czwartek, 3 grudnia 2015

Short Story 1.4

Hej!
To już koniec Short Stoty o Lou, Sebie i małym Aidanie.
Dziękuję wszystkim za komentarze i, że dotrwali do końca.
Pozdrawiam i do poczytanie!
#freak


Short Story 1.4

"Second chance,
Second life,
Second love..."


Lou

Szedłem koło Petera szczęśliwy jak zawsze. Mężczyzna trzymał delikatnie moja dłoń. W drugiej trzymał koszyk, w którym pod kocykiem siedział mały Ariel. Słońce ogrzewało nas ciepłymi promieniami. Idealnie.
- Co będziemy robić po spacerze, skarbie? – zapytałem, na co Peter uśmiechnął się smutno.  
- Wiesz, że nie mamy już zbyt wiele czasu?
Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Co? Dlaczego? Masz jakieś plany na później? – zapytałem, a mężczyzna pokręcił głową.
-  Skarbie, zaczynasz się zatracać, zapominać. Tak nie może być. Musimy już iść. – Powiedział zaczynając ciągnąć mnie w tylko sobie znane miejsce.
- Peter, gdzie mnie ciągniesz? – zapytałem, ale nie uzyskałem odpowiedzi.
Gdy w końcu się zatrzymaliśmy Peter pokazał mi coś między drzewami. Wtedy go zobaczyłem.
- Sebastian… - odwróciłem się w stronę Petera. – Co tu się dzieję?
- Nie powinno cię tu być. To nie twój czas. Twój partner i kociak czekają na ciebie. Musisz wracać, Lou.
Poczułem, że łzy napływają mi do oczu.
- P-Peter… Czy mogę, chociaż ostatni raz zobaczyć Ariela?
- Przykro mi, ale to nie ten czas. A teraz wracaj do swojego kociaka. Maluch czeka stęskniony na swojego tatusia.
Pociągnąłem nosem, uśmiechnąłem się i posyłając buziaka w stronę Petera ruszyłem drogą między drzewami na końcu, której zniknął Sebastian. Moja rzeczywistość.



Otworzenie oczu było bardzo ciężkim zadaniem, ale w końcu się udało.
- Lou?
Otworzyłem oczy, ale po chwili ponownie je zamknąłem rażony jasnym światłem. Gdy oczy przyzwyczaiły się do światła spojrzałem na zatroskaną twarz Sebastiana.
- Sebastian? Gdzie jest Aidan?


Sebastian

                - Lou… - odetchnąłem z ulgą, gdy chłopak się obudził.
                Przytuliłem go mocno czując jak po policzku spływa łza ulgi.
                - Tak bardzo się cieszę, że się obudziłeś – powiedziałem odsuwając się.
                - Ja również cieszę się, że cię widzę – szepnął uśmiechając się blado. – Gdzie Aidan? – zapytał ponownie.
                - Jest u moich rodziców. Nie wiedziałem, kiedy się obudzisz, a nie chciałem by męczył się siedząc w szpitalu. Ale oczywiście, jeśli chcesz zaraz zadzwonię do ojca i poproszę go by przywiózł małego.
                - Bardzo chciałbym go zobaczyć.
                - W takim razie już dzwonię – uśmiechnąłem się i sięgnąłem po komórkę.
                W tym samym czasie nacisnąłem guzik wzywający lekarza. Pielęgniarka i doktor pojawili się w tym samym momencie, kiedy ja skończyłem rozmawiać przez telefon.
                - Jak się czujesz, Lou? – zapytał lekarz.
                - Oprócz tego, że bardzo chcę mi się pić to czuję się dobrze.
                - Gwarantuję, że dostaniesz wodę i ciepły posiłek – uśmiechnął się doktor i zanotował coś na karcie.
                - Kiedy będę mógł opuścić szpital, doktorze? – zapytał Lou.
                - Dopiero obudziłeś się po tygodniu śpiączki, a już chcesz opuścić szpital?
                - Tydzień? – Zdziwił się.
                - Tak, Lou – odezwałem się. – Aidanowi bardzo brakuje tatusia, więc nie zdziw się jak będzie miauczał, gdy cię zobaczy.
                Lou uśmiechnął się tylko.
                - Może miauczeć nawet całą noc – zapewnił.



                - Bonjour! – Przywitał się mój ojciec w jego ojczystym języku.
                Wszedł do pokoju z uśmiechem na twarzy w ręce trzymając wiklinowy koszyk. Nie można było dostrzec Aidana, bo był przykryty pomarańczowym kocykiem.
                - Cześć, tato – przywitałem się. – Aidan śpi?
                - Szczerze to nie wiem. Przykryłem go kocykiem, bo zaczęło padać, a nie chciałem by zmókł. Może rzeczywiście zasnął – postawił koszyk na stoliku i odkrył kocyk. – Nie śpi – uśmiechnął się. – Mały łobuz – powiedział i wyciągnął małego z koszyka.
                Aidan miał rozczochrane futerko i śpiący wyraz pyszczka.
                - Chodź do mnie, kochanie – mruknąłem i przejąłem kotka od ojca. – Pora poznać tatusia.
                Podszedłem do łóżka Lou i z uśmiechem podałem mu Aidana. Kotek spojrzał na Lou wielkimi oczami, po czym zaczął przeraźliwie głośno miauczeć.
                - Ojej, syneczku – szepnął Lou i przytulił do siebie malucha.
Aidan poczuł zapach swojego tatusia pierwszy raz od narodzin. Podejrzewałem, jakie uczucia gromadziły się w tym małym ciałku. Niepostrzeżenie zrobiłem im zdjęcie i ustawiłem je sobie na tapetę. Maluch zaczął lizać Lou po policzku pomiaukując cichutko.
- Moje maleństwo – wyszeptał Lou, a po jego policzku spłynęła łza.
- Nie płacz, kochanie – powiedziałem głaskając go po ramieniu.
- To ze szczęścia – spojrzał na mnie. – Tak bardzo was kocham i tak bardzo boję się was stracić.
- Nigdzie się nie wybieramy, kochanie – pocałowałem go, na co Aidan zamiauczał głośno. – No, co kochanie? Też chcesz buziaka? – pocałowałem kotka w główkę.
- Aż miło się na was patrzy – odezwał się mój ojciec. – Wiecie już, kiedy wypiszą Lou?
- Lekarz powiedział, że jeśli wszystko będzie dobrze to będę mógł wyjść za tydzień. Mam nadzieję, że nie sprawiam panu kłopotu?
- Kłopotu? – zaśmiał się mój ojciec. – Masz na myśli Aidana?
Lou kiwnął nieśmiało głową.
- To żaden kłopot. A raczej przyjemność! Dla każdego dziadka opieka nad wnukiem jest przyjemnością.
- Dziękuję. Mały chyba jest głodny – zauważył Lou.
- Przygotowałem się na to – powiedział mój ojciec i wyciągnął z torby butelkę z mlekiem. – Zapytam się pielęgniarki czy można to gdzieś tu podgrzać – wyszedł z pokoju.
Spojrzałem na mojego partnera i syna. Lou uśmiechał się do mnie jednocześnie głaskając Aidana.
- Mógłbyś podać mi ten kocyk z koszyka? Małemu chyba jest zimno.
- Możesz mieć rację. Ostatnio gorzej się czuł. Obawiam się, że przez tą paskudną pogodę mógł złapać jakiegoś wirusa. Może przy okazji poproszę doktora o zbadanie małego?
- Tak, tak powinniśmy zrobić. Nie chcę by mój synek się rozchorował zaledwie tydzień po porodzie – pocałował małego w głowę.
Podałem chłopakowi kocyk, a ten od razu owinął nim Aidana. Wyglądał trochę śmiesznie. Z kocyka wystawała tylko jego mała główka, ale wyglądał na zadowolonego. W końcu mógł być blisko swojego tatusia.


Lou

Tydzień później zostałem wypuszczony do domu. Aidan nie chciał mnie opuścić nawet na minutkę. Gdy tylko znikałem mu z pola widzenia zaczynał okropnie zawodzić. Sebastian oraz jego rodzice mieli nie lada zadanie, gdy wieczorami wracali do domu. Ale wreszcie byłem już z moim synkiem.
- Moje kochane maleństwo. Będziemy zaraz w domku i cię nakarmimy, tak?
Maluch zamruczał zachwycony ocierając łepkiem o mój tors.
- Od razu widać, że kocha tatusia.
Uśmiechnąłem się i sam zamruczałem pocierając policzkiem o jego puchaty łebek. 
- Tak jak tatuś kocha jego – powiedziałem z uśmiechem.
Gdy dojechaliśmy do domu okazało się, że czeka mnie tam niespodzianka. Sebastian przygotował przed przyjazdem po mnie obiad. Położyłem mojego kociaka do koszyka, który przyniósł mi mężczyzna z pokoju malca. Następnie usiedliśmy do stołu. Zajadałem się z ogromną chęcią posiłkiem po okropnym tygodniu jedzenia szpitalnych „przysmaków”.
- Cieszę się, że już jesteś w domu, piękny.
Słysząc to uśmiechnąłem się do Sebastiana.
- Też się cieszę. Wreszcie mogę patrzeć na Aidana przez cały czas. Wiesz… Ten czas, który byłem nieprzytomny był naprawdę dziwny. Nie byłem świadomy tego, że mnie nie ma. Znaczy tak jakbym zapomniał o tym, co jest tu. Byłem z Peterem. Chodziliśmy na spacer z dzieckiem – Arielem. Ale w pewnym momencie powiedział, że nadszedł czas bym wrócił. Gdy tylko cię ujrzałem to pożegnałem się z Petem i wróciłem. Obudziłem się i znów byłem tu. Z wami.
Sebastian przyglądał mi się przez chwilę.
- No cóż, faktycznie dość dziwny sen. Czy to znaczy, że tęsknisz za Peterem? Czemu nie mówiłeś? Pojechalibyśmy na cmentarz.
- To nie chodzi o tęsknotę tylko pogodzenie się z losem. I ja się pogodziłem. Kocham cię.
- A ja ciebie.


Gdy Aidan zasnął od razu chciałem się ułożyć spać, ale było to ciężkie. Musiałem czekać na Sebastiana aż zrobi jakieś sprawy papierkowe, które zaczął robić już wcześniej by się ze mną położyć. Gdy mężczyzna nareszcie się położył od razu się w niego wtuliłem.
- Brakowało mi ostatnio twojego ciepła.
- Mi twojego też, ale to już przeszłość, piękny. Teraz jest już dobrze, a i potem będzie tylko lepiej. Bo z tobą zawsze tak jest. Kocham cię, Lou.
- A ja ciebie – powiedziałem i od razu zasnąłem.


Sebastian

                - Cześć, kochanie – przywitałem się z Lou, gdy wróciłem z pracy.
                Od czterech miesięcy byliśmy szczęśliwymi rodzicami, a od dwóch młodym małżeństwem.
                - Cześć – uśmiechnął się Lou, odrywając się na chwilę od gotowania. – Jak było w pracy?
                - Dzień, jak co dzień – wzruszyłem ramionami. – Gdzie Aidan?
                - W salonie. Zajął się kolorowanką.
                - Pójdę się z nim przywitać – cmoknąłem męża w policzek i skierowałem się do dużego pokoju.
                Aidan klęczał na dywanie przy stoliku do kawy i kolorował szkice zwierząt. Był tak zaaprobowany kolorowanką, że nawet mnie nie zauważył. Podszedłem do niego i pogłaskałem po głowie. Chłopiec podniósł na mnie nieobecne spojrzenia i dopiero po chwili zorientował się, na kogo patrzy.
                - Tata! – wykrzyknął i przytulił mnie mocno.
                - Cześć, słoneczko – pocałowałem go w czubek głowy. – Co dziś robiłeś?
- Byłem z tatą Lou na zakupach. Tato kupił mi nową bluzę i piżamkę! – powiedział zachwycony.
                - Koniecznie musisz mi pokazać, ale to po obiadku.
                - Tatku, piżamkę to pokażę ci wieczorem przed pójściem spać.
                - No dobrze, a teraz idź umyć rączki.
                Chłopiec kiwnął głową i pobiegł do łazienki. Ja w tym czasie wróciłem do kuchni by pomóc Lou z obiadem.
                - Pachnie smakowicie – zamruczałem przytulając chłopaka od tyłu.
                - Sebastian! Zachowuj się! Mamy dziecko w domu – zaśmiał się.
                - Spokojnie, mały poszedł do łazienki – pocałowałem Lou za uchem.
                Szary westchnął, po czym wyplątał się z moich ramion.
                - Naszykuj talerze – polecił i wyłączył gaz na piecyku.



                - No, pokaż się rybko – powiedziałem siadając na kanapie w salonie i czekając aż mój synek zaprezentuje się w nowej bluzie.
                Aiden wszedł do salonu ubrany w czarny kangurek i białe spodnie. Na bluzie miał biały napis „Daddy’s boy”. Wyglądał uroczo. Kangurek bardzo pasował do niego. Aidan był łudząco podobny do Lou. Mieli taki sam kolor włosów, oczu, podobny charakter. Aidan również był trochę bardziej zaokrąglony niż inne dzieci, ale to jedynie dodawało mu uroku. Nie był grubym dzieckiem. Po prostu pucatym.
                - Wyglądasz ślicznie, rybko.
                Chłopiec zaśmiał się i wskoczył mi na kolana.
                - Chcesz coś oglądnąć? – zapytałem sięgając po pilota.
                - Mhm… - Aidan pokiwał głową. – A gdzie tatuś? – zapytał.
                - Tatuś poszedł do sklepu by kupić owoce na jutro. Zaraz wróci, spokojnie. Może zamiast oglądać bajkę pójdziemy się już wykąpać, hm? Będziesz mógł posiedzieć sobie dłużej w wannie -  zaproponowałem zerkając na zegarek.
                - Tak! – wykrzyknął i zeskoczył z moich kolan. – No chodź, tatku! – zaczął ciągnąć mnie za rękę.
                Zaśmiałem się i posłusznie poszedłem na górę za synkiem. Mały zmienił się w kotka i szybko zaczął wskakiwać na kolejne stopnie na schodach. Wyglądało to śmiesznie i uroczo. Bez problemu dogoniłem puchatą kulkę i podniosłem. Przeszliśmy do łazienki gdzie postawiłem kotka na dywaniku, a sam podszedłem do wanny i odkręciłem kurki, regulując temperaturę wody.
                - Zmień się, rybko. Musimy się rozebrać.
                Chłopiec posłusznie wykonał moje polecenie. Pomogłem mu się rozebrać i wsadziłem do wanny.
- Tatku! Zrób pianę!
- Może najpierw się umyjemy, co? – wziąłem do ręki szampon do włosów.
- No dobra – zgodził się z kwaśną miną.
Uśmiechnąłem się i wziąłem za mycie szarych włosków syna. Umyłem jeszcze jego małe ciałko i pozwoliłem mu się pobawić. W międzyczasie wrócił Lou.
- Mój synek się pluska? – zapytał wchodząc do łazienki. – O jak ładnie wyszorowany.
- Tak, wyszorowany i pachnący, ale pozwoliłem mu jeszcze chwilkę posiedzieć i się pobawić.
- To ja pójdę po twoją piżamkę.
- Ale tę nową! – zastrzegł.
- Dobrze, dobrze – powiedział Lou i wyszedł po piżamkę dla syna.
- No to chodź, rybko – wyciągnąłem małego z wanny i posadziłem na szafce na ręczniku.
Powycierałem chłopczyka zostawiając na jego główce rozwianą burzą włosów.
- A co to za tornado przeszło? – zapytał Lou ze śmiechem wchodząc do łazienki.
- To przez tatę! – Wskazał mnie palcem z oburzona miną.
- Spokojnie, rybeńko. Ubierzemy się, co? Pokażesz tatusiowi, jaką piżamkę dzisiaj kupiliśmy.
Aidanowi od razu poprawił się humor. Pozwolił bez protestów założyć sobie pampersa, który był niestety konieczny. Lou ubrał mu piżamkę i skarpetki, po czym postawił go na ziemi.
- No super – powiedziałem. – Piżamka świetna.
Piżama składała się z koszulki z długim rękawem i długich spodni w kolorowe kropki z gumkami na kostkach. Koszulka była gładka tylko jej rękawy były w kropki.
- Chodź do mnie – Lou podniósł małego i skierował się do naszej sypialni.
Mały nawykł do zasypiania z nami. Potem przenosiłem go do jego pokoju obok.
- Jaką bajkę dzisiaj oglądamy na dobranoc? – zapytał Lou kładąc Aidana do łóżka.
- „Kubusia Puchatka” – powiedział mały, zakopując się pod kołdrą.
Wedle życzenia włączyłem młodemu bajkę. Lou położył się z nim i czekał aż mały zaśnie.



- S-Seba… Z-zwolnij, bo… Nie wytrzymam! – wyjęczał Lou.
Był środek nocy, a nas naszło na szybki numerek. Lou na początku był temu przeciwny ze względu na to, że w pokoju obok śpi nasz syn.
- Nie krępuj się, kochanie. Dojdź dla mnie – wysapałem wbijając się w niego mocno i samemu dochodząc.
Lou szczytował chwilę po mnie jęcząc głośniej niż powinien. Opadłem obok niego zmęczony, ale i zadowolony. Przyciągnąłem męża do siebie i pocałowałem.
- Było super – szepnął zdyszany Lou i przytulił się do mnie.
Nasz spokój po numerku nie trwał długo. Nagle usłyszeliśmy krzyk Aidana i jego płacz.
- Tato!
Westchnąłem ciężko i podniosłem się z łóżka.
- Leż, skarbie – poleciłem szukając spodni. – Zaraz wracam.
- Nie łódź się, Seba. Zrobię miejsce małemu i się ogarnę.
Uśmiechnąłem się i wyszedłem z pokoju.
- Co się stało, rybko? – zapytałem podchodząc do łóżka syna.
Mały siedział pod kołdrą cały zapłakany.
- W mojej szafie jest potwór! – krzyknął rzucając mi się na szyją. – Jęczy straszliwie! – rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Spokojnie – szepnąłem przytulając małego do siebie.
Wiedziałem, że przeraźliwie jęki, które słyszał mój syn to pewnie szczytujący Lou.
- Tatuś nie pozwoli żadnemu potworowi cię straszyć – cmoknąłem Aidana w skroń i podniosłem się z nim z łóżka. – Jutro rano rozprawię się z tym potworem.
Chłopiec pociągnął nosem i kiwnął głową. Resztę nocy przespał w naszym łóżku, przytulony do Lou. Pochrapywał dość często ze względu na zatkany nos po płaczu, ale jak mógłbym nie wybaczyć swojemu synkowi?


Lou

- Aiden, skarbie, proszę idź umyj ząbki i ubierz kapcie na nogi. Zaraz przyjdzie mój kolega ze swoim synem. Jeśli będziesz grzecznym i miłym kotkiem to może jego syn pobawi się z tobą.
Maluch jak zwykle uśmiechnął się ślicznie i pokiwał główką idąc do łazienki. Uśmiechnąłem się do siebie. Tyle na niego czekałem. Mój synek. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że los się wreszcie do mnie uśmiechnął i mam nie tylko męża przy sobie, ale i dziecko. To nie tak, że zapomniałem o Peterze czy Arielu, ale teraz potrafiłem żyć z nimi w sercu, a równocześnie mieć miejsce dla mojej rodziny. 
Wyciągałem właśnie ciastka z piekarnika, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć by zobaczyć w nich Derryna. Był moim przyjacielem jeszcze z czasów szkoły. 
- Lou! Rany, ile my się nie widzieliśmy! Już myślałem, że zaginąłeś. Tyle się nie odzywałeś, a na wiadomości odpowiadałeś pół słówkami – powiedział przytulając mnie.
- Wiem, przepraszam, ale potrzebowałem czasu. 
- Domyśliłem się, gdy nagle zacząłeś pisać i dzwonić. Wiedziałem, że musiało się zmienić na lepsze. I zmieniło. Boże, dziecko i ślub! Strasznie przepraszam, że nie przyjechałem.
Uśmiechnąłem się do niego.
- To nic takiego, nie martw się. Rozumiem, że ten wielkolud – powiedziałem ze śmiechem zerkając na chłopaka za jego plecami – to twój syn?
- Tak. To jest Rowen. Ma już prawie dwa lata.
Chłopak uśmiechnął się do mnie. 
- Dzień dobry, miło mi. 
- Mnie również. Derryn, on jest kopią twojego Struana.
- Wiem. Tak jak on jest owczarkiem niemieckim długowłosym. Tak samo butny, pyskaty, pewny siebie, ale i dobry – powiedział, na co parsknąłem.
- Ale reklamę mu robisz. No, ale cóż, w końcu jesteś jego tatą. A teraz koniec pogduch. Wchodzicie do środka.
Gdy rozebrali się, a ja powiesiłem ich ubrania na wieszaki, na dół zszedł Aiden.
- Tatusiu, a kto to jest? – zapytał nieśmiało chowając się za mną.
A w tym momencie Rowen upuścił do tej pory trzymany telefon na podłogę, zapatrując się w mojego synka.
- Czy to możliwe, że ten kociak…? – powiedział przejęty kucając by być na równi z dzieckiem.
​- Myślisz, że to on?
- Ja nie myślę, ja to wiem, dlatego nie opuszczę go już nigdy. Będę się zajmować tą kruszyną – powiedział uśmiechając się przyjaźnie do Aidena, na co on wychylił się nieśmiało zza moich nóg.
- W porządku – powiedziałem z uśmiechem patrząc jak Derryn wciąż przygląda im się z niedowierzaniem.
- W porządku, ja nic nie mówię, ale poczekaj na reakcję jego taty. Bo Aiden jest jego oczkiem w głowie.
Chłopak tylko pokiwał głową, choć nie wyglądało na to by mnie w ogóle słuchał. Wyciągnął za to ze swojej torby landrynki. Co najzabawniejsze. Były to ulubione cukierki Aidena.
- Ojej, landrynki! Czy ja mogę jedną, proszę pana?
Byłem mile zaskoczony otwartością, z jaką Aiden do niego podszedł. Zwykle był dość wstydliwy.
- Tak, proszę. Wyjąłem je by cię nimi poczęstować. Mam na imię Rowen.
- A ja Aiden. Dziękuję – powiedział wyciągając z paczki cytrynowa landrynkę.
Jego ulubioną. Po chwili chłopiec już nie zwracał uwagi na nikogo tylko na Rowena. Chodził za nim wszędzie i co chwilę mu coś opowiadał.
- A wiesz, że w mojej szafie jest potwór?
Od razu poczułem ciepło na policzkach.
- Tak? – zapytał chłopak z uśmiechem.
- Tak! Jakiś czas temu strasznie jęczał w szafie! To było straszne! – powiedział, na co ja odchrząknąłem widząc jak dobrze bawi się Derryn słysząc to.
- To może, skarbie, idź pokaż Rowenowi swój pokój?
- Twój tata ma rację, chodź pójdziemy zobaczyć gdzie się ukrywa ten potwór by więcej kociaka nie straszył – powiedział Rowen podnosząc uradowanego malucha na ręce.
- Jęczący potwór? Ha, ha, ha! ciekawe jak głośno byłeś?
- Nie byłem wcale tak głośno. Lepiej mi powiedz, co myślisz o tym, że twój syn ma partnera kota.
- Mnie to nie przeszkadza. Pies z kotem. To nie jest zabronione, zresztą u nas w klasie była już taka para.
- Pamiętam. Ale jestem zaskoczony, wiesz Aiden ma zaledwie cztery  miesiące, a już…
- Co już? – zapytał Sebastian wchodząc do domu.
Podszedł do mnie i pocałował w policzek.
- Em… nic. Poznaj Derryna. Mojego przyjaciela. 
- Miło cię poznać. Lou sporo o tobie mówił – powiedział mój mąż z uśmiechem.
- Mnie rów… - przerwał, gdy na dole pojawił się Rowen.
Trzymał Aidena przytulonego do siebie. Chłopiec spał, ale mimo to mocno trzymał się chłopaka otaczając jego rękę ogonem.
- A to kto? – zapytał Seba przyglądając się nieufnie chłopakowi.
- To jest syn Derryna, Rowen. Jest…
- Jestem partnerem Aidena – powiedział bez żadnych skrępowań patrząc hardo na Sebastiana.
Mężczyzna otworzył szeroko oczy i aż się cofnął.
- To nie za wcześnie? Przecież to jest nasz synek…
- Seba, nikt nie mówi, że nie jest. Ale poznanie partnera jest nie uniknione. A teraz siadaj, a ty Rowen jak on cię nie puści to, jeśli ci to nie przeszkadza usiądź razem z nim. Ja przyniosę herbaty i ciasteczka.
Wszyscy kiwnęli głowami wciąż zaskoczeni sytuacją. Ale ja się cieszyłem. Mam już pewność, że mój synek nie będzie samotny.


Sebastian

                Aidan ziewnął szeroko i wtulił twarz w moje ramię. Wracaliśmy właśnie ze spaceru w parku. Na placu zabaw mały spotkał swoich znajomych z sąsiedztwa. Tak się wybawili, że teraz Aidan zasypiał w moich ramionach.
                - Hej, skarbie – pogłaskałem małego po policzku. – Nie śpij. W domku musimy się jeszcze wykąpać.
                Aidan mruknął tylko. Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową.
                - Niech sobie śpi – powiedział Lou. – Rano go wykąpię.
                - Okay.
                Gdy wróciliśmy do domu Lou wziął ode mnie chłopca, przebrał go w piżamkę i położył do łóżka.
                - Jest dopiero piąta.– szepnąłem stojąc w progu pokoju syna.
                - Spokojnie, prześpi się z dwie godzinki i wstanie. Przecież wiesz, że według niego zaśnięcia u kogoś na rękach, a zaśnięcie u nas w łóżku to zupełnie, co innego.
                Uśmiechnąłem się i objąłem Lou.
                - Masz rację. Chodź, nie przeszkadzajmy mu – powiedziałem i wyprowadziłem męża z pokoju.
                Zostawiliśmy uchylone drzwi i zeszliśmy na dół. Usiedliśmy w kuchni. Lou zaparzył herbaty i usiadł naprzeciwko mnie.
                - Co sądzisz o Rowenie? – zapytał Lou.
                Westchnął ciężko. Nic do chłopaka nie miałem. Wręcz przeciwnie. Pokazywał się z jak najlepszej strony i polubiłem go.
                - To dobry chłopak. Myślę, że zapewni naszemu Aidanowi szczęśliwe życie, ale oczywiście jeszcze nie teraz – zastrzegłem, na co Lou zaśmiał się krótko.
                - Spokojnie. Aidan sam zdecyduje, kiedy będzie chciał się wyprowadzić.
                - Masz rację. Oglądniemy coś?
                - Chętnie.



                Tak jak mówił Lou, około siódmej na dół zszedł rozespany Aidan. Wszedł do salonu w jednej ręce trzymając swojego misia, a drugą pocierając oczka.
- Cześć, rybko – szepnąłem i wziąłem go na kolana. – Wyspałeś się?
- Nie… - mruknął
- Oj, moje maleństwo – Lou przejął ode mnie syna. – Chcesz herbatki?
Aidan pokiwał głową.
- Przyniosę – powiedziałem podnosząc się.
Poszedłem do kuchni zaparzyć herbatę dla syna. Wystudziłem ją i przelałem do kubka niekapka. Wróciłem do salonu i podałem małemu kubeczek.
- Proszę, rybko.
Lou posadził chłopca między nami i przykrył kocykiem. Młody wziął się za picie i oglądanie bajek, które włączył mu Lou. Mąż przyglądał się Aidanowi delikatnie głaszcząc go po główce między uszami. Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że mam tak wspaniałą rodzinę. Kochającego męża, dziecko.
- Kocham was – powiedziałem przytulając ich oboje.
Aidan zaśmiał się i objął mnie za szyję.
- Ja też cię kocham, tatku!


The End

7 komentarzy:

  1. No i cudne, partner za partnerem pcha sie przez drzwi i to szybkie dojrzewanie można sobie kotka lub piska wychować i tak mało wrednych matek dzięki za rozdział:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie słodzisie, fajne było to opko:)
    Dużo weny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie coś takiego chciałam przeczytać :) Cieszę się, że nie uśmierciłaś Lou, że mógł stworzyć szczęśliwą rodzinę :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Słodki, puchaty,przytulaśny-taki był ten tekst.Czytało się go z uśmiechem na ustach,nawet sen z Peterem napawał optymizmem i nadzieją..Dziekuję za to opowiadanie napisane ku pokrzepieniu serc-tak ja je odbiewram.Weny życzę pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
  5. Zakończenie tej historii jest świetne - baaardzo słodkie i optymistyczne ;)
    Super, że Lou ma teraz pełną rodzinę dla siebie i wszyscy są szczęśliwi.
    No i nawet mały Aidan znalazł już swojego partnera ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    mały jest słodki, w tak młodym wieku znalazł partnera i to bernardyna, Lou cały czas w którym był w śpiączce spędził z Peterem i Arielem, mały i jego reakcja na tatusia słodka, i zapomniałam jęczący potwór w szafie bosko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)