czwartek, 25 lutego 2016

Spotted Love 3


Zapraszamy na rozdział trzeci historii Nikodema i Tristana.
Dziękujemy za komentarze :)
Miłego czytania.
#freak



Spotted Love

Rozdział 3

Nikodem

                 Pędziłem w szaleńczym tempie przez wilgotny las. Oczy zaszły mi łzami od zimnego wiatru. Mimo to ciągle popędzałem konia by biegł jeszcze szybciej. Słyszałem jego ciężki oddech i tętent kopyt, które rozchlapywały wodę w każdej mijanej kałuży. Wiedziałem, że galopowanie po tak grząskim i śliskim podłożu jest niebezpieczne, ale w tamtej chwili nie myślałem o tym. Byłem zły, okropnie zły. Na ojca i na Maćka.
                Przede mną wyłonił się dość ostry zakręt. Po bokach ścieżki były poukładane belki ściętych drzew. Mimo że zdawałem sobie sprawę z tego, że powinienem zwolnić, nie zrobiłem tego. Mój ogier wbiegł w zakręt w pełnym galopie. Nagle Danon poślizgnął się, podcinając sobie nogi. W jednej chwili przewrócił się, ciągnąc mnie za sobą. Wylądowałem w błocie, a na mnie mój koń. Momentalnie uszło ze mnie całe powietrze. Danon, chcąc podnieść się z ziemi nastanął na moje udo całym swoim ciężarem. Przeszył mnie ból i poczułem jak pęka mi kość udowa. Wrzasnąłem głośno z bólu, co było moim kolejnym błędem ponieważ spłoszyłem tym konia, który ruszył galopem przed siebie. Pech chciał, że stopa została mi w strzemieniu i pod wpływem szarpnięcia zarzuciło mną na bok. Uderzyłem głową w jedną z belek leżących koło drogi. Potem była już ciemność…


Tristan

Siedziałem w kuchni w domu Mikołaja i pana Błażeja. Dzieci zostały posłane na górę. Miał z nimi zostać Konrad natomiast pan Seweryn oraz rodzice Nikodema rozmawiali.
– Cholera, Błażej! Prosiłem cię! Błagałem byś wreszcie przestał go tak traktować. Byś dał mu troszkę luzu oraz uczucia. Miał rację co do tego, że odpuściłeś Maćkowi. To nie był pierwszy taki nocy incydent. Ale przecież Maciek jest spokojny, ułożony, więc czemu miałoby mu się oberwać?
– Dobrze wiesz czemu odpuszczam Maćkowi. Już nie pamiętasz jak się martwiliśmy, że się nie urodzi?
– Pamiętam, ale czy ty pamiętasz jak czekaliśmy na Nikodema? Na naszego pierwszego syna! Traktujesz go jak jakiegoś przybłędę! – warknął Mikołaj blady na twarzy.
Nie dziwiłem mu się. Z tego co powiedział mi Maciek minęło już koło siedmiu godzin od wyjścia Nikodema. Chłopak wyraźnie martwił się o brata i zrzucił na siebie winę za jego wyjście. Zdążyłem już usłyszeć jak płakał do telefonu, opowiadając wszystko swojemu chłopakowi, gdy niosłem mu do pokoju herbatę. Wszyscy w domu byli podenerwowani.
– Jak możesz do cholery tak mówić?! Przecież jest moim synem tak samo jak Maciek i Filip!
Mężczyźni patrzyli na siebie uważnie. Oboje byli wyraźnie zdenerwowani. Na dworze zaczęły się zbierać ciemne chmury.
– Wydaje mi się, że dobrym rozwiązaniem będzie poszukanie Nikodema. Zaczyna sie chmurzyć. Jeśli coś mu się stało i zacznie padać deszcz wszystko może skończyć się dramatiquement. (dramatycznie)
– Tristan ma racje. Skoro mówisz, że Nikodem nie jest ci obojętny, ruszaj dupsko do stajni. Czas zacząć go szukać – zwrócił się do pana Błażeja.
Pardon? (przepraszam?) Może mógłbym z wami pójść? – zapytałem cicho.
Nim pan Błażej zdążył coś powiedzieć Mikołaj go wyprzedził.
– Jedź z nimi. Jesteś w tej chwili z nas najspokojniejszy, a opanowany umysł w tej sytuacji się przyda.
Nikt nic nie powiedział. Wszyscy zaczęli się szykować do wyjścia. Sięgnąłem po mój plecak i wyjąłem z niego książki. Wsadziłem zamiast nich latarkę, butelkę wody oraz telefon.
– Macie może jakąś apteczkę?
Mikołaj uśmiechnął się do mnie, mimo że wydawał się być bardzo zmartwiony. Gdy apteczka również znalazła się w moim plecaku wyszedłem na zewnątrz. 

***

Poszukiwania nie zajęły nam dużo czasu, bo już po około czterdziestu minutach zauważyliśmy w oddali Danona. Nie mogłem określić z daleka czy nie jest ranny, ale był cały brudny. Jednak bardziej moją uwagę zwrócił Nicodème. Leżał na uboczu cały poobijany z niewielką raną na głowie, z której wciąż sączyła się krew oraz z wyraźnie zranionym udem. Nogawka bryczesów była przesiąknięta krwią.
– Boże, Nikodem.
Pan Błażej od razu zeskoczył ze swojego konia i podbiegł do chłopaka, chcąc go podnieść, ale zatrzymałem go.
Non! (nie!) Niech pan go nie rusza. Może pan go skrzywdzić jeszcze bardziej – powiedziałem, po czym zsiadłem z konia i wyciągnąłem z plecaka apteczkę oraz telefon.
– Niech pan zadzwoni po pogotowie. Nie możemy go przewieźć sami, bo może się to źle skończyć – powiedziałem, wyjmując z plecaka butelkę wody, którą zmoczyłem gazę by oczyścić ranę na głowie Nikodema, a następnie przykryć ją kolejną gazą.
Spojrzałem na udo chłopaka, ale było wyraźnie… zmiażdżone. Ciarki mnie przeszły po plecach. Nie chcąc urazić rany delikatnie się pochyliłem by sprawdzić oddech chłopaka, a następnie jego puls.
– Oddycha, ale nie chcę go ruszać, bo nie wiem co z jego kręgosłupem, a jego noga nie wygląda dobrze – powiedziałem niepewnie do pana Błażeja, który tylko kiwnął głową, czochrając mnie po włosach, a następnie ujął dłoń swojego syna.
– Trzymaj się, mały. Wiem, że mnie nie cierpisz, ale jesteś dla mnie ważny – powiedział, wzdychając ciężko z świecącymi od łez oczami.
– Błażej, a co z jego koniem? – zapytał pan Seweryn.
– Zajmiemy się nim potem. Najpierw mój syn.
Słysząc to przygryzłem wargę. Zdążyłem już lekko poznać Nikodema i wiedziałem, że się zdenerwuje.
– Będzie zły.
– Jak diabli – powiedział mężczyzna z czułym uśmiechem, spoglądając na syna. – Ale to nic. Teraz to on jest najważniejszy.
Gdy karetka przyjechała pan Błażej pojechał z nimi. Natomiast my z panem Sewerynem wróciliśmy do domu by powiadomić o wszystkim Mikołaja, który po spakowaniu kilku rzeczy pojechał do szpitala. Pan Seweryn zabrał kilku pracowników by zająć się koniem Nikodema. Reszta rodziny starszego chłopaka siedziała w kuchni zmartwiona. Widziałem wyraźnie jak Maciek przełyka gulę zalegającą mu w gardle. Mogłem się tylko domyślać, że w najbliższym czasie zmieni swój stosunek do starszego brata, którego miałem nadzieję zobaczyć niedługo w pełni sił…


Nikodem

                „Pić” – pierwsza myśl, która przeleciała mi przez głowę, gdy zaczęła mi wracać świadomość. – „Pić”.
                Głowa pulsowała mi tępym bólem. Docierały do mnie jakieś niewyraźne, przytłumione głosy, które tylko potęgowały ból głowy. Czułem jak po skroni spływa mi kropla potu, ale zaraz ktoś ją starł, kładąc dłoń na moim policzku. Odruchowo starałem się odwrócić głowę w storę dłoni, co spotkało się z kolejną falą bólu głowy. Jęknąłem cicho i zacisnąłem jeszcze bardziej powieki. Chciałem zwilżyć spierzchnięte wargi, ale nawet otworzenie ust sprawiło mi problem. Przytłumione głosy z każdą chwilą stawały się wyraźniejsze jednak nie byłem w stanie stwierdzić ile osób znajduje się koło mnie
                „Pić”
                Nagle poczułem na wargach wilgoć. Kiedy zorientowałem się, że to woda postarałem się z całych sił otworzyć jak najszerzej usta. Ktoś przykładał mi do warg kawałek jakiejś waty czy gazy nasączonej wodą
                – Dlaczego się nie budzi, doktorze? – usłyszałem czyjś głoś, ale nie byłem w stanie określić do kogo on należy.
                – Dajmy mu trochę czasu – kolejny głos.
                – Nikodem, dziecko drogie, wróć do nas – ponownie ktoś dotknął mojego policzka.
                – Tato, ja też chcę mu coś powiedzieć – usłyszałem trzeci głos, tym razem dziecięcy.
                Dłoń, która do tej pory głaskała mnie po policzku zniknęła. Zastąpiły ją dwie mniejsze. Jedna głaskała mnie po policzku, a druga po włosach.
                – Nikodem, – odezwał się dziecięcy głos – nie śpij już. Jak teraz będziesz cały czas spał to potem nie zaśniesz do końca świata.
                Naprawdę chciałem się uśmiechnąć, ale moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. To co przed chwilą usłyszałem rozczuliło mnie. Wiedziałem, że muszę się wysilić i otworzyć oczy, albo chociaż spróbować. Stęknąłem ciężko jak po długim biegu i z wielkim wysiłkiem poruszyłem palcami prawej dłoni.
                – Nikodem?
                Zmarszczyłem nos i uchyliłem lekko powieki. Jednak od razu je zamknąłem przez oślepiającą jasność panującą w pomieszczeniu.
                – Nikodem, dziecko, słyszysz mnie? – Ktoś chwycił mnie za rękę, chyba tato Mikołaj. – Otwórz oczy, synku.
                Ponowiłem próbę. Tym razem najpierw otworzyłem jedno oko, a zaraz za nim drugie. Przymrużyłem powieki i zacząłem mrugać intensywnie.
                – Błażej, zawołaj lekarza.
                Ból głowy ponownie się nasilił, przez co ponownie zacisnąłem powieki. Po chwili usłyszałem jak ktoś wchodzi do pomieszczenia i podchodzi blisko mnie.
                – Nikodem, słyszysz mnie? – zapytał ktoś niskim głosem.
                Kiwnąłem powoli głową, nie chcąc by ból jeszcze bardziej się nasilił. Otworzyłem oczy i spojrzałem na mężczyznę w białym stroju. Pochylił się nade mną i poświecił mi latarką po oczach.
– Źrenice rozszerzone. Nie wrócił jeszcze do końca do siebie i zapewne jest bardzo skołowany.
W czasie, gdy mężczyzna mówił ja zdążyłem się mniej więcej zorientować kto znajduje się w pomieszczeniu. Widziałem tatę Mikołaja, ojca, małego Filipka i wydaje mi się, że jeszcze Maćka.
– Pić… – chrypnąłem, ponownie zaciskając powieki z bólu.
– Przykro mi, Nikodem, ale na razie twoją jedyną formą nawadniania organizmu jest kroplówka i patyczek owinięty nasączoną wodą gazą – powiedział lekarz. – Miałeś sporo szczęścia. Teraz musisz jak najszybciej wydobrzeć, bo rodzina na ciebie czeka.
Westchnąłem tylko i przekręciłem powoli głowę na bok. Najbliżej mojej twarzy stał Filipek, który z konsternacją mi się przyglądał. Wysiliłem się na uśmiech.
– Nikodem, tak się cieszę, że do nas wróciłeś – powiedział tato z ulgą w głosie i pochylił się nade mną, całując moje czoło. – Tak się o ciebie martwiliśmy.
Chciałem złapać go za rękę, ale nie byłem w stanie podnieść dłoni. Na szczęście tato wyczuł co chciałem zrobić i sam chwycił moją dłoń, zaczynając kciukiem głodzić jej wierzch.
Nagle poczułem pewien dyskomfort. Był on związany z tym, że poczułem iż jestem zacewnikowany. Nie było to cudowne uczucie. Zwłaszcza dla mężczyzny.
– Myślę, że powinniśmy dać Nikodemowi odpocząć – powiedział ojciec.
Mimo naszych nie za dobrych relacji musiałem przyznać mu rację. Czułem się wykończony. Dodatkowo ból głowy tylko wzmagał moje zmęczenie. Mimo to nie byłem pewny czy chcę ponownie zasypiać.
– Spokojnie, Nikodem – tato jakby czytał mi w myślach. – Śpij synku. Będę tu, gdy się obudzisz – obdarzył mnie czułym uśmiechem.
Wciąż nie puszczał mojej dłoni, nadal gładząc ją delikatnie. Przymknąłem oczy i momentalnie odleciałem.

***

Gdy ponownie się obudziłem moje ciało trawiła straszna gorączka. Po skroniach spływał mi pot, a ból głowy był nie do wytrzymania. Jęknąłem boleśnie i napiąłem mięśnie czym sprawiłem sobie dodatkowy ból, ale był to odruch bezwarunkowy. Ból był okropny.
– Nikodem, spokojnie – usłyszałem szept nad sobą. – Wezwałem lekarza. Zaraz tu będzie.
„Ojciec? Ale co on tu robił?” Uchyliłem powieki i spojrzałem w jego stronę zamglonym spojrzeniem.
– Spokojnie – powtórzył.
Po chwili do sali wszedł lekarz z pielęgniarką.
– Co się dzieje? – zapytał, sprawdzając moje parametry życiowe. – Siostro, proszę zmierzyć temperaturę.
Pielęgniarka podeszła do mnie i przyłożyła mi do czoła termometr. Piekielne urządzenie pisnęło, wydając wysoki dźwięk.
– Czterdzieści stopni, doktorze.
– Nie dobrze. Musimy zbić tą gorączkę. Proszę przynieść lek przeciwgorączkowy i zimne okłady.
– Doktorze, co się dzieje? – zapytał mój ojciec, gdy pielęgniarka wyszła.
– Konsekwencje wstrząśnienia mózgu. Proszę się nie martwić, poradzimy sobie z tą gorączką.
Stęknąłem z bólu i odrzuciłem głowę na bok.
– Spokojnie, mały – ojciec pogładził mnie po włosach, a lekarz zaśmiał się cicho.
– Taki mały to on nie jest. Wygląda jak koszykarz.
– To prawda, ale daleko mu do niego.
Gdy wróciła pielęgniarka z lekami i zimnym okładem lekarz zaaplikował mi do kroplówki lek, a ojciec położył na moim czole okład. Reszty nie pamiętam, bo odpłynąłem.


***

– Czemu po mnie nie zadzwoniłeś? – usłyszałem tatę Mikołaja.
– Kochanie, była trzecia nad ranem.
– No i co z tego? To mój syn i powinienem przy nim być w takich chwilach.
– To nie jest małe dziecko, Mikołaj.
– To moje dziecko! – wzburzył się tato.
– Proszę, nie kłóćcie się z mojego powodu – wychrypiałem cicho.
Tato odwrócił się w moją stronę. Uśmiechnął się czule i podszedł do mojego łóżka, siadając na jego skraju.
– Jak się czujesz, synku? – zapytał, przeczesując moje włosy. – Słyszałem, że w nocy dostałeś wysokiej gorączki.
– Już jest dobrze, nie martw się – wyszeptałem, gdyż przez nienawilżone gardło nie mogłem mówić głośniej. – Możesz mi powiedzieć co się stało?
– Nie pamiętasz? – zapytał zdziwiony tato.
– Nie do końca – zmarszczyłem brwi. – Pamiętam, że spadłem z Danona i… – nagle mnie olśniło. – Co z Danonem?
Tato obejrzał się niepewnie na ojca, przygryzając wargę. Zmartwiłem się widząc ich miny. Coś było na rzeczy i pewnie znowu nie chcieli mi powiedzieć.
– Tato? – ponagliłem.
– Kochanie…
– Danona już z nami nie ma – wyprzedził go ojciec.
Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na ojca. Nie chciałem do siebie dopuścić tej myśli.
– Jak to go nie ma?
– Kazałem go uśpić. Miał złamaną nogę w trzech miejscach. Nawet gdyby udało się ją wyleczyć do końca życia stałby w boksie. Nie nadawałby się już pod siodło.
Zatkało mnie. Mój ojciec uśpił mojego konia. Podjął tą decyzję bez mojej zgody. Uśmiercił jedyną istotę, która mnie w jakimś stopniu rozumiała. Nawet nie zorientowałem się, że po policzkach zaczęły mi płynąć łzy.
– Jak mogłeś? – szepnąłem. – Jak mogłeś mi to zrobić? – spojrzałem na ojca załzawionymi oczami.
– Nikodem…
– Nienawidzę cię… – przerwałem mu. – Nienawidzę!


Tristan

Zwolniłem się z lekcji około godziny dwunastej. Miałem pojechać razem z Mikołajem i Maćkiem do szpitala by zobaczyć się z Nikodemem. Byłem naprawdę podekscytowany, ale gdy przekroczyłem próg domu Nikodema mój entuzjazm troszkę opadł, słysząc sprzeczkę między rodzicami chłopaka.
– Nie ma sensu byś jechał. Wiesz, że jest na ciebie zły.
– A nie powinien. Zrobiłem to co musiałem.
– Tak, ale to nie on powiedział głośno, że się na to zgadza. To nie jego głos był decydującym. Nie pożegnał się nawet z Danonem, a wiesz  jak ważny dla niego był. Zresztą, ty akurat powinieneś go rozumieć najlepiej. Pamiętasz jak ciężko było ci uśpić Ducha?
– To było co innego – powiedział niewyraźnie.
– To samo. Tylko, że w przypadku Ducha to ty podjąłeś decyzję. Dorze wiesz, że go to boli i rozumiesz w środku, o tu – powiedział Mikołaj, a gdy wszedłem niepewnie do kuchni zobaczyłem jak trzyma dłoń na piersi pana Błażeja.
– Masz rację – mruknął niemrawo.
– Dzień dobry – przywitałem się.
– O, Tristan, już jesteś. Zaraz będziemy się zbierać tylko jeszcze Maciek musi skończyć się szykować.
– Jak pojedziecie to chyba zacznę szukać nowego konia, co? – odezwał się pan Błażej.
Mikołaj się uśmiechnął i pocałował mężczyznę lekko w usta, na co speszyłem się lekko.
– Świetnie. Początek może być trudny, ale wiem, że w końcu pokocha swojego nowego konia. – powiedział i znów pocałował mężczyznę, a ja odwróciłem wzrok.
– Tato! Nie rób tego przy biednym Tristanie. Speszyliście go – powiedział Maciek, schodząc na dół.
W rękach trzymał niewielki pakunek. Mikołaj zachichotał tylko, zabierając ze stołu plecak oraz kluczyki od samochodu.
– Wybacz, skarbie – powiedział, na co ja się tylko uśmiechnąłem. 
W aucie Mikołaj włączył jakąś płytę i z rozmarzonym uśmiechem ruszył w drogę. Spojrzałem pytająco na Maćka.
– Nie przejmuj się. Tata tak zawsze. To jest składanka jego i taty Błażeja. Wiesz, piosenki, których razem słuchali zanim urodził się Nikodem i tak dalej. Tata zawsze mówi, że przywołują wspomnienia.
Kiwnąłem głową. 
– A co ty wieziesz ze sobą?
– To? To jest prezent dla Nikodema. Wiesz, muszę go przeprosić – powiedział cicho. – A to może być trudne.
– Nie znam może Nikodema zbyt długo, ale na pewno nie będzie to proste – powiedziałem z uśmieszkiem.
– Taa. 

***


W szpitalu zaczęło się od wielkich przeprosin Maćka, które Nikodem przyjął z przymrużeniem oka, przynajmniej dopóki młody się nie rozkleił.
– No już, młody, nie jestem zły, okay? Przecież wiesz, że nie chciałem się wtedy czepiać. Martwię się tylko o ciebie i Filipka, bo jesteście moimi braćmi. Jesteś jeszcze dzieciak i masz czas na chłopaka – powiedział, czochrając młodego po głowie.
– Ja wiem. I strasznie się bałem, że będzie z tobą źle. Tata Błażej wyglądał na tak przestraszonego, a on przecież zwykle się aż tak nie przejmuje, więc…
– No już, już. Jestem cały.
– Jesteś pewien? – zapytałem z uśmiechem, spoglądając na jego nogę i posyłając mu głupi uśmieszek.
– O, marchewa! Poczekaj chwilę, wytulam tylko mojego braciszka i zaraz sobie z tobą pogadam – powiedział nagle, poważniejąc.
Maciek dał Nikodemowi nowe słuchawki do telefonu. Wydał na nie całe swoje kieszonkowe. Widać było na pierwszy rzut oka, że Nikodem jest szczęśliwy. Biorąc pod uwagę stratę Danona musiał być to pierwszy raz od wypadku. Mikołaj natomiast przywiózł chłopakowi obiad by nie musiał jeść szpitalnego świństwa, ale po zjedzeniu i krótkim odpoczynku chłopak zwrócił się do mnie.
– Powiedziałeś swoim rodzicom? – zapytał, a ja spojrzałem na niego zaskoczony.
– O czym? – Widząc jego minę od razu zrozumiałem. – Znaczy… Oui, oui! (tak, tak) Powiedziałem i tata załatwił tą już sprawę.
– Tak? A pochyl się no tu – polecił.
Spojrzałem na niego zdezorientowany, zerkając na Mikołaja i Maćka, którzy siedzieli, przyglądając się chłopakowi. Pochyliłam się lekko, a Nikodem przejechał po moim policzku mokrą chusteczka, odsłaniając mój siniak.
– I co mi teraz powiesz? – zapytał ze złośliwym uśmieszkiem.
Spuściłem głowę zażenowany.
– O Boże… Tristan co ci się stało w policzek?
– Nic takiego, naprawdę – powiedziałem, zerkając błagalnie na Nikodema.
Chłopak westchnął tylko.
– Tato, spokojnie. Ja to z nim omówię, okay? Możesz mi przynieść gorącą czekoladę?
Mikołaj nie wyglądał na przekonanego, ale Maciek wyciągnął go z sali.
Nicodème, proszę nie mów o tym nikomu. Ja naprawdę to załatwię.
– Słuchaj, głupku, może i mnie wkurwiasz, i zabrałeś mi miejsce w kadrze, ale serio nie chcę by cię dręczyła jakaś grupka niedorozwojów.
– Miejsce w kadrze? Attendez, quoi? (czekaj co?) Co ty mówisz? Przecież mówili, że jak zostaniesz odwieszony to będziesz mi pomagał w kadrze – powiedziałem zdziwiony.
– Co?



Nikodem

Spojrzałem na Tristana jak na wariata.
– Kto ci tak powiedział? – zapytałem.
– Twój ojciec – powiedział cicho.
– A powiedział ci kiedy to nastąpi? – prychnąłem. – Jakbyś jeszcze nie wiedział to uśpił mi konia, więc na razie możesz sobie pomarzyć, że w czymś ci będę pomagał. Mój ojciec specjalnie ci tak powiedział, bo nie chciał byś czuł się winny temu, że odebrałeś mi miejsce w kadrze – powiedziałem zezłoszczony. – Co on sobie myśli? Uśpi mi konia, a tobie będzie wmawiał jakieś głupoty.
– Ja nie chciałem ci nic odebrać. Twój tata powiedział…
– Nie wierzę w ani jedno słowo mojego ojca! – uniosłem się.
Odkąd na świecie pojawił się Maciek zawsze byłem na drugim planie. Miałem wtedy tylko sześć lat, a już otrzymywałem uwagę tylko od taty Mikołaja. Ojciec był dla mnie jak obcy mężczyzna mieszkający w naszym domu. Całe dnie spędzał z Maćkiem. Młodszy brat był jego oczkiem w głowie. Od tamtego czasu jego stosunek do mnie diametralnie się zmienił. Niemo kazał mi radzić sobie samemu od małego. Jedynie tato Mikołaj okazywał mi pełną paletę uczuć. Pozwalał mi poczuć się kochanym.
– Nikodem? – Tristan sprowadził mnie na ziemię. – Dobrze się czujesz?
– Tak, wszystko w porządku. Przepraszam cię, ale czy mógłbyś już wyjść? – zapytałem, spoglądając w stronę okna.
– Coś źle powiedziałem? Uraziłem cię? – zmartwił się piegus.
– Nie, po prostu chciałbym zostać na chwilę sam.
– No… No, dobrze. Do zobaczenia – powiedział i po chwili wyszedł.
Westchnąłem ciężko i przymknąłem powieki. Poczułem pod nimi wilgoć. Nie pamiętam kiedy ostatni raz rozmawiałem z ojcem na spokojnie. Po prostu nie potrafiłem tego robić i myślę, że on też. I chociaż mam świadomość tego, że ojciec kocha mnie na swój sposób to braku okazywania tej miłości w dzieciństwie nie naprawi. Już za późno. Nie jestem już sześcioletnim chłopcem, który stracił ojca.

***

Miesiąc później.
                – Nikodem! – tato Mikołaj zawołał mnie z parteru.
Ostrożnie podniosłem się z łóżka i lekko jeszcze utykając wyszedłem z pokoju i podszedłem do barierki schodów.
– Co się stało? – zapytałem, wychylając się delikatnie.
– Przywieźli nowego konia. Przejdziesz się ze mną go oglądnąć?
– Nowy koń? – zdziwiłem się. – Tak, z chęcią pójdę go zobaczyć. Wezmę tylko bluzę z pokoju.
– Czekam w przedpokoju – powiadomił mnie tato.
Zgarnąłem swoją czarną bluzę i powoli zszedłem na dół. Tato czekał na mnie w przedpokoju. Gdy założyłem buty i bluzę, wyszliśmy z domu. Mikołaj chwycił mnie pod ramię i uśmiechnął się do mnie tajemniczo. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale znając mojego tatę to wszystkiego mogłem się spodziewać.
Przed stajnią stał koniowóz, a obok niego mój ojciec i jakiś facet. Zapewne kierowca, który dostarczył konia. Podeszliśmy bliżej.
– Dobra, zobaczmy to cudo – powiedział ojciec, pomagając facetowi otworzyć drzwi furmanki.
Kiedy ojciec wyprowadził z koniowozu konia szczęka mi opadła do samej ziemi. Był piękny. Kary wałach z dwoma białymi skarpetkami na tylnich nogach. Miał założony czarny, ocieplany kantar, który idealnie wpasował się kolorystyką z jego sierścią.
– Piękny sześciolatek – skomentował mój ojciec, głaskając konia po pysku. – A jaki spokojny. Będzie idealny.
– Błażej – odezwał się tato Mikołaj.
Ojciec odwrócił się w naszą stronę. Jego wzrok zatrzymał się na mnie.
– Nikodem, podejdź do mnie, proszę.
Zdziwiłem się, ale puściłem tatę Mikołaja i powoli podszedłem do ojca. Błażej pogłaskał jeszcze raz nowego konia po pysku, po czym wręczył mi do rąk czarny uwiąz.
– Nikodem, poznaj Szamana – powiedział, wskazując na konia. – To holenderskiej hodowli wałach po świetnym ogierze. Idealny do skoków.
Czegoś tu nie rozumiałem.
– Ten koń… Jest dla mnie? – zapytałem, spoglądając na ojca niepewnie.
– Tak.
 Spojrzałem na konia. Rzeczywiście był piękny, ale gdzieś z tyłu głowy miałem dziwne wrażenie, że ojciec chce bym zapomniał o Danonie. Że próbuje mnie przekupić nowym koniem. Oddałem ojcu uwiąz.
– Możesz go zabrać. Nie chcę go – powiedziałem, nie patrząc ani na konia ani na ojca.
– Co ty opowiadasz, Nikodem? – zdziwił się Błażej.
– Myślisz, że zapomniałem co zrobiłeś z Danonem? Nie chcę by on skończył tak samo – wskazałem na konia.
– Nikodem, posłuchaj mnie, ja… – zaczął ojciec, ale mu przerwałem.
– Nie chcę cię słuchać! – krzyknąłem, łapiąc się za włosy na głowie.
W jednej chwili przy moim boku stanął tato Mikołaj i objął mnie.
– Spokojnie – szepnął mi na ucho i pogłaskał mnie po włosach. – Błażej, zaprowadź Szamana do stajni i przyjdź do domu.
Słyszałem jak ojciec wzdycha i po chwili odchodzi wraz z koniem. Natomiast ja z tatą wróciliśmy do domu.
– Nikodem, nie możesz tak odpychać od siebie ojca – powiedział tato, gdy usiedliśmy w kuchni. – On cię bardzo kocha.
– To dlaczego mi tego nie powie?
– Kocham cię, synu – usłyszałem po chwili głos ojca.
Odwróciłem się w stronę wejścia do kuchni i otworzyłem szeroko oczy. Czy to możliwe, że ojciec właśnie powiedział, że mnie kocha?


Tristan

Po ostatnich odwiedzinach w szpitalu więcej się tam nie pojawiłem. Choć było mi troszkę smutno to wolałem nie pokazywać się Nikodemowi na oczy. Chłopak był na mnie zły. Wręcz obwiniał mnie o coś czego nie zrobiłem. Najlepszym rozwiązaniem było unikanie go. Najłatwiej było, gdy był w szpitalu. Później było już ciężej. Większość czasu spędzałem w stajni ze Spotem, a w domu chłopaka pojawiałem się tylko na obiad. 
Tamtego dnia czułem się jeszcze gorzej. Sytuacja z Nikodemem, a do tego po raz kolejny chłopaki w szkole mnie dorwali, sprowadzając do parteru jak dziwkę. Dlatego po przyjeździe od razu poszedłem do boksu Spota. Ze zdziwieniem zauważyłem tam nowego konia. Tabliczka przedstawiała go jako „Szamana”. Był pięknym koniem i nie mogłem oderwać od niego wzroku. Po prostu cudo. Niepewnie wyciągnąłem dłoń w stronę konia, a gdy nie zareagował jakoś gwałtownie pogłaskałem go delikatnie.
– Szymynie, ale jesteś śliczny – powiedziałem z uśmiechem, co się chyba nie spodobało Spotowi, bo prychnął niezadowolony. 
– Szymynie. Ha, ha, ha! Piegusku tu pisze Szaman, a nie Szymyn – powiedział ze śmiechem ktoś za moimi plecami.
Gdy tylko się odwróciłem zobaczyłem Nikodema prowadzącego konia Maćka, na którym wciąż siedział chłopak.
– Cześć, Tristan. Nie przejmuj się nim. Po prostu po weekendzie ma istnie dobry humor – powiedział rozbawiony młodszy, za co dostał sójkę w bok.
– Siedź cicho młody i zabieraj swojego konia, bo z tego co pamiętam mówiłeś, że Kuba ma być za niedługo, a jeśli tata Mikołaj go dorwie to nie wypuści go z kuchni.
Na to Maciek od razu zeskoczył z konia i ruszył z nim w stronę boksów. Spojrzałem niepewnie na Nikodema, który wyjątkowo uśmiechał się do mnie dość miło.
– Bonjour. (dzień dobry) – powiedziałem cicho.
– Hej. A ty co tak się przymilasz do Szymyna? – zapytał ze złośliwym uśmieszkiem, powtarzając mój wcześniejszy błąd.
– Nie przymilam się do Szamana. Po prostu podziwiam go, bo jest piękny.
– Uważaj, bo Spot się zrobi zazdrosny. – Uśmiechnąłem się tylko i pokręciłem głową.
– Nie będzie. Szaman stoi w boksie Danona, to znaczy, że jest twój?
– Tak jakby… Błażej mi go kupił, ale nie jestem przekonany co do niego. Znaczy nie chodzi mi o samego konia, bo wydaje się być naprawdę cudowny. Wiesz, rodowód, do tego uroda no i wydaje się łagodny, ale nie chcę zastępować Danona – powiedział.
Kiwnąłem głową.
– Rozumiem. Ja bym też nie umiał sobie poradzić ze stratą Spota. Jest moim jedynym przyjacielem – powiedziałem, zerkając na konia.
– Taa. Ja mojego straciłem i…
– I możesz zyskać nowego – powiedziałem, patrząc na chłopaka.
Nikodem poczochrał mnie nagle po włosach z uśmiechem. 
– Jesteś naprawdę mądry. Przynajmniej czasami. – Zachichotał, a ja trzepnąłem go w rękę.
– Ha, ha, ha. Very funny. (bardzo śmieszne)
– Nie strój min, królewno, tylko ogarniaj swojego kuca i…
– Tylko nie kuca – powiedziałem, unosząc podbródek.
Czułem, że muszę walczyć o dobre imię mojego konia.
– … na wybieg – dokończył. – Tata, prosił bym zaczął ci tłumaczyć wszystko byś mógł w najbliższym czasie trenować już z kadrą.
Zerknąłem na niego zaskoczony.
– Spokojnie, omówiłem to z nim i wszystko jest wyjaśnione. Jak już będę mógł jeździć i potrenuję z Szamanem to wrócę do kadry by być twoją niańką – powiedział z głupkowatą miną, na co westchnąłem ciężko, ale i uśmiechnąłem się lekko.

Miło było być choć przez chwilę traktowanym normalnie. Tak jakby mnie lubił.

8 komentarzy:

  1. Przeczytane, mogę iść spać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, co do błędów to widziałam jakąś literówkę.
    Jak na razie z waszych opowiadań to jest na 2 miejscu, bo 1 miejsce ma pierwsza część.
    Akira

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Fajnie wyszło.Czekam na dalej. I dzięki za rozdział:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie :)
    Na początku było trochę strasznie, już się bałam, że Nikodem nie będzie chodził czy coś ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło :)
    W końcu poznaliśmy tajemnicę, dlaczego Błażej tak traktuje swojego syna, ale w moich oczach nadal go to nie usprawiedliwia, minione lata już nie wrócą.
    A gdzie się podziała dziewczyna Nikodema? Zaginęła w akcji? Jej chłopak był ranny, a ona go nawet nie odwiedziła?(Jak dla super ;) )
    Dlaczego Tristian nie przyzna się rodzicom, że jest bity, a jak nie rodzicom to chociaż bratu, niefajne jest to, że ktoś się na nim wyżywa. Przecież on nic nikomu nie zrobił.
    Poznamy w następnym rozdziale chłopaka Maćka?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się. Pominęłyście dziewczynę Nikodema, a myślę, że ona ma duże znaczenie w tym opowiadaniu jeśli N i T mają być razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnie pominęłyśmy ją w tym rozdziale. Wszystko się później wyjaśni.
      #freak

      Usuń
  6. Błażej tak nagle się ocknął, że ma starszego syna? Mam nadzieje, że po tym wreszcie wyciągnie głowę ze swojego tyłka i porozmawia z Nikodemem, bo mają o czym. Na miejscu Nikodema pewnie też miałabym uraz do ojca po takim traktowaniu. Świetny rozdział. Czekam na więcej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    ech Tristian nikt nie wie i może być jeszcze cięžej, Nikodem czemu po tylu godzinach i czemu nie zapytał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)