czwartek, 8 października 2015

Rozdział 21 - Koniec "Happy End"

Tak oto moi drodzy dotarliśmy do końca opowiadania. Pora pożegnać się z Aprilem. To koniec jego historii. Za tydzień nie będzie żadnej notki. Natomiast za dwa tygodnie pojawi się One Shot no.1, a za trzy tygodnie One Shot no.2. Dalszych planów na razie nie zdradzam.
Dziękuję wszystkim, którzy wytrwale komentowali i dotarli z nami do końca tego opowiadania.
Zapraszam na ostatni rozdział.
#freak

PS: Rozdział poprawiany tylko raz. Za błędy przepraszam.

Rozdział 21

 


- Czyli to żaden problem? – zapytałem Aprila przez telefon równocześnie mieszając w garnku sos.
Chłopak został dzisiaj w domu ze względu na wciąż trwające dni płodne i jego chętki. Tak, więc mogłem z nim teraz na spokojnie rozmawiać.
- No pewnie. Skoro potrzebujesz dziś mieć dom tylko dla siebie i Gabiego to nie ma sprawy. Nie czuję aż tak wielkiej chęci by nie móc posiedzieć z Aaronem i pooglądać „Krainę lodu” – powiedział kociak wesoło, na co zachichotałem. – Poza tym rozumiem, że nie co dzień mówi się swojemu mężowi, że jednak się udało i to podwójnie! Nadal nie mogę uwierzyć, że to będą bliźniaki! Ale fajnie!
Ja też nie mogłem. Gdy wczoraj poszedłem do lekarza nie spodziewałem się usłyszeć, że spodziewam się bliźniąt. Byłem zszokowany widząc na zdjęciu USG dwa małe szczeniaczki. Gdy odebrałem Aarona ze szkoły od razu poleciałem wygadać się Nickowi i Aprilowi oraz poprosić ich o przysługę. No i sprawdzić czy dogadali się wreszcie i czy młody wyszedł z pokoju.
- Szykuj się, tym razem ciebie czeka bycie ojcem chrzestnym - powiedziałem i odsunąłem komórkę od siebie by nie słyszeć pisków, które wydał z siebie kociak, zachwycony moją propozycją. – Już się napiszczałeś? To dawaj mi Nicka do telefonu.
- No, co tam, Mickey? – odezwał się mężczyzna.
- Mam do ciebie pytanie. Czy to na pewno nie będzie problem? April się zgodził, ale wiem, że ten tydzień jest dla was ciężki i mówię to z doświadczenia – powiedziałem żartobliwie. – Więc? Jeśli nie za bardzo to…
- Spokojnie. Jest okay. Poza tym jak mój rudzielec mówi tak to ja już nie mam nic do gadania. Au! No i co mi robisz, skarbie?
Zaśmiałem się słysząc ich przekomarzanie. Dobrze z Gabim wybraliśmy dając Nickowi tego rudzielca.
- No dobra, skoro wszystko jest już ustalone to ja będę kończyć. Muszę skończyć gotować i jeszcze pranie, i prasowanie, i wypadałoby posprzątać.
- Ej, ej, ej! Mickey, tylko się nie przemęczaj! – usłyszałem poważny głos Aprila.
Jeszcze chwilę się przekomarzaliśmy. Potem mogłem wziąć się do roboty. Skończyłem gotować, wsadziłem ciasto do piekarnika, ubrania Aarona wyprasowałem i złożyłem, nastawiłem pranie. Gdy posprzątałem wszędzie wreszcie usiadłem zmęczony. 
Zamyśliłem się na chwilę. Szczerze to nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Ostatnim razem moje mówienie Gabrielowi o dziecku było przeplatane z obietnicami wyprowadzki, wyrzutami, płaczem, histerią i krzykami. Liczyłem, że tym razem obejdzie się bez tego. No, ale tak naprawdę nic nie wiadomo. Niby Gabriel chciał kolejnego szczeniaczka. Chciał tego i bardzo się starał no, ale nic tak naprawdę nie mogę brać za pewniaka. Westchnąłem tylko i podniosłem się z kanapy. Poszedłem się wykąpać. Spocony, zmęczony, z plamą po sosie na fartuszku i gdzie nie gdzie mokrymi wiórkami świnki morskiej nie prezentowałem się najlepiej.
Wziąłem dość długą i odprężającą kąpiel. Trochę odetchnąłem, pozbyłem się nieprzyjemnego zapachu spoconego ciało i uspokoiłem moje skołatane nerwy. Gdy Gabriel wrócił z pacy, koło w pół do czwartej, byłem już niczym osoba przypalana żywcem na małym płomyku.
- Cześć piękny – powiedział mężczyzna całując mnie w usta.
Uśmiechnąłem się mimowolnie. 
- Hej, idź się rozbierz i wróć do mnie. Zrobiłem obiad i upiekłem ciasto – powiedziałem dając mu całusa w policzek.
- W porządku, ale gdzie jest Aaron? – zapytał zdziwiony.
- U Nicka i Aprila. Muszę z tobą porozmawiać – powiedziałem spokojnie.
Gabriel zmarszczył brwi zdziwiony, ale kiwnął głową. Poszedł do naszej sypialni by się przebrać. Gdy wrócił do kuchni usiadł razem ze mną do stołu i bardzo zadowolony wziął się za jedzenie obiadu.
- Och, uwielbiam jak gotujesz – powiedział, a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu. – Wiesz, ja też mam ci coś do powiedzenia – powiedział prostując się na krześle i uśmiechając szeroko. – Pamiętasz jak ostatnio nie mogliśmy za bardzo wychodzić z Aaronem na plac zabaw pod domem, bo były jakieś zamieszki? Ostatnio myślałem o tym i Nick z Willem podsunęli mi świetny pomysł. Widzisz zarówno Nick jak i Will szukają teraz większych mieszkań, domów. W trójkę znaleźliśmy świetną działkę. Trzy domki jednorodzinne, które są połączone ogrodem. Naprawdę dużym ogrodem. Postanowiliśmy je kupić. Zarówno ty jak i April z Chesterem nie potraficie wytrzymać bez dzwonienia do siebie i plotkowania. Teraz będziecie mieszkać koło siebie, a ja zaoszczędzę na rachunkach za telefon.
Zaśmiałem się.
- Lokalizacja jest naprawdę świetna. Niedaleko szkoły dla zwierzołaków.
Nowy dom? Gabriel wybrał idealny moment. Przydadzą nam się dodatkowe pokoje dla bliźniaków. Przygryzłem warg.
- Pomyśl o tym ile będzie miejsca by Aaron mógł się bawić. No i w przyszłości dzieci Nicka oraz Willa też będą miały wystarczająco dużo miejsca.
Kiwnąłem głową i odezwałem się niepewnie.
- Wiesz… Nie tylko Aaron i w przyszłości inne dzieci. Teraz ten dom najbardziej przyda się nam. Szczególnie dwa dodatkowe pokoje dla… bliźniaków – powiedziałem cicho zerkając niepewnie na Gabriela, który w następnym momencie rzucił się w moja stronę i uklęknął przede mną.
- Żartujesz? Udało się?! Mimo że próbowałeś przekonać mnie, że się nie uda. Do tego bliźniaki? Nie wierzę! – wykrzyknął z szerokim uśmiechem, a następnie pocałował mnie żarłocznie.
Objąłem go wokół szyi, a Gabriel uśmiechnął się i przytulił mnie. – Pokaż mi ich zdjęcie! Muszę ich zobaczyć! – poprosił bardzo podekscytowany.
- Muszę najpierw sprzątnąć ze stołu i ciasto…
Mężczyzna mi przerwał.
- Ja to zrobię. Chcę już zobaczyć nasze szczeniaczki.
Uśmiechnąłem się szczęśliwy słysząc jak nazywa bliźniaki. Poszedłem do sypialni i wyjąłem z teczki zdjęcie.
- Proszę, zobacz – powiedziałem, gdy wszedłem do kuchni i podałem mężowi zdjęcie.
Mężczyzna akurat stawiał ciasto na stole. 
- O Boże! To naprawdę oni. Ale się będzie Aaron cieszył, gdy się okaże, że będzie miał dwóch braci, a nie jednego!
- Tak, ale gdy się urodzą i będą mieć dwie rączki nie będzie się już aż tak cieszył.
- Daj spokój. Leon ostatni mi mówił, że Aaron tłumaczył mu swoją wyjątkowości.
Od razu się najeżyłem.
- On z nim rozmawiał?! A to niby, dlaczego?
Gabi westchnął i posadził mnie na krześle.
- Mickey, zrozum, że nie ważne jak tego nie chcesz to on rośnie. Jego opiekun, mimo że nie jest z nim codziennie, nie mieszka z nim, staje się dla niego coraz ważniejszy i tego nic nie zmieni. Spróbuj wreszcie zacząć tolerować Leona. To naprawdę odpowiedzialny mężczyzna, który zajmie się Aaronem i nigdy nie będzie mu przeszkadzał ubytek małego.
Westchnąłem ciężko i pociągnąłem nosem.
- Ale on… On jest nasz…
- Jest i już zawsze będzie.
Kiwnąłem głową. 
- Masz rację. Aaron nie spędza z nim za wiele czasu, a to nie jest dobre. Nie mogę dłużej go tak kurczowo trzymać przy sobie. Rośnie i będzie potrzebował Leona. Ech… Czas trochę odpuścić. Może za jakiś czas mały pójdzie do niego na co? By miał czas go poznać.
Dopiero, gdy Gabriel powiedział to wszystko na głos zrozumiałem, że ma rację. Mały musi poznać swojego opiekuna. Nie znając Leona będzie mu tylko trudniej. Czas to zmienić. Chciałem by mój szczeniaczek był równie szczęśliwy jak ja z Gabrielem. Poza tym przecież mężczyzna nie może być aż tak zły. W końcu to dzięki niemu Aaron już się nie boi chodzić do szkoły!


 


               
Dwa miesiące później.

Od przeszło dwóch miesięcy mieszkaliśmy w naszym nowym domu. Obok postawione były dwa identyczne, w których zamieszkiwali nasi bliscy znajomi. Działka, na której stały domy była ogromna. Ogrodzona wysokim, drewnianym ogrodzeniem. Domy miały wspólne podwórko i ogród. Mały Aaron był wniebowzięty, gdy pierwszy raz zobaczył wielką przestrzeń za domem. Od razu zmienił się w psa i zaczął biegać po całym ogródku. Oczywiście Chester dołączył do niego mimo moich protestów. Ostatnio zasłabł podczas zakupów i musiałem zaciągnąć go do lekarza. Na miejscu wydało się, że Chester zaniedbał sobie przyjmowanie insuliny. Dostał ode mnie porządną burę i od tamtej pory pilnuję go by robił sobie zastrzyki regularnie.
Naszą co tygodniową rutyną stały się wspólne, piątkowe wieczory. W tym tygodniu wypadała kolej na nas. April z Nickiem oraz Gabriel z rodzinką mieli się pojawić u nas późnym popołudniem. Chester przygotował lekki poczęstunek i coś na ząb dla Aarona, którego odważył się odwiedzić Leon – jego partner.
- Co sądzisz o Leonie? – zapytał Chester krzątając się po kuchni.
- Uważam, że jest miłym i rozsądnym, młodym człowiekiem.
- Też tak sądzę. A poza tym jest bardzo opiekuńczy. Myślę, że jest idealny dla małego Aarona.
- Masz rację.
                Podszedłem do okna balkonowego i otworzyłem je wpuszczając do domu świeżę powietrze. Wyszedłem na taras i nabrałem głęboko powietrza. Był piękny wiosenny dzień. Słońce miło przygrzewało, a lekki wiaterek delikatnie muskał skórę. Spojrzałem w stronę domu Mickey’ego. Na tarasie za domem dostrzegłem Leona bawiącego się z czarną kulką. Szczeniak biegał w kółko szczekając i merdając wesoło ogonem. Był bardzo wesoły. Leon, co jakiś czas chichotał i turlał małemu piłkę.
                Uśmiechnąłem się pod nosem i zawołałem Chestera. Chłopak wyszedł na taras wycierając dłonie w ścierkę.
- Co się stało? – zapytał stając obok mnie.
- Zobacz – wskazałem głową w stronę dwójki.         
                Chester zwrócił tam swoje spojrzenie, po czym uśmiechnął się szeroko.
- Rozczulający widok. – Westchnął opierając się o moje ramię.
- To prawda.
- Też bym chciał takiego szczeniaczka… - wyszeptał ledwo słyszalnie.
                Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na niego. Nie patrzył na mnie. Wzrok miał wbity w drewnianą podłogę tarasu. Westchnąłem i chwyciłem jego brodę zmuszając do spojrzenia na mnie.
- Chester… - zacząłem, ale chłopak przerwał mi.
- Tak wiem, to głupi pomysł. Co ja sobie myślałem? W końcu szczeniak ze mnie.
- Ej, ej, ej. Powoli – uśmiechnąłem się przeczesując palcami jego włosy. – Po pierwsze to wcale nie jest głupi pomysł. Zawsze chciałem mieć dzieci. A po drugie to pamiętaj, że nieważne jak bardzo byśmy chcieli to przed twoim okresem płodnym nic z tego nie wyjdzie.
- Masz rację. Przepraszam.
- Za co mnie przepraszasz? – zapytałem przytulając go i całując w włosy.
- Nie powinienem był poruszać tego tematu.
- Nic się nie stało.
- Lepiej pójdę już przygotować wszystko na przyjście gości – powiedział wyplątując się z moich ramion.
- Tak się zastanawiam czy nie moglibyśmy przenieść tego spotkania tu na zewnątrz.
- Na zewnątrz?
- Tak. Jest ładna pogoda, a co najważniejsze Mickey nie będzie musiał, co chwilę wychodzić sprawdzać, co z Aaronem.
- Nie rozumiem, czemu Mickey się tak denerwuje. Aaron jest już wystarczająco duży by móc swobodnie spotykać się ze swoim partnerem. Normalne nastolatki w jego wieku umawiają się na randki, wychodzą na imprezy. Rozumiem, że jest… trochę inny od wszystkich, ale to nic nie zmienia.
                Westchnąłem.
- Chester, to nie takie proste. Aaron to oczko w głowie jego rodziców.
- Zauważyłem – zaśmiał się.
- A resztę zrozumiesz jak sami będziemy mieli dzieci.


                Siedzieliśmy na tarasie przy rozkładanym stole. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się rozkoszując się przy tym przekąskami przygotowanymi przez Chestera. Aaron biegał po ogrodzie, co jakiś czas podbiegając do nas i zaczepiając Leona. Mickey obserwował go uważnie jednocześnie głaszcząc się po dużym brzuchu.
- To, co? Za trzy tygodnie ten ogródek wypełni się piskami szczeniaczków – odezwałem się spoglądając na białego.
                Mickey odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął promiennie.
- Tak. Już nie mogę się doczekać. Chłopcy dają mi coraz bardziej w kość. Nie raz ciężko mi ustać na nogach, bo strasznie boli mnie kręgosłup – wytłumaczył.
                Gabriel położył dłoń na jego brzuchu i uśmiechnął się.
- Jesteś dzielny.
- Dziękuję, ale martwi mnie jeszcze jedna sprawa.
- Jaka?
- Aaron – powiedział spoglądając na syna, który pod postacią psa biegał po ogrodzie. – Boję się, że jak pojawią się szczeniaki może poczuć się odtrącony, a tego bym nie chciał.
- Kochanie, spokojnie. Jestem pewny, że wszystko będzie dobrze. Aaron to mądry chłopiec – pocieszył go Gabriel i pocałował w policzek.
                Przyglądałem się tej scenie miłości z uśmiechem. Zerknąłem na Chestera, który również ich obserwował z uśmiechem na twarzy. Postanowiłem dłużej nie czekać. Przeprosiłem wszystkich na moment i wszedłem do domu. Wróciłem z małym, czerwonym pudełeczkiem w dłoni. Stanąłem obok Chestera i poprosiłem wszystkich o ciszę.
- Chester – zacząłem klękając przed nim na jednym kolanie.
                Chłopak widząc to przyłożył sobie dłonie do ust i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Kocham cię, Chester. Czy zgodzisz się zostać przy moim boku do końca naszych dni?
                W jego oczach pojawiły się łzy.
- Tak! – wykrzyknął i rzucił mi się na szyję płacząc.
                Uścisnąłem go mocno i odsunąłem od siebie. Wsunąłem mu na palec błyszczący pierścionek, po czym pocałowałem każdą kostkę na jego dłoni.
- Kocham cię – mruknąłem przy jego ustach.
- Ja ciebie też.
- No pocałujcie się wreszcie! – krzyknął April.
                Chester zachichotał i w końcu mnie pocałował.

 



W końcu nadeszły moje drugie urodziny. Nie powiem, że się nie cieszyłem. Teraz można było powiedzieć, że naprawdę jestem dorosły. Will od rana razem ze mnę szykował wszystko na przybycie gości. Nie robiłem nie wiadomo, jakiej imprezy ze względu na to, że Mickey miał przyjść z dwu tygodniowymi szczeniaczkami i nie chciałem by się przestraszyły hałasu. Poza tym ja sam nie lubiłem zbytnio hucznych zabaw. Mieli przyjść April z Nickiem, Mickey z Gabrielem, Yukim, Timmy’m i Aaronem, który oczywiście nie mógł się rozstać z Leonem. Fiodor z Victorem oraz mama Willa. Mężczyzna zaprosił ją po to by dać jej zaproszenie na nasz ślub, który miał się odbyć w styczniu.
- A ty co się tak szczerzysz?
Podskoczyłem zaskoczony czując nagle dłonie Willa na mojej tali.
- A czemu nie? Jestem szczęśliwy to się cie… - nie zdążyłem dokończyć, bo przez otwarte okno dotarły do nas głośne popiskiwania i skomlenia. – Och, Yuki i Timmy znów skomlą. Biedny Mickey. Ostatnio wygląda strasznie blado. 
- Nie dziwię się. My czasem słyszymy jak bliźniaki się budzą, tak samo jak Nick z Aprilem. Mickey natomiast słyszy ich każdą pobudkę.
Kiwnąłem głową, po czym się zaśmiałem.
- Coś mi się wydaję, że jestem za wstrzymaniem się na razie z produkcją szczeniaczków – powiedziałem, na co Will zachichotał tylko.
-Tak? Jesteś pewny, że nic ode mnie nie chcesz?
Uśmiechnąłem się słodko i odezwałem cicho.
- Może… taki szybki numerek. Co ty na to?
Will pocałował mnie w usta i podniósł do góry.
- Jestem za. Teraz przyjemność, później skończymy robotę. A co do szczeniaków… Mamy jeszcze czas.
- W końcu jesteśmy piękni i młodzi – powiedziałem ze śmiechem.


Po jakiejś godzinie wzięliśmy się za szybkie dokończenie przygotowań, a niedługo później przywitaliśmy gości. Gdy wszyscy się pojawili i rozsiedli, w salonie zrobiło się dość tłoczno.
- Chester, ale z ciebie staruch – odezwał się Fiodor ze złośliwym uśmieszkiem, na co April ochoczo mu przytaknął.
- Rany! Czemu byłem taki głupi i zakumplowałem się z kotami? – zapytałem teatralnie przewracając oczami. – Fiodor powinieneś pamiętać, że jestem młodszy od ciebie o trzy tygodnie i jako pies zawsze jestem od ciebie młodszy.
Czarnemu zrzedła mina i rzucił we mnie poduszką. Aaron zaśmiał się wesoło. Młody dziś jak nigdy siedział z nami przy stole. Nie dziwiło mnie to jednak tak bardzo. W końcu za niedługo będzie miał rok. Widziałem, jak co chwilę się wierci, niby przez przypadek dotykając Leona równocześnie wpatrując się w niego z uwielbieniem. Mickey też to widział i patrzył na Leona z miną mordercy.
- Aaron, skarbie przyniesiesz mi butelki z torby dla maluchów? – zapytał wyraźnie chcąc go odkleić od mężczyzny.
Zachichotaliśmy wszyscy. Gdy butelki pojawiły się w zasięgu wzroku wykrzyknęliśmy z Aprilem równocześnie.
- Mogę ja?!
Mickey roześmiał się głośno, po czym dał nam po jednej butelce.
- No to, który wujek bierze, którego chrześniaka?
Na całe szczęście i w tej kwestii się dogadaliśmy.
- Yukiego – powiedziałem, podczas gdy April powiedział, że bierze Timmy’ego.
Przybiliśmy sobie z rudzielcem piątki z uśmiechami na ustach.
- Och, jak to miło mieć służących – powiedział Mickey złośliwie. 
Ogólnie atmosfera była pozytywna. Wszyscy znaliśmy się już na tyle długo, że nie było mowy o niezręcznej ciszy czy czymś takim. Mama Willa szybko zaczęła się dogadywać z Mickey’m co do tego jego pieczenia. Zabawnie natomiast się zrobiło, gdy zabawa rozkręciła się na dobre.
- Mickey, teraz bliźniaki, a kiedy trojaczki? – zapytał April z uśmieszkiem.
- O nie, nie, nie, nie, nie! Żadnych dzieci w najbliższym czasie nie planuję. Te małe kulki są już wystarczająco zajmujące. Poza tym mam jeszcze jednego synka, którego muszę mieć na oku – powiedział, na co tym razem ja nie mogłem nie odpowiedzieć.
- Aha, czyli na wnuki będziesz czekać.
Mickey najpierw wybałuszył oczy, a następnie poczerwieniał ze złości i rzucił we mnie poduszką. Aaron uśmiechnął się pod nosem. Dobrze wiedział, o czym mowa. Nie był już dzieckiem.
- Aaron, nie słuchaj tych głupków. Gadają o rzeczach nie dla dzieci.
- Tak jak wujek Nick, gdy dokuczał ci, że kupi mi wibrator na urodziny jak ty Aprilowi? Albo jak w telewizji była reklama prezerwatyw? Albo jak w ogóle jest mowa o seksie?
Wszyscy zamarli, a Mickey mało nie zemdlał słysząc to. Z Aprilem i Fiodorem ledwo, co nie wybuchliśmy śmiechem.
- C-co? Skąd ty wiesz o takich rzeczach? 
- Hm… Ze szkoły, internetu, od Aprila i Chestera. Poza tym nie powiedziałem nic złego.
Białowłosy spojrzał na nas morderczym wzrokiem.
- Odważyliście się zdemoralizować moje dziecko?!
- Spokojnie! Skoro pytał to mu odpowiedzieliśmy. Ciebie stwierdził, że nie będzie o nic pytał po tym jak mieli zajęcia z panią Young o seksie, antykoncepcji i dniach płodnych. Więc przyszedł do nas po informacje. Nie zabijaj nas – powiedział April, mając nadzieję, że uda nam się uratować, ale już po chwili w popłochu uciekaliśmy przed Mickey’m.
Największy ubaw miał oczywiście Aaron.
- Oj jeszcze się zemścimy, młody. Też puścimy farbę na przykład o tym jak to ci się śni… - zacząłem ze śmiechem, ale od razu w moją stronę zaczęła lecieć poduszka.
- Cicho bądź! Nie bądź złośliwy. 
- Żarcik. Nie martw się. Jak będziesz chciał pogadać to zawsze możesz do nas przyjść, ale na razie musimy uciekać przed wściekłą mamuśką – powiedziałem i parsknąłem widząc oburzoną minę Mickey’ego.
- Oj Chester, chyba nie chcesz dożyć swoich kolejnych urodzin – powiedział, na co wszyscy zaśmiali się wesoło.
W końcu, gdy usiedliśmy i odpoczęliśmy, a ja zostałem posłany, bez możliwości powiedzenia czegokolwiek, przez Willa po wzięcie leków. Gdy wróciłem do salonu i usiadłem mężczyzna przytulił mnie i powiedział cicho do ucha.
- Czas chyba wreszcie powiedzieć mojej mamie, nie sądzisz?
- Jesteś pewny? Wiesz, niby mnie lubi, ale nie raz miałem wrażenie, że udaje, że nie wie, że jesteśmy razem – powiedziałem rozglądając się dookoła.
Wszyscy rozmawiali śmiali się. Było spokojnie. Aaron położył się spać w formie psa przytulając się do Leona, a na nim ułożyli się jego bracia. Mickey mimo lekkiej niechęci do mężczyzny uśmiechał się w między czasie rozmawiając z mamą mojego narzeczonego. Westchnąłem.
- Daj spokój. Ucieszy się, zobaczysz. Ale najpierw jeszcze jedno pytanie. Wziąłeś leki? – zapytał jak zwykle z resztą na co tylko się uśmiechnąłem i odsłoniłem brzuch by pokazać miejsce po nakłuciu.
- Widzisz? Oto dowód.
- Okay. Poczekaj chwilę – powiedział całując mnie w policzek, po czym poszedł po zaproszenie dla swojej mamy.
Większość gości, lista nie była zbyt długa, otrzymała już zaproszenia. Czas na ważną dla Willa osobę. 
- Mamuś?
Kobieta spojrzała na Willa i się uśmiechnęła.
- O co chodzi?
- Chcemy z Chesterem dać ci zaproszenie na nasz… ślub.
- O Boże… Tak się cieszę! Już myślałam, że będę musiała dłużej czekać na te wieści – ucieszyła się kobieta z szerokim uśmiechem, po czym przytuliła mnie. – Cieszę się, naprawdę. I mam nadzieję, że będziecie ze sobą szczęśliwi. Bardzo.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Willa, który w następnym momencie wyszczerzył się i porwał mnie w ramiona by pocałować.
- Teraz, mój psiaku, nie masz możliwości by zmienić zdanie lub uciec z przed ołtarza. Bo oficjalnie moja mama powiedziała, że jest zadowolona z mojej decyzji by być z tobą.
Uśmiechnąłem się, bo tak szczerze nie miałem zamiaru zrezygnować. Nie z niego. Tego, który zmienił moją smętną historię w bajkę ze szczęśliwym zakończeniem.

 



              Obudziłem się nagle, wyrwany ze snu. Zza okna dochodziły popiskiwania Yukiego i Timmy’ego. Była ciepła wiosna, więc okno było otwarte, przez co słyszałem prawie każdą pobudkę szczeniaków.
              Z westchnieniem przetarłem twarz dłońmi, po czym zerknąłem na zegarek. Czwarta nad ranem. Zerknąłem na Aprila. Spał jak gdyby nigdy nic. Po dłuższej chwili szczeniaki uspokoiły się. Najwidoczniej dostały butelki, o które najpewniej tak zawodziły.
              Z niskim pomrukiem położyłem się z powrotem i przytuliłem do siebie Aprila. Kot zamruczał w odpowiedzi i wtulił się we mnie mocniej.


- April – szepnąłem całując go delikatnie po szyi. – April pora wstać – mruknąłem przy jego uchu.
- Mmm… - zamruczał i potarł policzkiem o poduszkę. – Jeszcze chwilkę.
- Nie, bo prześpisz cały dzień.
- Przecież jest weekend – mruknął niezadowolony.
- Nie ważne. Wstawaj – zerwałem z niego kołdrę.
- Jesteś niedobry – burknął zły, ale w końcu podniósł się z łóżka.
- Po prostu nie chcę marnować takiego cudnego dnia – powiedziałem wskazując za okno.
- Mieszkamy w Australii, Nick. Tu jest tak prawie zawsze – bąknął podchodząc do szafy i wyjmując z niej czyste ubrania.
- Ktoś tu chyba wstał z łóżka lewą nogą – zmarszczyłem brwi obserwując Aprila.
                Chłopak westchnął i odwrócił się w moją stronę.
- Przepraszam kochanie, ale ostatnio nie czuję się najlepiej i bardzo chętnie spędziłbym dzisiejszy dzień w łóżku, ale obiecałem Mickey’emu, że zajmę się dzisiaj dzieciakami.
- Czyli mam zabezpieczyć kable? – uśmiechnąłem się.
- Tak, lepiej zabezpiecz.
- A tak właściwie to, dlaczego masz się zająć dzieciakami?
- Oj no wiesz… Mickey i Gabriel chcieli mieć trochę czasu dla siebie – uśmiechnął się konspiracyjnie.
- I nas wykorzystują.
- Oj tam. Szczeniaki cię przecież uwielbiają. Nie narzekaj.
- Ta… Zawsze po ich wizycie jestem cały obśliniony – skrzywiłem się, na co April się zaśmiał.
- To jeszcze dzieci.
- Wiem, wiem – wstałem z łóżka. – Pójdę zrobić herbatę. Masz ochotę na coś do jedzenia?
- Truskawki i jogurt poproszę.


                Równo o pierwszej do drzwi zapukali Mickey i Gabriel. Przy ich nogach biegały małe szczeniaczki. Oba miały na sobie kolorowe szelki z równie kolorowymi smyczkami, które trzymał Gabriel. Jak zwykle zuchwały Yuki gonił swojego młodszego o parę minut brata. Biegały wokół nóg swojego taty zaplątując go w smyczki.
                Zaśmiałem się widzą to.
- Widzę, że ich ograniczacie.
- To dla bezpieczeństwa – wyjaśnił Mickey. – Yuki ma głupie pomysły i nie chcę by za bardzo się oddalał.
- No dobrze to Yuki, a co z Timmy’m? – zapytałem pomagając Gabrielowi wyplątać się ze smyczy.
- Zazwyczaj głupie pomysły Yukiego dotyczą dokuczania swojemu bratu.
- Taki dokucznik z niego?
- Ma to po tatusiu – szepnął w moją stronę Mickey.
                Zaśmiałem się, po czym odebrałem smyczki od Gabriela.
- Nick, błagam nie wypuszczaj ich samych na ogródek – poprosił Mickey. – Nie chcę by zrobili sobie krzywdę. Yuki jest nieprzewidywalny.
- Dobrze, obiecuję. A teraz zmykajcie zająć się sobą – przegoniłem ich delikatnie.
                Zabrałem dzieciaki do salonu. Gdy upewniłem się, że okno balkonowe i inny wyjścia są zamknięte odpiąłem smycze od kolorowych szelek szczeniaków.
- Tylko grzecznie, słyszysz Yuki? – pogłaskałem szczeniaka po łebku.
                Ten zapiszczał głośno i zamerdał małym ogonkiem, po czym odbiegł w stronę okna. Prześlizgnął się pod zasłonę i stanął na dwóch łapkach, przednie opierając o szybę. Timmy nie ruszył się z miejsca. Nadal siedział na środku salonu i obserwował brata.
- Co jest Timmy? – pomiziałem go pod bródką.
                Mały zamerdał ogonkiem i pisnął.
- Idź pobaw się z braciszkiem – poleciłem prostując się.
                Timmy zapiszczał i tak jak poleciłem pobiegł w stronę brata, który aktualnie bawił się starą piłką Aprila.
- Yuki! Podziel się z bratem – powiedziałem jeszcze zanim wyszedłem do kuchni.
                April siedział przy stole popijając tabletkę przeciwbólową wodą.
- I jak? Lepiej?
                Pokręcił głową.
- Cały czas mi niedobrze. Mam nadzieję, że ta tabletka coś pomoże.
- Może się zaraziłeś jakimś wirusem?
- Nie, to nie możliwe.
- Jesteś pewny?
- Tak, jestem pewny. A teraz idę się przywitać z dzieciakami.
                Gdy April wyszedł z kuchni sprzątnąłem ze stołu i postawiłem wodę w czajniku. Chciałem podgrzać butelki z mlekiem dla szczeniaków. Za jakąś godzinę mieliśmy je położyć spać, ale domyślałem się, że dzieciaki i tak same padną.
                Usłyszałem z salonu wesołe popiskiwanie i uśmiechnąłem się. April uwielbiał te szczeniaki.
- Yuki! – krzyknął April.
                Przeszedłem do salonu.
- Co się stało? – zapytałem spoglądając na chłopaka.
- Yuki dokucza Timmy’emu. Cały czas ciągnie go za ogon.
- Niedobry Yuki – zbeształem psa.
                Mały zaskomlał i skulił się. Ale to były tylko pozory, bo zaraz znowu pobiegł zaczepiać brata.
- Niemożliwy jest. – Westchnął April siadając na kanapie.
                Usiadłem obok niego i objąłem go ramieniem.
- Yuki swoim zachowaniem trochę przypomina Aarona.
- Tak, masz rację. A co do Aarona… Nieźle dał popalić Mickey’emu.
- Ta… W sumie trochę szkoda, że nie mieszka już po sąsiedzku.
- Ale jego bracia tak – zaśmialiśmy się.
                Aaron parę dni temu zbuntował się i oświadczył, że idzie mieszkać do Leona, bo ma dość nadopiekuńczości Mickey’ego.
- Pójdę po ich butelki – powiedziałem, gdy zauważyłem, że maluchy opadają powoli z sił.
- Nick?
- Słucham?
- Kocham cię.
                Wyszczerzyłem się.
- Ja ciebie też. Pilnuj brzdąców – poleciłem i wyszedłem.

 



Maluchy biegały wokół mnie wesoło. Były naprawdę zabawne. Było przy nich sporo roboty, ale w przypadku Mickey’ego był to plus. Gdyby nie szczeniaki wciąż odchodziłby od zmysłów martwiąc się o Aarona. Młody po pierwszych urodzinach zaczął się jeszcze bardziej kręcić przy Leonie. Zwyczajnie zaczął się w nim podkochiwać, ale Mickey mimo zapewnień, że nie ma nic przeciwko wciąż ograniczał psiakowi wizyty, więc ten się zbuntował, przyjął naszyjnik od Leona pokazując tym oficjalnie, że jest jego, i przeprowadził się. Co jednak nie oznacza, że nie przyjeżdża co drugi dzień by pobawić się z braćmi i poprzytulać do Mickey’ego. Buntuje się, ale to wciąż jego kochany tatuś. No i jeszcze po to by pogadać ze mną i Chesterem, i zadawać niewygodne pytania. Co do samego bernardyna to po ślubie zaczął pracę nad wernisażem i teraz jego kariera idzie coraz lepiej. 
O karierze mówiąc… Jak przytyję jeszcze jeden kilogram to mogę się pożegnać z modelingiem. Skrzywiłem się niezadowolony. Spojrzałem na bliźniaków. Maluchy wlazły mi na kolana i ułożyły się wygodnie wąchając mnie i merdając ogonkami.
- Głuptasy, co wy?
Do salonu wszedł Nick z butelkami w dłoni. Wziął Timmy’ego na ręce, natomiast ja ułożyłem wygodniej Yukiego i dałem mu butelkę.
- A to głodomory – powiedział Nick ze śmiechem. – O której wrócą po nich?
- Koło trzeciej – powiedziałem równocześnie odwracając szczeniaka na grzbiet by mu się wszystko dobrze ułożyło w brzuszku.
Bliźniacy zostali położeni w moim starym kojcu, natomiast ja zmulony i wciąż śpiący ułożyłem się na kanapie w salonie.



Obudziło mnie dzwonienie do drzwi, a następnie rozmowy.
- Czyli maluchy jeszcze śpią?
- Tak, ale chodźcie. Wypijecie kawę, pogadamy, a potem zabierzecie maluchy. Tylko cicho, bo Aprilowi też się przysnęło – powiedział Nick.
Gdy przechodzili koło mnie pocałował mnie w czoło i wyszedł z nimi do kuchni.
- A co chory? – Mickey brzmiał na zatroskanego i mimowolnie się uśmiechnąłem.
Niby mam już dwa lata, a jednak wciąż patrzy na mnie jak na dziecko.
- Wydaj mi się, że to jakieś zatrucie. Brzuch go dzisiaj bolał i miał mdłości. Zresztą wczoraj też.
- Dawałeś mu jakieś leki? Pokażesz mi? – zapytał Mickey jakby poddenerwowany.
- Co? Czemu? – Nick był wyraźnie zdziwiony.
- Po prostu pokaż.
Chwila ciszy i westchnienie ulgi.
- Uf… Wziął leki nie dla zwierzołaków.
- Och, a to nie działa tak samo? Może pojadę po…
- Nie, nie trzeba. Nie martw się. Porozmawiam z Aprilem. Siedźcie sobie tutaj, a ja zajrzę do niego – powiedział i po chwili usłyszałem kroki.
Mickey pochylił się nade mną i zaciągnął powietrzem. 
- Co mnie wąchasz? Twoje szczeniaki obwąchały mnie dzisiaj już wystarczająco – powiedziałem z chichotem, ale ucichłem, gdy zobaczyłem jego minę. – Coś nie tak?
- Nie jestem pewien. Słuchaj, wezmę cię jutro do lekarza, a dzisiaj już nic nie bierz. Zjedź porządną kolację i wyśpij się, dobrze? Ja cię umówię na wizytę i jutro po ciebie przyjdę. Zadzwonię do Aarona by przyszedł do bliźniaków, więc nic się nie martw.
Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Myślisz, że jestem chory?
- Tak jakby. Jutro się wszystkiego dowiesz. Odpoczywaj – powiedział czochrając mnie po głowie.
Po chwili wyszedł z całą swoją rodzinką. A mi zostało czekać do jutra.



Następnego dnia rano siedziałem przed gabinetem… specjalisty od ciąż zwierzołaków?! Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wpatrywałem się tylko z niedowierzaniem w Mickey’ego.
- Co my tu robimy?
- Przyszliśmy sprawdzić ile ma twój kociak. Jestem prawie na sto procent pewny, że jesteś w ciąży – powiedział spokojnie.
- Co? To nie możliwe! Wiem co to antykoncepcja – powiedziałem pewnie.
- Wiem, że wiesz. Ale czy wiesz, że przez pierwsze dwa dni po dniach płodnych jest siedemdziesiąt procent szans, że wciąż możesz zajść w ciąże?
Wybałuszyłem oczy.
- Żartujesz sobie, prawda?
- Nie, a teraz uspokój się. Nie masz się czym martwić. 
- Jak nie?! – zacząłem panikować. – Co ja powiem Nickowi?! O mamo, co ja zro…
Drzwi do gabinetu otworzyły się i lekarz zaprosił nas do środka.


Pół godziny później trzymałem w dłoni zdjęcie mojego kociątka.
- Piąty tydzień.
Poczułem, że zaraz się popłaczę ze zdenerwowania.
- Nie przejmuj się, April. Nawet nie wiesz jak dobrze, że zaszedłeś w ciąże teraz. Widzisz, u kotołaków jest tak, że jeśli nie urodzą dziecka między pierwszym, a trzecim rokiem życia staranie się o nie później może być naprawdę trudne. Zupełnie inaczej jest z psami. U nich jest lepiej między trzecim, a piątym. Wcześniej natomiast jest to prawie niemożliwe. Dlatego ciesz się. Będziesz miał kociaka za ponad trzy miesiące.
Westchnąłem ciężko. Kiwnąłem głową i wysłuchałem wszelkich rad lekarza. Po wyjściu z gabinetu poszedłem z Mickey’m na zakupy, a raczej po rzeczy, które pomogą przekazać mi wiadomość Nickowi. Białowłosy był zachwycony wyglądem kociątka, a ja wciąż nie mogłem w to uwierzyć. Będę miał dziecko! 
Do domu wróciłem koło osiemnastej z niewielkim pudełkiem, w którym znajdowały się buciki oraz mała rameczka, w której było zdjęcie USG.
- Cześć skarbie. Gdzie byłeś tak długo? Dobrze się czujesz? – Nick zasypał mnie pytaniami.
Westchnąłem i uśmiechnąłem się krzywo.
- Wszystko w porządku. Byłem z Mickye’m na zakupach. Jadłeś kolację?
- Nie, czekałem na ciebie. Przebierz się i zjemy.
Tak jak powiedział tak zrobiłem. Ubrałem spodnie dresowe i koszulkę, po czym poszedłem do kuchni. Zjedliśmy kolację, a potem nastała cisza. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Kompletnie nie wiedziałem. Nerwowo bawiłem się pierścionkiem na moim palcu.
- Lubisz ten pierścionek, prawda?
Podniosłem wzrok na Nicka.
- Tak, bardzo. To był chyba najśliczniejszy prezent, jaki dostałem na pierwsze urodziny – powiedziałem uśmiechając się.
Nick również się uśmiechnął. Podniósł się z miejsca i podszedł do mnie.
- Cieszę się. Mam dla ciebie kolejny pierścionek – powiedział wyjmując z kieszeni pudełko.
- Co? Ale tak bez okazji?
- Okazja jest, kociaku. Wiesz jaka?
Pokręciłem głową.
- Dziś chcę ci się oświadczyć. April, wyjdziesz za mnie?
Zamurowało mnie. 
- Ja… O Boże! Nie wierzę! Naprawdę? – patrzyłem na Nicka zaskoczony.
Pierścionek, który trzymał był niewielki. Obrączka z jakimiś drogimi kamieniami. Śliczna biało-złota.
- Tak! Zgadzam się.
Blondyn wsunął pierścionek na mój palec i ucałował moją dłoń, a potem mnie przytulił. Wciągnąłem jego zapach i westchnąłem.
- Wiesz… Ja też muszę ci coś powiedzieć – powiedziałem i odsunąłem się od niego.
Poszedłem do sypialni i wziąłem z niej wcześniej przygotowane pudełko. Wróciłem do kuchni.
- Co to? 
- Siądź to ci to dam.
Nick usiadł przy stole i spojrzał na mnie wyczekująco. Podałem mu pudełko, a on od razu je otworzył i zamarł. Wpatrywał się we wnętrze pudełka nie mówiąc nic. W moich oczach pojawiły się łzy. Miałem wrażenie, że to wszystko to moja wina.
- J-ja nie wiedziałem, Nick, że to możliwe. Lekarz powiedział, że możliwe jest zajście w ciąże nawet dwa dni po dniach płodnych. Ale ja nie wiedziałem, przysięgam!
Nick spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Nie masz za co przepraszać. To naprawdę kociak? Nasz? O Boże, Ben mnie zamorduję – powiedział parskając, po czym podszedł do mnie i przytulił. – Nie przejmuj się i mnie nie przepraszaj! Nawet nie wiesz jak się cieszę słysząc to. Co prawda nie myślałem, że dziecko przybędzie tak szybko… Znaczy, nie chciałem ze względu na to, że dopiero skończyłeś dwa lata, ale kocham cię i się cieszę. Naprawdę.
Uśmiechnąłem się.
- Cieszę się, jeśli ty też. To piąty tydzień, wiesz? Lekarz powiedział, że to bardzo dobrze, że przytyłem już dwa kilo. Powiedział, że to znaczy, że kociątko dobrze się rozwija i… - jak się rozgadałem tak nie mogłem przestać gadać.
Nick tylko przytulił twarz do mojego brzucha i słuchał mnie. Ciesząc się tak jak ja tym momentem. Aż w końcu zmęczony zasnąłem a on jak zawsze cierpliwie wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. I tak właśnie wygląda i będzie wyglądać nasza miłość. Jeden potrzebuje drugiego. Zawsze, na zawsze. 


The End

13 komentarzy:

  1. Jak zawsze piszesz super.
    Pozdrawiam Valhalla.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodko, słodko i jeszcze raz słodko.😊

    OdpowiedzUsuń
  3. No pieknie i koniec i szkoda, ale też ciekawość co bedzie dalej:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi też szkoda ze juz koniec;( A czemu za tydzień nie będzie nic wstawione?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robimy sobie małą przerwę miedzy opowiadaniem, a One Shotami. Nie chcemy by obrzydła wam ta historia.
      #freak

      Usuń
    2. NIE! nikomu nie obrzydnie:)

      Usuń
    3. Mów za siebie :))

      Usuń
    4. Proszę się nie kłócić na blogu.
      #freak

      Usuń
  5. Ja jestem (nie wiem jak inni, ale ma nadzieję, że też) bardzo zadowolona z takiego zakończenia :3
    Tylko trochę niedosyt jest... ale cieszę się, że nie zakończysz pisania :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczne,słodkie,urocze,poprawiające humor.
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakończenie tej historii wyszło bardzo fajnie ;)
    Ciesze się, że wszyscy poukładali swoje życie tak, że są szczęśliwi.
    Już nie mogę doczekać się tych one shotów...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow,super.Twoje opka bardzo mi się podobały a one-shoty są super dodatkiem.Czekam grzecznie na dalsze oka:).Angela.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    pięknie, Mickey dorobił się bliźniaków, och jak April mówił o bólu brzucha i wymiotach, domyślałam się, że jest w ciąży...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)