Zapraszamy na rozdział trzeci historii Nikodema i Tristana.
Dziękujemy za komentarze :)
Miłego czytania.
#freak
Spotted Love
Rozdział 3
Nikodem
Pędziłem w szaleńczym tempie przez wilgotny
las. Oczy zaszły mi łzami od zimnego wiatru. Mimo to ciągle popędzałem konia by
biegł jeszcze szybciej. Słyszałem jego ciężki oddech i tętent kopyt, które
rozchlapywały wodę w każdej mijanej kałuży. Wiedziałem, że galopowanie po tak
grząskim i śliskim podłożu jest niebezpieczne, ale w tamtej chwili nie myślałem
o tym. Byłem zły, okropnie zły. Na ojca i na Maćka.
Przede
mną wyłonił się dość ostry zakręt. Po bokach ścieżki były poukładane belki
ściętych drzew. Mimo że zdawałem sobie sprawę z tego, że powinienem zwolnić,
nie zrobiłem tego. Mój ogier wbiegł w zakręt w pełnym galopie. Nagle Danon
poślizgnął się, podcinając sobie nogi. W jednej chwili przewrócił się, ciągnąc
mnie za sobą. Wylądowałem w błocie, a na mnie mój koń. Momentalnie uszło ze
mnie całe powietrze. Danon, chcąc podnieść się z ziemi nastanął na moje udo całym
swoim ciężarem. Przeszył mnie ból i poczułem jak pęka mi kość udowa. Wrzasnąłem
głośno z bólu, co było moim kolejnym błędem ponieważ spłoszyłem tym konia,
który ruszył galopem przed siebie. Pech chciał, że stopa została mi w
strzemieniu i pod wpływem szarpnięcia zarzuciło mną na bok. Uderzyłem głową w
jedną z belek leżących koło drogi. Potem była już ciemność…
Tristan
Siedziałem
w kuchni w domu Mikołaja i pana Błażeja. Dzieci zostały posłane na górę. Miał z
nimi zostać Konrad natomiast pan Seweryn oraz rodzice Nikodema rozmawiali.
– Cholera,
Błażej! Prosiłem cię! Błagałem byś wreszcie przestał go tak traktować. Byś dał
mu troszkę luzu oraz uczucia. Miał rację co do tego, że odpuściłeś Maćkowi. To
nie był pierwszy taki nocy incydent. Ale przecież Maciek jest spokojny, ułożony,
więc czemu miałoby mu się oberwać?
–
Dobrze wiesz czemu odpuszczam Maćkowi. Już nie pamiętasz jak się martwiliśmy,
że się nie urodzi?
– Pamiętam,
ale czy ty pamiętasz jak czekaliśmy na Nikodema? Na naszego pierwszego syna! Traktujesz
go jak jakiegoś przybłędę! – warknął Mikołaj blady na twarzy.
Nie
dziwiłem mu się. Z tego co powiedział mi Maciek minęło już koło siedmiu godzin
od wyjścia Nikodema. Chłopak wyraźnie martwił się o brata i zrzucił na siebie
winę za jego wyjście. Zdążyłem już usłyszeć jak płakał do telefonu, opowiadając
wszystko swojemu chłopakowi, gdy niosłem mu do pokoju herbatę. Wszyscy w domu byli
podenerwowani.
– Jak
możesz do cholery tak mówić?! Przecież jest moim synem tak samo jak Maciek i
Filip!
Mężczyźni
patrzyli na siebie uważnie. Oboje byli wyraźnie zdenerwowani. Na dworze zaczęły
się zbierać ciemne chmury.
–
Wydaje mi się, że dobrym rozwiązaniem będzie poszukanie Nikodema. Zaczyna sie
chmurzyć. Jeśli coś mu się stało i zacznie padać deszcz wszystko może skończyć
się dramatiquement. (dramatycznie)
–
Tristan ma racje. Skoro mówisz, że Nikodem nie jest ci obojętny, ruszaj dupsko
do stajni. Czas zacząć go szukać – zwrócił się do pana Błażeja.
– Pardon? (przepraszam?) Może mógłbym z wami pójść? – zapytałem cicho.
Nim
pan Błażej zdążył coś powiedzieć Mikołaj go wyprzedził.
–
Jedź z nimi. Jesteś w tej chwili z nas najspokojniejszy, a opanowany umysł w
tej sytuacji się przyda.
Nikt
nic nie powiedział. Wszyscy zaczęli się szykować do wyjścia. Sięgnąłem po mój
plecak i wyjąłem z niego książki. Wsadziłem zamiast nich latarkę, butelkę wody
oraz telefon.
– Macie
może jakąś apteczkę?
Mikołaj
uśmiechnął się do mnie, mimo że wydawał się być bardzo zmartwiony. Gdy apteczka
również znalazła się w moim plecaku wyszedłem na zewnątrz.
***
Poszukiwania
nie zajęły nam dużo czasu, bo już po około czterdziestu minutach zauważyliśmy w
oddali Danona. Nie mogłem określić z daleka czy nie jest ranny, ale był cały
brudny. Jednak bardziej moją uwagę zwrócił Nicodème.
Leżał na uboczu cały poobijany z niewielką raną na głowie, z której wciąż
sączyła się krew oraz z wyraźnie zranionym udem. Nogawka bryczesów była
przesiąknięta krwią.
– Boże,
Nikodem.
Pan
Błażej od razu zeskoczył ze swojego konia i podbiegł do chłopaka, chcąc go
podnieść, ale zatrzymałem go.
– Non! (nie!) Niech pan go nie rusza. Może
pan go skrzywdzić jeszcze bardziej – powiedziałem, po czym zsiadłem z konia i
wyciągnąłem z plecaka apteczkę oraz telefon.
–
Niech pan zadzwoni po pogotowie. Nie możemy go przewieźć sami, bo może się to
źle skończyć – powiedziałem, wyjmując z plecaka butelkę wody, którą zmoczyłem
gazę by oczyścić ranę na głowie Nikodema, a następnie przykryć ją kolejną gazą.
Spojrzałem
na udo chłopaka, ale było wyraźnie… zmiażdżone. Ciarki mnie przeszły po
plecach. Nie chcąc urazić rany delikatnie się pochyliłem by sprawdzić oddech
chłopaka, a następnie jego puls.
–
Oddycha, ale nie chcę go ruszać, bo nie wiem co z jego kręgosłupem, a jego noga
nie wygląda dobrze – powiedziałem niepewnie do pana Błażeja, który tylko kiwnął
głową, czochrając mnie po włosach, a następnie ujął dłoń swojego syna.
– Trzymaj
się, mały. Wiem, że mnie nie cierpisz, ale jesteś dla mnie ważny – powiedział,
wzdychając ciężko z świecącymi od łez oczami.
– Błażej,
a co z jego koniem? – zapytał pan Seweryn.
– Zajmiemy
się nim potem. Najpierw mój syn.
Słysząc
to przygryzłem wargę. Zdążyłem już lekko poznać Nikodema i wiedziałem, że się
zdenerwuje.
– Będzie
zły.
–
Jak diabli – powiedział mężczyzna z czułym uśmiechem, spoglądając na syna. – Ale
to nic. Teraz to on jest najważniejszy.
Gdy
karetka przyjechała pan Błażej pojechał z nimi. Natomiast my z panem Sewerynem
wróciliśmy do domu by powiadomić o wszystkim Mikołaja, który po spakowaniu
kilku rzeczy pojechał do szpitala. Pan Seweryn zabrał kilku pracowników by
zająć się koniem Nikodema. Reszta rodziny starszego chłopaka siedziała w kuchni
zmartwiona. Widziałem wyraźnie jak Maciek przełyka gulę zalegającą mu w gardle.
Mogłem się tylko domyślać, że w najbliższym czasie zmieni swój stosunek do starszego
brata, którego miałem nadzieję zobaczyć niedługo w pełni sił…
Nikodem
„Pić” – pierwsza myśl, która przeleciała mi przez
głowę, gdy zaczęła mi wracać świadomość. – „Pić”.
Głowa pulsowała mi tępym bólem. Docierały do mnie
jakieś niewyraźne, przytłumione głosy, które tylko potęgowały ból głowy. Czułem
jak po skroni spływa mi kropla potu, ale zaraz ktoś ją starł, kładąc dłoń na
moim policzku. Odruchowo starałem się odwrócić głowę w storę dłoni, co spotkało
się z kolejną falą bólu głowy. Jęknąłem cicho i zacisnąłem jeszcze bardziej
powieki. Chciałem zwilżyć spierzchnięte wargi, ale nawet otworzenie ust
sprawiło mi problem. Przytłumione głosy z każdą chwilą stawały się wyraźniejsze
jednak nie byłem w stanie stwierdzić ile osób znajduje się koło mnie
„Pić”
Nagle poczułem na wargach wilgoć. Kiedy zorientowałem
się, że to woda postarałem się z całych sił otworzyć jak najszerzej usta. Ktoś
przykładał mi do warg kawałek jakiejś waty czy gazy nasączonej wodą
– Dlaczego się nie budzi, doktorze? – usłyszałem
czyjś głoś, ale nie byłem w stanie określić do kogo on należy.
– Dajmy mu trochę czasu – kolejny głos.
– Nikodem, dziecko drogie, wróć do nas – ponownie
ktoś dotknął mojego policzka.
– Tato, ja też chcę mu coś powiedzieć – usłyszałem
trzeci głos, tym razem dziecięcy.
Dłoń, która do tej pory głaskała mnie po policzku
zniknęła. Zastąpiły ją dwie mniejsze. Jedna głaskała mnie po policzku, a druga
po włosach.
– Nikodem, – odezwał się dziecięcy głos – nie śpij
już. Jak teraz będziesz cały czas spał to potem nie zaśniesz do końca świata.
Naprawdę chciałem się uśmiechnąć, ale moje ciało
odmawiało mi posłuszeństwa. To co przed chwilą usłyszałem rozczuliło mnie.
Wiedziałem, że muszę się wysilić i otworzyć oczy, albo chociaż spróbować.
Stęknąłem ciężko jak po długim biegu i z wielkim wysiłkiem poruszyłem palcami
prawej dłoni.
– Nikodem?
Zmarszczyłem nos i uchyliłem lekko powieki. Jednak od
razu je zamknąłem przez oślepiającą jasność panującą w pomieszczeniu.
– Nikodem, dziecko, słyszysz mnie? – Ktoś chwycił
mnie za rękę, chyba tato Mikołaj. – Otwórz oczy, synku.
Ponowiłem próbę. Tym razem najpierw otworzyłem jedno
oko, a zaraz za nim drugie. Przymrużyłem powieki i zacząłem mrugać intensywnie.
– Błażej, zawołaj lekarza.
Ból głowy ponownie się nasilił, przez co ponownie
zacisnąłem powieki. Po chwili usłyszałem jak ktoś wchodzi do pomieszczenia i
podchodzi blisko mnie.
– Nikodem, słyszysz mnie? – zapytał ktoś niskim
głosem.
Kiwnąłem powoli głową, nie chcąc by ból jeszcze
bardziej się nasilił. Otworzyłem oczy i spojrzałem na mężczyznę w białym
stroju. Pochylił się nade mną i poświecił mi latarką po oczach.
–
Źrenice rozszerzone. Nie wrócił jeszcze do końca do siebie i zapewne jest
bardzo skołowany.
W
czasie, gdy mężczyzna mówił ja zdążyłem się mniej więcej zorientować kto
znajduje się w pomieszczeniu. Widziałem tatę Mikołaja, ojca, małego Filipka i
wydaje mi się, że jeszcze Maćka.
–
Pić… – chrypnąłem, ponownie zaciskając powieki z bólu.
–
Przykro mi, Nikodem, ale na razie twoją jedyną formą nawadniania organizmu jest
kroplówka i patyczek owinięty nasączoną wodą gazą – powiedział lekarz. – Miałeś
sporo szczęścia. Teraz musisz jak najszybciej wydobrzeć, bo rodzina na ciebie
czeka.
Westchnąłem
tylko i przekręciłem powoli głowę na bok. Najbliżej mojej twarzy stał Filipek,
który z konsternacją mi się przyglądał. Wysiliłem się na uśmiech.
–
Nikodem, tak się cieszę, że do nas wróciłeś – powiedział tato z ulgą w głosie i
pochylił się nade mną, całując moje czoło. – Tak się o ciebie martwiliśmy.
Chciałem
złapać go za rękę, ale nie byłem w stanie podnieść dłoni. Na szczęście tato
wyczuł co chciałem zrobić i sam chwycił moją dłoń, zaczynając kciukiem głodzić
jej wierzch.
Nagle
poczułem pewien dyskomfort. Był on związany z tym, że poczułem iż jestem zacewnikowany.
Nie było to cudowne uczucie. Zwłaszcza dla mężczyzny.
–
Myślę, że powinniśmy dać Nikodemowi odpocząć – powiedział ojciec.
Mimo
naszych nie za dobrych relacji musiałem przyznać mu rację. Czułem się
wykończony. Dodatkowo ból głowy tylko wzmagał moje zmęczenie. Mimo to nie byłem
pewny czy chcę ponownie zasypiać.
–
Spokojnie, Nikodem – tato jakby czytał mi w myślach. – Śpij synku. Będę tu, gdy
się obudzisz – obdarzył mnie czułym uśmiechem.
Wciąż
nie puszczał mojej dłoni, nadal gładząc ją delikatnie. Przymknąłem oczy i
momentalnie odleciałem.
***
Gdy
ponownie się obudziłem moje ciało trawiła straszna gorączka. Po skroniach
spływał mi pot, a ból głowy był nie do wytrzymania. Jęknąłem boleśnie i
napiąłem mięśnie czym sprawiłem sobie dodatkowy ból, ale był to odruch
bezwarunkowy. Ból był okropny.
–
Nikodem, spokojnie – usłyszałem szept nad sobą. – Wezwałem lekarza. Zaraz tu
będzie.
„Ojciec?
Ale co on tu robił?” Uchyliłem powieki i spojrzałem w jego stronę zamglonym spojrzeniem.
–
Spokojnie – powtórzył.
Po
chwili do sali wszedł lekarz z pielęgniarką.
–
Co się dzieje? – zapytał, sprawdzając moje parametry życiowe. – Siostro, proszę
zmierzyć temperaturę.
Pielęgniarka
podeszła do mnie i przyłożyła mi do czoła termometr. Piekielne urządzenie pisnęło,
wydając wysoki dźwięk.
–
Czterdzieści stopni, doktorze.
–
Nie dobrze. Musimy zbić tą gorączkę. Proszę przynieść lek przeciwgorączkowy i
zimne okłady.
–
Doktorze, co się dzieje? – zapytał mój ojciec, gdy pielęgniarka wyszła.
–
Konsekwencje wstrząśnienia mózgu. Proszę się nie martwić, poradzimy sobie z tą
gorączką.
Stęknąłem
z bólu i odrzuciłem głowę na bok.
–
Spokojnie, mały – ojciec pogładził mnie po włosach, a lekarz zaśmiał się cicho.
–
Taki mały to on nie jest. Wygląda jak koszykarz.
–
To prawda, ale daleko mu do niego.
Gdy
wróciła pielęgniarka z lekami i zimnym okładem lekarz zaaplikował mi do
kroplówki lek, a ojciec położył na moim czole okład. Reszty nie pamiętam, bo
odpłynąłem.
***
–
Czemu po mnie nie zadzwoniłeś? – usłyszałem tatę Mikołaja.
–
Kochanie, była trzecia nad ranem.
–
No i co z tego? To mój syn i powinienem przy nim być w takich chwilach.
–
To nie jest małe dziecko, Mikołaj.
–
To moje dziecko! – wzburzył się tato.
–
Proszę, nie kłóćcie się z mojego powodu – wychrypiałem cicho.
Tato
odwrócił się w moją stronę. Uśmiechnął się czule i podszedł do mojego łóżka,
siadając na jego skraju.
–
Jak się czujesz, synku? – zapytał, przeczesując moje włosy. – Słyszałem, że w
nocy dostałeś wysokiej gorączki.
–
Już jest dobrze, nie martw się – wyszeptałem, gdyż przez nienawilżone gardło
nie mogłem mówić głośniej. – Możesz mi powiedzieć co się stało?
–
Nie pamiętasz? – zapytał zdziwiony tato.
–
Nie do końca – zmarszczyłem brwi. – Pamiętam, że spadłem z Danona i… – nagle
mnie olśniło. – Co z Danonem?
Tato
obejrzał się niepewnie na ojca, przygryzając wargę. Zmartwiłem się widząc ich
miny. Coś było na rzeczy i pewnie znowu nie chcieli mi powiedzieć.
–
Tato? – ponagliłem.
–
Kochanie…
–
Danona już z nami nie ma – wyprzedził go ojciec.
Otworzyłem
szeroko oczy i spojrzałem na ojca. Nie chciałem do siebie dopuścić tej myśli.
–
Jak to go nie ma?
–
Kazałem go uśpić. Miał złamaną nogę w trzech miejscach. Nawet gdyby udało się
ją wyleczyć do końca życia stałby w boksie. Nie nadawałby się już pod siodło.
Zatkało
mnie. Mój ojciec uśpił mojego konia. Podjął tą decyzję bez mojej zgody.
Uśmiercił jedyną istotę, która mnie w jakimś stopniu rozumiała. Nawet nie
zorientowałem się, że po policzkach zaczęły mi płynąć łzy.
–
Jak mogłeś? – szepnąłem. – Jak mogłeś mi to zrobić? – spojrzałem na ojca
załzawionymi oczami.
–
Nikodem…
–
Nienawidzę cię… – przerwałem mu. – Nienawidzę!
Tristan
Zwolniłem
się z lekcji około godziny dwunastej. Miałem pojechać razem z Mikołajem i
Maćkiem do szpitala by zobaczyć się z Nikodemem. Byłem naprawdę podekscytowany,
ale gdy przekroczyłem próg domu Nikodema mój entuzjazm troszkę opadł, słysząc
sprzeczkę między rodzicami chłopaka.
–
Nie ma sensu byś jechał. Wiesz, że jest na ciebie zły.
– A
nie powinien. Zrobiłem to co musiałem.
– Tak,
ale to nie on powiedział głośno, że się na to zgadza. To nie jego głos był decydującym.
Nie pożegnał się nawet z Danonem, a wiesz jak ważny dla niego był.
Zresztą, ty akurat powinieneś go rozumieć najlepiej. Pamiętasz jak ciężko było
ci uśpić Ducha?
–
To było co innego – powiedział niewyraźnie.
– To
samo. Tylko, że w przypadku Ducha to ty podjąłeś decyzję. Dorze wiesz, że go to
boli i rozumiesz w środku, o tu – powiedział Mikołaj, a gdy wszedłem niepewnie
do kuchni zobaczyłem jak trzyma dłoń na piersi pana Błażeja.
– Masz
rację – mruknął niemrawo.
– Dzień
dobry – przywitałem się.
– O,
Tristan, już jesteś. Zaraz będziemy się zbierać tylko jeszcze Maciek musi skończyć
się szykować.
–
Jak pojedziecie to chyba zacznę szukać nowego konia, co? – odezwał się pan
Błażej.
Mikołaj
się uśmiechnął i pocałował mężczyznę lekko w usta, na co speszyłem się lekko.
–
Świetnie. Początek może być trudny, ale wiem, że w końcu pokocha swojego nowego
konia. – powiedział i znów pocałował mężczyznę, a ja odwróciłem wzrok.
– Tato!
Nie rób tego przy biednym Tristanie. Speszyliście go – powiedział Maciek,
schodząc na dół.
W
rękach trzymał niewielki pakunek. Mikołaj zachichotał tylko, zabierając ze
stołu plecak oraz kluczyki od samochodu.
– Wybacz,
skarbie – powiedział, na co ja się tylko uśmiechnąłem.
W
aucie Mikołaj włączył jakąś płytę i z rozmarzonym uśmiechem ruszył w drogę.
Spojrzałem pytająco na Maćka.
– Nie
przejmuj się. Tata tak zawsze. To jest składanka jego i taty Błażeja. Wiesz,
piosenki, których razem słuchali zanim urodził się Nikodem i tak dalej. Tata
zawsze mówi, że przywołują wspomnienia.
Kiwnąłem
głową.
–
A co ty wieziesz ze sobą?
–
To? To jest prezent dla Nikodema. Wiesz, muszę go przeprosić – powiedział
cicho. – A to może być trudne.
–
Nie znam może Nikodema zbyt długo, ale na pewno nie będzie to proste –
powiedziałem z uśmieszkiem.
–
Taa.
***
W
szpitalu zaczęło się od wielkich przeprosin Maćka, które Nikodem przyjął z
przymrużeniem oka, przynajmniej dopóki młody się nie rozkleił.
–
No już, młody, nie jestem zły, okay? Przecież wiesz, że nie chciałem się wtedy
czepiać. Martwię się tylko o ciebie i Filipka, bo jesteście moimi braćmi. Jesteś
jeszcze dzieciak i masz czas na chłopaka – powiedział, czochrając młodego po
głowie.
–
Ja wiem. I strasznie się bałem, że będzie z tobą źle. Tata Błażej wyglądał na
tak przestraszonego, a on przecież zwykle się aż tak nie przejmuje, więc…
– No
już, już. Jestem cały.
–
Jesteś pewien? – zapytałem z uśmiechem, spoglądając na jego nogę i posyłając mu
głupi uśmieszek.
– O,
marchewa! Poczekaj chwilę, wytulam tylko mojego braciszka i zaraz sobie z tobą
pogadam – powiedział nagle, poważniejąc.
Maciek
dał Nikodemowi nowe słuchawki do telefonu. Wydał na nie całe swoje kieszonkowe.
Widać było na pierwszy rzut oka, że Nikodem jest szczęśliwy. Biorąc pod uwagę
stratę Danona musiał być to pierwszy raz od wypadku. Mikołaj natomiast
przywiózł chłopakowi obiad by nie musiał jeść szpitalnego świństwa, ale po
zjedzeniu i krótkim odpoczynku chłopak zwrócił się do mnie.
– Powiedziałeś
swoim rodzicom? – zapytał, a ja spojrzałem na niego zaskoczony.
– O
czym? – Widząc jego minę od razu zrozumiałem. – Znaczy… Oui, oui! (tak, tak) Powiedziałem i tata załatwił tą już sprawę.
–
Tak? A pochyl się no tu – polecił.
Spojrzałem
na niego zdezorientowany, zerkając na Mikołaja i Maćka, którzy siedzieli,
przyglądając się chłopakowi. Pochyliłam się lekko, a Nikodem przejechał po moim
policzku mokrą chusteczka, odsłaniając mój siniak.
– I
co mi teraz powiesz? – zapytał ze złośliwym uśmieszkiem.
Spuściłem
głowę zażenowany.
– O
Boże… Tristan co ci się stało w policzek?
– Nic
takiego, naprawdę – powiedziałem, zerkając błagalnie na Nikodema.
Chłopak
westchnął tylko.
– Tato,
spokojnie. Ja to z nim omówię, okay? Możesz mi przynieść gorącą czekoladę?
Mikołaj
nie wyglądał na przekonanego, ale Maciek wyciągnął go z sali.
– Nicodème, proszę nie mów o tym nikomu. Ja naprawdę to załatwię.
– Słuchaj,
głupku, może i mnie wkurwiasz, i zabrałeś mi miejsce w kadrze, ale serio nie
chcę by cię dręczyła jakaś grupka niedorozwojów.
– Miejsce
w kadrze? Attendez, quoi? (czekaj
co?) Co ty
mówisz? Przecież mówili, że jak zostaniesz odwieszony to będziesz mi pomagał w
kadrze – powiedziałem zdziwiony.
– Co?
Nikodem
Spojrzałem
na Tristana jak na wariata.
–
Kto ci tak powiedział? – zapytałem.
–
Twój ojciec – powiedział cicho.
–
A powiedział ci kiedy to nastąpi? – prychnąłem. – Jakbyś jeszcze nie wiedział
to uśpił mi konia, więc na razie możesz sobie pomarzyć, że w czymś ci będę
pomagał. Mój ojciec specjalnie ci tak powiedział, bo nie chciał byś czuł się
winny temu, że odebrałeś mi miejsce w kadrze – powiedziałem zezłoszczony. – Co
on sobie myśli? Uśpi mi konia, a tobie będzie wmawiał jakieś głupoty.
–
Ja nie chciałem ci nic odebrać. Twój tata powiedział…
–
Nie wierzę w ani jedno słowo mojego ojca! – uniosłem się.
Odkąd
na świecie pojawił się Maciek zawsze byłem na drugim planie. Miałem wtedy tylko
sześć lat, a już otrzymywałem uwagę tylko od taty Mikołaja. Ojciec był dla mnie
jak obcy mężczyzna mieszkający w naszym domu. Całe dnie spędzał z Maćkiem.
Młodszy brat był jego oczkiem w głowie. Od tamtego czasu jego stosunek do mnie
diametralnie się zmienił. Niemo kazał mi radzić sobie samemu od małego. Jedynie
tato Mikołaj okazywał mi pełną paletę uczuć. Pozwalał mi poczuć się kochanym.
–
Nikodem? – Tristan sprowadził mnie na ziemię. – Dobrze się czujesz?
–
Tak, wszystko w porządku. Przepraszam cię, ale czy mógłbyś już wyjść? –
zapytałem, spoglądając w stronę okna.
–
Coś źle powiedziałem? Uraziłem cię? – zmartwił się piegus.
–
Nie, po prostu chciałbym zostać na chwilę sam.
–
No… No, dobrze. Do zobaczenia – powiedział i po chwili wyszedł.
Westchnąłem
ciężko i przymknąłem powieki. Poczułem pod nimi wilgoć. Nie pamiętam kiedy
ostatni raz rozmawiałem z ojcem na spokojnie. Po prostu nie potrafiłem tego
robić i myślę, że on też. I chociaż mam świadomość tego, że ojciec kocha mnie
na swój sposób to braku okazywania tej miłości w dzieciństwie nie naprawi. Już
za późno. Nie jestem już sześcioletnim chłopcem, który stracił ojca.
***
Miesiąc później.
– Nikodem! – tato Mikołaj zawołał mnie z parteru.
Ostrożnie
podniosłem się z łóżka i lekko jeszcze utykając wyszedłem z pokoju i podszedłem
do barierki schodów.
–
Co się stało? – zapytałem, wychylając się delikatnie.
–
Przywieźli nowego konia. Przejdziesz się ze mną go oglądnąć?
–
Nowy koń? – zdziwiłem się. – Tak, z chęcią pójdę go zobaczyć. Wezmę tylko bluzę
z pokoju.
–
Czekam w przedpokoju – powiadomił mnie tato.
Zgarnąłem
swoją czarną bluzę i powoli zszedłem na dół. Tato czekał na mnie w przedpokoju.
Gdy założyłem buty i bluzę, wyszliśmy z domu. Mikołaj chwycił mnie pod ramię i
uśmiechnął się do mnie tajemniczo. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale znając
mojego tatę to wszystkiego mogłem się spodziewać.
Przed
stajnią stał koniowóz, a obok niego mój ojciec i jakiś facet. Zapewne kierowca,
który dostarczył konia. Podeszliśmy bliżej.
–
Dobra, zobaczmy to cudo – powiedział ojciec, pomagając facetowi otworzyć drzwi
furmanki.
Kiedy
ojciec wyprowadził z koniowozu konia szczęka mi opadła do samej ziemi. Był piękny.
Kary wałach z dwoma białymi skarpetkami na tylnich nogach. Miał założony
czarny, ocieplany kantar, który idealnie wpasował się kolorystyką z jego
sierścią.
–
Piękny sześciolatek – skomentował mój ojciec, głaskając konia po pysku. – A
jaki spokojny. Będzie idealny.
–
Błażej – odezwał się tato Mikołaj.
Ojciec
odwrócił się w naszą stronę. Jego wzrok zatrzymał się na mnie.
–
Nikodem, podejdź do mnie, proszę.
Zdziwiłem
się, ale puściłem tatę Mikołaja i powoli podszedłem do ojca. Błażej pogłaskał
jeszcze raz nowego konia po pysku, po czym wręczył mi do rąk czarny uwiąz.
–
Nikodem, poznaj Szamana – powiedział, wskazując na konia. – To holenderskiej
hodowli wałach po świetnym ogierze. Idealny do skoków.
Czegoś
tu nie rozumiałem.
–
Ten koń… Jest dla mnie? – zapytałem, spoglądając na ojca niepewnie.
–
Tak.
Spojrzałem na konia. Rzeczywiście był piękny,
ale gdzieś z tyłu głowy miałem dziwne wrażenie, że ojciec chce bym zapomniał o
Danonie. Że próbuje mnie przekupić nowym koniem. Oddałem ojcu uwiąz.
–
Możesz go zabrać. Nie chcę go – powiedziałem, nie patrząc ani na konia ani na
ojca.
–
Co ty opowiadasz, Nikodem? – zdziwił się Błażej.
–
Myślisz, że zapomniałem co zrobiłeś z Danonem? Nie chcę by on skończył tak samo
– wskazałem na konia.
–
Nikodem, posłuchaj mnie, ja… – zaczął ojciec, ale mu przerwałem.
–
Nie chcę cię słuchać! – krzyknąłem, łapiąc się za włosy na głowie.
W
jednej chwili przy moim boku stanął tato Mikołaj i objął mnie.
–
Spokojnie – szepnął mi na ucho i pogłaskał mnie po włosach. – Błażej, zaprowadź
Szamana do stajni i przyjdź do domu.
Słyszałem
jak ojciec wzdycha i po chwili odchodzi wraz z koniem. Natomiast ja z tatą
wróciliśmy do domu.
–
Nikodem, nie możesz tak odpychać od siebie ojca – powiedział tato, gdy
usiedliśmy w kuchni. – On cię bardzo kocha.
–
To dlaczego mi tego nie powie?
–
Kocham cię, synu – usłyszałem po chwili głos ojca.
Odwróciłem
się w stronę wejścia do kuchni i otworzyłem szeroko oczy. Czy to możliwe, że ojciec
właśnie powiedział, że mnie kocha?
Tristan
Po
ostatnich odwiedzinach w szpitalu więcej się tam nie pojawiłem. Choć było mi
troszkę smutno to wolałem nie pokazywać się Nikodemowi na oczy. Chłopak był na
mnie zły. Wręcz obwiniał mnie o coś czego nie zrobiłem. Najlepszym rozwiązaniem
było unikanie go. Najłatwiej było, gdy był w szpitalu. Później było już ciężej.
Większość czasu spędzałem w stajni ze Spotem, a w domu chłopaka pojawiałem się
tylko na obiad.
Tamtego
dnia czułem się jeszcze gorzej. Sytuacja z Nikodemem, a do tego po raz kolejny
chłopaki w szkole mnie dorwali, sprowadzając do parteru jak dziwkę. Dlatego po przyjeździe od razu poszedłem do
boksu Spota. Ze zdziwieniem zauważyłem tam nowego konia. Tabliczka
przedstawiała go jako „Szamana”. Był pięknym koniem i nie mogłem oderwać od
niego wzroku. Po prostu cudo. Niepewnie wyciągnąłem dłoń w stronę konia, a gdy
nie zareagował jakoś gwałtownie pogłaskałem go delikatnie.
– Szymynie,
ale jesteś śliczny – powiedziałem z uśmiechem, co się chyba nie spodobało Spotowi,
bo prychnął niezadowolony.
– Szymynie.
Ha, ha, ha! Piegusku tu pisze Szaman, a nie Szymyn – powiedział ze śmiechem ktoś za moimi plecami.
Gdy
tylko się odwróciłem zobaczyłem Nikodema prowadzącego konia Maćka, na którym
wciąż siedział chłopak.
– Cześć,
Tristan. Nie przejmuj się nim. Po prostu po weekendzie ma istnie dobry humor –
powiedział rozbawiony młodszy, za co dostał sójkę w bok.
– Siedź
cicho młody i zabieraj swojego konia, bo z tego co pamiętam mówiłeś, że Kuba ma
być za niedługo, a jeśli tata Mikołaj go dorwie to nie wypuści go z kuchni.
Na
to Maciek od razu zeskoczył z konia i ruszył z nim w stronę boksów. Spojrzałem
niepewnie na Nikodema, który wyjątkowo uśmiechał się do mnie dość miło.
– Bonjour.
(dzień dobry) –
powiedziałem cicho.
– Hej.
A ty co tak się przymilasz do Szymyna? – zapytał ze złośliwym uśmieszkiem,
powtarzając mój wcześniejszy błąd.
– Nie
przymilam się do Szamana. Po prostu podziwiam go, bo jest piękny.
– Uważaj,
bo Spot się zrobi zazdrosny. – Uśmiechnąłem się tylko i pokręciłem głową.
– Nie
będzie. Szaman stoi w boksie Danona, to znaczy, że jest twój?
–
Tak jakby… Błażej mi go kupił, ale nie jestem przekonany co do niego. Znaczy
nie chodzi mi o samego konia, bo wydaje się być naprawdę cudowny. Wiesz,
rodowód, do tego uroda no i wydaje się łagodny, ale nie chcę zastępować Danona
– powiedział.
Kiwnąłem
głową.
– Rozumiem.
Ja bym też nie umiał sobie poradzić ze stratą Spota. Jest moim jedynym przyjacielem
– powiedziałem, zerkając na konia.
–
Taa. Ja mojego straciłem i…
– I
możesz zyskać nowego – powiedziałem, patrząc na chłopaka.
Nikodem
poczochrał mnie nagle po włosach z uśmiechem.
–
Jesteś naprawdę mądry. Przynajmniej czasami. – Zachichotał, a ja trzepnąłem go
w rękę.
– Ha, ha, ha. Very funny. (bardzo śmieszne)
–
Nie strój min, królewno, tylko ogarniaj swojego kuca i…
–
Tylko nie kuca – powiedziałem, unosząc podbródek.
Czułem,
że muszę walczyć o dobre imię mojego konia.
–
… na wybieg – dokończył. – Tata, prosił bym zaczął ci tłumaczyć wszystko byś
mógł w najbliższym czasie trenować już z kadrą.
Zerknąłem
na niego zaskoczony.
– Spokojnie,
omówiłem to z nim i wszystko jest wyjaśnione. Jak już będę mógł jeździć i potrenuję
z Szamanem to wrócę do kadry by być twoją niańką – powiedział z głupkowatą miną,
na co westchnąłem ciężko, ale i uśmiechnąłem się lekko.
Miło
było być choć przez chwilę traktowanym normalnie. Tak jakby mnie lubił.
Przeczytane, mogę iść spać :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, co do błędów to widziałam jakąś literówkę.
OdpowiedzUsuńJak na razie z waszych opowiadań to jest na 2 miejscu, bo 1 miejsce ma pierwsza część.
Akira
Hej. Fajnie wyszło.Czekam na dalej. I dzięki za rozdział:-)
OdpowiedzUsuńNareszcie :)
OdpowiedzUsuńNa początku było trochę strasznie, już się bałam, że Nikodem nie będzie chodził czy coś ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło :)
W końcu poznaliśmy tajemnicę, dlaczego Błażej tak traktuje swojego syna, ale w moich oczach nadal go to nie usprawiedliwia, minione lata już nie wrócą.
A gdzie się podziała dziewczyna Nikodema? Zaginęła w akcji? Jej chłopak był ranny, a ona go nawet nie odwiedziła?(Jak dla super ;) )
Dlaczego Tristian nie przyzna się rodzicom, że jest bity, a jak nie rodzicom to chociaż bratu, niefajne jest to, że ktoś się na nim wyżywa. Przecież on nic nikomu nie zrobił.
Poznamy w następnym rozdziale chłopaka Maćka?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Zgadzam się. Pominęłyście dziewczynę Nikodema, a myślę, że ona ma duże znaczenie w tym opowiadaniu jeśli N i T mają być razem.
OdpowiedzUsuńSpecjalnie pominęłyśmy ją w tym rozdziale. Wszystko się później wyjaśni.
Usuń#freak
Błażej tak nagle się ocknął, że ma starszego syna? Mam nadzieje, że po tym wreszcie wyciągnie głowę ze swojego tyłka i porozmawia z Nikodemem, bo mają o czym. Na miejscu Nikodema pewnie też miałabym uraz do ojca po takim traktowaniu. Świetny rozdział. Czekam na więcej. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńech Tristian nikt nie wie i może być jeszcze cięžej, Nikodem czemu po tylu godzinach i czemu nie zapytał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia