czwartek, 19 listopada 2015

Short Story 1.2

Short Story 1.2

"Second chance,
Second life,
Second love..."


Sebastian

Pół roku później.

                - Lou? Jesteś gotowy? – zapytałem wchodząc do jego sypialni.
                Wciąż nie udało mi się go namówić na wspólne mieszkanie, ale udało mi się go namówić na wspólny wyjazd nad morze, do pensjonatu za miastem.
                - Obawiam się, że czegoś zapomniałem – mruknął przygryzając wargę i rozglądając się po pokoju.
                - Najważniejsze byś spakował kąpielówki – uśmiechnąłem się zawadiacko.
                - Przestań – zbeształ mnie rumieniąc się.
                - Jeśli na miejscu okaże się, że czegoś zapomniałeś to przecież pójdziemy do sklepu.
                - Sebastian, dobrze wiesz, że mam ograniczony budżet.
                Zacmokałem niezadowolony i podszedłem do chłopaka obejmując go od tyłu.
                - Przecież wiesz, że w życiu nie pozwoliłbym ci wydawać własnych pieniędzy w mojej obecności – wymruczałem w jego ramię.
                - Seba… Nie czuję się komfortowo ze świadomością, że wydajesz na mnie pieniądze. Odkąd zaczęliśmy się spotykać nie mogę się nadziwić ile rzeczy mi już kupiłeś.
                Zaśmiałem się. Lou miał rację. Nakupowałem mu sporo nowych rzeczy, które przyjął z wielkim ociąganiem, ale nie mogłem patrzeć na jego zbyt mały asortyment szafy czy wyposażenia.
                - Tak piękne ciało jak twoje należy ubierać w jak najlepsze ciuchy – szepnąłem przejeżdżając dłońmi po jego tali.
                - Ale czemu w takie drogie ciuchy? – skrzywił się. – Na przykład te ostatnie spodnie. Kto kupuje spodnie za pięćset dolarów?
                - Ja kupuję dla mojego seksownego chłopaka – zaśmiałem się.
                - Nie znasz wartości pieniądza? – spojrzał na mnie.
                - Znam, ale nikt mi nie zabroni obdarzać cię prezentami. Musisz się przyzwyczaić, bo tak będzie już do końca – uśmiechnąłem się i pocałowałem Lou w policzek. – Jedziemy?
                - Tak – pokiwał głową i wziął do ręki torbę, którą od razu od niego przejąłem.
                Gdy Lou pozamykał mieszkanie spokojnie mogliśmy wyruszyć w drogę.
                - Ile będziemy jechać? – zapytał kot zapinając pasy.
                - Doliczając godzinę stania w korkach jakieś trzy godziny.
                - To ja chyba się zdrzemnę przez ten czas – mruknął Lou wyciągając z podręcznego plecaka dziecięcą poduszkę.
                Zaśmiałem się cicho, a kot zarumienił się lekko.
                - Widzę, że przygotowałeś się na długą podróż.
                - Zawsze jak mam nocować gdzieś poza domem zabieram ze sobą tę poduszkę. Miała należeć do Ariela – uśmiechnął się smutno głaskając poduszkę.
                Zrobiło mi się głupio słysząc jego wyznanie.
                - Przepraszam – bąknąłem cicho pod nosem, po czym skupiłem wzrok na drodze.
                - Nie przejmuj się. Nie wiedziałeś – uśmiechnął się. – Proszę, prowadź ostrożnie i dowieź nas na miejsce całych i zdrowych – pocałował mnie w policzek.
                - Obiecuję – uśmiechnąłem się do niego. – Prześpij się – mrugnąłem do niego.

                Na szczęście korki w centrum nie były tak duże jak mi się wydawało, więc po niecałych czterdziestu minutach udało mi się wyjechać za miasto. Jednak mój dobry nastrój zepsuły czarne chmury zbierające się nad nami.
                - Cholera – zakląłem i ściszyłem radio.
                Miałem głęboką nadzieję, że zdążymy dojechać na miejsce zanim rozpęta się burza. Zerknąłem na Lou. Ten na szczęście spał głębokim snem. Pełen obawy przed nagłą zmianą pogody jechałem dalej, chcąc jak najszybciej dojechać na miejsce.


                - Niech to szlag! – zakląłem, gdy na zewnątrz rozległo się głośne grzmienie.
                Lou poruszył się niespokojnie na siedzeniu i mruknął coś pod nosem. Do celu zostało nam jakieś pół godziny i miałem nadzieję, że chłopak nie obudzi się do tego czasu. Jednak, gdy zaczęło padać gęstym deszczem Lou obudził się. Równo z jego pobudką usłyszałem przeraźliwy grzmot.
                - Sebastian? – zapytał zdenerwowany. – Sebastian, błagam cię, zatrzymaj się! – krzyknął spanikowany.
                - Lou, spokojnie. To tylko burza – próbowałem uspokoić chłopaka.
                - Nie! Zatrzymaj się! Zatrzymaj, zatrzymaj! – krzyczał zaczynając szarpać za swój pas.
                - Uspokój się, Lou. Już się zatrzymuję.
                Zjechałem na pobocze włączając światła awaryjne. Spojrzałem na kota. Lou siedział zgięty w pół trzymając się kurczowo za brzuch.
                - Lou? – zapytałem dotykając jego pleców. – Lou, co się stało?
                - J-ja… To wszystko… To wszystko się powtarza… - wyszeptał.
                Westchnąłem ciężko i podałem mu poduszkę.
                - Już wszystko dobrze, Lou. Nic złego się nie stało. Przeczekamy burzę i pojedziemy dalej. Przecież obiecałem, że dowiozę nas na miejsce całych i zdrowych.
                Chłopak podniósł na mnie wzrok i powiedział.
                - Peter też obiecywał.


Lou

Po tych słowach zmieniłem się w kota i wskoczyłem na kolana Sebastiana. Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony jednak po chwili uśmiechnął się czule i zaczął mnie głaskać. Dotyk jego dłoni na moim grzbiecie był czymś niesamowitym. Od dawna nie czułem czegoś takiego. Gdy Peter żył to on mnie właśnie tak głaskał. Ale gdy odszedł nie pozwalałem już nikomu na coś takiego. Nawet nie zauważyłem, kiedy na powrót zasnąłem. Mimo panującej na zewnątrz burzy ja czułem tylko spokój.
Gdy się obudziłem okazało się, że nie jesteśmy już w aucie, a na dworze. Sebastian niósł mnie w ramionach osłaniając kurtką. Po chwili weszliśmy do środka pensjonatu, a mnie aż zaparło dech w piersiach.
Cały hol pensjonatu był urządzony wręcz w królewskim stylu. A raczej jego barwy powodowały takie wrażenie. Beżowe ściany z wytłaczanymi, złotymi wzorami. Kryształowy, ogromny żyrandol. Drewniana podłoga w kolorze miodowego brązu i tego samego koloru duże biurko, za którym stała recepcjonistka. Siedzenia natomiast miały czerwony, królewski kolor.
- Witam panie Frost.
- Witaj Julliett, czy mój apartament jest gotowy? – zapytał z uśmiechem.
- Tak, dziś rano był ponownie sprzątany – powiedziała kobieta.
- To świetnie. Mówiąc o menadżerze… Wspomnij Markowi, że to, że przyjechałem do pensjonatu to nie w celach biznesowych, więc ma do mnie nie przychodzić. Jestem tu tylko i wyłącznie w celach wypoczynkowych – powiedział, a ja miauknąłem, bo był tu raczej w celach uwiedzenia mnie jak sam to niedawno powiedział.
- Och, jaki śliczny. Czy będzie potrzebne posłanie?
- Nie, wątpię. Lou?
Sebastian postawił mnie na podłodze i spojrzał wyczekująco. Z ociąganiem przemieniłem się by dostrzec zaskoczone spojrzenie sekretarki.
- O, to jest pana partner, panie Frost?
- Tak, dokładnie, a tera wybacz Julliett, ale pójdziemy już.
Gdy tylko wsiedliśmy do windy Sebastian przytulił mnie do siebie.
- Musimy porozmawiać, piękny.
Nie odpowiedziałem przytulając się do niego. Musiałem się przyszykować psychicznie na tę rozmowę. Na rozgrzebanie dawnych ran. Gdy winda zatrzymała się na najwyższym piętrze. Rozejrzałem się po niewielkim holu urządzonym w podobny sposób do tego przy recepcji tyle, że tu dominowało srebro i fiolet. Znajdowały się tu tyle jedne drzwi prowadzące do ogromnego apartamentu. Sebastian poprowadził mnie do salonu. Posadził na kanapie, a sam poszedł do niewielkiej kuchni by zrobić herbatę. Gdy wrócił do pokoju przysiadł się do mnie, pocałował delikatnie w policzek i powiedział cicho.
- To, co? Opowiesz mi swoją historię?
- Chyba nie mam wyjścia. Nie mogę tego dłużej przed tobą ukrywać – odetchnąłem głęboko. – To było półtorej roku temu. Byłem w trzecim miesiącu ciąży. Natomiast Peter korzystał z dwutygodniowego urlopu. Prawda była taka, że wziął go by mnie pilnować. Bo jeżdżąc do sklepu, który jest, a raczej był własnością Petera, przemęczałem się i lekarz zagroził, że może się to skończyć przedwczesnym porodem. Tak, więc Peter wziął urlop by mnie troszkę przypilnować i rozpieścić. W ostatni weekend jego urlopu poprawiła się pogoda było tak słoneczni, że namówiłem go na wyjazd na weekend do naszego domku na oceanem. Pamiętam, że w pierwszym momencie było wszystko okay. Zasnąłem w trakcie drogi, a tu nagle burza zaczęła szaleć za szybami. Peter planował się zatrzymać na stacji by przeczekać burze, ale wtedy… - przygryzłem wargę zdenerwowany.
- Co wtedy, piękny? – mężczyzna pocałował mnie w czoło i przytulił.
- Piorun uderzył przed maską. Peter spanikował. Próbował za wszelką cenę uratować mnie i Ariela. Skończyło się to jego śmiercią na miejscu, a ja ze względu na uderzenie, ścisk pasów bezpieczeństwa i wybuchu poduszki powietrznej straciłem dziecko. W szpitalu musieli mi podawać kilak razy leki na nerwicę, bo wpadałem im w histerię. Zajmowała się mną ciocia Sue, czyli mama Petera.
- Och, biedny kotek – powiedział biorąc mnie na kolana i całując. – Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Nie obiecam, że na wieczność, ale na pewno do końca moich dni będę cię kochał.
- Dziękuję i ja ciebie też kocham.
Resztę dnia spędziliśmy dość miło. Zwiedzając pensjonat, oglądając jakieś filmy i po prostu będąc razem. Wieczorem jednak wyraźnie poczułem, że coś jest nie tak. Byłem dość nerwowy, więc postanowiłem się szybciej położyć.
Obudziłem się dość wcześnie, bo wciąż było ciemno na dworze, ale ja wiedziałem, że coś jest nie tak. Podniosłem się do siadu i od razu wiedziałem, co jest grane.
- Sebastian? Sebastian, potrzebuję cię.


Sebastian

                Obudziło mnie coś mokrego i śliskiego przemieszczającego się po mojej szyi. Zmarszczyłem nos i burknąłem niezadowolony przewracając się na brzuch. Jednak to coś nie odpuszczało. Po chwili poczułem wilgoć również na łopatkach. Nagle poczułem na sobie ciężar i ktoś zachichotał.
                - Lou? – mruknąłem. – Co się dzieje? Która godzina?
                - Trzecia nad ranem – powiedział to nie widząc w tym nic dziwnego.
                - Czy zazwyczaj też wstajesz o trzeciej nad ranem? – zapytałem unosząc się na łokciach.
                - Nie – zszedł ze mnie. – Po prostu potrzebuję cię. Teraz.
                Spojrzałem na niego zdziwionym wzrokiem. Lou przewrócił oczami i nachylił się do mojego ucha.
                - Dni płodne mi się zaczęły – wyszeptał otulając moje ucho gorącym powietrzem.
                Momentalnie przeszła mi ochota na dalszy sen. Podniosłem się do siadu i spojrzałem na Lou z góry. Przez dłuższą chwilę nie mogłem uwierzyć, że chce mi się oddać. Po chwili jednak zreflektowałem się i uśmiechnąłem zawadiacko. Pochyliłem się i pocałowałem go delikatnie w usta.
                - Myślałem, że ten dzień już nigdy nie nastąpi – przyznałem spoglądając Lou w oczy.
                - No to się doczekałeś – uśmiechnął się.
                - Wiedziałem, że to miejsce jest magiczne – wyszeptałem i ponownie go pocałowałem. – Najwyższy czas się rozebrać, Eskimosie – zażartowałem wsuwając dłoń pod jego koszulkę.
                Wieczorem zanim położył się spać przyszedł powiedzieć mi dobranoc. Był ubrany w piżamę. To znaczy w luźną koszulkę z długim rękawem i długie dresowe spodnie.
                - Wiesz, że przy mnie nie masz się, czego wstydzić – powiedziałem pomagając mu zdjąć koszulkę.
                - Bastek, doskonale wiesz, że to mój ogromny kompleks – mruknął odwracając głowę w bok.
                - Ale mnie podnieca twoje ciało – odwróciłem jego twarz z powrotem w swoją stronę. – Podnieca mnie każdy jego skrawek – wyznałem szczerze.
                Szary oblał się rumieńcem. Uśmiechnąłem się z triumfem i pocałowałem go soczyście w usta jednocześnie wsuwając swoją dłoń do jego spodni.
                - Widzę, że bardzo się niecierpliwisz.
Lou westchnął, gdy ująłem w dłoń jego członek.
                - Spokojnie. Nie zabraknie miejsca na pieszczoty. Chcę cię tylko rozebrać. – W tym samym momencie jednym ruchem ściągnąłem mu spodnie. – Pokaż mi się, piękny. – Odsłoniłem jego ciało spod kołdry i otaksowałem go pożądliwym wzrokiem.
                Lou był cały czerwony. Ramieniem zasłaniał sobie oczy. Oddychał szybko i nierównomiernie. Najbardziej podobały mi się jego biodra. Idealnie zaokrąglone. Czasami nie rozumiałem jak inni mężczyźni mogli uprawiać seks z chudymi jak patyki chłopcami. Przecież tam nie ma, za co chwycić! No, ale, jak kto woli.
                - Jesteś taki seksowny – mruknąłem pochylając się i całując go w brzuch.
                Lou jęknął cicho, ale nie odważył się na mnie spojrzeć. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem wyznaczać mokrą ścieżkę prowadzącą w stronę jego sutków. Gdy zassałem się na jednym z nich Lou jęknął głośno, odrzucił rękę z twarzy i zacisnął dłoń na moich włosach.
                - N-nie… - jęknął. – Nie tu.
                - Nie? – trąciłem sutek palcem. – Dlaczego? Wygląda na to, że ci się podoba – nie zaprzestawałem pieszczenia jego sutka.
                Lou chwycił moją dłoń i niemal krzyknął.
                - Powiedziałem, nie!
Spojrzałem na niego zaskoczony. Chłopak trzymał mój nadgarstek i patrzył na mnie gniewnym wzrokiem oddychając ciężko.
- Przepraszam – powiedział po chwili. – Nie chciałem się tak unieść – puścił moją dłoń i opadł z powrotem na poduszki.
Zasłonił twarz dłońmi i pociągnął nosem.
- Ej, kotku. Nie płacz. Przecież nic się nie stało. To nie twoja wina. Posunąłem się za daleko i biorę za to pełną odpowiedzialność. – Odciągnąłem jego dłonie od twarzy i z lekkim uśmiechem spojrzałem mu w oczy. – Co się stało? Lou, muszę to wiedzieć by w przyszłości nie powtórzyć tego błędu.
- Po prostu… - westchnął ciężko. – Podczas ciąży zażywałem dość specyficzne leki, przez które moje ciało stało się bardziej wrażliwe na dotyk. Szczególnie sutki i… no wiesz – spłonął rumieńcem. – W każdym razie od tamtej pory tak mi zostało.
- Czemu od razu mi tego nie powiedziałeś?
- Wstydziłem się.
Uśmiechnąłem się i zacmokałem z dezaprobatą.
- Niemądry kot – pocałowałem go w nos. – Mnie nie musisz… A raczej nie masz prawa się wstydzić – zażartowałem.
Lou zaśmiał się krótko i objął mnie dłońmi za kark.
- Postaram się zapamiętać – uśmiechnął się delikatnie, po czym pocałował mnie.
Z pomrukiem aprobaty oddałem pocałunek pogłębiając go i wprowadzając na zupełnie inny poziom.
- Czy możemy kontynuować? – zapytałem przerywając pocałunek.
Lou kiwnął głową i przymknął oczy. Gdy je otworzył zaparło mi dech w piersiach. Lou spoglądał na mnie oczami kota. Wielkimi zielonymi oczami, od których odbijało się światło księżyca wpadające przez okno.
- Jestem twój.
Przełknąłem głośno ślinę i nie mogąc się powstrzymać pocałowałem go namiętnie wlewając w ten pocałunek wszystkie swoje uczucia.



                                                                                 Lou

Zamruczałem zachwycony. Starałem się hamować, ale moja kocia natura, koci instynkt były silniejsze. Tyle czasu minęło, od kiedy byłem z kimś w takich stosunkach. A jeszcze fakt, że moje dni się wciąż nie uregulowały i jestem nienasycony powodował, że wręcz wariowałem z chęci poczucia bliskości. Miauknąłem ocierając się ciałem o Sebastiana.
- Spokojnie, powoli kotku. Mamy czas.
Zamruczałem pozwalają mu mnie pocałować i przejąć kontrolę. Sebastian całował mnie delikatnie, niespiesznie muskając mój język swoim własnym. Badał wnętrze moich ust sprawiając mi przyjemność.
- Lubisz, gdy cię całuję?
- Tak, bardzo – powiedziałem znów mrucząc jak kot.
- Uwielbiam twoje oczy. Sam seks – powiedział zasysając się na mojej szyi.
Poczułem jak moje policzki zaczynają płonąć. Mężczyzna dłońmi zaczął jeździć po moich bokach. Muskał opuszkami moje boki, brzuch by następnie zacisnąć dłonie na moich biodrach.
- Och, takie krągłe, miękkie… Idealne – wyszeptał zjeżdżając na moje pośladki by sięgnąć do mojego ogona i ścisnąć go mocno.
- Ach! Nie mój ogon… Jest zawsze wrażliwy podczas tych dni – powiedziałem zachłystnąwszy się powietrzem.
Gdy pogładził mnie po całej długości mojego ogona jęknąłem głośno.
- To dobrze, bo bardzo lubię twój ogon – powiedział z uśmiechem liżąc mnie po szyi.
Jego dłoń znów skierowała się na moje pośladki. Zaczął je ugniatać by bez ostrzeżenia rozdzielić je i delikatnie dotknąć mojego wejścia. Zamruczałem na ten delikatny dotyk.
- Podoba się? – zapytał całując moja szczękę.
- Tak – powiedziałem drżącym głosem.
Mężczyzna na chwilę zaprzestał swoich pieszczot sięgając pod poduszkę by wyjąć tubkę lubrykantu. Wylał sobie trochę na palce. Zaczął masować moje wejście. Spiąłem się na to lekko zaskoczony nagle myślą, że przecież nie jestem przy Peterze. Że to nie on będzie mnie dotykać jak zawsze to robił. Zadrżałem.
- Lou? Wszystko w porządku? Co się dzieję? – zapytał zamierając z dłonią na moim pośladku.
- Ja po prostu… Bo wiesz, ty to nie… nie… Przepraszam Sebastian, już jest okay – powiedziałem starając się opanować.
Nie chciałem sprawić przykrości Sebastianowi i powiedzieć, w czym jest problem. Przecież to on teraz jest moim partnerem.
- Nie, skarbie powiedz, o co chodzi. Nie możemy nic zrobić dopóki nie powiesz mi o wszystkim, co cię męczy. Dopóki mi nie zaufasz – powiedział spokojnie, całując mnie w czoło.
Odetchnąłem głęboko  i odezwałem się niepewnie.
- Po prostu tak jakby dopiero do mnie dotarło, że przecież ty to nie…
- Peter? – zapytał, a ja zażenowany pokiwałem głową. – Och, Lou… Nie musisz się przejmować i możesz mi mówić o swoich obawach. On był twoim pierwszym partnerem, twoim opiekunem i miłością. Rozumiem, że na razie to, co jest między nami może być dla ciebie trudne do zaakceptowania. Rozumiem, że potrzebujesz czasu oraz jak najwięcej łagodności z mojej strony. Chcę ci to wszystko dać, kotku – powiedział całując mnie w nos. – A teraz się odpręż. Chcę byś poczuł się lepiej. Chcę ci ulżyć, ale to tylko od ciebie zależy czy to zrobię. Czy tego chcesz. Rozumiesz piękny?
Kiwnąłem głową i pociągnąłem go za szyję by opadł na mnie, a ja mógł się w niego wtulić.
- Rozumiem i chcę tego. Kocham cię. Zdążyłem cię już poznać i pokochać naprawdę mocno, ale czasem wciąż przechodzi przez moją głowę ta myśl.
- Wiem. Nie przejmuj się, w końcu się przyzwyczaisz. I ja ciebie też kocham – powiedział, a następnie znów przystąpił do delikatnego muskania mojego wejścia.
- Jest w porządku. Możesz zacząć – powiedziałem speszony, ale w momencie, gdy poczułem jego długi palec w moim wnętrzu całe pożądanie związane z dniami płodnymi wróciło. – Ach!
- Tak. Ma być ci dobrze, skarbie – powiedział mężczyzna robiąc mi malinki na szyi i podgryzając ją gdzie nie gdzie. – Jest ci dobrze? – zapytał ostrożnie wsuwając drugi palec.
Podniecenie wróciło ze zdwojoną siłą, a chęć bycia posiadanym przez kogoś otwierała mnie.
- Tak, jest mi dobrze. Och, Sebastian… Chcę więcej – szepnąłem unosząc biodra by się otrzeć o mężczyznę. – Proszę, daj mi więcej. Chcę być tylko twój. Potrzebuję być twój.
- Spokojnie, dam ci to mój kotku – mężczyzna wsadził trzeci palec zasysając się nagle na moim sutku, mimo moich poprzednich protestów.
- Och! O cholera! – sapnąłem siłą woli hamując się by nie dojść.
Sebastian znów to zrobił przyspieszając ruchy swoich palców chcąc mnie jak najszybciej przygotowywać.
- O Boże! Sebastian ja nie dam rady, zaraz…
Mężczyzna znów polizał mnie po sutku i wyjął palce. Następnie zarzucił moje nogi na swoje ramiona i spojrzał mi w oczy.
- Jesteś zdecydowany?
- Tak. Zrób to już! Proszę cię… Och! – zacząłem kończąc głośnym jękiem, gdy wszedł we mnie. - O tak! – krzyknąłem mrucząc niczym rasowy kanapowiec.
Mężczyzna warknął w dość zwierzęcy sposób i zaczął się nagle, bez ostrzeżenia wbijać we mnie.
- Jesteś taki ciasny. A do tego taki miękki i cudownie kuszący, że mam ochotę cię zjeść – powiedział łapiąc mnie mocno za biodra.
Jego pchnięcia były szybie, ale celne i intensywne.
- Ach, potrzebuję cię tak bardzo, Sebastian – powiedziałem czując jak tracę kontrolę, jak moja kocia natura znów wychodzi na wierzch, jak uparcie się przebija by prosić o to, o co ja bym się wstydził.
Spojrzałem na niego kocimi oczami i odezwałem się kuszącym głosem. Głosem mojego kota.
- Sebastian, daj mi z siebie wszystko. Błagam, chcę się z tobą kochać, czuć przyjemność, czuć twoją miłość, czuć się kochanym i mieć rodzinę. Z tobą. Błagam, daj mi to wszystko.
Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, ale jakby na zawołanie przyspieszył swoje ruchy. Czułem, że dochodzę do swoich granic, zacząłem się trząść. Sebastian wziął w swoją dłoń mój penis i przejechał po jego długości powoli, powodując, że miałem ochotę krzyczeć z przyjemności, ale zamiast tego zamiauczałem i doszedłem czując w tym samym czasie, że mężczyzna również doszedł we mnie. Moje kocie ja zamruczało zadowolone i pozwoliło mi wreszcie odetchnąć. Choć na chwilę zapomnieć o dniach płodnych. Opadłem na poduszki, a Sebastian obok mnie, przyciągając do swoich objęć.
- Kocham cię – mruknąłem sennie wtulając się w niego. 
- A ja ciebie.


Sebastian

                O czwartej nad ranem zaczęło wschodzić słońce. Lou urzeczony wpatrywał się w rozświetlony horyzont. Nie wstawaliśmy z łóżka gdyż okna sypialni wychodziły na wschód. Odsłoniłem tylko zasłony i otwarłem drzwi tarasowe by móc bez przeszkód oglądać piękno wschodzącego słońca.
                - Wspaniały widok, prawda? – zapytałem obejmując Lou w tali.
                - Tak, piękny – przyznał spoglądając na mnie z uśmiechem. – Dziękuję, że namówiłeś mnie na ten wyjazd.
                - Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnąłem się, po czym złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek.
                Pogłaskałem dłonią jego biodro i zacisnąłem na nim dłoń. Lou zachichotał beztrosko i chwycił za mój nadgarstek.
                - Sebastian, nie mam sił na jeszcze jeden raz – mruknął układając głowę na mojej klatce piersiowej.
                - Przepraszam kochanie, ale nie mogę się oprzeć tym twoim ponętnym kształtom – wymruczałem niskim głosem.
                Chłopaka przeszedł dreszcz i zarumienił się soczyście.
                - Nie wyglądałbym tak gdyby nie Peter. Nie wiem czy gdyby nie on w ogóle bym dożył dnia dzisiejszego – mruknął. – Już wcześniej mówiłem ci, że Peter znalazł mnie w śmieciach. Długo głodowałem, więc gdy u Petera w domu zaczęto mi nie żałować jedzenia chętnie z tego korzystałem. W sumie nabrałem dosyć sporo na wadze i to w bardzo krótkim czasie. Nie było to dobre dla mojego zdrowia, ale byłem tylko małym kotem i myślałem, że Peter też mnie wyrzuci, gdy mu się znudzę, więc chciałem nabrać jak najwięcej masy by mieć ‘’zapas’’. Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale byłem wtedy mały – powiedział, gdy zachichotałem. – W każdym razie… Skończyło się wizytą u dietetyka dziecięcego. Moja waga w tamtym czasie przekraczała dopuszczalną normę, ale udało mi się zrzucić parę kilo i pani doktor więcej się nie czepiała, a Peter zaczął mnie bardziej pilnować w kwestii jedzenia.
                - Mimo wszystko cieszę się, że zostało ci trochę tego ciałka. Uwielbiam je – pocałowałem go w czubek głowy. – No, słońce już wzeszło. Chce ci się spać?
                - Nie – pokręcił z uśmiechem głową.
                - W takim razie zamówię nam jakieś śniadanie, a potem pójdziemy na plażę, dobrze?
                - Z wielką przyjemnością.
                - To, na co masz ochotę? – zapytałem sięgając po telefon stacjonarnym leżący na szafce nocnej.
                - Na naleśniki z owocami.
                - I bitą śmietaną?
                - To zbyt tuczące – wydął usta.
                - Raz możesz sobie pozwolić – machnąłem ręką. – Wezmę jeszcze świeżo wyciskany sok pomarańczowy.
                - Wolałbym grejpfrutowy – wtrącił wieszając się na mnie.
                - Dobrze, będzie grejpfrutowy – uśmiechnąłem się, po czym wykonałem telefon.


                Po śniadaniu zapakowaliśmy przenośną lodówkę, wzięliśmy potrzebne rzeczy na plażę i opuściliśmy pensjonat. Chciałem pokazać Lou moje ulubione miejsce do plażowania. Znajdowało się z dala od wszystkich. Była to mała laguna ukryta za skałą.
Rozłożyliśmy się w cieniu. Lou nie lubił się opalać, a mi było wszystko jedno. Wiedziałem jednak, że nie odpuszczę sobie wejścia do wody. Grzechem byłoby nie popływać w przejrzystych wodach oceanu. Lou uzbroił się w książkę mówiąc, że nie zamierza się kąpać, ale już ja znałem sposoby by zaciągnąć go do wody.
- Kochanie, czemu nie chcesz wejść do wody? – zapytałem jednocześnie całując jego ramię.
                - Nie umiem pływać – odpowiedział nie odwracając wzroku od książki.
                - Przecież wiesz, że nie pozwoliłbym by stała ci się krzywda. Będę z tobą. Nie masz się, czego bać.
                - Spalę się na słońcu, a dziś grzeje wyjątkowo mocno – parł w zaparte.
                - Z wielką chęcią nasmaruje cię wieczorem kremem.
                Lou westchnął głośno, zamknął książkę i wstał z ręcznika.
                - Czy jeśli z tobą wejdę do wody dasz mi później odpocząć?
                Uśmiechnąłem się drapieżnie i również wstałem. Chciałem pomóc mu ściągnąć koszulkę, ale chłopak zatrzymał mnie.
                - Wolałbym w niej zostać. Nie chcę by spaliło mi ramiona.
                Z ociąganiem zgodziłem się. Chwyciłem go za rękę i poprowadziłem w stronę brzegu. Woda była przyjemnie chłodna, ale nie zimna. Bez problemu można było się kąpać. Bez słowa, jedynie z uśmiechem na ustach, wziąłem Lou na ręce i zacząłem wchodzić do wody. Chłopak trochę spanikował.
                - Spokojnie Lou. Trzymam cię – powiedziałem, gdy byliśmy już dość głęboko.
                Puściłem jego nogi by mogły swobodnie opaść w dół. Nadal jednak trzymałem go w tali. Gdy kot nie poczuł pod nogami dna spanikował jeszcze bardziej i chwycił się moich ramion. Zaśmiałem się i okręciłem się z nim dookoła.
                - Sebastian, chyba mam dość – mruknął przerażony.
                - Przestań, Lou. Przecież cię trzymam. Spróbuj się rozluźnić. Zobacz jak tu fajnie. Woda jest taka przyjemna.
                - Tak… Masz rację, ale nadal się boję. Możemy już wrócić na brzeg? Albo chociaż przejść na płytszą wodę?
                Zgodziłem się. Resztę dnia spędziliśmy albo siedząc na ręcznikach, albo na płyciźnie. Zrobiłem też parę ładnych zdjęć mojemu chłopakowi. Oczywiście nie zabrakło selfi na tle morza. Wieczorem żadne z nas nie miało problemów z zaśnięciem.

7 komentarzy:

  1. cudne i ciekawe co na to trzy moje koty:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :)
    Cieszę się, że nasz kot otworzył się na Sebastiana :) Tworzą cudowną parę :)
    Czyżby w następnym rozdziale przeczytamy o małym kotku?
    Pozdrawiam :)
    Dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu ta nieplanowana ciaza z zaskoczenia... Dosyc nudne sie to juz robi, ale czekam na ciag dalszy za tydzien.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet niezłe ale muszę stwierdzić, że poprzednie opowiadania "On The Hay" i "My Lovelly Kitty" były lepsze. Chociaż to złe nie jest i fajnie się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział podobał mi się ;)
    Fajnie, że Lou i Sebastian zrobili następny krok w ich związku. Teraz tylko czekać aż pojawi się nowy członek ich rodzinki ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Będzie kolejny kociak; )

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    Lou się otworzył, porównuje Sebastiana do Petera, ale daje mu szansę... poznają się może już za niedługo będzie mały uroczy kotek...
    ach i miałam napisać to pod poprzednim tekstem, czy dało by się coś zrobić bo linki tutaj nie działają do tego opowiadania...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)