czwartek, 18 lutego 2016

Spotted Love 2

Dziękujemy za wszystkie komentarze!



Spotted Love

Rozdział 2



Tristan

– Jak było w szkole, ma enfant (moje dziecko) – zapytał tata z uśmiechem.
Mama skrzywiła się nieznacznie. Wciąż nie radziła sobie z językiem, ale dzielnie nie poddawała się. Kocham ją i tatę z całego serca. Tylko dlatego tu teraz jestem.
Było dobrze… powiedziałem cicho, nie chcąc się tłumaczyć i przysparzać zmartwień rodzicom​.
To, że miałem problemy już pierwszego dnia i nikt mnie nie polubił nie oznaczało, że musieli o tym wiedzieć. Mieli własne problemy na głowie. Adaptacja w nowym miejscu, bariera językowa mamy, nowa praca taty, koszty przeprowadzki oraz fakt, że mieszkanie jest dość małe, a we wrześniu, po zakończeniu studiów miał do nas dołączyć mój brat ze swoją narzeczoną. Mieli dość problemów na głowie.
Jesteś pewien?
Oui, oui (tak,tak).


***


Następnego dnia po szkole znów pojechałem się zobaczyć z moim koniem jak  i spędzić troszkę czasu z panem Mikołajem i jego rodziną. Mężczyzna obiecał mi pomóc w nauce Polskiego. Po dotarciu na miejsce pokazałem się najpierw w kawiarni.
O, Tristan! – powiedział z uśmiechem mężczyzna choć wyglądał na smutnego i zmęczonego.
Dzień dobry. Nie wygląda pan… Ee… Jak to powiedzieć? Zdrowo? zapytałem niepewnie.
Zwykle się mówi, że ktoś nie wygląda najlepiej, słońce. I możesz mi mówić po imieniu. Samo Mikołaj wystarczy.
Dołączam się do Miko. Ja jestem Konrad, a nie żaden tam pan i mój kochany szwagrze możesz mi powiedzieć gdzie mam ustawić te pełne ciasteczek blaszki? – zapytał, a mi na widok tych pyszności pociekła ślinka.
Postaw je tu, a ja zaraz je wyłożę na wystawę – powiedział Mikołaj, sięgając po kilka i pakując je do woreczka, a następnie podając mi.
Masz, kochany, zjedz sobie kilka. Do obiadu jest jeszcze sporo czasu, więc mała przekąska ci nie zaszkodzi.
– Oh, merci!(dziękuję) – powiedziałem z uśmiechem i wyszedłem z budynku, kierując się w stronę stajni. 
Gdy tylko do niej doszedłem od razu usłyszałem głos Nikodema.
Sylwia!
No co? Taka prawda, śmierdzi tu. Mieliśmy iść do kina. Jesteś moim chłopakiem, czy nie? Rozumiem, że się pokłóciłeś z ojcem i nie możesz zatrzymać tego kundla, ale to nie znaczy, że masz oczekiwać ode mnie, że ja go wezmę. Tym bardziej nie oczekuj ode mnie, że będę się dobrze czuła wśród tych kobył. Ja nie lubię koni i zwierząt, ty tak.
Wszedłem niepewnie do środka.
Dzień do… Ojej! – wykrzyknąłem z szerokim uśmiechem, gdy podbiegła do mnie mała, czarna kulka.
Psiak zaszczekał wesoło, merdając ogonkiem. Kucnąłem, na co maluch od razu zareagował i zaczął skakać. Jego brudne łapki ubrudziły mi spodnie, ale nie przejąłem się tym. Podniosłem go lekko do góry, a szczeniak sprzedał mi soczystego buziaka. Zachichotałem.
Fuj!
Spojrzałem w stronę dziewczyny, a raczej powinienem powiedzieć filetowej śliwki. W jej garderobie dominował fiolet i róż. To było straszne i oślepiające.
Nicodème, to twój piesek? – zapytałem, nie umiejąc wypowiedzieć jego imienia bez francuskiego akcentu.
Nie, znalazłem go wczo… dzisiaj nad jeziorem – poprawił się. Nie mam go komu oddać, a sam nie mogę go zatrzymać, bo Filip ma alergię.
Słysząc to moje oczy się zaświeciły.
Może ja go wezmę? Proszę! Z chęcią to zrobię!
Serio?
Oui!(tak) Jest śliczny i puchaty – powiedziałem, na co chłopak uśmiechnął się do mnie ciepło. Pierwszy raz odkąd go poznałem.
– Skoro chcesz.
– O, to skoro problem się rozwiązał to może chodźmy już do tego kina.
Chłopak skrzywił się na słowa śliwki.
– Wybacz, ale dziś nie dam rady. Obiecałem tacie, że będę na obiedzie – powiedział, po czym odwrócił się w moją stronę. – Przyszedłeś do Spota, młody? Chodź, zobaczę jak jeździsz nim mój ojciec do ciebie przyjdzie. Jak będziesz miał trening przypilnuję psiaka. Pasuje?
Przytaknąłem szczęśliwy i trochę… zauroczony? Zauroczony uśmiechem oraz delikatną postawą, którą Nikodem w tamtym momencie przedstawiał. To było miłe, nawet jeśli tylko chwilowe…


Nikodem

                Nie mogłem, po prostu nie mogłem być dla niego niemiły w tamtym momencie. W końcu chłopak wyświadczył mi wielką przysługę, zgadzając się zaopiekować uratowanym szczeniakiem.
                – Sprężaj się, młody. Nie mam całego dnia – powiedziałem, opierając się o drzwiczki boksu.
                – Staram się! – powiedział zdyszany, skacząc wokół konia, czyszcząc go.
                – Czyścisz go już prawie dwadzieścia minut. Nie uważasz, że już lśni czystością? – zapytałem, wzdychając.
                – Ale muszę mu jeszcze wyczyścić kopita.
                – Co? – zapytałem, nie rozumiejąc. – Co musisz mu wyczyścić?
                – Kopita – spojrzał na mnie z trochę niepewną miną.
                Zaśmiałem się i pokręciłem głową.
                – Nie kopita tylko kopyta – poprawiłem go. – I lepiej idź już po swój sprzęt. Ja mu wyczyszczę te kopyta – powiedziałem, zabierając kopystę, leżącą w pudełku i wchodząc do boksu.
                Tristan kiwnął głową i pobiegł po sprzęt do jazdy. Pokręciłem tylko głową i podszedłem do konia. Poklepałem go po szyi i schyliłem się po jego nogę. W czasie, gdy ja czyściłem kopyta Spota, Tristan dotaskał się tu ze swoim sprzętem. Przerzucił siodło przez drzwiczki i z ogłowiem w ręku wszedł do środka. Nagle jednak zaprzestał wszelakich ruchów. Ponieważ byłem w pozycji wypiętej na niego, odwróciłem głowę by zobaczyć co się stało. Okazało się, że chłopak stał naprzeciwko mojego tyłka i wpatrywał się w niego jak zaczarowany. Parsknąłem śmiechem i wyprostowałem się.
                – Mam brudny tyłek? – zapytałem, wyrywając go z letargu.
                Chłopak ocknął się i spłonął rumieńcem, co jeszcze bardziej uwydatniło jego piegi.
                – Nie, nie! Po prostu… – odchrząknął i nie kończąc podszedł do konia i założył mu uzdę.
                – No nie mów mi, że gustujesz w chłopakach – zaśmiałem się, opierając się plecami o ścianę boksu i przyglądając się uważnie Francuzowi.
                Chłopak spłonął jeszcze większym rumieńcem. Teraz jego twarz zlewała się z kolorem jego włosów. Widząc jego reakcję i brak odzewu z jego strony spoważniałem. W boksie zapadła niezręczna cisza. Tristan spokojnymi ruchami głaskał konia po pysku, a ja nie przestawałem mu się przyglądać.
                – No nie żartuj sobie – odezwałem się.
                – Ja… Ja nie wiem jeszcze. Może… Przeszkadza ci to? – zapytał, spoglądając na mnie.
                Parsknąłem śmiechem.
                – Jak mogłoby mi to przeszkadzać? Moimi rodzicami są dwaj mężczyźni. Nietaktem z mojej strony byłoby gdyby mi to przeszkadzało. Z resztą sam jestem bi – wyszczerzyłem się, na co chłopak otworzył szeroko oczy.
                Zaśmiałem się i podszedłem do drzwiczek by zabrać z nich zielony czaprak i białą podkładkę pod siodło z obszytym dookoła białym futerkiem. Zarzuciłem czaprak i podkładkę na grzbiet konia, po czym dołączyłem do tego jeszcze siodło. Dopiąłem do siodła wytok i przeszedłem na drugą stronę, obok Tristana, by zapiąć skokowy popręg.
                – Hej, rozchmurz się, piegusie – trąciłem go łokciem. – Teraz przynajmniej wiem, że jest ktoś komu podoba się mój tyłek – zaśmiałem się by rozluźnić atmosferę.
                 Chłopak uśmiechnął się pod nosem, ale nie skomentował.
                – No dobra, gotowe. Zakładasz coś jeszcze? – zapytałem.
                – Jeszcze ochraniacze.
                – No to zakładaj i idziemy na halę – powiedziałem i wyszedłem z boksu.
                W tym samym momencie do stajni wszedł mój ojciec. Czarny szczeniak, który do tej pory bawił się w sianie, podbiegł do niego i zaczął koło niego skakać. Ojciec olał go i ruszył w moją stronę.
                – Widziałeś Tristana? – zapytał sucho.
                – Siodła konia – odpowiedziałem beznamiętnie.
                – Dobrze. Idź z Kacprem do Twitty’ego – polecił.
                Nie odpowiedziałem. Po prostu oddaliłem się, wołając za sobą szczeniaka. Wujek Konrad stał z Kacprem na rękach przy boksie konia. Młody głaskał Twitty’ego po chrapach. Twitty był wałachem rasy Clydesdale. Był największym koniem na stajni, a jako swojego ludzkiego kumpla upatrzył sobie najmłodszego członka naszej rodziny. Mały Kacper był wręcz zakochany w naszym stajennym grubasku, który zazwyczaj ciągnął bryczkę na dożynkach lub sanie na Mikołajki.
                – Cześć, młody – poczochrałem kuzyna po włosach. – Masz ochotę na przejażdżkę?
                – Tak! – wykrzyknął i wyrwał się tacie z ramion.
                Konrad uśmiechnął się tylko i puścił synka, który pobiegł do siodlarni po szczotki.
                – Nikodem, dziękuję ci, że zajmiesz się nim. Proszę uważaj na niego.
                – Nie ma sprawy – uśmiechnąłem się, po czym poszedłem za Kacprem do siodlarni.


Tristan

– Na dziś koniec, Tristan. Poszło ci naprawdę dobrze – powiedział pan Błażej, gdy zsiadłem ze Spota.
– Dziękuję.
Mężczyzna uśmiechnął się miło, a wokół jego oczu pojawiły się lekkie zmarszczki. Odprowadziłem konia do boksu i odwróciłem się z powrotem w stronę pana Błażeja, gdy odezwał się do mnie.
– Radzisz sobie z językiem coraz lepiej. A jak w szkole? – zapytał, na co ja wzruszyłem ramionami. 
– Dobrze. Choć jeszcze nie poznałem zbyt wiele osób – powiedziałem wymijająco, rozbierając jednocześnie konia.
Chciałem coś jeszcze dodać, ale do naszych uszu dobiegł szczek psiaka oraz śmiech Kacpra.
– Nikodem, chyba mówiłem ci coś o tym psie! – krzyknął pan Błażej.
– Tak właściwie, proszę pana to ce petit chien (ten mały piesek)jest mój. Znaczy… ten piesek – powiedziałem, chcąc jakoś załagodzić sytuację.
Zdążyłem zauważyć, że pan Błażej i Nikodem nienajlepiej się dogadują. Ciężko było mi to zrozumieć, bo ja miałem bardzo dobry kontakt z rodzicami.
– Nikodem mówił, że go znalazł, a nie może go zatrzymać, bo Filip ma uczo… uczy…
– Uczulenie, piegusie – powiedział chłopak z uśmiechem.
Widząc, że pan Błażej ma zamiar upomnieć syna, wyprzedziłem go.
– To nic. On tak zawsze. Najwyraźniej mnie lubi – powiedziałem, wystawiając język do Nikodema.
– To ty zjadałeś mój tyłek wzrokiem – powiedział, na co zaśmiałem się.
– Sprawdzałem tylko czy nie jesteś konkurencją dla mon cul ( dosł. mojej pupci).
– Dla czego? 
– Dla mojej pupy – powiedziałem w zabawny sposób, zerkając na swoje pośladki co od razu rozluźniło atmosferę.
– Aleś ty bezczelny, ale niech będzie. Masz zgrabny tyłek. Chyba moja dziewczyna nawet nie ma takiego – powiedział chłopak, na co spłonąłem rumieńcem, a pan Błażej pierwszy raz spojrzał na swojego syna łagodnie.
– Nikodem, nie przy dziecku.
– Ach, zapomniałem, że to młodzik i do tego virgin (prawiczek).
Sapnąłem zażenowany.
– Miałem na myśli Kacperka, ale masz rację – powiedział, uśmiechając się żartobliwie przez co wyglądali z Nikodemem identycznie.
Westchnąłem tylko, biorąc szczeniaczka na ręce i ruszając w stronę wyjścia ze stajni. 
Hommes… (mężczyźni)

***


– Był dzisiaj naprawdę miły i mogłem zabrać szczeniaczka. A potem zabrał mnie na przejażdżkę po okolicy. Rozmawiał ze mną i… – rozmawiałem z bratem.
Byłem tak nakręcony, że problemy z językiem choć na chwilę zniknęły.
– Tristan, zwolnij troszkę. Frère (bracie), za szybko – powiedział ze śmiechem mój brat. – Rozumiem, że Nikodem ci się podoba, ale…
– Co?! Nie podoba mi się! Skąd ten pomysł?
– Bo o nikim innym nie mówisz tylko o nim. O niczym innym nie mówisz tylko o tym, co robiliście albo co on zrobił, więc…
– Nikodem mi się nie podoba. To tylko kolega. Poza tym nie wiem nawet czy podobają mi się mężczyźni – powiedziałem cicho.
Prawda jednak była taka, że wiedziałem, że jestem gejem, ale czasem bałem się powiedzieć o tym głośno w domu. Wiedziałem, że rodzice to zaakceptują, ale wiedziałem również, że nie polubią tego, więc nie uśmiechało mi się mówić o tym głośno. Mój brat westchnął.
– Tristan, fere (bracie), nie oszukuj się. Dobrze wiemy, że podobają ci się mężczyźni i nie ma w tym nic złego.
– Może i nie, ale zauroczenie Nikodemem będzie już czymś złym – powiedziałem cicho. – Muszę już kończyć, odezwę się jutro.
– Ej! Poczekaj! Nie uciekaj i poro…
–  Bonne nuit (dobranoc) – szepnąłem i rozłączyłem się, zamykając w swoich przemyśleniach. 


***

Nie przespałem pół nocy, ale w końcu zdecydowałem. Nie będę się przejmować innymi i powiem głośno. Jestem gejem. Znaczy, głośno w głowie. Na zewnątrz nigdy jakoś się ze swoją orientacją nie kryłem, ale w domu… Dlatego miałem w planach to zmienić. W międzyczasie chciałem również spróbować się zbliżyć do Nikodema dlatego rano zajęło mi trochę czasu wybranie stroju. Zdecydowałem się w końcu na dopasowane, jasnobrązowe rurki oraz biały sweter. Dość szeroki z wąskimi rękawami, pokazujący moje obojczyki. Na nadgarstek nałożyłem srebrny zegarek który mój brat kupił mi na urodziny, a na nogi ubrałem białe Converse’y. 
Tu regrades joli (wyglądasz ślicznie) – powiedziała mama, stojąc w progu mojego pokoju.
– Dziękuję, mère (mamo) – uśmiechnąłem się do niej i ucałowałem jej policzek, a następnie ruszyłem do wyjścia z domu. – Będę wieczorem z tatą.
– Dobrze. Uważaj na siebie.
Tak, uważaj na siebie. Szkoda, że nie powiedziała mi tego wcześniej. I nikt mi nie wspomniał, że mój ubiór może na mnie ściągnąć kłopoty. Tylko dlatego, że zadbałem o swój wygląd i jestem drobnej budowy musieli się przyczepić.
– O! Czy to nie nasza nowa, szkolna, francuska dziwka? Mówiłem wam, że to pedał – powiedział jeden z wyższych chłopaków stojących przede mną w toalecie męskiej.
– No miałeś rację. Ty nie masz przypadkiem gej radaru ? – zapytał jeden z nich, na co ja – głupi, głupi, głupi – zachichotałem.
– Coś cię śmieszy, pedale?! – krzyknął by w następnym momencie wycelować swoją pięścią w mój policzek.
Zachwiałem się lekko i upadłem na tyłek. Na moje szczęście równocześnie zadzwonił dzwonek na lekcję.
– Policzymy się jeszcze francuska dziwko – powiedział i zniknął z kumplami za drzwiami.
Nie pozostało mi nic innego jak pozbierać się z ziemi i jak najszybciej stamtąd zniknąć. 


Nikodem

                – Widzimy się jutro wieczorem, tak? – zapytała Sylwia, gdy odprowadziłem ją na przystanek autobusowy.
                – Tak, przyjadę najszybciej jak będę mógł.
                – Zawsze tak mówisz, a potem i tak się spóźniasz – wytknęła mi.
                – Sylwia, doskonale wiesz, że mam obowiązki i zajmuję się młodszym rodzeństwem, i kuzynostwem.
                – A rodzice?
                – Pracują, przecież wiesz.
– To mogli nie płodzić tylu dzieci. Wtedy miałbyś więcej czasu dla mnie – objęła mnie za szyję.
– Nie mów tak. Ja się cieszę, że mam młodsze rodzeństwo – odsunąłem ją od siebie. – Twój autobus jedzie.
– Rzeczywiście – mruknęła. – To do zobaczenia jutro, kochanie – pocałowała mnie krótko w usta.
Gdy autobus zatrzymał się przed nami w środkowym wejściu zobaczyłem znajomą rudą czuprynę.
– Tristan? – zapytałem zdziwiony, widząc go tu o tej porze, w dodatku z podbitym okiem. – Co się stało? – zapytałem jednocześnie, machając Sylwii na pożegnanie. – Wyglądasz okropnie.
– Dzięki… – mruknął, spuszczając głowę.
– Pokaż to paszczydło – powiedziałem i podniosłem jego głowę do góry, oglądając pokaźnego sińca pod lewym okiem. – Nie wygląda to za ładnie – skrzywiłem się. – Kto ci to zrobił?
– To nie jest ważne.
– Jak to nie jest ważne? Musisz to zgłosić dyrekcji albo wychowawcy, bo mniemam, że zrobili ci to w szkole.
– Powiedziałem, że nieważne to nieważne – warknął. – W ogóle to co cię to obchodzi? Nagle zacząłeś być dla mnie miły i interesuje cię co się ze mną dzieje?
Zmarszczyłem brwi.
– Nie tym tonem, młody – ustawiłem go do pionu. – Nie rozmawiasz z kumplem ze szkoły.
– Nie pouczaj mnie! – wyszarpnął się.
– Słuchaj, nie chcesz ode mnie pomocy to nie, ale powiedz chociaż swoim rodzicom, a teraz idź do mojego taty i poproś o torbę z lodem, bo jak ci to oko spuchnie jeszcze bardziej to nie będziesz na nie nic widział – powiedziałem i bez słowa ruszyłem w stronę domu.
Nie będzie mi gówniarz pyskował. Proponuję mu pomoc, a ten z mordą na mnie. O nie, tak nie pozwolę się traktować.
Gdy wszedłem do domu od progu powitał mnie odgłos głośnych śmiechów i pisków. Uśmiechnąłem się pod nosem. Zapewne Filip z Kacprem urzędowali w salonie. Na całym parterze unosił się przyjemny zapach kruszonki co mogło oznaczać, że tato Mikołaj piecze ciasto. Ściągnąłem z nóg sztylpy i poszedłem do kuchni. Na szczęście nie zastałem tam ojca, więc na spokojnie przywitałem się z tatą i usiadłem przy stole pod oknem.
– Masz ochotę na kawałek ciasta, synku? – zapytał tato, krojąc wypiek na kawałki.
– Z wielką chęcią – uśmiechnąłem się.
Po chwili wylądował przede mną talerzyk z wciąż ciepłą szarlotką. Z wielką chęcią wbiłem w nią widelczyk i zakosztowałem cynamonowego smaku jabłek w cieście.
– Czy to Tristan? – zapytał Mikołaj, wyglądając przez okno.
– Tak. Wdał się w małą bójkę i zwiał z lekcji – powiedziałem obojętnym głosem, nie przestając rozkoszować się szarlotką.
– Pójdę po niego – powiedział tato, ściągając fartuch.
Po dziesięciu minutach siedział przede mną rudy piegus. Miał spuszczoną głowę i był cicho jak mysz. Uśmiechnąłem się kpiąco. Teraz siedział cicho, a jeszcze nie całe pół godziny temu był butny jak młody ogierek, którego zabrano od matki.
– Coś to nawyczyniał, Tristan? – tato pokręcił głową, szukając w zamrażarce lodu.
Przesypał trochę do worka i przyłożył chłopakowi do sinego miejsca. Rudy syknął głośno z bólu i odsunął policzek od dłoni Mikołaja.
– No przykro mi, kochany, ale boleć będzie – powiedział tato i ponownie przyłożył worek do opuchlizny. – Potrzymaj go tak przez chwilę – polecił.
Widząc kwaśną minę chłopaka zaśmiałem się pod nosem. Tristan spiorunował mnie wzrokiem.
– Nie śmiej się – burknął pod nosem.
– No właśnie, Nikodem. Nie śmiej się. Mam ci przypomnieć co ty żeś wyprawiał jak byłeś w liceum? – pogroził tato i postawił przed piegusem talerz z szarlotką. – To na osłodę – uśmiechnął się do chłopaka.
– Dziękuję – powiedział rudy, odkładając worek na stół i chwytając za widelec.
Jemu również zasmakowały przysmaki mojego taty, bo zajadał się szarlotką aż mu się uszy trzęsły.
– Gdzie jest ojciec? – zapytałem z nudów.
– Tu jestem – odezwał się mój rodziciel, stając w drzwiach kuchni.
Skrzywiłem się i spojrzałem za okno. Ojciec usiadł naprzeciwko mnie, obok Tristana, i oparł się wygodnie o krzesło.
– Czy dla mnie też znajdzie się kawałek ciasta – zapytał taty Mikołaja.
– Oczywiście – powiedział i również przed nim postawił kawałek.
– Kocham cię – rodzice pocałowali się.
Tristan chyba poczuł się zakłopotany w tej sytuacji, ale nie dał tego po sobie poznać.
– Nikodem, może weź Tristana na górę i zagrajcie na konsoli – powiedział ojciec. – Możesz wyciągnąć również Maćka z pokoju.
– Oczywiście, ojcze – powiedziałem z przekąsem, na co Błażej zacisnął zęby i spojrzał na mnie z piorunami w oczach, ale nie przejąłem się tym. – Idziesz Tristan? – zapytałem, wstając od stołu i przeciągając się.
– Tak, dziękuję za szarlotkę – powiedział w stronę taty Mikołaja, po czym ruszył za mną na górę.


Tristan

Na górze dołączył do nas Maciek. Chłopaki rozsiedli się przed telewizorem, włączyli konsolę i naszykowali gry.
A ty w co chcesz zagrać? zapytał mnie Maciek z uśmiechem, gdy ustalił coś z bratem.
Ja nie będę grać, dziękuję – powiedziałem cicho, siadając w rogu łóżka.
Podciągnąłem kolana pod brodę i oparłem o nie głowę. Nikodem zerknął na mnie z ukosa, po czym odwrócił się do brata i zaczęli grę. W mojej głowie wciąż kołatały się nieprzyjemne słowa chłopaków ze szkoły. Francuska dziwka. To bolało prawie tak jak miejsce po uderzeniu. Pociągnąłem cicho nosem i rękawem starłem łzę, która spłynęła mi po policzku. Przymknąłem oczy, chcąc się jakoś uspokoić. W ten sposób nie zauważyłem nawet kiedy zasnąłem.


***

Obudziłem się, gdy poczułem lekkie szturchnięcie w ramię. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Nikodema, który siedział na brzegu łóżka. Zagraconego łóżka. Cały pokój prosił się o sprzątanie, ale to nie był mój interes. Gdy niepewnie podciągnąłem się do pionu okazało się, że leżałem pod przykryciem.
Wydawało mi się, że potrzebujesz troszkę snu, młody, więc cię nie budziłem wcześniej, ale za chwilę będzie obiad.
Kiwnąłem niepewnie głową i dotknąłem lekko bolącego policzka, krzywiąc się przy tym.
Merci…(dziękuję)
W porządku. Słuchaj, zanim pójdziemy na dół może jednak chciałbyś mi powiedzieć co się stało? Wiem, że nie raz dobrze jest się wygadać.
Zerknąłem na niego niepewnie. Zrobiło mi się głupio, bo chłopak chciał być miły, a ja zachowałem się jak prostak. Nie powinienem tak go oceniać i warczeć na niego.
Ja przepraszam za wcześnie. Było mi przykro.
Okay. A było ci przykro bo…?
Bo ubrałem się dziś ładnie, a takich trzech chłopaków w szkole złapało mnie w toalecie i zwyzywało. Powiedzieli, że jestem pedałem, a potem jeszcze mnie uderzyli i wyzywali od… salope française…(francuska dziwka)  powiedziałem, czując jak warga zaczyna mi drżeć.
Od czego?
Od francuskiej dziwki – powiedziałem i zapłakałem głośno.
Ej, młody, nie płacz. Rozumiem, że to było niemiłe, ale…
Ty nic nie rozumiesz! Jestem tu nowy, obcy, wciąż się muszę uczyć, chodzę do klasy wyżej przez co patrzą na mnie jak na kogoś wywyższającego się. Nikt mnie nie lubi, a do tego zyskałem miano pedała i dziwki. Przyjazd tu nie miał tak wyglądać – powiedziałem i rozpłakałem się na dobre.
Nikodem westchnął cicho, a po chwili mogłem poczuć jak jego ramiona obejmują mnie w lekkim uścisku.
Wiem, że dzieciaki nie zawsze są tolerancyjne. Trzeba czasu by każdy dojrzał. Zanim znalazłem w liceum przyjaciół wiesz ile razy się z kimś pobiłem? Za to, że jeżdżę konno, że mam dwóch ojców. Nie raz mi dokuczano i nie raz, nie dwa wdawałem się w bójki. Potrzeba było ładnych kilku awantur i siniaków bym zmądrzał ja i by zmądrzeli inni. Rozumiem, że ci ciężko. Nowe miejsce, inny język, okolica, dom, nowa szkoła, brak przyjaciół no i brata, prawda?
Oui. (tak) Jego mi najbardziej brakuje – burknąłem w jego koszulkę.
Ta, ale mimo to nie możesz się poddawać. No i co najważniejsze, dawać się bić – powiedział stanowczo.
Ale ja nie umiem się bić.
– I nie musisz. Po prostu porozmawiaj z rodzicami. Oni na pewno ci pomogą.
Pokręciłem głową.
Młody, to konieczne – powiedział, odsuwając mnie lekko od siebie.
Nie chcę ich martwić. Wiem, że gdy tato się dowie o tym będzie mu przykra.
Chłopak zachichotał.
Co?
Nie mówi się przykra tylko przykro.
Będzie mu przykro. Nie chcę by zmieniał zdania i rezygnował ze swojej pracy w Polsce ze względu na mnie.
Słuchaj, na pewno tak nie będzie, a za to ty otrzymasz pomoc. Powiedz swoim rodzicom. Bo jak nie, to ja to zrobię.
Na te słowa kiwnąłem niemrawo głową, ale i tak wiedziałem, że tego nie zrobię. Wolałem się jednak już nie kłócić.
No, zuch chłopak. A teraz chodź na obiad, a potem możemy obejrzeć jakiś film, piegusie – powiedział czochrając moje włosy. – Tylko nie przyzwyczajaj się. Dziś jestem miły, bo poszkodowanym się nie dokucza. Jutro wrócę stary ja – powiedział, puszczając mi oczko i wyszedł z pokoju.

***

Co się stać mojemu synka? – zapytała mama, gdy tylko wszedłem do domu z tatą.
Też chciałbym to wiedzieć, ale notre fils a décidé de mensonge.(nasz syn postanowił kłamać)
Nie kłamię, mówię prawdę. To był wypadek. Chłopak nie zauważył mnie i uderzył drzwiami w twarz. Każdemu się mogło zdarzyć! – powiedziałem lekko podenerwowany.
Co zadziwiające powiedziałem to bez żadnego potknięcia.
I ty myślisz, że ci uwierzę? Tristan, możesz mi powiedzieć o wszystkim – powiedział tato zmartwiony.
Mama również nie wyglądała na pocieszoną.
Ale to jest prawda. To był wypadek.
No dobrze. Napisze dziś do. Może jemu coś powiesz – powiedział tato, całując mnie w czoło i wyszedł do salonu.
Westchnąłem ciężko, posyłając jeszcze pocieszający uśmiech mamie, a potem poszedłem do swojej spinalni, mając nadzieję na lepsze jutro.


***


Oczywiście były to tylko moje marzenia. Andrzej, Sylwek i Krzysiek udowodnili mi to już następnego dnia, grzecznie się przedstawiając, a następnie, zostawiając po sobie kolejnego siniaka.
Tym razem jednak siedziałem na lekcjach do końca, a po ich zakończeniu ruszyłem do drogerii by kupić sobie jakiś puder. Coś czułem, że będzie mi bardzo potrzebny. 


Nikodem

                Obudziło mnie lekkie potrząsanie za ramię. Mam bardzo płytki sen, więc nie trudno mnie obudzić. Pokręciłem nosem jak to miałem w zwyczaju i otworzyłem oczy. W pokoju panowała ciemność, ale bez problemu rozpoznałem twarz swojego brata klęczącego koło mojego łóżka.
                – Filip? – mruknąłem zachrypniętym głosem. – Co ty tu robisz, braciszku? – podniosłem się na łokciu.
                – Mogę z tobą spać? – zapytał szeptem.
                – Pewnie, ale dlaczego? – podniosłem młodego z ziemi i posadziłem na łóżku.
                Zerknąłem na zegarek w telefonie. Była druga w nocy.
                – Dlaczego nie śpisz u siebie? – zapytałem, kładąc się z powrotem i przykrywając brata kołdrą.
                – No bo Maciek cały czas esemesuje ze swoim chłopakiem i chichocze co chwilę, i świeci mi telefonem po oczach – poskarżył się.
                – Oj, jutro z nim porozmawiam, a teraz śpij już, bo rano będziesz znowu marudził – powiedziałem, przytulając brata do siebie.
                Filipek zasnął chwilę później. Upewniwszy się, że młody zasnął po cichu wstałem z łóżka i udałem się do pokoju obok. Gdy wszedłem do środka zobaczyłem, że rzeczywiście Maciek leży w łóżku z telefonem w ręce. Nie zwracał uwagi na nic innego poza swoim telefonem. W tamtej chwili byłem zmęczony i rozespany, więc dość szybko straciłem cierpliwość. Rozeźlony podszedłem do łóżka brata i wyrwałem mu telefon z ręki. Maciek nagle oprzytomniał i poderwał się do siadu.
                – Hej! – krzyknął, za co od razu go uciszyłem. – Oddawaj to! – zażądał.
                – Dostaniesz go rano, a teraz do spania – nakazałem.
                – Przestań mi rozkazywać! Nie jestem twoim podwładnym.
                – Ale jesteś moim bratem. Zauważyłeś w ogóle, że Filipa nie ma w pokoju?
                – Przecież śpi w… – spojrzał w stronę łóżka Filipa, ale gdy go tam nie zobaczył przeniósł wzrok na mnie.
                – Filip jest u mnie. Nie mógł spać, bo mu przeszkadzałeś. Tak nie może być, Maciek. Ja wiem, że jesteś zakochany, ale miej na uwadze to, że dzielisz pokój z młodszym bratem, który ma dopiero siedem lat.
                – Wiem przecież – burknął. – Oddasz mi telefon?
                – Tak, ale rano. Idź spać – powiedziałem, po czym opuściłem pokój, zamykając za sobą drzwi.
                Wróciłem do swojej sypialni gdzie aktualnie spał Filipek. Odłożyłem komórkę Maćka na szafkę i z pomrukiem ulgi położyłem się koło barta. Niedługo później zasnąłem.


***


– Nikodem, wstawaj!
                Do mojego pokoju z samego rana wparował ojciec. Poruszyłem się wyrwany ze snu i otworzyłem oczy. Byłem okropnie niewyspany po dzisiejszej nocy, a ojciec jak zwykle pewnie zaplanował mi już cały dzień.
– Ciszej – mruknąłem, przecierając oczy.
– Wyglądasz jakbyś miał kaca. Przyznaj się, piłeś wczoraj wieczorem.
Parsknąłem śmiechem. Skąd on te wszystkie wnioski wyciąga?
– Ciekawe kiedy miałbym pić. Przecież planujesz mi dzień co do sekundy. I bądź ciszej, bo Filip śpi – powiedziałem, wskazując na braciszka.
– A co on tu robi?
– Zapytaj Maćka, może ci się przyzna – powiedziałem, wstając z łóżka i podchodząc do szafy. – Będziesz tu tak stał i przyglądał mi się jak będę się przebierał? – spojrzałem na ojca.
– Pospiesz się. Trzeba wypuścić konie na pastwisko – oznajmił i wyszedł z pokoju.
Ziewnąłem szeroko i zacząłem się przebierać. Wsunąłem na tyłek czarne bryczesy i założyłem granatową koszulkę w serek. Wziąłem jeszcze swoją czarną bluzę zakładaną przez głowę i opuściłem pokój, zostawiając Filipa w łóżku. Zszedłem do kuchni skąd wziąłem do ręki jabłko i poszedłem do przedpokoju. Chwyciłem jabłko zębami i założyłem buty, a następnie bluzę. Na zewnątrz unosiła się lekka mgła i było bardzo wilgotno. Przeczesałem swoją rozczochraną czuprynę ręką i skierowałem się do stajni. Najpierw poszedłem się przywitać ze swoim ogierem i poczęstować go kawałkiem jabłka. Łakomczuch najchętniej zjadłby całe, ale ja również byłem głody. Spojrzałem na Spota, który stał obok w boksie. Wyciągał śmiesznie głowę, chcąc dosięgnąć mojej dłoni, w której trzymałem jabłko. Zaśmiałem się krótko i postanowiłem jednak odstąpić mu swój kawałek jabłka.
– Dobra, czas was wypuścić – mruknąłem do siebie.
Wypuściłem wszystkie konie z wyjątkiem ogierów.
– Przykro mi, Spot, ale twój pan zastrzegł sobie by cię nie wypuszczać – pogłaskałem konia po pysku. – A ciebie wezmę do lasu, ale to później – zwróciłem się do swojego konia.
„Chyba mi bije” – pomyślałem. – „Zaczynam gadać ze zwierzętami”. Gdy wróciłem do domu cała rodzina była już na nogach. Nie mieliśmy w zwyczaju długo spać. Tato krzątał się po kuchni, przygotowując śniadanie dla Filipka i Maćka. Ojciec siedział przy stole, popijając kawę i czytając gazetę, a Maciek znowu wlepiał gały w swój telefon.
– Jak to jest, że jeszcze nie dostał szlabanu? – zapytałem, krzyżując ręce na piersi i głową wskazując na Maćka.
Ojciec podniósł na mnie wzrok.
– Porozmawialiśmy i Maciek przeprosił za swoje zachowanie i obiecał, że taka sytuacja się więcej nie powtórzy.
– Ta, jasne – mruknąłem.
– Nikodem, daj sobie już spokój. Tato Błażej jest po mojej stronie – powiedział Maciek, wystawiając mi język. – A, i powiedział, że mam cię nie słuchać jak znowu zaczniesz mi rozkazywać.
Zagotowało się we mnie.
– Chłopcy uspokójcie się – wtrącił się tato Mikołaj. – Nie kłóćcie się przy Filipku.
Wbrew temu co powiedział tato nie wytrzymałem i wybuchnąłem.
– Super! Robię wszystko o co mnie poprosicie, ale gdy to ja liczę na ukaranie brata, bo źle postąpił to wszyscy mają to głęboko w poważaniu.
– Nikodem, uspokój się – ojciec podniósł się z krzesła.
– Nie! – krzyknąłem. – Jakbyście nie zauważyli to robię dla was wszystko. Prawie każdą wolną chwilę spędzam na opiece nad braćmi czy kuzynostwem. Ja nie mam już prawie żadnego życia prywatnego, a mam dwadzieścia lat!
– Mam dość! Nie będę tego więcej słuchał i żeby mi to było ostatni razy, gdy traktujesz rodzinę jak kartę przetargową.

Warknąłem rozwścieczony i wyszedłem z kuchni, a następnie z domu. Najbardziej żal mi było Filipka, który musiał słuchać tego wszystkiego. Nie chciałem by pomyślał sobie, że już go nie kocham i nie chcę z nim spędzać więcej czasu. Westchnąłem ciężko i poszedłem do stajni po konia. W tamtej chwili był dla mnie jedyną istotą, która w jakimś stopniu mogła mi pomóc.

9 komentarzy:

  1. Cudne to opowiadanie:-) i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Bardzo jestem ciekawa co kieruje Błażejem ze tak traktuje swoje dziecko (momentami jest to aż kuriozalne) gdzie się podział ten czuły i odpowiedzialny Błażej? Brakuje mi też bardziej stanowczej reakcji Mikołaja. Martwię się o Tristana i to co będzie się dalej działo w szkole...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to się stało, że Błażej jest takim dupkiem ? Nawet na biednego szczeniaka warczał. Traktuje Nikodema trochę jak służącego. No cóż może Mikołaj się obudzi i zrobi wreszcie z nimi porządek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Błażej mnie deneruje. Co Nikodem mu takiego zrobił, że tak go traktuje?

    No cóż, przeczytane, więc mogę iść do szkoły :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tez sie zastanawiam dlaczego Mikolaj jeszcze nie porozmawial z Blazejem. I co zrobil Nikodem, ze go tak traktuje. To ze jest bi raczej nie jest problemem. Bo sam przeciez jest z facetem. Moze chodzi o ta jego dziewczyne ,,sliwke"? Nie rozumiem czasami niektorych rodzicow. Dzieci sie staraja, chca dobrze, a rodzice traktuja ich okropnie. Ja na miejscu Nikodema bym pekl i bym zwyzywal tego Blazeja, jeszcze na Mikolaja bym wszystko zrzucil. Oczywiscie potem byloby mi przykro za Mikolaja, no ale czego sie nie robi w zlosci. Wiecej akcji przynajmniej bedzie jak mlody w koncu peknie.
    Na razie, mam nadzieje, ze nie stracicie zapalu - opowiadanie jest niezle. Pod wzgledem nawet poprawnego pisania mi sie podoba. Bledy nie rzucaja sie az tak w oczy. Chociaz znajac moja nature, to cos mi sie nie spodoba i bede marudzil. Chyba wiadomo, co mi sie nie podoba najbardziej w opowiadaniach. Na razie ocena to - 8! Czekam na ciekawe rozwiniecie fabuly!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzy razy - ,,nie podoba, podoba mi sie" napisalem. Koszmar

      Usuń
  5. Podoba mi się;) czekam co będzie dalej;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No, mnie też zainteresowała motywacja Błażeja. To musi być czymś podszyte. Tristan zachowałby się już bardziej męsko, gdy poskarżył się rodzicom, niż wszystko zatajał. Mam nadzieję, że poziom testosteronu mu jeszcze wzrośnie, bo to przecież BL, a nie klasyczny romans xD
    "Gdy tylko do niej doszedłem od razu usłyszałem głos Nikodema" - brak przecinka po "doszedłem"
    "Jakbyście nie zauważyli to robię dla was wszystko" - brak przecinka po "zauważyli"
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  7. Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie :)
    Och, jakbym chciała już przeczytać następny rozdział :)
    Współczuję Tristianowi, że ma takie problemy w szkole, ale może dzięki nim zbliży się do Nikodema, co w sumie już się dzieje.
    Jak w pierwszym opowiadaniu lubiłam Błażeja tak teraz mnie denerwuje, nie rozumiem jak może tak traktować Nikodema i faworyzować jednego z synów, nie rozumiem tego, wszyscy powinni być kochani tak samo. Drażni mnie również postawa Mikołaja, który niby wstawia się za Nikodemem, ale nie umie przemówić do rozsądku Błażejowi.
    Nie podoba mi się dziewczyna Nikodema, taka pusta lala.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    och Nikodem miły, czemu Teistian nie chce powiedzieć prawdy rodzicom... czemu ich nie traktuje jednakowo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)