Short Story 1.2
"Second chance,
Second life,
Second love..."
Sebastian
Pół roku później.
- Lou?
Jesteś gotowy? – zapytałem wchodząc do jego sypialni.
Wciąż
nie udało mi się go namówić na wspólne mieszkanie, ale udało mi się go namówić
na wspólny wyjazd nad morze, do pensjonatu za miastem.
-
Obawiam się, że czegoś zapomniałem – mruknął przygryzając wargę i rozglądając
się po pokoju.
-
Najważniejsze byś spakował kąpielówki – uśmiechnąłem się zawadiacko.
- Przestań
– zbeształ mnie rumieniąc się.
- Jeśli
na miejscu okaże się, że czegoś zapomniałeś to przecież pójdziemy do sklepu.
-
Sebastian, dobrze wiesz, że mam ograniczony budżet.
Zacmokałem
niezadowolony i podszedłem do chłopaka obejmując go od tyłu.
-
Przecież wiesz, że w życiu nie pozwoliłbym ci wydawać własnych pieniędzy w
mojej obecności – wymruczałem w jego ramię.
- Seba…
Nie czuję się komfortowo ze świadomością, że wydajesz na mnie pieniądze. Odkąd
zaczęliśmy się spotykać nie mogę się nadziwić ile rzeczy mi już kupiłeś.
Zaśmiałem
się. Lou miał rację. Nakupowałem mu sporo nowych rzeczy, które przyjął z
wielkim ociąganiem, ale nie mogłem patrzeć na jego zbyt mały asortyment szafy
czy wyposażenia.
- Tak
piękne ciało jak twoje należy ubierać w jak najlepsze ciuchy – szepnąłem
przejeżdżając dłońmi po jego tali.
- Ale
czemu w takie drogie ciuchy? – skrzywił się. – Na przykład te ostatnie spodnie.
Kto kupuje spodnie za pięćset dolarów?
- Ja
kupuję dla mojego seksownego chłopaka – zaśmiałem się.
- Nie
znasz wartości pieniądza? – spojrzał na mnie.
- Znam,
ale nikt mi nie zabroni obdarzać cię prezentami. Musisz się przyzwyczaić, bo
tak będzie już do końca – uśmiechnąłem się i pocałowałem Lou w policzek. –
Jedziemy?
- Tak –
pokiwał głową i wziął do ręki torbę, którą od razu od niego przejąłem.
Gdy Lou
pozamykał mieszkanie spokojnie mogliśmy wyruszyć w drogę.
- Ile
będziemy jechać? – zapytał kot zapinając pasy.
-
Doliczając godzinę stania w korkach jakieś trzy godziny.
- To ja
chyba się zdrzemnę przez ten czas – mruknął Lou wyciągając z podręcznego
plecaka dziecięcą poduszkę.
Zaśmiałem
się cicho, a kot zarumienił się lekko.
-
Widzę, że przygotowałeś się na długą podróż.
-
Zawsze jak mam nocować gdzieś poza domem zabieram ze sobą tę poduszkę. Miała
należeć do Ariela – uśmiechnął się smutno głaskając poduszkę.
Zrobiło
mi się głupio słysząc jego wyznanie.
-
Przepraszam – bąknąłem cicho pod nosem, po czym skupiłem wzrok na drodze.
- Nie
przejmuj się. Nie wiedziałeś – uśmiechnął się. – Proszę, prowadź ostrożnie i
dowieź nas na miejsce całych i zdrowych – pocałował mnie w policzek.
-
Obiecuję – uśmiechnąłem się do niego. – Prześpij się – mrugnąłem do niego.
Na
szczęście korki w centrum nie były tak duże jak mi się wydawało, więc po
niecałych czterdziestu minutach udało mi się wyjechać za miasto. Jednak mój
dobry nastrój zepsuły czarne chmury zbierające się nad nami.
-
Cholera – zakląłem i ściszyłem radio.
Miałem
głęboką nadzieję, że zdążymy dojechać na miejsce zanim rozpęta się burza.
Zerknąłem na Lou. Ten na szczęście spał głębokim snem. Pełen obawy przed nagłą
zmianą pogody jechałem dalej, chcąc jak najszybciej dojechać na miejsce.
