Spotted Love
Rozdział 9
Nikodem
Filipek
siedział w wielkiej kałuży błota. Był cały brudny. Brudnymi dłońmi chciał
przetrzeć oczy, przez co podrażniał je piaskiem zawartym w błocie.
–
Filip! – Westchnąłem z niejaką ulgą. – Spokojnie, braciszku. Zaraz cię wyciągnę
– powiedziałem, ostrożnie ześlizgując się na dół.
Gdy
znalazłem się na dole od razu przytuliłem brata mocno do siebie. O mało co się
nie rozpłakałem.
–
Okropnie nas wszystkich nastraszyłeś – szepnąłem. – Bardzo się o ciebie
martwiliśmy.
–
Przepraszam! – wychlipał.
– To
nie twoja wina – powiedziałem, odsuwając się od niego. – Zabiorę cię stąd.
Możesz wstać?
– Nie.
– Pokręcił głową – Boli mnie noga.
–
Która?
– Lewa.
–
Chłopaki? Żyjecie? – krzyknął Maciek, który również podbiegł do dołu.
– Tak,
leć po ojca – poleciłem. – Spokojnie, młody. Wyciągnę cię stąd. Chwyć mnie
wokół szyi.
Ostrożnie
podniosłem brata i uniosłem do góry, sadzając na brzegu dołu. Następnie sam wydostałem
się z dołu, po czym ponownie wziąłem brata na ręce. W międzyczasie dotarł do
nas ojciec i reszta.
–
Filip! – Ojciec podbiegł do mnie i przejął ode mnie chłopca. – Moje dziecko… –
Przytulił go mocno. – Tak bardzo cię przepraszam, synku.
–
Powinniśmy go zawieźć na pogotowie. Boli go noga i prawdopodobnie jest
wyziębiony – powiedziałem, zdejmując z siebie kurtkę i nakładając ją na brata.
– Tak,
tak. Maciek, jedź przodem i powiedz tacie, że znaleźliśmy Filipa.
***
Na
pogotowiu na szczęście nie było dużo ludzi, więc zostaliśmy od razu przyjęci.
Wujek Konrad i Seweryn zostali w domu by przypilnować rodzinnego biznesu.
Filipka zabrali na badania. Tato poszedł razem z nim. Ja z ojcem, Maćkiem i
Kubą zostaliśmy w poczekalni. Siedziałem na krześle z odchyloną do tyłu głową i
uspokajałem nerwy. Ciszyłem się, że Filipkowi nic się nie stało. Jednak dalej nie
jestem w stanie zrozumieć jak ojciec mógł go zgubić.
Podniosłem się z krzesła i
przeszedłem się po korytarzu. Krew ponownie się we mnie wzburzyła. Nie
potrafiłem wybaczyć ojcu tego, że naraził Filipka na tak wielkie
niebezpieczeństwo. Zazgrzytałem zębami i odwróciłem się w jego stronę.
– To twoja wina – powieszałem
lodowatym głosem.
Błażej zdziwiony podniósł na mnie
wzrok.
– Nikodem?
– To przez ciebie teraz tu
siedzimy! Widzisz do czego doprowadziłeś?!
– Nikodem, nie zrobiłem tego
celowo, więc się uspokój.
– Ja mam się uspokoić? Nawet nie
masz pojęcia jak się o niego bałem! Przez twoją nieuwagę Filip mógł nawet
stracić życie!
–
Myślisz, że ja się o niego nie martwiłem?! Jestem jego ojcem! Nikt nie martwi
się tak jak rodzic o własne dziecko! Powinieneś się cieszyć, że nigdy nie
poczujesz takiego strachu o swoje dziecko! – krzyknął, po czym zamilkł, zdając
sobie sprawę z tego co powiedział.
Zacisnąłem
mocno wargi.
– Mam
się cieszyć, tak? – szepnąłem lodowatym tonem.
–
Nikodem, ja…
– Dość,
wychodzę – oznajmiłem, odwracając się do niego tyłem i kierując do wyjścia.
–
Nikodem, poczekaj! – krzyczał za mną ojciec, ale nie słuchałem go.
Opuściłem
budynek szpitala i skierowałem się na najbliższy przystanek autobusowy. Najchętniej
to pojechałbym do miasta, do jakiegoś baru, ale wiedziałem, że nie powinienem.
Do domu też nie chciałem wracać. Nie miałem ochoty tłumaczyć się wujkowi
dlaczego wróciłem. Postanowiłem pojechać do swojego chłopka. Miałem ogromną
ochotę ujrzeć jego piegowatą twarz.
Tristan
– Mère
(mamo), zostaw moje ubrania w spokoju. Ja je lubię.
– Tristan,
masz chłopaka i powinieneś ładnie wyglądać. Nicodème, na pewno to doceni.
– Naprawdę
to nie jest… – Nagle po domu rozniósł się
dźwięk dzwonka do drzwi.
Z
westchnieniem wyszedłem z pokoju i poszedłem otworzyć. Mój brat wyszedł do
restauracji po drugiej stronie ulicy zamówić nam kolację. Byłem pewny, że to
on. Jakież było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłem Nikodema przed drzwiami.
– Nikodem?
– Hej.
– Chłopak odchrząknął. Był wyraźnie podenerwowany. – Mogę wejść? Nie chcę wracać
dziś do siebie i pomyślałem… Ale jak nie to w porządku…
– Och,
to jest Nicodème? Może zostać – powiedziała moja mama, wychodząc na
przedpokój.
– Tak?
Dziękuję, mère (mamo). To ja zabiorę Nikodema do mojej sypialni.
Przyjdziemy na kolację. W porządku?
– Oui
(tak).
Nikodem
poszedł ze mną bez słowa. W mojej sypialni zdjąłem mu kurtkę i posadziłem go na
łóżku.
– Co
się stało? – zapytałem, przytulając go.
– Gdy
wróciłem do domu okazało się, że Filipek… – przełknął ciężko, a ja poczułem, że przechodzi mnie dreszcz.
– Coś
nie tak z Filipkiem?
– Okazało
się, że ojciec go zgubił. Więc od razu pojechałem z wszystkimi go szukać. Znalazłem
go w starej zapadniętej studni. Był wyziębiony i bolała go noga. Zabraliśmy go
do szpitala. Nie wiem co mu jest dokładnie, bo wyszedłem. Ja…
Widząc,
że jest coraz bardziej zdenerwowany musnąłem ustami jego policzek.
– Spokojnie.
Nie musisz mówić.
– Pokłóciłem
się z ojcem. To jego wina. Niby taki mądry, poważny i odpowiedzialny, a zgubił
sześcioletnie dziecko! – warknął. – Poza tym, to co powiedział w trakcie
kłótni… Przeciągnął strunę. Po prostu nie chcę dziś go widzieć.
– I
nie musisz. Zostaniesz tutaj. Moje łóżko jest duże. Chyba się zmieścimy, nie
sądzisz?
Niko
uśmiechnął się tylko z wdzięcznością i pocałował mnie w usta.
– Jacy
wy słodcy! – wykrzyknęła moja mama, pojawiając się w pokoju.
– Mamo!
Pukaj, gdy mam gości.
– Dobra.
Kolacja na stole. Możecie… Jak to powiedzieć… O, możecie to robić po jedzeniu.
– Ee,
co robić? – zapytałem zdezorientowany.
– No
to w czym wam przeszkodziłam.
Pokręciłem
tylko głową i zaprowadziłem Niko do jadalni. Kolacja minęła nam naprawdę miło. Mój brat zachowywał się wyjątkowo
wzorowo. Tata zagadywał Niko, a mama przyglądała mu się wyraźnie zadowolona. Po
posiłku, gdy pomogłem jej posprzątać, powiedziała tylko, że Nikodem jest idealnym
kandydatem dla mnie na przyszłość, a potem pozwoliła mi iść do siebie. Po
prysznicu położyliśmy się razem z Niko do łóżka.
– Co
z jutrem?
– Wrócę
do domu. Ale nie mam zamiaru rozmawiać z ojcem. To, że ostatnio mieliśmy wywieszoną
biała flagę nie znaczy, że mógł powiedzieć… coś takiego.
Od
razu chciałem zapytać, co takiego powiedział, ale Niko mi przeszkodził.
–
Nie pytaj, nie chcę o tym mówić.
Kiwnąłem
głową i pocałowałem go w policzek nim ułożyłem głowę na jego piersi.
– W
porządku. Rozumiem. Jeśli chcesz mogę jutro pojechać z tobą.
– Tak,
dziękuję, Tristan. Kocham cię.
Uśmiechnąłem
się szeroko.
– A
ja ciebie. Dobranoc, Niko.
– Dobranoc.
Nikodem
– Co z
Filipem? – zapytałem taty.
Rano
postanowiłem do niego zadzwonić by dowiedzieć się co z moim bratem. Tristan
jeszcze spał. Nie był tak jak ja porannym ptaszkiem. Podczas mojej rozmowy z
tatą on spał rozwalony na całej szerokości łóżka, pochrapując co chwilę.
– Po
prześwietleniu okazało się, że ma skręcona kostkę. Oprócz tego był wyziębiony,
więc na dniach mogę się spodziewać, że rozłoży go jakaś choroba – mruknął
niemrawo Mikołaj. – Nikodem, Maciek mi powiedział, dlaczego wyszedłeś ze
szpitala. Synku, wiesz przecież jaki jest ojciec. W nerwach mówi tyle głupich
rzeczy.
–
Głupich? A może on ma rację?
– Nie
opowiadaj głupot, dziecko – zbeształ mnie. – Jesteś jego najstarszym synem i na
pewno również i jego po części boli to, że nie będzie miał szybko wnuków.
Zaśmiałem
się cicho.
– O
której wrócisz do domu?
– Przed
południem na pewno.
– To
dobrze, bo lekarz kazał Filipowi leżeć, a ten koniecznie się uparł by leżeć z
tobą. Nawet towarzystwem ojca pogardził.
–
Powiedz mu, że jak będzie grzecznie leżał to przywiozę mu żelki.
– Okay.
Ja kończę. Muszę się brać za szykowanie obiadu. Do zobaczenia, synku.
– Pa,
tato – powiedziałem i rozłączyłem się.
Odłożyłem
telefon na stolik i odwróciłem się w stronę Tristana. Nadal spał. Uśmiechnąłem
się i przeczesałem jego włosy dłonią. Rudy pokręcił uroczo nosem. Pochyliłem
się na nim i pocałowałem w skroń.
–
Kocham cię – wyszeptałem.
Grudzień
– Niko!
Podnieś mnie! – powiedział Filip, trzymając w dłoniach dużą, białą, błyszczącą
gwiazdę.
Tydzień
przed świętami postanowiliśmy ubrać choinkę. Jak co roku ojciec kupił do salonu
ładnie pachnącą, żywą choinkę. Najbardziej zapalony do ubierania jej był
oczywiście Filip, przez co również i ja, a najmniej Maciek, który dla
przyzwoitości siedział w salonie i przyglądał się nam.
Podniosłem
brata, a ten nałożył gwiazdę na czubek choinki.
– Pięknie – skomentowałem, stawiając brat z
powrotem na dywanie. – Choinka ubrana, idź się bawić.
Sam
usiadłem obok Maćka i zerknąłem w ekran jego komórki.
–
Oderwałbyś w końcu wzrok od tej komórki – powiedziałem, czochrając jego włosy.
–
Zostaw. Zajmij się czymś, może zaproś Tristana na bzykanko to się uspokoisz
choć trochę, bo ostatnio jesteś nie do wytrzymania.
– Po
prostu jestem szczęśliwy. To nie znaczy, że jestem nie do wytrzymania. I
przestań mówić o stosunkach przy Filipie.
– Oj,
wybacz – przewrócił oczami.
–
Ogarnij się młody, a Tristan i tak powinien zaraz tu być. Tata zaprosił go na
obiad.
– A co
będzie na obiad? Jestem już okropnie głodny.
Zaśmiałem
się.
–
Maciek, ty zawsze jesteś głody i na okrągło coś jesz. Jak to jest, że nie
tyjesz?
–
Szybko trawię?
–
Pewnie tak.
Nagle
usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Podniosłem się i poszedłem otworzyć. Byłem
pewny, że to Tristan.
–
Cześć, piegusku – przywitałem się z nim, całując go krótko na powitanie.
– Hej –
uśmiechnął się i wszedł do środka. – Co tam?
– Po
staremu. Właśnie skończyliśmy ubierać choinkę, więc zaraz pewnie przyleci tu
Filip. Na pewno będzie chciał ci ją pokazać – powiedziałem, otrzepując jego
włosy ze śniegu.
–
Bardzo chętnie ją zobaczę.
Przeszliśmy do salonu gdzie, tak
jak podejrzewałem, Filip od razu wziął Tristana w obroty. Najpierw pokazał mu
choinkę, a później poprosił by się z nim pobawił. Rudy idealnie wkupił się w
moją rodzinę. Maciek został jego przyjacielem, dla Filipka był swego rodzaju
niańką, a mój tato go ubóstwiał. Ojciec też bardzo go lubił. Z Sylwią nigdy tak
nie było.
–
Dzieci! Chodźcie na obiad! – zawołał tato z kuchni.
–
Wreszcie! – powiedział Maciek i jako pierwszy poszedł do kuchni.
–
Największy głodomór w całym domu? – zapytał Tristan.
–
Dokładnie – potwierdziłem. – Za to Filip to prawdziwy niejadek, ale dzisiaj
tato zrobił spaghetti, więc grzecznie zjesz, prawda? – zwróciłem się do brata.
Chłopiec pokiwał głową, po czym
wstał i poszedł za Maćkiem do kuchni. Ja i Tristan również się tam
skierowaliśmy. Lubiłem patrzeć na swoją rodzinę siedzącą przy jednym stole.
Wiedziałem, że wtedy wszystko jest na swoim miejscu.
Tristan
– Tristan,
może ja ci dołożę jeszcze makaronu? Co ty na to?
– Nie,
ja podziękuję. Chyba bym pękł gdybym zjadł coś jeszcze.
– Ale
przecież ty ledwo co skubnąłeś!
–
Tato, daj mu spokój. Skoro mówi, że więcej nie da rady to go nie
zmuszaj. – Odezwał się w mojej obronie Nikodem, widząc, że Mikołaj nie
chce dać za wygraną.
– Zamiast
mu przytakiwać sam powinieneś go namawiać by zjadł więcej. Patrz jaki ten twój
chłopak chudy.
Niko
tylko zachichotał i podał mi talerzyk z sernikiem.
– Sernik
wciśniesz? Wtedy tata da ci spokój.
– No
niech będzie.
Mężczyzna
westchnął ciężko, więc od razu wziąłem się za sernik. Obiad był cudowny jak
zawsze. Wszyscy w domu Nikodema mnie lubili, więc czułem się dobrze w ich
towarzystwie. Mikołaj miał do mnie szczególną sympatię, uważając, że dzięki
mnie pozbył się Sylwii z życia Nikodema. A mówiąc o niej, to ta dziewczyna ma
chyba szósty zmysł. Gdy tylko o niej pomyślałem ktoś zadzwonił do drzwi i
okazało się, że to właśnie ona.
– Czy
mogłabym poprosić Nikodema, na krótką rozmowę? – Słychać było wyraźnie słowa dochodzące
z przedpokoju.
– Już
po niego idę.
– Dziękuję
panu. Poczekam na zewnątrz – powiedziała dziewczyna nim pan Błażej zamknął jej
drzwi przed nosem.
– Nikodem,
przyszła do ciebie twoja była. Idź dowiedz się czego chce i niech stąd idzie bo
psuje wszystkim humor.
– Mnie
sam jej głos przyprawia o niestrawność – powiedział Mikołaj z przesadnie
wyprostowaną postawą i krzywą miną.
Nikodem
parsknął lekko, podnosząc się z miejsca.
– Nie
musisz nic demonstrować, tato. Rozumiem.
Niko
wyszedł na zewnątrz, a wszyscy prawie westchnęli ciężko, na co nie mogłem się
nie zaśmiać.
– Widzę,
że wszyscy są zgodni.
– Ta,
bo ta głupia su…
– Maciek!
– Głupia
była Nikodema będzie coś kombinować. Miała szansę mieć naprawdę dużo pieniędzy
nie pracując, więc wiesz.
Mina
mi zrzedła na myśl, że Niko mógłby być znów z nią. Dokończyliśmy jeść i gdy
chciałem już zacząć wszystko zbierać do domu wrócił Nikodem.
– Co
za kretynka! Co ona sobie w ogóle myślała? Głupia suka!
– Nikodem,
wyrażaj się i powiedz, co się stało? – powiedział Mikołaj, dotykając ramienia
chłopaka.
– Powiem
ci później – powiedział i pomógł mi pozbierać naczynia, które wspólnie pomyliśmy.
Większość
popołudnia bawiłem się z Filipkiem i pogadałem trochę z Maćkiem. Gdy wieczorem
leżeliśmy już z Nikodemem w jego łóżku odezwałem się niepewnie, przytulając się
do niego.
– Teraz,
po takim czasie nie zostawiłbyś mnie dla niej, prawda? – zapytałem niepewnie.
Uścisk
chłopaka się wzmocnił. Pocałował mnie w czoło i przejechał pokrzepiająco dłońmi
po moim ramieniu.
– Oczywiście,
że nie. A teraz śpij, piegusku. Dobranoc.
Nikodem
Tydzień później
– Ale się najadłem wczoraj! – oznajmił Maciek,
padając na kanapę w salonie.
– Myślałem, że lubisz jeść. – Zaśmiałem się.
– Bo lubię, ale wczoraj chyba przesadziłem. Tato
zrobił więcej niż dwanaście wigilijnych dań. – Odetchnął ciężko.
Wczoraj była wigilia, która spędziliśmy w gronie
całej rodziny. Przyszli do nas Seweryn z Konradem i dzieciakami. Przy stole
było bardzo miła i rodzinna atmosfera. Zapomniałem o wszystkich męczących mnie
problemach i co najważniejsze dogadałem się z ojcem… znowu.
– Chyba już do końca życia nie spojrzę na makowiec –
mruknął brat, masując się po brzuchu. – No może do jutra – dodał po chwili, a
ja parsknąłem śmiechem.
– A jutro znowu najesz się makowca i będziesz
zarzekał, że przez to przytyjesz. – Przewróciłem oczami.
– Mam nadzieję, że nie, bo jeszcze gumka od pończoch
mi pęknie.
– Dobrze, że Tristan nie ma takich problemów.
– Skąd wiesz? – Poruszał brwiami, patrząc na mnie
znacząco.
– Spadaj młody!
– A tak właściwie to gdzie on jest? Nie zaprosiłeś
go?
– Zaprosiłem, ale nie do domu i nie teraz tylko na
wieczór.
– Uu… Czuję, że coś się święci. – Zrobił wielkie
oczy.
– Coś, co dla ciebie jest zakazane, młody. – Poczochrałem
go po włosach i wstałem z kanapy.
Skierowałem się do przedpokoju gdzie ubrałem się
ciepło, po czym wyszedłem z domu. Udałem się do stajni. Trochę dziwnie się
czułem, przygotowując urocze gniazdko na pierwszy raz Tristana. Sam ledwo
pamiętałem swój pierwszy raz. Chciałem by Tristan zapamiętał swój pierwszy raz.
Ze mną. Wybrałem na tę okazję wyjątkowe dla mnie miejsce.
Wszedłem
do stajni i od razu skierowałem się w stronę drewnianych schodów na strych
gdzie trzymaliśmy wielkie bele siana. Było tam oświetlenie. Słabe, ale to może
i lepiej. Dodawało romantycznego klimatu. Na pierwszy rzut oka, gdy się weszło
na strych można by pomyśleć, że nie da się dalej przejść, bo droga jest zatorowana
przez bele siana, ale tak naprawdę między belami dało się łatwo przecisnąć. Tak
zrobiłem. Znalazłem się w półokrągłym pomieszczeniu otoczonym z każdej strony
przez siano. Dziś rano, gdy przyniosłem tu wszystkie potrzebne rzeczy
rozwiesiłem dookoła czerwone lampki choinkowe. Przyniosłem tu czerwone wino,
dwa kieliszki, parę koców, poduszki i cienką kołdrę. Siano zatrzymywało ciepło,
więc nie martwiłem się o temperaturę. Zresztą po wszystkim i tak powinno nam
być ciepło. Gumki i lubrykant schowałem między poduszkami. Trochę się stresowałem.
Nie wiedziałem, dlaczego. Może bałem się, że coś nam nie wyjdzie. Mój jeden zły
ruch mógł wszystko zepsuć.
Zerknąłem na zegarek. Do przyjazdu Tristana zostały
mi dwie godziny. Rozejrzałem się i upewniwszy się, że wszystko jest w porządku
wróciłem do domu przyszykować się na przyjazd mojego chłopka. Wziąłem długi,
relaksujący prysznic, po czym ubrałem się i nie pozostało mi nic więcej jak
poczekać na Tristana.
***
– Cześć, Niko! – przywitał się Tristan, wchodząc do
mojego domu.
– Witaj, kochanie. – Pocałowałem go w skroń. – Jak
tam po świętach?
– Objadłem się. Brzuch mi okropnie zaokrągliło.
Zaśmiałem się i pochyliłem nad jego uchem.
– Będę miał co dzisiaj całować – wyszeptałem i
poczułem jak chłopaka przeszły dreszcze. – Chcesz wchodzić do środka czy może
od razu pójdziemy w miejsce gdzie zamierzasz stracić ze mną dziewictwo, hm? – Chwyciłem
go delikatnie za pośladki, na co sapnął.
– Może chodźmy od razu?
– Taka odpowiedź mi się podoba – uśmiechnąłem się.
Zaprowadziłem go do stajni na strych. Pokazałem
przejście między belami siana i uwite przeze mnie romantyczne gniazdko.
– Jej, ale tu ładnie. Sam to wszystko przygotowałeś?
– Tak. Chcę byś zapamiętał ten wieczór na zawsze –
powiedziałem, przytulając go i całując lekko w usta. – Jesteś pewny, że chcesz
to zrobić?
– Tak, z kim jak nie z tobą? – Objął mnie rękami
wokół szyi. – Może to ty nie chcesz mnie?
– Jak mógłbym cię nie chcieć?
Pocałowałem go delikatnie w usta. Chłopak z chęcią
odpowiedział na pocałunek, pogłębiając go. Zamruczałem z aprobatą i objąłem
chłopaka za pośladki. Uścisnąłem je mocno, na co Tristan westchnął.
– Napijmy się wina na rozluźnienie – zaproponowałem,
ciągnąc go w dół na koce.
Rudy przytaknął i usiadł obok mnie. Uśmiechnął się
promiennie i pocałował mnie w policzek.
– Kocham cię – wyszeptał przy moim policzku.
– Ja ciebie też, piegusku.
Sięgnąłem po butelkę wina i zręcznie ją odkorkowałem.
Nalałem wina do dwóch kieliszków. Jeden podałem Tristanowi, który z lekkim
wahaniem przyjął go ode mnie.
– Rzadko pijam alkohol – przyznał, biorąc mały łyk
wina.
– Dzisiaj możesz. – Uśmiechnąłem się i również się
napiłem. – Rozluźnij się. Nie musimy się spieszyć. Mamy dużo czasu.
Tristan odstawił kieliszek na bok i uśmiechnął się
uroczo, po czym przysunął się do mnie, i objął mnie rękami za szyję. Odłożyłem
kieliszek i objąłem go. Pocałowaliśmy się. Pozwoliłem Tristanowi na chwilowe
przejęcie kontroli nad pocałunkiem. Popchnąłem go lekko, zmuszając do położenia
się na posłaniu.
– Dobrze całujesz – mruknąłem, gdy oderwaliśmy się od
siebie.
– Miałem dobrego nauczyciela. – Mrugnął do mnie.
Zaśmiałem się i ponownie go pocałowałem. Tym razem
przejąłem kontrolę nad pocałunkiem. Moje dłonie zakradły się pod materiał jego
koszulki. Opuszkami palców przejechałem po jego brzuchu. Tristan poruszył
mięśniami brzucha, wprawiając je w ruch. Przesunąłem dłonie wyżej, zahaczając
palcami o jego sutki. Chłopak sapnął w moje usta. Zdjąłem jego koszulkę i
prawie od razu przyssałem się do jednego z nich. Tristan wstrzymał powietrze
zaskoczony, po chwili wypuszczając je ze świstem. Uśmiechnąłem się pod nosem i
delikatnie ugryzłem różowy guziczek.
– Nikodem, psiaku. – Zachichotał rudy, wczepiając
dłoń w moje włosy.
Zawarczałem, udając psa i przeniosłem się na drugi
sutek. Drugą różową kuleczkę również pomęczyłem przez chwilę, po czym
przeniosłem usta na płaski brzuch rudzielca. Młody sapnął i zaczął masować
dłońmi skórę na mojej głowie. Schodziłem z pocałunkami coraz niżej. Na dłużej
zatrzymałem się przy pępku. Dłonie wsunąłem za gumkę dresowych spodni chłopaka
i zsunąłem je za jego tyłek. Tristan miał na sobie białe bokserki, pod którymi
wyraźnie odznaczała się erekcja chłopaka. Przejechałem po niej palcem. Tristan
uniósł biodra, domagając się więcej. Pochyliłem się i pocałowałem jego członek
przez bieliznę, po czym przejechałem językiem po całej jej długości. Rudy
sapnął sfrustrowany i sam chwycił za gumkę bokserek, i pociągnął je w dół. Spod
materiału wyskoczył średniej wielkości, jak na nastolatka, penis z różową
główką.
– Ktoś się niecierpliwi. – Zaśmiałem się.
Tristan burknął coś pod nosem, ale nie skomentował.
Chwyciłem dłonią trzon członka, a na różowej główce złożyłem pocałunek. Tristan
nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Odetchnął jedynie głośno i odchylił
bardziej głowę w tył. Zsunąłem do końca jego spodnie wraz z bielizną i
odrzuciłem na bok.
– Nie obraziłbym się gdybyś chodził nago codziennie.
Masz wspaniałe ciało – powiedziałem, kładąc się między jego nogami.
– Nie byłbyś zazdrosny o to, że inni też by mnie
oglądali?
– Oczywiście, że bym był. Dlatego wywiózłbym cię
wysoko w góry gdzie nikt by nas nie znalazł.
– Ależ to romantyczne. – Zaśmialiśmy się.
– Obiecuję ci, że ta noc będzie najlepszą w twoim
życiu.
– Już jest – szepnął, po czym pocałował mnie mocno.
Po tych słowach byłem pewny, że nie popełniłem tamtej
nocy żadnego błędu i spełniłem oczekiwania Tristana.
Tristan
Pierwsze
co dotarło do mojej świadomości po przebudzeniu było uczucie ciepła, a potem głosy
dobiegające z… dołu? Niepewnie uchyliłem jedno oko i pierwsze, co zobaczyłem to
tors Nikodema. Od razu sobie przypomniałem poprzedni wieczór oraz noc. Ale to
nie wyjaśniało tego co słyszałem.
– …czemu
nie?
– Bo
jesteś nieletni. Poza tym, obudzisz ich już ja cię Maciek znam.
I
wszystko było jasne. Mikołaj i Maciek byli na dole i rozmawiali. Z tego co
zrozumiałem Mikołaj miał zamiar tu wejść. Zerknąłem w dół czy na pewno z
Nikodemem jesteśmy dobrze okryci, a następnie zamknąłem oczy. Ciche kroki i westchnienie.
– O,
matko. Oni są tacy uroczy. Błażejowi by szczęka opadła gdyby usłyszał, że jego
syn jest jego wierną kopią. Zabrał swojego chłopaka w to samo miejsce, co
kiedyś on mnie.
Chichot,
a potem jakiś cichy stukot i znowu kroki. Jeszcze cicha rozmowy na dole i
cisza. Westchnąłem i jeszcze bardziej wtuliłem się w Nikodema.
– Nie
lubię, gdy porównuje mnie do niego. Wiem, że jestem podobny do Błażeja, ale
przez te nasze ciągłe sprzeczki ja… Sam nie wiem.
Uchyliłem
oczy i spojrzałem w ciepłe oczy Nikodema.
– Nie
śpisz?
– Już
od dawna. Patrzyłem jak ty śpisz, piegusku – powiedział i pochylił się by pocałować
mnie w usta.
Delikatnie,
czule, udowadniając mi, że się nie pomyliłem i dobrze zrobiłem, pozwalając mu
na to by to on zrobił to ze mną pierwszy raz.
– Wariat.
A co do porównywania cię do pana Błażeja to… Jesteś do niego podobny. Szczególnie
z wyglądu. No i możesz się na niego złościć, ale widać, że on dba o swoją
rodzinę. A ty zachowujesz się tak samo wobec swojego rodzeństwa.
– Może
i masz rację – mruknął, chowając twarz w mojej szyi, gdy mnie przytulił. – Tata
przyniósł nam śniadanie – powiedział, po
chwili podnosząc się z miejsca.
Podszedł
do wejścia na stryszek by zabrać tacę z jedzeniem i sokiem. Postawił ją między
nami, a potem z uśmiechem wziął jedną z cząstek pomarańczy i wysunął w moją
stronę.
–
Otwórz usta.
Z
lekko zarumienionymi policzkami uchyliłem usta. Na języku poczułem lekko kwaśny
posmak pomieszany ze słodyczą pomarańcza, a następnie ciepłe usta Niko na moich. Całe
śniadanie składało się z tostów, do których mogliśmy wziąć dżem lub miód. Były
owoce oraz jogurty. Zdrowo, słodko i sycąco.
– Tato
jest najlepszy – powiedział z chichotem, opadając na koc i ciągnąc mnie za sobą,
gdy już zjedliśmy.
– Tak.
Mikołaj umie świetnie gotować i jest bardzo miły.
– Och,
uwierz mi, że nie zawsze. Po prostu ciebie lubi. Gdyby tak nie było byłby o
wiele gorszy – powiedział, całując mnie w głowę.
– Aha…
No to dobrze dla mnie – powiedziałem, po czym umilkłem na chwilę. – Kocham cię,
Nikodem.
– Ja
ciebie też, piegusku.
Uśmiechnąłem
się tylko na to i ułożyłem wygodnie obok niego.
– To
co dziś robimy?
– Co
robimy? Na razie siedzimy tutaj i cieszymy się sobą, bo gdy tylko pójdziemy do
mnie, moja rodzina mi cię nie odda – powiedział z radosnym błyskiem w oku.
– Przyznaj,
ten stan rzeczy ci nie przeszkadza.
– Oczywiście,
że nie – powiedział z uśmiechem. – Cieszę się, że cię akceptują, bo cię kocham
i chcę byś był w moim domu domownikiem, a nie intruzem.
Słysząc
to pocałowałem go w policzek z uśmiechem.
– Dziękuję,
Nikodem. I wiesz, co? Faktycznie możemy tu jeszcze posiedzieć. Tylko we dwoje… – „We dwoje już na zawsze”, przemknęło mi przez myśl
nim pozwoliłem się objąć i ułożyć z powrotem na sianie.
Zapowiadał
się naprawdę miły i leniwy dzień.
Nie no czekałam na bardziej pikantne scenki, ale i tak świetne i nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńDziś mam siłe tylko na :-)
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
OdpowiedzUsuńWeny
Szczerze spodziewałam się jakiejś tragedii po ostatnim rozdziale, ale cieszę się, że Filipkowi się nic nie stało :)
OdpowiedzUsuńPo gorących scenach w ostatnich rozdziałach pomiędzy Niko i Tristianem spodziewałam się gorącego pierwszego razu, ale tak też mi się podobało, było tak romantycznie :)
Sylwia pewnie powiedziała, że jest w ciąży, co nie?
Dlaczego akcja tak szybko płynie?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę, że nic poważniejszego nie stało się Filipkowi... co chciała Sylwia?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia