Hej!
To już koniec Short Stoty o Lou, Sebie i małym Aidanie.
Dziękuję wszystkim za komentarze i, że dotrwali do końca.
Pozdrawiam i do poczytanie!
#freak
Short Story 1.4
"Second chance,
Second life,
Second love..."
Lou
Szedłem koło Petera szczęśliwy jak
zawsze. Mężczyzna trzymał delikatnie moja dłoń. W drugiej trzymał koszyk, w
którym pod kocykiem siedział mały Ariel. Słońce ogrzewało nas ciepłymi
promieniami. Idealnie.
- Co będziemy robić po spacerze,
skarbie? – zapytałem, na co Peter uśmiechnął się smutno.
- Wiesz, że nie mamy już zbyt wiele
czasu?
Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Co? Dlaczego? Masz jakieś plany na
później? – zapytałem, a mężczyzna pokręcił głową.
- Skarbie, zaczynasz się zatracać, zapominać. Tak
nie może być. Musimy już iść. – Powiedział zaczynając ciągnąć mnie w tylko sobie
znane miejsce.
- Peter, gdzie mnie ciągniesz? – zapytałem,
ale nie uzyskałem odpowiedzi.
Gdy w końcu się zatrzymaliśmy Peter
pokazał mi coś między drzewami. Wtedy go zobaczyłem.
- Sebastian… - odwróciłem się w stronę
Petera. – Co tu się dzieję?
- Nie powinno cię tu być. To nie twój
czas. Twój partner i kociak czekają na ciebie. Musisz wracać, Lou.
Poczułem, że łzy napływają mi do oczu.
- P-Peter… Czy mogę, chociaż ostatni raz
zobaczyć Ariela?
- Przykro mi, ale to nie ten czas. A
teraz wracaj do swojego kociaka. Maluch czeka stęskniony na swojego tatusia.
Pociągnąłem nosem, uśmiechnąłem się i
posyłając buziaka w stronę Petera ruszyłem drogą między drzewami na końcu, której
zniknął Sebastian. Moja rzeczywistość.
Otworzenie
oczu było bardzo ciężkim zadaniem, ale w końcu się udało.
- Lou?
Otworzyłem
oczy, ale po chwili ponownie je zamknąłem rażony jasnym światłem. Gdy oczy
przyzwyczaiły się do światła spojrzałem na zatroskaną twarz Sebastiana.
- Sebastian?
Gdzie jest Aidan?
Sebastian
- Lou…
- odetchnąłem z ulgą, gdy chłopak się obudził.
Przytuliłem
go mocno czując jak po policzku spływa łza ulgi.
- Tak
bardzo się cieszę, że się obudziłeś – powiedziałem odsuwając się.
- Ja również
cieszę się, że cię widzę – szepnął uśmiechając się blado. – Gdzie Aidan? – zapytał
ponownie.
- Jest
u moich rodziców. Nie wiedziałem, kiedy się obudzisz, a nie chciałem by męczył
się siedząc w szpitalu. Ale oczywiście, jeśli chcesz zaraz zadzwonię do ojca i
poproszę go by przywiózł małego.
-
Bardzo chciałbym go zobaczyć.
- W
takim razie już dzwonię – uśmiechnąłem się i sięgnąłem po komórkę.
W tym
samym czasie nacisnąłem guzik wzywający lekarza. Pielęgniarka i doktor pojawili
się w tym samym momencie, kiedy ja skończyłem rozmawiać przez telefon.
- Jak
się czujesz, Lou? – zapytał lekarz.
-
Oprócz tego, że bardzo chcę mi się pić to czuję się dobrze.
-
Gwarantuję, że dostaniesz wodę i ciepły posiłek – uśmiechnął się doktor i
zanotował coś na karcie.
- Kiedy
będę mógł opuścić szpital, doktorze? – zapytał Lou.
-
Dopiero obudziłeś się po tygodniu śpiączki, a już chcesz opuścić szpital?
-
Tydzień? – Zdziwił się.
- Tak,
Lou – odezwałem się. – Aidanowi bardzo brakuje tatusia, więc nie zdziw się jak
będzie miauczał, gdy cię zobaczy.
Lou
uśmiechnął się tylko.
- Może
miauczeć nawet całą noc – zapewnił.
- Bonjour! – Przywitał się mój ojciec w
jego ojczystym języku.
Wszedł
do pokoju z uśmiechem na twarzy w ręce trzymając wiklinowy koszyk. Nie można
było dostrzec Aidana, bo był przykryty pomarańczowym kocykiem.
-
Cześć, tato – przywitałem się. – Aidan śpi?
-
Szczerze to nie wiem. Przykryłem go kocykiem, bo zaczęło padać, a nie chciałem
by zmókł. Może rzeczywiście zasnął – postawił koszyk na stoliku i odkrył kocyk.
– Nie śpi – uśmiechnął się. – Mały łobuz – powiedział i wyciągnął małego z
koszyka.
Aidan
miał rozczochrane futerko i śpiący wyraz pyszczka.
- Chodź
do mnie, kochanie – mruknąłem i przejąłem kotka od ojca. – Pora poznać tatusia.
Podszedłem
do łóżka Lou i z uśmiechem podałem mu Aidana. Kotek spojrzał na Lou wielkimi
oczami, po czym zaczął przeraźliwie głośno miauczeć.
- Ojej,
syneczku – szepnął Lou i przytulił do siebie malucha.
Aidan poczuł zapach swojego
tatusia pierwszy raz od narodzin. Podejrzewałem, jakie uczucia gromadziły się w
tym małym ciałku. Niepostrzeżenie zrobiłem im zdjęcie i ustawiłem je sobie na
tapetę. Maluch zaczął lizać Lou po policzku pomiaukując cichutko.
- Moje maleństwo – wyszeptał Lou,
a po jego policzku spłynęła łza.
- Nie płacz, kochanie – powiedziałem
głaskając go po ramieniu.
- To ze szczęścia – spojrzał na
mnie. – Tak bardzo was kocham i tak bardzo boję się was stracić.
- Nigdzie się nie wybieramy,
kochanie – pocałowałem go, na co Aidan zamiauczał głośno. – No, co kochanie?
Też chcesz buziaka? – pocałowałem kotka w główkę.
- Aż miło się na was patrzy – odezwał
się mój ojciec. – Wiecie już, kiedy wypiszą Lou?
- Lekarz powiedział, że jeśli
wszystko będzie dobrze to będę mógł wyjść za tydzień. Mam nadzieję, że nie
sprawiam panu kłopotu?
- Kłopotu? – zaśmiał się mój
ojciec. – Masz na myśli Aidana?
Lou kiwnął nieśmiało głową.
- To żaden kłopot. A raczej
przyjemność! Dla każdego dziadka opieka nad wnukiem jest przyjemnością.
- Dziękuję. Mały chyba jest
głodny – zauważył Lou.
- Przygotowałem się na to – powiedział
mój ojciec i wyciągnął z torby butelkę z mlekiem. – Zapytam się pielęgniarki
czy można to gdzieś tu podgrzać – wyszedł z pokoju.
Spojrzałem na mojego partnera i
syna. Lou uśmiechał się do mnie jednocześnie głaskając Aidana.
- Mógłbyś podać mi ten kocyk z
koszyka? Małemu chyba jest zimno.
- Możesz mieć rację. Ostatnio
gorzej się czuł. Obawiam się, że przez tą paskudną pogodę mógł złapać jakiegoś
wirusa. Może przy okazji poproszę doktora o zbadanie małego?
- Tak, tak powinniśmy zrobić. Nie
chcę by mój synek się rozchorował zaledwie tydzień po porodzie – pocałował
małego w głowę.
Podałem chłopakowi kocyk, a ten
od razu owinął nim Aidana. Wyglądał trochę śmiesznie. Z kocyka wystawała tylko
jego mała główka, ale wyglądał na zadowolonego. W końcu mógł być blisko swojego
tatusia.
Lou
Tydzień
później zostałem wypuszczony do domu. Aidan nie chciał mnie opuścić nawet na
minutkę. Gdy tylko znikałem mu z pola widzenia zaczynał okropnie zawodzić.
Sebastian oraz jego rodzice mieli nie lada zadanie, gdy wieczorami wracali do
domu. Ale wreszcie byłem już z moim synkiem.
- Moje
kochane maleństwo. Będziemy zaraz w domku i cię nakarmimy, tak?
Maluch
zamruczał zachwycony ocierając łepkiem o mój tors.
-
Od razu widać, że kocha tatusia.
Uśmiechnąłem
się i sam zamruczałem pocierając policzkiem o jego puchaty łebek.
-
Tak jak tatuś kocha jego – powiedziałem z uśmiechem.
Gdy
dojechaliśmy do domu okazało się, że czeka mnie tam niespodzianka. Sebastian
przygotował przed przyjazdem po mnie obiad. Położyłem mojego kociaka do koszyka,
który przyniósł mi mężczyzna z pokoju malca. Następnie usiedliśmy do stołu.
Zajadałem się z ogromną chęcią posiłkiem po okropnym tygodniu jedzenia
szpitalnych „przysmaków”.
-
Cieszę się, że już jesteś w domu, piękny.
Słysząc
to uśmiechnąłem się do Sebastiana.
- Też
się cieszę. Wreszcie mogę patrzeć na Aidana przez cały czas. Wiesz… Ten
czas, który byłem nieprzytomny był naprawdę dziwny. Nie byłem świadomy
tego, że mnie nie ma. Znaczy tak jakbym zapomniał o tym, co jest tu. Byłem z
Peterem. Chodziliśmy na spacer z dzieckiem – Arielem. Ale w pewnym momencie
powiedział, że nadszedł czas bym wrócił. Gdy tylko cię ujrzałem to pożegnałem
się z Petem i wróciłem. Obudziłem się i znów byłem tu. Z wami.
Sebastian
przyglądał mi się przez chwilę.
- No
cóż, faktycznie dość dziwny sen. Czy to znaczy, że tęsknisz za Peterem? Czemu
nie mówiłeś? Pojechalibyśmy na cmentarz.
-
To nie chodzi o tęsknotę tylko pogodzenie się z losem. I ja się pogodziłem. Kocham
cię.
- A
ja ciebie.
Gdy
Aidan zasnął od razu chciałem się ułożyć spać, ale było to ciężkie. Musiałem
czekać na Sebastiana aż zrobi jakieś sprawy papierkowe, które zaczął robić już
wcześniej by się ze mną położyć. Gdy mężczyzna nareszcie się położył od razu
się w niego wtuliłem.
- Brakowało
mi ostatnio twojego ciepła.
- Mi
twojego też, ale to już przeszłość, piękny. Teraz jest już dobrze, a i potem
będzie tylko lepiej. Bo z tobą zawsze tak jest. Kocham cię, Lou.
- A
ja ciebie – powiedziałem i od razu zasnąłem.
Sebastian
- Cześć, kochanie – przywitałem się z Lou, gdy
wróciłem z pracy.
Od
czterech miesięcy byliśmy szczęśliwymi rodzicami, a od dwóch młodym
małżeństwem.
- Cześć – uśmiechnął się Lou, odrywając się na chwilę
od gotowania. – Jak było w pracy?
- Dzień, jak co dzień – wzruszyłem ramionami. – Gdzie
Aidan?
- W salonie. Zajął się kolorowanką.
- Pójdę się z nim przywitać – cmoknąłem męża w
policzek i skierowałem się do dużego pokoju.
Aidan klęczał na dywanie przy stoliku do kawy i
kolorował szkice zwierząt. Był tak zaaprobowany kolorowanką, że nawet mnie nie
zauważył. Podszedłem do niego i pogłaskałem po głowie. Chłopiec podniósł na
mnie nieobecne spojrzenia i dopiero po chwili zorientował się, na kogo patrzy.
- Tata! – wykrzyknął i przytulił mnie mocno.
- Cześć, słoneczko – pocałowałem go w czubek głowy. –
Co dziś robiłeś?
-
Byłem z tatą Lou na zakupach. Tato kupił mi nową bluzę i piżamkę! – powiedział
zachwycony.
- Koniecznie musisz mi pokazać, ale to po obiadku.
- Tatku, piżamkę to pokażę ci wieczorem przed pójściem
spać.
- No dobrze, a teraz idź umyć rączki.
Chłopiec kiwnął głową i pobiegł do łazienki. Ja w tym
czasie wróciłem do kuchni by pomóc Lou z obiadem.
- Pachnie smakowicie – zamruczałem przytulając
chłopaka od tyłu.
- Sebastian! Zachowuj się! Mamy dziecko w domu – zaśmiał
się.
- Spokojnie, mały poszedł do łazienki – pocałowałem
Lou za uchem.
Szary westchnął, po czym wyplątał się z moich ramion.
- Naszykuj talerze – polecił i wyłączył gaz na
piecyku.
- No, pokaż się rybko – powiedziałem siadając na
kanapie w salonie i czekając aż mój synek zaprezentuje się w nowej bluzie.
Aiden wszedł do salonu ubrany w czarny kangurek i
białe spodnie. Na bluzie miał biały napis „Daddy’s boy”. Wyglądał uroczo.
Kangurek bardzo pasował do niego. Aidan był łudząco podobny do Lou. Mieli taki
sam kolor włosów, oczu, podobny charakter. Aidan również był trochę bardziej
zaokrąglony niż inne dzieci, ale to jedynie dodawało mu uroku. Nie był grubym
dzieckiem. Po prostu pucatym.
- Wyglądasz ślicznie, rybko.
Chłopiec zaśmiał się i wskoczył mi na kolana.
- Chcesz coś oglądnąć? – zapytałem sięgając po
pilota.
- Mhm… - Aidan pokiwał głową. – A gdzie tatuś? – zapytał.
- Tatuś poszedł do sklepu by kupić owoce na jutro.
Zaraz wróci, spokojnie. Może zamiast oglądać bajkę pójdziemy się już wykąpać,
hm? Będziesz mógł posiedzieć sobie dłużej w wannie - zaproponowałem zerkając na zegarek.
- Tak! – wykrzyknął i zeskoczył z moich kolan. – No
chodź, tatku! – zaczął ciągnąć mnie za rękę.
Zaśmiałem się i posłusznie poszedłem na górę za
synkiem. Mały zmienił się w kotka i szybko zaczął wskakiwać na kolejne stopnie
na schodach. Wyglądało to śmiesznie i uroczo. Bez problemu dogoniłem puchatą
kulkę i podniosłem. Przeszliśmy do łazienki gdzie postawiłem kotka na dywaniku,
a sam podszedłem do wanny i odkręciłem kurki, regulując temperaturę wody.
- Zmień się, rybko. Musimy się rozebrać.
Chłopiec posłusznie wykonał moje polecenie. Pomogłem
mu się rozebrać i wsadziłem do wanny.
-
Tatku! Zrób pianę!
-
Może najpierw się umyjemy, co? – wziąłem do ręki szampon do włosów.
-
No dobra – zgodził się z kwaśną miną.
Uśmiechnąłem
się i wziąłem za mycie szarych włosków syna. Umyłem jeszcze jego małe ciałko i
pozwoliłem mu się pobawić. W międzyczasie wrócił Lou.
-
Mój synek się pluska? – zapytał wchodząc do łazienki. – O jak ładnie
wyszorowany.
-
Tak, wyszorowany i pachnący, ale pozwoliłem mu jeszcze chwilkę posiedzieć i się
pobawić.
-
To ja pójdę po twoją piżamkę.
-
Ale tę nową! – zastrzegł.
-
Dobrze, dobrze – powiedział Lou i wyszedł po piżamkę dla syna.
-
No to chodź, rybko – wyciągnąłem małego z wanny i posadziłem na szafce na
ręczniku.
Powycierałem
chłopczyka zostawiając na jego główce rozwianą burzą włosów.
- A
co to za tornado przeszło? – zapytał Lou ze śmiechem wchodząc do łazienki.
-
To przez tatę! – Wskazał mnie palcem z oburzona miną.
-
Spokojnie, rybeńko. Ubierzemy się, co? Pokażesz tatusiowi, jaką piżamkę dzisiaj
kupiliśmy.
Aidanowi
od razu poprawił się humor. Pozwolił bez protestów założyć sobie pampersa,
który był niestety konieczny. Lou ubrał mu piżamkę i skarpetki, po czym
postawił go na ziemi.
-
No super – powiedziałem. – Piżamka świetna.
Piżama
składała się z koszulki z długim rękawem i długich spodni w kolorowe kropki z
gumkami na kostkach. Koszulka była gładka tylko jej rękawy były w kropki.
-
Chodź do mnie – Lou podniósł małego i skierował się do naszej sypialni.
Mały
nawykł do zasypiania z nami. Potem przenosiłem go do jego pokoju obok.
-
Jaką bajkę dzisiaj oglądamy na dobranoc? – zapytał Lou kładąc Aidana do łóżka.
-
„Kubusia Puchatka” – powiedział mały, zakopując się pod kołdrą.
Wedle
życzenia włączyłem młodemu bajkę. Lou położył się z nim i czekał aż mały zaśnie.
-
S-Seba… Z-zwolnij, bo… Nie wytrzymam! – wyjęczał Lou.
Był
środek nocy, a nas naszło na szybki numerek. Lou na początku był temu przeciwny
ze względu na to, że w pokoju obok śpi nasz syn.
-
Nie krępuj się, kochanie. Dojdź dla mnie – wysapałem wbijając się w niego mocno
i samemu dochodząc.
Lou
szczytował chwilę po mnie jęcząc głośniej niż powinien. Opadłem obok niego zmęczony,
ale i zadowolony. Przyciągnąłem męża do siebie i pocałowałem.
- Było
super – szepnął zdyszany Lou i przytulił się do mnie.
Nasz
spokój po numerku nie trwał długo. Nagle usłyszeliśmy krzyk Aidana i jego
płacz.
-
Tato!
Westchnąłem
ciężko i podniosłem się z łóżka.
-
Leż, skarbie – poleciłem szukając spodni. – Zaraz wracam.
-
Nie łódź się, Seba. Zrobię miejsce małemu i się ogarnę.
Uśmiechnąłem
się i wyszedłem z pokoju.
-
Co się stało, rybko? – zapytałem podchodząc do łóżka syna.
Mały
siedział pod kołdrą cały zapłakany.
-
W mojej szafie jest potwór! – krzyknął rzucając mi się na szyją. – Jęczy
straszliwie! – rozpłakał się jeszcze bardziej.
-
Spokojnie – szepnąłem przytulając małego do siebie.
Wiedziałem,
że przeraźliwie jęki, które słyszał mój syn to pewnie szczytujący Lou.
-
Tatuś nie pozwoli żadnemu potworowi cię straszyć – cmoknąłem Aidana w skroń i
podniosłem się z nim z łóżka. – Jutro rano rozprawię się z tym potworem.
Chłopiec
pociągnął nosem i kiwnął głową. Resztę nocy przespał w naszym łóżku, przytulony
do Lou. Pochrapywał dość często ze względu na zatkany nos po płaczu, ale jak
mógłbym nie wybaczyć swojemu synkowi?
Lou
- Aiden, skarbie, proszę idź umyj
ząbki i ubierz kapcie na nogi. Zaraz przyjdzie mój kolega ze swoim synem. Jeśli
będziesz grzecznym i miłym kotkiem to może jego syn pobawi się z tobą.
Maluch jak zwykle uśmiechnął się
ślicznie i pokiwał główką idąc do łazienki. Uśmiechnąłem się do siebie. Tyle na
niego czekałem. Mój synek. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że los się wreszcie do
mnie uśmiechnął i mam nie tylko męża przy sobie, ale i dziecko. To nie tak, że
zapomniałem o Peterze czy Arielu, ale teraz potrafiłem żyć z nimi w sercu, a
równocześnie mieć miejsce dla mojej rodziny.
Wyciągałem właśnie ciastka z
piekarnika, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć by zobaczyć w
nich Derryna. Był moim przyjacielem jeszcze z czasów szkoły.
- Lou! Rany, ile my się nie
widzieliśmy! Już myślałem, że zaginąłeś. Tyle się nie odzywałeś, a na wiadomości
odpowiadałeś pół słówkami – powiedział przytulając mnie.
- Wiem, przepraszam, ale
potrzebowałem czasu.
- Domyśliłem się, gdy nagle
zacząłeś pisać i dzwonić. Wiedziałem, że musiało się zmienić na lepsze. I
zmieniło. Boże, dziecko i ślub! Strasznie przepraszam, że nie przyjechałem.
Uśmiechnąłem się do niego.
- To nic takiego, nie martw się.
Rozumiem, że ten wielkolud – powiedziałem ze śmiechem zerkając na chłopaka za
jego plecami – to twój syn?
- Tak. To jest Rowen. Ma już
prawie dwa lata.
Chłopak uśmiechnął się do
mnie.
- Dzień dobry, miło mi.
- Mnie również. Derryn,
on jest kopią twojego Struana.
- Wiem. Tak jak on jest owczarkiem
niemieckim długowłosym. Tak samo butny, pyskaty, pewny siebie, ale i dobry –
powiedział, na co parsknąłem.
- Ale reklamę mu robisz.
No, ale cóż, w końcu jesteś jego tatą. A teraz koniec pogduch. Wchodzicie do
środka.
Gdy rozebrali się, a ja
powiesiłem ich ubrania na wieszaki, na dół zszedł Aiden.
- Tatusiu, a kto to jest? –
zapytał nieśmiało chowając się za mną.
A w tym momencie Rowen upuścił do
tej pory trzymany telefon na podłogę, zapatrując się w mojego synka.
- Czy to możliwe, że ten kociak…? –
powiedział przejęty kucając by być na równi z dzieckiem.
- Myślisz, że to on?
- Ja nie myślę, ja to
wiem, dlatego nie opuszczę go już nigdy. Będę się zajmować tą kruszyną – powiedział
uśmiechając się przyjaźnie do Aidena, na co on wychylił się nieśmiało zza moich
nóg.
- W porządku –
powiedziałem z uśmiechem patrząc jak Derryn wciąż przygląda im się z
niedowierzaniem.
- W porządku, ja nic nie
mówię, ale poczekaj na reakcję jego taty. Bo Aiden jest jego oczkiem w głowie.
Chłopak tylko pokiwał
głową, choć nie wyglądało na to by mnie w ogóle słuchał. Wyciągnął za to ze
swojej torby landrynki. Co najzabawniejsze. Były to ulubione cukierki Aidena.
- Ojej, landrynki! Czy
ja mogę jedną, proszę pana?
Byłem mile zaskoczony
otwartością, z jaką Aiden do niego podszedł. Zwykle był dość wstydliwy.
- Tak, proszę. Wyjąłem
je by cię nimi poczęstować. Mam na imię Rowen.
- A ja Aiden. Dziękuję –
powiedział wyciągając z paczki cytrynowa landrynkę.
Jego ulubioną. Po chwili
chłopiec już nie zwracał uwagi na nikogo tylko na Rowena. Chodził za nim
wszędzie i co chwilę mu coś opowiadał.
- A wiesz, że w mojej
szafie jest potwór?
Od razu poczułem ciepło
na policzkach.
- Tak? – zapytał chłopak
z uśmiechem.
- Tak! Jakiś czas temu
strasznie jęczał w szafie! To było straszne! – powiedział, na co ja
odchrząknąłem widząc jak dobrze bawi się Derryn słysząc to.
- To może, skarbie, idź
pokaż Rowenowi swój pokój?
- Twój tata ma rację,
chodź pójdziemy zobaczyć gdzie się ukrywa ten potwór by więcej kociaka nie
straszył – powiedział Rowen podnosząc uradowanego malucha na ręce.
- Jęczący potwór? Ha, ha,
ha! ciekawe jak głośno byłeś?
- Nie byłem wcale tak
głośno. Lepiej mi powiedz, co myślisz o tym, że twój syn ma partnera kota.
- Mnie to nie
przeszkadza. Pies z kotem. To nie jest zabronione, zresztą u nas w klasie była
już taka para.
- Pamiętam. Ale jestem
zaskoczony, wiesz Aiden ma zaledwie cztery miesiące, a już…
- Co już? – zapytał
Sebastian wchodząc do domu.
Podszedł do mnie i pocałował
w policzek.
- Em… nic. Poznaj
Derryna. Mojego przyjaciela.
- Miło cię poznać. Lou
sporo o tobie mówił – powiedział mój mąż z uśmiechem.
- Mnie rów… - przerwał,
gdy na dole pojawił się Rowen.
Trzymał Aidena przytulonego
do siebie. Chłopiec spał, ale mimo to mocno trzymał się chłopaka otaczając jego
rękę ogonem.
- A to kto? – zapytał
Seba przyglądając się nieufnie chłopakowi.
- To jest syn Derryna,
Rowen. Jest…
- Jestem partnerem
Aidena – powiedział bez żadnych skrępowań patrząc hardo na Sebastiana.
Mężczyzna otworzył
szeroko oczy i aż się cofnął.
- To nie za wcześnie?
Przecież to jest nasz synek…
- Seba, nikt nie mówi, że
nie jest. Ale poznanie partnera jest nie uniknione. A teraz siadaj, a ty Rowen
jak on cię nie puści to, jeśli ci to nie przeszkadza usiądź razem z nim. Ja
przyniosę herbaty i ciasteczka.
Wszyscy kiwnęli głowami
wciąż zaskoczeni sytuacją. Ale ja się cieszyłem. Mam już pewność, że mój synek
nie będzie samotny.
Sebastian
Aidan
ziewnął szeroko i wtulił twarz w moje ramię. Wracaliśmy właśnie ze spaceru w
parku. Na placu zabaw mały spotkał swoich znajomych z sąsiedztwa. Tak się
wybawili, że teraz Aidan zasypiał w moich ramionach.
-
Hej, skarbie – pogłaskałem małego po policzku. – Nie śpij. W domku musimy się
jeszcze wykąpać.
Aidan
mruknął tylko. Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową.
-
Niech sobie śpi – powiedział Lou. – Rano go wykąpię.
-
Okay.
Gdy
wróciliśmy do domu Lou wziął ode mnie chłopca, przebrał go w piżamkę i położył
do łóżka.
-
Jest dopiero piąta.– szepnąłem stojąc w progu pokoju syna.
-
Spokojnie, prześpi się z dwie godzinki i wstanie. Przecież wiesz, że według
niego zaśnięcia u kogoś na rękach, a zaśnięcie u nas w łóżku to zupełnie, co
innego.
Uśmiechnąłem
się i objąłem Lou.
-
Masz rację. Chodź, nie przeszkadzajmy mu – powiedziałem i wyprowadziłem męża z
pokoju.
Zostawiliśmy
uchylone drzwi i zeszliśmy na dół. Usiedliśmy w kuchni. Lou zaparzył herbaty i
usiadł naprzeciwko mnie.
-
Co sądzisz o Rowenie? – zapytał Lou.
Westchnął
ciężko. Nic do chłopaka nie miałem. Wręcz przeciwnie. Pokazywał się z jak
najlepszej strony i polubiłem go.
-
To dobry chłopak. Myślę, że zapewni naszemu Aidanowi szczęśliwe życie, ale oczywiście
jeszcze nie teraz – zastrzegłem, na co Lou zaśmiał się krótko.
-
Spokojnie. Aidan sam zdecyduje, kiedy będzie chciał się wyprowadzić.
-
Masz rację. Oglądniemy coś?
-
Chętnie.
Tak
jak mówił Lou, około siódmej na dół zszedł rozespany Aidan. Wszedł do salonu w
jednej ręce trzymając swojego misia, a drugą pocierając oczka.
- Cześć, rybko – szepnąłem
i wziąłem go na kolana. – Wyspałeś się?
- Nie… - mruknął
- Oj, moje maleństwo –
Lou przejął ode mnie syna. – Chcesz herbatki?
Aidan pokiwał głową.
- Przyniosę – powiedziałem
podnosząc się.
Poszedłem do kuchni
zaparzyć herbatę dla syna. Wystudziłem ją i przelałem do kubka niekapka.
Wróciłem do salonu i podałem małemu kubeczek.
- Proszę, rybko.
Lou posadził chłopca
między nami i przykrył kocykiem. Młody wziął się za picie i oglądanie bajek,
które włączył mu Lou. Mąż przyglądał się Aidanowi delikatnie głaszcząc go po
główce między uszami. Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że mam tak wspaniałą
rodzinę. Kochającego męża, dziecko.
- Kocham was – powiedziałem
przytulając ich oboje.
Aidan zaśmiał się i
objął mnie za szyję.
- Ja też cię kocham,
tatku!
The
End
No i cudne, partner za partnerem pcha sie przez drzwi i to szybkie dojrzewanie można sobie kotka lub piska wychować i tak mało wrednych matek dzięki za rozdział:-)
OdpowiedzUsuńJakie słodzisie, fajne było to opko:)
OdpowiedzUsuńDużo weny
Pozdrawiam
Właśnie coś takiego chciałam przeczytać :) Cieszę się, że nie uśmierciłaś Lou, że mógł stworzyć szczęśliwą rodzinę :)
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Słodki, puchaty,przytulaśny-taki był ten tekst.Czytało się go z uśmiechem na ustach,nawet sen z Peterem napawał optymizmem i nadzieją..Dziekuję za to opowiadanie napisane ku pokrzepieniu serc-tak ja je odbiewram.Weny życzę pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńZakończenie tej historii jest świetne - baaardzo słodkie i optymistyczne ;)
OdpowiedzUsuńSuper, że Lou ma teraz pełną rodzinę dla siebie i wszyscy są szczęśliwi.
No i nawet mały Aidan znalazł już swojego partnera ;)
Pozdrawiam
Cud, miód i malinki <3
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńmały jest słodki, w tak młodym wieku znalazł partnera i to bernardyna, Lou cały czas w którym był w śpiączce spędził z Peterem i Arielem, mały i jego reakcja na tatusia słodka, i zapomniałam jęczący potwór w szafie bosko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia