czwartek, 17 marca 2016

Spotted Love 6

Dziękujemy za wszystkie komentarze!


Spotted love

Rozdział 6

Nikodem
                – Załóż mu jeszcze owijki – powiedział ojciec podchodząc do drzwiczek boksu Szamana.
                Przygotowywałem właśnie konia do treningu. Oczywiście ze względu na udo nie mogłem jeszcze jeździć w siodle, ale trening bez siodła był bardzo dobrym ćwiczeniem, więc nie odmówiłem, gdy ojciec mi go zaproponował.
                – Spoko – powiedziałem, zakładając wałachowi uzdę.
                Błażej uśmiechnął się krótko, po czym skierował się w kierunku krytej ujeżdżalni.
                – Zawiń mu nogi i przyjdź na ujeżdżalnię – powiedział na odchodnym.
                Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i wyszedłem z boksu. Od czasu mojego wypadku trochę lepiej dogadywałem się z ojcem. Nie powiem, że było zajebiście, ale na pewno lepiej niż przedtem. Założyłem Szamanowi owijki, wyprowadziłem z boksu i zaprowadziłem na kryty maneż. Ojciec już tam na mnie czekał.
                – Pomóc ci wsiąść na niego? – zapytał.
                – Nie, dzięki. Jeszcze mam siłę by na niego wskoczyć – powiedziałem i na dowód swoich słów odbiłem się mocno od ziemi i wskoczyłem na Szamana, który mocno zarzucił łbem.
                Zaśmiałem się i poklepałem go po szyi, na co zarżał wesoło.
                – Widzę, że wesołek z niego. – Ojciec również go poklepał. – Jak ci się na nim jeździ?
              – Bardzo dobrze – przyznałem. – Świetnie ze mną współpracuje. Co prawda nie skakałem na nim jeszcze, ale myślę, że dzisiaj mogę spróbować.
                – Nie jestem pewien czy to bezpieczne.
                – Przestań… tato – powiedziałem niepewnie i spojrzałem na niego.
                Nie pamiętam kiedy ostatni raz używałem tego określenia. Chyba jak byłem jeszcze małym dzieckiem. Potem się pokomplikowało. Gdy zauważyłem równie zagubione spojrzenie ojca odchrząknąłem i pogoniłem Szamana by ruszył stępem.
                – Dam radę – odezwałem się. – Nie od dziś przecież skaczę.
                – Nie o to chodzi Nikodem, dobrze wiesz. Martwię się o twoją nogę.
                – Spokojnie, będzie dobrze. Ustaw mi jakiś mały parkur. Chcę w końcu zobaczyć, co Szaman potrafi.
                – Niech ci będzie – skapitulował. – Ale jak nas Mikołaj przyłapie to sam się będziesz tłumaczył.
                – Spoko. – Zaśmiałem się.
                – Rozgrzej go – polecił ojciec, biorąc się za ustawianie parkuru.

               


                – Dobra, teraz okser. Widzę, że Szaman ma mnóstwo energii, więc przytrzymaj go trochę by nie wbił się w niego.
                – Okay – krzyknąłem, galopując w stronę oksera.
                Ojciec obserwował moje skoki z założonymi na piersi rękoma.
                – Dobrze – skomentował, gdy wylądowałem.
                Uśmiechnąłem się i poklepałem Szamana po szyi.
                – Występuj go – polecił, podchodząc do krzesła stojącego obok wejścia. Usiadł na nim i spojrzał na mnie, gdy do niego podjechałem. – Miałeś stępować.
– Przecież stępuje – powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem i zacząłem robić przed nim kółko.
                Ojciec westchnął i pokręcił głową.
                – Nikodem?
                – Hm?
                – Co się działo w nocy, że nie spałeś tylko włóczyłeś się po domu.
                Zatrzymałem Szamana i spojrzałem podejrzliwie na ojca.
                – Skąd wiesz? – zapytałem, mrużąc oczy.
                – Tato mi powiedział. Więc?
                Przygryzłem wargę i zastanowiłem się chwilę co mu powiedzieć. Przecież nie mogłem mu wyznać prawdy. Jeszcze tego by brakowało by ojciec dawał mi porady sercowe. Chciałem uniknąć tej rozmowy. Nie czułbym się komfortowe w jej trakcie.
                – Lunatykowałem – wypaliłem.
                Błażej spojrzał na mnie jak na wariata.
                – Przecież ty nie lunatykujesz.
                – Skąd wiesz?
                Ojciec zaśmiał się i podszedł do mnie.
– Nikodem, wychowywałem cię. Znam cię lepiej niż myślisz – uśmiechnął się trochę tajemniczo, po czym odszedł bez słowa.
Zostałem sam z istnym mętlikiem w głowie. Co jego słowa miały znaczyć? Czyżby domyślał się, że Tristan mi się spodobał? Nie, niemożliwie. Przecież nie potrafi czytać mi w myślach.
Nagle usłyszałem pikanie zegarka na mojej ręce. Przypomniałem sobie, że miałem odebrać brata i Tristana ze szkoły, więc szybko zeskoczyłem z konia i odprowadziłem go do stajni. Poprosiłem Maksa, który akurat przyjechał by zajął się Szamanem, a ja w tym czasie popędziłem się przebrać, po czym wsiadłem do samochodu i pojechałem najpierw po Tristana. Rudy mówił mi, że ma na pieńku z jakimiś dzieciakami, ale nie sądziłem, że jest aż tak źle. Gdy wszedłem na dziedziniec szkoły zauważyłem jak ciągną piegusa za budek szkoły by nikt ich nie widział. Czym prędzej się tam udałem. Gdy tylko wyszedłem zza winkla zobaczyłem jak jeden z chłopaków uderza Tristana w brzuch. Zagotowało się we mnie. Wkurzony podszedłem do nich i uderzyłem chłopaka w twarz. Ten zachwiał się, po czym upadł na ziemię.
– Spierdalać mi stąd, bo inaczej oberwie każdy po kolei – warknąłem i obrzuciłem ich wrogim spojrzeniem.
Dwóch osiłków, którzy trzymali Tristana zwiało gdzie pieprz rośnie. Szef całej bandy, któremu dałem w nos, pozbierał się jak najszybciej z ziemi i również uciekł. Odetchnąłem głęboko i odwróciłem się w stronę rudego. Nie wyglądał najlepiej. Trzymał się za uderzony brzuch i pojękiwał lekko z bólu.
– Młody? Wszystko dobrze? – zapytałem, chwytając go pod ramię.
                Chłopak pokręcił głową i jęknął ponownie.
                – Dasz radę iść? – zapytałem chociaż byłem przekonany, że nie da rady.
                Nie czkając na jego odpowiedź podniosłem go i zacząłem iść w stronę samochodu. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Po prostu poczułem wewnętrzną potrzebę zaopiekowania się Francuzikiem.


Tristan

Czułem się tym wszystkim przytłoczony. Niepewnie objąłem Nikodema ramionami wokół szyi. Robiło mi się niedobrze. Brzuch mi pulsował i naprawdę chciałem już móc się zwinąć w kulkę w łóżku i pójść spać. Chłopak wsadził mnie do samochodu.
– Jak bardzo cię boli?
– Niedobrze mi – wystękałem cicho.
Niko przeczesał moje włosy. 
– Czujesz, że będziesz wymiotował czy po prostu cię boli brzuch? Mam ci pomóc wysiąść? 
– Nie. Chcę po prostu już się schować w łóżku. Chcę przeczekać do jutra.
Chłopak spojrzał na mnie zmartwiony. Zapiął moje pasy, upewniając się czy nie naciskają na mój brzuch, a następnie ze schowka wyjął worek.
– Jeśli będziesz musiał wymiotować, po prostu to zrób – powiedział i zamknął drzwi.
Dość szybko podjechaliśmy pod szkołę Maćka skąd odebraliśmy jego i Kubę.
– Hej. O, widzę, że odebrałeś już Tristana. Muszę ci wreszcie przedsta… Tristan? Co ci się stało? – zapytał Maciek, zauważając mój stan.
– Nic takiego…
– Swoim rodzicom też tak mówiłeś? Boże, Tristan, oni nie dadzą ci spokoju. Gdybym wiedział, że nic nikomu nie powiesz, sam bym to już dawno zrobił – powiedział Nikodem z nutką irytacji i troski w głosie. – Oberwał w brzuch od jakiś chłystków, którzy go od jakiegoś czasu zaczepiają. 
Gdy dojechaliśmy na miejsce Maciek wysiał czym prędzej z auta.
– Powiem tacie by przyszykował jakąś maść na siniaki.
Niko kiwnął tylko głową i również wysiadł. Sięgnąłem do pasów by się odpiąć, ale zatrzymał mnie głos chłopaka.
– Poczekaj, zaraz cię wyciągnę.
Jak powiedział, tak zrobił, a następnie bez żadnego problemu zaniósł mnie do środka. Mikołaj już na nas czekał w salonie, stojąc obok kanapy. Pan Błażej siedział na fotelu najwyraźniej zdenerwowany.
– Połóż go na kanapie i niech wyjaśni mi co się dokładnie stało – powiedział Mikołaj, patrząc na mnie z niepokojem. 
– No, Tristan, powiesz głośno, co się stało? – zapytał Niko.
– Nic…
– Dalej będziesz twierdził, że nic? Ile to się ciągnie? Ja wiem od jakiś trzech miesięcy, a jak jest w rzeczywistości? Ja nie mam cierpliwości! Tato, chcesz to sobie rozmawiaj z tym małym głąbem, który pozwala by jakiś trzech osiłków go wyzywało czy tak jak dziś biło.
– Tristan, to prawda? Dziecko, nie ma co ukrywać takich spraw. Trzeba je rozwiązywać – powiedział, siadając obok mnie, a ja po prostu się rozpłakałem.
– Nie chcę by rodzice wiedzieli. Tacie będzie przykro.
– Tak, jak któregoś razu będzie cię musiał odebrać ze szpitala! Tristan! – krzyknął Nikodem.
– Nikodem! To trzeba na spokojnie załatwić – powiedział pan Błażej.
– Skarbie, twojemu tacie nie będzie przykro. Będzie chciał ci pomóc.
– Nie. Zacznie się martwić i obwiniać. Mama wykorzysta sytuację, zacznie powtarzać, że wyjazd to był zły pomysł i zaczną planować powrót. 
– Ci… Porozmawiamy o tym za chwilę, dobrze? Najpierw zobaczę twój brzuch. Podnieś sweter.
Niepewnie zrobiłem to. Od razu rzucił mi się w oczy robiący się z każdą chwilą coraz większy siniak.
– Nie wydaje mi się to bardzo poważne. Ale na pewno nie do zbagatelizowania.
– Może jak nie chcesz mówić rodzicom to powiedz bratu. On porozmawia z waszymi rodzicami – powiedział już o wiele łagodniej Niko, siadając na brzegu kanapy.
Przygryzłem wargę.
– Wiesz, że nie masz wyboru. Jak sam tego nie powiesz to moi rodzice ich powiadomią, gdy przyjadą po ciebie.
Westchnąłem ciężko, ale kiwnąłem głową, wciąż czując się nie najlepiej.
– To świetnie – powiedział Mikołaj.
Po nasmarowaniu mojego brzucha zaproponował mi drzemkę.
– Wyglądasz na zmęczonego. Niko dasz radę go zanieść na górę?
– Tak pewnie. Chodź, piegusku – powiedział, podchodząc do mnie powoli, a następnie podniósł mnie do góry.
Wszedł ze mną na piętro, zaniósł do swojej sypialni i położył pod kołdrą.
– Prześpij się. To ci dobrze zrobi – powiedział, muskając moje czoło ustami, a następnie wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi .

Nikodem
                Zszedłem na dół do kuchni gdzie urzędował Filipek z Kacperkiem. Pieczę nad nimi sprawował nie kto inny jak tato Mikołaj. Usiadłem na krześle przy stole i skrzywiłem się lekko na ból w nodze. Pomasowałem kontuzjowane udo dłonią.
                – Boli? – zapytał tato, podchodząc do mnie.
                – Trochę. Pewnie za bardzo ją przeciążyłem.
              – Niedobrze. – Pokręcił głową. – To pewnie przez dźwiganie Tristana. Mogłem poprosić Błażej by go zaniósł na górę.
                – Tato, spokojnie. Nic mi nie jest – uspokoiłem go, uśmiechając się lekko. – Zaraz mi przejdzie.
                – Nikodem, doskonale wiesz, że nie możesz bagatelizować takich bólów i dobrze wiesz dlaczego, mój drogi.
                Westchnąłem ciężko, ale uśmiechnąłem się pod nosem. Tato zawsze się o wszystkich tak troszczył. Jednak z tego co pamiętam największą opieką otoczony był Maciek. Wcześniej nie rozumiałem dlaczego, byłem za mały, ale gdy rodzice wytłumaczyli mi, że przy porodzie prawie straciłem brata wszystko stało się jasne. Maćko choruje na tę samą chorobę co tato, hemofilię. Dlatego rodzice prawie całą swoją uwagę poświęcali jemu, nie mnie. Nie mam żalu do Maćka, w końcu to nie jego wina. Do taty Mikołaja również, bo on dawał mi odczuć, że nie zostałem zepchnięty na boczny tor. Mam żal do ojca, bo gdy okazało się, że młody jest chory zapomniał o mnie. Dosłownie. Zdarzały się sytuację kiedy Mikołaj prosił go by mnie odwiózł do szkoły. Ojciec odpowiadał wtedy kogo? Może i byłem wtedy jeszcze dzieckiem, ale to bolało. Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Wymienialiśmy tylko pojedyncze zdania. Oczywistym jest, że nie nadrobimy straconych lat, ale miałem nadzieję, że teraz nasze stosunki się poprawią.
                – O czym tak rozmyślasz? – zapytał tato, podchodząc do roześmianych chłopców.
                – Przypomniało mi się jak powiedzieliście mi z ojcem, że prawie straciłem brata.
                Mikołaj uśmiechnął się smutno i pomógł Kacperkowi w ugniataniu ciasta na pierniki.
                – Tak, pamiętam to. Obwiniałem się wtedy, że to przeze mnie, bo to w końcu po mnie jest teraz chory.
                – Przestań, tato. Miliony ludzi na świecie choruje na hemofilię.
                – O czym rozmawiacie? – zapytał ojciec, wchodząc do kuchni.
                Podszedł do taty i pocałował go w policzek, a następnie powtórzył to na główce Filipka. Kacperka poczochrał po włosach.
                – Widzę, że nie muszę się martwić o podwieczorek. Mali kucharze już o tym pomyśleli – powiedział, a chłopcy zaśmiali się. – Jak tam Tristan? – zapytał, zwracając się w moją stronę.
                – Śpi – odpowiedziałem krótko.
                – Nie wiem czy dobrym pomysłem jest go posyłać jutro do szkoły – powiedział tato, powątpiewając.
                – Zobaczymy rano.
                Razem z tatą pokiwaliśmy głowami.
                – Niko, mógłbyś wziąć dziś Filipka na noc do siebie? – zapytał tato, wkładając pierwszą porcję pierników do piekarnika.
                – Czemu? – zdziwiłem się.
                Tato spojrzał niepewnie na ojca, ale w końcu powiedział.
                – Kuba dzisiaj u nas nocuje.
                Ojciec wciągnął gwałtownie powietrze i spojrzał na męża.
                – Dlaczego ja o tym nic nie wiem?
                – Maciek przyszedł zapytać się mnie, bo wiedział, że ty mu na to nie pozwolisz.
                – Dobrze wiesz dlaczego. On ma piętnaście lat!
                – Daj spokój, staruszku – zagruchał Mikołaj, podchodząc do ojca i siadając mu na kolanach. – Obiecali, że nie będą robić brzydkich rzeczy.
                Zaśmiałem się na to stwierdzenie. Poza tym zawsze bawiło mnie to jak ojciec miękł przy tacie.
                – No dobra – burknął. – Ale jeśli pod moim dachem Kuba położy choćby palec nie tam gdzie powinien to może zapomnieć, że kiedykolwiek tu jeszcze wejdzie.
                Tato przewrócił oczami tylko i pocałował ojca.
                – No już, ochłoń trochę, staruszku – poklepał go po policzku i podniósł się z jego kolan.
                – Staruszku? – szepnął do siebie ojciec.
                Zaśmiałem się na te jego przemyślenia i podniosłem się.
                – Tato, ojciec przeżywa tego staruszka – powiedziałem zanim wyszedłem z kuchni.
                Usłyszałem jeszcze jak Filipek mówi ojcu, że wcale nie jest taki stary, a tato śmieje się głośno. Pokręciłem z uśmiechem głową i udałem się na piętro. Maćka z Kubą jeszcze nie było w domu. Zapewne jeździli konno albo obściskiwali się gdzieś na sianie. Nie chcąc budzić Tristana postanowiłem skorzystać z komputera brata. Wszedłem do jego pokoju i usiadłem za biurkiem. Włączyłem laptopa. Jakież było moje zdziwienie kiedy na ekranie pojawiło się zdjęcie Maćka w czarnych, grubych pończochach, dużej, czarnej koszulce z nadrukiem Rolling Stones i mocnym, wyzywającym makijażu. Zdjęcie na pewno nie było robione przez amatora. Od razu wiedziałem, że to robota wujka Konrada. Na zdjęciu Maciek leżał na białym prześcieradle. Palec jednej dłoni miał przy wargach, a drugą rękę wyciągniętą do góry przez co jego koszulka z jednej strony się podwinęła i ukazała czarne, koronkowe majtki. Nie wiem czemu, ale zapragnąłem zobaczyć Tristana w takiej pozycji. Nie Sylwii, a Tristana.
                Odpuściłem sobie jednak siedzenie na komputerze. Opuściłem pokój brata i skierowałem się do swojego. Nie chcąc hałasować wziąłem książkę i położyłem się na materacu, zagłębiając się w lekturze.


Tristan

Ziewnąłem szeroko. Gdy uchyliłem oczy pierwsze, co zobaczyłem to okładka książki oraz widoczna zza niej czupryna włosów.
– Hej – powiedziałem lekko zachrypniętym głosem.
– Wstałeś? To dobrze. Tata kończy właśnie gotować obiad – powiedział, siadając.
Odłożył książkę obok materaca, uśmiechając się do mnie.
– Potem zadzwonisz do swojego brata, tak?
Skrzywiłem się lekko.
– Bez takich min, bo inaczej ja zadzwonię.
Kiwnąłem niechętnie głową i wstałem powoli z łóżka. 
– To co? Idziemy na dół? 
– Tak. Czujesz się lepiej czy może ci pomóc zejść? – zapytał, wstając powoli.
Skrzywił się przy tym lekko. Widząc to od razu pokręciłem głową.
– Jest okay.
Na dole Mikołaj wciąż się kręcił w kuchni, podczas gdy reszta siedziała już przy stole.
– Tato, im też możesz nałożyć!
Mikołaj spojrzał na nas.
– O, dobrze, że wstałeś, Tristan. Powinieneś coś zjeść – powiedział, przynosząc jedzenie do jadalni.
Niko odsunął mi krzesło od stołu. 
– Siadaj grzecznie na tyłku…
– Krągłym, cholernie kręcącym cię tyłku – dopowiedział Maciek.
– Maciek! – powiedzieli głośno Niko i Mikołaja.
– Na tyłku. Tata ma rację. Musisz zjeść.
Maciek zagwizdał tylko. Nikt już jednak nic nie powiedział. Zamiast tego zabraliśmy się za jedzenie. Obiad jak zwykle był przepyszny, a pierniczki ? Niebo w gębie.
– Są przepyszne! – odezwałem się pierwszy raz przy stole sam z siebie.
– My piekliśmy! – powiedział Filipek z uśmiechem. – A wiesz, że będę spał dzisiaj w pokoju Nikodema? Więc nie tylko z nim, ale i z tobą.
– Przyzwoitki potrzebują – powiedział Maciek.
– Nie wydaje mi się. Ale wy na pewno. Twoja szafa uff… - Powachlowałem się dłonią z uśmiechem.
– O czym on… – zaczął pan Błażej, ale Niko ze śmiechem mu przerwał.
– Nie przejmuj się, on żartował. A my może faktycznie potrzebujemy przyzwoitki. Przecież ty na mnie lecisz – powiedział ze śmiechem, na co spłonąłem rumieńcem.
– Przecież to niechcący było.
– Ja swoje wiem. A teraz wstawaj i idziemy do salonu. Telefon w łapkę i dzwonisz do swojego brata.
Jak na skazanie podniosłem się powoli. Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni, usiadłem na sofie i wybrałem numer do brata.
– Halo?
Salut mon fere! (cześć braciszku)
– Jak rodzice?
– W porządku. Mama nie może nacieszyć się butikami i możliwością chodzenia na zakupy. Alle ty nie zagaduj, tylko mów z jakiego powodu dzwonisz.
Przełknąłem ślinę.
– No bo… Ty zawsze mi pomożesz, prawda?
– Oczywiście.
– I jak bym cię poprosił to byś mógł przyjechać?
– Pewnie, że tak. Zresztą i tak do was przylecę. Dziesiątego grudnia. Więc za jakieś trzy tygodnie.
– A gdybym powiedział ci, że potrzebuję cię już teraz? – zapytałem niepewnie. 
– To bym załatwił to tak by przylecieć. Ale Tristan, powiedz, co się dzieje?
– Bo w tej nowej szkole to mnie nie lubią. Znaczy, jest takich trzech chłopaków i oni… – Nie dałem rady. Zacząłem płakać. Z nerwów się zapomniałem i niczym z karabinu zacząłem brata zasypywać informacjami, mówiąc po francusku. Gdy skończyłem wreszcie mówić poczułem dłoń Nikodema na moich włosach. Chłopak uśmiechał się do mnie.
– W porządku, Tristan. Porozmawiam z rodzicami jak tylko wrócą z miasta, a na razie poszukam biletów by przylecieć razem z nimi w niedzielę. A w poniedziałek pójdę z tobą i załatwimy tą sytuację – powiedział spokojnie.
Poczułem się jakbym znów był małym chłopcem.
–  Merci. (dziękuję)
– Nie ma problemu. A możesz mi na chwilę dać do telefonu kogoś? Nikodema albo któregoś z jego ojców?
– Niko, mój brat chciałby porozmawiać.
Chłopak tylko kiwnął głową zabrał mi komórkę z dłoni i wyszedł na chwilę z pokoju. Gdy wrócił poczochrał mnie po włosach.
– Do końca tygodnia siedzisz w domu. Twój brat stwierdził, że tak będzie lepiej.
Uśmiechnąłem się na to szeroko.
– To świetnie.
– Jak będziesz chciał to jutro będziemy mogli pooglądać jakieś filmy. Teraz, skoro to załatwiliśmy, to ja spadam. – Posłał mi jeszcze jeden uśmiech i wyszedł z salonu.



Niko wrócił do domu koło godziny dwudziestej mocno zdenerwowany.
– Coś się stało? – zapytałem, zerkając z nad tabletu na niego.
– Oprócz tego, że moja dziewczyna zachowała się jak suka to nie – mruknął, po czym wyszedł z pokoju na chwilę by wrócić do niego z dodatkowa małą kołderką, poduszką i Filipkiem.
Chłopiec od razu ułożył się na materacu.
– Może na dziś się zamienimy? Żeby Filipek spał na łóżku.
– Nie martw się. Mogę iść skorzystać z łazienki czy wolisz iść pierwszy? – zapytał, przykrywając swojego braciszka.
– Spokojnie, poczekam.
Kiwnął głową i zniknął w łazience. Gdy tylko woda zaczęła się lać do pokoju wszedł Mikołaj.
– Chyba wreszcie z tą jędzą zerwie. To w jaki sposób doprowadza go do szału przechodzi jakiekolwiek pojęcie. Może wreszcie zmądrzeje.
– To nie do końca miłe. Znaczy, nie będzie miał złamanego serca? – zapytałem niepewnie.
– Przez Sylwię? Oczywiście, że nie. On jej nigdy nie kochał i mam wrażenie, że zaczyna to rozumieć. Poza tym jego serce już wybrało, a teraz się tylko męczy – powiedział, wzdychając ciężko.
Ucałował mnie w czoło jak moja mama, poprawił kołdrę Filipka i wyszedł z pokoju. Gdy Niko wyszedł z łazienki sam poszedłem wziąć prysznic. Dość długo mi zeszło, bo gdy wyszedłem okazało się że chłopak śpi. Filipek zdążył się już przekręcić bardziej w bok i ułożyć na torsie brata. Widok był urzekający. Widać było, że Niko ma mimo wszystko cierpliwość i rękę do dzieci. Uśmiechnąłem się i poprawiłem starszemu chłopakowi kołdrę. Położyłem się na łóżku. Byłem bardziej niż zauroczony Nikodemem. Po prostu się w nim zakochałem.

Nikodem

                Obudziłem się wcześnie rano, jak to miałem zresztą w zwyczaju. Mruknąłem gardłowo, przeciągając się. Gdy otworzyłem oczy z niezadowoleniem zauważyłem, że na zewnątrz wciąż jest ciemno. Nigdy nie lubiłem wstawać, gdy na dworze panował mrok. Wolałem jak słońce powoli budziło świat do życia. Lubiłem wtedy z kubkiem kawy przejść się po pastwisku, wśród rosy i koni, które w lecie były wypuszczane na noc. Gdy przychodziła jesień i zima piłem kawę w domu, po czym szedłem do stajni nakarmić konie. Potem budziłem Maćka i Filipka do szkoły. W międzyczasie wstawał również tato Mikołaj, który musiał wcześnie otworzyć swoją piekarnię. Tato przygotowywał dla chłopaków śniadanie, a ja pomagałem Filipkowi się ubrać i umyć.
                Dzisiaj natomiast nie miałem najmniejszej ochoty wstawać. Na zewnątrz było szaro i ponuro. Nad pastwiskiem unosiła się gęsta mgła. Mimo wszystko musiałem się podnieść. Obowiązki mnie wzywały. Ostrożnie przewróciłem Filipka na plecy, całą noc spał przytulony do mnie, po czym wstałem z materaca. Przeciągnąłem się ponownie i ruszyłem do łazienki wziąć szybki prysznic. Po umyciu się ubrałem na siebie czarne bryczesy, jakąś luźną koszulkę i czarny kangur. Wyszedłem z łazienki i po cichu opuściłem pokój, dając Filipkowi i Tristanowi pospać jeszcze z półtorej godziny. Miałem zamiar wykorzystać dzisiaj Tristana do pomocy na stajni. Nie zamierzałem mu pozwolić się obijać.
                Zszedłem na dół. Jak się okazało w kuchni już krzątał się tato Mikołaj. Ojciec miał to do siebie, że lubił sobie trochę dłużej pospać.
                – Dzień dobry, tato – przywitałem się z głośnym ziewnięciem, wchodząc do kuchni.
                – Cześć, synku – uśmiechnął się tato, zalewając kawę do dwóch kubków.
                – Czyżby jedna była dla mnie? – zapytałem, siadając przy stole.
                – Oczywiście – postawił przede mną kubek z parującym napojem.
                – Dziękuję. Co dzisiaj tak wcześnie? – zapytałem, obracając kubek w dłoniach.
                – Muszę jechać jeszcze do sklepu, a nie chcę się spóźnić z otworzeniem piekarni. Wiesz, że nasza pani sąsiadka zawsze jest u nas punktualnie – zaśmiał się.
                – Racja – przyznałem.
                – Co zamierzacie dziś robić z Tristanem? Ma zostać w domu do końca tygodnia, więc będziesz musiał mu zorganizować jakoś czas by nie rozmyślał o sytuacji w szkole.
                – Spokojnie, nie mam zamiaru pozwolić mu się obijać. Pomoże mi w stajni. Miałem dzisiaj wziąć Tweety’ego na spacer, więc pójdzie ze mną.
                – Dobrze, to ja się już zbieram. Maciek i Filipek śniadanie mają już włożone do śniadaniówek. Ojciec powinien za niedługo wstać, więc odwiezie ich do szkoły – powiedział tato, odkładając kubek po kawie do zlewu. – Pa, synku – pomachał mi, po czym wyszedł z kuchni.
                Gdy dokończyłem pić kawę wziąłem z lodówki dwie marchewki, włożyłem je do kieszeni i również wyszedłem z domu. Skierowałem się do stajni. Gdy wszedłem środka zapaliłem światło i skierowałem się do boksu Szamana. Przywitałem się z koniem i dałem mu jedną z marchewek. Drugą dałem Spotowi, który mocno się gimnastykował by tylko móc dosięgnąć marchewki. Gdy nakarmiłem resztę koni, a było ich dosyć dużo, wróciłem do domu by pobudzić młodzież do szkoły. Maciek już przyzwyczajony do wczesnych pobudek wstał bez problemu i obudził swojego chłopaka, ale Filipkowi musiałem trochę pomóc.
                – Filip – szepnąłem, nie chcąc obudzić Tristana. – Czas wstawać – powiedziałem, podnosząc chłopca na ręce.
                Młody mruknął coś pod nosem i zawiesił się na moim ramieniu. Wyszedłem z nim z pokoju i skierowałem się do pokoju jego i Maćka.
                – Filipek, budź się, bo się spóźnisz do przedszkola – powiedziałem, sadzając chłopca na łóżku.
                Mały przetarł oczka piąstkami, mrucząc niezadowolony pod nosem. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyciągnąłem z szafy ubranka dla brata. Pomogłem się małemu złośnikowi ubrać i zaprowadziłem go na dół do kuchni. Posadziłem przy stole i postawiłem przed nim miskę z płatkami.
                – Wcinaj – poleciłem.
                – Nakarmisz mnie? – mruknął cicho.
                Zaśmiałem się.
                – Taki dużo chłopczyk i chce by go karmić?
                Usiadłem obok niego i pomogłem mu zjeść płatki. W międzyczasie na dół zszedł ojciec. Świeżo po prysznicu.
                – Dzień dobry wszystkim – przywitał się. – Gotowi do wyjścia?
                – Tak – mruknął niewyraźnie Filipek.
                Ojciec zaśmiał się i pogłaskał młodego po główce.
                – Czyżby mój synek się nie wyspał?
                – On zawsze jest niewyspany – odezwał się Maciek.
                – Dobra, to skoro jesteście gotowi to zapraszam do samochodu.
                Pożegnałem się ze wszystkimi, po czym poszedłem na górę obudzić Tristana. Wszedłem do pokoju i podszedłem do łóżka, na którym spał chłopak.
                – Tristan? – dotknąłem jego ramienia. – Tristan, pora wstać.
                Chłopak otworzył oczy i przewrócił się na plecy.
                – Wstawaj, piegusie. Pomożesz mi dzisiaj w stajni.
                – Ale dlaczego tak wcześnie? – jęknął.
                – Wstawaj, a nie marudź. Za dziesięć minut widzę cię w kuchni. Zjesz śniadanie, a potem pójdziemy z Tweety’m na spacer – powiedział, po czym zostawiłem Tristana samego.


Tristan

Gdy zszedłem na dół Niko właśnie kończył jeść śniadanie. Ziewnąłem szeroko.
– O, jesteś już. Siadaj. Zrobiłem ci śniadanie – powiedział, podając mi talerz z kanapkami i herbatę z cytryną.
– Dziękuję – powiedziałem z uśmiechem. 
Rozmowa, podczas gdy ja jadłem była lekka. Po skończonym śniadaniu Niko zabrał mnie do stajni. Wyprowadziliśmy Tweety'ego. Chłopak pozwolił mi jechać na nim, a sam go prowadził. 
– Cieszysz się, że twój brat przyjeżdża? 
– Tak. Jestem bardzo podekscytowany. Cieszę się, że go zobaczę – powiedziałem z uśmiechem.
Nikodem prowadził nas spokojnie przez ścieżki.
– Idziemy tędy z jakiegoś powodu? 
– Tak. Tweety nie chodzi często. Jest wykorzystywany do ciągnięcia bryczki. Na takich ścieżkach bywa nerwowy i dość płochliwy. Chcę go tego oduczyć.
– Rozumiem. A jak ty i Szaman?
– Tata mnie nieźle męczy, ale dzięki temu idzie mi coraz lepiej.
Uśmiechnąłem się.
– A co z tobą?
– Co?
– Czujesz się już na siłach by dołączyć do kadry?
– Nie wiem… Znaczy, nie jestem pewny. 
– Spokojnie. Za jakiś czas ja wrócę do kadry, więc będę ci pomagać. Będzie dobrze.
Spojrzałem na niego nieśmiało.
– Dziękuję . Przestałeś mnie już nie lubić?
– Lubiłem cię przez cały czas, piegusku – powiedział, lekko dotykając mojego kolana.
I ta chwila nie uwagi kosztowała nas wpadnięcie na niewielkiego lisa, który przebiegł drogę. W następnym momencie Tweety przystanął gwałtownie, unosząc się lekko, a ja wylądowałem na Nikodemie. Upadliśmy na trawę. Spojrzałem na chłopaka lekko zaskoczony. Ten tyko zachichotał i zaczął mnie łaskotać.
– Powtórka z rozrywki, młody. Będziesz błagał o litość?
– Niko, proszę! Nie…! – krzyknąłem ze śmiechem. 
– Co mówiłeś, francuziku?
– Niko, Niko, proszę! – powiedziałem cicho zdyszany.
Ten moment zatrzymał wszystko. Spojrzałem w jego oczy z niedowierzaniem. Takie wyraźne, przyciągające. Zamrugałem zamroczony. Nikodem wpatrywał się we mnie, zaprzestając łaskotek. Jego oczy ciemniały z każdą chwilą. Zerknąłem na jego usta przygryzając niepewnie swoje i to była ostatnia rzecz nim zostałem pocałowany. Jego usta wpiły się w moje. Były ciepłe, miękkie i takie magnetyczne. Gdy poczułem jego dłonie wokół mojej tali wplotłem moje palce w jego gęste włosy i pociągnąłem lekko. Niko przygryzł lekko moją wargę, na co jęknąłem cicho i to był... koniec. Nikodem odsunął sie ode mnie gwałtownie z szeroko otwartymi oczami.

– O cholera…

6 komentarzy:

  1. Rewelacyjny rozdział, a końcówka była wręcz boska :)
    Cieszę się, że Niko powoli dogaduje się z ojcem, a nawet nazwał go tatą :)
    Wiedziałam, że prześladowcy Tristiana potrafią się tylko wyżywać na słabszych, a tak to uciekną, gdzie pieprz rośnie. Niko wspaniale zaopiekował się Tristianem, nawet niósł go na rękach :)
    Jestem ciekawa przyjazdu brata Tristiana i tego jak rozwiąże ten problem w szkole.
    Szkoda, że nie poznaliśmy trochę lepiej chłopaka Maćka.
    Końcówka wygrywa, ich pocałunek był przesłodki :) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i tego co się stanie :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No cholera, zgadzam się znowu torturujecie do nastepnego odcinka.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i zdradzil swoja dziewczyne. Nikodem to smiec i tak samo zdradzi Tristana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby samice nie zdradzały? :-)

      Usuń
    2. Dziewczyna Nikodema go nie zdradzila, wiec...

      Usuń
  4. Hej,
    w końcu powiedział bratu, i dobrze bo to by się jeszcze długo ciągnęło... och ten pocałunek...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)