czwartek, 11 lutego 2016

Spotted Love 1

Witam!
Dzisiaj zaczynamy publikację drugiej części On The Hay. Ponownie przeniesiemy się na Mazury do znanej nam już rodzinki. Oczywiście w naszej nowej historii nie zabraknie naszych parzystokopytnych przyjaciół, z którymi bohaterowie są mocno związani.
Serdecznie zapraszam na pierwszy rozdział Spotted Love!
Miłego czytania!
#freak

Spotted Love

Rozdział 1

Nikodem

         Kopnąłem zdenerwowany drzwi swojej szafki w szatni i krzyknąłem głośno. Byłem wściekły na swojego wuja. Niecałe dziesięć minut temu wywalił mnie z treningu, drąc na mnie mordę i oświadczając mi, że zawiesza mnie w treningach kadry dopóki nie nauczę się bezpiecznie jeździć i zachowywać porządnie.
                Oparłem głowę o drzwiczki szafki i uderzyłem w nie otwartą dłonią.
– Kurwa! – szepnąłem, zamykając oczy. „Jak on mógł mi to zrobić?” – myślałem gorączkowo, dudniąc palcami po drewnianych drzwiczkach. – Dlaczego, kurwa?! – zapytałem siebie, nie chcąc przyznać się przed samym sobą, że sam sobie byłem winien.
                Nagle poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Wzdrygnąłem się lekko, podnosząc głowę i spoglądając na swojego tatę, który stał koło mnie z zatroskanym wyrazem twarzy. Odepchnąłem się delikatnie od szafki i stanąłem prosto. Przewyższałem Mikołaja wzrostem, więc tato musiał odchylić głowę by móc spojrzeć mi w oczy.
– Co się stało, Nikodem? Słyszałem jak tłuczesz się okropnie – powiedział, patrząc na mnie pytającym wzrokiem. – Właściwie to czemu nie jesteś na treningu? Wydawało mi się, że kadra jeszcze nie skończyła.
                Westchnąłem ciężko, przymykając oczy. Tato Mikołaj miał w sobie coś specyficznego, że nie byłem w stanie go okłamać. Kochałem go za to, ale czasem było to okropnie uciążliwe. Plusem było również to, że gdy czegoś się domyślił nie mówił tego od razu ojcu tylko najpierw rozmawiał ze mną.
– Nikodem?
– Seweryn wywalił mnie z treningu – powiedziałem, unikając jego wzroku.
– Dlaczego? – zapytał spokojnie.
Skrzywiłem się na myśl, że muszę przyznać przed tatą, że wujek wywalił mnie z treningu, bo zachowywałem się jak totalny idiota.
– Bo jeździłem jak kaskader i nie słuchałem jego poleceń – mruknąłem pod nosem.
Tato nie skomentował. Westchnął tylko cicho, po czym podszedł do okna.
– Postawił ci ultimatum, prawda? – zapytał, uśmiechając się lekko.
– Ta… – podrapałem się po głowie. – Ale spokojnie, poradzę sobie z tym.
– Nie wątpię.
– A tak właściwie to co tu robisz, tato? – zapytałem zaciekawiony gdyż zwykle o tej porze przygotowywał obiad dla całej naszej rodziny.
– Dzisiaj ma przyjechać nowy chłopak ze swoim ojcem. Niedawno przeprowadzili się tu z Francji. Chłopak przywiózł swojego konia i zdecydował, że to właśnie u nas wynajmie boks. Twój ojciec pojechał do miasta i poprosił mnie bym się nimi zajął.
– Ten chłopak mówi po Polsku?
– Jego tato jest Polakiem. Z tego co mi wiadomo to chłopak niedawno zaczął się uczyć polskiego, ale nie jestem w stanie ci powiedzieć czy jest już w stanie komunikować się po Polsku.
– Ile ma lat? – dopytywałem.
– Jest dwa lata starszy od Maćka.
– Młodzik – skwitowałem.
– Ty też nim kiedyś byłeś – zauważył tata.
Uśmiechnąłem się głupio i wziąłem do ręki czarną bluzę zakładaną przez głowę. Włożyłem ją na siebie i przeczesałem włosy dłonią.
– Przyjechali – powiedział nagle tato i szybkim krokiem skierował się do wyjścia.
Prowadzony ciekawością udałem się za nim. Gdy wyszedłem na zewnątrz tato witał się z dość postawnym mężczyzną. Zapewne z ojcem Francuzika.
– O! Niech pan pozwoli, że przedstawię panu swojego syna – powiedział Mikołaj, wskazując na mnie. – To jest Nikodem, moja najstarsza pociecha.
– Bardzo mi miło pana poznać – powiedziałem, podając rękę mężczyźnie.
– Mnie również – odwzajemnił uścisk.
– A gdzie pański syn? – zapytał tato, zerkając w stronę samochodu.
– Jest trochę nieśmiały. Tristan! Chodź do nas – zawołał syna, machając na niego ręką. – Proszę wybaczyć, ale Tristan nie zna jeszcze dobrze języka polskiego. Wspomaga się trochę angielskim i francuskim.
– Nic nie szkodzi. To nie sprawi nam żadnego problemu.
– Cieszę się – uśmiechnął się mężczyzna.
Gdy Tristan w końcu do nas podszedł przywitał się z nami cicho i zamilkł. Tata udzielił jeszcze jego ojcu paru ważnych informacji na temat płatności, a ja w tym czasie powstrzymywałem się by się nie roześmiać, patrząc na Tristana. Gdy tylko zobaczyłem jego twarz, myślałem, że nie wytrzymam i wybuchnę ze śmiechu. Chłopak wyglądał jak chodząca marchewka, której biedronka narobiła na twarz. Był tak rudy i tak bardzo piegowaty, że bardziej się już chyba nie dało. Po głowie zaczęła mi nawet chodzić piosenka z przedszkola. „Biedroneczki są w kropeczki…” – nuciłem w myślach.
– Skoro już wszystko wiadomo to teraz zakwaterujemy wierzchowca. Boks jest już przygotowany. Nikodem? – tato zwrócił się do mnie, tym samym, odrywając mnie od rozmyśleń o piegowatej marchewce.
– Tak?
– Proszę, pomóż panu.
– Się robi – powiedziałem i ruszyłem w stronę koniowozu.
Wraz z ojcem Tristana otworzyliśmy klapę wozu. Moim oczom ukazał się… piegowaty zad konia. W tamtej chwili nie wytrzymałem. Parsknąłem głośno śmiechem na ten widok. Mężczyzna spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc. Machnąłem tylko dłonią, dając mu znak, że nie ważny jest powód mojego napadu śmiechu.
– Tristan, wyprowadź go proszę – polecił synowi, odsuwając się.
Marchewka, jak go w myślach nazywałem, bez słowa podszedł do konia. Wziął leżący obok jego sprzętu uwiąz i przypiął go do pomarańczowego kantaru, który koń miał na sobie. Gdy chłopak wyprowadził wierzchowca mogłem się przekonać, że jest to wałach rasy Appaloosa. Charakterystyczne plamki na sierści konia wyraźnie na to wskazywały. Koń miał na nogach ochraniacze przewozowe, które, nie wiem czemu, zawsze wydawały mi się śmieszne.
– Piękny – odezwał się mój tata. – Jak się nazywa? – zwrócił się do Tristana.
– Spot – odpowiedział cicho chłopak i pogłaskał konia po pysku.
„Od kropek na ciele konia czy na twoim nosie?” – zaśmiałem się w myślach.
– Zdejmij mu ochraniacze. Potem Nikodem pokaże ci jego nowy boks – powiedział Mikołaj. – Jeśli chodzi o sprzęt to również dostaniesz na niego miejsce.
Chłopak spojrzał lekko spanikowany na swojego ojca i mruknął do niego coś po francusku. Mężczyzna odpowiedział mu w tym samym języku. Dopiero potem Tristan wziął się do roboty. Przywiązał konia do uchwytu przy koniowodzie i zaczął ściągać mu ochraniacze. W tym samym czasie tato poprosił mnie bym pomógł jego ojcu przenieść cały sprzęt Tristana do siodlarni i szatni. Zdziwiłem się na widok ilości różnokolorowych ochraniaczy, owijek, czapraków i nauszników. „Po co mu tyle kompletów?” – zachodziłem w głowę.
Gdy wreszcie uporaliśmy się ze sprzętem pozostało mi tylko pokazać Marchewce boks dla jego konia. Na szczęście boks został już podpisany przez mojego ojca. Najwyraźniej już wcześniej musiał wiedzieć jak koń ma na imię. Skrzywiłem się okropnie, gdy zauważyłem, że Spot będzie stał obok mojego konia, który stał w ostatnim boksie, na samym końcu stajni. Pomyślałem, że zamorduję brata za to, że przeniósł swojego kuca. Nienawidziłem mieć boksu obok młodzików lub początkujących. Ciągle się o coś pytają i mają jakąś dziwną potrzebę gadania na okrągło. A teraz w dodatku Marchewa był Francuzem. Trajkotanie po Polsku jeszcze jakoś bym zniósł, ale trajkotania po francusku raczej nie. Chociaż… Może być zabawnie.

Tristan

Chodź pokażę ci miejsce dla twojego konia – powiedział ten młody, beau (przystojny) chłopak.
Wiedziałem co powiedział, ale mimo to czułem się niepewnie, więc zerknąłem na mojego ojca.
Spokojnie ma enfant (moje dziecko).
Kiwnąłem głową i ruszyłem za chłopakiem. Gdy znaleźliśmy się już przy odpowiednim boksie chłopak odwrócił się w moją stronę, obdarzając mnie zirytowanym spojrzeniem.
– To jest miejsce dla twojego konia, Marchewo. Swojego konia trzymam tutaj – wskazał na boks obok. – Nie oznacza to jednak, że masz mnie obrzucać pytaniami, bo tak szczerze to mało mnie obchodzisz. Poza tym nie pracuję tutaj i nie jest moim obowiązkiem pomagać kropkowanym, rudym francuzikom – powiedział, a ja zmarszczyłem brwi. 
– K-kro-kropkowanym? Przepraszam, ale co to znaczy? Ja chyba nie rozumiem – powiedziałem, na co chłopak uśmiechnął się złośliwie.
– Kropkowany znaczy w kropki, plamy, spots (plamy).
Gdy powiedział ostatnie słowo poczułem, że na moje policzki wkrada się rumieniec, a mnie ogarnia złość.
– Przepraszam?! Nazwałeś mnie…?!
– Kropkowanym. Dokładnie, rudzielcu.
To drugie słowo wytykające kolor moich włosów spowodowało, że nie wytrzymałem i kompletnie przestałem kontrolować to co mówię.
– Ty… ty… Con! (dupek) 
– Co powiedziałeś? Mów po Polsku – powiedział chłopak, przyglądając mi się uważnie. 
Jobard (głupek) – dodałem tylko, po czym, upewniając się, że Spotowi nic nie będzie wyszedłem ze stajni.
– Wszystko dobrze, Tristan? – zapytał mój tata.
Kiwnąłem głową zły.
 Such a Dick (co za dupek) dodałem ciszej, ale na nieszczęście nie wystarczająco cicho.
Tristan! Jak ty się wyrażasz? Prosiłem byś starał się nie mówić po francusku.
Słyszałem to, Marchewo. Na twoje nieszczęście rozumiem angielski – powiedział, podchodząc do mnie i mierząc mnie wzrokiem.
Nikodem, zachowuj się! Ile ty masz lat? Proszę by się pan nie denerwował na swojego syna. Jak widać, to raczej wina mojego dziecka. Niby ma już dwadzieścia lat, a wciąż zachowuje się jak dziecko.
Wyszczerzyłem się szeroko, słysząc, że cała wina zostaje zwalona na chłopaka. Wciąż się mierzyliśmy wzrokiem. Mimo że był chamem to jednak musiałem mu przyznać, że był przystojny. Szkoda mi było, że jest taki niemiły, bo nawet mi się spodobał. Ta burza ciemnych włosów i te przeszywająco jasne oczy. Ale wystarczyło by otworzył usta i czar pryskał, a ja traciłem moją cierpliwość.
 Adolescent (małolat) powiedziałem, wiedząc, że to znów wkurzy chłopaka, bo nie znał francuskiego.
Ty mały…
Widzę, że to będzie ciekawa współpraca – powiedział mój ojciec ze śmiechem, a następnie uściskał dłonie z tatą chłopaka jak i samym Nikodemem, po czym po pożegnaniu wsiedliśmy do samochodu. Ciekawy chłopak, nie? – zapytał tata z uśmieszkiem na ustach, na co ja tylko pokręciłem głową, pozwalając moim wargom lekko zadrżeć. Tylko delikatnie. Odrobinę…

Nikodem

                – Czemu się tak zachowałeś w stosunku do tego chłopca? – zapytał tato, gdy weszliśmy do domu. – Przecież nic ci nie zrobił.
                – Może i nie, ale boks jego konia jest obok mojego – warknąłem pod nosem.
                – Myślałem, że Filip trzymał tam swojego kucyka – powiedział tata zdziwiony.
                – Tak, ale wymyślił sobie, że chce mieć boks obok ojca, a wiesz, że Błażej zrobi dla Filipka wszystko i przeniósł jego kucyka.
                – Ach, tak. Mimo wszystko to nie tłumaczy twojego zachowania.
                – Tato, doskonale wiesz jak nie lubię gderających mi za uchem młodzików. Poza tym przyznaj, że chłopak wygląda śmiesznie.
                – Nikodem, nie na miejscu jest wyśmiewać się z innych. Ile ty masz lat?
                – Oj tam, dramatyzujesz – machnąłem ręką.
                – Chcę żebyś go przeprosił, gdy znowu tu przyjedzie.
                – Ani mi się śni! – zaprzeczyłem od razu. – Chłopak wygląda jak chodząca marchewka i wyzywa mnie w nieznanym mi języku. Nie zamierzam go przepraszać.
                – Zastanów się nad tym – powiedział tato i udał się do kuchni. – Zawołaj braci i zejdźcie na obiad – polecił zanim zniknął w kuchni.
                Westchnąłem ciężko i udałem się na górę. Wiedziałem, że tato nie był zadowolony z mojego zachowania, ale nie pozwolę się obrażać. Zapukałem do pokoju moich braci i zajrzałem do środka. W pokoju zastałem tylko Maćka.
                – Cześć młody – przywitałem się, wchodząc do środka. – Tata woła na obiad.
                Maciek siedział przy biurku i przeglądał jakieś strony internetowe na swoim laptopie.
                – Zaraz zejdę – mruknął, nie odwracając się w moją stronę.
                – A gdzie jest Filip? – zapytałem, nie widząc go nigdzie w pokoju.
                – A jak myślisz?
                – W stajni?
                – Dokładnie.
                – Poszedł sam? – zaniepokoiłem się. – Co robi?
                Maciek wzruszył tylko ramionami znudzony naszą rozmową.
                – Chłopaku, ogarnij się – trzepnąłem go w głowę. – Twój ośmioletni brat poszedł sam do stajni, a ty na to ot tak pozwoliłeś?
                – Odwal się ode mnie! – krzyknął, podrywając się z krzesła. – Sam nie jesteś lepszy!
                – Przynajmniej jak byłeś młodszy to zajmowałem się tobą.
                – Bardzo ci za to dziękuję! – krzyknął i wyszedł z pokoju.
                Zbiegł szybko po schodach, założył sztylpy i wybiegł z domu nim zdążyłem go zatrzymać. Nagłe poruszenie w domu zaniepokoiło tatę, który wyszedł z kuchni by sprawdzić co się dzieję.
                – Nikodem? Co się znowu stało? – zapytał już trochę wyprowadzony w równowagi. – Ile razy dzisiaj jeszcze się z kimś pokłócisz?
                – To akurat nie była moja wina – zastrzegłem od razu.
                – O co poszło tym razem? – zapytał, podpierając się pod boki.
                – Filip poszedł sam do stajni, nie wiadomo co tam robi, a Maciek mu na to pozwolił i puścił go tam samego.
                – Słucham? Filip jest tam sam?!
                – Spokojnie, tato. Już tam idę – powiedziałem, ubierając się.
                Na szczęście u nas w domu prawie wszyscy na okrągło nosiliśmy bryczesy, więc nie musiałem się przebierać. Wciągnąłem na nogi sztylpy i wyszedłem z domu, kierując się w stronę stajni. Zanim jednak zdążyłem do niej dojść usłyszałem rżenie konia, a po chwili zauważyłem Maćka wyprowadzającego swojego kuca ze stajni. Miał ubrane tylko ogłowie, co oznaczało, że młody chce jechać na oklep. Czym prędzej podbiegłem do niego.
                – Maciek stój! – krzyknąłem, gdy chłopak wskoczył na konia.
                – Czego chcesz? – zapytał zirytowanym głosem.
                – Dzisiaj nie ma bezpiecznych warunków do jazdy na oklep. Proszę cię, zejdź z konia i uspokój się.
                Chłopak prychnął tylko.
                – Odwal się ode mnie – powiedział i pogonił konia, który od razu ruszył galopem w stronę lasu.
                – Maciek! – krzyknąłem za nim, ale chłopak nawet się nie obejrzał.
                Westchnąłem bezradnie i wszedłem do stajni. Maćkiem zajmę się później, teraz muszę sprawdzić co z Filipkiem. Skierowałem się do boku jego kucyka.
– Filip? – zaglądnąłem do boksu i odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem brata ze szczotką w ręce. – Tu jesteś – wszedłem do boksu i pogłaskałem kucyka po pysku. – Czemu nikomu nie powiedziałeś, że chcesz iść do stajni? – zapytałem, kucając przed bratem.
Dziwiłem się, że wraz z tatą nie zauważyliśmy go wcześniej w stajni.
– Bo tata Błażej pojechał do miasta, a tatuś był zajęty. Ale powiedziałem Maćkowi, że idę do Kędziora – powiedział, głaskając kucyka po boku.
Kucyk Filipa był wałachem rasy Haflinger. Grzywę i ogon miał kędzierzawą. Stąd właśnie jego imię.
– Tak wiem, ale następnym razem musisz powiedzieć komuś jeszcze, rozumiesz? Mi, Błażejowi albo tacie, dobrze?
Mały kiwnął głową. Uśmiechnąłem się i zabrałem od niego szczotki.
– Chodźmy już. Tata ugotował obiad – powiedziałem, wstając i wychodząc z boksu z bratem.
Odłożyłem szczotki to pudełka stojącego obok boksu i chwyciłem Filipa za rękę. Odprowadziłem go do domu, po czym wróciłem do stajni i ubrałem mojemu ogierowi ogłowie. Nie męczyłem się już z czyszczeniem go i siodłaniem. Wsiadłem na niego na oklep i pojechałem szukać brata. Była już czwarta i powoli zaczynało się ściemniać, a nie chciałem by wracał do domu sam i to po ciemku. Pojechałem szlakiem, którym Maciek uwielbiał jeździć z ojcem. W przeciwieństwie do mnie doskonale dogadywał się z Błażejem. Zawsze razem spędzali czas. Ja jakoś nie mogłem znaleźć z ojcem wspólnego języka. Tak jak prawie z każdym oprócz mojego najmłodszego brata, taty Mikołaja i mojej dziewczyny.
Szukałem Maćka godzinę. Dopiero po upływie tego czasu znalazłem go. Siedział na kamieniu koło jeziora i grzebał patykiem w piasku. Podjechałem do niego i zszedłem z konia. Podszedłem do brata i stanąłem obok niego, spoglądając na pogrążone w ciemności jezioro.
– Ochłonąłeś trochę? – zapytałem.
Maciek mruknąłem tylko pod nosem i westchnąłem.
– Filipkowi nic nie jest? – zapytał cicho.
– Nie. Czyścił Kędziora.
– Nie chciałem by stała mu się krzywda, przecież wiesz.
– Wiem, ale jednak Filip to jeszcze dziecko. Nie powinien się sam wałęsać po stajni pełnej koni.
– Masz rację. Moja wina, znowu – mruknął.
– Daj spokój – machnąłem ręką. – Ważne, że nic się nie stało, a teraz chodź. Chłodno się zrobiło – powiedziałem i podszedłem do swojego konia. – Ojciec mi chyba głowie urwie – mruknąłem do siebie, gdy wsiadałem na konia.

***

Nie pomyliłem się. Gdy tylko pojawiliśmy się w domu ojciec naskoczył na mnie, krzycząc jaki to jestem nieodpowiedzialny i niewychowany.
– Jesteś najstarszy, powinieneś wykazać trochę więcej odpowiedzialności i przypilnować swoich braci! – wypomniał mi.
– Możesz się ode mnie odczepić? Staram się jak mogę, a ty i tak zawsze wytykasz tylko moje błędy!
– Bo jesteś już dorosły i powinieneś za niektóre rzeczy wziąć pewną odpowiedzialność. W ogóle to co to za zachowanie dzisiaj pokazałeś w stosunku do nowego chłopca? Jego ojciec dzwonił do mnie by wyjaśnić tą sytuację, bo jego synowi było bardzo przykro po tym jak go zwyzywałeś. Ile razy jeszcze będę musiał się za ciebie wstydzić?
Zagotowało się we mnie. Nie dość, że ta głupia, piegowata marchewka poskarżyła się na mnie to jeszcze przez nią mam kłopoty z ojcem.
– Skoro tak bardzo się za mnie wstydzisz to może się wyprowadzę? To ci się spodoba? Problem zniknie z twojego domu i już nigdy nie będziesz miał powodu do wstydu – powiedziałem i wymijając go ruszyłem do swojego pokoju.
Nie zareagowałem na jego groźby i wołanie za mną. Miałem go w dupie. Słyszałem jeszcze jak tato Mikołaj uspokaja ojca, ale mało mnie to już obchodziło. Zamknąłem się w swoim pokoju i położyłem się na łóżku. Puściłem sobie na słuchawkach muzykę i zamknąłem oczy. Starałem się uspokoić. Ojciec po raz kolejny w tym miesiącu wyprowadził mnie z równowagi. Zawsze wytyka mi moje błędy. Nawet gdybym zrobił coś dobrze to on i tak znajdzie coś do czego mógłby się przyczepić. „Więc, po co się starać?” – pomyślałem, ale zaraz po głowie przeszła mi druga myśl.
„Dla braci i Mikołaja.” Dla nich warto się starać.

Tristan

W poniedziałek rano poszedłem pierwszy raz do szkoły. Miałem zacząć tu liceum. W swoim rodzinnym mieście zacząłem naukę wcześniej. A ze względu na moje ponad przeciętne wyniki w nauce przenieśli mnie, gdy byłem w gimnazjum do klasy wyżej, więc w tutejszej szkole nie wiedzieli, do której klasy mnie przydzielić. Jednak po zrobieniu kilku testów i sprawdzeniu moich umiejętności postanowili przydzielić mnie do trzeciej klasy liceum. Nie miałem zamiaru narzekać. Swoją przyszłość i tak wiązałem z końmi, więc nie przejmowałem się tym w jakiej klasie wyląduję. No dobra, może nie do końca. Cała klasa jednak okazało się być dość nieprzyjemna. Jak się okazało, Nikodem nie był jedyną osobą, którą może bawić moja twarz oraz włosy. Tak więc pierwszy dzień spędziłem na ignorowaniu innych. A teraz, gdy wreszcie skończyłem zajęcia, ruszyłem w stronę przystanku by pojechać zobaczyć się z moim Spotem. Wcześniej dostałem wiadomość od ojca bym się tam udał, a on mnie później odbierze, więc nie zostało mi nic innego jak wyglądać przez okno autobusem i postarać się nie przegapić swojego przystanku. 
Na miejsce dotarłem po piętnastej. Podszedłem najpierw do niewielkiej kawiarni postawionej zaraz koło stajni. Za ladą stał pan Mikołaj i rozmawiał z jakimś mężczyzną.
– Konrad! Wiesz, że miałem rację, a Maciek musi to zrozumieć. Przejdzie mu w końcu. Natomiast Błażej musi wreszcie przestać zwalać wszystko na Nikodema, albo…
– Dzień dobre… – odezwałem się niepewnie.
– Dzień dobry, Tristan!
Gdy zrozumiałem, że popełniłem błąd w wymowie poczerwieniałem lekko, ale najwyraźniej mężczyzna się tym nie przejął.
– To jest brat mojego męża, Konrad. Konrad jest także mężem naszego obecnego trenera kadry, Seweryna, którego pewnie jeszcze dziś poznasz. Twój tato prosił byśmy się tobą zajęli dopóki nie będzie mógł cię odebrać.
Kiwnąłem niepewnie głową, na co pan Konrad uśmiechnął się i podszedł do mnie.
– Chodź, zaprowadzę cię do stajni byś mógł się zobaczyć ze swoim koniem.
Od razu uśmiechnąłem się szeroko.
– Podobało ci się w nowej szkole?
– Eee… Było dobrze. Choć… Nikt mnie nie lubi. Mówią, że jestem pie-pie… Oh, nie wiem jak to mówić.
–Piegus? – zapytał niepewnie z delikatnym uśmiechem.
– Tak i…
– Tato!
Zatrzymaliśmy się i odwróciliśmy. W naszą stronę szedł chłopak bardzo podobny do pana Konrada, choć jego oczy miały zielony kolor. Obok niego szli dwaj chłopcy. Jeden blondynek z brązowymi oczkami trzymający chłopaka za rękę, a drugi, troszkę wyższy, o brązowych włoskach i niebieskich oczkach. Przypominał Nikodema.
– Coś się stało?
– Filip i Kacper chcieli iść do kucyków. Mogę ich zabrać?
Mężczyzna uśmiechnął się i podniósł mniejszego chłopca na ręce.
– Pewnie. Tristan, to jest mój starszy syn, Dominik, a to młodszy, Kacperek – powiedział, na co uśmiechnąłem się lekko. – A ten mały urwis, który przypomina Nikodema to najmłodszy syn Mikołaja, Filip.
– Miło mi.
– Oh, to ty jesteś tym francuzem, o którym mówił Nikodem. Nazwałeś go chu…
– Dominik! – skarcił go pan Konrad.
– Przepraszam, tatku – powiedział, robiąc śmieszną minę, na co zachichotałem.
– Poznałeś już większość naszej rodziny. Na obiedzie poznasz jeszcze mojego męża, brata oraz Maćka, mojego kolejnego bratanka.
– Dużo tu was – powiedziałem niepewny czy dobrze sformułowałem zdanie.
– Tak, dość sporo. Najpierw byliśmy z bratem sami. Potem pojawił się Mikołaj oraz Seweryn, a teraz dzieci. Ot i cała ferajna – powiedział z uśmiechem.
– Wy wszyscy jeździć na koniach?
– Tak. Co prawda najmłodsi mają na razie kucyki, ale Dominik, Maciek i Nikodem jeżdżą. Zresztą tak samo jak ja, Błażej i Seweryn.
– A pan Mikołaj?
– Tatuś to lubi tylko jeździć na wolne przejażdżki z tatą Błażejem. Nikodem zawsze wtedy krzyczy, że ja i Maciek mu wystarczymy i więcej rodzeństwa nie chce.
Słysząc to zaśmiałem się głośno, zerkając na pana Konrada, który siłą woli powstrzymywał się by nie parsknąć. Gdy weszliśmy do stajni Filip i Kacper od razu pobiegli do kucyków pod opieką starszego chłopaka, a ja dostrzegłem Nikodema i jakiegoś chłopaka. Wyglądał jak lustrzane odbicie pana Mikołaja. Dość niski, długie jak na chłopaka blondwłosy i błękitne oczy.
– Teraz rozumiesz? Mikołaj się o ciebie martwi. Kuba jest starszy od ciebie o trzy lata i to, że cię lubi w ten sposób powoduje, że rodzice są nieufni, i… O, hej Marchewo – powiedział, zauważając mnie.
– Nikodem! – upomniał go pan Konrad.
Ja się tym jednak nie przejąłem i od razu podszedłem do mojego konia. Wszedłem do jego boksu i przytuliłem się do niego. 
Mon ami, je manqué. École était terriblement (mój przyjacielu, tęskniłem. W szkole było okropnie) – powiedziałem, czując zbierające się w oczach łzy.
Może i tu wszyscy byli mili, ale jednak zostawał jeden, starszy chłopak, który dolewał oliwy do ognia.
– Nikodem, to było niemiłe. Tristan, ma ciężko w nowej szkole, a ty jeszcze…
– Taa… Masz rację, wujku – mruknął chłopak niechętnie, a gdy zadzwonił jego telefon wyszedł ze stajni. 
Ze Spotem spędziłem dobra dwie godzin. W międzyczasie ze stajni zdążyły zniknąć dzieciaki z Maćkiem i Dominikiem oraz pan Konrad. Na ich miejsce zjawili się dwaj mężczyźni. Pan Seweryn oraz pan Błażej.
– I co myślisz, Seweryn?
– Pewne techniki do dopracowania, ale biorąc pod uwagę to, że Nikodem jest na razie zawieszony, a Eryk rezygnuje z kadry… Przyda nam się ktoś nowy.
Odwróciłem się w ich stronę zaskoczony.
Pardon? (przepraszam)
– Twój tata wspomniał, że trenowałeś w swoim rodzinnym mieście, więc jeśli byś chciał mógłbyś dołączyć do naszej…
Nie pozwoliłem dokończyć starszemu mężczyźnie tylko uśmiechnąłem się szeroko.
Oui! Oui! Merci! (tak, tak, dziękuję) – powiedziałem, zapominając się na chwilę.
Jednak mężczyźni uśmiechnęli się do mnie tylko.
– Spokojnie, uczyłem się francuskiego i zrozumiałem – powiedział pan Seweryn, na co ja od razu odwzajemniłem uśmiech.

***

Po południu miałem okazję troszkę lepiej poznać Maćka i Dominika. Obaj byli ode mnie młodsi. Dominik był starszy od Maćka. Piętnastolatek, dość bezpośredni, troszkę bezczelny, łobuz bardzo lubiący dziewczyny. Łatwo było stwierdzić, że hormony w nim buzują, bo pierwsze pytanie jakie zadał to, która aktorka mnie kręci i czy jestem hetero. Maciek natomiast miał czternaście lat. Był spokojny i dość nieśmiały. Od niedawna zaczął się spotykać z chłopakiem o trzy lata od siebie starszym, o co miał ostatnio awanturę z panem Mikołajem. 
Mimo że tak skrajnie różni, szybko zdążyłem ich polubić. Najmłodsi chłopcy byli małymi rozrabiakami, którzy podczas szykowania obiadu ganiali wszędzie, przeszkadzając i hałasując, ale wszyscy patrzyli na to z przymrużeniem oka. 
Gdy usiedliśmy do stołu wszyscy zachowywali się naprawdę miło, ale ja czułem się troszkę nie na miejscu, przeszkadzając podczas rodzinnego obiadu. Bardziej mnie zastanawiało to, że Nikodem zachowywał się w porządku wobec mnie, a przynajmniej do czasu…
– A właśnie! Zdecydowaliśmy z Sewerynem, że Tristan dołączy do kadry i…
– Co?! Chcecie mnie zastąpić tym… Tym rudzielcem?! – oburzył się Nikodem.
– Nikodem nie obrażaj…! – pan Błażej chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył.
– Nie zaczynaj już! Powiedz lepiej od razu, że masz mnie dość. Wieczne problemy ze mną, prawda?! Nie dość, że najstarszy to najgłupszy, co? A! Zapomniałem dodać, że ma głupią dziewczynę, której nie cierpisz, czyż nie? Bardzo ci współczuję takiego niewypału! – powiedział i z bóle na twarzy wybiegł z domu.
– Błażej, robi się już ciemno, zatrzymaj go. Porozmawiaj z nim, nie krzycz. Tracisz z nim kontakt, odpychasz od siebie, pchając w ramiona tej larwy – powiedział pan Mikołaj, na co starszy mężczyzna pokiwał głową i wyszedł.
Przełknąłem ciężko ślinę.
– Ee… Przepraszam, ja…
– Nie przejmuj się. Nikodem ostatnio nie radzi sobie z codziennością przez swoją dziewczynę, która chce go od nas odciągnąć. Ale to nie jest temat na dziś. Zaraz przyniosę deser i popracujemy troszkę nad twoim polskim zanim twój tata przyjedzie – powiedział z miłym uśmiechem mężczyzna, a ja tylko westchnąłem.

Nikodem

                Wściekły wybiegłem z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Byłem okropnie zły na ojca i wuja za to, że postanowili mnie zastąpić tym głupim Francuzem. Szybkim krokiem skierowałem się w stronę stajni. Na dworze już dawno zapadł zmrok i temperatura znacznie spadła, ale ja nie zwracałem uwagi na zimno. Byłem zbyt pobudzony i wnerwiony żeby być w stanie w ogóle je odczuć.
                Gdy miałem już wchodzić do stajni usłyszałem, że z domu ktoś wychodzi. Nawet się nie obejrzałem. Nie miałem na to ochoty.
                – Nikodem! – krzyknął za mną mój ojciec, ale ja totalnie go olałem i wszedłem do stajni, zamykając za sobą drzwi.
                Zaświeciłem światło i skierowałem się do boksu mojego konia. Pogłaskałem go po pysku, po czym podpiąłem mu do kantara uwiąz. Nie bawiłem się w czyszczenie i siodłanie, więc postanowiłem się przejechać na samym kantarze. Wystarczająco dobrze znałem mojego konia by wiedzieć, że mogę mu ufać.
                – Nikodem – ojciec podszedł do mnie, gdy chciałem wyprowadzić konia z boksu.
                Zagrodził mi drogę, więc nie miałem jak wyprowadzić ogiera. Skrzywiłem się i niechętnie spojrzałem na ojca.
                – Czego chcesz? Pokrzyczeć sobie jaki to jestem dziecinny i nieodpowiedzialny? Jeśli tak to daruj sobie – powiedziałem, starając się go wyminąć, ale nie pozwolił mi na to.
                – Tato prosił bym z tobą porozmawiał.
                Parsknąłem.
                – Tylko dlatego tu przyszedłeś? Bo tato Mikołaj ci kazał? – „Nie mogłeś zrobić tego sam od siebie czy chociażby nie mówić mi, że cię przysłał?” – dodałem w myślach.
                – Musimy sobie coś wyjaśnić. Po pierwsze, pamiętaj z kim rozmawiasz. Nie jestem twoim kolegą z podwórka tylko twoim ojcem i należy mi się szacunek. Po drugie, nie podoba mi się jak zachowujesz się w stosunku do Tristana. Jego ojciec prosił byśmy pomogli mu się zaaklimatyzować w Polsce, a ty wcale mu tego nie ułatwiasz. I po trzecie, to, że byłeś wpadką…
                – Wiesz co? – przerwałem mu. – Dzięki, że rozwiałeś moje wątpliwości co do tej wpadki. Do końca miałem nadzieję, że jednak tak nie było – powiedziałem z bólem w sercu i na siłę wyminąłem ojca.
                Wyszedłem przed stajnię i nie czekając na nic wsiadłem na konia i ruszyłem galopem w stronę lasu. Musiałem się uspokoić, a tylko porządny i długi galop mógł mi to zapewnić. Słowa ojca bardzo mnie zraniły.

***

                Nie wiem ile tak jeździłem, ale podejrzewałem, że jest już bardzo późno. Miałem gdzieś co na to powie ojciec, bardziej żal mi było taty Mikołaja i małego Filipka, który nawykł do zasypiania ze mną, bo mówił, że Maciek do późna konwersuje ze swoim chłopakiem i świeci mu po oczach telefonem. Mimo tego nie miałem zamiaru jeszcze wracać do domu. Pojechałem nad jezioro. Puściłem konia, który od razu położył się pod drzewem. Nie mogłem nie skorzystać z takiej okazji i usiadłem przy nim opierając się o jego brzuch. Ogier był przyjemnie ciepły, więc z przyjemnością przymknąłem oczy. Trwałem tak w błogiej ciszy do momentu, w którym usłyszałem ciche popiskiwanie. Najpierw myślałem, że się przesłyszałem, ale gdy piski powtórzyły się podniosłem się z trawy i podszedłem do brzegu jeziora. Leżało tam zwalone drzewo. Wychyliłem się żeby zobaczyć co się kryje za nim. Spostrzegłem, że na jednej z gałęzi zamoczonych w wodzie zahaczona jest jakaś duża torba. To z niej dochodziły popiskiwania. Byłem prawie pewien, że ktoś po prostu wyrzucił do jeziora szczeniaki, bo urodziło mu się za dużo. Nie mogłem tego tak zostawić i choć było mi to nie w smak wszedłem do wody i podpłynąłem do torby. Odczepiłem ją od gałęzi i wróciłem na brzeg. Zatrząsnąłem się z zimna gdyż woda o tej porze była pieruńsko zimna. Wróciłem do mojego konia by się ogrzać i zaglądnąć do torby. Moim oczom ukazała się mała mordka czarnego jak smoła szczeniaka.
                – Hej maluchu – powiedziałem, wyciągając go z torby i starając się go ogrzać. – Kto ci to zrobił, biedaku? Ludzie nie mają serca.
                „Jak mój ojciec” – przeszło mi przez myśl, ale szybko odgoniłem ją od siebie. Położyłem szczeniaka blisko mojego ogiera i ponownie zaglądnąłem do torby. Skrzywiłem się, gdy zobaczyłem jeszcze jednego, martwego szczeniaka.
                – Twój braciszek niestety nie miał tyle szczęścia co ty – mruknąłem, odkładając torbę na bok. – No nic, trzeba cię zabrać do domu – wziąłem szczeniaka na ręce. – Jutro… A właściwie to dzisiaj tylko trochę później wrócę tu i zajmę się twoim braciszkiem.
              Zmusiłem mojego konia do wstania i wdrapałem się na niego wraz ze szczeniakiem. Udaliśmy się w drogę powrotną, która zajęła nam koło dwudziestu minut. Zdziwiłem się, gdy zauważyłem, że w kuchennym oknie świeci się światło. Byłem pewny, że wszyscy będą już dawno spać. Najwidoczniej pomyliłem się.
                Odprowadziłem konia do boksu, zgasiłem światło w stajni i zamykając ją dobrze udałem się do domu. Gdy tylko przekroczyłem próg przede mną stanął ojciec. Wkurwienie miał wypisane na twarzy.
                – Gdzieś ty się, do kurwy nędzy, szlajał! – zapytał, starając się nie krzyczeć by nie pobudzić reszty domowników. – Czemu jesteś cały mokry? I… Co to jest?! – wskazał na szczeniaka.
                – Pies, nie widać? – zapytałem, rozbierając buty. – Wyżyłeś się już? Mogę iść do siebie?
                Ojciec zagotował się cały.
                – Posłuchaj mnie, gówniarzu… – zaczął, ale przerwał mu tato Mikołaj, który właśnie zszedł na dół.
                – Co tu się dzieję? – zapytał spokojnie. – Wiecie, która jest godzina? Dzieci mi pobudzicie. – Spojrzał na mnie. – O Boże, Nikodem co ci się stało? Jesteś przemoczony do suchej nitki.
                – Ratowałem psa – spojrzałem ojcu w oczy. – Musiałem się trochę zamoczyć.
                – Nikodem, doskonale wiesz, że nie możemy trzymać w domu psów – warknął ojciec. – Filip ma uczulenie na ich sierść, dobrze o tym wiesz – wypomniał mi.
                – Miałem go zostawić by się utopił? – zapytałem.
                – O nie – odezwał się tato Mikołaj. – Co się z wami dzieje? Mieliście ze sobą porozmawiać.
                – Porozmawiać? – prychnąłem. – Niech ojciec sam się przyzna co mi powiedział – powiedziałem i mówiąc tacie dobranoc udałem się do siebie.
                Posadziłem szczeniaka w ręczniku i osuszyłem jego futerko. Sam również się ogarnąłem i naprawdę zmęczony położyłem się do łóżka. Szczeniak leżał obok mnie, kotłując się pod kocem. Uśmiechnąłem się pod nosem.
                – Jesteś chyba jedynym dzisiejszym pozytywem – szepnąłem.

                Zanim zasnąłem rozmyślałem jeszcze co zrobić z tym szczeniaczkiem. U siebie nie mogłem go zatrzymać bo Filipek miał uczulenie. Postanowiłem, że jutro zaproszę do siebie swoją dziewczynę i zapytam się jej czy nie zechciałaby się nim zająć. Z tą myślą zasnąłem.

13 komentarzy:

  1. Fajny rozdzial! Chyba bylem tak wciagniety, ze nie zauwazylem zadnych bledow lub po prostu ich nie bylo. Przykro mi sie zrobilo, jak ojciec klocil sie z Nikodemem. Nie sadzilem, ze maja taki slaby kontakt.
    I zle, ze ma dziewczyne, ktora odciaga go od swoich rodzicow. Nie tak wyglada milosc. Troche tez przeczuwam, ze ten nowy chlopak bedzie wlasnie z najstarszym synem Mikolaja i Blazeja. Czyli jest bi. Bo tak z dnia na dzien raczen orientacji nie zmieni. Chyba, ze na horyzoncie pojawi sie nowy przystojniak, ktory rozkocha w sobie Marcheweczke.
    Moglybyscie tak pokrotce przypomniec kim jest Konrad? Brat Blazeja? I jeszcze Seweryn. Kim jest dla nich?
    I czy Nikodem byl wpadka? Dawno temu czytalem to opowiadanie i troche mi wylecialo z glowy :)
    Nie zastanawialyscie sie moze nad tym by wstawiac rozdzialy dwa razy w tygodniu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy pozytywny komentarz Damiana. Trzeba zapisać w kalendarzu.
      Konrad to brat Błażeja I mąż Seweryna.
      Tak, Nikodem był wpadką.
      #freak

      Usuń
    2. Ale z tego, co pamietam to Nikodem chyba sie urodzil i go kochali :(

      Usuń
    3. Spokojnie. Wszystko się wyjaśni.
      #freak

      Usuń
  2. Cudo;) i tez jestem za rozdziałem dwa razy w tygodniu;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Boziu *.* Wychodzi na to, że nie zawiodę się na kontynuacji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow !
    Wspaniałe nowe opowiadanie, pełne emocji :)
    Nie przypuszczałam po poprzednim opowiadaniu, że Błażej będzie się tak odnosił do swojego pierworodnego, ciekawi mnie co się stało, że Błażej się tak zachowuje.
    Mam nadzieję, że dziewczyna Nikodema to lipa i jeszcze nie odkrył swojej prawdziwej natury. Fajnie, że znalazł tego szczeniaka, i coś mi się wydaje, że przygarnie go Tristian :)
    Tristian jest boski, nie mogę się doczekać następnych rozdziałów z nim i Nikodemem :)
    Maciek ma chłopaka, a kto to jest?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem za :)
      Niech rozdziały będą 2 razy w tygodniu.
      Bardzo prosimy :)
      Dużo weny :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. To co będzie rozdział 2 razy w tygodniu?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale nie mogę się na to zgodzić.
      #freak

      Usuń
  6. Muszę przyznać, że miałam o Błażeju duże lepsze zdanie. Jak on mógł powiedzieć do swojego dziecka, że jest wpadką. czy on nie zdaje sobie sprawy, że swoim zachowaniem tylko odsuwa od siebie syna? Dzięki za rozdział, opowiadanie zapowiada się naprawdę fajnie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    interesująco, współczuję Nikodemowi, czemu aż tak kiepsko, no ale nie powinien wyśmiewać się z czyjegoś wyglądu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)