salonu.
- Wujku! – Krzyknął zrozpaczony Aaron wchodząc do salonu. – Dlaczego przestawiłeś masło orzechowe?
- Bo twój tatuś by mi głowę ususzył gdybym dał ci je zjeść. Znowu.
- To niesprawiedliwe! – Tupnął nogą.
- Aaron. – Odezwałem się ostrzegawczym tonem. – Nie jesteś u siebie w domu.
- Ale dlaczego April może jeść masło orzechowe kiedy chce, a ja nie? – Zapytał obrażony.
- April jest od ciebie dużo starszy.
- No i co?! – Krzyknął ponownie tupiąc nogą.
- Aaron! – Podniosłem głos, na co szczeniak skulił się odrobinę. – Podejdź do mnie, teraz. – Powiedziałem twardo.
- Gabriel, może… - Odezwał się Nick.
- Nie. Nie mogę mu pozwalać by wszystko wymuszał płaczem czy fochami. Aaron. – Powtórzyłem.
                Chłopiec podszedł do mnie powoli z podkulonym ogonem.
- Tatusiu, ja… - Zaczął, ale głos mu zadrżał.
- No słucham? Co masz mi powiedzenia?
- Przepraszam, tatusiu. – Wyszeptał.
- W porządku, ale wiesz, że zachowałeś się nie ładnie, prawda?
- Wiem. – Powiedział I przytulił się do mnie pociągając nosem.
- Ci… Nie płacz, kochanie. – Pogłaskałem go po głowie.
                Szczeniak pokiwał głową i przetarł załzawione oczka dłonią.
- To może ja naleję soku? – Zaproponował Nick.
- Z chęcią się napijemy, tak? – Zwróciłem się do Aarona.
- Tak. – Przytaknął. – Tatusiu? Mogę pooglądać bajki?
- Tak.
                Mały usiadł na kanapie i włączył sobie telewizor. Gdy wrócił Nick również usiedliśmy obok niego.
- Opowiadaj jak tam ci się układa z Aprilem? – Zapytałem uśmiechając się do niego.
                Mężczyzna skrzywił się lekko, ale zaczął mówić.
- Ostatnio sam nie wiem. Coś niedobrego dzieje się z Aprilem.
- To znaczy?
- Bez kija nie podchodź. A szczególnie wieczorami.
- Ale co? Że się wścieka?
- Tak. Mówi, że to przeze mnie, bo wieczorami zamiast go przytulić oglądam horrory. Ale przecież zawsze go głaskam by szybciej usnął.
- Wiesz… April ma już prawie półtorej roku. Jego pierwsze dni płodne zbliżają się wielkimi krokami. Może jest po prostu sfrustrowany?
- Sfrustrowany?
- Tak. Po prostu potrzebuje teraz więcej czułości, więc rzeczywiście mógłbyś sobie odpuścić te wieczorne seanse i zająć się swoim kociakiem.
- Może masz rację. – Przyznał wzdychając ciężko. – Dzięki.
- Nie ma, za co.


*Cztery tygodnie później*

- Ale czemu nie chcecie mi powiedzieć gdzie idziemy? – Zajęczał Aaron, gdy szliśmy parkiem w kierunku centrum.
- Bo to ma być niespodzianka, synku. – Wytłumaczył Mickey.
- To powiedzcie mi chociaż, co jest w tym wielkim pudełku, które stoi u mnie w pokoju i nie mogę go otworzyć.
- To jest część twojej niespodzianki, więc dowiesz się dopiero po powrocie. Ale mogę ci powiedzieć, że będzie mieć z tatą zajęcie na ten wieczór. – Powiedział Mickey mrugając do mnie.
                Westchnął tylko, gdyż wiedziałem, co znajduje się w paczce.
- Tak?! – Ucieszył się. – Co będziemy robić?
- Składać… różne części.
- O, fajnie.
                Podczas naszego spaceru Mickey’owi nagle zrobiło się słabo, więc przysiedliśmy na ławce. Aaron w tym czasie postanowił pozbierać trochę kolorowych liści, które opadły z drzew.
- Tylko się nie oddalaj za bardzo. – Powiedziałem do chłopca zanim odbiegł w kierunku małego jeziorka.
- Dobrze tatku! – Krzyknął i odbiegł od nas.

*Bonus*

                Wybrałem się na przejażdżkę rowerem. Postanowiłem skorzystać z wyjątkowo ładnej jesiennej pogody i zadbać trochę o swoją kondycję. Wybrałem się do pobliskiego parku, choć wiedziałem, że może być tam sporo dzieci i będę musiał bardzo uważać. Ale był to mój ulubiony park i znałem tu wszystkie ścieżki rowerowe.
                Wsiadłem na rower i ruszyłem ścieżką między drzewami. Promienie słoneczne przechodziły między łysymi gałęziami grzejąc przyjemnie moją skórę. Przymknąłem na chwilę oczy rozkoszując się ciepłem słoneczka. Nie było to mądre posunięcie, ponieważ gdy wyjechałem z prowizorycznego lasku i otworzyłem oczy słońce mnie oślepiło. Zboczyłem ze ścieżki i teraz pędziłem po trawie w stronę jeziorka.
                Wszystko byłoby dobrze gdyby nie mały chłopiec stojący na mojej drodze. Starałem się zareagować najszybciej jak potrafiłem. Chwyciłem kierownicę obiema dłońmi i mocno skręciłem w lewo mijając chłopca o milimetry. Poczułem jak odbija się od mojej nogi. Pewnie się przewrócił. Mój rower wbił się w pobliskie krzaki, a ja wylądowałem na ziemi obijając sobie bark.
                Syknąłem cicho podnosząc się i rozmasowując bolące ramię. Nie użalałem się nad sobą zbyt długo, bo usłyszałem płacz chłopca, którego o mało, co nie zabiłem. Obejrzałem się i dostrzegłem próbującego się podnieść małego psiaka. Czym prędzej podszedłem do niego nie patrząc na to, że w krzakach zostawiłem swój rower.
- Hej, mały. Nic ci się nie stało? – Zapytałem podnosząc go z ziemi.
                Chłopczyk miał w swoich długich włoskach pełno suchych liści, a w oczach pełno łez, które jedna po drugiej spływały po jego policzkach. Moją uwagę przykuło jednak to, że chłopczyk nie ma jednej ręki. „Ty idioto! Prawie zabiłeś niepełnosprawnego chłopca!” – Skarciłem się w myślach.
- Boli cię coś? – Zapytałem oglądając go dokładnie.
- N-nie… - Wyszlochał. – Chcę do tatusia! – Wykrzyknął i rozpłakał się jeszcze bardziej.
                Nie za bardzo wiedziałem, co zrobić. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji. Niby miałem do czynienia z dziećmi praktycznie, na co dzień, bo pracuję w szkole, ale żadnego jeszcze prawie nie zabiłem.
- Zabiorę cię do tatusia. – Powiedziałem i wziąłem chłopca na ręce.
                Nie wiem, czemu, ale nagle przeszedł mnie dziwny dreszcz. Zapach chłopca sprawił, że zakręciło mi się w głowie. Nie do końca byłem świadom, co to znaczy, ale wiedziałem, że będę musiał to skonsultować ze swoim znajomym.
                Niestety mały nie powiedział mi gdzie są jego rodzice, więc musiałem ich znaleźć „na wyczucie”. Na moje szczęście w parku nie było wiele potencjalnych par, które mogłyby być rodzicami szczeniaka. Wybrałem tą najmłodszą, gdyż wydawało mi się, że mały nie chodzi jeszcze do szkoły. Znałbym go.
                Podszedłem niepewnie do pary siedzącej na ławce zastanawiając się, co im powiedzieć.
- Przepraszam? – Zagadnąłem zatrzymując się przed nimi.
                Biały pies podniósł na mnie wzrok. Na widok łkającego szczeniaka poderwał się z ławki.
- Boże! Aaron! – Zabrał ode mnie szczeniaka przytulając go mocno do siebie. – Sh… Kochanie… Nie płacz…
                Nagle odwrócił głowę w moją stronę i obnażając kły warknął na mnie wściekle.
- Co mu zrobiłeś?! – Zawarczał.
                Odrobinę zlękniony podniosłem ręce w poddańczym geście i wycofałem się odrobinę.
- Małemu nic się nie stało…
- Jakby mu się nic nie stało to by nie płakał!
- Przestraszył się po prostu. – Próbowałem się bronić.
- Przestraszył? Czego się przestraszył?! – Zrobił krok w moją stronę.
- Uspokój się, kochanie. – Odezwał się drugi mężczyzna. – To na pewno da się jakoś wytłumaczyć, prawda? – Zapytał dobitnie patrząc na mnie.
- Tak, oczywiście. – Odpowiedziałem starając się zabrzmieć pewniej.
- Więc słuchamy, jak było?
                Przełknąłem ciężko ślinę. Jak mam im wytłumaczyć, co się stało?
- No, więc… Zacznę od tego, że to był wypadek. Jechałem na rowerze i oślepiło mnie słońce. Prawie potrąciłem małego, ale na szczęście szczeniak tylko się wywrócił.
- Tylko?! – Krzyknął biały, lecz uspokoił się, gdy chłopiec w jego ramionach zadrżał. – Przepraszam. – Mruknął głaszcząc syna po głowie przy okazji wyciągając mu z włosów liście.
- To naprawdę był wypadek!
- Spokojnie. – Odezwał się do mnie starszy mężczyzna. – Nie zwracaj uwagi na mojego męża. – Dodał ciszej. – Najważniejsze, że Aaronowi nic się nie stało.
- A więc masz na imię Aaron… - Mruknąłem do siebie przyglądając się chłopcu.
- Słucham?
- Nie, nic. – Odpowiedziałem szybko. – Będę się już zbierał, zostawiłem rower w krzakach. – Uśmiechnąłem się trochę nie pewnie i pożegnałem z nimi.
Gdy odchodzili zauważyłem, że mały Aaron patrzy na mnie z nad ramienia swojego ojca. Posłałem mu uśmiech. Ku mojemu zdziwieniu młody odpowiedział na ten gest i również się do mnie uśmiechnął. To był najpiękniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałem.


 



- Już nic cię nie boli, mój aniołku? – Zapytałem nadal zmartwiony, niosąc go w ramionach.
Teraz już nie czułem żadnych zawrotów głowy. Myślałem tylko o moim szczeniaku.
- Nie, tatusiu. Już nie boli. Szkoda, że ten pan już poszedł. Chciałem zobaczyć jego rower. – Powiedział, a ja stężałem.
Maluch patrzył na mnie jakby z lekkim żalem, z jakim ja patrzyłem na rodziców Gabriela, gdy ten nie mógł  się ze mną bawić. Zawarczałem nieświadomie.
- Mickey, czemu ty warczysz? – Zapytał mój mąż zaskoczony, a ja spojrzałem na niego ze skruchą.
- Przepraszam. Ja… Później ci to wyjaśnię. – Powiedziałem, po czym pocałowałem zaskoczonego Aarona.
- No dobrze, ale może postawisz już Aarona na ziemi. Może już iść sam, a ty nie musisz go dźwigać. – Spojrzałem na niego niezadowolony. 
- Gabriel, odczep się. To jest mój mały szczeniaczek, który upadł przez jakiegoś ćwoka. Idiotę, który nie potrafi jeździć na rowerze i teraz muszę go potulić, prawda skarbie? – Zapytałem mojego maluszka. 
- Nie! Ten pan był miły! Przytulił mnie i przyprowadził do was. Nie mów tak, tatusiu. A teraz możesz mnie puścić.
Spojrzałem na niego zaskoczony i poczułem żal. Mój szczeniaczek nie chciał pozwolić się przytulić. Westchnąłem stwierdzając, że muszę się trochę uspokoić. 
- Dobrze, skarbie. Przepraszam. Mamy z tatą dla ciebie niespodziankę, pamiętasz? Chodź, zaraz zobaczysz, co wymyśliliśmy. – Powiedziałem łapiąc go za rączkę.
Po pięciu minutach stanęliśmy przed sklepem zoologicznym. 
- Tatusiu, co my tu robimy? – Zapytał merdając ogonkiem.
- Przyszliśmy by kupić świnkę morską.
- Tak! – Krzyknął mały i pociągnął mnie go środka.
W sklepie od razu mnie puścił i poszedł obejrzeć zwierzątka. Wybieranie dla siebie odpowiedniego pupila trochę mu zajęło, ale w końcu wybrał małą świnkę morską o długim falistym, łaciatym futerku.
- Nazwę go Mushu! – Powiedział podekscytowany, gdy sprzedawca podał mu zwierzątko w niewielkim transporterku, który kupiliśmy by przetransportować świnkę do domu.
- Cieszysz się, skarbie?
- Tak, dziękuję. Kocham was. – Powiedział wychodząc ze sklepu wpatrzony w świnkę.
Nie patrzył, co dzieję się wokół niego, co zakończyło się głośnym piskiem hamulców od rowera i niedowierzającymi słowami.
- No, nie szczeniaku, znowu?
Przed nami stał mężczyzna z parku. 
- Och, to ty! Zobacz mam świnkę morską! – Powiedział merdając ogonkiem.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło, więc postanowiłem interweniować.
- Aaron, nie mówi się na ty do obcych osób. To nieładnie.
Psiak spojrzał na mężczyznę przepraszająco.
- W porządku. Jestem Leon. – Powiedział do mojego synka, na co chciałem warknąć zły, ale Gabriel pojawił się obok i mnie objął.
- Miło nam. Przepraszam za Aarona. Jest podekscytowany i kompletnie nie zwraca uwagi na to, co się dzieje wokół niego. Jest to dość normalne. – Powiedział uśmiechając się do mężczyzny tak jakby to nie był ten, który w przyszłości może zabrać naszego szczeniaka.
- W porządku. Nic się nie stało. Uważaj na siebie, maluchu. – Powiedział, po czym sięgnął do plecaka i wyjął małe pudełeczko z ślicznie ozdobionymi, kolorowymi muffinkami. – Proszę. To tak za to, że się wcześniej przeze mnie przewróciłeś. – Powiedział i poczochrał go po włosach i wsiadł na rower by odjechać.
Aaron z szerokim uśmiechem pożegnał Leona, a ja miałem ochotę się rozpłakać na myśl, że spotkał swojego opiekuna. Gabi widząc moja minę objął mnie i zabrał do domu.


Wieczorem, gdy Aaron już spał położyliśmy się do łóżka, a Gabi zaczął ciężki temat.
- Mickey, wiem, że się nie cieszysz, ale nie możesz się tak zachowywać.
- Wiem, ale to mój synek. 
- Skarbie, ale on nie odejdzie na zawsze. Na razie się nie martw. Spotkał go dziś, a następne spotkanie nie wiadomo, kiedy będzie. A do tego czasu nie myśl o tym. Poza tym ciesz się, że nie wyglądał na kogoś, komu brak jego rączki by przeszkadzał. – Powiedział, a ja przytuliłem się tylko do niego i westchnąłem.

Z prawdą nie miałem, co walczyć. Poza tym byłem zbyt zmęczony by dłużej o tym myśleć.



13 komentarzy:

  1. Coś mi się zdaje że Aron będzie miał rodzeństwo;) rozdział jak zwykle mi się podoba;) i oczywiście nie mogę się juz doczekać następnego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeeeej cały rozdział o Mickey'u :D Na to czekałam. Jego zachowanie jest takie naturalne, niewymuszone... Moment, w którym "bronił" Aarona przed nieznajomym, bardzo mi się podobał. Nie wiem, czy tylko tak mi się wydaje, ale chyba używasz w tym rozdziale za dużo zdrobnień np. jeziorko, słoneczko, pudełeczko... Przynajmniej mnie kuły w oczy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. AAAAA.. Co tak mało komentarzy? Nikt nie czyta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rownież zaczynam się martwić. Nikt nie lubi Mickey'ego i małego Aarona?
      #freak

      Usuń
    2. mnie, jeśli mam być szczera bardziej zainteresował wątek z Aaronem i jego opiekunem :) przepraszam, ale jakos Mickey od samego początku jest dla mnie taki 50/50.

      Usuń
  4. No mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie w pełni poświęcony Chesterowi i Willowi 😂

    OdpowiedzUsuń
  5. A mi się podoba każdy rozdział, bo jak by było tylko o parze głównej to by było nudno ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieje, że nie zawiesicie bloga ze względu na tak mała liczbę czytelników ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic mi na ten temat nie wiadomo.
      #freak

      Usuń
  7. Jeszcze tylko 3 godziny i 51 min;)

    OdpowiedzUsuń
  8. No to chyba ten wyjazd zaowocuje nowym braciszkiem dla Aarona ;)
    A swoją drogą straszny słodziak z tego psiaka, choć mam nadzieje, że nie będzie rozpieszczony tak jak April...
    No i wygląda na to, że Aaronek spotkał swojego przyszłego opiekuna... mam nadzieję, że jeszcze coś na ten temat się dowiemy ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    co za słodki psiak, Mickey i Gabriel musza postarać się o braciszka dla Aarona, czyżby Aprilowi zaczynały się te dni? no, no mały spotkał swojego opiekuna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)