- Niech
to szlag! – zakląłem, gdy na zewnątrz rozległo się głośne grzmienie.
Lou
poruszył się niespokojnie na siedzeniu i mruknął coś pod nosem. Do celu zostało
nam jakieś pół godziny i miałem nadzieję, że chłopak nie obudzi się do tego
czasu. Jednak, gdy zaczęło padać gęstym deszczem Lou obudził się. Równo z jego
pobudką usłyszałem przeraźliwy grzmot.
-
Sebastian? – zapytał zdenerwowany. – Sebastian, błagam cię, zatrzymaj się! – krzyknął
spanikowany.
- Lou,
spokojnie. To tylko burza – próbowałem uspokoić chłopaka.
- Nie!
Zatrzymaj się! Zatrzymaj, zatrzymaj! – krzyczał zaczynając szarpać za swój pas.
-
Uspokój się, Lou. Już się zatrzymuję.
Zjechałem
na pobocze włączając światła awaryjne. Spojrzałem na kota. Lou siedział zgięty
w pół trzymając się kurczowo za brzuch.
- Lou?
– zapytałem dotykając jego pleców. – Lou, co się stało?
- J-ja…
To wszystko… To wszystko się powtarza… - wyszeptał.
Westchnąłem
ciężko i podałem mu poduszkę.
- Już
wszystko dobrze, Lou. Nic złego się nie stało. Przeczekamy burzę i pojedziemy
dalej. Przecież obiecałem, że dowiozę nas na miejsce całych i zdrowych.
Chłopak
podniósł na mnie wzrok i powiedział.
- Peter
też obiecywał.
Lou
Po
tych słowach zmieniłem się w kota i wskoczyłem na kolana Sebastiana. Mężczyzna
spojrzał na mnie zaskoczony jednak po chwili uśmiechnął się czule i zaczął mnie
głaskać. Dotyk jego dłoni na moim grzbiecie był czymś niesamowitym. Od dawna
nie czułem czegoś takiego. Gdy Peter żył to on mnie właśnie tak głaskał. Ale
gdy odszedł nie pozwalałem już nikomu na coś takiego. Nawet nie zauważyłem,
kiedy na powrót zasnąłem. Mimo panującej na zewnątrz burzy ja czułem tylko
spokój.
Gdy
się obudziłem okazało się, że nie jesteśmy już w aucie, a na dworze. Sebastian
niósł mnie w ramionach osłaniając kurtką. Po chwili weszliśmy do środka
pensjonatu, a mnie aż zaparło dech w piersiach.
Cały
hol pensjonatu był urządzony wręcz w królewskim stylu. A raczej jego barwy
powodowały takie wrażenie. Beżowe ściany z wytłaczanymi, złotymi wzorami.
Kryształowy, ogromny żyrandol. Drewniana podłoga w kolorze miodowego brązu i
tego samego koloru duże biurko, za którym stała recepcjonistka. Siedzenia
natomiast miały czerwony, królewski kolor.
- Witam
panie Frost.
-
Witaj Julliett, czy mój apartament jest gotowy? – zapytał z uśmiechem.
- Tak,
dziś rano był ponownie sprzątany – powiedziała kobieta.
-
To świetnie. Mówiąc o menadżerze… Wspomnij Markowi, że to, że przyjechałem do
pensjonatu to nie w celach biznesowych, więc ma do mnie nie przychodzić. Jestem
tu tylko i wyłącznie w celach wypoczynkowych – powiedział, a ja miauknąłem, bo
był tu raczej w celach uwiedzenia mnie jak sam to niedawno powiedział.
- Och,
jaki śliczny. Czy będzie potrzebne posłanie?
- Nie,
wątpię. Lou?
Sebastian
postawił mnie na podłodze i spojrzał wyczekująco. Z ociąganiem przemieniłem się
by dostrzec zaskoczone spojrzenie sekretarki.
-
O, to jest pana partner, panie Frost?
- Tak,
dokładnie, a tera wybacz Julliett, ale pójdziemy już.
Gdy
tylko wsiedliśmy do windy Sebastian przytulił mnie do siebie.
-
Musimy porozmawiać, piękny.
Nie
odpowiedziałem przytulając się do niego. Musiałem się przyszykować psychicznie
na tę rozmowę. Na rozgrzebanie dawnych ran. Gdy winda zatrzymała się na
najwyższym piętrze. Rozejrzałem się po niewielkim holu urządzonym w podobny
sposób do tego przy recepcji tyle, że tu dominowało srebro i fiolet. Znajdowały
się tu tyle jedne drzwi prowadzące do ogromnego apartamentu. Sebastian
poprowadził mnie do salonu. Posadził na kanapie, a sam poszedł do niewielkiej
kuchni by zrobić herbatę. Gdy wrócił do pokoju przysiadł się do mnie, pocałował
delikatnie w policzek i powiedział cicho.
- To,
co? Opowiesz mi swoją historię?
- Chyba
nie mam wyjścia. Nie mogę tego dłużej przed tobą ukrywać – odetchnąłem głęboko.
– To było półtorej roku temu. Byłem w trzecim miesiącu ciąży. Natomiast Peter
korzystał z dwutygodniowego urlopu. Prawda była taka, że wziął go by mnie
pilnować. Bo jeżdżąc do sklepu, który jest, a raczej był własnością Petera, przemęczałem
się i lekarz zagroził, że może się to skończyć przedwczesnym porodem. Tak, więc
Peter wziął urlop by mnie troszkę przypilnować i rozpieścić. W ostatni weekend
jego urlopu poprawiła się pogoda było tak słoneczni, że namówiłem go na wyjazd
na weekend do naszego domku na oceanem. Pamiętam, że w pierwszym momencie było
wszystko okay. Zasnąłem w trakcie drogi, a tu nagle burza zaczęła szaleć za szybami.
Peter planował się zatrzymać na stacji by przeczekać burze, ale wtedy… -
przygryzłem wargę zdenerwowany.
- Co
wtedy, piękny? – mężczyzna pocałował mnie w czoło i przytulił.
-
Piorun uderzył przed maską. Peter spanikował. Próbował za wszelką cenę uratować
mnie i Ariela. Skończyło się to jego śmiercią na miejscu, a ja ze względu na uderzenie,
ścisk pasów bezpieczeństwa i wybuchu poduszki powietrznej straciłem dziecko. W
szpitalu musieli mi podawać kilak razy leki na nerwicę, bo wpadałem im w
histerię. Zajmowała się mną ciocia Sue, czyli mama Petera.
- Och, biedny kotek
– powiedział biorąc mnie na kolana i całując. – Nie martw się, wszystko będzie
dobrze. Nie obiecam, że na wieczność, ale na pewno do końca moich dni będę cię
kochał.
- Dziękuję i ja
ciebie też kocham.
Resztę dnia spędziliśmy
dość miło. Zwiedzając pensjonat, oglądając jakieś filmy i po prostu będąc
razem. Wieczorem jednak wyraźnie poczułem, że coś jest nie tak. Byłem dość
nerwowy, więc postanowiłem się szybciej położyć.
Obudziłem się dość
wcześnie, bo wciąż było ciemno na dworze, ale ja wiedziałem, że coś jest nie
tak. Podniosłem się do siadu i od razu wiedziałem, co jest grane.
- Sebastian? Sebastian,
potrzebuję cię.
Sebastian
Obudziło
mnie coś mokrego i śliskiego przemieszczającego się po mojej szyi. Zmarszczyłem
nos i burknąłem niezadowolony przewracając się na brzuch. Jednak to coś nie odpuszczało.
Po chwili poczułem wilgoć również na łopatkach. Nagle poczułem na sobie ciężar
i ktoś zachichotał.
-
Lou? – mruknąłem. – Co się dzieje? Która godzina?
-
Trzecia nad ranem – powiedział to nie widząc w tym nic dziwnego.
-
Czy zazwyczaj też wstajesz o trzeciej nad ranem? – zapytałem unosząc się na
łokciach.
-
Nie – zszedł ze mnie. – Po prostu potrzebuję cię. Teraz.
Spojrzałem
na niego zdziwionym wzrokiem. Lou przewrócił oczami i nachylił się do mojego
ucha.
-
Dni płodne mi się zaczęły – wyszeptał otulając moje ucho gorącym powietrzem.
Momentalnie
przeszła mi ochota na dalszy sen. Podniosłem się do siadu i spojrzałem na Lou z
góry. Przez dłuższą chwilę nie mogłem uwierzyć, że chce mi się oddać. Po chwili
jednak zreflektowałem się i uśmiechnąłem zawadiacko. Pochyliłem się i
pocałowałem go delikatnie w usta.
-
Myślałem, że ten dzień już nigdy nie nastąpi – przyznałem spoglądając Lou w
oczy.
-
No to się doczekałeś – uśmiechnął się.
-
Wiedziałem, że to miejsce jest magiczne – wyszeptałem i ponownie go
pocałowałem. – Najwyższy czas się rozebrać, Eskimosie – zażartowałem wsuwając
dłoń pod jego koszulkę.
Wieczorem
zanim położył się spać przyszedł powiedzieć mi dobranoc. Był ubrany w piżamę.
To znaczy w luźną koszulkę z długim rękawem i długie dresowe spodnie.
-
Wiesz, że przy mnie nie masz się, czego wstydzić – powiedziałem pomagając mu
zdjąć koszulkę.
-
Bastek, doskonale wiesz, że to mój ogromny kompleks – mruknął odwracając głowę
w bok.
-
Ale mnie podnieca twoje ciało – odwróciłem jego twarz z powrotem w swoją
stronę. – Podnieca mnie każdy jego skrawek – wyznałem szczerze.
Szary
oblał się rumieńcem. Uśmiechnąłem się z triumfem i pocałowałem go soczyście w
usta jednocześnie wsuwając swoją dłoń do jego spodni.
-
Widzę, że bardzo się niecierpliwisz.
Lou westchnął, gdy
ująłem w dłoń jego członek.
-
Spokojnie. Nie zabraknie miejsca na pieszczoty. Chcę cię tylko rozebrać. – W
tym samym momencie jednym ruchem ściągnąłem mu spodnie. – Pokaż mi się, piękny.
– Odsłoniłem jego ciało spod kołdry i otaksowałem go pożądliwym wzrokiem.
Lou
był cały czerwony. Ramieniem zasłaniał sobie oczy. Oddychał szybko i
nierównomiernie. Najbardziej podobały mi się jego biodra. Idealnie zaokrąglone.
Czasami nie rozumiałem jak inni mężczyźni mogli uprawiać seks z chudymi jak
patyki chłopcami. Przecież tam nie ma, za co chwycić! No, ale, jak kto woli.
-
Jesteś taki seksowny – mruknąłem pochylając się i całując go w brzuch.
Lou
jęknął cicho, ale nie odważył się na mnie spojrzeć. Uśmiechnąłem się pod nosem
i zacząłem wyznaczać mokrą ścieżkę prowadzącą w stronę jego sutków. Gdy
zassałem się na jednym z nich Lou jęknął głośno, odrzucił rękę z twarzy i
zacisnął dłoń na moich włosach.
-
N-nie… - jęknął. – Nie tu.
-
Nie? – trąciłem sutek palcem. – Dlaczego? Wygląda na to, że ci się podoba – nie
zaprzestawałem pieszczenia jego sutka.
Lou
chwycił moją dłoń i niemal krzyknął.
-
Powiedziałem, nie!
Spojrzałem na niego
zaskoczony. Chłopak trzymał mój nadgarstek i patrzył na mnie gniewnym wzrokiem
oddychając ciężko.
- Przepraszam – powiedział
po chwili. – Nie chciałem się tak unieść – puścił moją dłoń i opadł z powrotem
na poduszki.
Zasłonił twarz
dłońmi i pociągnął nosem.
- Ej, kotku. Nie
płacz. Przecież nic się nie stało. To nie twoja wina. Posunąłem się za daleko i
biorę za to pełną odpowiedzialność. – Odciągnąłem jego dłonie od twarzy i z
lekkim uśmiechem spojrzałem mu w oczy. – Co się stało? Lou, muszę to wiedzieć
by w przyszłości nie powtórzyć tego błędu.
- Po prostu… - westchnął
ciężko. – Podczas ciąży zażywałem dość specyficzne leki, przez które moje ciało
stało się bardziej wrażliwe na dotyk. Szczególnie sutki i… no wiesz – spłonął
rumieńcem. – W każdym razie od tamtej pory tak mi zostało.
- Czemu od razu mi
tego nie powiedziałeś?
- Wstydziłem się.
Uśmiechnąłem się i
zacmokałem z dezaprobatą.
- Niemądry kot – pocałowałem
go w nos. – Mnie nie musisz… A raczej nie masz prawa się wstydzić – zażartowałem.
Lou zaśmiał się krótko
i objął mnie dłońmi za kark.
- Postaram się
zapamiętać – uśmiechnął się delikatnie, po czym pocałował mnie.
Z pomrukiem
aprobaty oddałem pocałunek pogłębiając go i wprowadzając na zupełnie inny
poziom.
- Czy możemy
kontynuować? – zapytałem przerywając pocałunek.
Lou kiwnął głową i
przymknął oczy. Gdy je otworzył zaparło mi dech w piersiach. Lou spoglądał na
mnie oczami kota. Wielkimi zielonymi oczami, od których odbijało się światło
księżyca wpadające przez okno.
- Jestem twój.
Przełknąłem głośno
ślinę i nie mogąc się powstrzymać pocałowałem go namiętnie wlewając w ten
pocałunek wszystkie swoje uczucia.
Lou
Zamruczałem
zachwycony. Starałem się hamować, ale moja kocia natura, koci instynkt były
silniejsze. Tyle czasu minęło, od kiedy byłem z kimś w takich stosunkach. A
jeszcze fakt, że moje dni się wciąż nie uregulowały i jestem nienasycony
powodował, że wręcz wariowałem z chęci poczucia bliskości. Miauknąłem ocierając
się ciałem o Sebastiana.
- Spokojnie,
powoli kotku. Mamy czas.
Zamruczałem
pozwalają mu mnie pocałować i przejąć kontrolę. Sebastian całował mnie
delikatnie, niespiesznie muskając mój język swoim własnym. Badał wnętrze moich
ust sprawiając mi przyjemność.
-
Lubisz, gdy cię całuję?
-
Tak, bardzo – powiedziałem znów mrucząc jak kot.
- Uwielbiam
twoje oczy. Sam seks – powiedział zasysając się na mojej szyi.
Poczułem
jak moje policzki zaczynają płonąć. Mężczyzna dłońmi zaczął jeździć po moich
bokach. Muskał opuszkami moje boki, brzuch by następnie zacisnąć dłonie na
moich biodrach.
-
Och, takie krągłe, miękkie… Idealne – wyszeptał zjeżdżając na moje pośladki by
sięgnąć do mojego ogona i ścisnąć go mocno.
- Ach!
Nie mój ogon… Jest zawsze wrażliwy podczas tych dni – powiedziałem zachłystnąwszy
się powietrzem.
Gdy
pogładził mnie po całej długości mojego ogona jęknąłem głośno.
-
To dobrze, bo bardzo lubię twój ogon – powiedział z uśmiechem liżąc mnie po
szyi.
Jego
dłoń znów skierowała się na moje pośladki. Zaczął je ugniatać by bez ostrzeżenia
rozdzielić je i delikatnie dotknąć mojego wejścia. Zamruczałem na ten
delikatny dotyk.
-
Podoba się? – zapytał całując moja szczękę.
-
Tak – powiedziałem drżącym głosem.
Mężczyzna
na chwilę zaprzestał swoich pieszczot sięgając pod poduszkę by wyjąć tubkę
lubrykantu. Wylał sobie trochę na palce. Zaczął masować moje wejście. Spiąłem
się na to lekko zaskoczony nagle myślą, że przecież nie jestem przy Peterze. Że
to nie on będzie mnie dotykać jak zawsze to robił. Zadrżałem.
- Lou?
Wszystko w porządku? Co się dzieję? – zapytał zamierając z dłonią na moim
pośladku.
-
Ja po prostu… Bo wiesz, ty to nie… nie… Przepraszam Sebastian, już jest okay –
powiedziałem starając się opanować.
Nie
chciałem sprawić przykrości Sebastianowi i powiedzieć, w czym jest
problem. Przecież to on teraz jest moim partnerem.
- Nie,
skarbie powiedz, o co chodzi. Nie możemy nic zrobić dopóki nie powiesz mi o
wszystkim, co cię męczy. Dopóki mi nie zaufasz – powiedział spokojnie, całując
mnie w czoło.
Odetchnąłem
głęboko i odezwałem się niepewnie.
- Po
prostu tak jakby dopiero do mnie dotarło, że przecież ty to nie…
- Peter?
– zapytał, a ja zażenowany pokiwałem głową. – Och, Lou… Nie musisz się przejmować
i możesz mi mówić o swoich obawach. On był twoim pierwszym partnerem, twoim
opiekunem i miłością. Rozumiem, że na razie to, co jest między nami może
być dla ciebie trudne do zaakceptowania. Rozumiem, że potrzebujesz czasu oraz
jak najwięcej łagodności z mojej strony. Chcę ci to wszystko dać, kotku –
powiedział całując mnie w nos. – A teraz się odpręż. Chcę byś poczuł się
lepiej. Chcę ci ulżyć, ale to tylko od ciebie zależy czy to zrobię. Czy tego
chcesz. Rozumiesz piękny?
Kiwnąłem
głową i pociągnąłem go za szyję by opadł na mnie, a ja mógł się w niego wtulić.
- Rozumiem
i chcę tego. Kocham cię. Zdążyłem cię już poznać i pokochać naprawdę mocno, ale
czasem wciąż przechodzi przez moją głowę ta myśl.
- Wiem.
Nie przejmuj się, w końcu się przyzwyczaisz. I ja ciebie też kocham – powiedział,
a następnie znów przystąpił do delikatnego muskania mojego wejścia.
- Jest
w porządku. Możesz zacząć – powiedziałem speszony, ale w momencie, gdy poczułem
jego długi palec w moim wnętrzu całe pożądanie związane z dniami płodnymi
wróciło. – Ach!
- Tak.
Ma być ci dobrze, skarbie – powiedział mężczyzna robiąc mi malinki na szyi i
podgryzając ją gdzie nie gdzie. – Jest ci dobrze? – zapytał ostrożnie
wsuwając drugi palec.
Podniecenie
wróciło ze zdwojoną siłą, a chęć bycia posiadanym przez kogoś otwierała mnie.
-
Tak, jest mi dobrze. Och, Sebastian… Chcę więcej – szepnąłem unosząc biodra by
się otrzeć o mężczyznę. – Proszę, daj mi więcej. Chcę być tylko twój.
Potrzebuję być twój.
- Spokojnie,
dam ci to mój kotku – mężczyzna wsadził trzeci palec zasysając się nagle na
moim sutku, mimo moich poprzednich protestów.
- Och!
O cholera! – sapnąłem siłą woli hamując się by nie dojść.
Sebastian
znów to zrobił przyspieszając ruchy swoich palców chcąc mnie jak najszybciej przygotowywać.
-
O Boże! Sebastian ja nie dam rady, zaraz…
Mężczyzna
znów polizał mnie po sutku i wyjął palce. Następnie zarzucił moje nogi na swoje
ramiona i spojrzał mi w oczy.
-
Jesteś zdecydowany?
- Tak. Zrób to już! Proszę cię… Och!
– zacząłem kończąc głośnym jękiem, gdy wszedł we mnie. - O tak! – krzyknąłem mrucząc
niczym rasowy kanapowiec.
Mężczyzna warknął w dość zwierzęcy
sposób i zaczął się nagle, bez ostrzeżenia wbijać we mnie.
- Jesteś taki ciasny. A do tego
taki miękki i cudownie kuszący, że mam ochotę cię zjeść – powiedział łapiąc mnie
mocno za biodra.
Jego pchnięcia były szybie, ale
celne i intensywne.
- Ach, potrzebuję cię tak bardzo,
Sebastian – powiedziałem czując jak tracę kontrolę, jak moja kocia natura znów
wychodzi na wierzch, jak uparcie się przebija by prosić o to, o co ja bym się
wstydził.
Spojrzałem na niego kocimi oczami
i odezwałem się kuszącym głosem. Głosem mojego kota.
- Sebastian, daj mi z siebie wszystko.
Błagam, chcę się z tobą kochać, czuć przyjemność, czuć twoją miłość, czuć się
kochanym i mieć rodzinę. Z tobą. Błagam, daj mi to wszystko.
Mężczyzna spojrzał na mnie
zaskoczony, ale jakby na zawołanie przyspieszył swoje ruchy. Czułem, że dochodzę
do swoich granic, zacząłem się trząść. Sebastian wziął w swoją dłoń mój penis i
przejechał po jego długości powoli, powodując, że miałem ochotę krzyczeć z
przyjemności, ale zamiast tego zamiauczałem i doszedłem czując w tym samym
czasie, że mężczyzna również doszedł we mnie. Moje kocie ja zamruczało
zadowolone i pozwoliło mi wreszcie odetchnąć. Choć na chwilę zapomnieć o dniach
płodnych. Opadłem na poduszki, a Sebastian obok mnie, przyciągając do swoich
objęć.
- Kocham cię – mruknąłem sennie
wtulając się w niego.
- A ja ciebie.
Sebastian
O
czwartej nad ranem zaczęło wschodzić słońce. Lou urzeczony wpatrywał się w
rozświetlony horyzont. Nie wstawaliśmy z łóżka gdyż okna sypialni wychodziły na
wschód. Odsłoniłem tylko zasłony i otwarłem drzwi tarasowe by móc bez przeszkód
oglądać piękno wschodzącego słońca.
-
Wspaniały widok, prawda? – zapytałem obejmując Lou w tali.
-
Tak, piękny – przyznał spoglądając na mnie z uśmiechem. – Dziękuję, że
namówiłeś mnie na ten wyjazd.
-
Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnąłem się, po czym złożyłem na jego
ustach delikatny pocałunek.
Pogłaskałem
dłonią jego biodro i zacisnąłem na nim dłoń. Lou zachichotał beztrosko i
chwycił za mój nadgarstek.
-
Sebastian, nie mam sił na jeszcze jeden raz – mruknął układając głowę na mojej
klatce piersiowej.
-
Przepraszam kochanie, ale nie mogę się oprzeć tym twoim ponętnym kształtom – wymruczałem
niskim głosem.
Chłopaka
przeszedł dreszcz i zarumienił się soczyście.
-
Nie wyglądałbym tak gdyby nie Peter. Nie wiem czy gdyby nie on w ogóle bym
dożył dnia dzisiejszego – mruknął. – Już wcześniej mówiłem ci, że Peter znalazł
mnie w śmieciach. Długo głodowałem, więc gdy u Petera w domu zaczęto mi nie
żałować jedzenia chętnie z tego korzystałem. W sumie nabrałem dosyć sporo na
wadze i to w bardzo krótkim czasie. Nie było to dobre dla mojego zdrowia, ale
byłem tylko małym kotem i myślałem, że Peter też mnie wyrzuci, gdy mu się
znudzę, więc chciałem nabrać jak najwięcej masy by mieć ‘’zapas’’. Wiem, że to
brzmi śmiesznie, ale byłem wtedy mały – powiedział, gdy zachichotałem. – W
każdym razie… Skończyło się wizytą u dietetyka dziecięcego. Moja waga w tamtym
czasie przekraczała dopuszczalną normę, ale udało mi się zrzucić parę kilo i pani
doktor więcej się nie czepiała, a Peter zaczął mnie bardziej pilnować w kwestii
jedzenia.
-
Mimo wszystko cieszę się, że zostało ci trochę tego ciałka. Uwielbiam je – pocałowałem
go w czubek głowy. – No, słońce już wzeszło. Chce ci się spać?
-
Nie – pokręcił z uśmiechem głową.
-
W takim razie zamówię nam jakieś śniadanie, a potem pójdziemy na plażę, dobrze?
-
Z wielką przyjemnością.
-
To, na co masz ochotę? – zapytałem sięgając po telefon stacjonarnym leżący na
szafce nocnej.
-
Na naleśniki z owocami.
-
I bitą śmietaną?
-
To zbyt tuczące – wydął usta.
-
Raz możesz sobie pozwolić – machnąłem ręką. – Wezmę jeszcze świeżo wyciskany
sok pomarańczowy.
-
Wolałbym grejpfrutowy – wtrącił wieszając się na mnie.
-
Dobrze, będzie grejpfrutowy – uśmiechnąłem się, po czym wykonałem telefon.
Po
śniadaniu zapakowaliśmy przenośną lodówkę, wzięliśmy potrzebne rzeczy na plażę
i opuściliśmy pensjonat. Chciałem pokazać Lou moje ulubione miejsce do
plażowania. Znajdowało się z dala od wszystkich. Była to mała laguna ukryta za
skałą.
Rozłożyliśmy się w
cieniu. Lou nie lubił się opalać, a mi było wszystko jedno. Wiedziałem jednak,
że nie odpuszczę sobie wejścia do wody. Grzechem byłoby nie popływać w
przejrzystych wodach oceanu. Lou uzbroił się w książkę mówiąc, że nie zamierza
się kąpać, ale już ja znałem sposoby by zaciągnąć go do wody.
- Kochanie, czemu
nie chcesz wejść do wody? – zapytałem jednocześnie całując jego ramię.
-
Nie umiem pływać – odpowiedział nie odwracając wzroku od książki.
-
Przecież wiesz, że nie pozwoliłbym by stała ci się krzywda. Będę z tobą. Nie
masz się, czego bać.
-
Spalę się na słońcu, a dziś grzeje wyjątkowo mocno – parł w zaparte.
-
Z wielką chęcią nasmaruje cię wieczorem kremem.
Lou
westchnął głośno, zamknął książkę i wstał z ręcznika.
-
Czy jeśli z tobą wejdę do wody dasz mi później odpocząć?
Uśmiechnąłem
się drapieżnie i również wstałem. Chciałem pomóc mu ściągnąć koszulkę, ale
chłopak zatrzymał mnie.
-
Wolałbym w niej zostać. Nie chcę by spaliło mi ramiona.
Z
ociąganiem zgodziłem się. Chwyciłem go za rękę i poprowadziłem w stronę brzegu.
Woda była przyjemnie chłodna, ale nie zimna. Bez problemu można było się kąpać.
Bez słowa, jedynie z uśmiechem na ustach, wziąłem Lou na ręce i zacząłem wchodzić
do wody. Chłopak trochę spanikował.
-
Spokojnie Lou. Trzymam cię – powiedziałem, gdy byliśmy już dość głęboko.
Puściłem
jego nogi by mogły swobodnie opaść w dół. Nadal jednak trzymałem go w tali. Gdy
kot nie poczuł pod nogami dna spanikował jeszcze bardziej i chwycił się moich
ramion. Zaśmiałem się i okręciłem się z nim dookoła.
-
Sebastian, chyba mam dość – mruknął przerażony.
-
Przestań, Lou. Przecież cię trzymam. Spróbuj się rozluźnić. Zobacz jak tu
fajnie. Woda jest taka przyjemna.
-
Tak… Masz rację, ale nadal się boję. Możemy już wrócić na brzeg? Albo chociaż
przejść na płytszą wodę?
Zgodziłem
się. Resztę dnia spędziliśmy albo siedząc na ręcznikach, albo na płyciźnie.
Zrobiłem też parę ładnych zdjęć mojemu chłopakowi. Oczywiście nie zabrakło
selfi na tle morza. Wieczorem żadne z nas nie miało problemów z zaśnięciem.
cudne i ciekawe co na to trzy moje koty:-)
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nasz kot otworzył się na Sebastiana :) Tworzą cudowną parę :)
Czyżby w następnym rozdziale przeczytamy o małym kotku?
Pozdrawiam :)
Dużo weny :)
Znowu ta nieplanowana ciaza z zaskoczenia... Dosyc nudne sie to juz robi, ale czekam na ciag dalszy za tydzien.
OdpowiedzUsuńNawet niezłe ale muszę stwierdzić, że poprzednie opowiadania "On The Hay" i "My Lovelly Kitty" były lepsze. Chociaż to złe nie jest i fajnie się czyta :)
OdpowiedzUsuńRozdział podobał mi się ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Lou i Sebastian zrobili następny krok w ich związku. Teraz tylko czekać aż pojawi się nowy członek ich rodzinki ;)
Pozdrawiam
Będzie kolejny kociak; )
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńLou się otworzył, porównuje Sebastiana do Petera, ale daje mu szansę... poznają się może już za niedługo będzie mały uroczy kotek...
ach i miałam napisać to pod poprzednim tekstem, czy dało by się coś zrobić bo linki tutaj nie działają do tego opowiadania...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia