Dziękujemy za wszystkie komentarze!
Spotted Love
Rozdział 2
Tristan
Mama
skrzywiła się nieznacznie. Wciąż nie radziła sobie z językiem, ale dzielnie nie
poddawała się. Kocham ją i tatę z całego serca. Tylko dlatego tu teraz jestem.
– Było dobrze…
– powiedziałem cicho, nie
chcąc się tłumaczyć i przysparzać zmartwień rodzicom.
To, że miałem problemy już
pierwszego dnia i nikt mnie nie polubił nie oznaczało, że musieli o tym
wiedzieć. Mieli własne problemy na głowie. Adaptacja w nowym miejscu, bariera
językowa mamy, nowa praca taty, koszty przeprowadzki oraz fakt, że mieszkanie
jest dość małe, a we wrześniu, po zakończeniu studiów miał do nas dołączyć mój
brat ze swoją narzeczoną. Mieli dość problemów na głowie.
– Jesteś
pewien?
– Oui,
oui (tak,tak).
***
Następnego dnia po szkole
znów pojechałem się zobaczyć z moim koniem jak i spędzić troszkę czasu z
panem Mikołajem i jego rodziną. Mężczyzna obiecał mi pomóc w nauce Polskiego. Po
dotarciu na miejsce pokazałem się najpierw w kawiarni.
– O, Tristan! –
powiedział z uśmiechem mężczyzna choć wyglądał na smutnego i zmęczonego.
– Dzień dobry.
Nie wygląda pan… Ee… Jak to powiedzieć? Zdrowo? – zapytałem niepewnie.
– Zwykle się
mówi, że ktoś nie wygląda najlepiej, słońce. I możesz mi mówić po imieniu. Samo
Mikołaj wystarczy.
– Dołączam się
do Miko. Ja jestem Konrad, a nie żaden tam pan i mój kochany szwagrze możesz mi
powiedzieć gdzie mam ustawić te pełne ciasteczek blaszki? – zapytał, a mi na widok
tych pyszności pociekła ślinka.
– Postaw je tu,
a ja zaraz je wyłożę na wystawę – powiedział Mikołaj, sięgając po kilka i pakując
je do woreczka, a następnie podając mi.
– Masz,
kochany, zjedz sobie kilka. Do obiadu jest jeszcze sporo czasu, więc mała
przekąska ci nie zaszkodzi.
–
Oh, merci!(dziękuję) – powiedziałem z uśmiechem i wyszedłem z
budynku, kierując się w stronę stajni.
Gdy tylko do niej doszedłem
od razu usłyszałem głos Nikodema.
– Sylwia!
– No co? Taka
prawda, śmierdzi tu. Mieliśmy iść do kina. Jesteś moim chłopakiem, czy nie?
Rozumiem, że się pokłóciłeś z ojcem i nie możesz zatrzymać tego kundla, ale to
nie znaczy, że masz oczekiwać ode mnie, że ja go wezmę. Tym bardziej nie
oczekuj ode mnie, że będę się dobrze czuła wśród tych kobył. Ja nie lubię koni
i zwierząt, ty tak.
Wszedłem niepewnie do
środka.
– Dzień do… Ojej!
– wykrzyknąłem z szerokim uśmiechem, gdy podbiegła do mnie mała, czarna kulka.
Psiak zaszczekał wesoło,
merdając ogonkiem. Kucnąłem, na co maluch od razu zareagował i zaczął skakać.
Jego brudne łapki ubrudziły mi spodnie, ale nie przejąłem się tym. Podniosłem
go lekko do góry, a szczeniak sprzedał mi soczystego buziaka. Zachichotałem.
– Fuj!
Spojrzałem w stronę
dziewczyny, a raczej powinienem powiedzieć filetowej śliwki. W jej garderobie
dominował fiolet i róż. To było straszne i oślepiające.
– Nicodème, to
twój piesek? – zapytałem, nie umiejąc wypowiedzieć jego imienia bez francuskiego
akcentu.
– Nie,
znalazłem go wczo… dzisiaj nad jeziorem – poprawił się. – Nie mam go komu oddać, a sam nie mogę go zatrzymać, bo
Filip ma alergię.
Słysząc to moje oczy się
zaświeciły.
– Może ja go
wezmę? Proszę! Z chęcią to zrobię!
– Serio?
– Oui!(tak) Jest śliczny i puchaty –
powiedziałem, na co chłopak uśmiechnął się do mnie ciepło. Pierwszy raz odkąd
go poznałem.
– Skoro
chcesz.
– O,
to skoro problem się rozwiązał to może chodźmy już do tego kina.
Chłopak
skrzywił się na słowa śliwki.
– Wybacz,
ale dziś nie dam rady. Obiecałem tacie, że będę na obiedzie – powiedział, po
czym odwrócił się w moją stronę. – Przyszedłeś do Spota, młody? Chodź, zobaczę
jak jeździsz nim mój ojciec do ciebie przyjdzie. Jak będziesz miał trening
przypilnuję psiaka. Pasuje?
Przytaknąłem
szczęśliwy i trochę… zauroczony? Zauroczony uśmiechem oraz delikatną postawą,
którą Nikodem w tamtym momencie przedstawiał. To było miłe, nawet jeśli tylko
chwilowe…
Nikodem
Nie mogłem, po prostu nie mogłem być dla niego
niemiły w tamtym momencie. W końcu chłopak wyświadczył mi wielką przysługę,
zgadzając się zaopiekować uratowanym szczeniakiem.
– Sprężaj się, młody. Nie mam całego dnia –
powiedziałem, opierając się o drzwiczki boksu.
– Staram się! – powiedział zdyszany, skacząc wokół
konia, czyszcząc go.
– Czyścisz go już prawie dwadzieścia minut. Nie
uważasz, że już lśni czystością? – zapytałem, wzdychając.
– Ale muszę mu jeszcze wyczyścić kopita.
– Co? – zapytałem, nie rozumiejąc. – Co musisz mu
wyczyścić?
– Kopita – spojrzał na mnie z trochę niepewną miną.
Zaśmiałem się i pokręciłem głową.
– Nie kopita tylko kopyta – poprawiłem go. – I lepiej
idź już po swój sprzęt. Ja mu wyczyszczę te kopyta – powiedziałem, zabierając
kopystę, leżącą w pudełku i wchodząc do boksu.
Tristan kiwnął głową i pobiegł po sprzęt do jazdy. Pokręciłem
tylko głową i podszedłem do konia. Poklepałem go po szyi i schyliłem się po
jego nogę. W czasie, gdy ja czyściłem kopyta Spota, Tristan dotaskał się tu ze
swoim sprzętem. Przerzucił siodło przez drzwiczki i z ogłowiem w ręku wszedł do
środka. Nagle jednak zaprzestał wszelakich ruchów. Ponieważ byłem w pozycji wypiętej na niego, odwróciłem głowę by
zobaczyć co się stało. Okazało się, że chłopak stał naprzeciwko mojego tyłka i
wpatrywał się w niego jak zaczarowany. Parsknąłem śmiechem i wyprostowałem się.
– Mam brudny tyłek? – zapytałem, wyrywając go z
letargu.
Chłopak ocknął się i spłonął rumieńcem, co jeszcze
bardziej uwydatniło jego piegi.
– Nie, nie! Po prostu… – odchrząknął i nie kończąc
podszedł do konia i założył mu uzdę.
– No nie mów mi, że gustujesz w chłopakach –
zaśmiałem się, opierając się plecami o ścianę boksu i przyglądając się uważnie
Francuzowi.
Chłopak spłonął jeszcze większym rumieńcem. Teraz
jego twarz zlewała się z kolorem jego włosów. Widząc jego reakcję i brak odzewu
z jego strony spoważniałem. W boksie zapadła niezręczna cisza. Tristan
spokojnymi ruchami głaskał konia po pysku, a ja nie przestawałem mu się
przyglądać.
– No nie żartuj sobie – odezwałem się.
– Ja… Ja nie wiem jeszcze. Może… Przeszkadza ci to? –
zapytał, spoglądając na mnie.
Parsknąłem śmiechem.
– Jak mogłoby mi to przeszkadzać? Moimi rodzicami są
dwaj mężczyźni. Nietaktem z mojej strony byłoby gdyby mi to przeszkadzało. Z
resztą sam jestem bi – wyszczerzyłem się, na co chłopak otworzył szeroko oczy.
Zaśmiałem się i podszedłem do drzwiczek by zabrać z
nich zielony czaprak i białą podkładkę pod siodło z obszytym dookoła białym
futerkiem. Zarzuciłem czaprak i podkładkę na grzbiet konia, po czym dołączyłem
do tego jeszcze siodło. Dopiąłem do siodła wytok i przeszedłem na drugą stronę,
obok Tristana, by zapiąć skokowy popręg.
– Hej, rozchmurz się, piegusie – trąciłem go łokciem.
– Teraz przynajmniej wiem, że jest ktoś komu podoba się mój tyłek – zaśmiałem
się by rozluźnić atmosferę.
Chłopak
uśmiechnął się pod nosem, ale nie skomentował.
– No dobra, gotowe. Zakładasz coś jeszcze? –
zapytałem.
– Jeszcze ochraniacze.
– No to zakładaj i idziemy na halę – powiedziałem i
wyszedłem z boksu.
W tym samym momencie do stajni wszedł mój ojciec.
Czarny szczeniak, który do tej pory bawił się w sianie, podbiegł do niego i
zaczął koło niego skakać. Ojciec olał go i ruszył w moją stronę.
– Widziałeś Tristana? – zapytał sucho.
– Siodła konia – odpowiedziałem beznamiętnie.
– Dobrze. Idź z Kacprem do Twitty’ego – polecił.
Nie odpowiedziałem. Po prostu oddaliłem się, wołając
za sobą szczeniaka. Wujek Konrad stał z Kacprem na rękach przy boksie konia.
Młody głaskał Twitty’ego po chrapach. Twitty był wałachem rasy Clydesdale. Był
największym koniem na stajni, a jako swojego ludzkiego kumpla upatrzył sobie
najmłodszego członka naszej rodziny. Mały Kacper był wręcz zakochany w naszym
stajennym grubasku, który zazwyczaj ciągnął bryczkę na dożynkach lub sanie na
Mikołajki.
– Cześć, młody – poczochrałem kuzyna po włosach. –
Masz ochotę na przejażdżkę?
– Tak! – wykrzyknął i wyrwał się tacie z ramion.
Konrad uśmiechnął się tylko i puścił synka, który
pobiegł do siodlarni po szczotki.
– Nikodem, dziękuję ci, że zajmiesz się nim. Proszę
uważaj na niego.
– Nie ma sprawy – uśmiechnąłem się, po czym poszedłem
za Kacprem do siodlarni.
Tristan
– Na
dziś koniec, Tristan. Poszło ci naprawdę dobrze – powiedział pan Błażej, gdy
zsiadłem ze Spota.
–
Dziękuję.
Mężczyzna
uśmiechnął się miło, a wokół jego oczu pojawiły się lekkie zmarszczki. Odprowadziłem
konia do boksu i odwróciłem się z powrotem w stronę pana Błażeja, gdy odezwał
się do mnie.
– Radzisz
sobie z językiem coraz lepiej. A jak w szkole? – zapytał, na co ja wzruszyłem
ramionami.
– Dobrze.
Choć jeszcze nie poznałem zbyt wiele osób – powiedziałem wymijająco,
rozbierając jednocześnie konia.
Chciałem
coś jeszcze dodać, ale do naszych uszu dobiegł szczek psiaka oraz śmiech
Kacpra.
– Nikodem,
chyba mówiłem ci coś o tym psie! – krzyknął pan Błażej.
– Tak
właściwie, proszę pana to ce petit chien (ten mały piesek), jest mój. Znaczy… ten piesek – powiedziałem,
chcąc jakoś załagodzić sytuację.
Zdążyłem
zauważyć, że pan Błażej i Nikodem nienajlepiej się dogadują. Ciężko było
mi to zrozumieć, bo ja miałem bardzo dobry kontakt z rodzicami.
–
Nikodem mówił, że go znalazł, a nie może go zatrzymać, bo Filip ma uczo… uczy…
– Uczulenie,
piegusie – powiedział chłopak z uśmiechem.
Widząc, że pan Błażej ma zamiar
upomnieć syna, wyprzedziłem go.
–
To nic. On tak zawsze. Najwyraźniej mnie lubi – powiedziałem, wystawiając język
do Nikodema.
–
To ty zjadałeś mój tyłek wzrokiem – powiedział, na co zaśmiałem się.
– Sprawdzałem
tylko czy nie jesteś konkurencją dla mon cul ( dosł. mojej pupci).
– Dla
czego?
–
Dla mojej pupy – powiedziałem w zabawny sposób, zerkając na swoje pośladki co
od razu rozluźniło atmosferę.
–
Aleś ty bezczelny, ale niech będzie. Masz zgrabny tyłek. Chyba moja dziewczyna
nawet nie ma takiego – powiedział chłopak, na co spłonąłem rumieńcem, a pan
Błażej pierwszy raz spojrzał na swojego syna łagodnie.
–
Nikodem, nie przy dziecku.
– Ach,
zapomniałem, że to młodzik i do tego virgin (prawiczek).
Sapnąłem
zażenowany.
– Miałem
na myśli Kacperka, ale masz rację – powiedział, uśmiechając się żartobliwie
przez co wyglądali z Nikodemem identycznie.
Westchnąłem
tylko, biorąc szczeniaczka na ręce i ruszając w stronę wyjścia ze stajni.
– Hommes… (mężczyźni)
***
–
Był dzisiaj naprawdę miły i mogłem zabrać szczeniaczka. A potem zabrał mnie na
przejażdżkę po okolicy. Rozmawiał ze mną i… – rozmawiałem z bratem.
Byłem
tak nakręcony, że problemy z językiem choć na chwilę zniknęły.
– Tristan,
zwolnij troszkę. Frère
(bracie), za szybko – powiedział ze śmiechem mój brat. – Rozumiem, że Nikodem ci
się podoba, ale…
–
Co?! Nie podoba mi się! Skąd ten pomysł?
– Bo
o nikim innym nie mówisz tylko o nim. O niczym innym nie mówisz tylko o tym, co
robiliście albo co on zrobił, więc…
– Nikodem
mi się nie podoba. To tylko kolega. Poza tym nie wiem nawet czy podobają mi się
mężczyźni – powiedziałem cicho.
Prawda
jednak była taka, że wiedziałem, że jestem gejem, ale czasem bałem się
powiedzieć o tym głośno w domu. Wiedziałem, że rodzice to zaakceptują, ale
wiedziałem również, że nie polubią tego, więc nie uśmiechało mi się mówić o tym
głośno. Mój brat westchnął.
– Tristan,
fere (bracie), nie oszukuj się. Dobrze wiemy, że podobają ci się
mężczyźni i nie ma w tym nic złego.
– Może
i nie, ale zauroczenie Nikodemem będzie już czymś złym – powiedziałem cicho. –
Muszę już kończyć, odezwę się jutro.
– Ej!
Poczekaj! Nie uciekaj i poro…
– Bonne
nuit (dobranoc) –
szepnąłem i rozłączyłem się, zamykając w swoich przemyśleniach.
***
Nie
przespałem pół nocy, ale w końcu zdecydowałem. Nie będę się przejmować innymi i
powiem głośno. Jestem gejem. Znaczy, głośno w głowie. Na zewnątrz nigdy jakoś
się ze swoją orientacją nie kryłem, ale w domu… Dlatego miałem w planach to
zmienić. W międzyczasie chciałem również spróbować się zbliżyć do Nikodema
dlatego rano zajęło mi trochę czasu wybranie stroju. Zdecydowałem się w końcu
na dopasowane, jasnobrązowe rurki oraz biały sweter. Dość szeroki z wąskimi rękawami,
pokazujący moje obojczyki. Na nadgarstek nałożyłem srebrny zegarek który mój
brat kupił mi na urodziny, a na nogi ubrałem białe Converse’y.
– Tu
regrades joli (wyglądasz ślicznie)
– powiedziała mama, stojąc w progu mojego pokoju.
– Dziękuję,
mère (mamo) –
uśmiechnąłem się do niej i ucałowałem jej policzek, a następnie ruszyłem do
wyjścia z domu. – Będę wieczorem z tatą.
– Dobrze.
Uważaj na siebie.
Tak,
uważaj na siebie. Szkoda, że nie powiedziała mi tego wcześniej. I nikt mi nie
wspomniał, że mój ubiór może na mnie ściągnąć kłopoty. Tylko dlatego, że
zadbałem o swój wygląd i jestem drobnej budowy musieli się przyczepić.
– O!
Czy to nie nasza nowa, szkolna, francuska dziwka? Mówiłem wam, że to pedał –
powiedział jeden z wyższych chłopaków stojących przede mną w toalecie męskiej.
–
No miałeś rację. Ty nie masz przypadkiem gej radaru ? – zapytał jeden z nich,
na co ja – głupi, głupi, głupi – zachichotałem.
–
Coś cię śmieszy, pedale?! – krzyknął by w następnym momencie wycelować swoją
pięścią w mój policzek.
Zachwiałem
się lekko i upadłem na tyłek. Na moje szczęście równocześnie zadzwonił dzwonek
na lekcję.
– Policzymy
się jeszcze francuska dziwko – powiedział i zniknął z kumplami za drzwiami.
Nie
pozostało mi nic innego jak pozbierać się z ziemi i jak najszybciej stamtąd
zniknąć.
Nikodem
– Widzimy się jutro wieczorem, tak? – zapytała
Sylwia, gdy odprowadziłem ją na przystanek autobusowy.
– Tak, przyjadę najszybciej jak będę mógł.
– Zawsze tak mówisz, a potem i tak się spóźniasz –
wytknęła mi.
– Sylwia, doskonale wiesz, że mam obowiązki i zajmuję
się młodszym rodzeństwem, i kuzynostwem.
– A rodzice?
– Pracują, przecież wiesz.
–
To mogli nie płodzić tylu dzieci. Wtedy miałbyś więcej czasu dla mnie – objęła
mnie za szyję.
–
Nie mów tak. Ja się cieszę, że mam młodsze rodzeństwo – odsunąłem ją od siebie.
– Twój autobus jedzie.
–
Rzeczywiście – mruknęła. – To do zobaczenia jutro, kochanie – pocałowała mnie
krótko w usta.
Gdy
autobus zatrzymał się przed nami w środkowym wejściu zobaczyłem znajomą rudą czuprynę.
–
Tristan? – zapytałem zdziwiony, widząc go tu o tej porze, w dodatku z podbitym
okiem. – Co się stało? – zapytałem jednocześnie, machając Sylwii na pożegnanie.
– Wyglądasz okropnie.
–
Dzięki… – mruknął, spuszczając głowę.
–
Pokaż to paszczydło – powiedziałem i podniosłem jego głowę do góry, oglądając
pokaźnego sińca pod lewym okiem. – Nie wygląda to za ładnie – skrzywiłem się. –
Kto ci to zrobił?
–
To nie jest ważne.
–
Jak to nie jest ważne? Musisz to zgłosić dyrekcji albo wychowawcy, bo mniemam,
że zrobili ci to w szkole.
–
Powiedziałem, że nieważne to nieważne – warknął. – W ogóle to co cię to
obchodzi? Nagle zacząłeś być dla mnie miły i interesuje cię co się ze mną
dzieje?
Zmarszczyłem
brwi.
–
Nie tym tonem, młody – ustawiłem go do pionu. – Nie rozmawiasz z kumplem ze
szkoły.
–
Nie pouczaj mnie! – wyszarpnął się.
–
Słuchaj, nie chcesz ode mnie pomocy to nie, ale powiedz chociaż swoim rodzicom,
a teraz idź do mojego taty i poproś o torbę z lodem, bo jak ci to oko spuchnie
jeszcze bardziej to nie będziesz na nie nic widział – powiedziałem i bez słowa
ruszyłem w stronę domu.
Nie
będzie mi gówniarz pyskował. Proponuję mu pomoc, a ten z mordą na mnie. O nie,
tak nie pozwolę się traktować.
Gdy
wszedłem do domu od progu powitał mnie odgłos głośnych śmiechów i pisków.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Zapewne Filip z Kacprem urzędowali w salonie. Na
całym parterze unosił się przyjemny zapach kruszonki co mogło oznaczać, że tato
Mikołaj piecze ciasto. Ściągnąłem z nóg sztylpy i poszedłem do kuchni. Na
szczęście nie zastałem tam ojca, więc na spokojnie przywitałem się z tatą i
usiadłem przy stole pod oknem.
–
Masz ochotę na kawałek ciasta, synku? – zapytał tato, krojąc wypiek na kawałki.
–
Z wielką chęcią – uśmiechnąłem się.
Po
chwili wylądował przede mną talerzyk z wciąż ciepłą szarlotką. Z wielką chęcią
wbiłem w nią widelczyk i zakosztowałem cynamonowego smaku jabłek w cieście.
–
Czy to Tristan? – zapytał Mikołaj, wyglądając przez okno.
–
Tak. Wdał się w małą bójkę i zwiał z lekcji – powiedziałem obojętnym głosem,
nie przestając rozkoszować się szarlotką.
–
Pójdę po niego – powiedział tato, ściągając fartuch.
Po
dziesięciu minutach siedział przede mną rudy piegus. Miał spuszczoną głowę i
był cicho jak mysz. Uśmiechnąłem się kpiąco. Teraz siedział cicho, a jeszcze
nie całe pół godziny temu był butny jak młody ogierek, którego zabrano od
matki.
–
Coś to nawyczyniał, Tristan? – tato pokręcił głową, szukając w zamrażarce lodu.
Przesypał
trochę do worka i przyłożył chłopakowi do sinego miejsca. Rudy syknął głośno z
bólu i odsunął policzek od dłoni Mikołaja.
–
No przykro mi, kochany, ale boleć będzie – powiedział tato i ponownie przyłożył
worek do opuchlizny. – Potrzymaj go tak przez chwilę – polecił.
Widząc
kwaśną minę chłopaka zaśmiałem się pod nosem. Tristan spiorunował mnie wzrokiem.
–
Nie śmiej się – burknął pod nosem.
–
No właśnie, Nikodem. Nie śmiej się. Mam ci przypomnieć co ty żeś wyprawiał jak
byłeś w liceum? – pogroził tato i postawił przed piegusem talerz z szarlotką. –
To na osłodę – uśmiechnął się do chłopaka.
–
Dziękuję – powiedział rudy, odkładając worek na stół i chwytając za widelec.
Jemu
również zasmakowały przysmaki mojego taty, bo zajadał się szarlotką aż mu się
uszy trzęsły.
–
Gdzie jest ojciec? – zapytałem z nudów.
–
Tu jestem – odezwał się mój rodziciel, stając w drzwiach kuchni.
Skrzywiłem
się i spojrzałem za okno. Ojciec usiadł naprzeciwko mnie, obok Tristana, i
oparł się wygodnie o krzesło.
–
Czy dla mnie też znajdzie się kawałek ciasta – zapytał taty Mikołaja.
–
Oczywiście – powiedział i również przed nim postawił kawałek.
–
Kocham cię – rodzice pocałowali się.
Tristan
chyba poczuł się zakłopotany w tej sytuacji, ale nie dał tego po sobie poznać.
–
Nikodem, może weź Tristana na górę i zagrajcie na konsoli – powiedział ojciec.
– Możesz wyciągnąć również Maćka z pokoju.
–
Oczywiście, ojcze – powiedziałem z przekąsem, na co Błażej zacisnął zęby i
spojrzał na mnie z piorunami w oczach, ale nie przejąłem się tym. – Idziesz
Tristan? – zapytałem, wstając od stołu i przeciągając się.
–
Tak, dziękuję za szarlotkę – powiedział w stronę taty Mikołaja, po czym ruszył
za mną na górę.
Tristan
Na górze dołączył do nas Maciek.
Chłopaki rozsiedli się przed telewizorem, włączyli konsolę i naszykowali gry.
– A
ty w co chcesz zagrać? – zapytał mnie
Maciek z uśmiechem, gdy ustalił coś z bratem.
– Ja
nie będę grać, dziękuję – powiedziałem cicho, siadając w rogu łóżka.
Podciągnąłem kolana pod brodę i
oparłem o nie głowę. Nikodem zerknął na mnie z ukosa, po czym odwrócił się do
brata i zaczęli grę. W mojej głowie wciąż kołatały się nieprzyjemne słowa chłopaków
ze szkoły. Francuska dziwka. To bolało prawie tak jak miejsce po uderzeniu.
Pociągnąłem cicho nosem i rękawem starłem łzę, która spłynęła mi po policzku.
Przymknąłem oczy, chcąc się jakoś uspokoić. W ten sposób nie zauważyłem nawet
kiedy zasnąłem.
***
Obudziłem się, gdy poczułem
lekkie szturchnięcie w ramię. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Nikodema, który
siedział na brzegu łóżka. Zagraconego łóżka. Cały pokój prosił się o sprzątanie,
ale to nie był mój interes. Gdy niepewnie podciągnąłem się do pionu
okazało się, że leżałem pod przykryciem.
– Wydawało
mi się, że potrzebujesz troszkę snu, młody, więc cię nie budziłem wcześniej,
ale za chwilę będzie obiad.
Kiwnąłem niepewnie głową i
dotknąłem lekko bolącego policzka, krzywiąc się przy tym.
– Merci…(dziękuję)
– W
porządku. Słuchaj, zanim pójdziemy na dół może jednak chciałbyś mi powiedzieć
co się stało? Wiem, że nie raz dobrze jest się wygadać.
Zerknąłem na niego niepewnie.
Zrobiło mi się głupio, bo chłopak chciał być miły, a ja zachowałem się jak
prostak. Nie powinienem tak go oceniać i warczeć na niego.
–
Ja przepraszam za wcześnie. Było mi przykro.
– Okay.
A było ci przykro bo…?
– Bo
ubrałem się dziś ładnie, a takich trzech chłopaków w szkole złapało mnie w
toalecie i zwyzywało. Powiedzieli, że jestem pedałem, a potem jeszcze mnie
uderzyli i wyzywali od… salope française…(francuska dziwka) – powiedziałem,
czując jak warga zaczyna mi drżeć.
– Od
czego?
– Od
francuskiej dziwki – powiedziałem i zapłakałem głośno.
– Ej,
młody, nie płacz. Rozumiem, że to było niemiłe, ale…
– Ty
nic nie rozumiesz! Jestem tu nowy, obcy, wciąż się muszę uczyć, chodzę do klasy
wyżej przez co patrzą na mnie jak na kogoś wywyższającego się. Nikt mnie
nie lubi, a do tego zyskałem miano pedała i dziwki. Przyjazd tu nie miał tak
wyglądać – powiedziałem i rozpłakałem się na dobre.
Nikodem westchnął cicho,
a po chwili mogłem poczuć jak jego ramiona obejmują mnie w lekkim uścisku.
–
Wiem, że dzieciaki nie zawsze są tolerancyjne. Trzeba czasu by
każdy dojrzał. Zanim znalazłem w liceum przyjaciół wiesz ile razy się
z kimś pobiłem? Za to, że jeżdżę konno, że mam dwóch ojców. Nie raz mi
dokuczano i nie raz, nie dwa wdawałem się w bójki. Potrzeba było
ładnych kilku awantur i siniaków bym zmądrzał ja i by zmądrzeli inni.
Rozumiem, że ci ciężko. Nowe miejsce, inny język, okolica, dom, nowa szkoła, brak
przyjaciół no i brata, prawda?
– Oui. (tak) Jego
mi najbardziej brakuje – burknąłem w jego koszulkę.
– Ta,
ale mimo to nie możesz się poddawać. No i co najważniejsze, dawać się bić –
powiedział stanowczo.
– Ale
ja nie umiem się bić.
–
I nie musisz. Po prostu porozmawiaj z rodzicami. Oni na pewno
ci pomogą.
Pokręciłem głową.
– Młody,
to konieczne – powiedział, odsuwając mnie lekko od siebie.
– Nie
chcę ich martwić. Wiem, że gdy tato się dowie o tym będzie mu przykra.
Chłopak zachichotał.
–
Co?
– Nie
mówi się przykra tylko przykro.
– Będzie
mu przykro. Nie chcę by zmieniał zdania i rezygnował ze swojej
pracy w Polsce ze względu na mnie.
– Słuchaj,
na pewno tak nie będzie, a za to ty otrzymasz pomoc. Powiedz
swoim rodzicom. Bo jak nie, to ja to zrobię.
Na te słowa
kiwnąłem niemrawo głową, ale i tak wiedziałem, że tego nie zrobię. Wolałem
się jednak już nie kłócić.
–
No, zuch chłopak. A teraz chodź na obiad, a
potem możemy obejrzeć jakiś film, piegusie – powiedział czochrając
moje włosy. – Tylko nie przyzwyczajaj się. Dziś jestem miły,
bo poszkodowanym się nie dokucza. Jutro wrócę stary ja –
powiedział, puszczając mi oczko i wyszedł z pokoju.
***
– Co
się stać mojemu synka? – zapytała mama, gdy tylko wszedłem do domu z tatą.
– Też
chciałbym to wiedzieć, ale notre fils a décidé de mensonge.(nasz syn postanowił kłamać)
– Nie
kłamię, mówię prawdę. To był wypadek. Chłopak nie zauważył mnie i uderzył
drzwiami w twarz. Każdemu się mogło zdarzyć! – powiedziałem lekko
podenerwowany.
Co zadziwiające powiedziałem to
bez żadnego potknięcia.
– I
ty myślisz, że ci uwierzę? Tristan, możesz mi powiedzieć o wszystkim –
powiedział tato zmartwiony.
Mama również nie wyglądała na
pocieszoną.
– Ale
to jest prawda. To był wypadek.
– No
dobrze. Napisze dziś do. Może jemu coś powiesz – powiedział tato, całując mnie
w czoło i wyszedł do salonu.
Westchnąłem ciężko, posyłając
jeszcze pocieszający uśmiech mamie, a potem poszedłem do swojej spinalni, mając
nadzieję na lepsze jutro.
***
Oczywiście były to tylko moje
marzenia. Andrzej, Sylwek i Krzysiek udowodnili mi to już następnego dnia,
grzecznie się przedstawiając, a następnie, zostawiając po sobie kolejnego
siniaka.
Tym razem jednak siedziałem na lekcjach do końca, a po ich zakończeniu ruszyłem do drogerii by kupić sobie jakiś puder. Coś czułem, że będzie mi bardzo potrzebny.
Tym razem jednak siedziałem na lekcjach do końca, a po ich zakończeniu ruszyłem do drogerii by kupić sobie jakiś puder. Coś czułem, że będzie mi bardzo potrzebny.
Nikodem
Obudziło mnie lekkie potrząsanie za ramię. Mam bardzo
płytki sen, więc nie trudno mnie obudzić. Pokręciłem nosem jak to miałem w
zwyczaju i otworzyłem oczy. W pokoju panowała ciemność, ale bez problemu
rozpoznałem twarz swojego brata klęczącego koło mojego łóżka.
– Filip? – mruknąłem zachrypniętym głosem. – Co ty tu
robisz, braciszku? – podniosłem się na łokciu.
– Mogę z tobą spać? – zapytał szeptem.
– Pewnie, ale dlaczego? – podniosłem młodego z ziemi
i posadziłem na łóżku.
Zerknąłem na zegarek w telefonie. Była druga w nocy.
– Dlaczego nie śpisz u siebie? – zapytałem, kładąc
się z powrotem i przykrywając brata kołdrą.
– No bo Maciek cały czas esemesuje ze swoim
chłopakiem i chichocze co chwilę, i świeci mi telefonem po oczach – poskarżył
się.
– Oj, jutro z nim porozmawiam, a teraz śpij już, bo
rano będziesz znowu marudził – powiedziałem, przytulając brata do siebie.
Filipek zasnął chwilę później. Upewniwszy się, że
młody zasnął po cichu wstałem z łóżka i udałem się do pokoju obok. Gdy wszedłem
do środka zobaczyłem, że rzeczywiście Maciek leży w łóżku z telefonem w ręce.
Nie zwracał uwagi na nic innego poza swoim telefonem. W tamtej chwili byłem
zmęczony i rozespany, więc dość szybko straciłem cierpliwość. Rozeźlony
podszedłem do łóżka brata i wyrwałem mu telefon z ręki. Maciek nagle
oprzytomniał i poderwał się do siadu.
– Hej! – krzyknął, za co od razu go uciszyłem. –
Oddawaj to! – zażądał.
– Dostaniesz go rano, a teraz do spania – nakazałem.
– Przestań mi rozkazywać! Nie jestem twoim
podwładnym.
– Ale jesteś moim bratem. Zauważyłeś w ogóle, że
Filipa nie ma w pokoju?
– Przecież śpi w… – spojrzał w stronę łóżka Filipa,
ale gdy go tam nie zobaczył przeniósł wzrok na mnie.
– Filip jest u mnie. Nie mógł spać, bo mu
przeszkadzałeś. Tak nie może być, Maciek. Ja wiem, że jesteś zakochany, ale
miej na uwadze to, że dzielisz pokój z młodszym bratem, który ma dopiero siedem
lat.
– Wiem przecież – burknął. – Oddasz mi telefon?
– Tak, ale rano. Idź spać – powiedziałem, po czym
opuściłem pokój, zamykając za sobą drzwi.
Wróciłem do swojej sypialni gdzie aktualnie spał
Filipek. Odłożyłem komórkę Maćka na szafkę i z pomrukiem ulgi położyłem się
koło barta. Niedługo później zasnąłem.
***
–
Nikodem, wstawaj!
Do mojego pokoju z samego rana wparował ojciec.
Poruszyłem się wyrwany ze snu i otworzyłem oczy. Byłem okropnie niewyspany po
dzisiejszej nocy, a ojciec jak zwykle pewnie zaplanował mi już cały dzień.
–
Ciszej – mruknąłem, przecierając oczy.
–
Wyglądasz jakbyś miał kaca. Przyznaj się, piłeś wczoraj wieczorem.
Parsknąłem
śmiechem. Skąd on te wszystkie wnioski wyciąga?
–
Ciekawe kiedy miałbym pić. Przecież planujesz mi dzień co do sekundy. I bądź
ciszej, bo Filip śpi – powiedziałem, wskazując na braciszka.
–
A co on tu robi?
–
Zapytaj Maćka, może ci się przyzna – powiedziałem, wstając z łóżka i podchodząc
do szafy. – Będziesz tu tak stał i przyglądał mi się jak będę się przebierał? –
spojrzałem na ojca.
–
Pospiesz się. Trzeba wypuścić konie na pastwisko – oznajmił i wyszedł z pokoju.
Ziewnąłem
szeroko i zacząłem się przebierać. Wsunąłem na tyłek czarne bryczesy i
założyłem granatową koszulkę w serek. Wziąłem jeszcze swoją czarną bluzę
zakładaną przez głowę i opuściłem pokój, zostawiając Filipa w łóżku. Zszedłem
do kuchni skąd wziąłem do ręki jabłko i poszedłem do przedpokoju. Chwyciłem
jabłko zębami i założyłem buty, a następnie bluzę. Na zewnątrz unosiła się
lekka mgła i było bardzo wilgotno. Przeczesałem swoją rozczochraną czuprynę
ręką i skierowałem się do stajni. Najpierw poszedłem się przywitać ze swoim
ogierem i poczęstować go kawałkiem jabłka. Łakomczuch najchętniej zjadłby całe,
ale ja również byłem głody. Spojrzałem na Spota, który stał obok w boksie.
Wyciągał śmiesznie głowę, chcąc dosięgnąć mojej dłoni, w której trzymałem
jabłko. Zaśmiałem się krótko i postanowiłem jednak odstąpić mu swój kawałek
jabłka.
–
Dobra, czas was wypuścić – mruknąłem do siebie.
Wypuściłem
wszystkie konie z wyjątkiem ogierów.
–
Przykro mi, Spot, ale twój pan zastrzegł sobie by cię nie wypuszczać –
pogłaskałem konia po pysku. – A ciebie wezmę do lasu, ale to później –
zwróciłem się do swojego konia.
„Chyba
mi bije” – pomyślałem. – „Zaczynam gadać ze zwierzętami”. Gdy wróciłem do domu
cała rodzina była już na nogach. Nie mieliśmy w zwyczaju długo spać. Tato
krzątał się po kuchni, przygotowując śniadanie dla Filipka i Maćka. Ojciec
siedział przy stole, popijając kawę i czytając gazetę, a Maciek znowu wlepiał
gały w swój telefon.
–
Jak to jest, że jeszcze nie dostał szlabanu? – zapytałem, krzyżując ręce na
piersi i głową wskazując na Maćka.
Ojciec
podniósł na mnie wzrok.
–
Porozmawialiśmy i Maciek przeprosił za swoje zachowanie i obiecał, że taka
sytuacja się więcej nie powtórzy.
–
Ta, jasne – mruknąłem.
–
Nikodem, daj sobie już spokój. Tato Błażej jest po mojej stronie – powiedział
Maciek, wystawiając mi język. – A, i powiedział, że mam cię nie słuchać jak
znowu zaczniesz mi rozkazywać.
Zagotowało
się we mnie.
–
Chłopcy uspokójcie się – wtrącił się tato Mikołaj. – Nie kłóćcie się przy
Filipku.
Wbrew
temu co powiedział tato nie wytrzymałem i wybuchnąłem.
–
Super! Robię wszystko o co mnie poprosicie, ale gdy to ja liczę na ukaranie
brata, bo źle postąpił to wszyscy mają to głęboko w poważaniu.
–
Nikodem, uspokój się – ojciec podniósł się z krzesła.
–
Nie! – krzyknąłem. – Jakbyście nie zauważyli to robię dla was wszystko. Prawie
każdą wolną chwilę spędzam na opiece nad braćmi czy kuzynostwem. Ja nie mam już
prawie żadnego życia prywatnego, a mam dwadzieścia lat!
–
Mam dość! Nie będę tego więcej słuchał i żeby mi to było ostatni razy, gdy
traktujesz rodzinę jak kartę przetargową.
Warknąłem
rozwścieczony i wyszedłem z kuchni, a następnie z domu. Najbardziej żal mi było
Filipka, który musiał słuchać tego wszystkiego. Nie chciałem by pomyślał sobie,
że już go nie kocham i nie chcę z nim spędzać więcej czasu. Westchnąłem ciężko
i poszedłem do stajni po konia. W tamtej chwili był dla mnie jedyną istotą,
która w jakimś stopniu mogła mi pomóc.
Cudne to opowiadanie:-) i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Bardzo jestem ciekawa co kieruje Błażejem ze tak traktuje swoje dziecko (momentami jest to aż kuriozalne) gdzie się podział ten czuły i odpowiedzialny Błażej? Brakuje mi też bardziej stanowczej reakcji Mikołaja. Martwię się o Tristana i to co będzie się dalej działo w szkole...
OdpowiedzUsuńJak to się stało, że Błażej jest takim dupkiem ? Nawet na biednego szczeniaka warczał. Traktuje Nikodema trochę jak służącego. No cóż może Mikołaj się obudzi i zrobi wreszcie z nimi porządek.
OdpowiedzUsuńBłażej mnie deneruje. Co Nikodem mu takiego zrobił, że tak go traktuje?
OdpowiedzUsuńNo cóż, przeczytane, więc mogę iść do szkoły :D
Tez sie zastanawiam dlaczego Mikolaj jeszcze nie porozmawial z Blazejem. I co zrobil Nikodem, ze go tak traktuje. To ze jest bi raczej nie jest problemem. Bo sam przeciez jest z facetem. Moze chodzi o ta jego dziewczyne ,,sliwke"? Nie rozumiem czasami niektorych rodzicow. Dzieci sie staraja, chca dobrze, a rodzice traktuja ich okropnie. Ja na miejscu Nikodema bym pekl i bym zwyzywal tego Blazeja, jeszcze na Mikolaja bym wszystko zrzucil. Oczywiscie potem byloby mi przykro za Mikolaja, no ale czego sie nie robi w zlosci. Wiecej akcji przynajmniej bedzie jak mlody w koncu peknie.
OdpowiedzUsuńNa razie, mam nadzieje, ze nie stracicie zapalu - opowiadanie jest niezle. Pod wzgledem nawet poprawnego pisania mi sie podoba. Bledy nie rzucaja sie az tak w oczy. Chociaz znajac moja nature, to cos mi sie nie spodoba i bede marudzil. Chyba wiadomo, co mi sie nie podoba najbardziej w opowiadaniach. Na razie ocena to - 8! Czekam na ciekawe rozwiniecie fabuly!
Trzy razy - ,,nie podoba, podoba mi sie" napisalem. Koszmar
UsuńPodoba mi się;) czekam co będzie dalej;)
OdpowiedzUsuńNo, mnie też zainteresowała motywacja Błażeja. To musi być czymś podszyte. Tristan zachowałby się już bardziej męsko, gdy poskarżył się rodzicom, niż wszystko zatajał. Mam nadzieję, że poziom testosteronu mu jeszcze wzrośnie, bo to przecież BL, a nie klasyczny romans xD
OdpowiedzUsuń"Gdy tylko do niej doszedłem od razu usłyszałem głos Nikodema" - brak przecinka po "doszedłem"
"Jakbyście nie zauważyli to robię dla was wszystko" - brak przecinka po "zauważyli"
Pozdrawiam i życzę weny
Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńOch, jakbym chciała już przeczytać następny rozdział :)
Współczuję Tristianowi, że ma takie problemy w szkole, ale może dzięki nim zbliży się do Nikodema, co w sumie już się dzieje.
Jak w pierwszym opowiadaniu lubiłam Błażeja tak teraz mnie denerwuje, nie rozumiem jak może tak traktować Nikodema i faworyzować jednego z synów, nie rozumiem tego, wszyscy powinni być kochani tak samo. Drażni mnie również postawa Mikołaja, który niby wstawia się za Nikodemem, ale nie umie przemówić do rozsądku Błażejowi.
Nie podoba mi się dziewczyna Nikodema, taka pusta lala.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńoch Nikodem miły, czemu Teistian nie chce powiedzieć prawdy rodzicom... czemu ich nie traktuje jednakowo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia